Dawny Gdańsk

Bla bla bla - Gry i zabawy z dawnych lat

Yac.Ek - Czw Maj 30, 2013 9:08 am
Temat postu: Gry i zabawy z dawnych lat
Chciałem zaproponować rozmowę na temat gier i zabaw, które kiedyś królowały na wszystkich podwórka. Klasa gra w gumę, grzyba, podchody strzelanie z karbidu. Co o tym sądzicie?
Sabaoth - Czw Maj 30, 2013 2:28 pm

O! Strzelanie z karbidu to było to! Żeby karbid zdobyć organizowało się wyprawy przez dziurę w płocie na teren zakładu przemysłowego mieszczącego się między Zaspą a Przymorzem (co to było, nie wiem). Można było też strzelać ze śrub, kto wie, z czego robiło się "ładunek miotający"? :hihi:
Dohler - Czw Maj 30, 2013 3:58 pm

Myśmy do tego celu używali czarnego prochu. Była to mieszanka siarki (z wagonów),saletry (sklep spożywczy) i węgla drzewnego (produkcja własna lub apteka).
pawel.45 - Czw Maj 30, 2013 5:29 pm

ze śruby, klucza albo kołka do mocowania kabli telefonicznych strzelało się masą zeskrobaną z zapałek.
Sabaoth - Czw Maj 30, 2013 5:50 pm

Ja używałem głównie masy z zapałek i czasami kapiszonów bez papierka (istniało ryzyko eksplozji podczas odrywania papierka). Raz znaleźliśmy ogromne śruby, chyba ze 20 cm długości i 3 cm średnicy i napakowaliśmy do nich masy z korków. Że też nikomu rąk nie pourywało... :hihi:
tobocian - Czw Maj 30, 2013 8:08 pm

Pamiętacie "wulkany" robione z mieszanki saletry do peklowania mięsa i cukru?
Kurna, przebajeczne gejzery ognia, dym i ogień wszechobecny!
:huuurra: radocha jak ta lala była :^^
Dodam jeszcze do kolekcji "korki", ale standardowo to było mało "ekscytujące" :^^
obieraliśmy je z tej otoczki zrobionej z czegoś tam, uzyskując czysty proch, i potem rzucało się pod nogi robiąc efektowne wybuszki :hihi:
Razu jednego korek taki wybuchł mi w łapkach,skrobnąłem go pewnie paznokciem...
głuchy byłem ze 30 minut i łapki mi latały jak w delirce 8))
skutków ubocznych brak całe szczęście :==

Zbych - Czw Maj 30, 2013 10:36 pm

Cytat:
Razu jednego korek taki wybuchł mi w łapkach...

Nie tylko Tobie.

Dana - Pią Maj 31, 2013 2:36 pm

Wszystkie moje plastikowe lalki zakończył żywot w charakterze materiału do eee... bomb/świec dymnych :oops: . Baaardzo dymnych :^^ .

Z zabaw bardziej przyzwoitych pamiętam pikuty,państwa (obie z nożem w roli głównej :lol: ), żydka, szpaka, palanta. Z bardziej dziewczyńskich: hali halo, pomidor.

Dostojny Wieśniak - Sob Cze 01, 2013 12:05 am

No właśnie... Świece dymne to było dopiero coś. :wink: Sprawy uległy dawno przedawnieniu, to mogę o tym mówić. :mrgreen: Między nami piromanami. :wink: Też przećwiczyłem wszystkie powyższe z tą modyfikacją - mieliśmy dostęp do poligonów i prochu, diabli wiedzą jakiego. Czarne takie ustrojstwo w ok milimetrowej grubości laseczkach. Robiło to za zapłon wspomnianych świec dymnych. Po podpaleniu w pudełku, po zapałkach, w dwie strony szły ok metrowe jęzory ognia, potem ten straszliwy dym z pozostałości po lalkach. A jak niosły wykopane pociski z KBKS - ów wyrzucane z proc...
Budowało się tratwy do pływania po różnej maści kałużach, (sadzawkach, jeziorach jak kto woli) jeździdełka na bazie kółek od wózków dziecięcych, łaziło po jakichś zakazanych schronach, bunkrach czy co to tam z ruin się trafiło. Łamało się ramy rowerów klasy "wyścigówka" na trasach dla dzisiejszych górali, przelatywało przez kierownicę, kiedy w czasie jazdy łapa, nie wiedzieć czemu, trafiała między widełki i szprychy...

I zapewne unikat - na boisku szkolnym leżały zdemontowane i porzucone konstrukcje stalowe (kratownice), na których wcześniej zamontowane były tablice do gry w koszykówkę. Kilkumetrowe, w łuk wygięte.
Nie pamiętam jak. Postawiliśmy to pionowo i wyszła huśtawka. I to jaka. Kiedy przeciwległy koniec tego walił w ziemię, wyrzucało w powietrze i zadaniem było utrzymać się na konstrukcji i odbić oczywiście w drugą stronę.

To tylko kilka idiotycznych pomysłów z mojego dzieciństwa. Nie wiem dlaczego przeżyłem. :wink: Kiedy dzisiaj wstawiam swoje dziecko w te sytuacje, truchleję.
Przy tym jazda na motocyklu po polskich drogach, to dziecinna igraszka. :wink:

A dziewczyny grały w klasy, w gumę a my mniej hardkorowo w kapsle. :mrgreen:

Sbigneus - Sob Cze 01, 2013 12:50 pm

Pierwszy pojazd : fajerka od pieca i zakrzywiony drut lub sama obręcz od roweru / bez szprych/ i kawałek kija. To była jazda.
Będąc trochę starszy "podkradało" się ojcu rower i pierwsza nauka "pod ramą". Zawsze miałem usmarowane smarem łydki co było dowodem, że bez zezwolenia /instruktora/ uczyłem się jeździć. Frajda była. :huuurra:

Yac.Ek - Nie Cze 02, 2013 9:25 am

A mówi wam coś gra w Ojca i Matkę ? Pamiętacie kolejno wszystkie konkurencje ? słoneczko kieliszek, pikut czy szmyrgiel ?
Sabaoth - Nie Cze 02, 2013 10:32 am

Szmyrgiel mi utkwił w pamięci. Bardzo dawne czasy :hihi:
Hochstriess - Nie Cze 02, 2013 4:39 pm

Ojciec i Matka? Ja tam cięłam "w noża" :mrgreen:
Dana - Nie Cze 02, 2013 6:09 pm

Ojciec, Matka - to dla mnie pierwsze figury gry nożem "pikuty". A kolejność? Ojciec, matka, buła, widelec, kieliszek, po kolei wszystkie palce od kciuka, zegarek, łokieć, ramię, główka, czoło, nosek, broda i co dalej .... nie pamiętam. No i jeszcze szmyrgiel (nóż przyciśnięty płaską dłonią ciut nad czołem, ostrzem do góry) - chyba za główką. A jak wyglądało słoneczko, bo nie kojarzę. No i za kolejność nie ręczę - to już -dzieści lat minęło :hihi: ,
Yac.Ek - Wto Cze 04, 2013 9:34 pm

W dawnych czasach od początku maja królował wyścig pokoju w wersji pomniejszonej na kapsle od piwa. Kiedyś zniszczyłem atlas żeby mieć flagi do kapsli.
Sabaoth - Wto Cze 04, 2013 9:35 pm

Yac.Ek napisał/a:
Kiedyś zniszczyłem atlas żeby mieć flagi do kapsli.

Nie Ty jeden :hihi:

bavar - Sro Cze 05, 2013 5:34 am

Jeno gry w dołek chyba nikt do tej pory jeszcze tu nie wymienił :hihi: Rzucało się z określonej odległości monetą do wyskrobanego w ziemi dołka. Zasadą chyba było to, że jak ktoś trafił odrazu do dołka, to wygrywał monety innych.. Jakoś tak :hmm:
Martino - Sro Cze 05, 2013 7:05 am

Ja pamiętam rzucanie monetami "do ściany". Zgarniał pulę ten, czyj pieniążek był najbliżej ściany.
Sbigneus - Sro Cze 05, 2013 2:27 pm

Martino napisał/a:
Ja pamiętam rzucanie monetami "do ściany". Zgarniał pulę ten, czyj pieniążek był najbliżej ściany.


W mojej wersji te rzuty o ścianę charakteryzowały się tym, aby pieniążek nakrył inny. Wtedy pula moja. :dziadek:

Yac.Ek - Sro Cze 05, 2013 3:41 pm

Myśmy grali w "Orał czy Reszkę"". Gra polegała na tym, że rysowało się coś na kształt linii boiska z bramką i rzucało się monetami o nominale 1, 2 lub 5 zł, ten kto trafił w "Banczek" zabierał całą pulę. W przypadku kiedy nikt nie trafił, osoba która była najbliżej linii "banku"zbierała się wszystkie monety, wybierała się orła lub reszkę i podrzucała w górę. Tyle monet ile spadło o wybranym znaku było jego.
Grażyna M.L - Sro Cze 05, 2013 8:01 pm
Temat postu: W co było grane
Na Marienburgu - jakiś czas temu przerabialiśmy ten temat :huuurra:

http://www.marienburg.pl/viewtopic.php?t=8033

Sbigneus - Czw Cze 06, 2013 5:20 pm

Grażyna :== , wszystkie te gry były zaliczone .
TOMB - Nie Paź 27, 2013 11:52 pm
Temat postu: Gra w Państwa
Dana napisał/a:
A jak wyglądało słoneczko, bo nie kojarzę.

Z otwartej dłoni z rozłożonymi palcami.
A pamiętacie grę "W państwa"? Rysowało się olbrzymi okrąg na piasku, dzieliło na tyle równych cześci ilu graczy. Każdy przybierał nazwę jakiegoś państwa. Rekwizytem był solidny patyk. Po krótce trzeba było trafić patykiem w gracza żeby zabrać część z jego państwa.

Dana - Pon Paź 28, 2013 7:25 am

"W państwa" grałam w wersję z nożem. Oczywiście nie rzucało się w gracza :mrgreen: tylko w jego terytorium i z miejsca wbicia noża zakreślało się przejętą ziemię.
Voit - Sro Lis 20, 2013 5:57 pm

...A graliście "w kamienia"?
Zasady podobne do gry "w państwa", tylko zamiast patyka kopało się do siebie kamień.
I oczywiście chodziło o to, żeby trafić przeciwnika.
Za trafienie kamieniem w nogę przeciwnika możnabyło "odciąć" sobie z jego terytorium ziemi na pięć tip-topków.
Ale jeśli kamień wyleciał poza pole gry, przeciwnik odcinał kopiącemu trzy tip-topki ziemi.

...Świetny temat. :==
Kto dziś pamięta o zabawach, do których nie potrzebowaliśmy niczego, poza wolnym czasem i chęciami...

Henio - Sob Lis 23, 2013 6:06 pm

Voit napisał/a:
A graliście "w kamienia"

Grałem , ale to nie było tu http://youtu.be/a2I3skvt9Jk
Tylko w szwagra celowałem w '80 roku ubiegłego wieku , on był w ZOMO i ostatecznie wygrał tą bitwę . Emeryt po 15tu latach , może dalej pracować i ma się lepiej niż ja .

Romek52 - Pon Lis 25, 2013 6:54 pm

A pamiętacie CYMBERGAJA , piłka nożna na szkolnej ławce monetami:
20 gr to zawodnik ,10 gr. piłka.
Strzelało się grzebieniem do bramek wydrapanych na blacie ławki :oops:
Graliśmy na wszystkich przerwach. :hiphip:

wodzu - Nie Mar 02, 2014 5:25 pm

Romek52 napisał/a:
A pamiętacie CYMBERGAJA , piłka nożna na szkolnej ławce monetami:
20 gr to zawodnik ,10 gr. piłka.
Strzelało się grzebieniem do bramek wydrapanych na blacie ławki :oops:
Graliśmy na wszystkich przerwach. :hiphip:


Ja pamiętam! Pierwsze co przychodzi mi też do głowy (pewnie ktoś już wspomniał) gry w kwadraty, czyli każdy miał swój kwadrat narysowany kreda itd i piłka mogła odbić się na jego polu tylko razy inaczej kusił. Jeszcze kojarzę "marynę" czyli kopnięcie piłki w trzepak, bramkę zależy co było i np. za górną poprzeczkę trzepaka 50 za dolną 25 , za słupek 10pkt i tak dalej..

Soller - Wto Mar 04, 2014 12:19 am
Temat postu: zabawy w wojsko
Pewnie to nie najlepszy moment na pisanie o wojnie w formie zabawy, ale zaryzykuję...
Chłopakowate dzieciństwo w latach 60. spędziłem w Matarni. Mieszkaliśmy tam w kilka rodzin, w pałacu po niemieckim dzierżawcy majątku - Remerze. Folwark został zamieniony w PGR, którego biura też były w pałacu. Czterooddziałowa szkoła znajdowała się o rzut kamieniem, w budynku pobudowanym dla syna dziedzica, gdy ten się usamodzielnił w latach 30. Dzieciaków, jak to wtedy, było mnóstwo: część pochodziła z zasiedziałych rodzin kaszubskich, inne z napływowych, z różnych dzielnic Polski. Była też chyba jedna familia ukraińska. Żadnych animozji między dziećmi z tytułu przynależności do różnych grup kulturowojęzykowych nie pamiętam. Łączyły nas też wspólne praktyki religijne w pobliskim kościele. Chłopaki z miejscowych rodzin z nami rozmawiali po polsku, a my łatwo uczyliśmy się kaszubskich zwrotów. Moim najlepszy kolegą był właśnie Kaszub imieniem Franek. Teren pałacu, a szczególnie jego piwnice i strych były doskonałymi miejscami zabaw. Podobnie, otaczający budynek, wspaniały park, ze starymi kasztanami oraz opuszczone, na wpół zrujnowane stajnie i inne gruzowiska zapewniały fantastyczne warunki do spędzenia niepowtarzalnego dzieciństwa. Ponieważ wtedy dopiero pojawiały się pierwsze telewizory z marnym i krótkim programem, większość czasu spędzaliśmy na zabawach w okolicy. Gdy podrośliśmy zapuszczaliśmy się nawet w lasy po drugiej stronie dzisiejszej ulicy Słowackiego. Atrakcją w nich był strumień z bobrami - bodaj było to pierwsze miejsce odtwarzania ich populacji. Większość naszej grupy stanowili chłopcy, choć bawiło się z nami i kilkoro dziewcząt. Najczęściej odtwarzaliśmy bitwy lub odbywały się podchody. Oryginalnością naszych zabaw było wyposażenie: niemal wszyscy dźwigaliśmy powojenny złom, zardzewiałe karabiny, taśmy z nabojami, pasy z ładownicami, puszki karbowane po niemieckich maskach pegaz i inne. Były też chełmy, ale używaliśmy je rzadko, bo nie miały pasków. Tych pozostałości wojny było wszędzie bardzo dużo ponieważ toczyły się tam ciężkie walki w 1945 roku. Wokół były całe linie okopów, z gniazdami na ciężką broń, trafiały się niezniszczone bunkry i zapomniane składy amunicji. Na miedzach stały krzyże z przestrzelonymi chełmami na grobach bitewnych, w czasie orek ciągle wyskakiwały "rodzynki" w formie niewybuchów. Najwięcej było pocisków moździerzowych. Po saperów dzwonili jak się uzbierała większa sterta. Podczas deszczów nieraz osuwała się ziemia i odsłaniała kościotrupy poległych, których przysypał ostrzał artylerii. Inni byli prowizorycznie pochowani i zapomniani. Byliśmy z tym niejako oswojeni. Podczas jednej z wypraw do lasu koleżańka zapadła się do schronu ziemnego. Wewnątrz znaleźmy w brezentowym pokrowcu, wiszącym przy słupie drewnianym, karabin maszynowy MG 42, zakonserwowany, w świetnym stanie. Ja nosiłem najpierw szkielet kb mauzer, bez części drewnianych, a gdy "awansowałem" dostał mi się pm bergman, który był niemal kompletny i niezardzewiały. Kiedyś, idąc całym oddziałem na "wojnę" w lesie, ciężko objuczeni wojskowym ekwipunkiem, trafiliśmy na naszego proboszcza - księdza Bigusa, byłego więźnia obozu koncentracyjnego, który szedł od szosy, gdzie był przystanek pekaesu. Palnął nam wtedy zawstydzającą mowę o paskudztwie wojny, jej okrucieństwach i zakazał nam się bawić w ten sposób. Musieliśmy mu przyrzec, że więcej nie tkniemy tego żelastwa i że nie będziemy udawać strzelania, bo to przecież oznacza chęć zabijania bliźniego swego. Rzecz jasna niewiele z tego pojęliśmy i wkrótce odbyły się kolejne działąnia wojenne. Inną ciekawą sprawą było odkrycie, podczas buszowania w piwnicy pałacu, zamaskowanych drzwi i wejście do nieznanych pomieszczeń. W jednym z nich było łóżko metalowe ze sprężynami oraz sterta niemieckich czasopism. Niektóre z nich pokazywały zdjęcia z hitlerowskiej defilady zwycięstwa w 1939 roku, w Warszawie (jak teraz wiem). Była tam też puszka na maskę pegaz oraz niewielka, stara książka, może kieszonkowa biblia, z twardymi, tłoczonymi okładkami, drukowana gotykiem i z datą z końca XIX wieku. Tkwił w niej skośnie pocisk karabinowy. Z tych "katakumb" można było wyjść pod werandę pałacu. Dorośli bardzo ucieszyli się z naszego odkrycia i zajęli je na ziemniaki itp. Co się stało z rzeczami po Niemcach nie wiem. Na zakończenie dodam, że rodzice często nas przestrzegali i karali ostro za zabawę militariami, gdyż zdażały się wybuchy niewypałów od których ginęli lub byli ranieni: zarówno dorośli jak i dzieci. (Starsi preparowali ładunki do kłusowania na ryby w gliniankach). Nie bacząc na to i tak wydobywaliśmy proch z pocisków dla potrzeb imprez typu "światło i dźwięk". Jedna z nich, odbyła, się pod nieobecność dorosłych w byłej kuchni dworskiej, gdzie był dość wysoko sufit. Mając na uwadze ostrzeżenia rodziców o grożących niebezpieczeństwach wpadliśmy na genialny pomysł zastosowania się do nich bez rezygnowania z wybuchowych atrakcji. W tym celu, z niejakim wahaniem, ale odpuściliśmy sobie wrzucanie prochu bezpośrednio do ognia. W zamian usypaliśmy z niego spore "mrowisko" na ...fajerkach pieca, a następnie rozpaliliśmy pod nimi. Gdy ogień zabuzował w szczapach drewna i w węglu pochowaliśmy się po kątach i za stołami, wychylając głowy co chwila, aby sprawdzić jak sprawy idą. Gdy już traciliśmy nadzieję na eksplozję, nagle proch zapalił się od nagrzanego żeliwa i "fuknął" ognistym słupem, który sięgnął białego stropu i rozszedł się "jęzorami" we wszystkich azymutach, wypalając na nim coś w rodzaju odbicia liści palmy. Ne licząc małych poparzeń, ponadpalanych włosów i osmoleń nikomu z nas nie stało się nic poważnego, ale co się działo po powrocie rodziców nie opiszę ponieważ moja pamięć w tym momencie się gwałtownie urywa i podejrzewam ją o tzw. wypieranie. Przypuszczam, że niektórym z nas oberwało się mocniej niż od eksplozji. I dobrze.

Marek Z - Sro Mar 05, 2014 9:04 am

Prawie jak "oddział" Weisera Dawidka :)
Soller - Sob Mar 08, 2014 11:04 pm

Właśnie, przypomniałeś mi , że miałem to przeczytać, bo analogie się narzucają. Myślę, że podobne przeżycia miały tysiace dzieciaków w tamtych latach i miejscach. Co ciekawe, Matarnia, mimo, że opuściłem ją z rodzicami bodaj w 64 r. ciagnie sie za mną nadal. Np. w latach 80. przypadkiem poznałem człowieka, który w Złotej Karczmie, po polskiej stronie, pełnił służbę na posterunku granicznym straży skarbowej (celników nie mogło tam być ponieważ WMG stanowiło polski obszar celny). Opowiadał niekorzystne historie o miejscowym dziedzicu, który w latach 38-39, w niedziele po mszy, jeździł ze swoimi parobkami do Gdańska na ćwiczenia paramilitarne SA. Jest to sprzeczne z głosami, że tenże Remer był antyhitlerowcem i miał się nawet sprzeciwić wyburzeniu przydrożnej kapliczki już za okupacji. Ale to dłuższa historia i nie w tym temacie.
Voit - Sro Mar 12, 2014 9:36 pm

Marek Z napisał/a:
Prawie jak "oddział" Weisera Dawidka :)


...Mnie również sceny z tej książki stanęły przed oczami...

darej - Pon Cze 02, 2014 8:20 pm

Kto pamięta Makao, Kent, Państwa - miasta na kartce? :)
danziger - Pią Cze 13, 2014 11:19 pm

A na czym polegał kent?
emilitaras - Pon Cze 30, 2014 1:59 pm

danziger napisał/a:
A na czym polegał kent?

Kent to taka prymitywna gra dla małolatów. Wolę o wile bardziej bryżdża albo kierki ;)

Dostojny Wieśniak - Pon Cze 30, 2014 3:04 pm

emilitaras napisał/a:
Kent to taka prymitywna gra dla małolatów.
I dalej nie wiadomo o co chodzi z tym kentem.
pumeks - Pon Cze 30, 2014 6:28 pm

Dopóki w tym temacie będą zabierać głos głównie boty, mamy małe szanse się dowiedzieć :^^
EwkaW - Wto Lip 01, 2014 10:25 am

A co/kto to są boty, Pumeksie? :D
Nie kumam :wink:

EwkaW - Czw Lip 03, 2014 12:15 am

Ja się serio pytałam, a tu cisza :II
Mogę się tylko domyślać, że to literówka i miało być "koty" :???:

Zbych - Czw Lip 03, 2014 7:04 am

EwkaW napisał/a:
Ja się serio pytałam, a tu cisza ...
Boty to programy, które wykonują automatycznie czynności wykonywane zwykle przez człowieka w celu rozsiewania spamu. Potrafią na przykład zarejestrować się na jakiejś stronie w tym celu. Stąd pomysł na przepisywanie treści z obrazka przy rejestracji na niektórych stronach.
Nie mam natomiast pojęcia o zastosowaniu tego terminu wobec człowieka i też chętnie przeczytałbym stosowne objaśnienie. Może Pumeks chciał w ten sposób podkreślić "sensowność" odpowiedzi niektórych uczestników FDG.

EwkaW - Czw Lip 03, 2014 9:03 am

No i się znowu czegoś dowiedziałam. Dziękuję za kropelkę wiedzy, bo pierwszy raz spotkałam się z tą nazwą :)
Zbych napisał/a:
Może Pumeks chciał w ten sposób podkreślić "sensowność" odpowiedzi niektórych uczestników FDG.

I na to, w kontekście powyższych postów, wygląda...

pumeks - Czw Lip 03, 2014 10:54 am

Wiem z dobrze poinformowanych źródeł, że nasze Forum jest obiektem intensywnej penetracji botów, i mam poważne podejrzenia że część powyższych wypowiedzi jest właśnie efektem aktywności takich nie do końca humanoidalnych użytkowników :mrgreen:
Dana - Czw Lip 03, 2014 2:20 pm

Pumeks - Ty skończony humanoidzie - :==
szapoklak - Sob Lip 12, 2014 9:20 pm

Mogę mówić tylko za siebie - tu wolę czytać, w naturze gadam za dużo :P
Pozdrawiam szperająco - piszących dziękując i prosząc o więcej
Hania

Zbych - Sro Lip 23, 2014 6:38 am

Czy pamięta ktoś puszczanie latawców na dawnym lotnisku? To była zorganizowana impreza zbiorowa. Ja też puszczałem.
pumeks - Sro Lip 23, 2014 11:56 am

Coś tam pamiętam, ale byłem za mały i tylko obserwowałem.
Sam potem swoje latawce i "wiropłaty" puszczałem na terenie gdzie teraz jest Park Milenium Gdańska, między ul. Leszczyńskich a ujęciem wody.

Zbych - Czw Lip 24, 2014 8:01 am
Temat postu: Puszczanie latawców na dawnym lotnisku
Było to w pierwszej połowie lat 60. Teren przeznaczony do puszczania latawców to była część lotniska położona blisko peronu kolei podmiejskiej. Nie było jakiegoś odgraniczenia, tylko nie należało się zbliżać do stojącej na lotnisku budy wyglądającej tak jak te montowane na samochodach wojskowych zawierające jakieś urządzenia. W dali było widać stojące jakieś małe samoloty. Samolotów startujących lub lądujących nie widziałem.
Krzysztof - Czw Lip 24, 2014 9:31 am

Cytat:
Samolotów startujących lub lądujących nie widziałem.

W czasie imprez latawcowych nie było żadnych startów, ani lądowań.
Imprezy były w niedzielę, a w niedziele nie było żadnych lotów rejsowych.

Zbych - Czw Lip 24, 2014 10:45 am

Krzysztof napisał/a:
Imprezy były w niedzielę, a w niedziele nie było żadnych lotów rejsowych.
I wszystko jasne, dzięki.
wooold - Wto Sie 05, 2014 12:44 pm
Temat postu: konkurs kredą na asfalcie
A kto pamięta organizowany na ul. Heweliusza coroczny konkurs "kredą na asfalcie "---zamykano ulicę i dzieciaki rysowały kolorowa kredą prace na podany temat ------były fajne nagrody, wyniki podawano w Wieczorze Wybrzeża , nagrody wręczano w Domu Harcerza . Z zabaw podwórkowych to nieustanne zabawy w wojnę -karabiny , kusze na skoble , takie haczykowe gwożdzie -na 4gumach z wentylów rowerowych , albo gumie modelarskiej ( matko kochana że nikt nie stracił oka-cud!!!!! ) dziewczyny skakały w klasy,w chłopka , albo przekładały na rękach takie aplikacje z wełny, nie wiem jak to sie nazywało,jedna zakładał na dłonie dużu prostokąt z wełny, a druga odpowiednio łapiąc i przekładała na swoje dłonie zmieniając wzór itd. Był czas jojo -był czas tik taków, czy klik klaków, jak zwał tak zwał , oj dzieciaki potrafiły sie bawić bez komputerów
Zbych - Wto Sie 05, 2014 5:15 pm

wooold napisał/a:
A kto pamięta organizowany na ul. Heweliusza coroczny konkurs "kredą na asfalcie " ...
Pamiętam, ale organizowany w Sopocie.
Adamdownunder - Sro Sie 06, 2014 12:03 pm

Zbych napisał/a:
wooold napisał/a:
A kto pamięta organizowany na ul. Heweliusza coroczny konkurs "kredą na asfalcie " ...
Pamiętam, ale organizowany w Sopocie.

W Gdyni też był, dostałem nawet w nagrodę rakietki do gry w babingtona za obrazek jaki namalowałem z widokiem Zatoki Gdańskiej. :huuurra:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group