kupowałem tez mleko luzem nalewane litrowymi chochlami z takich ogromnych srebrzystych zbiorników to butelek lub kanek przyniesionych z domu.
niezłe ale to nic wobec mleka prosto od krowy, które byłam zmuszana pić jako dziecko.
nic w tym nie byłoby dziwnego, tylko że ta krowa była wypasana na łąkach jelitkowskich
Lody "Bambino" - były to lody na patyku o smaku śmietankowym. Loda należało spożyć w możliwie najkrótszym czasie najlepiej zachłannymi "gryzami" , w przeciwnym razie lód spadał na ziemię, a my zostawaliśmy z samym patykiem. W najlepszym razie mieliśmy rękę umazaną po łokieć. Udoskonalona wersja tego loda, która miała być pozbawiona już opisanych wyżej defektów, nosiła nazwę "Calipso". Tu producent w ogóle zrezygnował z instalowania patyka, obarczając tym zadaniem konsumenta. Jak przypomina znakomity badacz tematu i specjalista od mrożonek Mateusz F., dołączony do paczki patyczek był płaski, taliowany i doskonale przyjął się w gabinetach lekarskich jako przyrząd do badania gardła i powiększonych migdałków. Nabywca loda mógł samodzielnie podjąć decyzję, czy zje go patyczkiem-łyżeczką, czy też podejmie śmiałą próbę nabicia loda na patyk. Decyzję należało podjąć w oparciu o panujące warunki atmosferyczne i stopień zmrożenia loda. Praktyka wskazywała na korzystanie z pierwszej metody, choć po kilku minutach trzymało się w garści roztopioną breję, to jednak straty na lodzie były i tak mniejsze niż w przypadku niefachowego nabicia na patyk. Wprowadzone na krótko lody "Śnieżki" oklejone z obu stron wafelkami, nie rozwiązały nabrzmiałych problemów spożycia loda. Dalszych doświadczeń na lodach nie prowadzono. (specjalne podziękowania za udostępnienie swoich wieloletnich badań nad lodem w PRL, dla Mateusza F.)
szklane były na wodę sodową. Kupowało sie pełny syfon, piło wodę i oddawało pusty syfon "na wymianę". Ale to był początek lat 70-tych.
Byly dwa rodzaje. Jeden ze szkla w kolorze niebieskawym - na wode sodowa i drugi w kolorze zielonym - na poncz. Poncz - slodkawy napoj gazowany na bazie koncentratu owocow tzw egzotycznych.
Na wielu PRL-owskich filmach mozna je zobaczyc w scenach "knajpwych". Wymiane prowadzily prywatne sklepy warzywnicze gdzies to polowy lat 70-tych. Ale ta forma sprzedazy istniala znacznie wczesniej i czasami zdarzalo sie kupic wode w syfonie, ktory pamietal inne czasy.
hmm. A całkiem niedawno - parę lat temu była (a może jeszcze jest) firma, która produkowała wodę o nazwie "Sopot" w plastikowych syfonach. Można było je dostać w różnych sklepach spożywczych. Syfony były zwrotne.
We własnej -rodzinnej- piwnicy odkryłam w ubiegłym tygodniu kolekcję kilku rodzajów syfonów-od szklanych po alu cacka zwożone z Węgier w latach 60-70.No proszę, jak to sie opłaca czyn społeczny pro-rodzinny!Ze juz nie wspomnę o stercie czarnych krążków MUZA,bo przecie nie ma jak posłuchać takich płyt...gramofon z tubą nabyć na Jarmarku???
Aaaabsolutnie 78,w tym problem....uczciwy ebonit.Kiedyś,z innego powodu się przyjrzałam problemowi i okazało się,że nie tyle sprzętu nie ma,co igieł.Wywiadowany wówczas pan komisiarz powiedział,że szybko sie nauczył potrzeb rynku,gdy mu w czterech wystawionych starych starych gramofonach/adapterach w pierwszym dniu zginęły igły....a z radioodbiorników-lampy!
Ale kto powiedział ze te czasy minęły. W ostatnie wakacje byłem we Włocławku i tam ku mojemu zdziwieniu przy skrzyżowaniu ulic w centrum miasta spotkałem się z tym urządzeniem. Aż łezka mi się w oku zakręciła: Klasyczny saturator, klasyczna pani w białym fartuchu i czepku na głowie, tylko szklanka na łańcuchu została zastąpiona jednorazowymi kubkami z plastiku. Mam nadzieję że jak pojadę tam w przyszłym roku, to "firma" ta jeszcze nie upadnie, bo chciałbym zrobić zdjęcie tej jakże rzadkiej atrakcji turystycznej
Lody "Bambino" - były to lody na patyku o smaku śmietankowym. Loda należało spożyć w możliwie najkrótszym czasie najlepiej zachłannymi "gryzami" , w przeciwnym razie lód spadał na ziemię, a my zostawaliśmy z samym patykiem. W najlepszym razie mieliśmy rękę umazaną po łokieć. Udoskonalona wersja tego loda, która miała być pozbawiona już opisanych wyżej defektów, nosiła nazwę "Calipso". Tu producent w ogóle zrezygnował z instalowania patyka, obarczając tym zadaniem konsumenta. Jak przypomina znakomity badacz tematu i specjalista od mrożonek Mateusz F., dołączony do paczki patyczek był płaski, taliowany i doskonale przyjął się w gabinetach lekarskich jako przyrząd do badania gardła i powiększonych migdałków. Nabywca loda mógł samodzielnie podjąć decyzję, czy zje go patyczkiem-łyżeczką, czy też podejmie śmiałą próbę nabicia loda na patyk. Decyzję należało podjąć w oparciu o panujące warunki atmosferyczne i stopień zmrożenia loda. Praktyka wskazywała na korzystanie z pierwszej metody, choć po kilku minutach trzymało się w garści roztopioną breję, to jednak straty na lodzie były i tak mniejsze niż w przypadku niefachowego nabicia na patyk. Wprowadzone na krótko lody "Śnieżki" oklejone z obu stron wafelkami, nie rozwiązały nabrzmiałych problemów spożycia loda. Dalszych doświadczeń na lodach nie prowadzono. (specjalne podziękowania za udostępnienie swoich wieloletnich badań nad lodem w PRL, dla Mateusza F.)
Ręce precz od moich ukochanych kiedyś "Calipsiaków".
Nota bene nie wiem czy wiecie, iż produkcja lodów "Calipso" miala miejsce w obecnym/byłym "Lodmorze" czyli po prostu - w chlodni przy Grobli Angielskiej.
Dodam ponadto, iż starsi na pewno (ja na 100%) z łezką w oku wspominam słynne "Lody Mewa" sprzedawane co do zasady na sposockim molo oraz na plazy w Sopocie i SIankach. Chakakterystyczne, na patyku i oblane czekoladą.
Zoppoter napisał/a:
bassa napisał/a:
Ze juz nie wspomnę o stercie czarnych krążków MUZA,bo przecie nie ma jak posłuchać takich płyt...gramofon z tubą nabyć na Jarmarku???
Ale na 33 obroty, czy na 78? Bo sprzęty do posłuchania sie znajda tu i ówdzie...
Dość dziwna informacja z tymi 78 obrotami. Standard ten jakkolwiek istniał w tzw. adapterach (najslynniejszy w tamtych latach - a mam na mysli lata sześćdziesiąte - to "Bambino"), to jednak praltycznie nie miał żadnego zastosowania. Prędkośc 78 obrtotów o ile sobie przypominam, to była standardowa prędkośc dla płyt wydawanych przed i tuż po wojnie. Mogę sie oczywiście mylić, ale dałbym sobie glowę uciąc, iż w latach 60-tych ten standard prawie nie byl stosowany. Standardową prędkością w tym czasie była prędkośc 45 - dla singli i 33 dla (jak to wtedy mówiono) płyt dlugogrających czyli po prostu longplayów. Ponadto pojęcie płytu "ebonitowej" jest raczej synonimem, albowiem wiekszośc płyt wykonywanych w owym czasie nie byłą już "ebonitowa" a z zupełnie innego materiału, znacznie bardzoej odpornego na peknięcie i złamanie. Mam calkiem spora kolekcję analogów z tych lat. Problem w tym, że nie bardzo jest na czym je odtwarzac, bo jak idiota wywaliłem porządny gramofon uznając, iż będzie mi juz niepotrzebny.
jak idiota wywaliłem porządny gramofon uznając, iż będzie mi juz niepotrzebny
Adapter można kupić nowy - koszt do 150 zł
Villa THX, wiesz, że nawet nie pomyslalem ze to cóś (znaczy sie adaptery) jest w ogóle dostępne.
Chyba musze na jakiś odpoczynek wyjechac czy co...... bo zaczynam przejawiac objawy demencji (najgorsze te dwie pierwsze liczby w PESELU).
Poza tym gdzie zapisują do kaczowstrzymywaczy??????? Jestem ZAAAAAAA....... tym ruchem tych wstrzymywaczy (z uwagi na Terrible Twins czy jak mawiają włosi - Duo Fratelli Dictatore ja juz nawet kaczki z "modrą kapustą" nie jadam.... do tego doszło
Ze juz nie wspomnę o stercie czarnych krążków MUZA,bo przecie nie ma jak posłuchać takich płyt...gramofon z tubą nabyć na Jarmarku???
Ale na 33 obroty, czy na 78? Bo sprzęty do posłuchania sie znajda tu i ówdzie...
Dość dziwna informacja z tymi 78 obrotami. Standard ten jakkolwiek istniał w tzw. adapterach (najslynniejszy w tamtych latach - a mam na mysli lata sześćdziesiąte - to "Bambino"), to jednak praltycznie nie miał żadnego zastosowania. Prędkośc 78 obrtotów o ile sobie przypominam, to była standardowa prędkośc dla płyt wydawanych przed i tuż po wojnie. Mogę sie oczywiście mylić, ale dałbym sobie glowę uciąc, iż w latach 60-tych ten standard prawie nie byl stosowany. Standardową prędkością w tym czasie była prędkośc 45 - dla singli i 33 dla (jak to wtedy mówiono) płyt dlugogrających czyli po prostu longplayów. Ponadto pojęcie płytu "ebonitowej" jest raczej synonimem, albowiem wiekszośc płyt wykonywanych w owym czasie nie byłą już "ebonitowa" a z zupełnie innego materiału, znacznie bardzoej odpornego na peknięcie i złamanie. Mam calkiem spora kolekcję analogów z tych lat. Problem w tym, że nie bardzo jest na czym je odtwarzac, bo jak idiota wywaliłem porządny gramofon uznając, iż będzie mi juz niepotrzebny.
Skoro bawimy sie w szczegóły, to odpowiadam;
Bassa wspominała o płytach ebonitowych i o gramofonie z tubą - czyli skojarzenie z prędkoscia 78 obrotów na minutę jest dośc oczywiste.
Adapter to jest to coś z igłą, co przetwarza drgania mechaniczne na sygnał elektryczny, znajduje sie na końcu ramienia. A całe urządzenie do odtwarzania płyt - obojętnie, czy 78, czy 45, czy 33 obroty) to gramofon. Gramofony w latach 60-ych (nalezy zauwazyc, ze Bambino nie był wówczas jedynym typem gramofonów na swiecie) czesto miały trzy szybkości, jako ze płyty 78-obrotowe miały wówczas ledwo 20 - 30 lat i czesto nadal lezały w domach. Faktem jest, ze ich odtwarzanie wymagało innego adaptera w gramofonie niż będące wówczas stosunkowo nowym wynalazkiem, kręcące się z prędkościa 33 lub 45 obrotów, winylowe longplaye, single, EPki, czy maxisingle.
Gramofony mozna zakupić, zarówno nowe jak uzywane w róznych klasach, to kwestia pieniedzy tylko....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum