Dawny Gdańsk

Gdańsk - Sopot - Gdynia - Dawna Gdynia - port, statki, okręty

totenkopf1956 - Pią Lis 25, 2011 8:44 pm

Gdy Gdynia nosiła nazwę Gotenhafen.
totenkopf1956 - Pią Lis 25, 2011 10:01 pm

Jeszcze jedna fotka.
totenkopf1956 - Nie Lis 27, 2011 2:39 pm

Przepraszam za monotematyzm ale chyba ciekawe ?
pumeks - Nie Lis 27, 2011 3:20 pm

Na pierwszym i trzecim jakiś lotniskowiec, a co za okręt jest na środkowym?
Colonel - Nie Lis 27, 2011 3:35 pm

Nie jakiś a "Graf Zeppelin" w budowie, w środkowej fazie budowy był w Gdyni, fragment czasu między 1941 a 1943 rokiem (nie wiem jak długo), potem wrócił do Kilonii, by ostatecznie zemrzeć w Świnoujściu.
Pancernik jest typu "Gneisenau" ale czy to on, czy "Scharnhorst" nie potrafie teraz powiedzieć. Ten drugi był w Gdyni na przełomie 1942 i 43 roku.

Colonel - Nie Lis 27, 2011 3:56 pm

totenkopf1956 napisał/a:
Gdy Gdynia nosiła nazwę Gotenhafen.

Na zdjęciu 1, 4, 5, 6 jednokominowy pasażer to prawdopodobnie osławiony "Wilhelm Gustloff".
Bardzo charakterystyczna sylwetkę, z dwoma kominami blisko siebie, ma ten statek z prawej ale nie umiem w tej chwili go zidentyfikowac.

feyg - Nie Lis 27, 2011 5:22 pm

Colonel napisał/a:

Bardzo charakterystyczna sylwetkę, z dwoma kominami blisko siebie, ma ten statek z prawej ale nie umiem w tej chwili go zidentyfikowac.

"Hansa" (ze skróconymi masztami) ? :hmmm:


Colonel - Nie Lis 27, 2011 5:48 pm

Myślę, że nawet nie ze skróconymi!
totenkopf1956 - Nie Lis 27, 2011 9:00 pm

pumeks napisał/a:
Na pierwszym i trzecim jakiś lotniskowiec, a co za okręt jest na środkowym?

Podpis pod zdjęciem głosi – Admiral Scheer w Gotenhafen rok 1944.

Colonel - Pon Lis 28, 2011 7:33 am

Zgadza się, teraz dokładniej sprawdziłem sylwetkę.
totenkopf1956 - Pon Lis 28, 2011 10:50 pm

Jeszcze kilka widoczków z Gdynia – Gotenhafen.
pumeks - Pon Lis 28, 2011 11:06 pm

Pierwsze zdjęcie - genialne :huuurra: Przecież to Minensuchboot 1940, najprawdopodobniej powojenna "Panna Wodna" :==
feyg - Wto Lis 29, 2011 12:02 am

pumeks napisał/a:
Pierwsze zdjęcie - genialne :huuurra: Przecież to Minensuchboot 1940, najprawdopodobniej powojenna "Panna Wodna" :==

Oj, raczej nie....

http://navyworld.narod.ru/m10.htm#top
lub
http://www.german-navy.de...ot40/ships.html

Bliżniak M 294:
Cytat:
Taken over by the USA in 1945. Given to the German Bundesmarine in 1956 as Seepferd . Decommissioned in 1960 and used as floating barrack WBM VI until 1966. Scrapped.

feyg - Wto Lis 29, 2011 12:04 am

totenkopf1956 napisał/a:
Jeszcze kilka widoczków z Gdynia – Gotenhafen.

Jesteś pewien że trzecie ze zdjęć zostało wykonane w Gotenhafen? :wink:

Colonel - Wto Lis 29, 2011 11:08 am

Na trzecim zdjęciu jest "Piłsudski" albo "Batory", raczej "Batory".
pumeks - Wto Lis 29, 2011 11:30 am

No tak, pośpieszyłem się wczoraj, zapomniałem, że "Panna Wodna" nie zdążyła wejść do służby jako trałowiec :głupi_ty:
Ale skoro to jej bliźniak w Gdyni, to i tak bardzo ładnie :==

totenkopf1956 - Wto Lis 29, 2011 4:11 pm

feyg napisał/a:
totenkopf1956 napisał/a:
Jeszcze kilka widoczków z Gdynia – Gotenhafen.

Jesteś pewien że trzecie ze zdjęć zostało wykonane w Gotenhafen? :wink:


Pewny to ja jestem iż prędzej czy później umrę, cała reszta jest wielką niewiadomą.
A tak na poważnie, fotka była opisana jako Gotenhafen (choć to nie prawda z oczywistego względu – transatlantyk, dlatego w tytule „ Gdynia - Gotenhafen”. Było też o wodnosamolocie widocznym na pierwszym planie iż to fiński samolot. Być może to rzeczywiście nie jest Gdynia ponieważ nigdy nie słyszałem o wodnosamolotach w porcie. :)

feyg - Wto Lis 29, 2011 4:32 pm

totenkopf1956 napisał/a:
Było też o wodnosamolocie widocznym na pierwszym planie iż to fiński samolot.

I to nie byle jaki!

totenkopf1956 - Wto Lis 29, 2011 6:34 pm

feyg napisał/a:
totenkopf1956 napisał/a:
Było też o wodnosamolocie widocznym na pierwszym planie iż to fiński samolot.

I to nie byle jaki!


Kojarzy mi się z „ Ciotką Ju”.

danziger - Wto Lis 29, 2011 7:28 pm

totenkopf1956 napisał/a:
Kojarzy mi się z „ Ciotką Ju”.

Bo to ona.

totenkopf1956 - Sob Gru 03, 2011 5:33 pm

Wysadzanie min lub przeszkód podwodnych.
Martino - Sob Gru 03, 2011 5:34 pm

albo cokolwiek innego.
totenkopf1956 - Sob Gru 03, 2011 5:53 pm

W opisie fotki była wzmianka o minach.
Mikołaj - Sob Gru 03, 2011 10:40 pm

wydzieliłem z wątku "dawnogdyńskiego" posty dotyczące portu, statków, okrętów itp.
Colonel - Nie Gru 04, 2011 11:04 am

Martino napisał/a:
albo cokolwiek innego.

Co chciałeś powiedzieć przez ten post bez wartości? Może to była Twoim zdaniem fontanna uruchomiona na Święto Morza albo na rocznicę bitwy pod Lenino?

ruda - Nie Gru 04, 2011 11:14 am

Colonel :hmm:
totenkopf1956 - Nie Gru 04, 2011 12:41 pm

Nie ma o co kruszyć kopii , każdy widzi to co chce zobaczyć.
totenkopf1956 - Nie Gru 04, 2011 5:58 pm

Czy to jest torpedownia ?
totenkopf1956 - Sro Gru 07, 2011 7:29 pm

Jeszcze jedno zdjęcie jak mniemam tego samego miejsca.
Colonel - Czw Gru 08, 2011 9:11 am

Wydaje się, że to są wojenne zdjęcia torpedowni w Babich Dołach.
pumeks - Czw Gru 08, 2011 9:19 am

Też tak myślę. Dla potwierdzenia - dwa zdjęcia z 2005 r.
feyg - Czw Gru 08, 2011 10:04 am

Colonel napisał/a:
Wydaje się, że to są wojenne jest odwrócone


I słusznie Ci się wydaje... :D

pumeks - Czw Gru 08, 2011 12:00 pm

Ups.. to na "moich" zdjęciach jest inny obiekt? :oops:
totenkopf1956 - Czw Gru 08, 2011 4:24 pm

pumeks napisał/a:
Ups.. to na "moich" zdjęciach jest inny obiekt? :oops:


Obiekt jest ten sam tylko Ty masz aktualniejsze fotki. A tak na marginesie zauważcie jak przesunęła się linia brzegowa in plus w stosunku do lat 40tych.

pawel.45 - Czw Gru 08, 2011 4:45 pm

pumeks napisał/a:
Ups.. to na "moich" zdjęciach jest inny obiekt? :oops:


Niestety. Twoje fot. prezentują "Formozę" (Oksywie).

totenkopf1956 - Czw Gru 08, 2011 5:49 pm

Dla mnie jako dla laika torpedownia i Formoza to, to samo miejsce. :wink:
Pozdrowienia.

pawel.45 - Czw Gru 08, 2011 6:08 pm

totenkopf1956 napisał/a:
Dla mnie jako dla laika torpedownia i Formoza to, to samo miejsce. :wink:
Pozdrowienia.


Ale chyba Oksywie i Babie Doły - to nie jest to samo miejsce?
Proponuję w Googlach spojrzeć na przedlużeniu od "czarnego" pasa startowego lotniska B.D. - kawałek od brzegu dostrzeżesz ruiny torpedowni, a potem przesunąć wzrok nieco na południe, to na wysokości Oksywia zobaczysz "Formozę" ze zdjęć Pumeksa. :) Pozdrawiam.

totenkopf1956 - Czw Gru 08, 2011 8:11 pm

Czyli są to całkiem inne budowle – szkoda . :D
Zwracam honor , cóż uczymy się całe życie, a jeżeli mowa o Oksywiu to proszę .
Pozdro.

pawel.45 - Czw Gru 08, 2011 10:07 pm

Ta fot. OP została wykonana w miejscu widocznym na fot. Pumeksa 0849 w samym górnym lewym rogu, tylko parę lat wcześniej. Pozdrawiam.
feyg - Czw Gru 08, 2011 10:26 pm

totenkopf1956 napisał/a:
Dla mnie jako dla laika torpedownia i Formoza to, to samo miejsce. :wink:

Tyle że torpedownie były dwie :hihi:

Colonel - Pią Gru 09, 2011 4:25 pm

Ludzie!
Torpedownie były na Oksywiu (Formoza, zdjęcia Pumeksa) i w Babich Dołach (zrujnowana obecnie).
Na Półwyspie były "stacje odbiorcze" koło Jastarni i Juraty.
Była jeszcze torpedownia koło Szczecina (chyba na jez. Miedwie, jest zrujnowana i ciagle na zamkniętym terenie wojskowym), znam też torpedownię w Niemczech: Eckernfoerde w Szlezwiku Holsztynie.

feyg - Pią Gru 09, 2011 4:39 pm

A ja, jakby ktoś się pytał, znam torpedownię niedaleko Machaczkały na Morzu Kaspijskim :hihi:


Colonel - Sob Gru 10, 2011 5:17 pm

Ale to zapewne sowiecka? Albo niemiecka w Sowietach z lat przyjaźni?
totenkopf1956 - Nie Gru 11, 2011 12:45 pm

ORP „Bałtyk” , taka ciekawostka.
totenkopf1956 - Wto Gru 13, 2011 8:56 pm

Statek który gościł na łamach wybrzeżowej prasy w związku z domniemaną katastrofą ekologiczną.
Colonel - Sro Gru 14, 2011 9:00 am

A masz coś więcej o jego zatopieniu w 1943? Wiem tylko, że mówi się o dramatycznym pożarze, uwięzionych ludziach (pacjentach?).
pumeks - Sro Gru 14, 2011 9:41 am

To może by to wkleić, zanim zniknie z ogólnodostępnego internetu :roll:
Cytat:
Nikt nie chce pamiętać o "Stuttgarcie"

Bożena Aksamit, Bartosz Gondek 2008-05-23, ostatnia aktualizacja 2008-05-23 11:46:30.0

Statek palił się jak pochodnia. Daremnie chorzy, pielęgniarki i marynarze wołali o pomoc. Niemcy, aby skrócić męki rodaków, strzelali do nich z nabrzeża

Amerykańskie bomby, które spadały na Gdynię w sobotnie popołudnie, 9 października 1943r., zabijały wszystkich bez wyjątku. Umierali Polacy, Niemcy, Anglicy, Francuzi i Włosi. Bomby sypały się z nieba jak kartofle z rozerwanego worka. Cel nalotu był jasny - zniszczyć Gotenhafen - największą na Bałtyku bazę Kriegsmarine. Port, stocznie, fabryki. W ciągu dwudziestu pięciu minut zginęły dwa tysiące ludzi. Ilu spłonęło żywcem na parowcu m/s "Stuttgart", nie dowiemy się już nigdy.

- Nikomu nie zależy, żeby to ujawnić - mówi Waldemar Kohnke, najprawdopodobniej jedyny żyjący świadek tragedii. - Pewnie koło tysiąca. To był duży statek, większy niż nasz "Batory".

W sobotę 9 października, gdy setki Niemców umierały na jego oczach, miał dziesięć lat. Stał i patrzył, jak płonie wielki statek. - Amerykanie zbombardowali statek szpitalny, a to jest zbrodnia wojenna. Niemcy go nie ugasili, bo nielegalnie przewozili amunicję. By zatrzeć ślady, zatopili statek i szybko o nim zapomnieli.

Polacy po wojnie mieli swoje problemy. Wrak rozerwano ładunkami wybuchowymi i przetopiono w hutach. Po "Stuttgarcie" i jego pasażerach zostały kawałki blach i mazut snujący się po dnie Zatoki Gdańskiej.

- Więc po co pan chce, żebyśmy o tym napisali? - pytamy.

- Trzeba jakoś uczcić tych ludzi. Inaczej będą się dopominać o pamięć - starszy człowiek ciężko wzdycha. -Tajemnica ciąży, obarczając kolejne pokolenia niepokojem.

Waldemar Kohnke urodził się, gdy Hitler został kanclerzem III Rzeszy. Dziś ma 73 lata. Jest emerytowanym inżynierem. -Ciągle słyszę w tyle głowy: Hilfe! Hilfe! Widzę płonący pokład i białe łokcie, które próbują przez za małe bulaje wydostać się na wolność. I ten krzyk pełen bólu. Tego nie można zapomnieć. Ja nie umiem.

Najważniejszy niemiecki port na Bałtyku
Gdynia w III Rzeszy nazywa się Gotenhafen. Od 19 września 1939 r. Polskie miasto "z morza i z marzeń" okupanci zamienili w bazę Kriegsmarine. Sprowadzono tu rodziny dygnitarzy hitlerowskich - aparatu administracyjno-policyjnego, pracowników cywilnych i wojskowych. Polacy, których nie zamordowano, nie zamknięto w obozach i nie zesłano do Generalnej Guberni, zamieszkali na przedmieściach. Ze 125 tys. została niecała połowa.

Darmową siłę roboczą stanowiła ludność sprowadzona z całej Europy na prace przymusowe. Ponad czterdzieści tysięcy. Francuzi, Anglicy, Włosi i Rosjanie. Osadzono ich w 30 obozach. Są niezbędni, bo port, stocznia i fabryki zbrojeniowe pracują na trzy zmiany. Przedwojenne składy Cukroportu, America Scantic Lines, Panta Rei przerobiono na magazyny zaopatrzenia wojska, na okręty wojenne czekają hale pełne mundurów, lekarstw i żywności. W hangarach leżą równe rzędy torped i skrzynie pełne amunicji. Dawny port handlowy stał się gigantyczną bazą wojenną. Na miejscu "Batorego" i "Piłsudskiego" cumują legendarny pancernik "Bismarck" i "Schleswig-Holstein". W sąsiednim basenie bosmańskie gwizdki wzywają załogę pancernika "Gneisenau". Jego wielki cień przysłania statki pomocnicze i szpitalne: "Cap Arconę", "Goyę", "Wilhelma Gustlofa" i "Stuttgart". W bazie działa największy ośrodek szkolenia załóg okrętów podwodnych w Rzeszy.

Tam, gdzie w latach 30. powstawał pierwszy polski statek, teraz remontuje się i buduje setki okrętów. W stoczni pracuje sześć tysięcy osób. Zatrudnienie wciąż rośnie, bo niedługo ma ruszyć budowa lotniskowców.

Alianci szybko orientują się, że Gotenhafen trzeba zniszczyć. Lepiej atakować okręty stojące przy nabrzeżach i w stoczniach, niż ścigać Niemców na morzach.

Po raz pierwszy czterosilnikowe fortece nadlatują w czerwcu 1942 r. Bomby spadają niecelnie i straty są niewielkie, ale Niemcy już nie mają złudzeń. Gotenhafen stało się obiektem szczególnej uwagi wroga.

Wzmacniają artylerię przeciwlotniczą, a w bazie pojawia się włoski batalion zadymiania "Nebiogino Bataglione" z urządzeniami do wytwarzania i stawiania sztucznej mgły. W ciągu kilkunastu minut są wstanie ukryć całą bazę pod śnieżnobiałą pierzyną.

Śmierć leci przez mgłę
- Pamiętam jak dziś - opowiada Waldemar Kohnke. - To był piękny, słoneczny dzień. Wałęsamy się z kumplami po Oksywiu. Mieliśmy się rozchodzić do domów, bo zbliżała się pora obiadu. Wtem usłyszeliśmy wycie syren. Nalot. Jak to dzieciaki, poczuliśmy dreszczyk emocji.

- Nie baliście się?

- Nie. Strachu nie było. Wiadomo, bomby polecą na port i fabryki broni. Nawet ucieszyliśmy się, że Italiańcy będą puszczać mgłę. Pobiegliśmy szybko na górę, żeby lepiej widzieć.

Centrum Gdyni i port leżą w dolinie. Po obu stronach wznoszą się strome wzniesienia: Kępa Redłowska i Oksywska. Ostry klifowy brzeg wpada tam wprost do zatoki.

- Początkowo było jak zwykle. Najpierw syreny, po chwili biały dym zaczął otulać dolinę -wspomina Kohnke. -Potem głuche dudnienie. Czekaliśmy, aż mgła zacznie opadać. Poprzednio zawsze było super. Gdy samoloty znikały, z każdą minutą wyłaniały się nowe szczegóły. Najpierw maszty, potem kominy, wreszcie całe statki i budynki. Na końcu pojawiało się morze. Pyszny widok. Tym razem było inaczej. Nad Gotenhafen nadleciało 500 samolotów 8. Floty Powietrznej USA. Każdy z nich niósł pod skrzydłami 5 ton bomb.

Nie pomogła mgła ani artyleria przeciwlotnicza. W trakcie ataku w bazie panuje olbrzymia panika. Trajkoczą działa. Niemcy próbują trafić wroga. Obrona jest jednak beznadziejna. Trafiają tylko 28 fortec, pozostałe z otwartych komór bezkarnie zrzucają ładunek. Z nieba przykrytego gęstą mgłą bomby lecą jedna za drugą. Każda niszczy wszystko w promieniu 200 metrów. Rozrywają metalowe kadłuby statków, a trafione budynki rozpadają się w tumanach kurzu. Huk, płomienie i dym. Kaskady wyrzucanej z wielką siłą wody rozbijają się o nabrzeża, spłukując gruzy i krew.

- Spustoszenie w Gdyni było straszne, ulice zawalone rumowiskiem. Na ulicach trupy, części ludzkich ciał, które Niemcy natychmiast kazali zbierać i składać do skrzyń - opisuje skutki nalotu Klemens Przewoski, proboszcz z Oksywia, we wspomnieniach opublikowanych przez "Rocznik Gdyński" z 1991 r.

Krzyk o pomoc
- Statek został trafiony bombą i błyskawicznie zajął się ogniem - mówi Kazimierz Małkowski działacz Koła Starych Gdynian, autor przewodników po Gdyni. - Wedle relacji świadków, którzy byli wtedy w porcie, gwałtowny pożar ogarnął cały pokład. Ci, którzy nie uciekli tuż po trafieniu, nie mieli już szans na ocalenie.

Jak olbrzymi ogień trawił "Stuttgart", doskonale widać na fotografii zrobionej przez Amerykanów w trakcie nalotu. Jedną czwartą portu przykrywa dym unoszący się ze statku.

Waldemar Kohnke: - Zbiegliśmy zaciekawieni z góry, bo gdy odleciały samoloty, zobaczyliśmy smolistą smugę. Na dole zrozumieliśmy, co się dzieje. Wycie ludzi roznosiło się po zmasakrowanym bombami porcie. Skamieniali staliśmy wpatrzeni w białą burtę, w wielki czerwony krzyż. Olbrzymi słup ognia strzelający z nadbudówki na rufie sięgał nieba, a mniejsze jęzory omiatały cały pokład. Z otwartych bulajów wystawało kłębowisko ludzkich głów i rąk. I ten krzyk o pomoc.

Statku nikt nie gasi. Po godzinie komendant bazy kontradmirał Joachim Plath wydaje rozkaz, by płonący parowiec opuścił port. Koło 14 dwa holowniki wyprowadzają jednostkę na redę. Statek kiwa się na płytkiej wodzie naprzeciwko klifu wznoszącego się nad zatoczką. Przycupnęły w niej drewniane łodzie. Porzucony kilometr od stromego brzegu "Stuttgart" płonie żywym ogniem. Właściciele łódek, mieszkańcy rybackiej osady na Oksywiu doskonale widzą dramat Niemców.

Klemens Przewoski: - Statek palił się jak pochodnia. Żar, który bił od niego, był tak wielki, że dla innych statków, które chciały go ratować, niemożliwe było się do niego zbliżyć. Daremnie marynarze niemieccy z okrągłych okien wołali o pomoc. Nie było dla nich ratunku. Opowiadano, że Niemcy, aby skrócić męki, strzelali do nich z nabrzeża.

Mijają kolejne godziny. Wieczorem zjawiają się trzy dozorowce Sicherungsflottille. Artylerzyści celują tuż przy linii wody. Gdy burtę "Stuttgartu" przebija 25. pocisk kalibru 88 mm, statek przechyla się i tonie. Rozkaz zatopienia wydało MOK Ost - Naczelne Dowództwo Wschód, a po miesiącu, 26 listopada, Kriegsmarine oficjalnie powiadomiło armatora o utracie statku.

Z wraku wymontowano dwie kotwice. Trafiły do bazy w norweskim fiordzie Stavanger.

Wszyscy, którzy tam byli, zginęli na miejscu
Gdy parowiec zapadał się w wody Zatoki Gdańskiej, miał 19 lat. Od czterech służył w Kriegsmarine jako pływający szpital. Zbudowany w szczecińskiej stoczni AG Vulcan dla Norddeutscher Lloyd był początkowo ekskluzywnym wycieczkowcem. W dziewiczy rejs popłynął w 1924 r., zabierając z Bremerhaven do Nowego Jorku kilkuset pasażerów. Po czternastu latach, gdy się zestarzał, został sprzedany nazistowskiej organizacji związkowej Deutsche Arbeitsfront i wszedł w skład flotylli statków "Kraft durch Freude". Luksusowe apartamenty zamieniono na ekonomiczne kabiny dla niemieckich robotników. III Rzesza fundowała im, w zamian za ciężką pracę, wczasy na morzu.

Na dwa miesiące przed wybuchem wojny przejęła go marynarka wojenna. Po remoncie "Stuttgart" staje się pływającym szpitalem dla 485 pacjentów. Dogląda ich 120 pielęgniarek i kilkunastu lekarzy. Do tego ponad 300 marynarzy. Razem prawie tysiąc osób. Świeżo upieczony "Lazaretschiff C" ma 170 m długości, kilka poziomów mieszkalnych. Kajuty dla chorych są na górnych piętrach, sale szpitalne i gabinety na rufie.

Jesienią 1943 r. na pokład statku trafili ciężko ranni weterani walk na Ukrainie i Kaukazie.

-W czasie wojny, każda ze stron konfliktu podaje listę jednostek, które będą miały statut statku szpitalnego. Są nietykalne i nikt nie ma prawa ich atakować - tłumaczy komandor dr Adam Szulczewski z Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. - Statek szpitalny nie może być uzbrojony i musi być pomalowany na jasny, kontrastowy kolor, mieć symbol czerwonego krzyża na burcie. Jeżeli rusza w rejs, to dowództwo floty podaje do ogólnej wiadomości jego trasę. Taka jednostka jest chroniona prawem międzynarodowym i atak na nią jest uznawany za zbrodnię wojenną.

- Więc dlaczego został zbombardowany? - pytamy komandora.

Siedzimy już czwartą godzinę w jego gabinecie. Okna wychodzą na port wojenny, który 64 lata temu próbowali zniszczyć Amerykanie. Akademia Marynarki Wojennej mieści się na Oksywiu, kilometr od miejsca gdzie płonął "Stuttgart".

- Nie mam wątpliwości, że "Stuttgart" został trafiony przez przypadek - tłumaczy komandor. - Z wysokości 2,3 km, a na takiej leciały samoloty, taki statek jest wielkości zapalniczki. Kamuflaż, jakim był okryty od strony morza, dodatkowo uniemożliwiał rozpoznanie statku szpitalnego. Zresztą, piloci mieli zrzucać bomby na określony obszar. W tym przypadku port i stocznię. To nie było jakieś finezyjne strzelanie. Nad celem otworzyli luki i bomby poleciały w dół.

- Dlaczego Niemcy pomalowali go w barwy maskujące, skoro był chroniony prawem?

- Nie malowali go, po prostu przykryli siatką od strony wody. Taki jaskrawy element, jak biały, duży statek jest świetnym punktem orientacyjnym dla przeciwników. Zwłaszcza że liczne źródła wskazują, iż Niemcy nie mieli czystego sumienia.

Intencje okupanta bez ogródek ocenia dr Aleksy Kazimierczak, historyk z AMW, w artykule "Samoloty nad Gotenhafen", opublikowanym w "Roczniku Gdyńskim". "Zbombardowano też zarejestrowany jako statek szpitalny Kriegsmarine parowiec pasażerski "Stuttgart", który faktycznie spełniał rolę bazy okrętów podwodnych. Załadowany torpedami, amunicją i paliwem był gotowy do wyjścia na Atlantyk. Gdy wybuchł na nim pożar, w obawie przed nieobliczalnymi skutkami dla całego portu i miasta, pospiesznie wyholowano go na redę i zatopiono".

Czy pływający na "Stuttgarcie" wiedzieli o jego podwójnej roli? Nie wiemy. Zachowała się relacja pielęgniarki, która uszła z życiem z płonącego statku. Można ją znaleźć w publikacji wydanej w1979 r. z okazji 125-lecia Hamburskiego Czerwonego Krzyża "Stationen der Menschlichkeit 125 Jahre Rotes Kreuz in Hamburg".

Siostra w liście do przyjaciółki pisze: "W trakcie obiadu zawołano dwie pielęgniarki, aby poszły na salę operacyjną. Kto by pomyślał, że nigdy już ich nie ujrzę. Wkrótce ogłoszono alarm przeciwlotniczy. Wszystkie pielęgniarki zostały na swoich miejscach, byliśmy przekonani, że oznakowany statek szpitalny nie będzie atakowany. Stało się coś strasznego. Zostaliśmy trafieni kilkoma bombami i statek został mocno uszkodzony. Jeden z pocisków wybuchł w sali szpitalnej. Lekarze nie przerwali operacji podczas nalotu. Wszyscy, którzy tam byli, zginęli na miejscu".

Na tym kończy się relacja pielęgniarki. Ani słowa o pożarze i zatopieniu statku przez Niemców.

- My też nie wiemy, ile osób tam spłonęło - tłumaczy się Gerhard Olter, przewodniczący Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku. - Dbamy o pamięć poległych na "Gustlofie". O "Stuttgarcie" niewiele wiadomo, tyle tylko, że żołnierze dobijali ludzi, którzy tam zostali, bo nie było szans, aby ich uratować.

We wszelkich dostępnych niemieckojęzycznych publikacjach na temat parowca powtarza się lakoniczne: podczas nalotu statek został trafiony bombą. Prawie wszyscy zaokrętowani zginęli.

Kriegsmarine nie ma pretensji o "Stuttgart"
Kilka dni po nalocie w Gotenhafen rozchodzą się plotki, że statek zatopiono, bo nie było tam nic cennego. Ładunkiem o znikomej wartości miały być rzekomo prostytutki, przewożone do lupanarów obsługujących żołnierzy. Informacja była o tyle racjonalna, że w Gotenhafen działały dwa Domy Żołnierza, w których "odpoczywali" Niemcy na przepustkach. Działały od 1940 r., gdy okupanci zorganizowali sieć domów publicznych zwanych Deutsche Soldatenhaus. Do prostytucji były zmuszane m.in. kobiety zatrzymywane podczas łapanek lub wysyłane na roboty przymusowe.

- To jakaś bzdura - dziwi się komandor Szulczewski. - "Stuttgart" był statkiem szpitalnym. W Rosji trwają krwawe walki, półtora miesiąca przed nalotem Niemcy ponieśli klęskę pod Kurskiem, gdzie rannych zostało tysiące żołnierzy. Bez żadnych wątpliwości statek miał zaokrętowanych rannych z Frontu Wschodniego i personel medyczny.

- Skąd ta historia z prostytutkami?

- Może dlatego, że na statku było dużo pielęgniarek i ktoś słyszał, jak wołały o pomoc. Trzeba sobie wyobrazić, co się tam wtedy działo. Jak oglądaliście film "Pearl Harbor", to będzie wam łatwiej. Płonie pokład. Po chwili wszystkie szyby komunikacyjne są już odcięte. Ciężko ranni, a takich transportowano statkami szpitalnymi, mają znikome szanse na ucieczkę z płomieni. Leżą, czołgają się, jęczą i krzyczą. Do okien rzucają się ci, którzy mogą chodzić lub najsilniejsi. Jednak bulaje są za małe. Mężczyźni szukają wyjścia, próbują coś robić. Pielęgniarki krzyczą o pomoc. Przypuszczalnie cały czas liczyli, że ktoś ich zacznie ratować, w sąsiedztwie stały przecież okręty, po nabrzeżu chodzili ludzie. Na statku musiały dziać się okropności. Musimy pamiętać, że w takiej sytuacji odruch ratowania życia jest najsilniejszy. Odruch ratowania własnego życia - podkreśla komandor.

Tę wersję wydarzeń potwierdza Małkowski: - Rozmawiałem po wojnie z dwiema osobami, które były wtedy w porcie. Niezależnie od siebie potwierdziły, że widziały mnóstwo kobiet wołających o pomoc przez otwarte bulaje.

Poza plotkami na temat przyczyny samozatopienia statku przez Niemców, dostępny jest list wysłany na dzień przed sylwestrem 1943 r. do ministerstwa spraw zagranicznych w Berlinie. Dotyczy ataku amerykańskiego lotnictwa na „Stuttgart”. Nadawcą jest Naczelne Dowództwo Marynarki Wojennej. W piśmie czytamy: „Dane rządu amerykańskiego wskazują, że w sąsiedztwie «Stuttgartu » znajdowały się także inne jednostki pływające. I pożałowania godne trafienie było efektem ataku na tamte okręty wojenne. Temu nie możemy zaprzeczyć. Do tego dochodzi to, że «Stuttgart » był w kamuflażu od strony morza. Więc Amerykanie przy dalszej wymianie not dyplomatycznych mogliby podnieść argument, że ich lotnicy nie mogli rozpoznać «Stuttgartu ». Przy tym stanie faktycznym i prawnym celowe wydaje się odstąpienie od dalszej wymiany not. Tym bardziej że efekt propagandowy już osiągnięto i rzecz stała się głośna w prasie międzynarodowej. Gdyby jednak uznano, że reakcja niemiecka jest potrzebna, to można by podać do opinii publicznej, że Amerykanie ubolewają z powodu trafienia «Stuttgartu », ale to nie zmienia faktu, że ich lotnicy atakowali chaotycznie Gotenhafen, nie zważając na ryzyko trafienia statku szpitalnego”.

- Dlaczego o "Stuttgarcie" wiadomo tak niewiele? -pytamy dr. Szulczewskiego. - Głośno było o tragedii "Wilhelma Gustloffa", "Cap Arcony" czy "Goyi". Wiadomo, ilu tam zginęło ludzi. Pamięć o nich istnieje w zbiorowej świadomości, a o "Stuttgarcie" cisza.

- Nie jest niczym zaskakującym, że nie podano do opinii publicznej informacji o samozatopieniu jednostki z rannymi na pokładzie. Czym tu się chwalić. Sprawa "Gusttlofa" jest powszechnie znana, bo to była największa katastrofa morska w dziejach ludzkości, zginęło tam 10 tys. ludzi, a wrak statku został uznany oficjalnie za mogiłę wojenną. W dużym uproszczeniu tragedię "Stuttgartu" można nazwać wypadkiem przy pracy. Życie straciło w płomieniach maksymalnie 1000 osób. Wiadomo, każda śmierć jest tragedią, ale ci ludzie brali udział w wojnie, więc musieli liczyć się z tym, że mogą zginąć każdego dnia.

Informacje "świadków wydarzenia" nie znalazły potwierdzenia
Po zdobyciu Gdyni, Rosjanie ogołocili bazę i miasto praktycznie ze wszystkiego, co dało się zdemontować i wywieźć. - Pamiętam, jak tuż po wejściu Ruskie załadowali do pływającego doku krowy, konie i świnie spędzone do Gdyni z Żuław i Kaszub - wspomina, śmiejąc się Kohnke. - Tę arkę Noego ciągnęli po Zatoce do Królewca. W końcu wpadli na mieliznę, a ryki zwierząt niosły się po wodzie przez wiele godzin.

Emeryt ciężko wzdycha: - Ruscy zabierali dosłownie wszystko, ale z czasem wycwaniliśmy się. Gdy straciłem trzy rowery, z kolejnego ściągnąłem opony. Ten miałem długo, jazda na felgach im nie pasowała.

Kilka miesięcy po zakończeniu wojny nierówna walka przeniosła się z ulic do ministerialnych gabinetów. Po burzliwych dyskusjach w Moskwie polska delegacja dowiedziała się, że jedna trzecia wraków zalegających w porcie nie trafi do ZSRR. Rosjanom przypadły pancernik "Schleswig-Holstein" i krążownik "Gneisenau". "Stuttgart" trafił się Polakom. Przez dziesięć powojennych lat spalony, porozrywany pociskami wrak był już tylko przeszkodą nawigacyjną utrudniającą ruch na torze wodnym. Brak specjalistycznego sprzętu -Rosjanie nie chcieli go wypożyczyć - uniemożliwiał wydobycie wypalonego kadłuba w całości.

Gdy Polskie Ratownictwo Okrętowe dostało w końcu zgodę ministra żeglugi na wysadzenie ładunkami wybuchowymi zniszczonego w 65proc. statku, pojawiły się nowe "komplikacje", w wyniku których wstrzymano roboty.

- Pojawili się świadkowie, którzy twierdzili, że okręt został zatopiony wraz z transportem rannych - mówi prof. Jan Sawicki, historyk z Akademii Morskiej, autor publikacji "Ratownictwo Morskie w Polsce". - Informacja trafiła do dyrektora Polskiego Ratownictwa Okrętowego Aleksandra Młodnickiego, który zwrócił się w czerwcu 1956 r. do Ministerstwa Żeglugi o wskazówki postępowania w razie natrafienia na szczątki ludzkie. W tym samym czasie Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni powołało specjalną komisję, która miała zająć się "upamiętnieniem bestialstwa hitlerowskiego dokonanego na współrodakach".

W PRO postanowiono, że przed rozpoczęciem właściwych prac nurkowie dokładnie zbadają wrak. Prace wstrzymywano jednak, żeby dać czas Ministerstwu Spraw Zagranicznych na porozumienie się z władzami NRD i przedstawicielami Niemieckiego Czerwonego Krzyża, którzy zamierzali przyjechać do Polski.

Nikt jednak w Gdyni się nie pojawił. W końcu sześciu polskich nurków, pracujących w PRO dwukrotnie zeszło pod wodę w sierpniu 1956r. Sporządzili protokół stwierdzający brak ludzkich szczątków we wraku.

Władze uznały, że tym samym informacje świadków wydarzeń nie znalazły potwierdzenia. - Tam, gdzie mogli wpłynąć nurkowie, żadne ludzkie szczątki nie mogły się zachować - dziwi się komandor. - To jest strefa przybrzeżna. Morze wypłukało i rozpuściło wszystko, a nie sądzę, że nurkom w tak zniszczonym wraku, w ciągu dwóch zejść udało się dotrzeć do zamkniętych pomieszczeń, tam, gdzie coś mogło się zachować.

Jeszcze tego samego roku PRO przystąpiło do zakładania ładunków wybuchowych. "Stuttgart" wyciągano kawałek po kawałku. Zaplanowano, że z niemieckiego szpitala do polskich hut trafi 8 tys. ton złomu. W 1962 r. prace przerwano.

Nie zachowało się nic ciekawego
W 1997 r. Instytut Morski w Gdańsku postanowił zbadać wrak statku, który leżał na 54°33'33,25'' N długości i 18°37'00,57'' E szerokości geograficznej. Z pływającego szpitala Kriegsmarine pozostało niewiele. Iwona Pomian, kustosz Centralnego Muzeum Morskiego, nurkowała we wraku podczas badań 10 lat temu: -To w ogóle nie wygląda, trochę blach leżących w dnie i dwumetrowy metalowy szpikulec, czyli resztka stewy dziobowej. Dramatem jest mazut, który okleja wrak. Kto myśli, że znajdzie tu cokolwiek, co mogłoby świadczyć o historii jednostki, jest w dużym błędzie. W mulistym dnie nie zachowało się tak naprawdę nic ciekawego.

- "Stuttgart" to tak naprawdę dziś jedynie smutna historia -mówi Jerzy Janczukowicz, który był na wszystkich bałtyckich wrakach, nurkuje od pół wieku. - Z wraku zostały kawałki blach. Poza paliwem, które wyciekało przez lata z pozostawionych zbiorników, nie znajdziemy żadnych innych ruchomości. A kości niemieckich żołnierzy? Większość zamieniła się w proch podczas pożaru. Te zaś, co pozostały, wymyły bałtyckie sztormy.


Źródło: Nikt nie chce pamiętać o "Stuttgarcie"

pumeks - Sro Gru 14, 2011 10:59 am

Do poprzedniego postu: oczywiście Stuttgart był parowcem, więc autorzy z "GW" machnęli się pisząc "m/s Stuttgart".
Co ciekawe, w niemieckiej Wikipedii (w artykule o siostrzanym statku "Steuben") podaje się, że pożar "Stuttgarta" pochłonął 48 ofiar; w polskiej Wikipedii mowa w tym miejscu o setkach, a może ponad tysiącu :roll:

totenkopf1956 - Sro Gru 14, 2011 6:40 pm

Fotka cyknięta podczas bombardowania z pokładu amerykańskiego bombowca.
Colonel - Czw Gru 15, 2011 10:29 am

pumeks napisał/a:
Co ciekawe, w niemieckiej Wikipedii (w artykule o siostrzanym statku "Steuben") podaje się, że pożar "Stuttgarta" pochłonął 48 ofiar; w polskiej Wikipedii mowa w tym miejscu o setkach, a może ponad tysiącu

Napisałem wczoraj ale poszlo mi w kosmos:
Na "Stittgarcie" mogło być około 900 osób: pacjentów, personelu medycznego i załogi. Mogło być też mniej, jeśli w danym momencie nie było pełnej liczby pacjentów.
Jeśli statek stał w porcie, to zanim pożar się rozprzestrzenił, znaczna część ludzi mogła z iego uciekać. Z całą pewnościa mogło też być tak, że dziesiątki osób (pacjentów?) nie byly w stanie uciekać i zostały ze statkiem wyholowane z portu. Generalnie polska Wiki nie jest tu wiarygodna.

totenkopf1956 - Sro Lut 29, 2012 7:31 pm

Jeszcze jedno zdjęcie Sztudgartu oraz dziób Prinz Eugena po kolizji z Leipzigiem wykonane w Gotenhafen oraz fotki z samej kolizji .
slowik45 - Czw Mar 01, 2012 5:06 pm

Na N.A.C. znalazłem to zdjęcie jako Gdynia niezidentyfikowane okręty , ja twierdzę że na pierwszym planie jest Komendant Piłsudski i po prawej trałowce typu FM .
totenkopf1956 - Czw Mar 01, 2012 11:31 pm

Tak jest wszystko się zgadza a co do trałowców to spotkałem nazwę „ minowce”.
Colonel - Pią Mar 02, 2012 8:04 am

Można odróżnić te minowce, ale przy moim wzroku i tej rozdzielczości nie daje rady. One były oznaczane paskami na kominie:
Najpierw (do 1925?) w górnej części komina:
Rybitwa - 4 paski
Jaskolka - 3 paski
Mewa - 2 paski
Czajka - 1 pasek
Potem:
jeden w połowie komina – Czajka
dwa wysoko – Rybitwa
dwa w połowie komina – Mewa
jeden wysoko – Jaskółka, przy czym dwa ostanie spotkałem też gdzieś jako oznaczone odwrotnie.

slowik45 - Pią Mar 02, 2012 3:58 pm

totenkopf1956 napisał/a:
trałowców to spotkałem nazwę „ minowce”.
w pełni się zgadzam :zgooda: , takie nazewnictwo obowiązywało przed wojną .
totenkopf1956 - Pią Mar 02, 2012 6:25 pm

Oto opisywane paski na kominach .
tobocian - Pią Mar 02, 2012 9:58 pm

Kurde zajefajna fota :)
totenkopf1956 - Nie Mar 04, 2012 5:00 pm

Fotka opisana jako Gdynia .
totenkopf1956 - Wto Mar 06, 2012 8:33 pm

Msza Święta przed promocją .
Colonel - Sro Mar 07, 2012 8:01 am

A jakbyś tak uzupełnił, że jest to na pokładzie rufowym krążownika "Bałtyk" w sierpniu 1934 i tak naprawdę to podczas promocji Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej.
totenkopf1956 - Sro Mar 07, 2012 7:26 pm

Nie jest to port w Gdyni ale tuż obok .
tobocian - Sro Mar 07, 2012 10:33 pm

Torpedownia.
Juras skąd Ty masz takie fociory? :==

totenkopf1956 - Pią Mar 09, 2012 8:27 pm

tobocian napisał/a:
Torpedownia.
Juras skąd Ty masz takie fociory? :==


No cóż ,internet to niekończąca się elektroniczna księga (przygoda) . :D
Pozdrawiam .

slowik45 - Sob Mar 10, 2012 4:29 pm

Zdjęcie znane , ale w głębi jakiś znany skądś dźwig :D
totenkopf1956 - Sob Mar 10, 2012 6:43 pm

Co prawda nie jestem ekspertem od dźwigów ale to chyba o tym kranie wspominał jakiś czas temu Pumeks wymieniając imię brzmiące po Polsku jako Długi Henryk . I to tyle w tej sprawie . Dorzucam fotki Scharnhorsta z jego bytności w Gdyni . :lol:
Anker - Wto Mar 13, 2012 7:34 pm

feyg napisał/a:

"Hansa" (ze skróconymi masztami) ? :hmmm:

Zenith ex Deutschland
http://de.wikipedia.org/w...land_%281924%29
http://www.ubootwaffe.pl/...opic&f=1&t=1236

totenkopf1956 - Wto Mar 13, 2012 7:42 pm

Wracając jeszcze do Długiego Henryka , oto dwie powojenne fotki owego bodajże z Rostoku oraz jedna z Gdyni w 1939 roku .
marco_57 - Sro Cze 27, 2012 8:30 am

MATERIAŁ JEST.
Ale jak go segregować, opisywać i kiedy...




Port Gdynia

Krzysztof - Pon Sty 06, 2014 10:39 pm

Perypetie "Tczewa" opisane tu:
http://www.nasztczew.pl/a...owy-statek.html
Cytat:
8 listopada 1927 r. został zakupiony przez państwowego armatora Żeglugę Polską i 7 grudnia tego roku przypłynął do swojego nowego portu macierzystego w Gdyni.

Sześciotygodniowe uwięzienie w lodach.
Cytat:
Czasami dochodziło do humorystycznych wydarzeń. W ramach podziękowań za kolejny zrzut nasi marynarze ułożyli z węgla napis: „Brakuje tylko kilku dziewcząt". Napis ten, jako dowód dobrego humoru załogi, pojawił się w artykule „Expressu Porannego".

Zatonięcie w porcie gdańskim 5 grudnia 1938 roku o godz. 20:15
Cytat:
Statek zatonął w ciągu kilku minut. Zwłoki Helińskiego wydobyli nurkowie, natomiast do Stolpa udało się dotrzeć dopiero po podniesieniu „Tczewa" z dna i wypompowaniu wody z maszynowni. Sama operacja wydobycia statku nie była łatwa. Specjalnie z Hamburga przybyły dwa lichtungi ratownicze, „Hiew" i „Griep", które przy pomocy lin wyprostowały ledwo wystający z wody kadłub. Następnie dźwig portowy uniósł go nieco, pozwalając na rozpoczęcie wypompowywania wody. Kiedy usunięto znaczną jej ilość, holownik „Albert Forster" odholował „Tczew" do basenu w porcie wolnocłowym na dalsze odpompowanie.

Znowu w Gdyni.
Cytat:
Nie udało się go wyremontować do wybuchu wojny i we wrześniu 1939 r. został celowo zatopiony przy wejściu do gdyńskiego portu, skutecznie je blokując.

Już jako "Dirschau"
Cytat:
Statek, używany w żegludze bałtyckiej, zatonął na minie postawionej przez radziecki okręt podwodny Lembit. Koniec „Tczewa" nastąpił 2 grudnia 1942r. na północny zachód od Lipawy, kiedy statek płynął z Gdańska do Rygi.

Adamdownunder - Pią Gru 04, 2015 11:54 am

RPPC pocztówka M.A.F. Morskiej Agencji Fotograficznej Gdynia wysłana 10 sierpnia 1938 roku przedstawia Dworzec Morski w Gdyni ze statkiem SS „Pułaski”

Na dolnych oknach dworca litery w oknach tworzące napis „LINJA GDYNIA AMERYKA”

:arrow: Historia statku

:arrow: Historia dworca

Adamdownunder - Pią Gru 11, 2015 12:55 pm

Sam statek SS Pulaski Gdynia oraz napis na dolnych oknach dworca
Adamdownunder - Sro Gru 16, 2015 8:53 am

No i mam jeszcze jeden troszeczke krótszy napis na oknach Portu Morskiego w Gdyni, nie całkiem dokładnie widoczny na tej karcie pocztowej ze statkiem pasażerskim MS Piłsudski:


Dostojny Wieśniak - Pią Mar 18, 2016 1:28 am

ORP Orzeł, ORP Wilk w Gdyni, ORP Błyskawica gdzieś na morzach.
Może znane ale ja to pierwszy raz widzę, no to się dzielę.
Więcej zdjęć i źródło :arrow: Naduś sobie - WW 2 Radio

discus - Pon Lis 06, 2017 8:50 pm

Obrona portu 1939.
Adamdownunder - Sob Mar 24, 2018 10:52 am

Troszeczkę ciekawostka w temacie nie tylko morskim ale również troszeczkę artystycznym.

Oba polskie statki pasażerskie Piłsudski oraz Batory, posiadały własną drukarnię na swoim pokładzie.

Nie jestem pewny czy ten właśnie obiekt pochodzi z drukarni na Batorym, czy może był używan do innych celów na lądzie. Blok drukarski ma obecnie tylko pozostały głowny element więc trudno ocenić prawdziwy cel do jakiego był wykorzystywany.

Najprawdopodobniej drukowano z niego na papierze coś zwiazanego z urodzinami lub świetami.

WYMIARY:
[Szerokość]: 10.0 cm
[Wysokość]: 12.7 cm
[Gróbość plyty stalowej]: 0.4 cm
[Gróbość bloku drewnianego]: 2.0 cm

Jeśli ktoś wie coś więcej na temat przystosowania tej matrycy drukarskiej proszę o wiadomość. :heej:

Gargi1961 - Czw Maj 10, 2018 3:48 pm
Temat postu: Statek w Basenie Prezydenckim
Na kilku niemieckich widokówkach z czasów wojny, widać statek przycumowany do Nabrzeż Prezydenckiego. Czy ktoś z forumowiczów wie co to za jeden?
bsiaa - Sro Cze 05, 2019 7:59 am

Na pewnej stronie widziałam dawną Gdynię na zdjęciach.

Można było zauważyć między innymi ulicę Świętojańską, Kawiarnia Grand Cafe i wiele innych zdjęć z tamtego okresu. Fajnie jest zobaczyć przynajmniej na zdjęciach

Blitz45 - Pią Kwi 17, 2020 10:51 pm

Gdynia. Wraki „Schiewenhorst” (Świbno) i „Gneisenau”.
Zbych - Czw Maj 07, 2020 8:30 am

Kiedy się uczyłem zawodu w latach 1971-1974 w Warsztacie Ślusarsko-Tokarskim w Letniewie, pracowałem m.in. na tokarce firmy VDF zdjętej z pancernika pokazanego na powyższym zdjęciu.
Irx - Sob Maj 23, 2020 10:05 pm

Kilka zdjęć z Gdyni sprzed kilkudziesięciu lat
Irx - Sob Wrz 26, 2020 9:33 pm

Port Wojenny w Gdyni z lat chyba 50-tych
Irx - Pią Paź 02, 2020 9:26 am

Przystań rybacka na Oksywiu
seestrasse - Pią Paź 02, 2020 10:36 pm

:== :== :==
Dostojny Wieśniak - Pon Gru 07, 2020 11:33 pm

Jakiś czas temu trafiłem na FB na garść zdjęć ORP Błyskawica, Orła i Wilka. Wkleiłem je w tym miejscu. Po latach jakoś nie potrafię odnaleźć w materiale źródłowym tych zdjęć. Może nie tylko ja tak mam. No to na wszelki wypadek, bo u nas nic nie ginie, wrzucam niżej to co oni opublikowali. Źródło to samo. Na dobry początek ORP Błyskawica. CDN
Dostojny Wieśniak - Pon Gru 07, 2020 11:43 pm

ORP Błyskawica ciąg dalszy. CDN
Dostojny Wieśniak - Pon Gru 07, 2020 11:55 pm

Lecimy dalej. Ktoś, gdzieś pytał czy zamykamy to forum. A czemu? Jestesmy ciągle źródłem dość rzadkich materiałów. Gdzie jeszcze można spotkać załogę Błyskawicy? CDN.
Dostojny Wieśniak - Wto Gru 08, 2020 12:07 am

I na tym co niżej kończy się to, co udało mi się kiedyś zassać z sieci. W następnym rzucie ci do mieli mniej szczęścia.
Dostojny Wieśniak - Nie Gru 13, 2020 10:09 pm

Uzupełnienie wyżej zamieszczonych postów. Źródło jak wyżej. Dwa okręty Dywizjonu Okrętów Podwodnych Orzeł i Wilk. Podobnie jak wyżej opisywanie samych jednostek jak i ich historii mija sie z celem. W sieci i nie tylko, materiałów co nie miara. CDN
Dostojny Wieśniak - Nie Gru 13, 2020 10:12 pm

Ciąg dlaszy. CDN
Dostojny Wieśniak - Nie Gru 13, 2020 10:15 pm

Ciag dalszy.
Dostojny Wieśniak - Nie Gru 13, 2020 10:17 pm

I na tym koniec.
Romek52 - Sro Sie 11, 2021 10:56 am

Znalezione - Litery nr 7/1964

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group