Wysłany: Wto Sty 03, 2017 1:52 pm Sat-Okh Stanisław Supłatowicz
Zmarł w 2003 r., dosłownie kilka tygodni przed powstaniem Forum Dawny Gdańsk. On sam twierdził, że urodził się w Kanadzie jako syn indiańskiego wodza i Polki. Są tacy, co uważają go za mitomana i usilnie tropią niejasne fragmenty w jego biografii. Jednocześnie w ankiecie przeprowadzonej w 2005 roku na stronie Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian, 62% uczestników uznało, że "od tego, gdzie się urodził, ważniejsze jest, jakim był człowiekiem i twórcą".
Szukałem więc wspomnień ludzi, którzy go znali i pamiętali. Trafiłem na przykład na fajny cytat (lekko poprawiona pisownia)
Cytat:
Moje zetknięcie się z Satem datuje się na ok 1966 r. (…) wówczas w młodzieżowych programach prowadził wspaniałe audycje o tematyce indiańskiej. Chłonęliśmy jego opowieści z rozdziawionymi gębami (jak maski w samochodzie Warszawa) i właśnie on spowodował powstanie grupek dzieciaków i młodzieży, które zaczęły chronić przyrodę, żyć w zgodzie z naturą, przerodziło to się w wielki ruch i trwało kilkanaście lat. Pamiętam, ze pojawiał się na ekranie w indiańskim stroju, w pióropuszu, przy akompaniamencie bębenka śpiewał pieśni, później były opowieści, jak tam się żyło, a później rzucał lassem, nożem, czy toporkiem i zawsze trafiał w drewniany słup w swoim domu!!!! jakże mu tego zazdrościłem, w wieku ok 6 lat próbowałem zrobić to samo i też w domu, zamiast toporka maminy tasak, zamiast słupa meblościanka kuchenna, 1-2 razy trafiłem. Sat miał ponoć trochę „czerwoną skórę”, ja też miałem tyle, że na tyłku... I myślę, ze właśnie Sat miał tak wielki wpływ na moje obecne życie, co przejawia się samotnym 1-3 tygodniowym grasowaniem w canoe, czy kajaku, po dzikich wertepach Mazur, Warmii, czy Kaszub właśnie według ścisłych wskazówek Sata: szanuj rzeki, lasy, jeziora i zwierzęta, a wówczas one odpłacą Ci tym samym.
A może wśród forumowiczów są osoby, które mają własne wspomnienia o tym człowieku? Macie? Podzielcie się, please
Moje wspomnienia niewiele wniosą, ale był u nas w SP 45. Nie pamiętam żadnych szczegółów, ale ogólne silne, pozytywne emocje. Musiał być dobry w tym co robił skoro do dzisiaj pozostało to wspomnienie. Przypuszczalnie to nie tylko skutek tamtego spotkania (ok. 57 rok), ale i ja sporo wolnego czasu spędzałem na spływach dzikimi rzekami, włóczęgach po odludnych ostępach, biwakach (często pod gołym niebem) w urokliwych zakątkach. Napisałem "spędzałem", ale wcale jeszcze nie kapituluję
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum