Dawny Gdańsk Strona Główna Dawny Gdańsk


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  DownloadDownload

Poprzedni temat :: Następny temat
Moja mała ojczyzna- Port, ul. Wiślna i okoliczne
Autor Wiadomość
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Nie Mar 25, 2012 7:06 pm   

Czytelników moich skromnych wpisów na Forum może dziwić po co ja to w ogóle robię ?
Odpowiadam : choć nie jestem taki stary to czuję się zmęczony życiem i przy tym mam świadomość iż wyżej d… nie podskoczę . Z uwagi na to iż nie zbadane są koleje losu i nikt nie wie co go jutro może spotkać , chciałem utrwalić to wszystko co dotyczyło mego dzieciństwa w najfajniejszym miejscu pod słońcem czyli ulicę Wiślną z lat 60tych i 70tych . Nie chciałem popełnić błędu mego dziadka oraz ojca a jednocześnie swojego że nie rozmawiałem z nimi o ich przeżyciach i wspomnieniach a z pewnością było by o czym . Dziadek był potomkiem drobnej mazowieckiej szlachty zaściankowej , której dobra za udział w Powstaniu Styczniowym Car skonfiskował . Rodzina została zmuszona do wyjazdu na emigrację a konkretnie do Stanów Zjednoczonych . Tam dziadek ożenił się z moja przyszłą babcią , która również pochodziła z polonijnej rodziny . Tu ciekawostka w odpisie jej metryki jako miejsce urodzenia widnieje Chicago USSR . Widać jakiejś głowie radzieckiej w urzędzie po wojnie USA kojarzyły się z USSR , no ale to chyba „szczegół” . Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w rodzinie dziadka zapadła decyzja o powrocie do Ojczyzny . Po powrocie dziadek załapał się jeszcze na wojnę polsko – bolszewicka gdzie jak wspominał podczas Cudu nad Wisłą przeżył jedno z najbardziej traumatycznych zdarzeń w swoim życiu , a mianowicie atak na bagnety . W okresie międzywojennym piastował funkcję sołtysa . Do drugiego traumatycznego wydarzenia w jego życiu doszło w 1945 roku gdy jeden z wyzwolicieli chciał go wyzwolić od posiadanego konia , którego można by było kilka wsi dalej przehandlować za flaszkę samogonu . Ponieważ dziadek twardo obstawał przy obronie swej własności krasnoarmiejec chciał użyć ostatecznego argumentu czyli broni . I w tym momencie mojemu przodkowi dopisało kosmiczne szczęście , na zaistniałą sytuację nadszedł oficer NKWD . Po zorientowaniu się w czym rzecz rosyjski oficer wyprowadził pijanego sołdata za stodołę i pod dorodną mazowiecką wierzbą zastrzelił bez mrugnięcia okiem . Dlaczego o tym piszę ano dlatego iż gdybym tego nie zrobił to pies z kulawą nogą by o tym nie wiedział . Poza tym moje dzieci do historii mają stosunek ambiwalentny i zginęło by to wszystko w pomroce dziejów . Jest to przykład iż historia nie składa się tylko z czynów chwalebnych lub niegodziwych , to również codzienne i proste życie każdego z nas . Aby pozostał po mnie i wszystkich mieszkańcach ulicy Wiślnej oraz terenie ją otaczającym jakiś ślad choćby pisany utrwalam to wszystko na Forum . Może ktoś czytając moje zapiski oczami wyobraźni przeżyje to wszystko co my wówczas w owym miejscu i czasie . A czas i miejsce naprawdę sprzyjały przygodzie .
_________________
Jurek
 
Hagen 


Dołączył: 14 Mar 2012
Posty: 111
Wysłany: Nie Mar 25, 2012 7:30 pm   

Dorastanie w nadmorskim mieście poszerza horyzonty. Mogłem to stwierdzić na przykładzie moich kolegów z Nowego Portu: każdy z nich potrafił kląć w kilku obcych językach. Co ciekawe (o ile pamięć mnie nie myli) wśród przekleństw nie było obecnie najpopularniejszego f**k. Nigdy nie użyłem zdobytej od kolegów wiedzy i pewnie bym zapomniał wszystkie tajemnicze wyrażenia, których znaczenia nie znałem. Jednak w wiele lat później przebywałem w innym mieście portowym - Helsinkach. Gdy przechodziłem przez ulicę w pobliżu dworca Saarinena, z naprzeciwka nadszedł pijany Fin w rozchełstanej koszuli. Zataczał się i krzyczał głośno: "Perkele! Perkele!". Wówczas przeżyłem małe satori, lub też - trawestując Jerzego Stempowskiego - opadły ze mnie lata i zmęczenie, znów poczułem się młodo. Następnego dnia spytałem znajomych Finów, co oznacza owe "perkele". Byli dosyć wstrzemięźliwi, dowiedziałem się tylko, że jest to mocne przekleństwo, chociaż nie najmocniejsze. Zainteresowanych semantyką odsyłam do Google.
 
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Nie Mar 25, 2012 9:14 pm   

Gdy na Vistulę przypływały fińskie statki po kopalniaki z owym „perkela” mieliśmy do czynienia prawie co wieczór tyle że z dodatkiem „satana”. Na mój dziecięcy rozum odbierałem te słowa jako spier… szatanie . W ten sposób reagowali bojki na nasze natarczywe domaganie się gumy do żucia i fajek . Ponieważ przekleństwa owe nie robiły na nas żadnego wrażenia dodawali pokazując na wewnętrzną kieszeń marynarki (piszę jak to zapamiętałem) –„ kula pisto” co wywoływało wybuchy naszego śmiechu . Nie mogli się od nas opędzić dopóki nie dostaliśmy od nich owych gum i papierosów , wtedy porzucaliśmy dobrodziei i czatowaliśmy na następną grupę matrosów rządnych niezapomnianych wrażeń z portowej dzielnicy . :hihi:
_________________
Jurek
 
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Sob Mar 31, 2012 9:40 pm   

Dzisiaj kilka słów o prywatkach jakie urządzaliśmy na naszym podwórku w latach naszej młodości . Towarzyskie spotkanie ustalane było (termin i miejsce) na tydzień lub dwa przed . Najważniejsze było miejsce czyli wolna chata . Każdy z nas sondował staruszków czy aby nie mają zamiaru wyjechać gdzieś na weekend . W owych czasach wolna sobota przypadała raz w miesiącu choć były wypadki iż wapniacy wybywali z chaty w normalną sobotę . Przygotowania wstępne polegały na wzajemnej podwórkowej informacji o wolnej chacie jednego z nas . Następnie trzeba było załatwić jakieś towary . Działało to w ten sposób iż powiadamialiśmy swoje aktualne sympatie , koleżanki i kuzynki natomiast one rozsyłały wici w swoich środowiskach . Ponieważ część z naszych rodzicieli posiadała samochody więc dowóz lasek był w naszej gestii . Przed imprezą organizowaliśmy ogólną składkę finansową na prowiant i flaszki . Wyjątek stanowili członkowie kultowej podwórkowej rodziny czyli bracia O Kutys i Kierda , którzy tradycyjnie groszem nie śmierdzieli i na imprezach przyprawiali na krzywy ryj . Kutys na dobry początek powąchawszy kawałek chleba odwalał hejnał opróżniając duszkiem z gwinta flaszkę żytniej wyborowej i następnie ze słowami – No a teraz możemy się bawić , intonował – Wyje…poje…polka cwana ku…jego mać , ruszał w tan a my staliśmy z rozdziawionymi gębami pełnymi podziwu i aprobaty . Jak przystało na rasowego kibica Lechii zawsze szukał okazji do bitki i wypitki .Oczywiście podczas bib pod przeróżnymi pretekstami zjawiało się więcej amatorów darmowego wyszynku , oczywiście taką sytuację braliśmy pod rozwagę dokonując zaopatrzenia . Osobiście mało mnie to obchodziło ponieważ alkohol spożywałem raczej amatorsko bardziej dla towarzystwa niż zalania pały poza tym lubiłem być świadomy tego co się do okoła dzieje. Dziewczyna która dokonywała aprowizacji miała z tego tytułu kilka groszy dla siebie ponieważ nikt jej z zakupów nie rozliczał . To był tylko szczegół , liczyła się tylko zabawa oraz co najważniejsze, bliskie kontakty z płcią przeciwną . Z reguły kupowaliśmy kilka litrów żytniej , dwie lub trzy skrzynki kwasów czyli wina owocowego Bianko (tylko to żadnego innego) oraz kilka kontenerów piwa , preferowany był gdański specjal . Oczywiście do tego coś na ząb , kanapkami zajmowały się białogłowy . Muzyka we własnym zakresie(kilku z nas miało naprawdę dobry jak na owe czasy sprzęt audio). Na imprę zwalała się cała podwórkowa ferajna plus zaprzyjaźnione osoby z trójmiasta a nawet z poza . Wiadomo podczas takich spędów zdarzały się sytuacje komiczne i mniej wesołe ale do tych ostatnich dochodziło sporadycznie . Do tragikomicznych dochodziło głównie za sprawą braci O , gdyż ci potrafili obić sobie facjaty nawet o jedną głupią flaszkę gorzały .Innego razu jedna z imprezowiczek zrozpaczona faktem iż jej aktualny men wyskoczył na chwilę do własnej chaty z jej najlepszą koleżanką dała upust swojemu stanowi nerwów podkręconemu jeszcze przez wypity alkohol (od którego nie stroniła), ryczała jak bóbr . Widok zapłakanej , pijanej z rozmazanym makijażem dziewczyny psuł trochę atmosferę ubawu , lecz w miarę przyjmowania przez nas kwasów sprawa traciła na znaczeniu . Niemniej staraliśmy się ja jakoś pocieszyć (niektórzy dosłownie) . Po wymieszaniu różnych płynów reakcje organizmów były różne i najczęściej kończyły się mniej lub bardziej efektownym pawiem , a ponieważ przy takiej ilości osób w lokalu kibel był chronicznie okupowany (nie zawsze zgodnie z przeznaczeniem wychodziły z niego nawet rozpromienione pary) więc chcąc nie chcąc delikwent przyparty do muru takim musem wybierał wyjście awaryjne . W tym wypadku biba odbywała się u Kulawego na pierwszym piętrze więc gostek po prostu otworzył okno i obhaftował okna i parapet sąsiadki z dołu . Na skutek spożycia różnych potraw oraz przyjęcia licznych płynów efekt był powalający na kolana (współczułem kobiecinie) lecz ogół potraktował to wydarzenie jako wspaniały żart (no nie wiem) . Ciąg dalszy niebawem …
_________________
Jurek
 
Dostojny Wieśniak 


Dołączył: 02 Gru 2007
Posty: 3906
Wysłany: Sob Mar 31, 2012 10:26 pm   

Smaczne wspomnienia. :brake:
_________________
Poldergeist
 
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Pon Kwi 09, 2012 7:09 pm   

Nasze biby odwiedzali nasi nieco starsi koledzy , którzy zdążyli się już pożenić i znudzić swoimi wybrankami . Bardzo im zależało by fakt iż są zajęci nie wyszedł na jaw przed balującymi laskami . Każdy pretekst wkręcenia się na ubaw był dobry . Pewnego razu przyszedł sąsiad Zygfryd (jeden z lepszych ogniomistrzów na podwórku , wiekiem tylko lekko ustępujący mojemu tacie) z pretensjami że jest noc , on nie może spać i co to tu w ogóle się wyprawia oraz iż on zaraz wezwie milicję (fakt iż wyprawiało się wiele) . A tak prawdę powiedziawszy to on też by się czegoś napił . Cóż jeden degustator na Krzysia mniej lub więcej nie stwarzał problemu . Od słowa do szklanki doszliśmy do momentu iż musieliśmy gościa zanieść do jego chaty ponieważ stracił władzę w nogach (czyli doznał paraliżu postępowego) . Biba bibą lecz co po (trzeba było przed powrotem staruszków ogarnąć jakoś ten Armagedon) kto tego nie robił ten nie wie co stracił i z jakimi niespodziankami spowodowanymi ludzką fantazją mógł się zetknąć . Sprzątałem po takiej imprezie nasze apartamenty więc wiem o czym pisze (ludzka wena twórcza nie zna granic) . U Kulawego było inaczej ponieważ jego starzy zatrudniali u siebie w domu dziewczynę z prowincji oficjalnie do pomocy w dziewiarstwie a tak naprawdę jako pomoc domową , tak wiec on sprzątanie miał w głębokim poważaniu – chatę oporządzała owa dziewczyna .
Napomknąłem o sąsiedzie Zygfrydzie postaci wartej osobnego wpisu oraz jego trzech pociech ale to następnym razem .
CDN…
_________________
Jurek
 
HENRYK0072 
HENRYK0072

Dołączył: 22 Sty 2013
Posty: 126
Wysłany: Pon Mar 04, 2013 11:34 pm   

Napisałeś CDN i zniknąłeś,nie ładnie....domagamy się ciągu dalszego
_________________
GRAWEK
 
Henio 

Dołączył: 24 Maj 2011
Posty: 149
Wysłany: Wto Mar 05, 2013 2:35 am   

Oberwał czerwonym pasem , to się przeprowadził , a raczej był tu i jest nadal.
http://gdansk-nowy-port.m...pic.php?t=78659
 
postny 
mark1972

Dołączył: 26 Sie 2024
Posty: 1
Wysłany: Sro Sie 28, 2024 2:12 pm   

totenkopf1956, czytam twoje wpisy o ul. Wiślnej i okolicach. Masz talent, piszesz bardzo ciekawie. Świetny kawałek historii. Ja na tej ulicy pracuję, więc się od czasu do czasu interesuję...
_________________
markpostny
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Dawny Gdańsk Strona Główna

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template subTrail v 0.4 modified by Nasedo. adv Dawny Gdansk