Czyli pomnik minionego zakonnego budownictwa wodnego.
Swego czasu padło pytanie o właścicieli (ostatnich?) Grabiny Zameczek. Była nią rodzina Halffter, która przedstawiona jest (?) na pocztówce z 1907 (?) roku. Jeśli zaś chodzi o przedstawiony herb to został on zaprojektowany przez Otto Huppa dla potrzeb administracyjnych miejscowego majątku ziemskiego.
:==
A bez nadziei, na tak konkretną i szybką odpowiedz, podchodziłem do tego wątku.
Skoro, już jest pewne, że rynna była, pozostaje pytanie o żeglugę na Motławie, bo nie wierzę, by mieszkańcy z nad górnej części rzeki zgodzili się na brak możliwości przepływu.
To, jeszcze kilka zdjęć z młynem.
Jak informuje Kazimierz Czeczotko w swej pracy "Wróblewo. Dawno dawno temu" istnieje fotografia z lat dwudziestych XX wieku, na której widoczne są stateczki parowe pod Grabiną Zameczek. Szkoda, że jej nie zamieścił. Natomiast nad brzegiem Motławy rozmieszczone były licznie niewielkie przystanie obsługujące letników.
Osobiście śmiem przypuszczać, że Krzyżacy budując zamek i cały system wodny ujścia Kłodawy, zbudowali jakiś pewniejszy sposób regulacji stanu fosy zamkowej, niż łatwa do zniszczenia rynna.
Na dodatek taka konstrukcja wymagała ciągłych remontów (podejrzewam co kilkanaście lat), wiec nieco sceptycznie bym oceniał ten "pomnik krzyżackiego budownictwa".
Z drugiej strony pamiętajmy, że zamek grabiński był kilkukrotnie niszczony i rodowód rozwiązania rynnowego może faktycznie sięgać czasów średniowiecza (np okresu po pokoju toruńskim, gdy zamek stracił swoje funkcje militarne).
Na razie wiemy, że rynna istniała u progu XX wieku i że ówcześni spece twierdzili, że jest tam od dawna...
A co do parostatków na Motławie, to jak kończyły swoje kursy na okolicach zamku, to rynna im nie przeszkadzała.
Hmmm bardzo podobny akwedukt, nazywany podobnie "Riedewand", funkcjonował w Gdańsku przez ponad 200 lat (służył przerzuceniu wód Kanału Raduni nad fosą przy Bastionie św. Elżbiety i ma bogatą dokumentację ikonograficzną). Więc może niekoniecznie rynna w Grabinach była "łatwa do zniszczenia".
jak kończyły swoje kursy na okolicach zamku, to rynna im nie przeszkadzała.
A może na odwrót: jak rynna im przeszkadzała, to kończyły swoje kursy na okolicach zamku?
Co do możliwości zniszczenia drewnianej rynny, to niezależnie, czyby była drewniana czy jakakolwiek inna, to łatwiej byłoby rozkopać ziemny wał akweduktu i tak pozbawić młyn kłodawskiej wody.
Poza tym, wydaje mi się, że ten „zameczek” buł raczej lokalnym centrum administracyjnym, niż warownią.
pumeks napisał/a:
"Riedewand", funkcjonował w Gdańsku przez ponad 200 lat
Tylko 200 lat? Chyba przez cały czas istnienia kanału, czyli od XIV w. do końca XIX-tego, kiedy to zasypano fosę gdańską.
"Riedewand", funkcjonował w Gdańsku przez ponad 200 lat
Tylko 200 lat? Chyba przez cały czas istnienia kanału, czyli od XIV w. do końca XIX-tego, kiedy to zasypano fosę gdańską.
Policzyłem tylko okres istnienia rynny drewnianej, czyli podobnej do tej z Herrengrebin.
W XIV i XV wieku żaden akwedukt nie był potrzebny bo Stare Miasto najpierw nie miało umocnień, a potem chyba tylko mury - fosa zaczęła się kształtować chyba w I poł. XVI wieku, wraz z fortyfikacjami bastejowymi, a ostatecznie - z bastionowymi. Z tym, że początkowo Kanał Raduni przechodził nad fosą murowanym akweduktem (też ma dokumentację ikonograficzną) i dopiero w XVII wieku, daty nie jestem pewien, dlatego napisałem "ponad 200 lat" powstała konstrukcja drewniana.
No właśnie ten przykład gdański, o którym wspominałem wcześniej już, wydaje się być dobrym materiałem porównawczym.
Z jednym zastrzeżeniem, w nawiązaniu do słów Krzysztofa, zameczek grabiński funkcje militarne stracił w czasie wojny trzynastoletniej. Natomiast wcześniej poza administracyjnymi pełnił bez wątpienia także rolę obronną, bo gdyby było inaczej , to po co komu byłby tak skomplikowany system tworzący fosę. No i po cóż gdańszczanie by go niszczyli w 1454 roku. Inna sprawa, że w tym momencie nawet o wiele bardziej rozbudowane twierdze krzyżackie, pozbawione odpowiedniej załogi i z kiepskim morale łatwo wpadały w ręce związkowców ze Związku Pruskiego.
Tak czy siak, zapodane tu informacje wskazują, że niemieccy autorzy sprzed wieku uważali (wiedzieli?), że owa drewniana rynna ma dość długi rodowód, co stawia pod znakiem zapytania wykorzystywanie Motławy na szerszą skalę przez żeglugę w XIX i najpewniej przynajmniej XVIII wieku.
owa drewniana rynna ma dość długi rodowód, co stawia pod znakiem zapytania wykorzystywanie Motławy na szerszą skalę przez żeglugę
Na wstępie cytowałem fragment „KRONIKI OLIWSKIEJ”, ale nie całe zdanie. Całe brzmi:
Cytat:
Również ten sam mistrz [Henryk Dusemer] za zgodą i wolą konwentu [klasztoru oliwskiego] skierował wody Kłodawy przez przekop w poprzek naszej posiadłości Łęgowo do swojego młyna w Grabinach Zameczku, i swoim dokumentem z przywieszoną pieczęcią zagwarantował klasztorowi, że takie prowadzenie wody nie powinno przynieść szkody nikomu w granicach wspomnianej wsi, opisanych w wielkim przywileju wielkiego mistrza.
Zastanawiam się, czy mowa tu tylko o mieszkańcach Łęgowa, którym spławność Motławy nie była przydatna, czy i innych wsi „opisanych w wielkim przywileju”. Jestem przekonany, że mieszkańcy Suchego Dębu, Krzywego Koła i Koźlin nie byli zachwyceni istnieniem tej rynny. Nie zdziwiłbym się gdyby gdzieś w archiwach były dokumenty procesów i spisane ugody pomiędzy mieszkańcami tych wsi i właścicielami (dzierżawcami) młyna.
Ciekawe, czy w 1454 r. zniszczono tylko zamek, czy również młyn.
Ten cytat jest jednoznaczny: wielki mistrz gwarantował, że jego inwestycja nie przyniesie szkody poddanym oliwskim z Łęgowa.
Natomiast, co do zachwycenia mieszkańców wsi położonych w górze Motławy, to nie zapomnij, że oni byli poddanymi zakonu, formalnie (najoględniej mówiąc) dzierżawiącymi tylko grunty należące do niego. Korzystanie z rzek (posiadanie na nich przeprawy, prowadzenie spływu, czy nawet łowienie ryb) należało do specjalnych uprawnień, które mogły, ale nie musiały być przewidziane w przywileju lokacyjnym danej wsi. A i wtedy z tego tytułu musieli opłacać dodatkowy czynsz.
Nie ma tu zatem mowy o żadnych procesach (takowe mogły by być, gdyby szkody doznały włości innych właścicieli niż sam Zakon), co najwyżej poddani mogli składać supliki pokorne do Wielkiego Mistrza.
Dodając do tego fakt, że mowa tu o połowie XIV wieku, a jak pamiętam to Suchy Dąb był po raz pierwszy wzmiankowany właśnie wtedy (wcześniej wspominano tylko leżącą na drugim brzegu Motławy wieś Ostrowite), a Krzywe Koło lokowano dopiero w roku 1363 (na miejscu dwóch wcześniejszych osad), to możemy mieć pewność, że raczej nikt przeciwko tej inwestycji nie protestował, bo regulacja Kłodawy była tylko elementem wielkiego procesu urządzania dóbr na terenie Żuław Steblewskich.
Wszelkie wcześniejsze przywileje kasowano i nadawano nowe. Najpewniej zresztą chłopi byli zadowoleni, bo ewentualne utrudnienia transportowe z nadwyżką rekompensowała stabilizacja stosunków wodnych - odcięcie Motławy od Wisły i regulacja większości cieków wodnych. A dla nich ziemia była źródłem bogactwa, a nie handel.
Pisząc o procesach myślałem raczej o pokrzyżackich czasach.
Z Panami, trudno się procesować , ale problem wywozu płodów rolnych zawsze był istotny. Nie samo ich wyprodukowanie dawało zysk, a sprzedanie i to gdzieś, na odleglejszym rynku.
Heh w czasach pokrzyżackich to było pewnie jeszcze gorzej, bo krzyżackie posiadłości na Żuławach Steblewskich przypadły Gdańskowi.
A czynsz z samego młyna, miał spore szanse być porównywalny do miejskich dochodów z całej wsi. Krzysztofie nie ulegaj natomiast złudzeniu, że ówczesny handel płodami rolnymi odbywał się na podobieństwo XX-wiecznych targów.
Po pierwsze produkowano o wiele mniejszą ilość produktów, de facto nadwyżki na sprzedaż ograniczały się do pszenicy, jęczmienia, strączkowych, rogacizny oraz owiec. Najbardziej zyskowna w okresie nowożytnym produkcja zbóż, była zmonopolizowana przez samych gdańszczan i mało prawdopodobne by gburzy z takiego Suchego Dębu musieli się troskać o zbyt swoich produktów.
I tutaj powtarzam, powątpiewam w spływ Motławą zbóż. Wystarczy popatrzeć na organizację takiego transportu. Gbur po młócce sypie ziarno do worków i je ładuje do wozu, i... w przypadku spływu dociera do portu nadbrzeżnego i tam zboże wysypywane jest na łódź (często specjalnie budowaną na ten jeden transport), która następnie płynie pod gdańskie spichlerze, pod którymi często zboże ponownie jest ładowane do worków i transportowane na górę magazynu.
To Gdańsk, nie Mazowsze, i wszelkie prace fizyczne opierają się na sile najemnej, a nie poddanych. Śmiem twierdzić, że wynajęcie pracowników na podwójne ładowanie i rozładowywanie worków, w sytuacji, gdy miejsce docelowego transportu znajdowało się o góra dzień drogi wozem, było ekonomicznie mało uzasadnione (acz nie zawsze musiało tak być, dlatego całkiem nie skreślam tej koncepcji).
Z badań nad handlem zbożem wynika, że porty rzecze "drenowały" obszar w promieniu około 100 km, więc przeładunek na Motławę gdzieś w Suchym Dębie wydaje się być zbędną komplikacją.
Po drugie zaś, z czego te łodzie na bezleśnych Żuławach? Zakładając, że spław mieli organizować miejscowi.
Rzecz mogła być inna, gdyby były dowody, że to kupcy gdańscy organizowali taki spław, niejako hurtowo zdejmując nadwyżki towarów z nadmotławskich wsi, ale wtedy np. można sobie wyobrazić, że takim punktem przeładowczym mógł być młyn grabiński, gdzie nasza rynna drewniana nie była by utrudnieniem...
Po drugie zaś, z czego te łodzie na bezleśnych Żuławach?
Transport, to nie tylko zboże. Nie bardzo wiem, co produkowano na Żuławach, ale nie tylko pieczywo wtedy jadano. Do wsi Żuławskich trzeba było dostarczyć drewno, nie tylko do budowy łodzi (były niezbędne, również, do zwożenia z polderów do gospodarstw płodów rolnych), ale trzeba było przywieść drewno do budowy budynków, mostów i na opał. Poza tym kamienie na fundamenty i coś (może żwir) do utwardzania dróg, bo bez ciągłego o nie dbania żaden wóz z Żuław by nie wyjechał.
Ale tu o Grabinach...
Poza dworem (zameczkiem) młynem i węzłem wodnym, wart jest zwiedzenia park pomiędzy foluszem i Motławą. Polecam spacer teraz, po uschnięciu olbrzymich, wszechobecnych pokrzyw. Widać, że ktoś, nie tak dawno próbował coś z nim (i dworem) coś zrobić. Poza od lat nieużywanym pawilonem gastronomicznym jest olbrzymia (prawie 3 m wysokości) stara beczka - prawdopodobnie wyposażenie ogródka tego lokalu. Podobno, kiedyś było ich kilka. Ale na mnie największe wrażenie zrobił olbrzymi pień starego dębu o obwodzie 7 m, metr nad ziemią. Nie jest całkiem uschnięty. Jeden konar ciągle, wiosną wypuszcza liście. Ciekawe, jaki duży był, gdy do Grabin przybył pierwszy rycerz z Malborka
DSC02411.r.JPG na drugim planie stary dąb
Plik ściągnięto 19200 raz(y) 79,6 KB
DSC02407.r.JPG
Plik ściągnięto 19200 raz(y) 79,67 KB
DSC02409.r.JPG ktoś, kiedyś zadbał by deszcz nie padał do środka pnia po lewej, powyżej połowy wysokości jeden żywy konar
Plik ściągnięto 19200 raz(y) 79,85 KB
DSC02410.r.JPG dawne łatanie pnia, teraz mu tylko szkodzi
Ciekawe, jaki duży był, gdy do Grabin przybył pierwszy rycerz z Malborka
Gdyby tak poszukac po starych kronikach (zwłaszcza Ci co mają dostep do archiwów ). Krzysztof za zdjęcia i ciekawostki których bym zapewne nie poznała gdyby nie Ty . Dęby , kiedys czczone jako swięte drzewa , niemi świadkowie dziejów.Krzysztof dzięki za te fotki i wiadomości i proszę o jeszcze .
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum