Wysłany: Pon Lut 21, 2011 9:24 pm Moja mała ojczyzna- Port, ul. Wiślna i okoliczne
Będąc dojrzałymi ludźmi, często wracamy we wspomnieniach do naszego hejmatu ( czyli małej ojczyzny ), miejsca zamieszkania, dziecięcych zabaw, wagarowych wypraw. Wspominamy ludzi i miejsca z nimi związane, napewno nie obce naszym rówieśnikom z Nowego Portu, Letniewa, Brzeźna, okolicy Amady, Narwiku, Holmu, Wisłoujścia. Wymienię zaledwie kilka miejsc, które z pewnością wielu moich rówieśników zna z własnej autopsji i ma do nich duży sentyment.
Poczynając od Nowego Portu: restaurację " Wiking " , a wcześniej " Syrena ", a ponoć jeszcze wcześniej " Meksyk " ( ale to już tylko z przekazu innych ).
Przystań promowa " Fera " obok ukraińskich zbożowców, którą pływaliśmy do Wisłoujścia, a z tamtąd na piechotę na plażę na Westerplatte.
Morski Dom Kultury z kinem " 1-szy Maja ", nieistniejąca, stara zabudowa ulicy Wyzwolenia z warsztatami CPN i szkołą dokerów, przy której na ogródkach działkowych stała piękna altana z figurką kominiarza wspinającego się na komin. Portowa straż pożarna. Nie zasypane jezioro Zaspa. Skład paliwowy nr 1, jednocześnie baza transportowa CPN. Sklep monopolowy " Kapliczka " przy zajezdni tramwajowej w Nowym Porcie. Tereny portowe rejonu drugiego, będące miejscem fantastycznych, dziecięcych zabaw, czasami kończącymi się kontaktem z Portową Strażą Przemysłową lub MO. Kiosk i stołówka portowa na rejonie drugim, obok betonowego zbożowca nr 2. Ulice Wielopole, Śnieżna, Załogowa, most pontonowy na Holm. Statek amerykański lini " Likes Line " i wszystko co się z tym wiązało.
Bunkier przeciwlotniczy 8 i 23 szkolnej flotylli U-Bootów. Łąki pomiędzy Letniewem a portem przemienione w bursztynowe " Klondike " podczas poszerzania zakrętu 5-ciu gwizdków na Westerplatte. Skład paliwowy CPN nr 3. Straż pożarna CPN ( z którą byłem bardzo emocjonalnie związany i o której napiszę w terminie późniejszym ). Domy pracowników CPN przy ulicy Wiślnej. Okręgowa składnica poczty i telekomunikacji ( były budynek poczy polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku oddział trzeci, przesyłki zamorskie). Skład drzewny z kopalniakami " Vistula ", obecnie nabrzeże kontenerowe ( Szczecińskie ). Nasycalnia podkładów kolejowych. Skład CPN nr 4. Zakłady tłuszczowe Amada. Stajnie i miejsce załadunku koni rzeźnych do Belgi ( statki Boruta i Rokita, obecnie teren elektrociepłowni ). Skład CPN nr 5 na Holmie ( Ostrowiu ). Magazyny styropianu w byłych zakładach samochodowych Komnicka na Holmie. Boisko MRKS-u. Żużlowy stadion " Polonia ". Pijalnia piwa " Bonanza " przy przystanku tramwajowym "kliniczna" obok fabryki zapałek. Drewniane poobozowe baraki w Narwiku z dwoma kilkusetletnimi dębami przy ścieżce rowerowej, obok ul. Marynarki Polskiej. Narwickie wysypisko śmieci ( na którym postawiono halę Mostostalu, obok budowanego stadionu " Baltic Arena " ) z jego skarbami, w szczególności po pożarze magazynów firmy " Ruch ". Letniewski magazyn dekoracj Teatru Wybrzeże z elementami scenografi ze spektakli teatrzyku " Bim-Bom " ( ogromne niemieckie hełmy ). Strzelnica WOP na zaspie towrowej ( obecnie szrot samochodowy ). Bunkry artyleryjskie w Brzeźnie ( obecnie domki jednorodzinne, obok estakady nad torami kolejowymi do portu ). Pozostałości po obozie przesiedleńczym lub obozie pracy, oraz schron przeciwlotniczy pomiędzy byłą szkołą podstawową nr 22 w Letniewie, a torami kolejowymi.
Wymieniłem miejsca ( nie wszystkie ), które najbardziej zapamiętałem lub mam do nich z różnych powodów duży sentyment. Może ktoś dorzuci kilka słów uzupełnienia dotyczących miejsc, które wymieniłem.
Proszę szanownych forumowiczów, posiadających materiały lub informacje, dotyczące w/w miejsc tuż przed, w czasie i zaraz po drugiej wojnie światowej, o podzielenie się nimi na forum.
W poprzednim poście zapomniałem wspomnieć o plaży w Brzeźnie, na której jeszcze w 60-tych latach wystawały z wody zardzewiałe szcątki niemieckiej jednostki pływającej zatopionej pod koniec wojny. Niezapomnianych wrażeń dostarczało takrze znajdujące się w pobliżu lotnisko pasażerskie, z którego startujące samoloty przelatywały tuż nad głowami plażowiczów. Była to dodatkowa atrakacja dla osób przebywająca w tym miejscu.
A teraz dalej.
Ulica Wiślna była specyficzną ulicą z tego względu iż biegła tuż przy brzegu Martwej Wisły. Zaczynała się od mostu pontonowego na wyspę Ostrów a kończyła się w Nowym Porcie, przy zbożowcach ukraińskich. Do poczatku lat 60- tych była brukowana. W tym czasie na terenie portu została ona zmodernizowana, zerwano bruk i wylano nową betonową nawierzchnię, zlikwidowano metalowe ażurowe słupy oświetleniowe zastępując je betonowymi. Przy okazji zbudowano nowy dojazd do portu zamykając wjazd przy nabrzeżu na skraju ulicy Wielopole. Podczas przebudowy ulicy w porcie i rozbudowie bocznicy kolejowej został zlikwidowany dojazd do portu od ulicy Śnieżnej. W tym miejscu wybudowano estakadę dla pieszych nad torami kolejowymi. W owym czasie ulica Wiślna nie przypominała dzisiejszej, nie było elektrociepłowni jej teren zajmowały małe fabryczki. Można było do niej dotrzeć od ulicy Marynarki Polskiej ulicą Załogową, która została częściowo zajęta przez zakłady tłuszczowe ( dawna nazwa Amada), które po rozbudowie przegrodziły ulicę płotem. Znajdowały się przy niej stajnie ( na wysokości składowiska miału węglowego w elektrociepłowni ) dla koni przeznaczonych na rzeź, istaniało też wybudowane specjalne nabrzeże z trapem do załadunku ich na statki. Były to nieduże kabotarzowce o nazwach "Boruta i Rokita". Specyficzne nabrzeże istnieje do dziś. Funkcjonowały wymienione już zakłady tłuszczowe, które miały wybudowany pomost do którego przybijały statki z tłuszczami i olejami dla zakładu. Tuż zaraz mieścił się skład paliwowy CPN nr4, w którym magazynowano olej napędowy do zaopatrywania statków zawijających do portu gdańskiego. Skład ten również posiadał pomost do obsługi jednostek pływających. Następnie na skrzyżowaniu ulicy Wielopole i Wiślnej mieścił się skład opałowy gdzie można było nabyć węgiel lub koks. Na ulicy tej w przeciwieństwie do dnia dzisiejszego mieszkała spora ilość ludzi a przy Amadzie znajdował się kiosk spożywczy. Po przeciwnej stronie ulicy Wielopole zaczynał się zamknięty odcinek ulicy wiślnej, którą aż do Nowego Portu zajmował Zarząd Portu Gdańsk. Posuwając się zamknietym odcinkiem ulicy w kierunku Nowego Portu przeszlibyśmy przez składowisko drewna a konkretnie kopalniaków w sągach pomiędzy którymi znajdowały się tory wąskotorowe z obrotnicami i zwrotnicami do załadunku drewna na statki, które cumowały do drewnianego pomostu. Nabrzeże to i jednostki tam stojące były nieraz uwieczniane na wojennych fotografiach. Tuż obok ulicy stał ogromny drewniany magazyn w którym składowano głównie sklejkę. W latach 60-tych po drewno przypływały głównie statki fińskie a żadziej rosyjskie. Ten kawałek portu był przez dokerów określany jako "Vistula". Na przełomie lat 60-tych i 70-tych zaczęto go używać do rozładunku samochodów osobowych dla "Pewexu" ( były to Seaty 850) a następnie do eksportów Fiatów 125p. Obecnie nabrzeże nazywa się Szczecińskie i po przebudowie służy do składowania i przeładunku kontenerów. Posuwając się dalej ulica robi zygzag w lewo by przeciąc tory kolejowe przedtem mijając z lewej strony murowany barak w którym znajdował się Urząd celny a za nim piętrową budowlę dla dróżnika obsługującego szlabany kolejowe przy ulicy. Po prawej zaś pomost do przeładunku benzyny ze składu CPN nr3, który znajdował się po lewej strony ulicy za przejazdem kolejowym. Obok nieistniejącej parowej obrotnicy kolejowej która funkcjonowała przed wojną i zaraz po. Obok składu znajdowały się zabudowania straży pożarnej CPN i straży przemysłowej CPN. Po przeciwnej strony ulicy pomiędzy składem a Martwą Wisłą stał budynek przedwojennej Poczty Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku, który w wojnę wykorzystywany był przez personel U-bootów jako koszary. Po wojnie pełnił rolę Okręgowej Składnicy Poczty i Telekomunikacji. Były w nim jednocześnie mieszkania służbowe dla jej pracowników. A część budynku zajmował Urząd Celny. Tuż obok na nabrzeżu znajdowały się pozostałości po portowej przystani promowej który przed wojną obsługiwał nabrzeża portowe. Od tego miejsca ulicę Wiślną od portu oddzielał betonowy płot, który został rozebrany w latach 60-tych podczas modernizacji ulicy. Ciągnał się on od elewatora nr 2, gdzie usytuowana była brama wjazdowa na teren portu. Płot ten prawdopodobnie został postawiony zaraz po wojnie. Po lewej stronie usytuowane zostały budynki dla pracowników składu paliwowego, które po wojnie przejął CPN. Następnie rozciągały się łąki którymi można było dostać się na skróty do tramwaju w Letniewie, z których kożystali mieszkańcy osiedla CPN i Składnicy Pocztowej. Sytuacja ta istniała do początku lat 60-tych gdy zostały połączone, skład CPN nr 3 i POC (prawdopodobnie plac obsługi cystern) gdzie były napełniane autocysterny zaopatrujące stacje benzynowe i teren został ogrodzony. Na łąkach pomiędzy domami mieszkalnymi CPN a składami tejże firmy Kriegsmarine w wojnę wybudowała piętrowy schron przeciwlotniczy dla załug własnych okrętów. Od ulicy Wiślnej dojeżdzało się do niego pomiędzy drewnianym długim barakiem, który był magazynem straży pożarnej CPN a dużą drewniano- betonową latryną. W chwili obecnej na tym miejscu funkcjonują portowe place składowe. Od tego miejsca ulicy Wiślnej po prawej jej stronie od Składnicy Pocztowej do elewatrora nr 2 czyli nabrzeża wislanego ciągnęła się bocznica kolejowa i dźwigi portowe, które są uwiecznione na kilku fotografiach z okresu II wojny światowej. W latach 60- tych wybudowano tam składowisko do przeładunku siarki (przekleństwo dla okolicznych mieszkańców). Następnie po lewej stronie ulicy na Cepeenowskim POC mieściła się stołówka i szatnie dla pracowników rejonu drugiego portu, zas po prawej stronie elewator nr 2 wybudowany w latach 30-tych. Za elewatorem stał ciąg dźwigów i magazynów budowanych zarówno przed jak i po wojnie, które sięgają końca portu czyli zbożowców ukraińskich gdzie zaczyna się ulica Starowiślna. Po lewej stronie ulicy za stołówką znajdowała się estakada na ulicę Śnieżną, a za nią tereny składowe stopniowo zabudowywane magazynami, które ciągnęły się obok ogródków działkowych do Nowego Portu. Tak wyglądała ulica Wiślna mojego dzieciństwa, miejsca beztroskich zabaw gdzie nieświadomie ocierałem się o historie mniej lub bardziej odległą. W chwili obecnej ulica staje się stricte ulicą przemysłową, ostatni mieszkańcy zostali przesiedleni lub lada moment to nastąpi i być może zostanie zagrodzony dostęp do niej. Port już składuje konteneru po przeciwnej stronie ulicy Wielopole na byłym placu składu opałowego, ponieważ zaczyna brakować miejsca przy nabrzeżu szczecińskim. Nie zawsze tak było skoro na ulicy wielopole w połowie jej długości mieściła się kiedyś szkoła ( musiała komus służyć). Po wojnie mieszkali w tym budynku kolejarze ( pracownicy nasycalni podkładów kolejowych, w której miejscu wybudowano Pollytag i lokomotywowni na Zaspie Towarowej). Ja natomiast w 60-tych latach 20 wieku uczęszczałem do Szkoły Podstawowej nr 22 na skraju Letniewa ( z cepeenowskich domów na ulicy Wiślnej do szkoły szło się około 40 minut a do tramwaju około 20). Gdziekolwiek by się człowiek nie wybierał była to wyprawa jak do innego miasta. Dla przykładu jechało się do : Gdańska, Wrzeszcza, Nowego Portu a przecież można założyć iż mieszkaliśmy w geometrycznym centrum aglomeracji. W późniejszych postach postaram sie opisać dokładniej poszczególne miejsca przez mnie opisane i wszystko co się z nimi wiązało.
Gratuluję fotograficznej wręcz pamięci. Na początku lat 60-tych to były moje ulubione miejsca wypraw na rowerze, z Wrzeszcza - gdzie mieszkałem. Prawie wszystko co opisujesz stanęło mi raptem przed oczami jak żywe Nawet przypomniał mi się "specyficzny" zapach koło zakładów tłuszczowych Najbardziej fascynującym dla mnie miejscem był most nad parowozownią. Ileż ja tam godzin spędziłem....Był z niego doskonały widok na obrotnicę, tuż pod nim czyszczono dymnice i popielniki, przedmuchiwano płomieniówki, kawałek dalej nawęglano parowozy....Był też doskonały widok na górkę rozrządową - a ruch był duży
Teraz każdy miłośnik kolei dałby wszystko żeby się znaleźć na takim moście nad parowozownią...ale już nie ma takich magicznych miejsc
Jeśli mowa o lokomotywowni na Zaspie to pierwsze moje zetknięcie z tym obiektem nastąpiło w 1963 roku gdy zacząłem uczęszczać do Szkoły Podstawowej numer 22 w Letniewie a która była o rzut kamieniem od owej. W tym czasie ulica Uczniowska była nieprzejezdna z powodu zamknięcia wiaduktu nad torami kolejowymi (przedostać się było tam można na piechotę , rowerem lub motocyklem). Jakiż spokój mieli ludzie którzy mieszkali w jego pobliżu. Nasyp nieczynnego wiaduktu służył nam w zimie po lekcjach do zjeżdzania z niego na "bele czym", była to jedyna górka w okolicy. Przy wiadukcie usytuowana była wierza ciśnień potrzebna do zalewania zbiorników na wodę w parowozach. Schodziło się do niej z nasypu po schodach. Na nasypie po prawej stronie od schodów znajdował się grób prawdopodobnie niemieckiego żołnierza. Wewnątrz była duża umywalnia do której wstępowaliśmy po naszych wagarowych wyprawach do lasku za torami, aby się umyć lub napić wody. Lasek obfitował w różne ciekawe miejsc, które po krótce opiszę. Idąc po kolei strzelnica WOPu pod którą się podczogiwaliśmy w poszukiwaniu kól. Podczas strzelań były to niebezpieczne eskapady ponieważ nad naszymi głowami przelatywały ze świstem rykoszety kól odbijanych od kulochwytu. Musieliśmy też uważać na pilnujących obiektu żołnierzy, którzy nas ścigali z pasami w dłoniach. W lasku były dwa jeziorka przy których okoliczni "obierzyświaty" kopali doły w poszukiwaniu bursztynu, w czym wydatnie im pomagaliśmy. Podczas jednej z takich wypraw dokonaliśmy odkrycia zrzutowiska broni. Broń najpierw spalono a następnie zakopano w dużym dole. Z eskapady tej przytaszczyłem do domu nieduży włoski karabinek Karkano ( oczywiście to co po takich przejściach z niego pozostało), ciekawe skąd włoska broń w Gdańsku ?? Wchodziliśmy też do bunkrów artyleryjskich usytuowanych niedaleko obecnej estakady nad torami kolejowymi. W tej chwili stoją tam domki jednorodzinne. Były to trzy jednakowe bunkry po środku stała podstawa pod armatę a za nią niski tak jakby schron obserwacyjny z okienkami tuż przy ziemi. Udawaliśmy się tam po jak my to określalismy proch ( który miał formę szarych i brązowych rurek różnej średnicy oraz pasków przypominający bardzo szeroki makaron wstążki). Po owinięciu go folią aluminiową, wsadzeniu do rury i podpaleniu z jednej strony uzyskiwało się fajną rakietę. Pewnego razu w jednym z bunkrów rozpaliliśmy ognisko i umieściliśmy w nim kilka walających się dookoła pocisków o kalibrze około 40 mm nazywanych przez nas zenitówkami. Przez dłuższy czas nic się nie działo i co bardziej niecierpliwi zapragnęli zobaczyć dlaczego jeszcze nie wybuchło. Całe szczęście iż przed każdym z bunkrów były betonowe ściany które chroniły wejścia przed bezpośrednim trafieniem w otwór drzwiowy. W momęcie gdy kolega stał obok tej ściany z zamiarem wejścia do środka nastąpiła eksplozja i jakiś fragment ogniska przeleciał mu koło głowy. Od tego czasu do wybuchów mam dużą rezerwę.
Z eskapady tej przytaszczyłem do domu nieduży włoski karabinek Karkano ( oczywiście to co po takich przejściach z niego pozostało), ciekawe skąd włoska broń w Gdańsku ??
Niemcy przejeli masę broni po rozbrojeniu żołnierzy armii włoskiej. U schyłku wojny wyposażali w nią Volkssturm i inne naprędce sformowane odzdziały .
_________________ Bacz byś nie zgłupiał od mądrości swojej.
Port mojego dzieciństwa to połączenie " tajemniczej wyspy" z " wyspą skarbów" pełen ciekawych i tajemniczych ( z dziecęcego punktu widzenia ) miejsc ciągle zmieniającą się areną naszych wypraw i zabaw. Mieszkając w budynkach należących do CPN na ulicy Wiślnej 27,27a,28 ciągle byliśmy albo przed portem albo na jego terenie. Ponieważ kilkukrotnie zmieniano usytuowanie bram portowych. Było nas tam ponad 30-cioro dzieciaków dla których rozbudowujący się w latach 60-tych potencjał portowy z ciągle rozpoczynającymi się budowami lub remontami stanowił wyzwanie dla naszej twórczej "inwencji". Po krótce wymienię inwestycje które raczyliśmy odwiedzić, pełne różnych przydatnych do zabawy rzeczy. I tak budowa nowych ogrodzeń portowych, nowej drogi dojazdowej do portu od ulicy Wielopole, rozbudowa bocznicy i torów kolejowych, przebudowa ulicy Wiślnej, odnawianie nabrzeża wiślanego w okolicy składnicy pocztowej, rozbudowa składu CPN nr 3, remont bunkra przeciwlotniczego Kriegsmarine, budowa nastawni kolejowej, budowa estakady dla pieszych nad bocznicą kolejową, nowych magazynów portowych, wymiana dalb portowych, montarz rurociągu do transportu ziemi podczas poszerzania Zakrętu 5 gwizdków w Nowym Porcie ( jakie tam były bursztyny). Nie licząc pomiejszych o których pamięć zatarł czas. Każda z tych budów miała swoją specyfikę i różne skarby do odktycia. Tak więc podczas remontu bunkra w początkowym jego okresie zwiedzaliśmy go przyświecając sobie pod pochodniami zrobionymi z uciętych gumowych węży od hydronetek przeciwpożarowych. Należy sobie wyobrazić ile tam było gryzącego dymu. Następnie stwierdziliśmy, że nafosforowane ściany długo utrzymują świecące w ciemności ślady po świetle latarek, następnie gdy elektrycy zaczęli zakładać nowe oświetlenie celowaliśmy z proc do świeżo założonych żarówek i trochę byliśmy zdegustowani faktem iż starsi z nas zaczęli nasze cele wykręcać zabierając je do domu, stwierdziwszy iż tam są bardziej potrzebne. A tak wogóle do w bunkrze tym poszukiwaliśmy ukrywającego się w naszym miemaniu Hitlera. Obok bunkra usytuowana była betonowo-drewniana latryna na kilkanaście stanowiskz której deski doskonale się nadawały na ognisko. A ognisko to był naprawdę wspaniały wynalazek, towarzyszący nam w większości naszych poczynań, począwszy od pieczenia kartofli, gotowania bobu, sprawdzania czy benzyna się gotuje, wytapiania ołowiu z kabli telekomunikacyjnych, reakcji siarki z ogniem i testowaniu wszystkich pozostałych rzeczy "znalezionych w porcie". Do rozpalania owego najczęściej używaliśmy plastikowych fragmęntów siatek maskujących którymi podczas wojny były przykryte zbiorniki z benzyną stojące opodal. Po wojnie siatki zostały zdjęte i ich resztki walały się gdzie niegdzie. Siatka owa wykonana była z drutu nierdzewnego z przymocowanymi za pomocą drucików plastikowaymi kwadratowymi arkuszami o boku 20x20 w kolorze zielonym i brązowym. Obok latryny stał długi drewniany barak z murowaną częścią kuchenną po środku i murowanym magazynkiem na skraju (używanym przez strażaków cepeenowskich do przechowywania gaśnic i innych akcesoriów pożarniczych). Prawdopodobnie w wojnę zabudowania te ze schronem przeciwlotniczym tworzyły jedną całość. W latach 60-tych gdy zaczęto budować bocznicę kolejową przy ulicy Śnieżnej i nowe tory w stronę Amady i Stoczni Północnej do prac przy ich budowie zatrudniono więźniów, którzy w owym baraku mieli stołówkę. W zamian za cebulę i szczypior oraz pożyczenie organek wycinali nam na pile czarczowej rakiety a raczej palety do gry w tenisa na byłym postrażackim boisku do siatkówki, które znajdowało się obok naszego podwórka. Oprucz boiska była tam skocznia w dal oraz dwa słupy z linami do wspinania się. Gdy kładziono tory, podkłady kolejowe zagospodarowaliśmy budując z nich fortece przydatne w wojnach, które urządzaliśmy. Na kamienie, proce i na łuki (kto pamięta łuki kupowane w sklepie sportowym bodajże nazywał się "Maraton" obok obecnej siedziby Solidarności). Nazywały się Diana to większy i Mały Bizon to mniejszy. Osobiście posiadałem Małego Bizona i strzały do nich po 5 złotych z metalowym grotem. Do proc używaliśmy granulowanej rudy ( były to srebrzystoszare kulki wielkości 2-3 cm).Ponieważ, że nikt nie stracił oka podczas tych wojen to cud wielki, choć było kliku draśniętych. Przy okazji pragnę wspomnieć mojego wielkiego przyjaciela, miał na imię Mariusz i co prawda nie był on mieszkańcem enklawy, ponieważ mieszkał w Gdańsku ( używając naszych określeń co do usytuowania poszczególnych dzielnic, Gdańsk to Stare Miasto i wszystko co dookoła) na Długim Targu i obok Zielonej Bramy. Przyjeżdżał do dziadków na wakacje i ferie. Była to osoba, który wymyślała fantastyczne zabawy i potrafiła zająć człowieka wciągającą opowieścią (ukształtował moją osobowość i zainteresowania na całe życie). Chłopakowi z miejskiego podwórka portowy klimat i przestrzeń bardzo się podobały. Co prawda nie uczestniczył on w naszych przedsięwzięciacg ( ponieważ był pod nieustanną kontrolą swojej babci) ale duchem był z nami i podczas naszych obecnych spotkań ciepło wspomina tamten czas i tamto miejsce. Być może dlatego jako jedyny z całego towarzystwa " wyrósł na ludzi" i obecnie jest hirurgiem ortopedą. Wracając do tematu podczas kładzenia torowiska potrzebne są następujące elementy podkłady o których już wspomniałem, blachy pod szyny, szyny, śrudby i podkładki zwane przez nas szajbami. Podczas budowy dotarliśmy do ogromnej skrzyni z wyżej wymienionymi akcesoriami. Śruby zostały wykożystane jako handgranaty podczas rzutów do kanału portowego ( tak była określana Martwa Wisła przez dokerów i okolicznych mieszkańców, gdy się szło na ryby nie mówiło się iż idziemy nad Wisłę ale nad kanał. Gdyby ktoś wpomniał o Wiśle to nie zostałby prawidłowo zrozumiany). Co do szajb stwierdziliśmy iż idealnie będą się nadawały do gry. Zaopatrzywszy się w druciane pęta nawlekliśmy po kilkanaście kilogramów na exploratora i przez jakiś czas port miał z nami święty spokój- byliśmy zajęci grą aż się nam znudziło.
Gdansk-Zaspa-parowozy-1973 poprawione 2.JPG Wracając do lokomotywowni na Zaspie, jego fotografia z lat jej świetności ( kilkoro rodziców moich kolegów tam pracowało)
Po wybudowaniu nastawni kolejowej odwiedzaliśmy ją w wyprawach po karbid, którego kolejarze używali do lamp karbidowych. U nas zastosowanie owego było o wiele szersze począwszy od najprostrzego czyli wrzuceniem do jednego z jeziorek powstałych po pracach związanych z poszerzeniem zakrentu Pięciu Gwizdków i obserwowania jak acetylen pod postacią bąbli wydostaje się na powierzchnię, poprzez produkcję bomb karbidowych tworzonych z puszek, karbidu i wody (z braku tej ostatniej równie dobry był mocz) do konstrukcji psełdo palników w, których uchodzący otworem z pojemnika gaz się podpalało (na szczęście obyło się bez wypadków). Głównym zajęciem w wakacje było łowienie ryb i na tej czynności schodziły nam całe dnie, przy okazji graliśmy w karty (w baśkę). Ryby najlepiej brały na odcinku od składnicy pocztowej do drewnianego mola "Vistula" (obecne nabrzeże kontenerowe. W rzadnym innym miejscu ryby nie brały tak jak tam ( leszcze, krąpie, okonie, węgorze, jazie). Łowisko zostało zanęcone zbożem przetransportowanym ze zbożowca a za przynętę używaliśmy robaków, które nazywaliśmy wodnymi. Nigdy nie widziałem tak skutecznej przynęty jak ta. Po przebudowie nabrzeża na przeciwko składnicy pocztowej ( zdemontowano stare drewniane z rampą do cumowania promu, który przed wojną obsługiwał nabrzeża portowe) i wybudowaniu betonowego, uzyskaliśmy możliwość wydobywania ( za pomocą kilkumetrowej łopaty) mułu dennego w którym te robaki żyły. Podobnie jak dżdżownice i odpowiadające im wielkością , koloru pomarańczowo-czerwonego z licznymi odnóżami jak u stonogi drążyły w nim korytarze. Podczas poszukiwania robaków zaczęliśmy wydobywać na powierzchnię wraz z iłem amunicję karabinową pakowaną w sześciokątne kartonowe pudełka. Po wyschnięciu naboju i przełamaniu czubek samoczynnie się zapalał. Gdy rzuciło się nim o ścianę następował efektowny rozprysk. Prawdopodobnie była to amunicja świetlna ( zapalająca).
Pewnego razu wydobyliśmy na powierzchnię plastikowy worek w którym znajdował się malutki pistolet ( przez podwórkowych ekspertów określony jako damski ) z amunicją luzem kalibru około 4 mm ( nigdy w życiu nie oglądałem kul o tak małej średnicy). Byliśmy niepocieszeni gdyż okazało się iż worek jest dziurawy i pistolet zardzewiały. Innym razem też koło składnicy pocztowej podczas kładzenia nowego rurociągu benzynowego ze składu CPN nr 3 do mola przy nabrzeżu, pod ulicą Wiślną natrafiono na 2 szkielety. Zostały one zawinięte w szary papier pakowy i przyciśnięte kamieniem brukowym, tak przeleżały na poboczu kilka dni (potem ktoś je zabrał).
Pewnego razu trafił do portu parowóz ( dzisiaj byłby to wspaniały zabytek) chociaż już wtedy na taki wyglądał. Był gabarytowo mniejszy od tych które służyły do przetaczania wagonów na bocznicach. Miał długi roszerzający się ku górze komin i przypominał parowozy z westernów. Jak było do przewidzenia długo nie pojeździł więc postawiono go na skraju torów na "Vistuli". Od tego czasu zaczęła się nasza z nim przygoda, która trwała około pół roku, dopóki nie został ogołocony z różnych fajnych urządzeń po czym trafił na złom (szkoda).
r-piotrzkowski_20100418_1226_01_sfa_port b.JPG Współczesny fragment ulicy Wiślnej.Zdjęcie zrobione wzdłuż osi jezdni.
Plik ściągnięto 37774 raz(y) 50,45 KB
r-piotrzkowski_20100418_1155_01_sfa_port a.JPG Barak byłego Urzędu Celnego przy ulicy Wiślnej.
Plik ściągnięto 37774 raz(y) 36,17 KB
Obraz 1447 d.JPG Budynek byłej szkoły znajdujący się przy ulicy Wielopole.
Zamieszczam kilka fotek dla zilustrowania materiału pisanego.
Zdjęcie z tramwajem zostało zrobione przy obecnej ulicy Marynarki Polskiej, w oddali widać Nowy Port po lewej stronie Letniewo- Szklana Huta, po prawej ulicę Śnieżną.
Fotografie przedstawiające wrak okrętu zostały zrobione na plaży w Brzeźnie na której resztki tej jednostki wystawały z piasku jeszcze w latach 60-tych.
Natomiast zdjęcie łąki przy nabrzeżu Wiślanym przedstawia w oddali skład CPN POC w którym do początku lat 60-tych tankowano cysterny cepeenowskie rozwożące benzynę po stacjach benzynowych (wówczas benzyna miała kolor czerwony).
Współczesny widok ulicy Wiślnej oraz nabrzeża z którego ładowano konie rzeźne na statki w latach 50 i 60-tych ubiegłego wieku, które znajduje się obok miejsca na którym składowany jest miał węglowy elektrociepłowni.
Współczesny widok miejsca w którym biegła ulica Wiślna na obecnym nabrzeżu szczecińskim. Zdjęcie wykonane u wylotu ulicy Wielopole przy byłej bramie portowej.
Przepraszam za mały format zdjęć ale większa rozdzielczość nie wchodzi na strone.
Przez całe życie miałem awersję do pisania, a tu nagle takie grafomaństwo. To chyba wiek i obawa iż opis tamtego czasu pójdzie w zapomnienie. Pokolenia które w opisywanym przezemnie okresie było dojrzałe już nie ma, aż się niechce wierzyć.
A teraz trochę o statkach i marynarzach. W owym czasie wszystkie statki oprócz tych które pływały pod socjalistyczną banderą były pilnowane przez żołnierzy z WOP, były dla nas niedostępne. Więc bywaliśmy na polskich i radzieckich. Na polskich z racji tego iż pomagaliśmy członkom ich załóg w taszczeniu bagaży ze statku pod bramę portową gdzie oczekiwały na nich taksówki. W zamian byhliśmy goszczeni w kambuzie gdzie opiekował się nami kuk. Na rosyjskie statki chodziliśmy na filmy gdyż na każdym było kino (którym opiekował się politruk). Wychodziliśmy z nich wymedalowani różnymi znaczkami z Leninem i czym tam jeszcze. Jednego razu zdarzyło się tak iż cumował obok nas czechosłowacki statek "Witkowice". Statek ze względu na swoją banderę budził ogólne zaciekawienie. Z banderą wiąże się jeszcze jedno wydarzenie, otóż do portu wpłynął indyjski statek który na dziobie miał wywieszoną armatorską flagę na której była swastyka. Wywołało to ogólną sensację (moi sąsiedzi przedwojenni gdańszczanie głośno to komentowali). Wiadomo są statki są marynarze, którzy po pracy potrzebują się zabawić. Wieczorem gdy schodzili na ląd oczekiwaliśmy ich na ulicy (najlepiej gdy byli to szwedzi lub finowie), otaczaliśmy ich prosząc o gumy do żucia. Wydawali nam się ludźmi z innego świata( po prawdzie tak było), czyści, pachnący, ładni i modnie ubrani. Oni z kolei dopytywali się o lokale rozrywkowe ( Syrena a później Wiking)i o seniority. Zdażało się iż rano przywoziła ich taksówka w samych slipkach z książeczką żeglarską w ręku. Jeden Szwed po tak spędzonej upojnej nocy przed wejściem na statek życzył wszystkim Polakom aby trafili do Auchwitz. Bodaj że w roku 1968 do portu wpłynął amerykański statek( nazwy nie pamiętam, na burcie miał napis "Likes Lines"), który zacumował do pomostu CPN nr 4. Już sam fakt iż była to amerykańska jednostka budził naszą ciekawość( amerykańskie statki bardzo żadko zawijały do Gdańska). Marynarze ze statku zgromadzonej dzieciarni na nabrzeżu rzucali pomarańcze, gumę do rzucia, mydło i inne przy okazji fotografując całą sytuację( pod statkiem stała połowa letniewskiej dzieciarni). Wzbudziło to oczywiście reakcję władzy i statek otoczyła Milicja Obywatelska, która nie dopuszczała dzieciaków do jednostki.
A teraz parę fotografi które uzmysłowią nam iż nic nie jest wieczne i otaczający nas świat cały czas się zmienia, tak wygląda przemijanie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum