Co innego Gdańsk i Kaszuby. To jego żywioł i źródło autentycznego, głębokiego zakorzenienia. Gdy opowiada o swej małej ojczyźnie, robi to z pasją. Najlepiej zresztą czuje się w środowisku działaczy lokalnych, samorządowców. Potrafi z nimi rozmawiać i rozumie ich.
Pisał kiedyś: „Ich bin Danziger - z dumą mówili o sobie moi dziadkowie, którzy mając dwu synów jednemu dali na imię Juergen, a drugiemu Henryk, nie Heinrich. Jeden szedł do szkoły polskiej, drugi do niemieckiej. W ich relacjach nie było ani śladu dramatyzmu z powodu wyboru - oba były równoprawne, nie były nacechowane agresją, dylematem narodowym. Dziadek był bramkarzem w piłkarskim klubie Zoppotter Sportverein, później przeniósł się do Gedanii, klubu polskich kolejarzy, gdzie niemiecki też był w powszechnym użyciu i nikt z tego nie robił problemu. Dopiero naziści kazali mu nosić literkę »P « - która oznaczała »obcy «, »gorszy «. Kiedyś spytałem dziadka: Urodziłeś się w Kielnie, nosisz kaszubskie nazwisko Dawidowski, niemiecki jest twoim pierwszym językiem, w 1945 wybrałeś Polskę, więc kim jesteś? Kaszubą? Polakiem? Niemcem? A on spojrzał zdziwiony i powiedział: Jestem tutejszy, hiesege...".
To archetypowy przykład pogmatwanej historii Kaszub i Pomorza. Tusk jest klasycznym autochtonem: - Tusk to jest nazwisko kaszubskie, chłopskie zresztą, bez żadnych sygnetów. Jest ono dość powszechne na Kaszubach. A imię Donald? Mój ojciec miał na imię Donald. Skąd kaprys mojej babci, żeby nazwać tak mojego ojca? Nie wiem. W każdym razie było to znacznie wcześniej, nim filmy Disneya dotarły do Polski - mówił w wywiadzie.
Jego umiłowanie lokalnej ojczyzny jest szczere. Przegrał kiedyś wybory w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim (krajanie zarzucili mu wówczas brak przywiązania do religii) i przeżył to niezwykle boleśnie.
Bycie Kaszubą na gdańskim Pomorzu nie jest proste. Po zakończeniu II wojny światowej wskutek wysiedleń ludności niemieckiej, napływu nowych mieszkańców i planowej polityki władz komunistycznych, rdzenni mieszkańcy tych ziem tracili swoją tożsamość i kulturę.
Fragment rozmowy z Teresą Torańską z połowy lat 90.:
Tusk: Nieraz dostawałem wpieprz od kolegów w podstawówce.
Torańska: Bo obcy?
Tusk: Nie, tutejszy. To oni byli obcy, a ja byłem tutejszy. Z wolnego miasta Gdańska. Zawsze mam straszne obawy tłumaczyć gdańskie sprawy, bo jak wyjaśnić, że moi dziadkowie, którzy siedzieli w Stutthofie za to, że byli funkcjonariuszami polskiej kolei w Gdańsku i byli Polakami, wychowali swoje dzieci w niemieckim języku? Jak wytłumaczyć, że mieli oni potrzebę te resztki kultury polsko-niemieckiej zachować. I do dzisiaj, kiedy cała moja rodzina - katolicka - schodzi się na wigilię, to odprawia ją w obrządku ewangelickim, bez postu, i śpiewa niemieckie kolędy. (...) Gdańsk jest naprawdę genialnym miejscem. Jedyna już może w Polsce kresowość, która nie uległa zniszczeniu".
W odradzaniu się gdańskiej tożsamości Donald Tusk miał spory udział. Gdańszczanie, ogłupiani przez lata komunistyczną propagandą o "prapolskim piastowskim" Gdańsku, dostali w połowie lat 90. serię albumów ukazujących piękno, bogactwo i kulturową różnorodność miasta sprzed dziesięcioleci. Cykl "Był sobie Gdańsk" współautorstwa Tuska powstał dzięki benedyktyńskiej pracy polegającej na zbieraniu, segregowaniu i archiwizowaniu zdjęć miasta. Ulica po ulicy, plac po placu autorzy odtwarzali dawny kształt miasta, które po zniszczeniach wojennych straciło wiele dawnego blasku. Tym dziełem Tusk słusznie zasłużył sobie na dozgonną wdzięczność gdańszczan.
reszta tekstu tutaj, nie wklejam, bo nie dotyczy profilu tego forum
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum