Wysłany: Pią Maj 06, 2022 12:34 am Instalacja gazowa na Głównym Mieście
Od pewnego czasu nurtuje mnie pytanie, dotyczące lat 50-tych ubiegłego wieku. Pytanie brzmi:
W którym roku zostały podłączone do miejskiej sieci gazowej budynki w rejonie Głównego Miasta, ze szczególnym uwzględnieniem ciągu Drogi Królewskiej, czyli ulicy Długiej i Długiego Targu? Z pewnością odbywało się to sukcesywnie, ale przypuszczalnie ulica Długa była jedną z pierwszych.
Dlaczego pytam? Bo tu mieszkałam, pamiętam ten "obrządek", ale roku, w którym to miało miejsce, nie pamiętam.
Wprowadziliśmy się na ulicę Długą, w pobliże Złotej Bramy, w początkach roku 1951, skończyłam wtedy 5 lat. Mieszkanie było wyposażone we wszystkie instalacje: elektryczną, wodociągową i kanalizacyjną, centralnego ogrzewania i gazową.
Z nich wszystkich nie działała tylko instalacja gazowa. Przyczyna była prosta: brak dostaw gazu do wybudowanej instalacji gazowej. Rurociąg doprowadzający gaz z gazowni nie był jeszcze gotowy.
W kuchni stała westfalka, opalana węglem. Na niej się gotowało, w jej piekarniku można było coś upiec. Trwało to jakiś czas, z pewnością w takim standardzie przemieszkaliśmy co najmniej jedną zimę.
Pewnego dnia pojawiła się ekipa budowlana, która zamontowała na ścianie w kuchni dwa wsporniki z kątowników, na których została ustawiona dwupalnikowa kuchenka gazowa. Piecyk gazowy w łazience albo był zamontowany od początku, albo też zamontowano go w tym czasie, tego nie pamiętam.
Po tych uzupełnieniach instalacji o urządzenia odbiorcze, nastąpił moment najważniejszy. Zjawili się dwaj panowie gazownicy i zamontowali nam licznik gazowy. Ten moment dobrze pamiętam, bo sprawdzanie jego szczelności było, nie powiem, bardzo widowiskowe, zwłaszcza dla dziecka. Otóż jeden z panów podpalił gazetę i taką pochodnią sprawdzał szczelność połączeń. Na szczęście były szczelne
Uruchomienie instalacji gazowej było oczywiście dużym krokiem w kierunku poprawy komfortu mieszkania. Pojawiła się ciepła woda w kranach kuchni i łazienki, skończyło się też częste chodzenie do piwnicy po węgiel. Nie było to jednak ostatnie palenie w westfalce, bo zdarzały się podczas zim braki dostaw węgla do podwórkowej kotłowni i kaloryfery były zimne. Wtedy paliło się w kuchennym piecyku i cała rodzina siedziała w kuchni. A na noc brało się do łóżka, w nogi, termofor, albo butelkę z gorącą wodą. Takie były początki ...
A teraz mam nadzieję, że znajdzie się ktoś wiedzący/pamiętający, kiedyż to/ w którym roku gaz dotarł do mieszkań przy ulicy Długiej.
Ciepłą wodę mieliście z piecyka gazowego, czy z kotła co?
My do nowego bloku we Wrzeszczu wprowadziliśmy się w 59 r. Sąsiednie bloki podłączone były do jakiejś kotłowni i miały co, ale dla naszego zabrakło "mocy" i w pokojach były piece kaflowe, a w kuchni westfalka, w łazience kolumienka na węgiel. Gaz był w kuchni podłączony do dwupalnikowej kuchenki, a w łazience tylko trójnik do podłączenia piecyka. Po pewnym czasie westfalka trafiła do piwnicy (była własnością komunalną), a dwupalnikową (też komunalną) kuchenkę wymieniliśmy na "normalną" z piekarnikiem (już prywatną). Gotowanie stało się prostsze, ale brakowało ogrzewania w kuchni, a po wymianie kolumienki na piecyk gazowy i w łazience.
Krzysztofie,
ciepła woda była z piecyka gazowego i pewnie się zdziwisz, ale tak jest do dzisiaj. Oczywiście standard piecyka zgodny z aktualnymi normami. Zmieniło się tylko zasilanie kaloryferów. Po likwidacji "podwórkowych" kotłowni centralne ogrzewanie zasila elektrociepłownia.
Co do pierwotnego osprzętu, to i westfalka, kuchenka dwupalnikowa i piecyk gazowy tez były komunalne i z czasem wymienione na prywatne.
Grzanie łazienki załatwiały i tak jest nadal, rury centralnego ogrzewania.
Krzysztofie,
jeszcze pytanie dodatkowe, bo mnie ciekawość zżera. W jakim rejonie Wrzeszcza był Wasz nowy dom? To co piszesz, to naprawdę ciekawostka. I to mi uświadamia, jak wiele przeróżnych rzeczy wtedy się działo, jacy jednak ludzie byli kreatywni, zaradni, decyzyjni. Bo przecież ktoś musiał szybko podjąć jakieś decyzje w sprawie mieszkań, dla których zabrakło "mocy" kotłowni. Nie obyło się bez bubla z tym finalnym brakiem ogrzewania w kuchni i łazience, ale pewnie najważniejsze było oddanie budynku do zamieszkania, bo potrzeby były ogromne. Oczywiście że były wtedy takie niewyobrażalne dzisiaj sprawy jak przodownicy pracy itd., ale robota chyba się ludziom raczej w rękach paliła. Myślę, że w opisanym przez Ciebie przypadku terminy zostały dotrzymane.
To była atmosfera (no, może w 1959 to już nie, raczej do 1956) jak w tej piosence "Budujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom .... niech się mury pną do góry ...". I te mury faktycznie rosły. Kobiety na traktorach, kobiety na budowach, na Długiej budował się od podwórka, na przedłużeniu kamienicy gdzie później było wejście do restauracji "Gedania", hotel robotniczy. Ileż tam pracowało kobiet, my, dzieciaki podwórkowe mówiliśmy na nie "robotniczki". Atmosfera nie do wyobrażenia dzisiaj ... Ciekawe, czy ktoś taką codzienną ówczesną pracę i rzeczywistość na poziomie majstrów i robotników w budownictwie i nie tylko, bo też np.w stoczniach opisał i to tak porządnie, po reportersku ... ciekawe byłoby coś takiego przeczytać. Filmowcy wykorzystali tę szansę, w filmach sprzed lat trochę tego jest.
A kiedy podłączyli do gazu ulicę Długą, nadal nie wiem ... głucha cisza.
To osiedle przy Partyzantów, między Jesionową i Obywatelską.
Pierwszy powstał budynek A z kotłownią, następny B (z co). Mój to C. Następne litery to budynki wojskowe. Na pewno naszego sąsiada D ukończono po naszym w grudniu 59 r. Nie pamiętam kolejności powstawania innych wojskowych i nie wiem skąd mieli ogrzewanie, ale mieli co. Bez literek to starsze, przedwojenne domy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum