2 maja 1994 roku około godz. 19:00 miała miejsce największa katastrofa w ruchu lądowym w Polsce. Autobus liniowy Polskiej Komunikacji Samochodowej, jadący z Kartuz do Gdańska w miejscowości Kokoszki uderzył w drzewo, w wyniku czego śmierć poniosły 32 osoby a 52 zostały ranne.
Bezpośrednią przyczyną było pęknięcie prawej przedniej opony autobusu, w wyniku czego został on ściągnięty na prawą stronę i wbił się w przydrożne drzewo.
Nie bez znaczenia było też przeciążenie autobusu o 27 osób ponad dozwoloną normę.
Miejsce katastrofy wyglądało jak po wybuchu bomby a w środku pojazdu tkwiło drzewo. Cudem ocalonemu kierowcy postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku. W stan oskarżenia postawiono również mistrza stacji obsługi i zastępcę dyrektora PKS-u w Gdańsku.
Jak wykazały ekspertyzy główną przyczyną pęknięcia opony, było jej wadliwe magazynowanie. Wyroki, które zapadły w tej sprawie, zostały wydane w zawieszeniu.
O tym tragicznym wydarzeniu opowiadają w programie strażacy biorący udział w akcji ratunkowej, pasażerowie autobusu, policjanci prowadzący śledztwo, prokurator oraz świadkowie zdarzenia.
Na program składają się również materiały archiwalne zrealizowane przez TVP Gdańsk i amatorski film zarejestrowany w systemie VHS.
W tym wypadku zginęła dziewczyna z równoległej klasy na tydzień przed maturą. :(
A ten dzień (a w zasadzie dla mnie noc) pamiętam dobrze. Kolega który wówczas pracował jako dj w Radiu Plus często miał nocne dużury (podczas których jedynie emitował muzykę, bez słowa komentarza). Kiedy miał pilną pracę na komputerze zabierał mnie ze sobą i cały "cieżar" puszczania muzyki spadał na mnie. Tak stało się i tej nocy z 2 na 3 maja... Ale tej nocy (zgodnie z ogłoszoną żałobą) puszczałem jedynie "najsmutniejsze" piosenki...
_________________ Frakcja Miłośników Niewygodnych Kin
--------------------------------------------------------------------------
Až dojde moja poslední hodina, pochovajte mňa do bečky od vína
--------------------------------------------------------------------------
Tego wieczoru a raczej tej właśnie nocy miało miejsce spotkanie naszego roku. Po "latach tylu a tylu" - w starym gronie.
Przyjechały baby z różnych stron świata, te najserdeczniejsze i od wagarów i od zakuwania po nocach do egzaminów. Nie dojechała tylko jedna. Z Kartuz właśnie.
Rano znalazłyśmy ją w Akademii. Kosztowało nas to cały ranek ( bo dopiero wtedy się dowiedziałyśmy o tragedii) szaleńczych telefonów do telewizji gdańskiej (relacjonował tragedię jeden z naszych kolegów ze studiów). I co najgorsze, nikt nie pamiętał jej nazwiska po mężu! W końcu znalazłyśmy ją w Akademii. Staranowałyśmy niemal lekarza dyżurnego. Żyła.
I żyje.
Nie stało się nic takiego – złamana szczęka, ręka i miednica….
W sumie – pestka!
Przeżyła, bowiem ustąpiła miejsca jakiejś kobiecie. A sama stanęła w tyle autobusu z blachą ciasta i butelką wódki na imprezę pod pachą…
Dawno nie cieszyłam się tak, jak wtedy, kiedy zobaczyłam, że żyje i jak usłyszałam, że najbardziej martwi ją brak pomadki do ust….
_________________ Gdańszczanka
* * *
...ze słońcem w kieszeni i chmurą gradową...
...i mściwym toporem krzyżackim....
Historia jak z filmu... Te dwa plany - wy bawiący się i z drugiej strony ludzie w autobusie... naprawdę podziałała Twoja opowieść Kasiu na moją wyobraźnię...
Przeżyła, bowiem ustąpiła miejsca jakiejś kobiecie.
W "mojej" historii było akurat odwrotnie.
_________________ Frakcja Miłośników Niewygodnych Kin
--------------------------------------------------------------------------
Až dojde moja poslední hodina, pochovajte mňa do bečky od vína
--------------------------------------------------------------------------
Kiedy się zastanawiałam nad tym wypadkiem, to doszłam do wniosku, że to prawda, co komu pisane. Ona mi opowiadała, że nie chciało jej się wstawać i ustępować miejsca tej jakiejś tam kobiecie. Bo w końcu nie jesteśmy nastolatkami, co to winny się zrywać na widok każdej "starszej" osoby. Wstała jednak. A potem gorąco dziekowała losowi za to, ze jednak wstała! Poza tym, ten wypadek nam wszystkim dał jeszczse coś - po latach w pędzie każda w inną stronę, okazało się, że wszystkie jesteśmy wciąz niesamowicie zżyte. Prócz tych oczywiście, które uważały się za poważne na nasze spotkanie. I od tego wypadku wcale nie spotykamy się częściej, ale jak już, to jakoś nam bliżej do siebie. A najważniejsze, że nasze dzieciaki są ze sobą zaprzyjaźnione. Ot - przyjęły się z dobrodziejstwem inwentarza.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum