Drewniany barak we Wrzeszczu (patrz mapa) spłonął dziś całkowicie. Ogień był strasznie wielki, płomienie sięgały szczytu sąsiadującego szpitala. Takiego pożaru dawno nie widziałam.
Moje pytania: Co znajdowało się w tym baraku? Kiedy go zbudowano?
Nie mam pojęcia, co znajdowało się w tym baraku, ale... jeszcze nie tak dawno odwiedzaliśmy regularnie z Moją-Ładniejszą-Połową budynek obok, gdzie pobieraliśmy cenne nauki w szkole rodzenia
_________________ Frakcja Miłośników Niewygodnych Kin (II)
============================
Z dwóch kaczorów wybieram Donalda
_________________ Frakcja Miłośników Niewygodnych Kin
--------------------------------------------------------------------------
Až dojde moja poslední hodina, pochovajte mňa do bečky od vína
--------------------------------------------------------------------------
Architektura śp. baraku wskazuje na jego związek z obozem jenieckim Narvik-1. Prawdopodobnie była to jakaś jego "ekspozytura" - może przy szpitalu zatrudniano jeńców.
Jak robiłem zdjęcia baraku przy Żeńcach to przechodząc obok szpitala chcałem zrobić kilka zdjęć temu barakowi, niestety spieszyłem się. Jak widać była to ostatnia szansa.
za GW:
Pięćdziesięciu strażaków i aż dziewiętnaście wozów strażackich walczyło przez kilkanaście godzin z pożarem baraków, który wybuchł w Gdańsku w sobotę wieczorem
Straż pożarna dostała zgłoszenie o godz. 19.30. We Wrzeszczu przy ul. Klinicznej zapalił się drewniany barak, w którym mieszkała trzyosobowa rodzina. Potem ogień przeniósł się na sąsiednie budynki. Zaczadzeniu uległa jedna kobieta, pozostałym mieszkańcom nic się nie stało. Drewniane belki przeznaczonych do rozbiórki baraków płonęły przez prawie dwanaście godzin. Strażacy dogaszali zgliszcza jeszcze w niedzielę rano. W pogorzelisku nie znaleziono żadnych zwłok. Temperatura była tak wysoka, że w okolicznych domach pękały przegrzane szyby. Prawdopodobna przyczyna pożaru to podpalenie. Sprawę bada policja.
O mały włos, a w sobotni wieczór ewakuowano by noworodki przebywające w szpitalu przy ul. Klinicznej w Gdańsku. Mogły też spłonąć dane kliniczne i preparaty histopatologiczne tej placówki, które są potrzebne do dalszej terapii pacjentów, także tych cierpiących na nowotwory. Bez tej dokumentacji leczenie wielu chorych byłoby bardzo utrudnione. Zagrożone pożarem były także szpitalna rozdzielnia gazów technicznych i stacja transformatorów. Całe zamieszanie spowodował pożar, który wybuchł w sobotę, kilkanaście minut po godzinie 19. Ogień pojawił się w drewnianym domu przy Klinicznej 1a, który znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie budynków szpitalnych.
- Na szczęście obyło się bez tragedii - wyjaśnia dr Jarosław Dębniak, lekarz nadzorujący w sobotę pracę szpitala. - Trzy budynki należące do nas były zagrożone pożarem. Niebezpieczeństwo to dotyczyło zakładu histopatologii, rozdzielni gazów technicznych i stacji transformatorów, która dostarcza prąd do szpitala. W pewnym momencie wiatr zmienił szczęśliwie kierunek i niebezpieczeństwo zmalało. Cały czas byliśmy gotowi do przetransportowania części noworodków do szpitala na Zaspie. Karetki pogotowia czekały na sygnał.
Mimo że dom przy Klinicznej 1a od dawna przeznaczony był do rozbiórki, nadal mieszkali w nim ludzie. Rodzina Adama Marchewicza uciekła, ale straciła niemal cały dorobek życia, a jego matka z objawami zatrucia tlenkiem węgla została odwieziona do szpitala. Sam lokator twierdzi, że pożar nie był dziełem przypadku. Jego zdaniem, było to podpalenie.
- Kilka minut po godzinie 19 usłyszałem hałas dochodzący z niezamieszkałej części budynku - opowiada gdańszczanin. - Wyszedłem na korytarz, skąd dochodziły głosy, a po chwili pojawił się już dym i ogień. Od razu zadzwoniłem po straż pożarną. Mimo że pierwszy samochód przyjechał już po kilku minutach, na ratunek mojego mieszkania było za późno. W środku zostało wszystko, co mieliśmy, nawet najważniejsze dokumenty i pieniądze. Nie zdążyłem zabrać nic. Mieszkałem tu od urodzenia, czyli już ponad 46 lat.
W akcji gaśniczej udział brało siedem jednostek gdańskiej PSP. Strażacy przez kilka godzin walczyli z ogniem, którego wysokość dochodziła momentami prawie do dziesięciu metrów.
- Ogień wybuchł w niezamieszkałej części budynku. Dom był zbudowany głównie z drewna, więc pożar szybko się rozprzestrzenił. Staramy się w tej chwili nie dopuścić do tego, aby płomienie przeniosły się na obiekty szpitalne i transformatory - relacjonował dowodzący akcją starszy kapitan Jakub Zambrzycki, z gdańskiej straży pożarnej.
To, na szczęście, udało się strażakom. Ogień nie przeniósł się na teren szpitala, a tym samym nie była potrzebna ewakuacja. Po kilku godzinach pożar ugaszono. Teraz wyjaśnianiem jego przyczyn zajmie się specjalna komisja.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum