Dawny Gdańsk Strona Główna Dawny Gdańsk


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  DownloadDownload

Poprzedni temat :: Następny temat
Moja mała ojczyzna- Port, ul. Wiślna i okoliczne
Autor Wiadomość
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Sob Lut 25, 2012 8:41 am   

Jak już onegdaj wspominałem odcinek ulicy Wiślnej na wysokości Amady jest najniżej położonym kawałkiem nabrzeża w porcie gdańskim .Na dowód tego fotka wykonana kilka tygodni temu podczas cofki (w latach 60tych stan wody był jeszcze wyższy) i dla kontrastu stan lustra wody przy obniżonym jej poziomie, oraz kilka ujęć z nad Motławy .

IMGP9053e.JPG
Plik ściągnięto 18010 raz(y) 96,04 KB

IMGP9003e.JPG
Plik ściągnięto 18010 raz(y) 105,97 KB

IMGP8809d.JPG
Plik ściągnięto 18010 raz(y) 110,49 KB

IMGP8765w.JPG
Plik ściągnięto 18010 raz(y) 103,39 KB

IMGP8746w.JPG
Plik ściągnięto 18010 raz(y) 85,1 KB

_________________
Jurek
 
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Nie Mar 04, 2012 9:52 am   

Na naszym podwórku wakacje w latach 60tych i 70tych upływały głównie na grze w karty i wędkowaniu . Karcianą profesję uprawialiśmy na strychu jednego z naszych budynków mieszkalnych a gdy sprzyjała aura w trzcinowisku pod ścianą schronu przeciwlotniczego Kriegsmarine przez nas zwanego bunkrem . Zazwyczaj była to gra w Baśkę a rzadziej w pokera (oczywiście na pieniądze) . Wszyscy oprócz mnie jarali fajki a w dobrym tonie było pociągnąć z gwinta jakiegoś szlachetnego jabcoka . Zdarzało się też iż podczas łowienia ryb dla odprężenia trzasnęliśmy partyjkę .Muszę się przyznać że w kartach mi nie szło i zawsze więcej kapitału przegrywałem niż wygrywałem . Ale była tego dobra strona a mianowicie wyleczyłem się z hazardu na całe życie . Wracając do wędkowania to sygnałem do jego rozpoczęcia był fakt wypłynięcia kolek (cierników) tuż pod powierzchnię wody . Ktoś może spytać dlaczego , ano dlatego iż przed tym faktem każde zarzucenie kończyło by się degustacją przynęty przez rzeczone kolki , sytuacja owa trwała zazwyczaj do końca maja poczym objadacze robaków żeglowały na przybrzeżnych akwenach dając szansę złapania czegoś większego . Pierwszym wędkarzem był Leon O. który był murarzem bez chęci do pracy a ponieważ miał kupę dzieci to chcąc nie chcąc musiał wędkować by owa czereda miała co włożyć do ust . Była to barwna postać warta osobnego wpisu (w przyszłości to zrobię) coś w rodzaju komunistycznej wersji Kiepskiego . Zarówno on jak i pozostali członkowie jego rodziny to wręcz kultowe postacie w wydarzeniach jakie rozgrywały się w naszym getcie (o kilku faktach z ich udziałem już wspominałem) . Podczas jednego z wakacyjnych połowów z pomostu CPNu złowiliśmy dorodnego węgorza , uradowani ze zdobyczy postanowiliśmy uświetnić to wydarzenie . Dalsze wędkowanie zostało przerwane a ponieważ wydarzenie to miało miejsce w godzin porannych i wszyscy nasi staruszkowie byli w arbajcie Edek J. czyli „Koks” zaproponował aby udać się do jego chaty aby dokonać degustacji złowionej rybki . W drodze na chawirę Koksa padła propozycja aby do tak wykwintnego dania dorzucić jakiś szlachetny napitek (wiadomo rybka lubi pływać). Od pomysłu do przemysłu dokonaliśmy przeglądu kieszeni w naszej garderobie w poszukiwaniu starych i niepotrzebnych walorów płatniczych . Uzbierało się tego około10 złotych polskich , czyli sumy która wystarczała na zakup jednej flaszki wina owocowego pisanego przez duże W (był rok 1966). Ponieważ staruszkowie Koksa byli posiadaczami jednej z pierwszych lodówek na naszym podwórku , przeto Władek O. czyli „Orczyk” podsunął pomysł iż by ten wykwintny trunek schłodzić kostkami lodu z owej lodówki. Różne wina w życiu spożywałem (nawet z mrożonych winogron – bajka ) lecz smak tamtego plus smażonego węgorza zapamiętałem na zawsze uczta była zjawiskowa .Być może dlatego że był to mój pierwszy kontakt z tak ekskluzywnym towarem winiarskim , miałem wówczas 10 lat . Po owej uczcie pierwszy raz w życiu byłem w stanie wskazującym na spożycie… :skolowany: :mrgreen: :hihi:
Fajne to były czasy nie to co teraz .
CDN…
_________________
Jurek
 
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Sob Mar 10, 2012 8:40 am   

Dzisiaj wyjątek z życia mieszkańców cepeenowskiej enklawy na terenie portu przy ulicy Wiślnej . Zdarzenia owe miały miejsce w latach 60tych (lata mego dzieciństwa) i były związane z odwiedzinami naszego podwórka przez pewnego jegomościa , który poruszał się furmanką . Osobnik ów w mowie potocznej nosił miano „szmaciarza”. Któż z młodego pokolenia wie czym parał się ten obywatel ? Otóż zajmował się pozyskiwaniem surowców wtórnych to jest wymianą przywożonego przez siebie dobra na butelki i słoiki . Swoje pojawienie się w okolicy akcentował dzwonieniem za pomocą ręcznego dzwonka i głośnego nawoływania . Z miejsca jego furmanka zostawała otaczana przez nasze mamy i czeredę dzieciaków , kobiety zainteresowane były oferowanymi przez „lumpiarza” ( jak niektórzy mówili) garnkami , czajnikami, patelniami, wazonami , talerzami i innymi takimi . My natomiast z niecierpliwością oczekiwaliśmy na otwarcie skrzyni ze skarbami za którą służyła stara tekturowa walizka . Czegóż tam nie było: wiatraki , gwizdki , balony , piszczałki , pierścionki , bransoletki , gwiazdy szeryfa , zegarki z tekturowym cyferblatem i wiele innych budzących pożądanie małolatów rzeczy . Ponieważ większość z nas podczas odwiedzin szmaciarza zostawała obdarowana ustrojstwem które było hybrydą balonu z piszczałką , ja również zapragnąłem coś takowego mieć i nie mogłem się nadziwić iż mama nie chciała mi sprawić takiej zabawki. Dopiero po jakimś czasie zdałem sobie sprawę iż ta konstrukcja składa się z piszczałki i pokolorowanej prezerwatywy , więc wtedy zrozumiałem opór mojej mamy w tej materii. Swoją drogą trochę to zabawnie wyglądało ( dla osoby wtajemniczonej) gdy spoglądała na czeredę dzieciaków biegającą z nadmuchanymi , piszczącymi „kondonami” jak się to wówczas określało . Osobników rodzaju męskiego najbardziej interesowały korkowce i „amunicja” do nich to było coś. Wszyscy się wówczas uzbrajali oczywiście w miarę zasobności w walutę wymienną czyli butelki . A te musiały być czyste i nie wyszczerbione inaczej przestawały być coś warte. Wracając do korkowców to pamiętam iż jeden z naszych kumpli tak mocno wepchnął korek do lufy pistoletu iż ten wybuchł czerniąc palec owego strzelca , co nas z początku skonsternowało ale gdy stwierdziliśmy że nie ma ofiar zaczęły się drwiny i żarty z nieboraka .Cóż fajne to były czasy pomimo iż nie było tych wszystkich elektronicznych gadżetów to będzie mi ich brakować . I to by było na tyle. :wink:
CDN niebawem.
_________________
Jurek
 
Dana 

Dołączyła: 30 Gru 2010
Posty: 267
Wysłany: Sob Mar 10, 2012 10:33 am   

:== W Malborku też jeździł taki szmaciarz. Korki nie wzbudzały mojego zaufania ale kapiszony -o taaak! Miałam "oryginalnego" colta po kuzynach, pojedyncze kapiszony wkładało się do obrotowego magazynka, z atrapami kul. Byli szczęściarze co mieli maszynówki, do których ładowano całą taśmę kapiszonów :mrgreen: . A co do Twoich zapędów piromańskich z poprzedniego posta, to moje wszystkie lalki poszły z dymem, w charakterze świec dymnych, lądujących na niektórych okolicznych klatkach schodowych :haha: A podobno dziewczynka z dobrego domu :oops:
 
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Sob Mar 10, 2012 12:39 pm   

Widzę iż przeszliśmy w dzieciństwie podobną drogę ( podziwiam płeć odmienną za znajomość tematu) , u nas na podwórku podczas zabawy w „strzelanego” dziewczyny trzymały broń odwrotnie – do góry nogami , jak można tak profanować uzbrojenie . :skolowany: :brake: 8))
Co do korków to Masz 100% rację , ja również miałem przed nimi lekki respekt choć w swoim dziecinnym arsenale posiadałem nawet dubeltówkę na owe . Bywały korkowce jedno lub dwu strzałowe a nawet hybrydy z których można było też strzelać kapiszonami . Mój pierwszy Colt był starszy ode mnie i pochodził z Ameryki , przysłała mi go siostra mojego dziadka która mieszkała w Nowym Jorku na Bruklinie . Na rękojeści widniała piękna głowa bawołu . Jeśli chodzi o zabawy z ogniem to była rutyna w naszym środowisku ponieważ większość zabaw na terenie portu kończyło się przy nich (była to jedna z metod sprawdzania do czego morze się przydać przytaszczona z magazynów portowych substancja lub rzecz . Stare lalki , piłeczki ping pongowe lub saletra z cukrem służyła do produkcji śmierdzieli które się podpalało na zamkniętej klatce schodowej – efekt wiadomy kupa dymu . Było to dopiero wprowadzenie do produkcji nieco bardziej wyrafinowanych zabawek czyli petard .
Miło spotkać bratnią duszę tym bardziej iż jest to Dziewczyna która czuje blusa i kuma bazę .
A więc ruszaj śmiało ku nowej przygodzie , taka gratka nie zdarza się co dzień…
Ahoj . Pozdrawiam . :D
Ps. Z owego okresu pozostała mi słabość do takich zabawek .

P1050290d.JPG
Plik ściągnięto 17787 raz(y) 69,59 KB

P1040299d.JPG
Plik ściągnięto 17787 raz(y) 82,82 KB

P1040278d.JPG
Plik ściągnięto 17787 raz(y) 87,53 KB

P1040249f.JPG
Plik ściągnięto 17787 raz(y) 87,06 KB

IMGP0966c.JPG
Plik ściągnięto 17787 raz(y) 95,14 KB

_________________
Jurek
 
antitotenk. 

Dołączył: 13 Mar 2012
Posty: 1
Ostrzeżeń:
 6/4/6
Wysłany: Wto Mar 13, 2012 8:26 pm   

To poprosze się jeszcze ubrać w te swoje fatałaszki i pokazać ile śniegu napadało albo zamówić 5piw :hiihihi:
 
Dostojny Wieśniak 


Dołączył: 02 Gru 2007
Posty: 3906
Wysłany: Wto Mar 13, 2012 8:34 pm   

Cytat:
To poprosze się jeszcze ubrać w te swoje fatałaszki i pokazać ile śniegu napadało albo zamówić 5piw :hiihihi:
Jak już pisałem na :priv: wyhamuj proszę. :glina:
_________________
Poldergeist
 
slowik45 


Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 518
Wysłany: Wto Mar 13, 2012 9:48 pm   

antitotenk. napisał/a:
To poprosze się jeszcze ubrać w te swoje fatałaszki i pokazać ile śniegu napadało albo zamówić 5piw
trollom nasze kategoryczne :ban:
_________________
Wszystkie sztandary tak mocno już zostały splamione krwią i gównem, że najwyższy czas byłoby nie mieć żadnego. WOLNOŚĆ.
 
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Wto Mar 13, 2012 11:05 pm   

Post usunięty. W przypadku kontynuowania tej zabawy, obu panom proponuję ostrzeżenia.
DW
_________________
Jurek
Ostatnio zmieniony przez Dostojny Wieśniak Sro Mar 14, 2012 12:01 am, w całości zmieniany 1 raz  
 
Hagen 


Dołączył: 14 Mar 2012
Posty: 111
Wysłany: Sro Mar 14, 2012 8:36 pm   

Na początku lat 60-tych często jeździłem do Nowego Portu do Dziadków. Umiałem już czytać i gdy wracaliśmy z Oliwskiej moje zdumienie budziła wywieszka na barze (restauracji?) Atlantic głosząca, że lokal jest otwarty od 20 do 6. Podejrzewałem, że ktoś przestawił godziny, cóż bowiem (o sancta simplicitas!) można robić tak późno poza domem? W Nowym Porcie chyba była też łaźnia miejska, co już wówczas budziło zdumienie.
 
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Czw Mar 15, 2012 4:48 pm   

Hagen napisał/a:
Na początku lat 60-tych często jeździłem do Nowego Portu do Dziadków. Umiałem już czytać i gdy wracaliśmy z Oliwskiej moje zdumienie budziła wywieszka na barze (restauracji?) Atlantic głosząca, że lokal jest otwarty od 20 do 6. Podejrzewałem, że ktoś przestawił godziny, cóż bowiem (o sancta simplicitas!) można robić tak późno poza domem? W Nowym Porcie chyba była też łaźnia miejska, co już wówczas budziło zdumienie.


Specyfiką dzielnic portowych a taką był Nowy Port (nawet w socjalizmie) było dostarczanie uciech wszelkiej maści , legalnych lub nie dla załóg statków żądnych rozrywki (wówczas kosmicznie taniej) , chyba że miało się to szczęście iż wracało się na statek tylko w slipkach z książeczką żeglarską w ręku i opłaconym kursem taryfy w jedną stronę oraz potwornym bólem głowy (sam byłem świadkiem takich powrotów) . W przypadku Atlantica Masz niewątpliwie rację ponieważ był to bardziej bar niż restauracja .Natomiast ja pamiętam Syrenę i Wikinga , które specjalizowały się w obsłudze bojków a ci spać z kurami raczej nie chodzili . Gdy oczekiwaliśmy ich na Wiślnej w celu wyżebrania gumy do żucia i papierosów była godzina 19sta lub 20sta a idący ulicą marynarze zagadywali nas słowami (ze słuchu) – seniorita foki , foki , lud naht Wiking . No cóż wspomnienia… :wink:

Łaźnie miejskie funkcjonowały chyba nie tylko w Nowym Porcie .
_________________
Jurek
 
Martino 


Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 490
Wysłany: Czw Mar 15, 2012 7:08 pm   

Portowe dzielnice..... Trocadero w Brzeźnie już nie istnieje.... czyżby klientela zmieniła zainteresowania "kulinarne"?
_________________
"Nie ufać myślicielom, których umysły wprawia w ruch dopiero cytat"
Emil Cioran — Zeszyty 1957-1972
 
feyg 


Dołączył: 23 Kwi 2007
Posty: 1166
Wysłany: Czw Mar 15, 2012 7:28 pm   

totenkopf1956 napisał/a:

Łaźnie miejskie funkcjonowały chyba nie tylko w Nowym Porcie .

Wedle "Rocznika Statystycznego woj. Gdańskiego 1958" na 31 grudnia 1957 w Gdańsku funkcjonowały 4 łaźnie miejskie z 55 wannami i 168 natryskami, zatem łaźnia w Nowym Porcie nie była jeszcze aż takim unikatem chyba ;-)
_________________
Pozdrowienia z Małego Kacka
 
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Czw Mar 15, 2012 10:55 pm   

Martino napisał/a:
Portowe dzielnice..... Trocadero w Brzeźnie już nie istnieje.... czyżby klientela zmieniła zainteresowania "kulinarne"?

Z brzeźnieńskich przybytków utkwiła w mej pamięci Cyganeria , jak się to wówczas mówiło - idziemy do cyganów . Co do łaźni to w miejskiej nigdy nie byłem , natomiast (choć łazienkę posiadałem w domu) chodziłem z kumplami z podwórka którzy tego luksusu nie posiadali do łaźni na terenie portu która mieściła się w budynku socjalnym . Kiosk jak potocznie nazywali dokerzy tą budowlę znajdował się tuż obok betonowego elewatora zbożowego .Chodziłem z nimi do owej łaźni bardziej dla towarzystwa niż z potrzeby kąpieli ponieważ aż takim czyścioszkiem nie byłem . Wracając do lokali gastronomicznych to bardzo wiele pochłonęła kosmiczna czarna dziura , natomiast społeczeństwo się spauperyzowało i po części zmieniła się mapa umiejscowienia przybytków tego typu . Mój syn jest dyplomowanym kelnerem i barmanem i choć nie pracuje w Ojczyźnie ( lekka różnica w płacy i traktowaniu pracownika przez pracodawcę) to unitarkę przeszedł w gdańskiej Hanzie i sopockim Sheratonie więc akurat temat zaklętych rewirów mam opanowany do perfekcji . :mrgreen:
_________________
Jurek
 
totenkopf1956 
Jurek


Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 766
Ostrzeżeń:
 2/4/6
Wysłany: Pią Mar 16, 2012 9:02 pm   

Pomimo tego iż nasz adres pocztowy to Nowy Port 80-555 ul.Wiślna to do szkoły podstawowej zacząłem uczęszczać w Letniewie . Zadecydowała odległość oraz dostępność do owej . Ponieważ ta dzielnica naszego miasta jak i Nowy Port w owym czasie to małe miasteczka w których wszyscy się znali przeto każde wydarzenie było szeroko komentowane przez lokalną społeczność . Jak we wszystkich zbiorowiskach ludzkich tak i Letniewo również miało swoje dobre i złe strony . Dzisiaj opiszę jedno z mrocznych wydarzeń w historii tej dzielnicy . Otóż w połowie lat 60tych mieszkańcy dzielnicy byli poruszeni do głębi historią która utkwiła w mej pamięci . A było to tak : niejakiego Baraszewskiego mieszkańca Letniewa spacerującego ze swoją kilkuletnią córeczką w Brzeźnie spotkało nieprzyjemne wydarzenie , otóż młody człowiek o nazwisku Sierosławski (wybierający się do seminarium duchownego) jadąc rowerem niechcąco potrącił dziewczynkę . Na ów fakt ojciec dziecka zareagował impulsywnie i agresywnie uderzając chłopaka . Cios był tak fatalny iż pociągnął za sobą tragiczny skutek . Niefortunny rowerzysta po zainkasowaniu owego skonał. Ponieważ ojciec dziewczynki nie cieszył się w dzielnicy dobrą opinią przeto środowisko napiętnowało „tragicznego boksera”. Zabity młody człowiek zamieszkiwał poobozowy drewniany budynek umiejscowiony tuż przy szkole podstawowej do której uczęszczałem .Podczas jednej z pauz letniewscy koledzy z klasy zaproponowali abyśmy poszli do owego domu by zobaczyć zwłoki chłopaka , które wystawione były na widok publiczny . Wydarzenie to głęboko zapadło w mej pamięci . Dzisiaj po zabudowaniu w którym mieszkał ów młody człowiek nie pozostał najmniejszy ślad . Niech takim będą moje trzy zdania , które napisałem opisując tę historię .
Miejsce po owym domostwie obecnie .

imgp2018e_199d.JPG
Plik ściągnięto 17445 raz(y) 118,31 KB

_________________
Jurek
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Dawny Gdańsk Strona Główna

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template subTrail v 0.4 modified by Nasedo. adv Dawny Gdansk