Dawny Gdańsk Strona Główna Dawny Gdańsk


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  DownloadDownload

Poprzedni temat :: Następny temat
Nowy Port
Autor Wiadomość
pumeks 
Mottlauspucker


Dołączył: 22 Paź 2003
Posty: 7696
Wysłany: Sro Kwi 21, 2004 10:59 am   Nowy Port

Ktoś ostatnio się dopytywał o browar w Nowym Porcie. Otóż znalazłem informację, że właścicielem browaru był m. in. bardzo zasłużony dla tej dzielnicy Richard Ignaz Fischer (1818-1888), ten sam, którego imieniem nazwano Fischerstraße - ulicę Rybołowców (może niekoniecznie uhonorowano go za browar, już prędzej za to, że jako radny miasta "załatwił" swojej dzielnicy wybrukowanie ulic oraz doprowadzenie wodociągów z pitną wodą.
 
Petelka 


Dołączyła: 20 Lis 2003
Posty: 937
Wysłany: Sro Kwi 21, 2004 11:08 am   

Cytat:
Ktoś ostatnio się dopytywał o browar w Nowym Porcie.

To ja do spółki z ZBR. A nie znalazłeś przypadkiem gdzie mógł być zlokalizowany? Bo ja mam dwa 'podejrzane' miejsca, ale wolałabym wiedzieć na pewno.
_________________
When a man is tired of Gdańsk he is tired of life /niby Oscar Wilde/
 
pumeks 
Mottlauspucker


Dołączył: 22 Paź 2003
Posty: 7696
Wysłany: Sro Kwi 21, 2004 11:12 am   

Petelka napisał/a:
A nie znalazłeś przypadkiem gdzie mógł być zlokalizowany? Bo ja mam dwa 'podejrzane' miejsca, ale wolałabym wiedzieć na pewno.

Może Grün mógłby zadać to pytanie pewnej wiekowej i pamiętającej dawne czasy Gdańszczance...
 
Petelka 


Dołączyła: 20 Lis 2003
Posty: 937
Wysłany: Sro Kwi 21, 2004 11:17 am   

Cytat:
Może Grün mógłby zadać to pytanie pewnej wiekowej i pamiętającej dawne czasy Gdańszczance...

No to usmiecham się do Gruena :) :) :)
_________________
When a man is tired of Gdańsk he is tired of life /niby Oscar Wilde/
 
Petelka 


Dołączyła: 20 Lis 2003
Posty: 937
Wysłany: Sro Maj 26, 2004 9:33 am   Jednak toaleta

Pamiętasz Pumeksie... zastanawialiśmy się kiedyś, czy ten mały, 'ustronny' domek przy Oliwskiej zawsze był toaletą? Wygląda, że tak, bo u M. Podgórskiego wyczytałam m.in.:
'Przy ulicy Oliwskiej, w jej wschodniej części zwanej Przyrynkiem, został założony park tzw. Labirynt (Irrgarten). Kompletnej przebudowy tego parku dokonano w 1899 roku. Teren ten, z wieloma ławkami, podzielono na trzy sektory: z drzewami, trawnikami i krzewami. Na obrzeżach Labiryntu znajdowała się toaleta, a za nią jedyny postój taksówek w Nowym Porcie'.
Wygląda więc, że z całego parku uchowała się właśnie toaleta. :hihi:
 
Grün 
Oberpomuchel


Dołączył: 03 Lis 2003
Posty: 7010
Wysłany: Pią Cze 18, 2004 1:00 am   

No to kilka słów o wojnie w oczach chłopca z Neufahrwasser - przed zamieszczeniem ich w Zakładzie Losów Zwykłych Ludzi

Wujek Günther, przyrodni brat mojej babci, w 1939 roku był kilkuletnim chłopcem. Mieszkał wraz z rodziną w tym samym domu, w którym spędziłem 20 lat swojego życia, tyle ze piętro wyżej. Westerplatte z okien mieszkania nie było widać, bo okna od pokoju z kuchnią wychodziły na stronę południową. Teraz od, naszego niegdyś, mieszkania w Nowym Porcie do pomnika postawionego obrońcom Westerplatte na miejscu przedwojennej polskiej jednostki wojskowej jest najwyżej pół kilometra w linii prostej. I w takiej właśnie mniej więcej odległości od domu, nad ranem 1 września, pancernik Schlezwig-Holstein zaczął ostrzał Westerplatte. Wujek opowiadał mi, że obudził ich huk, który wzięli początkowo za odgłosy burzy.

W czasie wojny moja prababka pracowała w zakładzie produkującym żywność dla U-Bootów – w magazynie-chłodni. Potrafiła dziennie wynieść z fabryki kilkadziesiąt jajek. Jak ci Niemcy mieli wojnę wygrać przy takiej dywersji? A jajka były towarem na tyle deficytowym i poszukiwanym, a przy tym na tyle wygodnym w rozliczeniach na czarnym rynku, że rodzina nie cierpiała głodu. Prababcia, mając dostęp do tak poszukiwanego surowca, zajmowała się także wypiekiem ciast. I z takim właśnie, na czyjeś zamówienie upieczonym, tortem wujek Günther jechał do Gdańska tramwajem, kiedy zaczęło się bombardowanie. Wujek wspominał, że mimo że padł na podłogę tramwaju, to uchował tort i dowiózł go do klienta.

Wspominał też, jak, w czasie wojny jeszcze, w trakcie burzy piorun uderzył w jezioro Zaspa. Jezioro było w tedy widoczne z okien ich mieszkania, więc mały Günther pobiegł co sił przewidując łatwą zdobycz. I nie pomylił się – na powierzchni jeziora pełno było porażonych prądem ryb, głównie węgorzy. Obłowił się wtedy jak nigdy i wspomógł wydatnie domowy budżet, sprzedając ryby znajomym.

Kiedy wojna się skończyła, w Nowym Porcie pozostało tylko kilka rodzin. Reszta ludności uciekła przed zbliżającymi się Rosjanami. Rodziny te składały się z kobiet z dziećmi, mężczyźni bowiem, albo byli w wojsku, albo uciekli. Najstarszym mężczyzną w dzielnicy był właśnie kilkunastoletni Günther. Na nim też spoczęło zadanie zdobywania pożywienia dla własnej i zaprzyjaźnionych rodzin. Grasował więc po domach szukając jedzenia, a przy okazji zabawiał się niszczeniem pozostawionych przez uciekinierów rzeczy. Wspominał jak puszczał sobie z okien miśnieńskie talerzyki, obserwując jak lecą i rozbijają się na podwórku... Kiedyś znalazł samochód pełen pudeł z butami. Były to nowiuteńkie niemieckie oficerki. Znalazł swój rozmiar, z radością wciągnął na nogi, zabrał jeszcze kilka par dla innych. Długo nie nacieszył się swoją zdobyczą, bowiem piersi spotkani żołnierze rosyjscy zabrali mu te buty.

Jeszcze zanim miasto zajęli Rosjanie trwały naloty alianckie. Wujek twierdził, że nie można za zburzenie Gdańska obwiniać wyłącznie Rosjan, był bowiem świadkiem bombardowań z samolotów, na których widział znaki RAF-u. Z takiego właśnie samolotu, przelatującego nad Nowym Portem z nad Letniewa, spadła bomba wymierzona w dom, w którym mieszkali, czyli ostatni budynek na Wilhelmstraße – dzisiejszej Wolności. Lotnik miał kiepskie oko, bomba spadła bowiem 10 metrów przed budynkiem zostawiając ogromny lej. Budynek nie ucierpiał, jednak czas jakiś potem sąsiednia klatka, czyli ta, przed którą wybuchła bomba, zawaliła, się i to co dziwne bez szkody dla sąsiednich klatek. Nikt nie zginął tylko dlatego, że zanim się zawaliła, wydała szereg ostrzegawczych zgrzytów i trzasków - mieszkający tam ludzie zdążyli się ewakuować przed dom. Lej po tej bombie przydał się. Wepchnięto do niego kilka samochodów, wrzucono kilka trupów końskich i ludzkich, zabitych w czasie innego bombardowania. Sam pamiętam, że nawierzchnia ulicy przed sąsiednią klatką systematycznie się zapadała w kilkadziesiąt lat po wojnie.

W miejscu obecnego IV Liceum w Nowym Porcie znajdował się tzw. Exerzierplatz czyli plac do musztry wykorzystywany jeszcze przez pruskie wojsko z jednostki na ul. Kasztanowej. W tym właśnie miejscu, naprzeciwko dzisiejszej stacji benzynowej, pod urządzonym kilka lat temu boiskiem do koszykówki, w 1945 roku pochowano kilka osób rozerwanych przez wybuch bomby.

To takie urywki - tyle udało mi się zasłyszeć od bohatera tych historii.
Wspomnienia babci w przygotowaniu.
 
 
Petelka 


Dołączyła: 20 Lis 2003
Posty: 937
Wysłany: Pią Cze 18, 2004 8:33 am   

No i kilka słów innego chłopca z Neufahrwasser o wydarzeniach bardziej cofniętych w czasie tj. fragment wspomnień Maxa Kiesewettera (1854-1914) – rodowitego nowoporcianina:

„Kiedy parowce ze względu na zalodzenie musiały wstrzymać swoje kursy, komunikację między Gdańskiem A Nowym Portem – połączenia kolejowego jeszcze wtedy nie mieliśmy – utrzymywał omnibus, albo, jak go nazywaliśmy zurnaliera; ten szkaradny, zagrażający życiu wehikuł jeździł trzy razy dziennie do Gdańska i z powrotem a każdy przejazd kosztował 3 srebrne grosze, czyli tam i z powrotem – guldena! Był używany głównie przez ludzi interesu, kiedy musieli uzupełniać w mieście towary, których zabrakło w ich sklepikach. Żurnaliera odchodziła spod Giełdy Gdańskiej i zatrzymywała się w Gdańsku, na Targu Węglowym przed teatrem.
Mogłem być wtedy pięcioletnim chłopcem, gdy któregoś pięknego, zimowego popołudnia kręciłem się przed drzwiami naszego domu (Starowiślna 11). Żurnaliera przychodząca o 3 z Gdańska właśnie miała nadejść. Wkrótce usłyszałem jak przejeżdża przez drugi most na fosie Broschkego, koła chrzęściły i skrzypiały i grzmiał tętent końskich kopyt. Ulica Starowiślna była gładko zamarznięta; przed składem solnym, który leży nieco wyżej drogi jest małe wzniesienie. Zamiast pozostać na równej drodze woźnica wjechał lewą stroną pojazdu na mały pagórek, pojazd przechylił się na bok i bums – już leżał. Usłyszałem szczęk tłukących się szyb i krzyk dobiegający z wnętrza. Głupi, podpity woźnica przed wypadkiem zeskoczył z siedzenia i próbował najpierw uwolnić z fatalnego położenia zaplątane w uprzęży konie. W żurnalierze było tylko dwoje pasażerów – otyła dama, pani Poelke, która złamała rękę i wysoki, chudy najemnik Sulzer, którego szyja krwawiła, toteż wyglądał jak śmierć z Bazylei. I jak to z małymi chłopcami bywa, przez osiem dni z rzędu wychodziłem o trzeciej po południu na drogę w nadziei, że znowu zobaczę jak wywraca się żurnaliera, ale nie zaznałem tej przyjemności”.

Fragment ten zaczerpnęłam z artykułu Andrzeja Januszajtisa ‘Wydarte morzu’ (‘Miasto jak ogród’ nr 7/2000)
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Dawny Gdańsk Strona Główna

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template subTrail v 0.4 modified by Nasedo. adv Dawny Gdansk