Wysłany: Pią Wrz 03, 2004 7:58 am Szyldy z tamtych czasów - na razie "na papierze"
Donoszę że w wersji papierowej dzisiejszej "Gazety Wyborczej - Trójmiasto" jest duży wywiad Magdaleny Grzebałkowskiej z panem Mikołajem Wierzbickim, zbieraczem starych napisów. Niestety, jak to zwykle w druku, sporo uległo zniekształceniu a cały tekst dla znających jego bohatera robi wrażenie jakby wywiad przeprowadzono jakiś rok temu...
_________________ Frakcja Miłośników Niewygodnych Kin
--------------------------------------------------------------------------
Až dojde moja poslední hodina, pochovajte mňa do bečky od vína
--------------------------------------------------------------------------
a cały tekst dla znających jego bohatera robi wrażenie jakby wywiad przeprowadzono jakiś rok temu...
Fakt. Czytając miałem wrażenie deja vu.
_________________ Frakcja Miłośników Niewygodnych Kin
--------------------------------------------------------------------------
Až dojde moja poslední hodina, pochovajte mňa do bečky od vína
--------------------------------------------------------------------------
Jak zwykle jak coś się dzieje to mnie nie ma Pumeks, masz nosa - wywiad był robiony chyba w październiku 2003 r. i miał trafić do Dużego Formatu. Ale zmienili koncepcję tego dodatku i ostatecznie ukazał się po 10 miesiącach w Morskiej. Co do starówki (300 km>>) itp to niestety nie wiem jak sprawa wygląda, bo do tej pory tekstu nie czytałem. No i nie ukrywam, że nie mogę się doczekać. Nie znaleźliście go nigdzie na stronach gazety?
Niestety nie. Na "Śledź te strony" ostatnio dodano artykuły w pierwszej połowie lipca.
_________________ Frakcja Miłośników Niewygodnych Kin
--------------------------------------------------------------------------
Až dojde moja poslední hodina, pochovajte mňa do bečky od vína
--------------------------------------------------------------------------
Pumeks, masz nosa - wywiad był robiony chyba w październiku 2003 r. i miał trafić do Dużego Formatu.
Nie przejmuj się - ja kiedyś udzielałem wywiadu redaktor Mikłaszewicz przed 1 listopada (miało być o róznych obrządkach pogrzebowych w dziejach ludzkości). Tekst "nie poszedł", ale po roku zadzwoniła i spytała, czy może wykorzystać ten zeszłoroczny materiał Poszedł więc po roku, i to w małym fragmencie.
Niestety nie. Na "Śledź te strony" ostatnio dodano artykuły w pierwszej połowie lipca.
w związku z tym, że raczej się już nie pojawi, wkleję go tutaj:
Cytat:
Szyldy z tamtych czasów
Ludzie podchodzą do mnie nieufnie. Pytają, po co robię te zdjęcia. Może chcę się potem włamać?
Znalazłam dla Pana datę budowy jednej z sopockich kamienic. Śliczne "1903". Wykute nad wejściem.
Mikołaj Wierzbicki: A dziękuję, ale ja dat nie zbieram. Tylko stare napisy.
To może być gorzej. Starych napisów w Sopocie nie widuję.
- Wiem. Mnie też to dziwi, że ich prawie nie ma. Znalazłem tylko trzy. Nazwę "Villa Dahl" na ścianie domu przy ulicy Parkowej, napis "Erbaut 1907" przy Morskiej ["Wybudowano w 1907" - red.] i reklamę przedwojennej pralni chemicznej na sopockim Monciaku. Pojawiła się niespodziewanie na ścianie kamienicy podczas wyburzania starej cukierni i wkrótce może zniknąć, bo powstał tam nowy dom. Zresztą napisu "Erbaut" też już nie ma. Latem wyremontowano fasadę kamienicy i właściciel domu, z niewiadomych przyczyn, zostawił tylko datę "1907".
Ma Pan bardzo ulotną pasję. Kto się dziś przejmuje przedwojennymi szyldami malowanymi na murach?
- Prawie nikt. Znikają, bo burzone są domy, na których widnieją. Właściciele przeważnie nie dbają o nie podczas tynkowania ścian. Pierwszy szyld, dzięki któremu zacząłem "zbierać" stare napisy, też już zresztą nie istnieje.
Gdzie był?
- We Wrzeszczu. Zauważyłem go przypadkiem, gdy spacerowałem ulicą Partyzantów. Na ścianie jednego z domów wyłaniały się niemieckie litery: "Obst und Gemuese" ["warzywa i owoce"]. Zrobiło to na mnie duże wrażenie. To był wyraźny ślad przeszłości, możność dotknięcia historii.
Kiedy to było?
- Niedawno, w połowie lat 90. Byłem na pierwszym roku prawa. Już nie ma tego napisu. Zniknął pod warstwą tynku. Ale utkwił mi w pamięci. Zacząłem się rozglądać za innymi, fotografować je.
Myślałam, że ktoś, kto fascynuje się historią, wybierze ten kierunek studiów. Albo chociaż konserwację zabytków. Ale prawo?
- Wybrałem prawo z mało romantycznych powodów. Po prostu uznałem, że muszę zdobyć dobrze płatny zawód. Zresztą nigdy nie pociągała mnie historia podręcznikowa z jej datami. Szczerze mówiąc, nie interesuje mnie, w którym roku w Gdańsku był Napoleon, a kiedy tu stacjonowali Szwedzi. Lubię historię poszczególnych miejsc, anegdoty z nimi związane. W liceum zwiedziłem wszystkie muzea i kościoły Gdańska, chodziłem po zakamarkach miasta. Później brałem udział w konkursie "Gazety" na miejsca magiczne.
Jakie miejsce Pan opisał?
- Górę Gradowa.
Co jest magicznego w tej górze?
- Nic, jeśli się patrzy na nią z dołu. Ale ze szczytu widać miasto jak na dłoni. Najciekawsze jest jednak zbiegnięcie się perspektyw miasta i portu. Widać ulice, most, kamienice i nagle, w środku tego wszystkiego, stoi statek. Wspaniały widok.
Zejdźmy na dół, bo z góry nie widać starych napisów. Trudno je zauważyć?
- Czasami bardzo trudno. Nie można ich szukać samochodem, wtedy są niezauważalne. Nie radzę też na piechotę. Wtedy trzeba by chodzić kilka miesięcy. Najlepiej na rowerze. Udało mi się połączyć przyjemne z pożytecznym. W 2000 r. archiwizowałem stare napisy dla gdańskiego Urzędu Miasta.
Ile starych napisów ma Pan w swojej kolekcji?
- Dziewięćdziesiąt dziewięć. Prawie wszystkie znalazłem podczas archiwizacji dla miasta. Objechałem wszystkie gdańskie dzielnice, zajrzałem we wszystkie podwórka, przyglądałem się cegłom, odpadającym tynkom. Każdemu napisowi musiałem zrobić dwa zdjęcia - z bliska i z daleka.
Gdańsk ze swoją starówką, którą znają turyści, to tylko dekoracje zbudowane w latach 50. Tam nie ma nic przedwojennego.
- Dlatego tam starych napisów nie szukam. Szukam prawdziwego przedwojennego Gdańska, nie fasad. Chodzę tam, gdzie zachował się duch tamtego miasta - na Biskupią Górkę, Orunię, do Wrzeszcza i Oliwy.
Co to za napisy?
- Przede wszystkim szyldy sklepów, jakichś organizacji, informacje o właścicielach konkretnego miejsca. Ale najciekawsze są wyjątki. Na przykład w starej Oliwie jest dom, na ścianie którego widnieje napis pozostawiony przez armię radziecką. Głosi chwałę żołnierzom, którzy zatknęli sztandar zwycięstwa nad Berlinem.
Najwięcej jest zapewne napisów po niemiecku.
- To oczywiste. Ale jest kilka polskich. Przeważnie szyldy sklepów kolonialnych, jeden rzeźnik. Czasem jest tak, że napis polski pokrywa się z niemieckim. "Kolonialwaren" i "sklep kolonialny". Oba przedwojenne. Czasem jeżdżę na Wschód, do Lwowa i tam też fotografuję stare napisy. Znajduję na ścianach reklamę asortymentu sklepowego: "migdały, cukier, miód". Na latarniach tabliczki z polskimi tekstami. Wszystko to pokazuje, jak bardzo po wojnie przesunęła się granica Polski.
Rozmawia Pan czasem z ludźmi z domów z napisami?
- Rzadko. Przeważnie nic nie wiedzą. Podchodzą do mnie nieufnie. Pytają, po co robię te zdjęcia. Może chcę się potem włamać?
A śledzi Pan historie tych domów?
- Staram się. Ale to trudna i żmudna sprawa, a mnie brakuje czasu i cierpliwości. Kilka razy jednak zdarzyło mi się pójść do biblioteki PAN i szperać w księgach adresowych. W paru przypadkach znalazłem adresy i nazwiska właścicieli sklepów, których szyldy są do dzisiaj. Ale to bardzo pracochłonne, na dodatek księgi zostały przeniesione na mikrofilmy i przeglądanie ich to koszmar. Czasem historię domów poznaję dzięki ludziom, którzy piszą na moim forum w internecie (www.dawnygdansk.pl), nieraz historię opisali już wcześniej dziennikarze. Tak było w przypadku domu we Wrzeszczu, gdzie nakładają się na siebie dwa napisy. Pod spodem jest "Backerei" ("Piekarnia"), a na wierzchu "Hitlerjugend". Wiem, że właścicielem domu był człowiek o nazwisku Jazy. Miał tam sklep, podobno uczestniczył w walkach o Westerplatte i zginął pod koniec wojny. Ale nikt nie wie, jaki był jego związek z Hitlerjugend. Na Biskupiej Górce natomiast jest dom z napisem "Restaurant zum Schwarzen Meer" ("Restauracja nad Morzem Czarnym"). Wiem, że nazwa nie wynikała z miłości właściciela do tego morza, tylko niedaleko biegła uliczka Morze Czarne i podobno biło źródełko o takiej nazwie.
Ma Pan swój ulubiony napis?
- Tak. "Danziger Brotfabrik" ("Gdańska fabryka chleba"). Jest na zachowanym do dziś budynku niedaleko Motławy. Lubię ten napis, ponieważ znalazłem w jakimś albumie przedwojenną fotografię tego budynku. Widać na niej ten sam napis. Czuję, jakbym znalazł łącznik między dawnymi i dzisiejszymi czasami.
Są jeszcze jakieś napisy w Gdańsku, o których Pan nie wie?
- Na pewno niewiele. Ale wciąż na to liczę. W ubiegłym tygodniu miałem właśnie taką przygodę. Wiedziałem, że we Wrzeszczu, w budynku należącym teraz do Akademii Medycznej, był kiedyś sławny zakład dla ociemniałych. Słyszałem, że jest tam napis o tym informujący. Pojechałem z aparatem. Znalazłem napis, zrobiłem zdjęcie. Ale przy okazji postanowiłem dowiedzieć się czegoś na temat zakładu. W budynku obok, obecnie Domu Asystenta, portierka nic nie wiedziała, jednak skierowała mnie do konserwatora. Było jak w filmie. Wszedłem do sutereny, gdzie wśród rupieci siedział starszy pan. Okazało się, że zbiera pamiątki gdańskie. Pokazał mi nawet jakąś starą popielniczkę. Potem zapytał, czy widziałem napis na tym budynku, w którym byliśmy. Nie miałem o nim pojęcia. Poszliśmy go zobaczyć. Był ledwo widoczny, zakryty godłem. Potem wróciliśmy, konserwator wyciągnął gdzieś z kąta ramę ze zdjęciami za szkłem. Szeptał do mnie: "Patrz pan, patrz". A tam ten sam napis, tyle że odkryty. Na górze "Kaiser Wilhelm Blindhaus", pod spodem data "1888" - Wilhelm II został wtedy cesarzem. I jeszcze jeden napis "Jubilaeus stiftung" - "fundacja jubileuszowa". A tu kolejne zdjęcia. Na nich ludzie przystawiają drabinę do ściany, skuwają godło pruskie. Na następnych fotografiach przyczepiają w tym miejscu godło Polski i tablicę z napisem "Akademia Lekarska w Gdańsku, Instytut Medycyny Morskiej i Tropikalnej". Konserwator podarował mi kopie tych zdjęć.
Zapewne spaceruje Pan po mieście z głową zadartą do góry.
- Tak. Mijając domy przyglądam się detalom, najdrobniejszym szczegółom, pojedynczym cegłom. Najsławniejsza cegielnia była w Kolibkach pod Sopotem. Producent wypalał w cegłach swój znak i, co ciekawe, litera "N" w nazwie Kolibken jest odwrócona. Te cegły można znaleźć w całym Trójmieście.
Zaglądam w podwórka. Raz udało mi się wejść na teren jednostki wojskowej. Zakradłem się przez kino wojskowe Znicz we Wrzeszczu. Znalazłem tam napis, którego nie widać z ulicy. Trudno go odczytać. Jestem pewien tylko jednego wyrazu "Columbus". Czego mogła dotyczyć całość? Nie wiem. Udało mi się znaleźć też coś ciekawego w Sopocie. Przyglądałem się starym żelaznym ogrodzeniom, które otaczają kwatery na sopockim cmentarzu. Zauważyłem, że producenci tych płotków zostawiali na nich swoje tabliczki wizytowe odlewane w metalu. Sfotografowałem dwie - Borkowskiego z Zoppoth i Derowskiego z Oliwy. Te nazwiska sprawdzałem i udało mi się znaleźć adresy ich zakładów.
A co będzie, gdy skończą się Panu napisy?
- Już zaczynają się kończyć. Nie martwię się tym jednak. Są jeszcze stare hydranty, studzienki z napisami "Berlin" albo "Danzig kanalization". Zaczynam się rozglądać za starymi herbami Gdańska. Niezwykle ciekawe są kamienie poukrywane w lasach.
Co może być fascynującego w kamieniach?
- Jeśli porównać stare i obecne mapy Gdańska widać, że ścieżki w lasach się pokrywają. Przed wojną takie dróżki miały swoje nazwy. Była na przykład "Praesidenten weg" ("Droga prezydencka"). Kamień z takim napisem leży na tej drodze do dziś. Albo Dolina Radości za Oliwą. Była tam kiedyś skocznia narciarska. Teraz zachował się z niej tylko kamień, na którym wykuto rok "1932" - datę powstania. Niedaleko jest kamień poświęcony niemieckiemu skoczkowi Erntowi Backerlichowi, który tam zginął na początku lat 40. Jest też kamień w sopockich lasach, poświęcony leśniczemu, który w 1919 r. został zastrzelony przez kłusowników. Jeszcze dużo jest tych kamieni.
[-]
Cytat:
Erntowi Backerlichowi
Cytat:
Blindhaus
Cytat:
"Jubilaeus stiftung"
tak to bywa, jak się nie dostaje tekstu do autoryzacji, a publikacja jest kilka miesięcy po wywiadzie...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum