Wysłany: Wto Maj 01, 2007 6:31 pm Czy naprawdę była taka ulica?
Zdaję sobie sprawę z tego, że zagadka moja jest raczej nie do rozwiązania - zbyt mało danych Potraktujcie ją więc raczej jako ciekawą (?) anegdotkę, być może opartą na faktach...
Opowiadał mi ją mój znajomy, wówczas aktor Teatru Wybrzeże, p. Zenon Burzyński. Otóż gdzieś na przełomie lat 70/80 zespół teatru bawił na gościnnych występach w ówczesnym Leningradzie. Mój znajomy, p. Zenon, postanowił przy tej okazji załatwić również sprawę prywatną.
W tamtym czasie jednym z niewielu elektronicznych zegarków naręcznych dostępnych w sklepach sieci Jubiler był pewien produkt "Sdjełano w CCCP". Zegarek ten cechował się między innymi tym, że nijak nie można było zdobyć do niego baterii. P. Zeniu, szczęśliwo - nieszczęśliwy posiadacz tego cudu techniki cały pobyt w Leningradzie podporządkował temu jednemu celowi - zdobycie zapasowej baterii Sam wprawdzie językiem naszych wschodnich sąsiadów nie władał ani-ani, od czegóż jednak ma się przyjaciół! W zespole był również Jerzy Kiszkis, dla którego język rosyjski nie był obcy. Wybrali się wobec tego w dwójkę do miasta w poszukiwaniu rzeczonej baterii. Tak trafili do jakiegoś Uniwermag'u, gdzie jak wieść gminna niosła, takie bateryjki powinny być dostępne. Okazało się, że i owszem są, ale aby je kupić potrzebna jest osobista zgoda samego dyrektora Co było robić - obydwaj panowie udali się do jakiejś kanciapy, gdzie za połamanym biurkiem siedział jakiś jegomość. Zaczęła się rozmowa. Od słowa do słowa, okazało się, że ów jegomość jest byłym radzieckim wyzwolicielem Gdańska. I w tym miejscu rozpoczyna się jego opowieść. Otóż w dniu kapitulacji Niemców, nasz radziecki bohater przepełniony radością tego faktu napisał kredą na murze: "tu byłem ja, imię, nazwisko". Niestety to imię i nazwisko nie jest mi znane i to jest w zasadzie przedmiotem tego postu. Ale o tym potem. Wojna się skończyła, ów Rosjanin powrócił do domu, do Leningradu. Po latach, gdzieś w latach sześćdziesiątych jak mniemam urządzano wycieczkę radzieckich kombatantów do Polski, a między innymi do Gdańska. Znalazł się na niej i bohater mojej anegdoty. Zapragnął odnaleźć też i to miejsce, gdzie zastał go koniec wojny. Nie było z tym problemu; było to gdzieś w okolicy stoczni. Ku swojemu osłupieniu zauważył, że ulica ta nosi taką nazwę jak brzmi jego nazwisko! Najprawdopodobniej pierwsi administratorzy wyzwolonego Gdańska mieli obowiązek zastąpić niemieckojęzyczne tabliczki nazw ulic, tabliczkami polskojęzycznymi. I w ten sposób napis sporządzony kredą stał się oficjalną nazwą ulicy.
Teraz wreszcie czas na zagadkę. Czy rzeczywiście jeszcze w latach sześćdziesiątych była w okolicy stoczni jakaś ulica z rosyjskim nazwiskiem w nazwie? Może było ich więcej? A może to wszystko wymyślił sobie ten Rosjanin?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum