U nas grzywacze sobie zrobiły w zeszłym roku gniazdo na wierzbie, metr nad naszymi głowami. Kilka patyków na krzyż dosłownie, na tym trochę trawy, tam leżały jajka. Obawiałam się, że pod gniazdem będzie nakupkane, ale o dziwo nie było śladu. Gołębica siedziała murem, dwa razy dziennie na kilkanaście minut wymieniał ją partner. Śmiałam się, że leciała "na siku". Nie wiem co jadła, bo facet niczego jej nie przynosił, pewnie te krótkie przerwy były i na jedzonko. Para się niestety nie dochowała potomstwa. Trzy razy podchodzili do tematu, ale ani razu z jajek (zawsze były dwa) nie wykluły się pisklęta.
Co do (nie)kupkania, zjawisko wytłumaczył mi sąsiad, znawca obyczajów zwierzęcych. W ten sposób, nie brudząc pod gniazdem, gołębie je maskują przed nieproszonymi gośćmi.
Żal mi było tych gołębi, jej zwłaszcza. Całe lato przesiedziała na gnieździe i nie zaznała radości macierzyństwa.
Od dwóch lat obserwuję parę grzywaczy na Biskupiej Górce. Niestety z daleka, bo gniazdują na terenie niedostępnym , policyjnym. Rzeczywiście są sporo większe od tych pospolitych i mają "szlachetniejszy" wygląd. Parę lat temu obserwowałam pustułki uczące latać swoje maluchy ponad naszymi dachami. Straszne awantury się działy, bo kawki i sroki starały się je przegonić ze swojego terenu. Szkoda, że nie mam sprzętu foto, bo na B.G. jest sporo zwierzyny. Dwa razy widziałam lisa. Kawki, sroki, sójki - to codzienność, trafia się rudzik i kowalik. Obserwowałam przelot jemiołuszek. Duuuże stada tych maluchów objadały się owocami jemioły i obsrywały samochody, które miały nieszczęście stać pod drzewami. Co niedowidziałam lub nie rozpoznałam to inna inność.
Od wielu lat, pod okapem dachu jednej z kamienic na Biskupiej mieszkają kawki. Rodzina wielopokoleniowa. W zeszłym roku straciły młode, bo co parę dni któryś maluch wypadał. Rodzice pilnowali go w ciągu dnia, odganiając koty, psy i ludzi. Dosłownie pikowały na głowę i okładały skrzydłami. Niestety w nocy maluch znikał.
Co do kaczka-story Justine, to jak te maluchy stamtąd wyskoczą? Chyba mamuśka przesadziła z lokalizacją.
Nader często, po prawdzie prawie stale pomieszkuję na Mierzei. Pod płot podchodzą mi sarny, dziki, lisy o ptactwie przeróżnym nie wspominając. To się jednak nie łapie na gdańskie zwierzaki.
Mamy fajny konkurs dotyczący zwierzaków - tych skrzydlatych :-). Może też kogoś z Szanownych Forumowiczów dawnegogdanska.pl by zainteresował? Chodzi zaobserwowanie pierwszej pustułki korzystającej z którejś z nowo zawieszonych skrzynek lęgowych w Gdańsku i Sopocie i oczywiście dostarczenie fotograficznego dowodu. Można zdobyć bardzo atrakcyjną nagrodę - świetnej jakości t-shirt z oficjalnym logotypem projektu Falco gedanense '2014. Dodatkowo autor rysunku pustułki - Dawid Kilon na życzenie złoży na nim własnoręczny autograf, a to wszystko podczas festiwalu "Bioróżnorodność - poznaj by zachować", już 23 maja na Targu Rakowym w Gdańsku. Dodatkową koszulkę funduję osobiście, jako wiceprezes Stowarzyszenia Gdański Animals TPZ za najpiękniejsze zdjęcie pustułek z kościoła Świętego Franciszka z Asyżu na gdańskich Siedlcach. Pozdrawiam, Justyna
Jak wyglądają małe miejscowości nadmorskie po sezonie, wszyscy wiemy. W tym czasie tylko je lubię. Spokój, cisza i to odprężenie. Ludność miejscowa już mniej wroga obcym, pustki takie, że nawet ptaki znowu słychać. Po zgiełku sezonu letniego, to jest naprawdę coś wielkiego. Wtedy na ulice wychodzą tubylcy, przemykający dotąd nerwowo pod płotami sąsiadów.
Zdjęcia pochodzą z czasów zamierzchłych. Oblatywałem wówczas mój mały skuterek. W Piaskach, na pustej ulicy władowałem się w stado dzików. Spanikowałem, nie ukrywam. W tamtych czasach wiedziałem o nich tyle, co mi TV powiedziało. Pod tyłkiem mułowate jeździdełko, wokół jakieś trzydzieści dzików. Fajnie było.
Widać mniejsze zrobiłem na nich wrażenie, niż one na mnie. Olały mnie. Z daleka ustrzeliłem tylko marudera jakiegoś.
Dzisiaj mamy chatę na polanie, w rekonstruowanej namiastce puszczy nadmorskiej.
Trochę inaczej się do tego wszystkiego podchodzi, patrząc na ścieżki wydeptywane przez cały rok przez sąsiadów zza płota. Jakkolwiek niechętnie, dają się też czasem fotografować.
Porządki wiosenne w toku. Na zapomnianej desce spotkałem zwierzaka. Był na tyle uprzejmy, że poczekał na mój powrót ze sprzętem. Ja byłem na tyle uprzejmy, że wyniosłem go do lasu.
I tak świadcząc sobie drobne uprzejmości, witamy wiosnę na Mierzei. Fajne miejsce.
Kumak puszczański.
Przed każdym koszeniem wynoszę je za płot, ale wracają jak do siebie. A może to one są u siebie? Po tej skoszonej trawie razem łazimy wieczorami.
A skoro już o wynoszeniu. - Sporym zaskoczeniem była dla mnie kiedyś siła z jaką to stworzenie przeciska się przez palce. Bo nie zawsze chce być wynoszone i na chwilowe nawet ograniczenie wolności, reaguje nerwowo. I słusznie.
Czaję się na zaskrońce i żmije. Ale one płochliwe bardzo a trafia się na nie najczęściej przypadkowo, zupełnie nieprzygotowanym będąc sprzętowo. Jednemu takiemu zielonemu, porządkując rumowisko, przytulną chatkę zniszczyłem. W tym momencie koncentrowałem się na tym, by żywego nie uszkodzić, nie pomyślałem o foceniu. Młody był. Mam nadzieję, że wróci.
Za duża.
A niżej, kocur zaprzyjaźniony, pozwalający się karmić (zdecydował się na nas kilka dobrych lat temu), chwilę przed skokiem na ramię z konstrukcji podtrzymującej chmiel. I ptactwo wysiadujące nasz drut prądowy. Jeden to chyba jaskółka, co jest drugie, pojęcia nie mam. Hałasuje to straszliwie.
Daniele. Oswojone z nami na tyle, że nie panikują na nasz widok. Podejść można na jakieś dwadzieścia, trzydzieści metrów. Trudno to fotografować, bo wpadają nieregularnie wieczorami albo nocą. A światło wtedy marne. Można oczywiście zaczaić się i w dzień w kilku miejscach, ale kto ma na to czas? Zresztą w ciągu dnia i lesie ciemno.
Takie tam migawki ze skraju puszczy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum