|
Dawny Gdańsk
|
 |
Bla bla bla - Kiedyś to było... czyli bla bla o sprawności poczty i kolei
danziger - Sro Cze 08, 2005 9:23 pm
stumar napisał/a: | Kiedyś przeczytałem (nie pamiętam już gdzie), że za czasów Franza Josefa codziennie z Dalmacji do Krakowa przybywał pociąg ze świeżymi frutti di mare |
Pewnie w jakims felietonie Makłowicza
stumar - Sro Cze 08, 2005 9:27 pm
Chyba tak
Sabaoth - Czw Cze 09, 2005 6:56 am
Cytat: | za czasów Franza Josefa... |
to i pociągi szybciej jeździły i porządek był...
stumar - Czw Cze 09, 2005 7:40 am
Cytat: | to i pociągi szybciej jeździły i porządek był... |
Ostatnimi czasy słyszałem w radio jakiegoś pana, który zagwarantował, że w najbliższym czasie PKP będzie dążyło do zmniejszenia czasu przejazdu na trasie W-wa-Łódź. Już niedługo mają osiągnąć standard przewidziany w rozkładzie z lata 39 r.
rispetto - Czw Cze 09, 2005 7:52 am
stumar napisał/a: | Cytat: | to i pociągi szybciej jeździły i porządek był... |
Ostatnimi czasy słyszałem w radio jakiegoś pana, który zagwarantował, że w najbliższym czasie PKP będzie dążyło do zmniejszenia czasu przejazdu na trasie W-wa-Łódź. Już niedługo mają osiągnąć standard przewidziany w rozkładzie z lata 39 r. |
To ja jeszcze postuluję, żeby poczta działała tak jak w czasach tych wstrętnych pruskich zaborców i Hakaty .
Sabaoth - Czw Cze 09, 2005 7:55 am
Cytat: | To ja jeszcze postuluję, żeby poczta działała tak jak w czasach tych wstrętnych pruskich zaborców i Hakaty |
Osiągnięcie takiej jakości usług nie jest proste, może wymagać ogromnych nakładów finansowych i lat zmian w instytucji! Ale już się poprawiło, jak w latach 80-tych wysyłałem pocztówkę z Komańczy (Bieszczady) do Gdańska, to pocztówka przychodziła jakiś tydzień po moim powrocie
rispetto - Czw Cze 09, 2005 8:02 am
Sabaoth napisał/a: | Cytat: | To ja jeszcze postuluję, żeby poczta działała tak jak w czasach tych wstrętnych pruskich zaborców i Hakaty |
Osiągnięcie takiej jakości usług nie jest proste, może wymagać ogromnych nakładów finansowych i lat zmian w instytucji! Ale już się poprawiło, jak w latach 80-tych wysyłałem pocztówkę z Komańczy (Bieszczady) do Gdańska, to pocztówka przychodziła jakiś tydzień po moim powrocie |
Mylisz się Sabaoth, nic się nie zmieniło. Znajoma wysłała mi w zeszłym miesiącu pocztówkę z Głuchołazów w pierwszym dniu swojego dziesięciodniowego pobytu i kartka przyszła dwa dni po jej powrocie. O tym, że do niedawna każdy list, który przychodził do mnie z zagranicy był oklejony plakietką "list dotarł uszkodzony" już nie wspominam. Ciekawe, że jak się przeprowadziłem z Chełma na wieś, to listy dochodzą całe (z zawartością) Cuda panie, cuda
Sabaoth - Czw Cze 09, 2005 9:33 am
Cytat: | do niedawna każdy list, który przychodził do mnie z zagranicy był oklejony plakietką "list dotarł uszkodzony" już nie wspominam |
To jest wlasnie ciekawostka przyrodnicza Przez pierwszy rok mojego pobytu w Szwecji reszta rodziny dalej mieszkala w Polsce, wysylalem wtedy dosyc czesto, nawet dwa razy w tygodniu listy, do ktorych wkladalem po dwie pocztowki dla moich corek. Wszystkie listy byly dziwnie przedarte u gory (tak jakby ktos je pozniej rozchylal i zagladal, czy w srodku nie ma dolarow) i osteplowane "list dotarl uszkodzony zza granicy". Jakos nie chce mi sie wiezyc w ta "zagranice", chyba ze chodzi o inna granice (Zoppcio wie jaka mam na mysli )
rispetto - Czw Cze 09, 2005 9:41 am
Sabaoth napisał/a: | Cytat: | do niedawna każdy list, który przychodził do mnie z zagranicy był oklejony plakietką "list dotarł uszkodzony" już nie wspominam |
To jest wlasnie ciekawostka przyrodnicza Przez pierwszy rok mojego pobytu w Szwecji reszta rodziny dalej mieszkala w Polsce, wysylalem wtedy dosyc czesto, nawet dwa razy w tygodniu listy, do ktorych wkladalem po dwie pocztowki dla moich corek. Wszystkie listy byly dziwnie przedarte u gory (tak jakby ktos je pozniej rozchylal i zagladal, czy w srodku nie ma dolarow) i osteplowane "list dotarl uszkodzony zza granicy". Jakos nie chce mi sie wiezyc w ta "zagranice", chyba ze chodzi o inna granice (Zoppcio wie jaka mam na mysli ) |
Kiedys to nawet plecione koronki wyciagneli z listu. Byl na nich taki metalowy krazek i pewnie mysleli glaby, ze to zloto Szkoda tylko, ze moja corka nie dostala prezentu
Corzano - Czw Cze 09, 2005 10:02 am
Sabaoth napisał/a: | Wszystkie listy byly dziwnie przedarte u gory (tak jakby ktos je pozniej rozchylal i zagladal, czy w srodku nie ma dolarow) i osteplowane "list dotarl uszkodzony zza granicy". |
Niestety mam podobne doświadczenia. Kiedy moja żona (jeszcze przed ślubem) mieszkała w Helsinkach, przesłała mi pieniądze w liście poleconym. Nawet taki został okradziony. Dostaliśmy wyjaśnienie, że to niby poza Polską i otrzymaliśmy odszkodowanie raz na zawsze oduczyliśmy się przesyłania kwot przekraczających wartość ewntualnego zadośćuczynienia poczty (czyli ok. 200 zł). Szkoda tylko, że bankowe przelewy międzynarodowe są jeszcze tak drogie. Niechby chociaz tej Paypal wszedł do Polski.
Sabaoth - Czw Cze 09, 2005 10:06 am
Dodam tylko, ze wszystkie listy zza granicy przechodzily (a moze dalej przechodza) przez glowna poczte w Warszawie Jakis czas temu zlapali tam kogos, kto okradal listy, byly nawet artykuly w prasie i dlugi artykul w Polityce na ten temat.
rispetto - Czw Cze 09, 2005 10:08 am
Nie sadze, zeby to byla winna Warszawa. Jestem na 100 % pewien, ze listy do mnie okradano na poczcie na Chelmie
Sabaoth - Czw Cze 09, 2005 10:11 am
Nie wykluczone moja rodzinka mieszkala wtedy na Ujescisku (ta sama poczta), ale problem dotyczy chyba wszystkich urzedow pocztowych.
rispetto - Czw Cze 09, 2005 10:13 am
Chyba mówimy o innych urzedach pocztowych, bo ja mówie o tym przy Chalubinskiego, a Ty pewnie o tym przy rondzie na starym Chelmie. Jak przeszlismy pod poczte przy Milskiego, to kradzieze tez ustaly.
Sabaoth - Czw Cze 09, 2005 10:17 am
Nie, ja mowie o tym przy stacji BP w budynku UM, gdzie wyrabia sie dowody rejestracyjne (tam zawsze odbieralem polecone).
rispetto - Czw Cze 09, 2005 10:38 am
Sabaoth napisał/a: | Nie, ja mowie o tym przy stacji BP w budynku UM, gdzie wyrabia sie dowody rejestracyjne (tam zawsze odbieralem polecone). |
No to tak dawno nie wyjechales do poganskiego kraju ;-) Na tej poczcie kradziezy nie bylo. Za to byla inna ciekawostka. Zaprenumerowalem sobie jakies tam czasopismo, ale listonoszowi nie chcialo sie dzwigac, to zostawial awizo. No i gnalem na Milskiego po gazete, choc moglem ja kupic w kiosku obok.
Jarek z Wrzeszcza - Czw Cze 09, 2005 1:51 pm
rispetto napisał/a: | Zaprenumerowalem sobie jakies tam czasopismo, ale listonoszowi nie chcialo sie dzwigac, to zostawial awizo. No i gnalem na Milskiego po gazete, choc moglem ja kupic w kiosku obok. |
danziger - Czw Cze 09, 2005 3:16 pm
Co do poczty na Chełmie - moja rodzinka mieszka na Cieszyńskiego - no i parę razy zdarzyło się, że listy do nich też przychodziły otwarte (i to krajowe) - a to dlatego, że kiedyś babcia wysłała kuzynowi jakiś banknot w kopercie (został wyjęty przez pocztowców) - od tej pory sprawdzali wszystkie listy "na wszelki wypadek"
Corzano - Czw Cze 09, 2005 11:02 pm
rispetto napisał/a: | Zaprenumerowalem sobie jakies tam czasopismo, ale listonoszowi nie chcialo sie dzwigac, to zostawial awizo. No i gnalem na Milskiego po gazete, choc moglem ja kupic w kiosku obok. |
U mnie było podobnie. Złożyłem skargę i od tego czasu listonosz "lubi" mnie, co wyraża specyficzną mimiką. Ja nie mogę sobie wtedy odmówić uprzejmości i pytam go "piękny dzień, prawda?". Pozytywne nastawienie do ludzi to podstawa!
Gdanszczanin - Pią Cze 10, 2005 10:14 pm
Cytat: | Ostatnimi czasy słyszałem w radio jakiegoś pana, który zagwarantował, że w najbliższym czasie PKP będzie dążyło do zmniejszenia czasu przejazdu na trasie W-wa-Łódź. Już niedługo mają osiągnąć standard przewidziany w rozkładzie z lata 39 r |
Podobna sytuacja jest z trasą Warszawa-Gdansk. Podobno obecnie ekspresy pokonuja ta trase w tym samym czasie co ekspresy przedwojenne.
danziger - Pią Cze 10, 2005 10:34 pm
Gdanszczanin napisał/a: | Podobna sytuacja jest z trasą Warszawa-Gdansk. Podobno obecnie ekspresy pokonuja ta trase w tym samym czasie co ekspresy przedwojenne. |
Jestes pewien? Bo z tego co pamiętam, to w chwili obecnej jeżdżą wolniej niż w XIX wieku...
Gdanszczanin - Pią Cze 10, 2005 11:14 pm
Nie no nie wierzę że aż tak się cofnelismy , choc tuz przed wojna to pociagi mogly juz jezdic calkiem szybko..
Zoppoter - Sob Cze 11, 2005 9:00 am
Gdanszczanin napisał/a: |
Podobna sytuacja jest z trasą Warszawa-Gdansk. Podobno obecnie ekspresy pokonuja ta trase w tym samym czasie co ekspresy przedwojenne. |
Przedwojenne ekspresy miedzy Gdynią przez WMG do Warszawki jechały dłuzej, bo kursowały dłuzszą trasą przez Bydgoszcz i Toruń.
Tym niemniej handlowe prędkości pociagów pasażerskich sa dziś podobne do przedwojennych, ale tylko na głónych magistralach. Na lokalnych bocznych liniach (o ile w ogóle tam jeżdżą) jeździmy dziś wolniej.
Jesli chodzi o czasy dawniejsze to na przełomie XIX i XX wieku po Ostbahnie pociagi jeździły 100 - 110 km/h. Dzisiaj maksymalna prędkość na magistralach wynosi 120 km/h, ale coraz więcej jest odcinków, które z powodu braku nalezytej konserwacji maja tę maksymalna prędkość obniżaną. To własnie dlatego pociągi do Warszawy albo do Szczecina jeżdżą dziś dłużej niz kilka lat temu.
knovak - Nie Cze 26, 2005 5:43 pm
Właśnie wróciłem po dwudniowym maratonie podróży przy uzyciu PKP.
Jako jej podsumowanie i podsumowanie tego wątku proponuję lekturę kometarza Stanisława Tyma z ostatniej "Rzeczpospolitej":
Stanisław Tym
PIES, CZYLI KOT
Nasza codzienność
Poprzedni felieton o "Rejsie" Marka Piwowskiego pisałem w pociągu pośpiesznym "Niemen", który trasę Białystok - Bydgoszcz przejeżdża w osiem godzin, czyli w dziewięć. Ponieważ podróżowaliśmy tym "Niemnem" obaj, mój brat-łata piesek Maciek i ja, więc i psu, i mnie wypadało być przez osiem godzin, czyli dziewięć, bez wody grama, o suchym pysku. Żadnego wagonu restauracyjnego, żadnego bufetu, żadnego zakamarka nawet w przedziale konduktorskim, gdzie sprzedawano by wodę mineralną - nic! Przed odjazdem też żadnego komunikatu, żadnego ostrzeżenia, że ten pociąg w ten upalny piątek jedzie jako ambasada Sahary, czyli szkoła przetrwania. I jechaliśmy tak, zdychając z pragnienia, ale żadnej w tym winy PKP nie było, co wyjaśnił nam konduktor. Otóż Wars, przedsiębiorstwo prowadzące wagony restauracyjne i barowe, ten Wars jest samodzielnym, niezależnym od PKP przedsiębiorstwem i PKP nie ma nic do tego, czy Wars dołącza do składu swój wagon, czy nie. I pan konduktor dodał jeszcze (prawdopodobnie po to, by mnie dobić), że teraz już nie jest tak, jak za króla Ćwieczka, który to król za wszystko odpowiadał. Nie. Teraz jest pełna niezależność i wolność, i niepodległość "wielu różnych podmiotów gospodarczych i prawnych", a suma ich działań to jest właśnie pociąg pośpieszny wiozący pasażerów. - Ale - dodał - wszystkie te podmioty są od siebie całkowicie niezależne.
Już byłem gotów mu uwierzyć, ale sobie przypomniałem, że gdy wsiadam do pociągu InterCity, to wtedy informuje mnie przez głośnik pan konduktor, że "otrzymacie państwo również bezpłatny poczęstunek na koszt kolei". I jest ten poczęstunek bezpłatny, przynoszony przez obsługę Warsu i wszystko, co jest podawane, jest Warsem podpisane. Zatem na koszt kolei to jest czy na koszt Warsu, hę? Oczywiście, może być też tak, że PKP kupuje od Warsu te poczęstunki i wtedy Wars już je za darmo roznosi wśród pasażerów. Z tego jednak wnoszę, że PKP ma możność zawierania jakichś umów z Warsem, które to umowy są zawierane dla dobra pasażerów. A w takim razie, dlaczego PKP nie zawiera umowy, że w upalne dni, na długich trasach Wars ma obowiązek wozić wodę mineralną w każdym pociągu?
Ledwo żywi dojechaliśmy do Bydgoszczy i tylkośmy się modlili, żeby szyny i podkłady kolejowe i trakcja elektryczna były do końca podróży. Bo okazało się z wynurzeń konduktora szynami zarządza jeszcze inna dyrekcja, a prądem napędzającym pociąg to już kompletnie inna. I każdy z tych podmiotów gospodarczych jest niepodległy w swych działaniach i ma własną dyrekcję i radę nadzorczą, i wszystko ma inne niż inni. Tłumaczył mi to dość długo, ale już mi się z tego upału i pragnienia pomieszało, więc nie chcę tu bzdur jakichś napisać, choć i tak pewnie bzdury piszę, co mi wytkną za tydzień różni rzecznicy prasowi podmiotów gospodarczych składających się na to, że pociąg pośpieszny rusza i jedzie w trasę.
A jest jeszcze jedna okoliczność jakiś czas temu jechałem z Łodzi Fabrycznej do Warszawy. Pociąg miał odjeżdżać z Fabrycznej, powiedzmy, o czwartej, a tu już siedemnaście po czwartej i pociąg stoi. I wtedy usłyszeliśmy głos z megafonów PKP, że pociąg "pojedzie z opóźnieniem, które powstało z powodów technicznych, niezależnych od kolei". Tak powiedział głośno i dodał na końcu: "za opóźnienie przepraszamy". Ki diabeł pomyślałem sobie wtedy jak to jest? Kto przeprasza, kogo i za co? PKP z pewnością nikogo nie przeprasza, bo za co ma przepraszać, skoro to nie z winy PKP, tylko z jakichś "technicznych powodów". I bardzo jest możliwe, że te techniczne powody to są jakieś sieroty, które nie należą do żadnego podmiotu gospodarczego, dzięki którym to podmiotom pośpieszny jeździ. Te techniczne powody mogą być bezdomne. I są! Przyczepi się taki bezdomny sierota powód techniczny i ani się go pozbądź. Trzyma się i opóźnia odjazd, a nie należy swołocz ani do Warsu, ani do PKP, ani do tych, co zarządzają prądem w atrakcyjnej sieci trakcyjnej. I teraz będzie mój komentarz, a jest on taki: życzę całemu zespołowi podmiotów gospodarczych i prawnych, dzięki którym stoją pociągi z przyczyn niezależnych i nie wożą wody z tychże przyczyn i nie mają mydła, i papieru też z niezależnych i... życzę, by zardzewiały, zjełczały, rozpadły się w drobne części i niech je kaczki zdepczą. Żenująca nędza umysłowa wszystkich tych połączonych szeregowo i równolegle przedmiotów i podmiotów działa na mnie wymiotnie. I nic już nie dodam do tego Perfekcyjnego Kiczu Podróże organizującego, bo każdej perfekcji należy się szacunek za doskonałość.
Dzisiejszy felieton piszę w poczekalni szpitalnej pewnego warszawskiego szpitala. Mam tam kolegę, który będzie przewożony do Anina, do Centrum Kardiologii, na operację zwaną bajpasy. Wszystko wokół serca ma zatkane cholesterolem i trzeba to wymienić. Po zawale przeleżał dziesięć dni w szpitalu i właśnie go do Anina wiozą. Pojechałem i ja, żeby mu było raźniej. Po dwóch godzinach wróciliśmy z Anina do tego szpitala, z którego wyjechał i znów poszedł do łóżka na leżenie. Na operację pojedzie za tydzień. Nie ma miejsc w Aninie? zgaduje ktoś. Nie, nie! Miejsca są, tylko szpital warszawski nie dopatrzył jednego zalecenia specjalistów z Anina, którzy w swoim czasie przyjechali do tegoż warszawskiego szpitala obejrzeć i przebadać ewentualnych kandydatów do bajpasów. Pięciu wytypowano. I właśnie pięciu pojechało do Anina i pięciu, w tym i mój kolega, wróciło. Nie powinni mieć podawanej aspiryny co najmniej pięć dni przed operacją. A mieli podawaną cały czas, bo ktoś zapomniał wykreślić ją z zestawu podawanych leków. Kto? Lekarz jakiś. Ten lekarz oczywiście zostanie w tym szpitalu i nadal będzie zapominał o różnych sprawach, a pacjenci będą wracali na kolejne czekania. A takich lekarzy jak on jest sporo, a nawet dużo, żeby nie powiedzieć za dużo. A pieniędzy jest mało, żeby nie powiedzieć za mało. Nawet jednak, gdyby tych pieniędzy były góry, to i tak nie będzie ich dość na przelewanie z pustego w próżne tysięcy pacjentów z powodu aspiryny i innych podobnych nieodpowiedzialnych zaniedbań. To tyle.
Mamy czerwiec 2005 roku. W Białowieży w parku leśnicy wycinają drzewa. Drzewa są zielone, gnieżdżą się w nich ptaki. Trudno mi o tym pisać, szczególnie że nie znam całej sprawy, ale wiem z doświadczenia, iż dzieje się tam coś okrutnego bardzo. Argumentem jest zapewne, jak zwykle, uschnięty konar, który może się oberwać i zabić człowieka. Oczywiście należałoby zakazać przechodzenia tamtędy wszystkim do czasu, aż ptaki opuszczą gniazda. Ale nikt na to nie wpadnie w Białowieży, bo tam rządzą szewcy i kucharze. Nie tylko tam zresztą.
Na koniec chcę napisać, że mój dziad po mieczu Franciszek Tym był szewcem, a mój dziad po kądzieli Bolesław Hołowczyc był kucharzem. Pierwszy szył buty, drugi gotował i piekł. Puszczą nie zarządzali.
"Rzeczpospolita" Plus Minus z 25 czerwca 2005r.
|
|