Dawny Gdańsk

Na papierze, ekranie i w Mieście - Gazeta.pl pisze, że...

Corzano - Sro Lut 23, 2005 11:19 am
Temat postu: Gazeta.pl pisze, że...
http://serwisy.gazeta.pl/...13,2566071.html

Roman Daszczyński i Leszek Kostrzewski napisał/a:

Spalili figurę Eriki Steinbach

Gdański sąd przyznał wczoraj kamienicę w Sopocie niemieckiemu spadkobiercy właścicielki. Przegrani przedstawiciele Powiernictwa Polskiego spalili figurę Eriki Steinbach

Bruno Bigott odzyskał kamienicę swej babki Mathilde Bigott dwa lata temu. Dziesięć lokatorskich rodzin i Urząd Miasta w Sopocie wniosły przeciw Niemcowi sprawę do sądu w Gdańsku. Poparło ich Powiernictwo Polskie. Przedstawiciel Polaków - mec. Marek Kruminis-Łozowski. - przekonywał sąd, że kamienica powinna przejść na własność skarbu państwa jako mienie poniemieckie. Sędzia był innego zdania - Mathilde Bigott miała po wojnie obywatelstwo polskie.

Pod sądem pojawiło się wczoraj kilku młodzieńców z biało-czerwoną flagą i poseł Dorota Arciszewska z PiS - liderka Powiernictwa Polskiego. Młodzieńcy przynieśli tekturową podobiznę Eriki Steinbach w mundurze SS. Student Politechniki Gdańskiej, a zarazem szef biura Powiernictwa Polskiego Przemysław Jankowski podpalił wizerunek Niemki. Płomienie strawiły tylko część jednej stopy, bo naczelnik policji sądowej Piotr Szmigiero błyskawicznie rzucił się do gaszenia. Pozostali funkcjonariusze wylegitymowali Jankowskiego i poinformowali, że skierują do sądu grodzkiego wniosek o ukaranie go. - Podpalając tekturę, uczestnik manifestacji zaśmiecił ulicę, a porządek musi być - wyjaśnił Szmigiero.

Steinbach i Tusk w Zielonej Górze

Debatę pod hasłem "Polacy i Niemcy 2005: ile jesteśmy sobie winni?" organizuje w środę na Uniwersytecie Zielonogórskim "Gazeta Wyborcza". Udział zapowiedziała przewodnicząca Związku Wypędzonych Erica Steinbach, niemiecka publicystka Helga Hirsch i przewodniczący PO Donald Tusk.

Steinbach ma ujawnić, kiedy odbędą się i czego będą dotyczyć pierwsze wystawy kontrowersyjnego Centrum przeciw Wypędzeniom w Berlinie, które ma upamiętniać krzywdy Niemców wysiedlanych po wojnie z Polski, Czech i Węgier. Tusk przedstawi politykę Platformy (i prawdopodobnie przyszłego rządu) wobec stosunków obu narodów.

Podczas debaty będzie też mowa o roszczeniach majątkowych. Steinbach wielokrotnie odcinała się od Powiernictwa Pruskiego Rudiego Pawelki, które chce dochodzić zwrotu majątków niemieckich przed sądami w Polsce. Steinbach uważa, że to niemiecki rząd powinien załatwić ten problem wewnątrz kraju.


Roman Daszczyński napisał/a:

Trzymam kciuki za mieszkańców kamienicy przy ul. Haffnera 38. Tak jak tysiące sopockich rodzin wprowadzili się do poniemieckiego domu i w żaden sposób nie zasłużyli na kłopoty, które ich spotykają.

Powinni mieć prawo do odkupienia od gminy mieszkań, w których od dziesięcioleci żyją. I - tak jak inni - odkupiliby, gdyby nie to, że te mieszkania nie należą do gminy. Cały dom przyznano sądownie niemieckiemu spadkobiercy przedwojennej właścicielki, która była Niemką, ale w końcu okazała się Polką.

Nie wiem, kto tu zawinił. Może peerelowscy urzędnicy, którzy w nosie mieli prawo własności i nie zrobili porządku z księgą wieczystą domu? A może to rzeczywiście jakaś wyjątkowo pokręcona polsko-niemiecka historia i kamienica trafiła we właściwe ręce? Jedno wydaje mi się pewne: prezydent Sopotu powinien pomóc lokatorom z Haffnera 38, by doszli do porozumienia z niemieckim właścicielem. A gdyby to było niemożliwe, trzeba znaleźć dla nich nowe mieszkania.


Cytat:
Kto jest kim w sporze o kamienicę?

O co chodzi Dorocie Arciszewskiej-Mielewczyk? Czego chce Erika Steinbach?Co spotkało sopocką kamienicę po wojnie?

Poseł Dorota Arciszewska-Mielewczyk z PiS spór o kamienicę w Sopocie potraktowała jako część walki niemieckich środowisk ziomkowskich o odzyskanie przedwojennych nieruchomości utraconych wskutek wojny. Jej zdaniem "ubranie" podobizny Eriki Steinbach w mundur SS nie jest niczym złym. - Musimy głośno i dobitnie mówić, co o tym myślimy - mówi poseł Arciszewska. - Jak pies jest duży i głośno szczeka, to się go boją. Małego kundelka lekceważą. Lepiej, żeby się bali.

Erika Steinbach - liderka niemieckiego Związku Wypędzonych, organizacji skupiającej uciekinierów z ziem utraconych przez Niemcy wskutek wojny. Jeszcze w zeszłym roku głośno akcentowała konieczność wynagrodzenia strat materialnych obywatelom III Rzeszy, którzy zostawili swój majątek na Wschodzie. Obecnie obstaje przy budowie Centrum Pamięci Wypędzonych w Berlinie. Szczególnie w Polsce budzi to emocje jako próba zrównania postawienia sprawców wojny w roli ofiar. Steinbach urodziła się w czasie wojny w Rumi, jako córka oficera wojsk okupacyjnych.

Kamienica przy ul. Haffnera 38 budzi emocje od początku lat 90.Okazało się wówczas, że z niejasnych przyczyn dom nie został przejęty po wojnie przez państwo polskie jako mienie poniemieckie. Lokatorzy chcieli wykupić mieszkania, ale nie mieli od kogo - w dokumentach jako przedwojenna właścicielka wpisana była Mathilde Bigott. W Niemczech odnaleziono jej spadkobiercę, który wygrał proces o nieruchomość.

Corzano - Sro Lut 23, 2005 11:34 am
Temat postu: Dane osobowe na śmietniku
Raczej dla rozrywki:
http://miasta.gazeta.pl/t...12,2566626.html

Cytat:
"Herod baba, trochę prosta, choć na kelnerce się zna" - można przeczytać w imiennych ankietach, które wyrzucono do śmietnika po zakończeniu naboru w gdańskim pubie Soda&Friends.

Kilkadziesiąt listów CV ze zdjęciami, nazwiskami, adresami i telefonami oraz ankiety kandydatów na pracowników pubu znaleźli pracownicy PRSP w śmietniku przy ul. Stągiewnej w centrum Gdańska. Na dokumentach dopisano uwagi na temat niedoszłych kelnerów i barmanów, np.: "zielone szkła kontaktowe, brzydkie ręce", czy "Jezu! Nie nadaje się. Zimny, drętwy, mętny gość!".

Gdanszczanin - Sro Lut 23, 2005 8:21 pm

Te komentarze przypominają mi trochę komentarze na marginesach starego pamiętnika , który mam w domu. Ludzi pisali właścicielowi piękne wpisy a on na marginesie dawał do tego typu komentarze : " dobry przyjaciel gdy się ma pieniadze " , " szubrawiec, duren a moze idiota " albo "dobry chłopak , charakter żaden, kobiety go zgubią " :)
Grün - Sro Lut 23, 2005 9:48 pm

Przynajmniej szczerze :)
Corzano - Pon Mar 07, 2005 10:19 am

Fajnie wygląda to zestawienie w internetowej wersji Gazety.
Sabaoth - Pon Mar 07, 2005 10:37 am

Na Orunii kamer nie zainstaluja, za dlugo by nie powisialy :hihi:
Grün - Pon Mar 07, 2005 12:26 pm

Ciekawe... skoro można sobie wejść na Neptuna i urwać rzeźbę...
Corzano - Pon Mar 07, 2005 12:38 pm

Widocznie ten gość od Neptuna łapał się w tych 40% przestępczości, która jeszcze pozostała do zwalczenia. :mrgreen:
Marek Z - Pon Mar 07, 2005 1:11 pm

Cytat:
Ciekawe... skoro można sobie wejść na Neptuna i urwać rzeźbę...

Trzeba by było Neptunowi na głowie zamontować kamerę, bo z innych pewnie tego nie zauważyli.

Grün - Pon Mar 07, 2005 1:17 pm

albo samopał w trójzębie
danziger - Pon Mar 07, 2005 1:17 pm

Eee, co się martwicie - nasza kochana Policja będzie teraz z góry planowała przestepczość, więc jeśli się z nimi dogadać, to można przeforsować, żeby w ramach planu nie było zadnych przestępstw tudzież wykroczeń przeciwko fontannie Neptuna - i już. Jak ktoś koniecznie będzie chciał ją uszkodzić, to mu sie powie - sorry stary, ale plan żadnych zniszczeń fontanny nie przewiduje - nie da rady - do końca roku mozesz iść jeszce tylko okraść 2 staruszki, zrobic 5 włamań do mieszkań i 7 do samochodów, zgwałcic jedną osobę i zabić dwie - tyle jeszcze w planie zostało..........
parker - Pon Mar 07, 2005 1:48 pm

Grün napisał/a:
albo samopał w trójzębie


A przecież miały być te nowe kamerki zamontowane w widłach Neptuna, nie? :wink:

doraa - Pon Mar 07, 2005 11:53 pm

Eeeeeeee, w "widłach"??? Nie, one miały byc ścisle tajnie zadekowane pod ogonkowym przykryciem............ :hihi:
Grün - Pon Mar 07, 2005 11:55 pm

Doraa! Proszę przestać sprowadzać problem do jednego! :^^
Corzano - Czw Mar 24, 2005 7:47 am

http://miasta.gazeta.pl/t...12,2618298.html
Sebastian Łupak napisał/a:
Niemiecka artystka Anja Fussbach z Bremy odsłoniła w środę 23 marca w parku Schopenhauera na Oruni rzeźbę dwumetrowego zająca oklejonego zabawkami.

Niemka wykonała metalowego zająca w swojej bremeńskiej pracowni. Blachę kupiła na złomowisku samochodów. Sama ją cięła i spawała, a do Gdańska przywiozła volkswagenem busem. W oruńskim Dworku Artura zająca okleiły zabawkami dzieci biorące udział w warsztatach plastycznych.

- Codzienność jest nieco monotonna, a ja chcę ją podkręcić - mówi Fussbach.

Urodzona w 1965 roku w miejscowości Soltau, artystka rzeźbi z metalu od początku lat 90. Była już w Gdańsku 10 lat temu, kiedy to w Ratuszu Staromiejskim pokazała maszynę - miotacz płomieni. - Nie wszyscy byli wtedy zadowoleni - wspomina. - Starsi ludzie narzekali, że Niemka dokończy dzieła Sowietów z 1945 roku i spali ratusz.

Rzeźbę zająca odsłonięto w środę o godz. 17. Chwilę potem trzeba ją było schować w Dworku Artura.

- Przecież tu jest Orunia - powiedziała Ewa Ziółkowska, kierownik Dworku. - Miejscowi złomiarze mieliby zostawić w spokoju taką masę metalu?! Nie stałaby nawet jednej nocy!

Rzeczywiście, chwilę po ustawieniu rzeźby w parku już manipulował przy niej nietrzeźwy mężczyzna, obrywając zabawki.

- Arschloch! (Dupek!) - zaklęła projektantka rzeźby.

To już trzeci zając wykonany przez Niemkę. Pierwszy stoi w jej pracowni, drugi w szpitalu w Bremie.

- Dzieci w szpitalu zabierają sobie zabawki z zająca - mówiła wczoraj Anja. - Co pół roku muszę więc doklejać nowe. Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby dzieci z Oruni też odrywały zabawki. Ale nie pozwolę, żeby moją rzeźbę dewastowali dorośli alkoholicy.

Tymczasem cały czas jej dzieło zza drzewa obserwowała grupa mężczyzn z butelkami w rękach.

Kolorowy zając wyglądał w szarym parku surrealistycznie. - Dzieci nazwały go Pani Zającowa - powiedziała Fussbach.

Ewa Ziółkowska obiecuje, że kiedy w oruńskim parku pojawią się zabezpieczenia, rzeźba stanie na zewnątrz. Na razie można ją oglądać w Dworku (ul. Dworcowa 9).

Corzano - Czw Mar 24, 2005 7:53 am

http://miasta.gazeta.pl/t...12,2618297.html
osa napisał/a:
Kibice Arki Gdynia mają swoje piwo

Nie od dzisiaj wiadomo, że złocisty napój jest jednym z głównych atrybutów szanującego się kibica. Tę okoliczność wykorzystał browar Amber z Bielkówka.

Inicjatywa wyszła od samych kibiców. Wcześniej przeprowadzili oni ankietę, z której wynikało, że mimo wieloletniej współpracy klubu z browarem Amber, produkty tej firmy nie cieszyły się zbytnią popularnością wśród sympatyków Arki. W związku z tym kibice postanowili przekonać szefów browaru z Bielkówka do stworzenia specjalnego piwa, z którym będą mogli się identyfikować wszyscy kibice żółto-niebieskich.

Efektem negocjacji jest produkt o nazwie: Arka - oficjalne piwo Władców Północy. Piwo ma oryginalną recepturę, a zawartość alkoholu wynosi 6,2 proc. W sklepach woj. pomorskiego pojawi się tuż po świętach. Ma kosztować 2 zł (butelka) lub 2,80 zł (puszka).

Browar zadeklarował, że 5 gr od każdej sprzedanej butelki lub puszki piwa przekaże na działalność kibiców Arki, reprezentowanych przez stowarzyszenie Inicjatywa Arka.


I co na to lechiści? :wink:

Grün - Czw Mar 24, 2005 9:04 am

O! tego nam trzeba. Niemiecki zając odpowiada żywotnym potrzebom społeczeństwa :)
Sabaoth - Czw Mar 24, 2005 9:06 am

Cytat:
...Miejscowi złomiarze mieliby zostawić w spokoju taką masę metalu?! Nie stałaby nawet jednej nocy!

Rzeczywiście, chwilę po ustawieniu rzeźby w parku już manipulował przy niej nietrzeźwy mężczyzna, obrywając zabawki.

Calkowite oderwanie sztuki od szarej rzeczywistosci :hihi:

parker - Czw Mar 24, 2005 12:26 pm

To prawda, byłam tam wczoraj, ale nie odważyłam się podejść do tego zająca z cyfrówką, element czaił się dookoła :II
Mikołaj - Czw Mar 24, 2005 12:32 pm

Cóż za wzruszająca naiwność... :)
TOMB - Czw Mar 24, 2005 12:55 pm

PARKER! Następnym razem, kiedy będziesz chciała udać się gdzieś z "cyfrówką", to mi powiedz. Chętnie posłużę jako ochrona :wink:
parker - Czw Mar 24, 2005 1:07 pm

Ja z cyfrówką chodzę cały czas :)
Corzano - Czw Mar 24, 2005 1:16 pm

Jak można wyjść z domu bez aparatu? :wink:
seestrasse - Czw Mar 24, 2005 4:56 pm

Corzano napisał/a:
Jak można wyjść z domu bez aparatu? :wink:

tlenowego... :skolowany:

parker - Czw Mar 24, 2005 7:25 pm

Zając oruński i towarzyszący mu panowie - z bezpiecznej odległości :mrgreen:
Sabaoth - Czw Mar 24, 2005 7:26 pm

Długiego życia mu nie wróżę :hihi:
Mikołaj - Czw Mar 24, 2005 7:35 pm

Gdyby ją straż miejska zastała przy instalowaniu tego zajca, to dostałaby jak nic stówkę za zaśmiecanie miasta. :hihi:
Grün - Czw Mar 24, 2005 8:35 pm

Czy to jest sztuka z tego samego nurtu co współczesna architektura? :%
Sabaoth - Czw Mar 24, 2005 8:44 pm

Kropka w kropkę :hihi:
Mikołaj - Czw Mar 24, 2005 8:46 pm

Cytat:
Czy to jest sztuka z tego samego nurtu co współczesna architektura

"Kolorowy zając wyglądał w szarym parku surrealistycznie"
Wiesz, widzę pewne podobieństwa.

Mikołaj - Czw Mar 24, 2005 8:47 pm

To jest zajc na miarę naszych czasów i naszych możliwości!
Grün - Czw Mar 24, 2005 9:24 pm

Ja proponuję, żeby go okrzyknąć Pomnikiem Współczesnych Architektów Z Nielicznymi Wyjątkami :^^
parker - Czw Mar 24, 2005 9:28 pm

a co ma zając do architektów 8O
Grün - Czw Mar 24, 2005 9:37 pm

Formą, starannością wykonania i myślą przewodnią (a raczej jej brakiem) przypomina jako żywo tfurczość Twoich kolegów po fachu :^^
danziger - Czw Mar 24, 2005 11:07 pm

Grün napisał/a:
Formą, starannością wykonania i myślą przewodnią (a raczej jej brakiem) przypomina jako żywo tfurczość Twoich kolegów po fachu :^^

No nie wiem - mimo pewnych elementów wspólnych, zając, w przeciwieństwie do tfurczości architektów, słabo nawiązuje do otoczenia (czytaj: nic w nim się nie odbija).

parker - Czw Mar 24, 2005 11:42 pm

No to coś jeszcze do rozważań - też z Dworku Artura i dużo fajniejsze niż jakiś szwabski zając, w którym się nic nie odbija :wink:
danziger - Czw Mar 24, 2005 11:45 pm

wspaniałe, fascynujące, przepełnione dalekosiężną wizją.......

ale co to jest?

Sabaoth - Czw Mar 24, 2005 11:50 pm

No jak to co? Wielka wizja :hihi:
Mikołaj - Czw Mar 24, 2005 11:54 pm

To uwaga parker do wszytskich nas - że niby obrastamy w piórka. :hihi:
Grün - Pią Mar 25, 2005 12:18 am

To wygląda trochę jak trzy awatary Danzigera po przejściach :%
seestrasse - Pią Mar 25, 2005 12:49 am

rany, a mnie serio wydaje się, że łatwiej skrytykować pałac niż wybudować klozet
biedny zajączek :hihi:

Mikołaj - Pią Mar 25, 2005 1:09 am

chyba pajac :hihi:
seestrasse - Pią Mar 25, 2005 1:11 am

zajac :haha:
Corzano - Pią Mar 25, 2005 7:15 am

A mi się ta zajęcza inicjatywa podoba i chciałbym, by było więcej podobnych. Coś się przynajmniej dzieje, jest pretekst do dyskusji. Gdy takich przedsięwzięć będzie więcej jest szansa, że powstanie coś bardziej ambitnego (choć nie podejmuję się publicznej oceny samego zająca).
Corzano - Pią Mar 25, 2005 8:00 am

http://miasta.gazeta.pl/t...12,2620320.html

Cytat:
Biało-zielony zając zawitał na Orunię

Przedstawiciele Lechii Gdańsk odwiedzili w czwartek 24 marca dzieci w Domu Dziecka na Oruni.

Trener Marcin Kaczmarek oraz piłkarze Robert Sierpiński, Marcin Szulik, Sławomir Wojciechowski i Paweł Żuk przynieśli ze sobą słodycze, pamiątki klubowe, przybory szkolne, bilety do Aquaparku oraz komplet sprzętu do gry w piłkę nożną.

Dom Dziecka ma swoją własną drużynę, która już kilka razy towarzysko grała z młodymi piłkarzami Lechii. Świąteczne upominki dla podopiecznych Domu Dziecka ufundowali działacze klubu, kibice oraz zaprzyjaźnieni z Lechią sponsorzy.


Brawo DarioB! Nie wymienili Cię w artykule, ale i tak wiemy, że maczałeś w tym palce. :)

Corzano - Sro Mar 30, 2005 6:59 am

http://serwisy.gazeta.pl/...13,2626396.html
Izabela Jopkiewicz napisał/a:
Współpracownik Mengele uchonorowany przez Politechnikę Gdańską

Uczelnia nadała w 1994 r. doktorat honoris causa niemieckiemu nobliście, który okazał się współpracownikiem doktora Josefa Mengele, zbrodniczego lekarza z Auschwitz

W ubiegłym tygodniu tygodnik "Der Spiegel" ujawnił, że zespół biologa-noblisty prof. Adolfa Butenandta prowadził badania na ludzkich tkankach, które prawdopodobnie dostarczał z Auschwitz Anioł Śmierci.

Butenandt został uhonorowany w 1994 r. doktoratem h.c. Politechniki Gdańskiej m.in. dlatego, że przed wojną mieszkał i wykładał w Wolnym Mieście. W wieku 30 lat był już profesorem zwyczajnym i kierownikiem Katedry Chemii Organicznej tutejszej Politechniki.

W Gdańsku zaczynał badania nad hormonami ludzkimi, które w 1939 r. przyniosły mu Nobla za wyodrębnienie i syntezę hormonów steroidowych.

W 1994 r. doktorat h.c. odebrał za niego na Politechnice inny niemiecki naukowiec - prof. Hans F. Zacher. 91-letni Butenandt był już wtedy ciężko chory. Zmarł trzy miesiące później.

W trakcie gdańskiej uroczystości prof. Zacher zwrócił się do rektora i Senatu: - Pan Butenandt cieszy się z tego tytułu, bo przypomina mu on szczęśliwe lata, które spędził tu z rodziną i gronem współpracowników (...). Historia gdańskiej uczelni jest spleciona z polityczną historią Gdańska, Polski i Niemiec. (...) To wszystko jest częścią trudnej, pełnej katastrof historii, która mocno obciążyła stosunki między polskim i niemieckim narodem - stwierdził dyplomatycznie prof. Zacher.

Nie wspomniał, że honorowany właśnie prof. Butenandt był od 1936 r. członkiem NSDAP, a jego badania miały służyć zwycięstwu Rzeszy.

Przesyłki z Auschwitz

Rozpoczęte przed wojną w Gdańsku prace noblista kontynuował w berlińskim Instytucie, obecnie noszącym imię Maksa Plancka. Pracował m.in. nad środkami wspomagającymi organizmy żołnierzy w ekstremalnych warunkach klimatycznych. Do eksperymentów potrzebował ludzkich tkanek.

Niemieccy historycy z komisji, którą w 2000 r. powołano do zbadania wojennej przeszłości naukowców z Instytutu Maksa Plancka, odkryli, że tkanki najprawdopodobniej dostarczał prof. Butenandtowi jego znajomy i współpracownik - dr Josef Mengele.

Mengele pobierał wysyłane do Berlina organy, wycinając je - często bez znieczulenia - więźniom Auschwitz, w tym dzieciom, które później osobiście zabijał.

Dwa tygodnie temu członkowie komisji ogłosili na konferencji prasowej w Berlinie, że noblista miał świadomość, skąd i od kogo pochodzą tkanki, na których eksperymentował.

- Dowodem na to jest fakt, że będąc prezesem Instytutu, do końca życia bronił historykom dostępu do archiwów - mówi Mathias Schulz, dziennikarz tygodnika "Der Spiegel", który w zeszłym tygodniu opublikował sensacyjny raport o wojennej przeszłości noblisty i jego związkach z Josefem Mengele.

To właśnie niezgoda Butenandta na otwarcie archiwów sprawiła, że dopiero po jego śmierci niemieccy historycy dokopali się do dokumentów świadczących o współpracy profesora ze zbrodniarzem z Auschwitz.

- Istnieją nawet podejrzenia, że za prezesury Butenandta archiwa były świadomie niszczone - mówi Schulz. - Zachowały się np. pochodzące z 1942 r. pisemne prośby asystentów profesora, aby pozwolił im on eksperymentować na ludzkich wątrobach. Nie zachowały się natomiast odpowiedzi noblisty. Zdaniem historyków z komisji z jednostronnej korespondencji wynika, że profesor odpowiadał na te prośby pozytywnie. Ktoś jednak usunął jego listy z archiwum.

Senator Wittbrodt: wcześniej wątpliwości nie było

Władze Politechniki Gdańskiej nie chcą komentować sprawy. Oficjalny komunikat ma być wydany w przyszłym tygodniu.

Jak nam powiedziała rzeczniczka uczelni Beata Orzażewska, rektor chce się najpierw zapoznać ze wszystkimi tekstami na ten temat.

Poza "Spieglem" o niechlubnej przeszłości noblisty pisały włoskie dzienniki "Corriere della Sera" i "La Repubblica". Wczoraj tekst o Butenandcie i Ottmarze von Verschuerze, innym niemieckim naukowcu, współpracowniku doktora Mengele, opublikował też "Nasz Dziennik".

Wczoraj zgodził się skomentować sytuację były rektor, senator Edmund Wittbrodt, który kierował uczelnią w czasie, gdy ta przyznała Niemcowi honorowy doktorat.

- Doniesienia o kontrowersjach wokół postaci prof. Butenandta to sprawa ostatnich lat - stwierdza prof. Wittbrodt. - Doktorat przyznany został za osiągnięcia Butenandta z początku lat 30.

Sabaoth - Sro Mar 30, 2005 7:02 am

Już to wrzuciłem Zamieszanie wokół Butenandta
Corzano - Sro Mar 30, 2005 7:03 am

30 sekund wcześniej. :%
Corzano - Sro Mar 30, 2005 7:05 am

http://miasta.gazeta.pl/t...12,2626078.html
Cytat:
Dotąd nie udało się rozwiązać problemu nowego połączenia lotniczego Katowice - Gdańsk - Sztokholm. Samolot lata, ale nie zabiera pasażerów, którzy chcą lecieć tylko między polskimi miastami.

Samoloty Wizz Air zgodnie z zapowiedziami latają od wtorku, ale po decyzji Straży Granicznej nie mogą korzystać z nich pasażerowie, którzy chcą lecieć tylko z Gdańska do Katowic lub odwrotnie.

- Przepisy nie pozwalają na to, by na pokładzie jednego samolotu znajdowali się pasażerowie lotu krajowego i międzynarodowego. To nie jest widzimisię strażników. W przypadku lotu krajowego nie ma kontroli celnej, swobodnie możemy zabrać do samolotu np. zabytkowy obraz. Bez odpowiednich pozwoleń takiego dzieła nie wywieziemy natomiast za granicę. W przypadku lotów w komunikacji mieszanej moglibyśmy stracić kontrolę nad takim bagażem - tłumaczy komandor Marek Ilnicki, zastępca komendanta Morskiego Oddziału Straży Granicznej.

We wtorek w Katowicach przedstawiciele przewoźnika, firmy Wizz Air, spotkali się z przedstawicielami policji i Straży Granicznej. Rozmawiali o tym, co zrobić, żeby z uruchomionego połączenia mogli korzystać również pasażerowie chcący latać tylko między Gdańskiem a Katowicami. Bez rezultatu. Kolejne spotkanie ma odbyć się w czwartek.

- Rozwiązanie jest proste. Wystarczy, żeby wszyscy, którzy wsiadają np. w Katowicach, przechodzili odprawę jak przy locie do Sztokholmu - podpowiada Włodzimierz Machczyński, prezes Portu Lotniczego Gdańsk.

By odprawa była wspólna, Straż Graniczna dodatkowo musi się porozumieć się z policją, bo jedni obsługują ruch międzynarodowy, a drudzy - krajowy. - Zaproponowano nam pojawienie się na kolejnym spotkaniu. Pojedziemy, choć uważam, że problem powinien zostać rozwiązany na szczeblu MSWiA. Przecież policja i Straż Graniczna to służby jednego resortu - twierdzi Machczyński.

W sprawę włączyli się także politycy. Wyjaśnień od komendanta głównego Straży Granicznej zażądali gdańscy politycy Prawa i Sprawiedliwości.


To mi się w głowie nie mieści. Dla mnie jest to kolejny przejaw urzędniczej dyktatury rodem z komuny.

Sabaoth - Sro Mar 30, 2005 7:21 am

Cytat:
Dla mnie jest to kolejny przejaw urzędniczej dyktatury rodem z komuny.

Całkowicie się z Tobą zgadzam. Podróżuję pomiędzy Szwecją a Polska kilka razy w roku (najczęściej promami) i widzę zasadnicze różnice w podejściu do klienta / petenta pomiędzy szwedzkimi pracownikami / urzędnikami a polskimi. Po stronie polskiej króluje, z drobnymi wyjątkami, chamstwo i cwaniactwo.

A z tym lotem Katowice - Gdańsk - Skavsta to zupełnie jak z "unijnym" zakazem sprzedaży nieakcyzowanych papierosów na polskich wodach terytorialnych. Pomysł wyszedł od polskich służb celnych i z Unią nie ma nic wspólnego :evil:


P.S. Nie 30 sekund a 1 minuta :^^

Marcin - Czw Mar 31, 2005 9:16 pm

Sabaoth, nie polatasz sobie... :II
Bez połączenia ze Sztokholmem

Sabaoth - Czw Mar 31, 2005 9:18 pm

A dlaczego nie? Nie, bo nie! I wszystko jasne. :II Chociaż z drugiej strony to ja wolę przyjechać samochodem.
Zoppoter - Pią Kwi 01, 2005 7:30 am

Sabaoth napisał/a:
A z tym lotem Katowice - Gdańsk - Skavsta to zupełnie jak z "unijnym" zakazem sprzedaży nieakcyzowanych papierosów na polskich wodach terytorialnych. Pomysł wyszedł od polskich służb celnych i z Unią nie ma nic wspólnego :evil:


Nawet nie to. To bezmyslność polskiego parlamentu. Parlament tworząc w listopadzie 2003 roku ustawe o zabytkach zawarł w niej zakaz wywozu zabytków za granicę RP. Oczywiście nie wzieli pod uwagę, że pół roku później pojecie granicy RP przestanie być tożsame z pojęciem granicy celnej. Ci więcej za zabytek uznaje owa ustawa każdy przedmiot który ma więcej niż 25 lat. Już tu kiedys o tym pisałem, ze nie mam prawa wyjechać do innego kraju w UE swoją Simcą...

Sabaoth - Pią Kwi 01, 2005 8:01 am

Ja bym poszedł jeszcze dalej. Ty też masz ponad 25 lat, więc nikt nie może Cię wywieźć za granicę. Ciekawe kiedy zauważy to straż graniczna :hihi:
parker - Pią Kwi 01, 2005 8:03 am

A ja nie mam ponad, możecie mnie gdzieś wywieźć :wink:
Corzano - Pią Kwi 01, 2005 8:20 am

Żadna kobieta nie ma więcej niż 25 lat. :P
Marcin - Pią Kwi 01, 2005 8:40 am

Cytat:
A ja nie mam ponad,

Taa... :D Prima Aprilis. :wink: :hihi:

Corzano - Czw Kwi 07, 2005 7:08 am

Cytat:
Radni Gdańska żegnają Ojca Świętego

- Ja, Paweł Adamowicz, będę się starał realizować w życiu publicznym Twe nauki - zadeklarował wczoraj podczas nadzwyczajnej sesji Rady Miasta prezydent Gdańska, zwracając się do Jana Pawła II

Takiej sesji w historii gdańskiej rady jeszcze nie było. Samorządowcy ubrani w galowe stroje, siedząc w sali Ratusza Głównomiejskiego, w skupieniu i zadumie żegnali Ojca Świętego. "My, mieszkańcy Wybrzeża, radni miasta Gdańska, zapewniamy Cię, Drogi Ojcze, że na zawsze zachowamy głęboko w sercu twoją Osobę i Słowa" - napisano w przemowie, którą odczytał Jerzy Kiszkis, aktor teatru Wybrzeże. Na nadzwyczajną sesję przybyli konsulowie przebywający w Gdańsku, komendanci służb mundurowych, władze województwa oraz arcybiskup Tadeusz Gocłowski, który poprowadził modlitwę w intencji Jana Pawła II. Po niej wszyscy zapalili świece. O podniosły nastrój zadbała Capella Gedanensis, która zagrała m.in. "Psałterz" autorstwa gdańskiego artysty Henryka Hubertusa Jabłońskiego. Tego utworu kardynał Karol Wojtyła słuchał jako juror festiwalu pieśni religijnej w Przemyślu w 1975 roku.

Źródło: http://miasta.gazeta.pl/t...12,2642097.html

Ciekawi mnie co PA miał na myśli wypowiadając ww. słowa. :hmmm: Czy to oznacza, że wcześniej się do tych nauk nie stosował?
Zastanawiam się też jak nasze władze będą chciały uczcić papieża, bo pomniki są, krzyże są, ulica jest. Ciekawe co wymyślą, bo przwiduję, że wymyślą.

Grün - Czw Kwi 07, 2005 7:51 am

A ciekawe jakby tak sprawdzić, czy którykolwiek przeczytał choćby jedną encyklikę... To tak w nawiązaniu do "zachowywania w sercach Słowa"
Corzano - Czw Kwi 07, 2005 7:54 am

Może chodziło o słowa padające w takich i tym podobnych sytuacjach. :mrgreen:
Sabaoth - Czw Kwi 07, 2005 8:04 am

Cytat:
Ja, Paweł Adamowicz, będę się starał realizować w życiu publicznym Twe nauki - zadeklarował wczoraj podczas nadzwyczajnej sesji Rady Miasta prezydent Gdańska, zwracając się do Jana Pawła II

Czy to znaczy, ze bedzie od dzisiaj przestrzegal wszystkich przykazan czy dalej tylko wybranych :^^

Grün - Czw Kwi 07, 2005 8:30 am

A niektórych z pominięciem "nie" :%
Marcin - Sro Kwi 13, 2005 10:01 am

Dobre efekty pracy policyjnych patroli

Gazeta Wyborcza napisał/a:
Mężczyzna stanął przy budynku Katowni, od strony ul. Bogusławskiego, i zaczął zraszać zabytkowy mur. Policyjny patrol ruszył w stronę delikwenta, aby wlepić mu mandat. Mężczyzna rzucił się do ucieczki.

Piękne określenie - "zaczął zraszać". :mrgreen: A za zraszanie Katowni to proponowałbym odcięcie zraszarki przez wykwalifikowanego kata lub kacicy (najlepiej w uniformie SM). :^^

Corzano - Sro Kwi 13, 2005 10:05 am

Latem na jarmarku widziałem takie urządzenia do zraszania w formie miotającego się we wszystkie strony kwiatka. Czy to zraszanie wyglądało podobnie?
Marcin - Sro Kwi 13, 2005 10:06 am

To takie kwiatki... :haha:
seestrasse - Sro Kwi 13, 2005 12:38 pm

Corzano napisał/a:
Latem na jarmarku widziałem takie urządzenia do zraszania w formie mitającego się we wszystkie strony kwiatka. Czy to zraszanie wyglądało podobnie?

dyskusja o rozmiarach toczy się w innym wątku! :rulez:

Grün - Sro Kwi 13, 2005 12:42 pm

Jeśli gość miał chorobę św. Wita, to efekty zraszania mogły wyglądać podobnie :^^
Corzano - Czw Kwi 14, 2005 10:55 am

http://miasta.gazeta.pl/t...12,2652944.html

Cytat:
Ostatnia kropka nad i w sprawie budowy autostrady A1 została postawiona. W środę 13 kwietnia Europejski Bank Inwestycyjny zdecydował o przyznaniu kredytu, bez którego inwestycja nie mogłaby ruszyć.

Chodzi o rozpoczęcie budowy pierwszego 90-kilometrowego odcinka autostrady A1 z Gdańska do Nowych Marz. Decyzję o przyznaniu kredytu podjął 13 kwietnia zarząd i rada Europejskiego Banku Inwestycyjnego.

- Długo na to czekaliśmy. Kredyt pozwoli zacząć tę inwestycję już 4 maja, tak jak planowaliśmy. Koparki i buldożery zaczną w okolicach węzła Rusocin koło Tczewa. Ruszą w dwóch kierunkach: Gdańsk i Nowe Marzy - powiedział "Gazecie" Jan Ryszard Kurylczyk, wiceminister infrastruktury.

Firma Gdańsk Transport Company ma koncesję na 152 kilometry A1 z Gdańska do Torunia. Umowę na budowę pierwszych 90 kilometrów podpisała z polskim rządem pod koniec sierpnia ub.r. Wynika z niej, że koszt budowy jednego kilometra to 5,6 mln euro. 90-kilometrów powinno więc kosztować 504 mln euro. Jeszcze w lutym br. 140 mln euro zdecydował się pożyczyć Nordycki Bank Inwestycyjny. 500 mln euro ma dać EBI. Suma tych kredytów nie zgadza się z kosztami budowy autostrady wynikającymi z umowy koncesyjnej. Minister Kurylczyk nie chciał nam wczoraj wyjaśnić, dlaczego tak jest. Odesłał nas do GTC.

- Wszystko wytłumaczymy 4 maja podczas konferencji inaugurującej budowę autostrady. Musimy to zrobić, bo jest wokół tego coraz więcej nieporozumień - mówi Tomasz Szymczak, rzecznik projektu autostrady A1.

Najprawdopodobniej chodzi o to, że kredyty przyznane przez oba banki sfinansują nie tylko pierwszy odcinek autostrady, ale jej całość do Torunia. Nieoficjalnie wiadomo, że kredyt ma zostać udzielony na 30 lat i dopiero po 10 latach GTC będzie musiało rozpocząć jego spłatę. Z czego? Przede wszystkim z opłat pobieranych za przejazd autostradą oraz z funduszy przekazywanych przez Krajowy Fundusz Drogowy zasilany opłatami zawartymi w cenie paliwa. O wysokości opłat za przejazd autostradą A1 będzie decydował rząd.

Pierwszy odcinek A1 ma zostać oddany do użytku na przełomie 2007 i 2008 r.

- Za miesiąc podpiszemy umowę koncesyjną na odcinek A1 do Torunia - zapowiada Kurylczyk. - Ten ma być gotowy w 2009 lub 2010 roku.

Grün - Czw Kwi 14, 2005 11:03 am

Ostatnia kropka nad i to będzie jak autostradą przejedzie pierwszy samochód. Do tego czasu, znając możliwości organizacyjne Słowian, nic nie jest pewne.
parker - Czw Kwi 14, 2005 11:16 am

Ale że coś się dzieje, to prawda - Skanska robi nalot na mieszkania i domy do wynajęcia :wink:
Zoppoter - Czw Kwi 14, 2005 11:29 am

Grün napisał/a:
Ostatnia kropka nad i to będzie jak autostradą przejedzie pierwszy samochód. Do tego czasu, znając możliwości organizacyjne Słowian, nic nie jest pewne.


Pierwszy samochód? Ja bym raczej powiedział pierwsze dziesięć tysiecy samochodów. Po pierwszym samochodzie (oczywiście jakiegoś dygnitarza, najlepiej w jakieś święto narodowe) autostrada zostanie zamknięta i rusza dalsze prace przy jej budowie...

Sabaoth - Czw Kwi 14, 2005 11:42 am

Cytat:
Po pierwszym samochodzie (oczywiście jakiegoś dygnitarza, najlepiej w jakieś święto narodowe) autostrada zostanie zamknięta i rusza dalsze prace przy jej budowie...

Ja nie jestem takim pesymista. To nie beda dalsze prace przy budowie autostrady, to beda naprawy gwarancyjne :^^

Zoppoter - Czw Kwi 14, 2005 11:53 am

Sabaoth napisał/a:
Cytat:
Po pierwszym samochodzie (oczywiście jakiegoś dygnitarza, najlepiej w jakieś święto narodowe) autostrada zostanie zamknięta i rusza dalsze prace przy jej budowie...

Ja nie jestem takim pesymista. To nie beda dalsze prace przy budowie autostrady, to beda naprawy gwarancyjne :^^


To kwestia nomenklatury...

Corzano - Sro Maj 11, 2005 6:40 am

http://miasta.gazeta.pl/t...12,2700505.html
Cytat:
Dobra wiadomość dla miłośników rowerów z Uniwersytetu Gdańskiego: uczelnia ustawia przed wszystkimi budynkami kampusu w Oliwie stojaki do parkowania jednośladów. To pierwsza trójmiejska instytucja, która w tej skali zatroszczyła się o spokój rowerzystów.

Tydzień temu pisaliśmy o intensywnej rozbudowie sieci ścieżek rowerowych w Trójmieście. Jedyne, czego rowerzystom brakuje do pełni szczęścia, to miejsca, gdzie mogliby bezpiecznie zostawiać swoje pojazdy. W tej samej sytuacji byli studenci Uniwersytetu Gdańskiego.

- Ścieżki to za mało, przecież nie można brać roweru na zajęcia - tłumaczy Michał Jamroż z III roku prawa.

Ale ten stan rzeczy się zmienia, a dobry przykład dał Kulturalny Kolektyw Uniwersytetu Gdańskiego, działający przy Akademickim Centrum Kultury UG. Kolektyw zainstalował właśnie na terenie kampusu Uniwersytetu Gdańskiego przy ulicach Wita Stwosza i Bażyńskiego pierwszą partię profesjonalnych i bezpiecznych stojaków rowerowych.

Przy realizacji projektu studentom pomogła organizacja zaprawiona w bojach o infrastrukturę rowerową na Pomorzu - Gdańska Kampania Rowerowa. Stojaki pojawiły się przed budynkami rektoratu, Wydziału Prawa i Administracji, Wydziału Matematyki, Fizyki i Informatyki, Wydziału Filologiczno-Historycznego, hotelu asystenckiego oraz na terenie akademików.

Rezultaty akcji są widoczne jak na dłoni: stojaki od razu wypełniły się rowerami, które do tej pory mocowano do barierek przy podjazdach dla niepełnosprawnych. Koszt inwestycji to 8 tys. zł, pieniądze przekazały kolektywowi władze UG. Zgodnie z obietnicą władz uniwersyteckich do końca roku podobne stojaki powinny stanąć przed pozostałymi budynkami akademickimi. Gdański ZDiZ zapewnia, że załatwianie formalności przy realizacji takich obiektów w mieście będzie traktowane priorytetowo.



Tak właśnie wyglądają dobre stojaki na rowery.

knovak - Sro Maj 11, 2005 8:05 am

Miła inicjatywa, ciekawe czy ochrona będzie choć raz na jakiś czas zerkać na te stojaki - średnia utraconych rowerów spod uniwerka wynosi bodaj 2 na miesiąc. Był czas zresztą że rowery były z uniwerka pędzone, panie w pustej szatni broniły wejścia do "humanki" czy "matfizu" jak Rejtan...
Corzano - Sro Maj 11, 2005 8:07 am

knovak napisał/a:
Miła inicjatywa, ciekawe czy ochrona będzie choć raz na jakiś czas zerkać na te stojaki - średnia utraconych rowerów spod uniwerka wynosi bodaj 2 na miesiąc.

Ja traktuję to jako kolejny krok w długiej drodze do normalności.

danziger - Pon Maj 30, 2005 4:06 pm

Janek Mela domaga się pieniędzy od Energi
Cytat:
24 lipca 2002 roku Janek Mela miał wypadek, z którego ledwo uszedł z życiem. Z kolegą schowali się przed deszczem w otwartym budynku transformatora w pobliżu placu zabaw w Malborku. Janka poraził prąd o napięciu 15 tys. wolt. Amputowano mu część prawego przedramienia i lewego podudzia.

Właścicielem transformatora były Elbląskie Zakłady Energetyczne SA (od niedawna włączone są do Koncernu Energetycznego Energa SA w Gdańsku). Rodzice Janka nie mają wątpliwości, że to spółka ponosi odpowiedzialność za wypadek.
- Właściciel urządzenia stwarzającego takie zagrożenie zobowiązany jest do skutecznego zabezpieczenia go i oznakowania - mówi matka powoda, Urszula Szczerbińska-Mela. - Tymczasem budynek malborskiego transformatora nie był zamknięty na kłódkę, a znak ostrzegający przed zagrożeniem porażenia prądem był mało widoczny.

Gdy prokuratura umorzyła śledztwo przeciwko EZE, Melowie wnieśli do sądu sprawę z powództwa cywilnego. W pozwie Janek Mela domaga się od koncernu zapłaty 250 tys. zł tytułem zadośćuczynienia, 150 tys. zł na leczenie oraz zasądzenia comiesięcznej renty w wysokości 1,7 tys. zł.

Reprezentująca Energę mecenas Alicja Hatta powiedziała "Gazecie", że jej klient nie czuje się winnym i nie zamierza płacić. - Biegły z zakresu energetyki stwierdził, że winę za wypadek ponosi dziecko, bo gdyby nie dotknęło urządzenia energetycznego nie doszłoby do porażenia prądem. Samo wejście do otwartego budynku transformatora nie spowodowałoby żadnych obrażeń.

Pasem na d... powinien dostać za włamywanie się do transformatora. Domaganie się pieniędzy od Energi to po prostu bezczelność.

Sabaoth - Pon Maj 30, 2005 4:16 pm

A w Stanach ludzie sądzą się z Macdonaldem że za bardzo utyli od jedzenia, albo że na kubku z gorącą kawą nie było ostrzeżenia "Uwaga gorąca kawa". Kiedyś nawet jakaś restauracja przegrała proces jak klient nie chcąc płacić rachunku i uciekając przez okno pokaleczył sie rozbitym szkłem. Restauracja przegrała, bo nie było w toalecie ostrzeżenia, że wychodzenie przez okno może spowodować obrażenia. Cóż, co kraj to obyczaj :^^
Corzano - Czw Cze 02, 2005 6:55 am

Sławomir Sowula napisał/a:
Budowa hali widowiskowo-sportowej w Gdyni została wstrzymana. Błąd popełniło biuro przygotowujące projekt.

Prace zostały wstrzymane, gdy wykonawca poinformował finansującą budowę gminę o błędzie w obliczeniach konstrukcyjnych. - Okazało się, że błąd popełnił jeden z architektów zatrudnionych przez głównego twórcę projektu. Źle użył programu komputerowego do wyliczeń stateczności obiektu. Mamy jego oświadczenie, w którym się do tego przyznaje - mówi Marek Stępa, wiceprezydent Gdyni.

Pomyłkę - która mógłby doprowadzić do zawalenia się konstrukcji - można naprawić.

- Trzeba jednak wzmocnić jeden z elementów stalą zbrojeniową. Na szczęście nie zaczęto go jeszcze wykonywać - zapewnia Stępa.

Przeróbki mają kosztować dodatkowe 0,5 mln złotych. Pieniądze nie są problemem. Jednak, żeby wykonać nadprogramowe prace i nie stracić zbyt dużo czasu, potrzebna jest zgoda Urzędu Zamówień Publicznych, by ominąć skomplikowaną procedurę przetargową.

- Nie wiem, kiedy ją dostaniemy - mówi Stępa. - Mam jednak nadzieję, że skończymy halę późną wiosną przyszłego roku.

Projekt hali z fasadą przypominającą skorupę żółwia przygotował francuski architekt Antoine Bernier. Podwykonawstwo zlecił polskiej spółce ATI z Warszawy. Jej przedstawiciel tłumaczy, że ich projekt został zaakceptowany przez gminę.

- Zastanawiamy się nad sposobem odzyskania od architekta straconych pieniędzy - mówi Stępa.

Gdyńska hala pomieści 4 tys. widzów. Obok niej powstanie parking na 500 samochodów. Inwestycja ma kosztować 45 mln zł. 13 mln zł dało gminie na budowę Ministerstwo Edukacji Narodowej.


Zastanawiają się, jak odzyskać kasę. Dla mnie jest to dowcip miesiąca. :haha:
Do tej pory byłem przekonany, że najlepszymi dowcipnisiami są urzędnicy z Gdańska.

Sabaoth - Czw Cze 02, 2005 8:01 am

Cytat:
Do tej pory byłem przekonany, że najlepszymi dowcipnisiami są urzędnicy z Gdańska.

Widac Gdynia uczy sie od Gdanska :hihi:

rispetto - Czw Cze 02, 2005 8:15 am

Sabaoth napisał/a:
Cytat:
Do tej pory byłem przekonany, że najlepszymi dowcipnisiami są urzędnicy z Gdańska.

Widac Gdynia uczy sie od Gdanska :hihi:

Nie smiejscie się, bo gdyby to był polski architekt, to można mu wytoczyć proces o odszkodowanie i ma się wygraną w kieszeni. Nie wiem, jak to jest jeśli architekt jest z kraju unijnego. No i podstawa - w projekcie musi być wzmianka, że projekt spełnia wszelkie normy bezpieczeństwa itepe.

Grün - Pon Cze 13, 2005 7:35 am

Tadeusz Bolduan nie żyje :II
danziger - Wto Cze 14, 2005 2:57 pm

Dzisiaj do "Wybiórczej dodawają "Przewodnik po Polsce, część 1 - Wybrzeże, Kaszuby Żuławy Wiślane".
Nie jest to nic, na co warto wydać pieniądze (więc dobrze, że za darmo dodają :hihi: ) ale ciekawi mnie koncepcja "przewodnika po Polsce", który opisuje m. in. Kaliningrad i Bornholm :hihi:

Grün - Wto Cze 14, 2005 3:59 pm

A Dzikie Pola też? :%
Grün - Sob Cze 25, 2005 9:22 am
Temat postu: W gdańskim zoo jest bardzo wesoo.
Osły zamieszkały razem
Cytat:
W oliwskim zoo wielka radość. Mieszkające tam od przeszło ośmiu miesięcy osły somalijskie w końcu się dogadały. Trzy samce dotychczas mieszkały na osobnych wybiegach, ale wczorajszą noc spędziły już razem

Samce? I to trzy? Tak nowocześnie to nawet w Holandii nie jest :%

parker - Sob Cze 25, 2005 9:46 am

Jak nie jak tak :)
Ale jak zamieszczą zdjęcia, to do zwierzaków z nimi!

Sabaoth - Sob Cze 25, 2005 10:13 am

Zaraz LPR oprotestuje oliwskie ZOO :^^
Corzano - Sob Cze 25, 2005 11:16 am

parker napisał/a:
Ale jak zamieszczą zdjęcia, to do zwierzaków z nimi!

Zdjęca są w wersji papierowej.

Grün - Sob Cze 25, 2005 12:41 pm

Z tej nocy? 8O :hihi:
Corzano - Pon Cze 27, 2005 7:36 am

Maciej Sandecki napisał/a:
Po zmroku picie w kurorcie kosztuje

Skończyło się swobodne, wieczorne picie alkoholu na sopockich plażach. Teraz można to robić tylko w lokalach. Poza nimi grozi kara - 100 złotych

Zakaz picia alkoholu na plaży w Sopocie obowiązuje od godziny 18 do 9 rano. Uchwałę wprowadzającą zakaz przyjęli właśnie sopoccy radni. Sopot był do tej pory jednym z nielicznych nadmorskich kurortów, który nie wprowadził takiego ograniczenia - w Gdańsku i Gdyni przyjęto je już kilka lat temu. Na plażach należących do tych miast zakaz picia alkoholu obowiązuje także w ciągu dnia. Ograniczenie spożywania alkoholu na plażach samorządy wprowadzają specjalną uchwałą, ponieważ Ustawa o wychowaniu w trzeźwości nie wymieniła plaż jako miejsc, gdzie taki zakaz obowiązuje. Mowa jest jedynie o parkach i ulicach. - Zakaz wprowadzono głównie z myślą o bezpieczeństwie kuracjuszy - wyjaśnia Paweł Orłowski, rzecznik prasowy sopockiego magistratu. - Mnóstwo ludzi pije w nocy alkohol na plaży na dziko. Zostają po nich puszki, butelki, kapsle, niedopałki. Plażowicze, w tym małe dzieci, często się o nie kaleczą. Poza tym amatorzy plażowego picia często załatwiają tam swoje potrzeby fizjologiczne. To wszystko strasznie szpeci nasze plaże.

Zakaz nocnego picia nie dotyczy znajdujących się na plażach lokali. - Tyle, że ich właściciele są zobowiązani do utrzymania czystości na swoim kawałku plaży oraz udostępnienia swoim klientom bezpłatnej toalety - dodaje Orłowski.

Nie wszyscy sopoccy radni byli za wprowadzeniem zakazu.

- Tę uchwalę przeforsowało lobby restauratorów, które w Sopocie jest bardzo silne - mówi Jakub Świderski, radny miasta z rządzącego klubu Samorządność. - Brak zakazu picia piwa na plaży to była nasza atrakcja turystyczna. Mieszkańcy Gdańska i Gdyni przyjeżdżali do nas, bo w Sopocie było to dozwolone, a u nich nie. Chwalili to rozwiązanie też turyści zagraniczni. Z takiej możliwości korzystali głównie studenci, których nie stać na drogie sopockie lokale. Moim zdaniem ta uchwała przyniesie więcej szkody niż pożytku. Ludzi z piwkiem i tak się z plaży nie przegoni, sprawi ona tylko, że teraz będą się chować przed strażą miejską.

A ta zapowiada już, że za picie na plaży będzie karać. Mandat wynosi 100 złotych. - Skoro miasto startuje w konkursie na najatrakcyjniejszą plażę w Polsce, to taki zakaz był potrzebny - mówi Mirosław Mudlaff, komendant sopockiej staży miejskiej. - Zakazu nie wprowadzono z powodu ekscesów, bo na plażach raczej do nich nie dochodzi, ale ze względów porządkowych. Zanieczyszczone i śmierdzące plaże naprawdę dobrze o nas nie świadczyły.


Nawet jako niepijący nie rozumiem tego typu zakazów. Pozostawianie śmieci przez pijących piwo na plaży to argument absurdalny - trzeba je po prostu sprzątać. Tłumaczę to tylko i wyłącznie przyzwyczajeniem do państwa policyjnego.

parker - Pon Cze 27, 2005 7:55 am

To gdzie ja się teraz napiję urodzinowego wina w nocy na plaży jak co roku? :cry:
Sabaoth - Pon Cze 27, 2005 8:05 am

Najłatwiej czegoś zabronić. I co? I problem zniknie? Ludzie dalej będą pić na plaży. Absurd!
danziger - Pon Cze 27, 2005 11:20 am

Nigdzie piwo nie smakuje tak dobrze jak na plaży.
Ale najśmieszniejsze jest to, że ja do tej pory myślałem, że w Sopocie też na plaży nie wolno pić :hihi: Nigdy mi to nie robiło różnicy - popijałem sobie zarówno na plażach gdańskich, jak i sopockich i pewnie od czasu do czasu dalej będę tak robił :lol:

Corzano - Pon Cze 27, 2005 11:24 am

Ciekawe jak zdefiniowali "po zmroku"? To znaczy po zachodzie słońca czy jak już jest ciemno? Co to znaczy ciemno? Ile luxów? :^^
Mikołaj - Pon Cze 27, 2005 11:29 am

Cytat:
Zakaz picia alkoholu na plaży w Sopocie obowiązuje od godziny 18 do 9 rano

Corzano - Pon Cze 27, 2005 11:44 am

Racja, Mikołaj. :oops:
Zastanawiam się jak oni to wyegzekwują. :hmmm:
Czy to jest próba budowania szacunku do prawa, skoro wiadomo, że jest bzdurne i będzie powszechnie łamane? Najmniej chyba przejmą się nim ci, którzy pojawiali się w argumentacji rzecznika.

doraa - Pon Cze 27, 2005 11:59 am

To co picie piwka w estetycznym opakowaniu :hihi: z szarej papierowej torby tez nie wchodzi w grę?????????
Sabaoth - Pon Cze 27, 2005 12:37 pm

Zgodzę się z Tobą Corzano, prawo należy tak stanowić, żeby można je było potem egzekwować. W przeciwnym wypadku dochodzimy do sytuacji znanej ze staropolskiego przysłowia: "prawo jest po to, żeby je łamać / obchodzić" :II I nie chodzi tu tylko o zakaz picia alkoholu, najlepszym przykładem są ograniczenia prędkości, których nikt nie przestrzega i jazda po "jednym" głębszym.
gargoyle dfl - Pon Cze 27, 2005 8:56 pm

Ale po co zabraniac :???: wystarcz postawic co pare metrow kosz na smieci i mysle, ze problem z czasem sam sie wyczysci , oczywiscie jesli tych koszy nie ukradna wczesniej :hiihihi:
danziger - Pon Cze 27, 2005 9:17 pm

Na plażę chadzam rzadko, ale ostatnio byłem całkiem niedawno - bo w piątek, właśnie w Sopocie. No i co - owszem, na wydmach śmierdzi moczem, ale po plazy śmieci się nie walały - parę petów, czy papierków można było znaleźć, ale większość trafiała jednak do postawionych śmietników.
Rozwiązaniem nie będzie zakaz picia - pijący nie zaśmiecają plaży bardziej niż inni (a zresztą nawet jeśli zostawią puste puszki czy butelki, to są one błyskawicznie sprzątane przez zbieraczy tych artefaktów).

Pietrucha - Nie Lip 03, 2005 11:35 pm

Cytat:
Zakazu nie wprowadzono z powodu ekscesów, bo na plażach raczej do nich nie dochodzi, ale ze względów porządkowych. Zanieczyszczone i śmierdzące plaże naprawdę dobrze o nas nie świadczyły.


hmm z tego co wiem to plaża jest sprzatana codziennie (albo co dwa dni) we wczesnych godzinach porannych, chyba od czwartej. Po za tym, jeżeli chodzi o pozostawianie śmieci to już chyba jest na to jakiś paragraf.

rispetto - Pon Lip 04, 2005 7:20 am

To moze zabronic wchodzic na plaze? Wtedy tez bedzie czysto :wink:
Corzano - Pon Lip 04, 2005 7:23 am

Pietrucha napisał/a:
hmm z tego co wiem to plaża jest sprzatana codziennie (albo co dwa dni) we wczesnych godzinach porannych, chyba od czwartej.

Nie wiem, jak jest w Sopocie, ale w Gdańsku codziennie (w pogodne dni) jeździ traktor z takimi wielkimi grabiami oraz chodzą młodzi ludzie zbierający z plaży śmieci i opróżniający kosze.

Grün - Wto Lip 05, 2005 6:57 am

Straż miejska podnosi standard :haha:
rispetto - Wto Lip 05, 2005 7:01 am

Angielskiego lub niemieckiego by sie nauczyli, a nie migowego :wink:
parker - Wto Lip 05, 2005 7:17 am

a co w tym takiego śmiesznego? :%
Grün - Wto Lip 05, 2005 9:19 am

No właśnie to, że przeciętny strażak miejski spotka się z osobą niesłyszącą ze dwa-trzy razy w ciągu zawodowej kariery. Natomiast zagubiony turysta angielsko- lub niemieckojęzyczny przydarza mu się zapewne sto razy w ciągu sezonu. Ciekaw jestem ile też kosztuje mnie ta migowa fanaberia.
Corzano - Wto Lip 05, 2005 9:35 am

Pewnie migowy jest łatwiejszy od niemieckiego czy angielskiego. Słyszałem kiedyś o eksperymencie polegającym na nauczaniu szympansów języka migowego. Nieźle sobie radziły. :wink:
parker - Wto Lip 05, 2005 10:05 am

Miałam kiedyś koleżankę, która miała głuchoniemych rodziców. Sama była normalnie słysząca, ale nie wyobrażacie sobie jak ciężko coś w urzędach takiej osobie załatwić.
Najlepiej by było chodzić z tabliczką na szyi i kredą, jak za dawnych czasów...

Grün - Wto Lip 05, 2005 12:36 pm

A wiesz jak trudno załatwić coś w polskim urzędzie komuś kto nie zna polskiego?
I teraz mała statystyka. Ilu głuchoniemych załatwia rocznie sprawy w urzędzie a ilu cudzoziemców?

danziger - Wto Lip 05, 2005 12:50 pm

Grün napisał/a:
A wiesz jak trudno załatwić coś w polskim urzędzie komuś kto nie zna polskiego?
I teraz mała statystyka. Ilu głuchoniemych załatwia rocznie sprawy w urzędzie a ilu cudzoziemców?

No właśnie? Podejrzewam, że gluchoniemych będzie więcej - cudzoziemcy załatwiaja sprawy tylko w niektórych urzędach, a głuchoniemy obywatel polski może trafić do każdego........

Corzano - Wto Lip 05, 2005 1:01 pm

Ale dlaczego piszecie o urzędach? Tu chodzi o strażników miejskich w Gdańsku, którego władze podobno starają się przyciągnąć jak największą liczbę turystów.
Swoją drogą, głuchoniemy zagraniczny turysta będzie mile zaskoczony, gdy spotka strażnika, który będzie potrafił migać. :wink:

parker - Wto Lip 05, 2005 1:12 pm

Grün napisał/a:
A wiesz jak trudno załatwić coś w polskim urzędzie komuś kto nie zna polskiego?
I teraz mała statystyka. Ilu głuchoniemych załatwia rocznie sprawy w urzędzie a ilu cudzoziemców?


Zakładam, że niektórzy strażnicy/urzędnicy jednak mówią chociaż trochę w obcych językach, a jeden na konkretnym dyżurze z językiem migowym pozwoli na przykład załatwić sprawy mandatowe tym niesłyszącym. Nie chodzi o to, żeby nagle wszyscy się nauczyli.

danziger - Wto Lip 05, 2005 1:23 pm

Corzano napisał/a:
Ale dlaczego piszecie o urzędach? Tu chodzi o strażników miejskich w Gdańsku, którego władze podobno starają się przyciągnąć jak największą liczbę turystów.
Swoją drogą, głuchoniemy zagraniczny turysta będzie mile zaskoczony, gdy spotka strażnika, który będzie potrafił migać. :wink:
Ale języki migowe też mają chyba swoje wersje "narodowe"? A ściślej - każdy język narodowy ma swoją odmianę migową?
rispetto - Wto Lip 05, 2005 1:24 pm

Straż Miejska jest chyba ostatnią instytucją, ktorą poprosiłbym o pomoc :wink:
Grün - Wto Lip 05, 2005 1:43 pm

Rzecz jest w tym, że jeśli chodzi o straż miejską i urzędników, to znajomość mówionych języków obcych jest naprawdę bardziej potrzebna niż język migowy. Ten ostatni daje się zastąpić choćby kartką i długopisem - spróbujcie się dogadać z obcokrajowcem w ten sposób. Dlatego uważam, że uczenie strażników miejskich języka migowego to kolejne pieniądze wyrzucone w przysłowiowe błoto.
parker - Wto Lip 05, 2005 3:30 pm

Ja wiem, jest wiele rzeczy ważniejszych, na które można by wydać te pieniądze niż takie szkolenia. :II
danziger - Wto Lip 05, 2005 4:23 pm

Cytat:
jest wiele rzeczy ważniejszych, na które można by wydać te pieniądze niż takie szkolenia.

Zawsze można znaleźć coś ważniejszego, z przysłowiowymi "obiadami dla głodnych dzieci" na czele.
Ja tam sie cieszę, ze przynajmniej pieniąde zostały wydane sensownie - no bo jeśli jedynym argumentem jest, "ze mozna było lepiej" (czyli przeznaczyć to na szkolenia językowe) to tak na prawdę nikt tego nie kwestionuje.
Lepiej może być zawsze, ale i zawsze może być gorzej. Jak pomyślę ile się pieniędzy wyrzuca na dopłacanie do rolnictwa, nierentownych państwowych przedsiębiorstw itd. to te kilkaset złotych na coś pożytecznego (może w nikłym stopniu, ale jednak) nie robi na mnie wrażenia.
A co do szkoleń językowych - pewnie że by się strażnikom przydały, tyle tylko, że aby w jakim takim stopniu mogli sie porozumiewać z obcokrajowcami trzeba by wydać dużo, dużo więcej pieniędzy i zajęło by to więcej czasu niż ten kurs........

Corzano - Pią Lip 15, 2005 8:05 am

Cytat:
Pijany kierowca walca
Trzy i pół promila alkoholu we krwi miał mężczyzna, który na gdańskiej Oruni prowadził walec drogowy. Kierujący był tak pijany, że omal nie przejechał wózka z dzieckiem.

Jarosław D. (l. 43) wprost z budowy, na której pracował, trafił do izby wytrzeźwień w Gdańsku. W środę po południu jadący ulicą Jabłoniową walec zobaczyła kobieta prowadząca wózek z dzieckiem. Początkowo myślała, że kierujący zasłabł, bo maszyna zatrzymała się metr przed ścianą kamienicy. Dwa metry dalej stała kobieta z wózkiem. Podbiegła do walca i wtedy okazało się, że kierujący zasnął, bo był tak mocno pijany. Wyczuła od niego alkohol, więc wezwała policję. Gdy przyjechali funkcjonariusze, kierowcy walca nie było w szoferce, uciekł do pobliskiego baraku. Myślał, że tam zdoła się schować, ale kobieta go rozpoznała. Funkcjonariusze zbadali Jarosława D. alkomatem. Wydmuchał 3,5 promila alkoholu. Nie można go było przesłuchać i mężczyznę zawieziono do izby wytrzeźwień.

Źródło: http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34309,2821083.html

Nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać.

pumeks - Pią Lip 15, 2005 8:11 am

... Polska, mieszkam w Polsce ... :juhu:
gargoyle dfl - Pią Lip 15, 2005 8:15 am

No patrzcie ludzie do czego to doszlo,zeby sobie czlowiek nie mogl spokojnie pospac w pracy :hiihihi: ,zaraz jakas "zyczliwa"sie znajdzie ,ale zeby zaraz na policje dzwonic??
Corzano - Pią Lip 15, 2005 8:16 am

pumeks napisał/a:
... Polska, mieszkam w Polsce ... :juhu:

Btw. kiedyś moja skromna osoba została uwieczniona na teledysku do cytowanej piosenki Kultu. Wracałem ze szkoły SKM, gdy Kazik i Banan pojawili się z instrumentami, idąc tyłem przed kamerzystą przez wszystkie wagony. :mrgreen:

seestrasse - Wto Lip 19, 2005 2:26 pm

Cytat:
na gdańskiej Oruni prowadził walec drogowy

Cytat:
jadący ulicą Jabłoniową walec

bardzo ciekawe...

Zoppoter - Wto Lip 19, 2005 2:27 pm

seestrasse napisał/a:
Cytat:
na gdańskiej Oruni prowadził walec drogowy

Cytat:
jadący ulicą Jabłoniową walec

bardzo ciekawe...


A co nie mógł sobie pojechać z Oruni na Jabłoniową? Walec jedzie powoli, ale jednak do przodu

Corzano - Sro Lip 20, 2005 7:43 am

Bartosz Gondek napisał/a:
Sensacyjne odkrycia archeologiczne przy ul. św. Ducha

Zbliża się koniec wykopalisk prowadzonych w jatkach przy ulicach Krowiej i św. Ducha w Gdańsku. Dzięki nim będziemy mogli poznać nieznane dotąd początki Głównego Miasta. Archeolodzy określają badania jako największe i najbardziej cenne z prowadzonych w ostatnich latach

Tuż po zajęciu Gdańska przez Krzyżaków w 1308 roku, a może nawet jeszcze kilka lat przed, stały w tym miejscu dwie drewniane kamienice ( :hihi: - Corzano ). Z przybudówkami, chlewikiem i latrynami. Pomiędzy nimi, na wąskim placyku, funkcjonowały niewielkie jatki. W połowie XIV wieku cech rzeźników i handlarze rybami przejęli jedną z parceli i powiększyli stragany. Na kupno kolejnej czekali następne pół wieku. W ten sposób niezwykle atrakcyjny kwartał tuż obok Bazyliki Mariackiej zajęło coś w rodzaju dzisiejszego marketu spożywczego. Jatki funkcjonowały tam aż do XIX wieku, kiedy wybudowano halę targową. Sprzedawano w nich nie tylko mięso czy ryby, ale także np. mięso morświna.

Wszystko to wiemy dzięki trwającym od czerwca ubiegłego roku badaniom archeologicznym, prowadzonym na terenie dawnych jatek przez Muzeum Historyczne Miasta Gdańska. Badania przeprowadzono na niespotykaną dotąd na terenie Głównego Miasta skalę. Odkryto cały kwartał zabudowy.

- Efekty to prawdziwa sensacja - mówi koordynator badań Aleksandra Pudło. - Tylu zabytków i reliktów nie znaleziono podczas podobnych prac w wielu miastach Europy.

Wśród kilkunastu tysięcy przedmiotów znajduje się ponad 1000 szczególnie cennych, jak choćby ponad pół kilograma bursztynu. W jaki sposób znalazły się akurat tutaj? Według archeologów Roberta Krzywdzińskiego i Rafała Janczukowicza, była to kontrabanda. Wydobycie "bałtyckiego złota" było bowiem objęte koncesjami. A trudno podejrzewać, żeby posiadał ją rzeźnik. Prace zakończone zostaną pod koniec lipca. Potem powstanie tu nowa pierzeja ulicy św. Ducha, a odnalezione eksponaty będzie można zobaczyć w Muzeum Historii Miasta Gdańska.

Podczas prac u zbiegu ulic św. Ducha i Krowiej archeolodzy odkryli ponad 12 tysięcy kości zwierzęcych i rybnych. Wśród nich pozostałości po morświnach. Wykopano około dziesięciu tysięcy fragmentów ceramiki. Do tego dochodzi ponad dwa tysiące przedmiotów typowo kulturowych - monet, zapinek, noży, nożyczek, haczyków, elementów ubrań, podków. Większość trafiła już do pracowni konserwatorskich Muzeum Historycznego Miasta Gdańska.

Henryk Paner, Muzeum Archeologiczne w Gdańsku:

Szczerze kibicuję Muzeum Historycznemu Miasta Gdańska, ponieważ z punktu widzenia miasta to niezwykle ważne badania. Po raz pierwszy badaniami objęto tak duży obszar miejski. Poza tym akurat w tym miejscu stara zabudowa nie zniszczyła wielu istotnych reliktów. Dzięki temu badania w jatkach pozwolą zweryfikować między innymi początki osadnictwa na terenie Głównego Miasta.

rispetto - Sro Lip 20, 2005 7:55 am

Cytat:
dwie drewniane kamienice

Taaa ... to podobno "fakt autentyczny" :^^

Corzano - Sro Lip 20, 2005 8:08 am

Aleksandra Kozłowska napisał/a:
Gdański katalog strat wojennych

Gdańskie Muzeum Narodowe opublikowało właśnie katalog pt. "Straty wojenne Muzeum Miejskiego w Gdańsku". To najważniejszy dokument i atut w walce o powrót gdańskich dzieł sztuki zaginionych i zrabowanych w czasie wojny.

O zwrot eksponatów z dziedziny malarstwa, rysunku, grafiki i rzeźby stara się Muzeum Narodowe w Gdańsku, spadkobierca zbiorów przedwojennych instytucji - Muzeum Miejskiego (Stadtmuseum) i Muzeum Rzemiosł Artystycznych.

Stworzony przez gdańskich muzealników katalog zawiera dokładną dokumentację i zdjęcia zagrabionych w czasie wojny dzieł z dziedziny malarstwa, rysunku, grafiki i rzeźby.

Wiadomo, że część znajduje się w Rosji - w styczniu 2003 r. na internetowej stronie moskiewskiego Muzeum Sztuki im. Puszkina (www.lostart.ru) opublikowano m.in. obiekty będące własnością gdańskiego Stadtmuseum, kilka to prawdziwe skarby: średniowieczny dyptyk Winterfeldów z 1490 r. oraz "Pejzaż leśny" autorstwa Jana Breughla Starszego. Ogromna wartość przedstawia też obraz "Podwórko z drobiem" gdańszczanina Daniela Schulza, siedemnastowiecznego nadwornego malarza królów polskich.

Rosja chce oddać dzieła sztuki wywiezione z Europy po wojnie przez armię radziecką (zapewnia to ustawa Dumy z 2004 r.). Kłopot w tym, że przychylnie rozpatruje wnioski Węgrów (kilkanaście dni temu Duma przyjęła ustawę wzywającą rząd do oddania Węgrom zbiorów Biblioteki Szaroszpatackiej wywiezionej do ZSRR w 1945 r.), Grecji, Belgii, Holandii, Luksemburga, Ukrainy, Austrii, a nawet samych Niemiec. O Polsce jednak na razie nie ma mowy.

Dlaczego? Jak powiedział "Gazecie" pewien anonimowy rosyjski muzealnik, który doradza Dumie w sprawach dzieł sztuki, "oddawanie dzieł sztuki to polityka albo biznes".

- Biznes, w sensie wymiany, załatwienia jakiegoś interesu - mówi Wojciech Kowalski z zespołu ds. restytucji polskiego MSZ. - Gdy Rosjanie chcą czegoś od Niemców, np. poparcia jakiegoś projektu, to oddają im jakieś dzieło sztuki. Choć też nie zawsze. Zdarzało się, że coś obiecali, by potem się wycofać.

Kowalski uważa, że skoro jest ustawa Dumy z 2004 r., to zagrabione w czasie wojny zabytki Rosjanie nam zwrócą. Tylko nie wiadomo, kiedy, bo nie zobowiązali się do żadnego konkretnego terminu w tej sprawie.

Częstym argumentem uzasadniającym takie podejście był wg Rosjan brak wystarczających dowodów, że znajdujący się w Rosji obraz rzeczywiście należał do polskich zbiorów. Katalog strat wojennych Muzeum Miejskiego w Gdańsku dlatego jest tak ważnym dokumentem, że skutecznie rozwiewa te wątpliwości.


Cytat:
Opinia Wojciecha Bonisławskiego, dyrektora Muzeum Narodowego w Gdańsku

Gdańskie muzeum straciło w czasie wojny 60 procent zbiorów, są wśród nich dzieła światowej rangi. Dowodzi tego wydana właśnie publikacja. Zawiera ona szczegółową dokumentację strat wojennych, a takiej właśnie dokumentacji żąda rosyjski rząd, rozważając wnioski o rewindykację dzieł sztuki. Wydawnictwo trafi więc do Ministerstwa Kultury i Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a wkrótce do internetu. Jego zasięg będzie więc międzynarodowy, to powinno ułatwić odnajdywanie naszych dzieł rozproszonych po całym świecie. Mam nadzieję także, że dzięki naszemu wydawnictwu przytnie się nielegalny handel sztuką. Każdy poważny dom aukcyjny sprawdza przecież źródło pochodzenia sprzedawanych dzieł, a nasz katalog pozwoli zidentyfikować prace pochodzące z gdańskiego Stadtmuseum.

rispetto - Sro Lip 20, 2005 8:33 am

Wg mnie sprawa jest mocno kontrowersyjna, bo skoro np wracaja do nas zbiory bibliotek ze Lwowa, ktore byly tam od wiekow, to niby dlaczego zbiory wywiezione z Gdanska mialyby trafic tutaj, a nie do Niemiec?
Corzano - Sro Lip 20, 2005 8:50 am

rispetto napisał/a:
dlaczego zbiory wywiezione z Gdanska mialyby trafic tutaj, a nie do Niemiec?

Bo Gdańsk jest odwiecznie polski. :mrgreen: :wink:

rispetto - Sro Lip 20, 2005 9:02 am

Oczywiscie cieszylbym sie wielce, gdyby zbiory te trafily do gdanskiego muzeum :wink:
danziger - Sro Lip 20, 2005 9:52 am

rispetto napisał/a:
Wg mnie sprawa jest mocno kontrowersyjna, bo skoro np wracaja do nas zbiory bibliotek ze Lwowa, ktore byly tam od wiekow, to niby dlaczego zbiory wywiezione z Gdanska mialyby trafic tutaj, a nie do Niemiec?

Może dlatego, że to zabytki polskiego języka, który ze współczesnym Lwowem nie ma za wiele współnego? Z drugiej strony ja słyszałem, jak to oddawaliśmy coś lwowskiego Ukraińcom, więc chyba różnie to bywa...

rispetto - Sro Lip 20, 2005 10:06 am

danziger napisał/a:
rispetto napisał/a:
Wg mnie sprawa jest mocno kontrowersyjna, bo skoro np wracaja do nas zbiory bibliotek ze Lwowa, ktore byly tam od wiekow, to niby dlaczego zbiory wywiezione z Gdanska mialyby trafic tutaj, a nie do Niemiec?

Może dlatego, że to zabytki polskiego języka, który ze współczesnym Lwowem nie ma za wiele współnego? Z drugiej strony ja słyszałem, jak to oddawaliśmy coś lwowskiego Ukraińcom, więc chyba różnie to bywa...

Tu akurat ktos moze wytknac, ze wspolczesny Gdansk z tym starym tez nie ma wiele wspolnego.

pumeks - Sro Lip 20, 2005 10:09 am

A wszelkie archiwalia znajdujące się w Archiwum Państwowym czy w Bibliotece Gdańskiej prezentują na ogół zabytki zupełnie innego, niż polski, języka... choćby słynne listy pisane własnoręcznie przez prapolskiego Mikołaja Kopernika :P
danziger - Sro Lip 20, 2005 10:19 am

rispetto napisał/a:

Tu akurat ktos moze wytknac, ze wspolczesny Gdansk z tym starym tez nie ma wiele wspolnego.

Na pewno tak.
Tyle, że mi chodziło o coś innego - jest pewna różnica między zbiorami biblioteki, które dotyczą określonego języka, a obrazami, rzeźbami etc., które "nie mówią".
Wg. mnie, to wszystkie zbiory powinny trafić na swoje miejsce, niezależnie od tego jaki mają charakter, ale może z tymi lwowskimi zbiorami zastosowali zasadę "językową".
Zresztą - może to wcale nie był "zwrot", tylko "dar"?

rispetto - Sro Lip 20, 2005 10:21 am

Pumeks! Dlatego napisalem, ze "kontrowersyjne", a nie np. "jednoznacznie niesluszna". Zreszta jak sam najlepiej wiesz Niemcy nie raz twierdzili, ze Kopernik byl Niemcem, a byli nawet tacy, ktorzy twierdzili, ze byl kobieta :hihi:
rispetto - Sro Lip 20, 2005 10:27 am

danziger napisał/a:
rispetto napisał/a:

Tu akurat ktos moze wytknac, ze wspolczesny Gdansk z tym starym tez nie ma wiele wspolnego.

Na pewno tak.
Tyle, że mi chodziło o coś innego - jest pewna różnica między zbiorami biblioteki, które dotyczą określonego języka, a obrazami, rzeźbami etc., które "nie mówią".
Wg. mnie, to wszystkie zbiory powinny trafić na swoje miejsce, niezależnie od tego jaki mają charakter, ale może z tymi lwowskimi zbiorami zastosowali zasadę "językową".
Zresztą - może to wcale nie był "zwrot", tylko "dar"?

A co zrobic ze starodrukami pisanymi po lacinie? Zwrocic do Ameryki Lacinskiej :hihi: ? Oczywiscie masz racje, ale mysle, ze w obecnej sytuacji zwrot zagrabionych dziel jest sprawa mocno watpliwa :wink: Nie wierze, zeby zwrocno je za darmo.

Grün - Sro Lip 20, 2005 11:05 am

A ja widziałem w AP w Gdańsku słownik łacińsko-polsko-pruski :) to co z nim zrobić? podzielić sprawiedliwie na 3 części? Jedną do Warszawy, drugą do Limy, a trzecią do...? :%
stumar - Sro Lip 20, 2005 11:14 am

Grün napisał/a:
A ja widziałem w AP w Gdańsku słownik łacińsko-polsko-pruski :) to co z nim zrobić? podzielić sprawiedliwie na 3 części? Jedną do Warszawy, drugą do Limy, a trzecią do...? :%


...do Berlina, a gdzie indziej? :hihi:

Grün - Sro Lip 20, 2005 11:31 am

Do Berlina? :% bez sensu :) do Berlina to część słownika polsko-łacińsko-obodrzyckiego co najwyżej :)
stumar - Sro Lip 20, 2005 1:17 pm

Grün napisał/a:
Do Berlina? :% bez sensu :) do Berlina to część słownika polsko-łacińsko-obodrzyckiego co najwyżej :)


Dobrze, ale wtedy część polską wysłać nie do Warszawy lecz do Gniezna albo na Ostrów Lednicki :D

Grün - Sro Lip 20, 2005 1:19 pm

A to też fakt :)
Grün - Wto Sie 02, 2005 7:38 am

Nie ma to jak sobie trochę patriotycznie pohisteryzować...
(http://miasta.gazeta.pl/t...12,2850780.html)

Cytat:
Handel symbolami Zagłady to obrzydliwe świństwo.

Cytat:
...sprzedawanie "Mein Kampf" to nie kolekcjonerstwo, tylko propagowanie faszyzmu.

Cytat:
Sprzedaż książki Hitlera jest w Polsce zakazana.
- ciekawe na jakiej podstawie...
danziger - Wto Sie 02, 2005 8:04 am

Józef Fedosiuk, szef Prokuratury Okręgowej w Gdańsku napisał/a:


Sprzedaż książki Hitlera jest w Polsce zakazana.

Józef Fedosiuk, szef Prokuratury Okręgowej w Gdańsku napisał/a:
Co do handlu przedmiotami symbolizującymi Holocaust, to mi się to w głowie nie mieści. Kodeks karny tego nie przewidział, natomiast nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek sąd uznał to za legalny proceder.

I to mówi szef prokuratury, prawnik. Włos się jeży na głowie..... (no, chyba, że pismaki znowu coś przekręciły).

rispetto - Wto Sie 02, 2005 8:14 am

Cytat:
Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie
:II
Grün - Sro Sie 03, 2005 10:53 am

Histerii ciąg dalszy
Cytat:
Gdańska policja sprawdzi, czy część handlarzy na Jarmarku Dominikańskim - pod pozorem kolekcjonerstwa - nie propaguje faszyzmu. Nad Motławą wciąż można kupić "Mein Kampf" i żydowskie opaski

No szczególnie należy sprawdzić, czy żydowskie opaski nie propagują czasem faszyzmu.

rispetto - Sro Sie 03, 2005 11:02 am

Cytat:
A co z pamiątkami po ZSRR i zbrodniczym komunizmie?
:%
Corzano - Sro Sie 03, 2005 11:06 am

Chyba jestem jakiś "nie tego", bo nie pojmuję w czym problem. Czy kupując gdańską pocztówkę, która przedstawia ulicę lub molo upstrzone hitlerowskimi swastykami, kultywuję faszyzm? Czy wszyscy posiadacze książek typu "Był sobie Gdańsk" mogą spodziewać się nalotów policji na swoje mieszkania? Mein Kampf nie czytałem, ale ponieważ zrodziła się w chorym umyśle, jej treść pewnie też jest taka. Nie rozumiem jednak dlaczego jej zakazywać.
Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem może być samodzielne nakręcanie szumu medialnego przez sprzedawców tych pseudo-pamiątek, bo skoro mają być zakazane, to może warto mieć coś takiego, choćby było falsyfikatem.

Corzano - Sro Sie 03, 2005 11:11 am

rispetto napisał/a:
Cytat:
A co z pamiątkami po ZSRR i zbrodniczym komunizmie?
:%

Trzeba by zrównać pół Polski z ziemią, a kilka milionów ludzi wsadzić do więzień, albo wysłać na Madagaskar. :wink:

rispetto - Sro Sie 03, 2005 11:11 am

tak poza tematem, to 99 % to falsyfikaty
seestrasse - Sro Sie 03, 2005 11:13 am

mój boże, a dlaczego nie czepiają się ("Oni" :wink: ) młodziaków poubieranych w koszulki z radziecką gwiazdą czy sierpem w towarzystwie młota? litości!

Corzi napisał/a:
Czy wszyscy posiadacze książek typu "Był sobie Gdańsk" mogą spodziewać się nalotów policji na swoje mieszkania?

więc muszę bać się co najmniej podwójnie, bo u mnie na półce stoi też "Mein Kampf" :hihi:

rispetto - Sro Sie 03, 2005 11:15 am

Cytat:
mój boże, a dlaczego nie czepiają się ("Oni" ) młodziaków poubieranych w koszulki z radziecką gwiazdą czy sierpem w towarzystwie młota? litości!

Otóż to właśnie. Jak nosisz na piersi Lenina to jesteś ok, ale jak Adolfa, to jesteś be.

Corzano - Sro Sie 03, 2005 11:15 am

seestrasse napisał/a:
bo u mnie na półce sto i też "Mein Kampf" :hihi:

Znaczy setka i MK?

seestrasse - Sro Sie 03, 2005 11:17 am

literówkę (litrówkę) :hiihihi: już poprawiłam :D
Corzano - Sro Sie 03, 2005 11:18 am

seestrasse napisał/a:
literówkę (litrówkę) :hiihihi: już poprawiłam :D

Myślałem, że MK możesz czytać tylko po jednym głębszym. :hihi:

rispetto - Sro Sie 03, 2005 11:19 am

Zesztrasiu, lepiej przygotuj zawczasu szczoteczkę do zębów i bieliznę na zmianę. W areszcie różnie bywa :hihi:
seestrasse - Sro Sie 03, 2005 11:20 am

Corzano napisał/a:
Myślałem, że MK możesz czytać tylko po jednym głębszym. :hihi:

spróbuję bez :hihi:

Corzano - Sro Sie 03, 2005 11:22 am

A zobaczcie kto się zarejestrował jako ostatni. Czy to się Wam z czymś nie kojarzy? :wink:
Mikołaj - Sro Sie 03, 2005 11:22 am

rispetto napisał/a:
Zesztrasiu, lepiej przygotuj zawczasu szczoteczkę do zębów i bieliznę na zmianę. W areszcie różnie bywa :hihi:

Biorąc pod uwagę, że prokurator okregowy 8O powiedział że "Kodeks karny tego nie przewidział, natomiast nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek sąd uznał to za legalny proceder" powinnaś o tym pomyśleć :hihi:

seestrasse - Sro Sie 03, 2005 11:24 am

cytuję z pamięci
"Był pogodny poranek sierpniowy, rok 2005. Hitler i Stalin w dalszym ciągu nie żyli"
:hihi:
ale odwiedzajcie mnie chociaż... :^^

Grün - Sro Sie 03, 2005 11:25 am

seestrasse napisał/a:

więc muszę bać się co najmniej podwójnie, bo u mnie na półce stoi też "Mein Kampf" :hihi:


8O
od początku mi podejrzanie wyglądałaś!
:%
:hiihihi:

seestrasse - Sro Sie 03, 2005 11:25 am

Grüniu! jaka ładna piramidka emotikonowa :== :D
a jak już "Oni" przyjdą, to dostaną kociokwiku :hihi: bo na półce oprócz MK: Jan Paweł II "Wiara i kultura", Laurence Ress "Auschwitz" (robi się niebezpiecznie), no i jeszcze biografia Singera pióra Janett Haddy... :hihi: powieści protestującego Pawła Huelle są również, a jakże

Grün - Sro Sie 03, 2005 11:27 am

Ty nie zmieniaj tematu! Pakuj szmaty... :^^
Corzano - Sro Sie 03, 2005 11:27 am

Grün napisał/a:
od początku mi podejrzanie wyglądałaś!

Nordyckie rysy twarzy? :wink: :hihi:
Z avatarka wynika raczej jakaś kamikadze, czy coś w tym stylu. :hihi:

rispetto - Sro Sie 03, 2005 11:28 am

piąta kolumna na Wybrzeżu :%
Marcin - Sro Sie 03, 2005 11:28 am

To ja zajmę celę obok - bo też posiadam to "dziełko"... :haha:
Grün - Sro Sie 03, 2005 11:30 am

matko bosko... z kim my się zadajemy 8O
seestrasse - Sro Sie 03, 2005 11:31 am

zajmuj, zajmuj - ARz i FDG paczki będą sponsorować :hihi:
Marcin - Sro Sie 03, 2005 11:32 am

Jak mówi stare przysłowie pszczół :wink: :hiihihi: "wroga trzeba poznać".
seestrasse - Sro Sie 03, 2005 11:35 am

Corzi napisał/a:
kamikadze

:haha:

rispetto - Sro Sie 03, 2005 11:43 am

Cytat:
wroga trzeba poznać

Marcin, w tym zamieszaniu łatwo stracić rachubę, kto wróg, a kto swój :hihi:

seestrasse - Sro Sie 03, 2005 11:46 am

wszystkich nas posadzą... za to: :rzyg_1: :hihi:
rispetto - Sro Sie 03, 2005 11:48 am

już nie wspomnę, kto pierwszy rzucil hasło: "rzyg heil" :%
Grün - Sro Sie 03, 2005 11:50 am

dobra dobra... nie tłumaczcie się! Przed prokuratorem się będziecie tłumaczyć :)
parker - Sro Sie 03, 2005 1:53 pm

Grün napisał/a:
matko bosko... z kim my się zadajemy 8O


Wiedziałam, ze w końcu się coś takiego wyda :)

To już mogę wypakować resztę kartonów z książkami z piwnicy, nie będzie aż tak źle w porównaniu do pozostałych :)

Corzano - Pon Sie 08, 2005 1:07 pm

Cytat:
We wtorek w Gdańsku rozpoczyna się jedna z najefektowniejszych imprez hippicznych w kraju. Dwudniowe zawody zaprzęgów odbędą się na terenie Stoczni Gdańskiej.

Więcej na http://miasta.gazeta.pl/t...12,2859143.html

rispetto - Wto Sie 09, 2005 1:45 pm

Haracz dla straży miejskiej w Gdańsku
Ponury - Wto Sie 09, 2005 6:08 pm

rispetto napisał/a:
Haracz dla straży miejskiej w Gdańsku


Kpina! :evil:

danziger - Wto Sie 09, 2005 10:01 pm

Cytat:
Opłata za dodatkowy patrol straży miejskiej to ok. 30 zł za godzinę od osoby.

:wow:
Ktoś tu kogoś robi chyba w wała.
To wychodzi znacznie drożej niż wynajęcie firmy ochroniarskiej (albo "chłopaków ze Stogów").
Ja wiem, że to instytucja publiczna, ale nawet po odliczeniu "kosztów ogólnych" funkcjonowania SM oraz składników wypłaty poszczególnego straznika w postaci ZUSów i inych srusów wychodzi drogo........

Grün - Sro Sie 10, 2005 7:38 am

Techno w stylu Auschwitz
Cytat:
Zdjęcia stosu martwych ciał, komór gazowych i rampy z więźniami w Auschwitz reklamowały imprezę muzyczną w Holandii. Organizatorzy zachęcali do zabawy hasłem "Tanzen Macht Frei".

Tak jest jak wojna omija jakiś kraj lub traktuje go zbyt łagodnie.

Tu można zobaczyć stronę imprezy

Corzano - Sro Sie 10, 2005 7:52 am

Grün napisał/a:
Tu można zobaczyć stronę imprezy

Obejrzałem i brak mi słów by skomentować bezgraniczny idiotyzm twórców.

Marcin - Sro Sie 10, 2005 10:12 am

8O Zatkało mnie... 8O 8O 8O
Racja Corzano - to już nie bezmyślność, ale skrajny idiotyzm.

danziger - Sro Sie 10, 2005 10:28 am

Tak - skrajny brak wyczucia połączony z chęcią nagłośnienia swoich działań podlany bezdenną dawką głupoty. :II
Sabaoth - Sro Sie 10, 2005 10:35 am

Co Wy sie tak goraczkujecie? Malo to idiotow jest na swiecie?
rispetto - Sro Sie 10, 2005 10:37 am

No właśnie. To chyba środowiska żydowskie powinny nabardziej się bulwersować, a jakoś nie słyszę reakcji.
Co nie znaczy, że mi się to podoba. :evil:
Ciekaw jestem reakcji "świata", gdyby taka prowokacja miała miejsce w Polsce. :wink:

Corzano - Sro Sie 10, 2005 10:45 am

rispetto napisał/a:
To chyba środowiska żydowskie powinny nabardziej się bulwersować

Niby dlaczego? Dla mnie w Oświęcimiu ginęli ludzie, a nie Żydzi.

rispetto - Sro Sie 10, 2005 10:50 am

Mam wrażenie, że za granicą Auschwitz kojarzy się tylko i wyłącznie z męczeństwem Żydów.
Nie spierajmy się o rzeczy oczywiste (przynajmniej dla nas).

Grün - Sro Sie 10, 2005 10:54 am

Bulwersować powinni się właśnie ludzie. Żydzi wprawdzie usiłują zmonopolizować martyrologię obozową, ale im nie wychodzi do końca i bardzo dobrze.
Moim zdaniem autorów tego przedsięwzięcia i wszystkich jego uczestników należałoby faktycznie wsadzić w pociąg, przywieźć na rampę i przymusowo oprowadzić po muzeum. Może wtedy by coś do tych kretyńskich łbów dotarło. A może nie...

Grün - Sro Sie 10, 2005 11:01 am

Profesor od Nagasaki

i w Innym Gdańsku

Corzano - Sro Sie 10, 2005 11:07 am

Grün napisał/a:
Profesor od Nagasaki

Cytat:
W końcu w 1988 r. replika stanęła na skwerku niedaleko teatru Wybrzeże, między ulicą Św. Ducha a Szeroką.

Czy ten skwerek nie ma być zabudowany?

Inny Gdańsk napisał/a:
Hiroszimski kwiat pokoju

To hiroszimski czy nagasakański? :roll:

Sabaoth - Sro Sie 10, 2005 11:27 am

A wracajac do strony Techno Party, w podpisie pod animacja jest informacja:

Cytat:
The flash animation was made by a very stupid Dutch student called Dicky Thijssen.


To wiele wyjasnia :II

seestrasse - Sro Sie 10, 2005 3:21 pm

Grün napisał/a:
i w Innym Gdańsku

to ja to zgadłam :<> no, Miko też :P
i w ten oto sposób napisałam posta nr 2000
:juhu: :hiphip: :impr: :hurra: :party:

Grün - Czw Sie 11, 2005 12:01 am

:==
seestrasse - Czw Sie 11, 2005 12:06 am

trzask, prask i po wszystkim :wink: dzięki serdeczne :D
pumeks - Czw Sie 11, 2005 1:19 pm

Cytat:
trzask, prask i po wszystkim

Jak mawiał Dziadek Jacek :hihi:

seestrasse - Czw Sie 11, 2005 1:20 pm

Dziadek Jacek to mój idol :hihi: vide mój najnowszy podpis :lol:
parker - Czw Sie 11, 2005 2:30 pm

Grün napisał/a:
Profesor od Nagasaki

i w Innym Gdańsku


Aaa, to z okazji 60 rocznicy ten skwerek tak rozbabrali, a ja myślałam, że to po to, żeby się jeszcze trudniej było poruszac Szeroką podczas Jarmarku :%

stumar - Pią Sie 12, 2005 1:32 pm

danziger napisał/a:
Józef Fedosiuk, szef Prokuratury Okręgowej w Gdańsku napisał/a:


Sprzedaż książki Hitlera jest w Polsce zakazana.

Józef Fedosiuk, szef Prokuratury Okręgowej w Gdańsku napisał/a:
Co do handlu przedmiotami symbolizującymi Holocaust, to mi się to w głowie nie mieści. Kodeks karny tego nie przewidział, natomiast nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek sąd uznał to za legalny proceder.

I to mówi szef prokuratury, prawnik. Włos się jeży na głowie..... (no, chyba, że pismaki znowu coś przekręciły).


Ostatnio przeczytałem w "Polityce", iż na mocy decyzji mocarstw okupacyjnych z 1946 r. właścicielem praw autorskich do "Mein Kampf" jest rząd Bawarii, który nikomu ich nie udostępnia. Tak więc wszystkie wydania tej książki od 1946 r. naruszają prawa autorskie :wink:

Grün - Pią Sie 12, 2005 2:01 pm

60 lat po śmierci autora i 80 lat po pierwszym wydaniu nie ma już żadnych praw majątkowych - każdy może sobie to wydać.
pumeks - Pią Sie 12, 2005 2:05 pm

Cytat:
60 lat po śmierci autora

:blah: A jeżeli autor wcale nie umarł 60 lat temu? :blah:

Grün - Pią Sie 12, 2005 2:07 pm

:^^ no pewnie - jeszcze zapytajmy co, jeżeli tuż przed zdobyciem Berlina zdążył przekazać notarialnie swoje prawa autorskie temu werwolfowi co pilnuje bursztynowej komnaty na stacji kolejowej 60 km na półoc od Helu :)
stumar - Pią Sie 12, 2005 2:20 pm

Grün napisał/a:
:^^ no pewnie - jeszcze zapytajmy co, jeżeli tuż przed zdobyciem Berlina zdążył przekazać notarialnie swoje prawa autorskie temu werwolfowi co pilnuje bursztynowej komnaty na stacji kolejowej 60 km na półoc od Helu :)


A z czego opłacane są koszty ochrony komnaty i utrzymania podmorskiej linii kolejowej, jak nie z pieniędzy uzyskanych z wydawania Mein Kampf :hihi:

seestrasse - Pią Sie 12, 2005 11:39 pm

Gazeta Wybiórcza napisał/a:
Monika Pyrek została wicemistrzynią świata w skoku o tyczce
Grzegorz Kubicki 12-08-2005 , ostatnia aktualizacja 12-08-2005 23:01
Gdynianka Monika Pyrek została wicemistrzynią świata w skoku o tyczce! Anna Rogowska z Sopotu przeżyła w Helsinkach wielki dramat.
Pyrek mieszkała w Gdyni 20 lat, dopiero w zeszłym roku wyjechała do Szczecina. Ona i Rogowska to rywalki, które nie kryją niechęci do siebie. Same mówią, że są z innego świata. Każde zawody to także ich wewnętrzna rywalizacja. W Helsinkach faworytką była Rogowska, która według wielu ekspertów była nawet pewniakiem do srebra (złoto było zarezerwowane dla fenomenalnej Jeleny Isinbajewej). Tyczkarka Sopockiego Klubu Lekkoatletycznego nie wytrzymała jednak presji. Przegrała z Pyrek, przegrała całe zawody (była szósta) i jest to wielki dramat brązowej medalistki olimpijskiej z Aten, który rozegrał się w ciągu zaledwie 61 minut.
Godz. 17.33. Pyrek za pierwszym razem pokonała poprzeczkę zawieszoną na wysokości 4,20 m. Pierwszy skok - nawet na niższej wysokości - jest niezwykle ważny. Dodaje pewności siebie.
17.49. Rogowska nie skakała 4,20 m. Zaczęła od razu od 4,35 i świetnie poradziła sobie z tą wysokością. Wydawało się, że jest w formie, jest przygotowana na walkę o medal.
17.58. Pyrek chucha w dłonie. Jest zimno, zawodniczki często spoglądają na chorągiewkę, która pokazuje siłę wiatru. Monika jest mocna. Podobnie jak Rogowska, za pierwszym razem skacze 4,35.
18.17. Zaczyna się dramat Rogowskiej. Przed skokiem na 4,50 sopocianka zachęca kibiców do braw, na jej twarzy widać złość, ale to nie pomaga. Poprzeczka spadła, a zawodniczka wrzasnęła: - Mówiłam!
18.38. Również Pyrek nie skoczyła 4,50, a na dodatek doznała kontuzji kciuka. Polki były w opałach.
18.42. Robi się coraz bardziej gorąco. Rogowska po raz drugi strąca poprzeczkę na 4,50 m.
18.47. Druga Polka skacze 4,50! Po udanym skoku Pyrek nawet się nie cieszyła. Schowała tylko twarz w dłoniach, po chwili zeszła na bok i czekała, co zrobi Rogowska.
18.50. Ostatnia szansa tyczkarki z Sopotu. Kibiców nie trzeba już zachęcać do owacji, przy ogromnych brawach Rogowska cichutko mówi swoje tajemnicze zaklęcia. Rozbieg, wyjście w górę... Tym razem czary nie pomogły. Zawodniczka była już wysoko nad poprzeczką, ale nagle błyskawicznie spadła w dół. To koniec! Medalu nie będzie!
19.08. Porażka Rogowskiej jakby dodała sił Pyrek, która za pierwszym razem skoczyła 4,60. Poprzeczkę na tej wysokości pokonała jeszcze tylko Isinbajewa i Polka miała pewny srebrny medal.
19.21. Rozpoczęła się gra o złoto. Pyrek nie miała jednak szans w walce z Rosjanką. Polka dwa razy strąciła poprzeczkę na wysokości 4,70, potem ratowała się jeszcze 4,75, ale też nieudanie. Ale i tak była szczęśliwa. Pokonała Rogowską, jest wicemistrzynią świata! A cudowna Rosjanka w drugiej próbie po raz kolejny pobiła rekord świata. Skoczyła 5 metrów i jeden centymetr!

:== :== :==

gargoyle dfl - Pon Sie 15, 2005 5:21 am

http://miasta.gazeta.pl/t...005-08-11-02-05
Az milo poczytac ,sami znajomi :lol:

rispetto - Pon Sie 15, 2005 8:46 am

A poziom niewiedzy i ignorancji historycznej Wybióczej constans :wink:
Mikołaj - Pon Sie 22, 2005 1:02 am


- Widzisz Vaclav te miary na ratuszu? Odtworzyła je Akademia Rzygaczy!

Grün - Pon Sie 22, 2005 7:26 am

V.Havel odpowiada:
- Jižią Maria, jake pikne, my take ne mamy na Hrdèanach!

danziger - Pon Sie 22, 2005 8:05 am

Czy ta pani w niebieskiem, to nie aby prof. Parker? :%
parker - Pon Sie 22, 2005 8:23 am

Nie, z tymi prezydentami się nie pokazuję :%
danziger - Pon Sie 22, 2005 10:18 am

parker napisał/a:
Nie, z tymi prezydentami się nie pokazuję :%

Dlaczego w liczbie mnogiej? Pokazywać się z Havlem, to żaden wstyd :hihi:

Corzano - Pon Sie 22, 2005 10:33 am

Grün napisał/a:
- Jižią Maria, jake pikne, my take ne mamy na Hrdèanach!

A Akademia Rzygaczy to jak po czesku? :wink:

Mikołaj - Pon Sie 22, 2005 11:27 am

Vomitna Akademia? :hihi:
Sabaoth - Pon Sie 22, 2005 11:28 am

A Rzygacz to Vymiotnik? :hihi:
Corzano - Pon Sie 22, 2005 11:32 am

Sabaoth napisał/a:
A Rzygacz to Vymiotnik? :hihi:

Vymiataè. :mrgreen:

Sabaoth - Pon Sie 22, 2005 11:34 am

Corzano napisał/a:
Vymiataè.

Czyli po naszemu to Wymiatacz :hihi: Akademia Wymiataczy, niezłe :mrgreen:

gargoyle dfl - Wto Sie 23, 2005 6:39 am

"gazeta" donosi,ze: Codziennie gdańską starówkę (300 km>>) odwiedzało około 70 tys. osób, w weekendy dwa razy więcej :== :==
Grün - Wto Sie 23, 2005 7:21 am

To proponuję zacząć nazywać ten periodyk "Gazetką" :) I niech się spróbują oburzyć :%
Sabaoth - Wto Sie 23, 2005 7:59 am

Niektorzy sa niereformowalni.
parker - Wto Sie 23, 2005 8:06 am

Grün napisał/a:
To proponuję zacząć nazywać ten periodyk "Gazetką" :) I niech się spróbują oburzyć :%


oczami wyobraźni... "Dzień dobry, mówi XX z Gazetki Wyborczej" :hihi:

Gdanszczanin - Wto Sie 23, 2005 9:56 am

Widac bar Staroofka cieszy sie dużą popularnością :)
danziger - Wto Sie 23, 2005 6:21 pm

Gdanszczanin napisał/a:
Widac bar Staroofka cieszy sie dużą popularnością :)

Ale żeby 70 tys/dziennie? 8O To dosyć mały bar... :hihi:

seestrasse - Sro Wrz 07, 2005 9:18 pm

kolejny tajemniczy tunel :hihi:
http://miasta.gazeta.pl/t...12,2905611.html
Cytat:
Błędnik pełen niespodzianek
Michał Tusk 07-09-2005 , ostatnia aktualizacja 07-09-2005 20:43
Już przed remontem drogowcy twierdzili, że to, co znajduje się pod asfaltem Błędnika, jest wielką zagadką. Wiedzieli, co mówią - w filarach wiaduktu odkryli konstrukcję starego mostu i tajemniczy tunel, który prowadzi w stronę Stoczni Gdańskiej.
Półtora miesiąca temu drogowcy wywiercili w przyczółku (skrajnym filarze) remontowanego wiaduktu otwory, aby od wewnątrz sprawdzić stan konstrukcji. Po tej operacji musieli uporać się z olbrzymimi ilościami mułu i gruzu, którymi wypełniono filar podczas budowy w latach 70. XX w. Gdy zakończyło się ich usuwanie, ekipę remontową spotkała niespodzianka. W betonowej podstawie wiaduktu drogowcy natknęli się na ceglaną ścianę, której nie było w żadnych planach (teraz - przez otwór w filarze - widać ją nawet z okien SKM-ki).
- To niewątpliwie przyczółek starego Błędnika z 1916 roku, poprzednika obecnego wiaduktu - mówi Romuald Nietupski, dyrektor Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku, właściciela remontowanego obiektu.
Odkrycie przyniosło sporo satysfakcji robotnikom. - Ten remont jest jak zdobywanie nieznanego lądu. Musimy dobrze poznać konstrukcję Błędnika, żeby wiedzieć, jak ją odpowiednio wzmocnić - komentują budowlańcy.
Ale ceglana ściana to nie koniec. W innym miejscu rozwierconego przyczółka znajduje się tajemnicza komora przypominająca z wyglądu naturalną jaskinię - utworzyły się w niej nawet stalaktyty. Z jej dna wystają resztki ceglanych fundamentów. Są tam też zamurowane drzwi.
Jednak najciekawsze znalezisko to wejście do wiodącego w kierunku budynku Dyrekcji PKP i Stoczni Gdańskiej korytarza. - Na razie zapuściliśmy się tylko na kilka metrów w głąb, bo nie wiemy, czy to bezpieczne. A poza tym mamy budować, a nie zwiedzać - żartują robotnicy.
- W najbliższym czasie zorganizujemy spotkanie z konserwatorem zabytków i znawcami historii, aby poszukali odpowiedzi, co to za tunel - zapowiada dyrektor Nietupski. - Priorytetem jest oczywiście jak najszybsze wyremontowanie wiaduktu [według założeń prace potrwają do jesieni 2006 r. - red.], ale chcemy też zbadać, z czym mamy do czynienia.

parker - Sro Wrz 07, 2005 9:21 pm

Cytat:
- W najbliższym czasie zorganizujemy spotkanie z konserwatorem zabytków i znawcami historii, aby poszukali odpowiedzi, co to za tunel - zapowiada dyrektor Nietupski. - Priorytetem jest oczywiście jak najszybsze wyremontowanie wiaduktu [według założeń prace potrwają do jesieni 2006 r. - red.], ale chcemy też zbadać, z czym mamy do czynienia.


Wpuszczą archeologów i remont się przeciągnie... o 5 lat przynajmniej :%

seestrasse - Sro Wrz 07, 2005 9:23 pm

ale może znajdą bursztynową komnatę :hiihihi:
seestrasse - Sro Wrz 07, 2005 9:29 pm

to też jest ciekawe...
http://miasta.gazeta.pl/t...12,2905699.html
Cytat:
Pastusiak chce Rotę
kfk 07-09-2005 , ostatnia aktualizacja 07-09-2005 21:09
Marszałek Senatu Longin Pastusiak dopiero po trzech latach dowiedział się, że "Rota" nie jest już grana co godzina z gdańskiego Ratusza Głównego Miasta
Od trzech, po remoncie carillonu, z ratusza słuchać tylko fragmenty "Roty" i to na przemian z hymnem kaszubskim. W 2002 roku za przywróceniem "Roty" pikietowali politycy LPR, ale prowadzący właśnie kampanię wyborczą do Senatu Pastusiak usłyszał o sprawie dopiero teraz. - Dostałem protest od stowarzyszenia kombatantów i muszę powiedzieć, że sprawa "Roty" jest bulwersująca - mówi. - Rozważam złożenie protestu do władz miasta, bo przecież chodzi o melodię, która dla wielu jest tak ważna jak hymn narodowy.

Mikołaj - Sro Wrz 07, 2005 9:38 pm

- bąbel, nie śpij
- yyy nie śpię nie śpię

pumeks - Czw Wrz 08, 2005 11:55 am

seestrasse napisał/a:
kolejny tajemniczy tunel :hihi:
Cytat:
Jednak najciekawsze znalezisko to wejście do wiodącego w kierunku budynku Dyrekcji PKP i Stoczni Gdańskiej korytarza.
(...)
- W najbliższym czasie zorganizujemy spotkanie z konserwatorem zabytków i znawcami historii, aby poszukali odpowiedzi, co to za tunel - zapowiada dyrektor Nietupski.

A ten Nietupski nie mógłby sobie zajrzeć choćby do "Historii Gdańska"? zauważyłby chyba, co tam było w XVIII-XIX wieku, bez pytania konserwatora i "znawców" :hihi:

seestrasse - Pią Wrz 09, 2005 10:30 pm

znowu :hihi:
http://miasta.gazeta.pl/t...12,2909763.html
Cytat:
Odbudowa starej linii kolejowej
MICHAŁ TUSK 09-09-2005 , ostatnia aktualizacja 09-09-2005 21:11
Po zrujnowanych wiaduktach nad ulicami Słowackiego, Polanki i Wojska Polskiego być może znowu pojadą pociągi. Urząd Marszałkowski przymierza się do realizacji projektu, który rozwiąże problemy komunikacyjne klientów lotniska, mieszkańców sporej części Trójmiasta, a nawet całych Kaszub.
Zrujnowane ceglane wiadukty i biegnące wzdłuż ulicy Słowackiego nasypy to pozostałości linii kolejowej do Starej Piły, która przed wojną łączyła Gdańsk z Żukowem, Kartuzami i Lęborkiem. Jeśli Pomorski Urząd Marszałkowski zrealizuje swoje zamierzenia, za kilka lat linia ponownie ożyje.
- Na razie zastanawiamy się nad koncepcją nowej trasy - mówi Eugeniusz Manikowski, główny specjalista ds. transportu kolejowego w urzędzie marszałka.
Wariantów jest wiele. Jeden z nich zakłada budowę linii tramwajowej z Wrzeszcza do lotniska w Rębiechowie oraz linii kolejowej od lotniska do Osowej. Stamtąd pociągi jeździłyby przez Wielki Kack do Gdyni.
Pod uwagę bierze się też wariant czysto kolejowy - bez tramwajów. - Obejmowałby on połączenia między Gdańskiem, Kartuzami, Kościerzyną i Bytowem oraz uruchomienie dodatkowych kursów Szybkiej Kolei Miejskiej z Wrzeszcza do Gdyni - ale przez lotnisko, Osową i Karwiny - tłumaczy Manikowski.
Aby wdrożyć te pomysły, urząd chce się postarać o środki z Unii Europejskiej. Tu właśnie rodzi się najwięcej problemów proceduralnych - chodzi o to, że rozwój transportu regionalnego jest finansowany z innego unijnego "koszyka" niż komunikacja w aglomeracjach. A odbudowa linii kolejowej z Wrzeszcza na Kaszuby łączy obydwie dziedziny. - Dlatego zastanawiamy się, jak przygotować dobry wniosek o pieniądze - dodaje Manikowski. Według urzędników, plany mają szanse się ziścić w ciągu 10 lat.
Jednak nowe połączenie między Kaszubami a Trójmiastem powinno zacząć funkcjonować jeszcze przed realizacją projektów marszałka województwa. Dyrekcja SKM chce wznowić kursy z Gdyni do Kartuz. Zamierza do tego wykorzystać nieczynną linię Pruszcz Gdański - Kartuzy.
- Polskie Linie Kolejowe muszą tylko odbudować rozjazd w Nowym Glinczu koło Borkowa umożliwiający zjazd z linii Gdynia - Kościerzyna na Kartuzy. Być może stanie się to jeszcze w tym roku - mówi Paweł Wróblewski, rzecznik Szybkiej Kolei Miejskiej. - W tym celu sprowadzamy do Trójmiasta niemieckie autobusy szynowe.

Sabaoth - Pią Wrz 09, 2005 10:42 pm

Deja vu, zupenie jak z Wyspą Spichrzów :^^
jacek-gdansk - Sob Wrz 10, 2005 2:11 am

Racja Sabciu! Ja osobiście to bym użył wyjątkowo niecenzuralnego określenia po przeczytaniu tego artykułu!
Skwituję to jednak tylko stwierdzeniem: "obiecanki cacanki..."

greg30 - Sob Wrz 10, 2005 7:36 am

PKP nie smierdzi kasa...a ma "zamiar" reaktywowac polaczenie do Kartuz....To jakis sen wariata.....Nie wierze, nie wierze, mie wierze.....(mimo wszytsko pragnalbym wierzyc i przebyc te droge pojazdme szynowym ).... Mrzonki!!
Zoppoter - Sob Wrz 10, 2005 7:53 am

greg30 napisał/a:
PKP nie smierdzi kasa...a ma "zamiar" reaktywowac polaczenie do Kartuz....To jakis sen wariata.....


Przecież jest napisane, że to sa plany Województwa i SKM w oparciu o pieniądze z UE, a nie zamiar PKP w oparciu o własną kasę...

rispetto - Sob Wrz 10, 2005 8:53 am

Z tego co wiem, to linia kolejowa z lotniska do Osowej już istnieje :roll:
Zoppoter - Sob Wrz 10, 2005 9:02 am

rispetto napisał/a:
Z tego co wiem, to linia kolejowa z lotniska do Osowej już istnieje :roll:


Tor kolejowy istnieje. Ale w jakim on jest stanie i czy w ogóle nadaje sie do ruchu pasażerskiego to ja nie wiem...

danziger - Sob Wrz 10, 2005 9:04 am

rispetto napisał/a:
Z tego co wiem, to linia kolejowa z lotniska do Osowej już istnieje :roll:

Niezupełnie. Linia z Gdyni do Kościerzyny (a o nią tu chodzi) przechodząca przez Osową do lotniska nie dociera.
Ale fakt faktem, że idzie od lotniska (mniej więcej wzdłuż obwodnicy) bocznica do przesypowni na Osowej, która z linią Gdynia - Kościerzyna łączy się na dworcu PKP Gdańsk - Osowa. Tylko nie jestem pewien, czy nadawałaby się ona do poprowadzenia ruchu osobowego.

Zoppoter - Sob Wrz 10, 2005 9:24 am

danziger napisał/a:

Ale fakt faktem, że idzie od lotniska (mniej więcej wzdłuż obwodnicy) bocznica do przesypowni na Osowej, która z linią Gdynia - Kościerzyna łączy się na dworcu PKP Gdańsk - Osowa. Tylko nie jestem pewien, czy nadawałaby się ona do poprowadzenia ruchu osobowego.


Ta bocznica to resztka dawnej linii z Osowy do Kokoszek, o której swoejgo czasu Mikołaj pisał w Akademii. Ale powtarzam: ten tor jest, ale czy sie nadaje do uzytku to nie wiadomo.

danziger - Sob Wrz 10, 2005 10:59 am

Zoppoter napisał/a:
Ta bocznica to resztka dawnej linii z Osowy do Kokoszek, o której swoejgo czasu Mikołaj pisał w Akademii. Ale powtarzam: ten tor jest, ale czy sie nadaje do uzytku to nie wiadomo.

Napewno nadaje się do uzytku króciutki odcinek od stacji Gdańsk - Osowa do przesypowni - mniej więcej raz dziennie jeżdżą tamtędy pociągi towarowe do przesypowni własnie. Jak z dalszym odcinkiem - nie wiem. Wiem, że praktycznie nic tamtędy nie jeździ, chopciaż parę (a może parenaście) lat temu jakaś drezyna rozjechała faceta na przejeździe w okolicach dzisiejszego Renku.
Pomijając stan toru, to nie wiem, czy koło przesypowni mogłyby pociągi pasażerskie przejeżdżać bezproblemowo - tam bardzo często stoją składy towarowe, przeładowują cement czy inne rzeczy - jest wprawdzie na odcinku "przeładowczym" kilka torów (odnóg), ale nie wykluczone, że jakies względy bhp, czy inne uniemożliwałby przejazd.

rispetto - Sob Wrz 10, 2005 11:39 am

Tymi torami jeżdżą cysterny do lotniska w Rębiechowie.
danziger - Sob Wrz 10, 2005 11:52 am

rispetto napisał/a:
Tymi torami jeżdżą cysterny do lotniska w Rębiechowie.

:wow: Skąd one tam Twoim zdaniem jeżdżą?
Bo na pewno nie z Gdyni - musiałyby przejeżdżać przez przesypownię (a tak się nie dzieje - wiem, bo mieszkam w pobliżu) i dalej torami koło Renku (a na przejeździe koło Renku tory są pordzewiałe - widać, że nic tamtędy regularnie nie jeździ).

rispetto - Sob Wrz 10, 2005 12:08 pm

Powiem tak: widziałem cysterny na lotnisku. Jakoś musiały tam dojechać. Wydedukowałem, że jedyną możliwością są tory do Osowej. Na terenie lotniska stały na torze prowadzącym w tamtym kierunku.
Cytat:
a na przejeździe koło Renku tory są pordzewiałe

Czy linia przechodząca przez Firogę (zaraz przy obwodnicy pomiędzy zjazdem na lotnisko i do Renka) to właśnie ten tor? Bo jesli tak, to jakiś czas temu (tak mniej więcej wiosną) widziałem tam na własne oczy lokomotywę jadącą od Rębiechowa w stronę Osowy.

Po edycji:
To osiedle to chyba jednak nazywa się Klukowo, a nie Firoga.

seestrasse - Sob Wrz 10, 2005 3:54 pm

:D
rispetto - Sob Wrz 10, 2005 4:25 pm

Jeśli ta droga w lewo prowadzi do pętli autobusowej w Klukowie, a w prawo do lotniska w Rębiechowie, to właśnie tam widziałem tą lokomotywę.
seestrasse - Sob Wrz 10, 2005 4:26 pm

prowadzi :D szkoda, że nie zrobiłeś zdjęcia :wink:
rispetto - Sob Wrz 10, 2005 5:13 pm

Często tamtędy jeżdżę, więc pewnie zdaży się okazja.
seestrasse - Sob Wrz 10, 2005 5:18 pm

to będę czekać :D
Zoppoter - Nie Wrz 11, 2005 8:12 am

Przede wszystkim to tam jest jeden tor, a nie "tory" . Pomijając rzecz jasna jakieś rozładownie, gdzie ów tor się rozmnaża.

Poza tym ja wiem, że tam sie niekiedy przetacza jakies składy towarowe, ale to nie oznacza, że tor nadaje sie dla ruchu pasażerskiego. Jest wiele podupadłych linii kolejowych, po których własnie wyłącznie się przetacza jakieś wagony towarowe z maksymalną prędkościa dozwolona rzędu 10 - 15 km/h. Bo stan torowiska wyklucza wyższe prędkości.

Nie wydaje mi się, żeby pasażerowie byli zainteresowani transportem pasażerskim z taką prędkością... Jeżeli tor z Osowy do Rębiechowa jest własnie w takim stanie, to oznaczałoby, że dla potrzeb SKM należałoby go zbudować od nowa.

rispetto - Pon Wrz 12, 2005 2:54 pm

Przejeżdżałem tamtędy w niedzielę i wyglądało to tak, jakby od wiosny nic tamtędy nie jechało. A jak tak dłużej potrwa, to zanim ponownie coś przejedzie to przed lokomotywa będzie musiał iść drwal z piłą elektryczną, żeby pościnać wyrastające na torach drzewka. :roll:
rispetto - Pon Wrz 12, 2005 2:55 pm

Słaba płeć :%
Trzy 19-latki dorwały oszusta

Corzano - Sro Wrz 21, 2005 7:33 am

bg napisał/a:
Znalezisko w koszarach

Robotnicy budujący stację paliw na terenie koszar Straży Granicznej przy ulicy Oliwskiej w gdańskim Nowym Porcie natrafili na nietypowe znalezisko. Jest nim najcięższy karabin maszynowy (lub lekkie działko) pochodzący najprawdopodobniej z okresu ostatniej wojny.

- Broń znaleziono w ubiegłym tygodniu. Teraz znajduje się w konserwacji - mówi komandor Grzegorz Goryński z Morskiego Oddziału Straży Granicznej. - Dopiero po zabiegach konserwatorskich będzie można dokładnie powiedzieć, z czym mamy do czynienia.

Funkcjonariusze Straży Granicznej podejrzewają, że jest to pamiątka po jednej z niemieckich jednostek, które stacjonowały tutaj od końca XIX wieku do 1945 roku.

Straż Graniczna będzie próbowała zainteresować znalezioną bronią muzealników. Możliwe też, że pozostawi ją w swoich zbiorach.

Źródło: http://miasta.gazeta.pl/t...12,2926318.html

pumeks - Sro Wrz 21, 2005 8:39 am

Oto jak nie należy uogólniać. Wynikałoby z tego, że w tych koszarach niemieckie jednostki stacjonowały nieprzerwanie od końca XIX wieku do 1945 r. :%
Grün - Sro Wrz 21, 2005 9:19 am

Tak, stacjonowały - a rodzinom polskiej załogi z Westerplatte podnajmowały mieszkania :)
Sabaoth - Sro Wrz 21, 2005 9:33 am

I to jest wlasnie przyklad "niedouczenia" historii Gdanska. Wolne Miasto bylo (i chyba nadal jest) biala plama. :II
danziger - Sro Wrz 21, 2005 10:11 am

Sabaoth napisał/a:
I to jest wlasnie przyklad "niedouczenia" historii Gdanska. Wolne Miasto bylo (i chyba nadal jest) biala plama. :II


Jesli chodzi o dzieje Gdańska, to Wolne Miasto (to drugie oczywiście) jest chyba najbardziej zbadanym okresem - na temat żadnego z okresów w dziejach Miasta nie widziałem tylu publikacji. "Czarną dziurą" to nazwałbym wiek XIX.
Tyle, że ta wiedza jest dostepna nielicznym - zainteresowanym historią a tzw. "społeczeństwo" nie ma o niej zielonego pojęcia - ale nie dlatego, że nie zna jedynie dziejów Gdańska, ale dlatego, że nie zna żadnych dziejów.
Podejrzewam, że przeciętny obywatel RP z historii będzie znał jedynie datę rozpoczęcia II wojny światowej i bitwy pod Grunwaldem.
To jest po prostu przyklad "niedouczenia" historii w ogóle.

Sabaoth - Sro Wrz 21, 2005 11:00 am

Jeszcze hold pruski - 1525, musielismy potrafic podac rok nawet wyrwani z glebokiego snu podczas lekcji historii :wink:
Marcin - Czw Wrz 22, 2005 1:09 am

W zabytki warto inwestować
Cytat:
Blisko 700 tys. złotych przeznaczy Gdańsk na prace konserwatorskie i restauratorskie najatrakcyjniejszych zabytków.

Jeden z najstarszych kościołów ceglanych na świecie Bazylika Mariacka otrzyma 150 tys. złotych. - Pieniądze zostaną przeznaczone na rekonstrukcję okna w kaplicy św. Barbary, którego żeliwna konstrukcja uległa zniszczeniu - mówi proboszcz Bazyliki Mariackiej ks. infułat Stanisław Bohdanowicz.

Oprócz bazyliki fundusze uzyskają też: parafia św. Bartłomieja i Opieki NMP - 90 tys. złotych, parafia p.w. św. Apostołów Piotra i Pawła - 285 tys. złotych, wyremontowane zostaną dwie kamienice przy ul Piwnej 1 - koszt remontu wyniesie 100 tys. złotych - oraz budynek przy ul. Mariackiej 23/24 - 100 tys. złotych.

Prezydent Paweł Adamowicz twierdzi, że na najbliższej Radzie Miasta Gdańska, pod koniec września, uchwała zostanie przegłosowana, a potem pieniądze będą sukcesywnie przekazywane nadzorującym prace restauratorskie.

seestrasse - Czw Wrz 29, 2005 11:32 pm

a to ciekawe :D
http://www.trojmiasto.pl/...l?id_news=17320

Mikołaj - Pią Wrz 30, 2005 9:45 pm

hmm... to żaden news, o ile mnie pamięć nie myli była o tym mowa z dwa miesiące temu na nocnym zwiedzaniu św. Mikołaja

Cytat:
Ziemie nad Potokiem Siedleckim podarował dominikanom w 1227 r. książę pomorski Świętopełk. Ponad pół wieku później książę Mściwój pozwolił dominikanom przegrodzić potok w celach gospodarczych. Miasto już wówczas rozwijało się najintensywniej w rejonie kościoła św. Barbary.

św. Barbary? :???:

Grün - Pią Wrz 30, 2005 10:13 pm

W rejonie kościoła św. Barbary to się wtedy rozwijało osadnictwo, ale żab :)
Sabaoth - Pią Wrz 30, 2005 10:33 pm

A później przyszli Francuzii je wyjedli :^^
Grün - Pią Wrz 30, 2005 11:20 pm

W czasie oblężeń 1807 i 1813 :)
stumar - Wto Paź 04, 2005 8:53 am

Erwinka wraca do szkoły
pumeks - Wto Paź 04, 2005 10:38 am

Ładnie, ale autorka artykułu "popisała się" całkowitą ignorancją nt. kogo i gdzie rozstrzelano, kto zginął podpalony miotaczem płomieni oraz gdzie i kiedy pochowano obrońców poczty :cry:
Sabaoth - Wto Paź 04, 2005 10:40 am

Moze opierala swoja wiedze na filmach fabularnych :II
stumar - Wto Paź 04, 2005 11:01 am

Cytat:
Ładnie, ale autorka artykułu "popisała się" całkowitą ignorancją


Jeśli chodzi o artykuły "Gazety Trójmiasto" na tematy "gdańskie" to ignorancja jest ostatnio niestety normą... :II

Horhe - Wto Paź 04, 2005 11:11 am

Sprawa ta przypomniala mi pewien fakt. Otóż jakieś sk&%$#@%^&&%$syny co jakiś czas podpalają grób tej dziewczynki na cmentarzu na Zaspie. Brak na to słów :cooo:
Zoppoter - Wto Paź 04, 2005 11:29 am

Horhe napisał/a:
Sprawa ta przypomniala mi pewien fakt. Otóż jakieś sk&%$#@%^&&%$syny co jakiś czas podpalają grób tej dziewczynki na cmentarzu na Zaspie. Brak na to słów :cooo:


Co robią?????? :wow: :wow: :wow:

Sabaoth - Wto Paź 04, 2005 11:38 am

:evil: Pregierz ustawic dla takich na Targu Weglowym!
Zoppoter - Wto Paź 04, 2005 11:42 am

Sabaoth napisał/a:
:evil: Pregierz ustawic dla takich na Targu Weglowym!


Ja po prostu nie umiem w to uwierzyć. No ja wiem, zdarza się, że jacyś bandyci niszczą grób albo groby, ale cyklicznie niszczyć ciagle ten sam grób? Co to za jakas nowa moda? :evil:

Grün - Wto Paź 04, 2005 11:43 am

Jak to pręgierz? Przecież społeczna szkodliwość jest zapewne bardzo niska.
danziger - Wto Paź 04, 2005 1:07 pm

Pewnie ma to być "dowcip" - skoro zmarła wskutek poparzeń, to podpalenie jej grobu musi być strasznie zabawne :II
Zoppoter - Wto Paź 04, 2005 1:17 pm

danziger napisał/a:
Pewnie ma to być "dowcip" - skoro zmarła wskutek poparzeń, to podpalenie jej grobu musi być strasznie zabawne :II


To jakiś obłęd... Ja chyba za głupi jestem dla współczesnego świata.

parker - Wto Paź 04, 2005 1:43 pm

Tu lepiej?

Pomnik w Zespole Szkół Łączności


danziger - Wto Paź 04, 2005 2:03 pm

A tak w kwestii wytykania dziennikarskich błędów - coś mi się zdaje, ze podczas ataku na pocztę miotaczy ognia nie użyto, polano tylko budynek benzolem (benzyną?) z motopompy strażackiej (skąd pomysł o polewaniu poczty wodą?!)...
seestrasse - Wto Paź 04, 2005 11:31 pm

http://miasta.gazeta.pl/t...12,2952501.html
Wybiórcza napisał/a:
Smoki wracają na Zbrojownię
aks 04-10-2005 , ostatnia aktualizacja 04-10-2005 22:01
Już w czwartek na fasadę Zbrojowni - po 125 latach nieobecności - powróci pięć smoczych głów.
We wtorek Czarek Rek i Aleksander Brzuskiewicz z Gdańskiej Pracowni Konserwatorskiej pokrywali miedziane rzeźby sztuczną patyną. Turkusowo-zielone pyski smoków zwieńczą trzymetrowe, sterczące ze ściany zabytku rury. Zdobione rynny - zwane rzygaczami lub gargulcami - zostały zdemontowane z powodu złego stanu w 1880 r. Konserwatorzy zrekonstruowali je, biorąc za wzór inne, dość często spotykane w gdańskich budowlach rzygacze.
Wraz ze smokami na stojącej przed Zbrojownią dawnej studni pojawi się kopia chroniącej ją kutej kraty. Oryginał można oglądać w Muzeum Narodowym przy ul. Toruńskiej.

Horhe - Wto Paź 04, 2005 11:56 pm

danziger napisał/a:
Pewnie ma to być "dowcip" - skoro zmarła wskutek poparzeń, to podpalenie jej grobu musi być strasznie zabawne :II

Właśnie to powoduje tym większy niesmak. Jeśli ktoś mieszka blisko, to niech tam zaglądnie od czasu do czasu. W obecnej sytuacji szkoła ma pole do popisu. Czyny społeczne wyszły z mody, ale o grób patrona szkoły, to młodzież zadbać by mogła.

danziger - Sro Paź 05, 2005 10:22 pm

Może się czepiam, ale nie podoba mi się używanie sztucznej patyny - po niedługim czasie smoki zazieleniłyby się całkiem naturalnie...
Grün - Sro Paź 05, 2005 10:29 pm

Ale co to znaczy "sztuczna patyna"? Ja mam wrażenie, że osobnicy na zdjęciu po prostu malują rzygacze lakierem samochodowym... :II
parker - Czw Paź 06, 2005 4:58 am

Nie marudź, Rektórku, będą pasowały do reszty pomalowanej w ten sam sposób fasady :wink:
Spróbuję nie zapomnieć dziś aparatu :mrgreen:

Strach - Czw Paź 06, 2005 9:03 am

Cytat:
Może się czepiam, ale nie podoba mi się używanie sztucznej patyny - po niedługim czasie smoki zazieleniłyby się całkiem naturalnie...


Oj chyba nie . Prowadzę wieloletnie obserwacje kilku miedzianych przedmiotów i raczej nie pokrywają się zielenią a raczej czymś czarnobrązowym. Może to kwestia czasu, albo zmiana składu powietrza? :hmmm:

Zoppoter - Czw Paź 06, 2005 9:11 am

Strach napisał/a:
Cytat:
Może się czepiam, ale nie podoba mi się używanie sztucznej patyny - po niedługim czasie smoki zazieleniłyby się całkiem naturalnie...


Oj chyba nie . Prowadzę wieloletnie obserwacje kilku miedzianych przedmiotów i raczej nie pokrywają się zielenią a raczej czymś czarnobrązowym. Może to kwestia czasu, albo zmiana składu powietrza? :hmmm:


Czasu. Najpierw się miedź utlenia (to jest to ciemne) a potem od wilgoci łapie patyne, czyli wodorotlenek (to jest to zielone). To tak jak w żelazie: najpierw ciemnieje (tlenek zelaza), potem rdzewieje (wodorotlenek zelaza.)

Chełm koscioła św.Jerzego w Sopocie był wymieniany jakoś w latach 80-ych. Najpierw kilka lat był właśnie taki ciemny, ale teraz juz jest zielony.

pumeks - Czw Paź 06, 2005 9:25 am

Grün napisał/a:
Ale co to znaczy "sztuczna patyna"? Ja mam wrażenie, że osobnicy na zdjęciu po prostu malują rzygacze lakierem samochodowym... :II

Bo to jest pewnie podobna technika jaką się stosuje do (autentycznych) zabytków brązowych wykopanych przez archeologów - robi się na nich sztucznie tzw. "szlachetną" patynę, a potem się to jeszcze pokrywa powłokami ochronnymi - w muzeum woskami, w przypadku tych rzygaczy zapewne przezroczystym lakierem.

danziger - Czw Paź 06, 2005 1:32 pm

A czym jest ta sztuczna patyna?
Czy to jakiś zielony barwnik, czy po prostu środki przyspieszające ten proces (tak jak kiedys stosowany koński mocz)?

pumeks - Czw Paź 06, 2005 1:56 pm

Ona nie jest sztuczna, tylko sztucznie wytworzona. Oj nie wymagaj ode mnie żebym ci podawał wzór chemiczny...
seestrasse - Pią Paź 07, 2005 12:07 am

Cytat:
Po szynach na Chełm

Mikołaj Chrzan 06-10-2005 , ostatnia aktualizacja 06-10-2005 21:44
Są pieniądze na budowę linii tramwajowej z centrum Gdańska na Chełm! Pierwsze wagony pojadą tą trasą prawdopodobnie w 2008 r.
Marcin Szpak, wiceprezydent Gdańska, spędził cały czwartek w Ministerstwie Gospodarki i Pracy w Warszawie. Obradował tam tzw. komitet sterujący, który miał do podziału 115 milionów euro na rozwój transportu w aglomeracjach. Konkurencja była spora, bo polskie miasta przedstawiły projekty, których łączna wartość wynosiła prawie dwa razy tyle. Około godz. 14 Szpak zaczął wysyłać SMS-y do urzędników i radnych: Mamy pieniądze na Gdański Projekt Komunikacji Miejskiej!
- Dostaliśmy 80 milionów złotych. To połowa niezbędnych środków, reszta będzie pochodzić z budżetu miasta - relacjonował na gorąco wiceprezydent, który odpowiada za pozyskiwanie dotacji z Unii Europejskiej. - Potrzebny jest już tylko podpis ministra, ale nikt nie przypuszcza, żeby ta decyzja się zmieniła. To właściwie formalność.
Plan przygotowany przez gdański magistrat zakładał zdobycie pieniędzy na modernizację istniejących torowisk oraz zakup autobusów i tramwajów. Jego najważniejszą częścią była budowa linii tramwajowej na Chełm, który jest jedną z największych dzielnic miasta (mieszka tam ok. 50 tys. ludzi).
Koncepcja tej trasy narodziła się jeszcze w latach 80. W 1984 r. do użytku oddano fragment łączącej centrum Gdańska z Chełmem drogi WZ. - Już wtedy projektanci przewidzieli, że między jezdniami pojedzie tramwaj. Powstały kładki, przystanki, wiadukty - mówi Mieczysław Kotłowski, wicedyrektor Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku. Przez ponad 20 lat - mimo wielu przymiarek - nie wytyczono nawet dokładnego przebiegu linii. Problem był zawsze ten sam - brak finansów na budowę. Teraz - dzięki środkom unijnym - jest ona realna.
Szpak wie jednak, że nie można tracić czasu na świętowanie. - Wszystkie zadania z projektu muszą być ukończone przed 2008 r. Przy tak poważnych inwestycjach, to szalenie krótki termin.
Zdaniem specjalistów od komunikacji, tramwaj zdecydowanie poprawi jakość życia mieszkańców Chełma. - Tramwaje nie będą stały w korkach, które tworzą się w godzinach szczytu na al. armii Krajowej. To oznacza szybszy dojazd. A autobusy, które do tej pory kursowały do tej dzielnicy, będzie można skierować na inne osiedla - przekonuje Zbigniew Kowalski, wiceprezes Zakładu Komunikacji Miejskiej w Gdańsku.

Sabaoth - Pią Paź 07, 2005 5:59 am

Cytat:
Po szynach na Chełm...

Zupełnie jak z Wyspą Spichrzów :hihi:

stumar - Pon Paź 17, 2005 9:44 am

Próbował ktoś pieczywa z tej piekarni?
Sabaoth - Czw Paź 27, 2005 8:36 am

Cytat:
Na polu w Dargobądzu w gminie Wolin mieszkaniec Świnoujścia rozpoczyna poszukiwania Bursztynowej Komnaty. Jan Goch twierdzi, że zna odpowiedź na jedną z najbardziej fascynujących zagadek XX wieku

Jego zdaniem, Niemcy po wywiezieniu Bursztynowej Komnaty z Królewca w 1945 roku, ukryli ją właśnie na jednym z pól w Dargobądzu. Do przekopania jest około 100 metrów kwadratowych gruntu.

Jan Goch przyznaje, że z pola trzeba najpierw wypompować wodę, która pojawiła się już na głębokości półtora metra.

Skarb, jeśli rzeczywiście ukryty jest w Dargobądzu, ma nie tylko wielką wartość historyczną. W 1942 roku Bursztynowa Komnata była wyceniana na 50 milionów dolarów w złocie.


w notce Znajdzie Bursztynową Komnatę?

Nie wydaje mi się, żeby podwodny tunel kolejowy na Hel przebiegał pod jego polem :hihi:

fritzek - Czw Paź 27, 2005 1:21 pm

Może chłop kupił sobie radziecki radziecki wykrywacz bursztynu? :hihi:
A tak w ogóle, to ja przypuszczam że ów tunel przebiega pod moim ogródkiem. Wniosek ten wysnułam po tym jak chciałam wbić w ziemię sztycę od parasola i ta sztyca trafiła na pustą przestrzeń pod ziemią. :P

Sabaoth - Czw Paź 27, 2005 1:27 pm

Pewnie, ze przebiega pod Twoim ogrodkiem, przeciez lezy on na linii laczacej Biskupia Gorke, Twierdze Wisloujscie i Hel! Zatkaj natychmiast te dziure bo jeszcze jakis Wehrwolf z niej wyskoczy.
fritzek - Czw Paź 27, 2005 4:34 pm

Sabaoth napisał/a:
Zatkaj natychmiast te dziure bo jeszcze jakis Wehrwolf z niej wyskoczy.

Nie wiem czy jest sens zatykać. Jak wiadomo "nie ma takiej rury na świecie, której nie można odetkać"...

Sabaoth - Sro Lis 02, 2005 12:08 pm

Tramwajem na Chełm - ostatnia decyzja ministra

Cytat:
Gdańsk się cieszy, Warszawa ociera łzy. Jacek Piechota, odchodzący minister gospodarki i pracy, zatwierdził korzystny dla stolicy województwa pomorskiego podział pieniędzy z Unii Europejskiej.

Miesiąc temu prezydent Gdańska Paweł Adamowicz przywiózł ze stolicy wiadomość, że nasze miasto, kosztem rozbudowy warszawskiego metra, otrzymało 80 milionów na remonty torowisk i budowę oczekiwanej od dawna linii tramwajowej na Chełm. Brak pieniędzy na metro rozeźlił prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. Osobą, która mogła zmienić decyzję i np. zabrać pieniądze Gdańskowi, był minister gospodarki Jacek Piechota.

Tuż przed weekendem odchodzący minister zdecydował, że nie zmieni podziału pieniędzy. Wart prawie 900 milionów projekt rozbudowy metra trafi więc do Brukseli jako rezerwowy. Warszawiacy nie powinni mieć jednak wielkiego żalu: w ramach tego samego funduszu dostali pieniądze na inne - oprócz metra - projekty komunikacyjne (także na remonty torowisk) warte ok. 160 mln zł.

Sukces gdańskich urzędników oznacza wielkie wyzwanie dla inżynierów. Pieniądze muszą zostać wydane do końca 2007 r. Oznacza to, że jednocześnie w Gdańsku prowadzonych będzie kilka bardzo dużych inwestycji komunikacyjnych (m.in. budowa nowego odcinka trasy W-Z, linii tramwajowej na Chełm, remont Błędnika i arterii przy Dworcu Głównym PKP, modernizacja ul. Marynarki Polskiej).

danziger - Sro Lis 02, 2005 2:10 pm

dopóki nie zobaczę - nie uwierzę
Sabaoth - Sro Lis 02, 2005 2:20 pm

Blogoslawieni, ktorzy nie zobaczyli, a uwierzyli :^^
venator - Sro Lis 02, 2005 10:51 pm

Amen :hihi:
Marcin - Nie Lis 06, 2005 10:00 pm

Obywatelu, mury nie rosną!

Cytat:
Wiekowe mury gdańskich zabytków mają wielu wrogów. Z powietrza atakują je kwaśne deszcze. Z ziemi podlewają je - równie szkodliwym moczem - turyści i mieszkańcy miasta.

- Ledwo z dużym trudem naprawiliśmy i odsoliliśmy mury Katowni, a już pojawiły się na nich uszkodzenia spowodowane moczem - mówi Maria Bojarska z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. - Zespół Przedbramia to zresztą nie jedyny zabytek profanowany w ten właśnie sposób.

Tak samo regularnie niszczony jest także Dwór Artusa i przedproża na ul. Mariackiej. Najgorsza sytuacja jest w odrestaurowanej Bramie Wyżynnej. Tutaj przechodnie urządzili sobie prawdziwą toaletę. Nie lepiej dzieje się wokół świeżo wyremontowanej fasady Zbrojowni. Wandale upatrzyli sobie na dziką toaletę załom muru za ozdobną studnią. Jedyną metodą ochrony fasady zabytku okazuje się odgrodzenie jej ozdobnym płotem, który istniał tu w dawnych wiekach.

- W Muzeum Narodowym zachowała się pochodząca z niego oryginalna krata - mówi konserwator Ludwik Brzuskiewicz. - Płot był też znany z wielu przedstawień ikonograficznych. Nie będzie więc problemu z odtworzeniem go w zgodzie z wymogami konserwatorskimi.

Płot, ufundowany przez miasto i Akademię Sztuk Pięknych, stanie w przyszłym roku.


Obywatelu, nie lej...

Corzano - Czw Lis 10, 2005 9:41 am

W jakim stanie są gdańskie tramwaje?

Cytat:
Od kilku dni piszemy o kiepskim stanie technicznym gdańskich tramwajów. Wszystko zaczęło się w ubiegły czwartek, gdy doszło do zderzenia dwóch pojazdów. Jeden z nich nie zdołał wyhamować na skrzyżowaniu. Szczęśliwie nikomu z pasażerów nic się nie stało, jedyne starty to uszkodzone wagony.

Według proszących o anonimowość pracowników Zakładu Komunikacji Miejskiej, wypadek wydarzył się, bo tramwaj miał niesprawne hamulce. Co gorsza, w takim samym stanie jest jeszcze kilkadziesiąt innych tramwajów. Można je rozpoznać po wymalowanym na tzw. wózku wagonu (tuż obok koła, jak na zdjęciu) białym krzyżu. Takimi krzyżami oznaczono rzekomo te pojazdy, z których zniknęła cewka luzownikowa. To ważna część hamulca szczękowego, który ma zatrzymać tramwaj w awaryjnej sytuacji - gdy w trakcji nie ma prądu.

Udaliśmy się na przystanek pod Urzędem Miasta przy ul. 3 Maja. W ciągu 15 minut przejechało dziesięć pojazdów. Na wózkach pod trzema z nich znaleźliśmy wyraźnie wymalowany biały krzyż.

Dlaczego ktoś miałby kraść cewki? Są wykonane z miedzi i ważą ok. 25 kg. Za jedną można w skupie złomu dostać kilkaset złotych.

- Przyznaję, że odnotowaliśmy sporadyczne kradzieże cewek - mówi Izabela Kozicka-Prus, rzecznik ZKM Gdańsk. - Zapewniam jednak, że znajdują się one we wszystkich wagonach tramwajowych i są uzupełniane systematycznie lub wymieniane ze względu na zużycie podczas codziennych przeglądów.

Gdy zapytaliśmy o znaczenie krzyżyków, rzecznik ZKM odmówiła jakiegokolwiek komentarza i powtórzyła: - Cewki są na swoich miejscach.

- Takie krzyżyki mogą mieć różne znaczenie. Na przykład w Szybkiej Kolei Miejskiej w podobny sposób oznacza się wózki, którym kończy się okres przeglądowy - powiedziała nam osoba związana z branżą komunikacyjną w Gdańsku.

Wątpliwości powinna rozstrzygnąć kontrola w ZKM, którą zlecił po naszych tekstach prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Jednak Zarząd Transportu Miejskiego (który nadzoruje ZKM) nie jest do niej jeszcze gotowy. Będzie w stanie ją przeprowadzić najwcześniej w poniedziałek.


I tak mi się przypomniało:
B. Zwarra z 'Wgb 1' napisał/a:
Kremowo pomalowane, lśniące czystością autobusy kursowały wówczas pomiędzy Gdańskiem i Sopotem. [...] Wspominam dzisiaj z rzewnością ówczesny komfort jazdy w tych autobusach. Niskie siedzenia były tak miękkie, jak skórzane fotele w wielu gabinetach. Wstawało sięz nich z pewnym trudem. Również resory tych pojazdów były elastyczne, tak że wydawało się, iż autobus nie jedzie, lecz płynie po asfalcie alei.

seestrasse - Czw Lis 10, 2005 3:12 pm

takie wspomnienia z lat dziecinno-chłopięco-młodzieżowych na ogół mają pozytywny wydźwięk :wink:
gargoyle dfl - Czw Lis 10, 2005 4:26 pm

Ciekawe,czy cewki gina w zajezdni czy podczas postoju na petlach?
Corzano - Sob Lis 12, 2005 8:47 am
Temat postu: Patriotyczna resocjalizacja w areszcie
Patriotyczna resocjalizacja w areszcie

Maciej Sandecki napisał/a:
Patriotyzm formą resocjalizacji - to nowatorski program władz gdańskiego aresztu. W święto niepodległości więźniowie śpiewali legionowe pieśni i dowiedzieli się, że marszałek Józef Piłsudski też siedział w tym samym budynku co oni. - Piłsudski tu siedział i został potem przywódcą Polski? To może i mi się uda - żartowali na wykładzie więźniowie

Na pomysł wpadli wspólnie wicedyrektor gdańskiego więzienia kpt. Waldemar Kowalski i Piotr Szubarczyk, historyk z gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. - Sam pomysł może nie jest nowy, bo już w latach 70. więźniów spędzano na plac i robiono im takie ideologiczno-historyczne pogadanki - mówi kpt. Kozłowski. - Postanowiliśmy jednak teraz robić to inaczej, żeby osadzeni poznali historię Polski, ale też, żeby obudzić w nich patriotyczne uczucia.

Na Święto Niepodległości do gdańskiego aresztu zaproszono zespół muzyczny oraz kombatantów Armii Krajowej. Kiedy Piotr Szubarczyk, przedstawiał więźniom Krystynę Rzewuskę, działaczkę AK, która osiem lat spędziła w sowieckich łagrach, rozległy się brawa uznania. Szubarczyk zrobił więźniom wykład o odzyskiwaniu przez Polskę niepodległości, ale co chwila przerywał go na wspólne śpiewanie patriotycznych pieśni. Muzycy grali, a na telebimie leciały teksty piosenek, więźniom najbardziej podobała się "Pierwsza kadrowa" i "Jak to na wojence ładnie". - Takie spotkania to bardzo dobry pomysł - powiedział nam jeden z więźniów. - Jestem patriotą i przy tym śpiewaniu się wzruszyłem. Przyszedłem na spotkanie za dobre sprawowanie.

- Dla niektórych to była nagroda, ale przyprowadziliśmy też celowo kilku młodocianych przestępców, bo dla nich to zupełnie nieznany świat, jestem pewien, że tego nie zapomną - dodaje kpt. Kowalski.

Osadzeni z zaciekawieniem słuchali opowieści kpt. Kowalskiego o pobycie w gdańskim areszcie marszałka Józefa Piłsudskiego i generała Kazimierza Sosnkowskiego. Obaj przebywali tu przez tydzień, latem 1917 roku. Cela, w której siedział Piłsudski, została zrekonstruowana i jest teraz więzienną izbą pamięci. - Mimo że Piłsudski był wtedy brygadierem, Niemcy zdawali sobie sprawę z jego pozycji i traktowali jak generała - mówi Kowalski, autor książki "Dwie strony krat" o historii gdańskiego więzienia. - Dostał najlepszą celę - większą, z krzesłem i stołem, dostawał nawet wino.


Czyż to nie akcja, jak za komuny? :%

Sabaoth - Sob Lis 12, 2005 10:47 am

Jakoś te związki Naczelnika z Gdańskiem nie są za bardzo eksponowane, wycieczek szkolnych do gdańskiego pudła sie nie organizuje :^^
fritzek - Sob Lis 12, 2005 11:44 am

Sabaoth napisał/a:
Jakoś te związki Naczelnika z Gdańskiem nie są za bardzo eksponowane, wycieczek szkolnych do gdańskiego pudła sie nie organizuje :^^


Nie trzeba, młodzież sama się garnie przecież do tego miejsca:
Maciej Sandecki napisał:

- Dla niektórych to była nagroda, ale przyprowadziliśmy też celowo kilku młodocianych przestępców, bo dla nich to zupełnie nieznany świat, jestem pewien, że tego nie zapomną - dodaje kpt. Kowalski.

seestrasse - Sro Lis 23, 2005 11:45 pm

Wyborcza napisał/a:
Most do likwidacji
Emilia Salach 23-11-2005 , ostatnia aktualizacja 23-11-2005 21:21
Resztki ceglanego mostu kolejowego przy ul. Słowackiego zostaną wyburzone. Taką decyzję - po konsultacji z konserwatorami zabytków - podjęli gdańscy urzędnicy.
O rozsypującym się starym moście kolejowym pisaliśmy kilka tygodni temu. Do redakcji zgłosił się gdańszczanin, którego niemal nie zraniły odrywające się od resztek konstrukcji cegły.
O zdarzeniu poinformowaliśmy Zarząd Dróg i Zieleni. Wicedyrektor Mieczysław Kotłowski postanowił zwołać naradę urzędników z konserwatorami zabytków. Efektem spotkania jest decyzja o rozbiórce zrujnowanego lewego (jadąc w kierunku Wrzeszcza) przyczółka wiaduktu.
- Zgodnie z planem zagospodarowania terenów miejskich tamtędy będzie przebiegać droga, dodatkowe pasy ulicy Słowackiego - wyjaśnia Kotłowski. - Ponieważ termin budowy jest już całkiem nieodległy - na tym odcinku powinna ruszyć za pięć lat - remontowanie mostu mija się z celem.
Jego zdanie podziela miejski konserwator zabytków. - Pozostawienie pozostałości wiaduktu w tak złym stanie technicznym nie ma sensu - uważa Janusz Tarnacki. - Aby je zachować, trzeba byłoby przeprowadzić gruntowną modernizację. Nie warto tego robić wobec planowanej rozbudowy ul. Słowackiego, a wiadukt w obecnej kondycji zagraża mieszkańcom.
Rozbiórka mostu zostanie przeprowadzona w przyszłym roku. - Zabierzemy się do tego na przełomie marca i kwietnia - mówi Mieczysław Kotłowski.

danziger - Sro Lis 23, 2005 11:50 pm

Zastanawiam się jak się ma poszerzanie Słowackiego (i będąca jego logiczną konsekwencją likwidacja tego wiaduktu) do planow odbudowy przebiegającej tamtędy linii kolejowej.
Postawią nowy wiadukt - o szerszym rozstawie przęseł, czy wykopia tunel? :hmmm:
Ciekawe, czy pomysłodawcy odbudowy tej linii w ogóle się nad tym zastanawiali...

PAULUS MAZUR - Czw Lis 24, 2005 7:44 am

Nie ma szansy na kolejkę...buuu
Zoppoter - Czw Lis 24, 2005 7:50 am

danziger napisał/a:
Zastanawiam się jak się ma poszerzanie Słowackiego (i będąca jego logiczną konsekwencją likwidacja tego wiaduktu) do planow odbudowy przebiegającej tamtędy linii kolejowej.


Nie wydaje mi się, żeby istniały jakiekolwiek plany odbudowy tej linii - pomijając marzenia hobbystów...

Ale nawet gdyby rzeczywiście miało dojść do odbudowy tej kolei - to te resztki i tak nie nadawałyby sie do uzytku. 60 lat pozostawały zrujnowane, bez żadnej konserwacji. Cegły z tego lecą - jak to miałoby utrzymać dwieście ton żelastwa?

Sabaoth - Czw Lis 24, 2005 7:51 am

No jak to? Ta linia jest w planach odbudowy od 1945 r. jak tylko odbudują Wyspę Spichrzów zajmą się jej uruchomieniem :mrgreen:
gargoyle dfl - Pią Lis 25, 2005 4:44 pm

A propos rozbiorki: z jakiej cegielni uzywano cegiel;co sie stanie z rozebranymi ceglami;jak szybko pojawia sie w sklepach z antykami ew.allegro??
Corzano - Pon Lis 28, 2005 12:41 pm

Gdzie spoczywa admirał Arend Dickmann?

Bartosz Gondek napisał/a:
Od bitwy pod Oliwą mija dziś 378 lat. Admirał Arend Dickmann, który w zwycięskiej bitwie ze Szwedami dowodził polską flotą, spoczywa zapomniany gdzieś pod posadzką Bazyliki Mariackiej

- W poniedziałek podczas mszy będziemy się modlić za duszę admirała - mówi ks. infułat Bogdanowicz. Proboszcz Bazyliki Mariackiej chce też powiesić w świątyni niewielki portret zwycięzcy z 1627 roku. - Mamy nadzieję, że z czasem uda się go zastąpić czymś stałym. Przecież tak wielki marynarz na to zasługuje - dodaje ks. Bogdanowicz.

Po latach będzie to pierwsza msza w gdańskiej świątyni, w której przywołana zostanie pamięć Arenda Dickmanna. Admirała pochowano tam, z wielkimi honorami, 2 grudnia 1627 roku. Potem pamięć o nim zaginęła. Dziś nie wiemy nawet dokładnie, gdzie leży. Stał się jednym z około 6 tys. anonimowych osób pochowanych pod posadzką Bazyliki. Upamiętniające go epitafium, podobnie jak dziesiątki innych, gdzieś zaginęło. Dziś trudno będzie ustalić, gdzie leży. Z opisu pogrzebu, zamieszczonego w wydanej 1687 roku historii Gdańska autorstwa Reinholda Kuricke, dowiadujemy się jedynie, że pochowano go w ziemi (ze względu na jakość gruntu Bazylika Mariacka nie posiada rozbudowanych piwnic.)

Dlatego jedyną szansą dokładnego określenia miejsca pochówku admirała jest przeprowadzenie kompleksowych prac archeologicznych. Byłoby to o tyle ciekawe, że w Bazylice nigdy ich nie robiono. W latach osiemdziesiątych, podczas stawiania filarów pod organy, robotnicy odkryli przypadkowo kilka trumien. W jednej z nich znajdowały się zmumifikowane zwłoki kobiety. Okrywające ją ubranie zachowało się w idealnym stanie. Według specjalistów, może to dowodzić, że ziemia pod kościołem ma bardzo dobre własności konserwujące.

Nawet jeżeli doczesne resztki Dickmanna zachowały się w niezłym stanie, prawdopodobieństwo jego odnalezienia jest znikome. Wykopaliska prowadzone w kościele św. Jana wykazały, że w ziemi pod bazyliką może znajdować się nawet osiem warstw trumien. Najstarsze, ze średniowiecza, tkwią na głębokości sześciu metrów. Zdarza się, że zwłoki są przygniecione, przemieszczone i niekompletne. Do dzieła zniszczenia dokładają się przez lata wierni. Pod ich ciężarem zapadają się trumny, powodując z kolei pękanie płyt nagrobnych.

Marynarka Wojenna czci pamięć admirała, składając wieniec na płycie marynarza na Oksywiu.

- Bitwa pod Oliwą to dla nas wyjątkowe wydarzenie, w jej rocznicę powołano przecież Marynarkę Wojenną. - mówi podporucznik Grzegorz Łyko. - Gdzie leży nasz patron, nie wiem. Ale mogę to sprawdzić.

Jak chowano admirała

28 listopada 1627 roku flota Zygmunta III Wazy pokonała szwedzką eskadrę, blokującą port w Gdańsku. Ojcem tego zwycięstwa był holender Arend Dickmann. Rankiem wykorzystał niekorzystny dla przeciwnika wiatr i rozdzielenie się wroga. Zaatakował i zdobył szwedzki okręt admiralski. Zwycięska bitwa odbiła się szerokim echem po europejskich dworach. Admirał Dickmann, ranny w obie nogi, zmarł pod jej koniec. Poza nim zginęli także: dowódca polskiej piechoty morskiej kapitan Jan Storch i dowodzący szwedzką eskadrą admirał Nils Strienskold.

2 grudnia 1627 roku w Bazylice Mariackiej odbył się niezwykle uroczysty pogrzeb admirała Dickmanna i dowódcy piechoty morskiej kapitana Storcha. Został on wyprawiony na koszt króla. Trumny przetransportowano statkami z portu wojennego przy Wisłoujściu pod Żuraw. Tam zniesiono je na ląd i przy biciu dzwonów przeniesiono do Bazyliki Mariackiej. Na wiekach leżały rapiery i kapelusze z piórami. Trumnom towarzyszyła kompania honorowa piechoty morskiej, królewscy komisarze i rada miasta. Przed nimi pędzono 33 pary powiązanych jeńców szwedzkich.

Obok polskiego admirała i kapitana, w jednej z bocznych krypt kościoła Najświętszej Marii Panny, czasowo pochowano także Nilsa Strienskolda.

Corzano - Pon Gru 05, 2005 11:32 am

Wysyp nowych hoteli w Trójmieście
Katarzyna Włodkowska napisał/a:
Firmy hotelarskie postanowiły walczyć o mniej zamożnych klientów. - Nadchodzi moda na tanie pokoje - przekonują specjaliści

- Rocznie do Trójmiasta przybywa prawie sześć milionów turystów - mówi Bogdan Donke, prezes Gdańskiej Organizacji Turystycznej. - Większości nie zależy na luksusach, a na zwiedzaniu i dobrej zabawie. Tymczasem na 102 hotele w całym województwie pomorskim zaledwie 11 ma jedną gwiazdkę.

Tę niszę postanowiła zapełnić firma Orbis SA, otwierając sieć jedno- i dwugwiazdkowych hoteli - Etapów i Ibisów.

Pierwszy - Etap (143 pokoje) - stanie w Gdańsku na koniec 2006 roku, tuż obok hotelu Mercure Hewelius. W ciągu najbliższych lat w całym kraju pojawi się ich aż 23, m.in. w Warszawie, Krakowie czy Poznaniu. Wszystkie w centrach miast, blisko tras przelotowych.

- Etap ma być idealnym miejscem na przerwę w podróży - tłumaczy Kaja Szwykowska, rzecznik Orbis SA.

I tanim. Pokój trzyosobowy będzie kosztować 100 - 140 złotych. Orbis planuje także przerobić hotel Gdynia. Jedną część w jednogwiazdkowy Etap, drugą w dwugwiazdkowy Ibis. Obok prawdopodobnie stanie hotel Novotel.

Modę na tanie pokoje wyczuła również spółka Port Hotel, należąca do Portów Lotniczych. W ciągu pięciu lat chce postawić dwu- i czterogwiazdkowe hotele przy każdym ważniejszym lotnisku w kraju. W pierwszej kolejności w gdańskim Rębiechowie.

- Niewykorzystanie boomu na tanie linie lotnicze to grzech - uważa Witold Ignatowski, prezes spółki PH. - Hotele przy portach są niezbędne.

W obiektach dwugwiazdkowych pokój (1-4 osobowy) ma kosztować 200 złotych, w czterogwiazdkowych - 500 zł.

Na tym nie koniec rozkwitu branży hotelowej w Trójmieście. Prawdopodobnie już pod koniec roku swoje podwoje otworzy Hotel Wolne Miasto przy ulicy św. Ducha w Gdańsku. 43 pokoje - wszystkie jedno- i dwuosobowe, w cenie od 175 do 275 złotych.

Nowy obiekt hotelarski w ciągu dwóch lat obiecuje również Jacek Karnowski, prezydent Sopotu. Nieoficjalnie mówi się o Sheratonie. Na konkretne decyzje czeka również hotel Jantar, na bazie którego ma powstać nowy, czterogwiazdkowy obiekt. Spółka Rezydent, właściciel budynku i ziemi, od kilku lat nie może dopiąć formalności. O budowie hotelu wspomina również spółka deweloperska Martinsa Grupo Inmobiliario, właściciel fragmentu gdańskiej Wyspy Spichrzów, kartuski deweloper "Górski", świeży nabywca terenów po browarze Heweliusz w gdańskim Wrzeszczu, oraz firma The Factory Outlet, która chce postawić jednogwiazdkowy obiekt obok centrum handlowego w Szadółkach.

rispetto - Pon Gru 05, 2005 1:05 pm

Cytat:
jednogwiazdkowy obiekt obok centrum handlowego w Szadółkach

Hotel wśród takich "zapachów" 8O Chyba tylko zwolenników sportów ekstremalnych lub niczego nieświadomych turystów tam zatrzymają. W niektóre dni mozna tam zwymiotować jadąc samochodem, a co dopiero spędzić tam noc. :wink:

seestrasse - Pon Gru 05, 2005 10:38 pm

hotele "Etap" znam jeszcze z czasów, kiedy zwały się "Formule Einz". stanowczo nie polecam :hihi:
turecki - Pon Gru 05, 2005 11:21 pm

a to centrum handlowe na Szadółkach to zgodnie z nowymi przepisami o złomowaniu starej elektroniki ? :mrgreen:
danziger - Pon Gru 05, 2005 11:56 pm

rispetto napisał/a:
Hotel wśród takich "zapachów" 8O Chyba tylko zwolenników sportów ekstremalnych lub niczego nieświadomych turystów tam zatrzymają. W niektóre dni mozna tam zwymiotować jadąc samochodem, a co dopiero spędzić tam noc. :wink:

Z tego "outletu" korzystałem wprawdzie tylko raz, ale dosyć często jeżdżę przez ten wiadukt na obwodnicy - i jakos nie pamiętam ani razu, żeby cokolwiek śmierdziało.
Przecież wysypisko jest spory kawałek od outletu i to po drugiej stronie obwodnicy...

rispetto - Wto Gru 06, 2005 7:54 am

danziger napisał/a:
rispetto napisał/a:
Hotel wśród takich "zapachów" 8O Chyba tylko zwolenników sportów ekstremalnych lub niczego nieświadomych turystów tam zatrzymają. W niektóre dni mozna tam zwymiotować jadąc samochodem, a co dopiero spędzić tam noc. :wink:

Z tego "outletu" korzystałem wprawdzie tylko raz, ale dosyć często jeżdżę przez ten wiadukt na obwodnicy - i jakos nie pamiętam ani razu, żeby cokolwiek śmierdziało.
Przecież wysypisko jest spory kawałek od outletu i to po drugiej stronie obwodnicy...

Swego czasu codziennie jeździłem drogą z Ujeściska do węzła Szadółki, żeby dostać się na obwodnicę. Nie codziennie, ale dosyć często wiało tam w tak obrzydliwy sposób, że zastanawiałem się, jak moga tam mieszkac ludzie :yyy: A do tego powstawały przy tej drodze nowe domy jednorodzinne :vomit: W sobotę przejeżdżałem obok obwodnicą i znowu efekt był ten sam.
Pamiętam, jak kiedyś na tym wysypisku mieszkali Cyganie. Twardzi ludzie.

Corzano - Sro Gru 07, 2005 11:18 am

Tereny postoczniowe - szansa na mniejsze korki

Michał Tusk napisał/a:
Młode Miasto powoli nabiera kształtów - na razie w planie zagospodarowania przestrzennego. Według niego główna ulica dzielnicy - Nowa Wałowa - może przyczynić się do rozładowania korków w centrum Gdańska

Nowa Wałowa według planów ma być dwujezdniową drogą przelotową. - Istotne, aby była to droga o dużej przepustowości - podkreśla Wiesław Bielawski, wiceprezydent Gdańska ds. polityki przestrzennej.

Plany miasta budzą niepokój Synergii '99, spółki, która jest właścicielem większości terenów i szuka inwestorów chcących budować nową dzielnicę. Dla spółki najlepsza byłaby szeroka aleja z dogodnymi dojazdami do każdej posesji.

- Musimy uzyskać kompromis, to będzie ważna inwestycja dla kierowców zmniejszająca korki - tłumaczy Bielawski. - Zapewniam jednak, że nie dopuścimy do powstania kolejnej ulicy w stylu Podwala Przedmiejskiego, które oddzieliło w sztuczny sposób Dolne Miasto od Starowki.

Nowa Wałowa będzie najprawdopodobniej ujęta w Wieloletnim Planie Rozwoju na lata 2010 - 2014. Kiedy powstanie, zamknie tzw. mały ring, czyli obwodnicę Śródmieścia złożoną z ulic Podwale Przedmiejskie, Wały Jagiellońskie, Wały Piastowskie, Jana z Kolna i właśnie Nowej Wałowej. Trasa ta zaczynać ma się na wysokości dzisiejszej pętli autobusowej przy Jana z Kolna, omijać od strony nabrzeża plac Solidarności i dalej, przez tereny stoczni kierować się ku Motławie, po której przekroczeniu wejdzie w istniejący ciąg ulic Głębokiej i Długiej Grobli.


Co sądzicie o "sztucznym oddzieleniu Dolnego Miasta od Starowki" przez Podwale Przedmiejskie?
Straszne czy śmieszne? :II

Zoppoter - Sro Gru 07, 2005 11:52 am

Corzano napisał/a:

Co sądzicie o "sztucznym oddzieleniu Dolnego Miasta od Starowki" przez Podwale Przedmiejskie?
Straszne czy śmieszne? :II


Ze napisal "Starowka"? Ani straszne, ani smieszne. To po prostu normalne :evil:

Corzano - Sro Gru 07, 2005 12:19 pm

Jest jeszcze coś. Poprawcie mnie, jesli się mylę, ale zakładając, że Starowka to Główne Miasto, to jakim cudem Podwale Przedmiejskie może oddzielać je od Dolnego Miasta? Czy po drugiej stronie ulicy nie ma przypadkiem Starego Przedmieścia?
Mikołaj - Sro Gru 07, 2005 12:34 pm

Najwyraźniej wiceprezydent Gdańska ds. polityki przestrzennej nie zorientował się jeszcze w układzie przestrzennym miasta.
Sabaoth - Sro Gru 07, 2005 1:29 pm

Wygląda na to, że Mikołaj ma rację, a ja obawiam się również, że wiceprezydent Gdańska ds. polityki przestrzennej nie pozna układu miasta do końca swojej kadencji.
rispetto - Sro Gru 07, 2005 1:30 pm

Ja mam nadzieję, że jego kadencja upłynie na owocnej pracy, a nie na jałowych sporach nazewniczych.
Corzano - Sro Gru 07, 2005 1:41 pm

rispetto napisał/a:
Ja mam nadzieję, że jego kadencja upłynie na owocnej pracy, a nie na jałowych sporach nazewniczych.

Jednak gdy dojdzie do tego, że nazwie Brzeźno Nowym Portem, to nie ręczę za siebie. :wink: :hihi:

Sabaoth - Sro Gru 07, 2005 1:45 pm

Cytat:
Ja mam nadzieję, że jego kadencja upłynie na owocnej pracy

Jak praca takiego urzędnika może być owocna, kiedy nie ma on pojęcia o mieście. Równie dobrze decyzje o zabudowie Gdańska mógłby podejmować burmistrz Koluszek, który też pewnie nie wie gdzie leży w Gdańsku Stare Miasto, a gdzie Dolne Miasto.

rispetto - Sro Gru 07, 2005 1:53 pm

Sabaoth napisał/a:
Cytat:
Ja mam nadzieję, że jego kadencja upłynie na owocnej pracy

Jak praca takiego urzędnika może być owocna, kiedy nie ma on pojęcia o mieście. Równie dobrze decyzje o zabudowie Gdańska mógłby podejmować burmistrz Koluszek, który też pewnie nie wie gdzie leży w Gdańsku Stare Miasto, a gdzie Dolne Miasto.

A wyborażasz sobie miny radnych, jak powie im przykładowo, że będa robić "cośtam" na "Starym Przedmieściu"? Odwołają go za to, że za przeproszeniem wała z nich robi, bo pewnie to "Stare Przedmieście" to jego działka nad jeziorem i owym radnym jakiś jawny kit wciska. Ja wolę, żeby dobrze rządził i kierował inwestycjami niż kolędował z kagankiem oświaty. :wink: Z naprawy świata zrezygnowałem mając 18 lat i teraz mam to głeboko gdzieś. Dopuszczam myśl, że inni mogą być podobnymi oportunistami.
Jak będziesz nastepnym razem w Gdańku proponuję wsiąść do taksówki i powiedzieć, że chcesz jechać na Stare Przedmieście. Opisz proszę reakcję taksówkarza, było nie było osoby bardzo dobrze zorientowanej w topografii miasta i szeroko rozumianej "obsłudze turystów" :%

danziger - Sro Gru 07, 2005 2:39 pm

Nazywanie Starego Przedmieścia Dolnym Miastem to niestety taka sama norma jak nazywanie Głównego Miasta Starym albo Starowką.
Co nie zmienie faktu, że Podwale oddziela również Dolne Miasto od Nowych Ogrodów, a pośrednio również od Głównego i Starego Miasta - a więc na upartego można by uznać wypowiedź tego urzędnika za poprawną.
Niepokoi mnie natmiast planowanie kolejnej trasy przelotowej a la Podwale - zapewne będzie ona potrzebna, ale niech tym razem zostanie zrobiona z głową...

Zoppoter - Czw Gru 08, 2005 6:17 am

danziger napisał/a:
Co nie zmienie faktu, że Podwale oddziela również Dolne Miasto od Nowych Ogrodów, a pośrednio również od Głównego i Starego Miasta - a więc na upartego można by uznać wypowiedź tego urzędnika za poprawną.


No więc własnie. Dlatego nie byłem pewien co było takiego zaskakującego w tej wypowiedzi. Bo przeciez nie "starowka"...

Corzano - Czw Gru 08, 2005 7:14 am

danziger napisał/a:
na upartego można by uznać wypowiedź tego urzędnika za poprawną.

Po co robić to na upartego? :%

rispetto - Czw Gru 08, 2005 7:47 am

Corzano napisał/a:
danziger napisał/a:
na upartego można by uznać wypowiedź tego urzędnika za poprawną.

Po co robić to na upartego? :%

Tak dla zasady :%

pumeks - Czw Gru 08, 2005 12:38 pm

Tamto "Dolne Miasto" mógł wiceprezydentowi w usta włożyć redaktor Tusk - normą jest to że dziennikarze przypisują ludziom rzeczy, których ci nie powiedzieli. Ale o co chodzi tutaj:
danziger napisał/a:
Podwale oddziela również Dolne Miasto od Nowych Ogrodów

8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O
Chyba nie nadążam, a może to jakiś wielopiętrowy pastisz?

danziger - Czw Gru 08, 2005 3:08 pm

pumeks napisał/a:
danziger napisał/a:
Podwale oddziela również Dolne Miasto od Nowych Ogrodów

8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O
Chyba nie nadążam, a może to jakiś wielopiętrowy pastisz?

Od Długich Ogrodów oczywiście :oops:



No i wydało się - przyganiał kocioł garnkowi :hihi:

Sabaoth - Sro Gru 21, 2005 11:34 pm

Odkrycie średniowiecznych polichromii w kościele św. Jana

Cytat:
Późnośredniowieczne polichromie odkryli konserwatorzy restaurujący filary i sklepienie w gdańskim kościele św. Jana

Restauratorzy odsłonili najpierw wczesnorenesansowe malowidła: znamionujące bardzo dobry warsztat motywy roślinne i zwierzęce, którymi anonimowi malarze ozdobili filary i fragmenty sklepienia

- Te polichromie powstawały latami - mówi odpowiedzialna za odbudowę świątyni Anna Olszewska z Nadbałtyckiego Centrum Kultury, które zarządza kościołem. - Dziś barwy zblakły, ale przed 500 laty mury mieniły się ostrymi kolorami, głównie pomarańczowym i zieleniami.

Prawdziwą sensacją okazała się jednak głębsza warstwa malarska, pochodząca jeszcze ze średniowiecza. Na jednym z przedstawień konserwatorzy odsłonili wizerunek Niebieskiego Jeruzalem - miasta idealnego, raju, do którego starały się upodabniać średniowieczne republiki miejskie. Kościół św. Jana, którego budowa rozpoczęła się w 1358 roku, został zniszczony w czasie ostatniej wojny i dopiero teraz odzyskuje dawny blask. Finansowane przez miasto prace restauracyjne, które w tym roku pochłonęły 300 tys. zł, przeprowadza pracownia konserwatorska Prolithos Marii i Leszka Zakrzewskich.

Końca prac na razie nie widać: gdy konserwatorzy ściągną rusztowania przykrywające jeszcze polichromie na filarach, przyjdzie czas na remont posadzki i wstawienie brakujących okien. Na szczęście nieprawdziwe okazały się podejrzenia, jakoby kościół się walił. Dwie niezależne pracownie przeprowadziły badania stabilności fundamentów i murów: okazało się, że budowli nic poważnego nie grozi.




Ja patrząc na tę polichromię pomyślałbym, że to bazgroł jakiegoś przedszkolaka :hihi:

Corzano - Czw Gru 22, 2005 7:21 am

Sabaoth napisał/a:
Ja patrząc na tę polichromię pomyślałbym, że to bazgroł jakiegoś przedszkolaka :hihi:

Trzeba jednak przyznać, że bardzo trwały.

rispetto - Czw Gru 22, 2005 7:57 am

Cytat:
bazgroł jakiegoś przedszkolaka
Średniowieczne przedszkola? 8O
villaoliva - Sro Gru 28, 2005 8:18 am

LIST MISTRZA PAULA CLOPPATTA


Cytat:
Kościół św. Jana odkrywa kolejne tajemnice

Gazeta Wyborcza Bartosz Gondek 28-12-2005

W kościele św. Jana odkryto umieszczoną głęboko pod podłogą nowożytną kryptę. O tym, co znajduje się w środku, dowiemy się za kilka miesięcy

Nowożytną kryptę odkryto w nawie południowej podczas remontu posadzki. Była przykryta kamiennymi płytami nagrobnymi. Mimo że prowadzono tu kilkukrotnie sondażowe prace archeologiczne i zinwentaryzowano kilka istniejących tu krypt, znalezienie nowej było sporym zaskoczeniem. Zbudowana z drobnej cegły, tak zwanej holenderki, komora znajduje się dosyć głęboko pod powierzchnią posadzki. Tymczasem tak w Bazylice Mariackiej, jak i w kościele św. Jana większość pomieszczeń tego typu budowano częściowo nad powierzchnią podłogi. Działo się tak ze względu na sprzyjający zalewaniu bagnisty grunt, na którym posadowione są oba kościoły.

- Na razie odkryliśmy fragment sklepienia - mówi Anna Olszewska z Nadbałtyckiego Centrum Kultury. - Była to raczej na pewno komora grobowa, ale co kryje w swoim wnętrzu, dowiemy się, kiedy wejdziemy do środka.

Dotąd archeolodzy i pracownicy NCK spenetrowali dwie krypty. W jednej znajdowały się zwłoki jednego z dowódców wojsk gdańskich - Nataniela Schroedera. Druga, pod kaplicą chrzcielną, była pusta.

Prawdopodobieństwo natrafienia w nowo odkrytej komorze na szczątki dawnych gdańszczan jest jednak spore. W kościele św. Jana zmarłych chowano od XIV wieku aż do Napoleońskiego zakazu z 1812 roku. Zdarzały się jednak przypadki pochówków wbrew prawu - te pochodzą z połowy XIX wieku. W kościele znajduje się ponad dwieście płyt nagrobnych. Jeżeli do tego dodamy wyniki badań archeologicznych, które potwierdziły, że zmarłych grzebano tu nawet w ośmiu warstwach, okaże się, że pod posadzką leży kilka tysięcy zwłok. Co ciekawe, większości osób dojrzałych. Być może dlatego, że w św. Janie ostatnią przystań znajdowały persony, które znaczyły coś dla miasta. Cmentarzem jest także teren wokół kościoła. Tutaj archeolodzy natrafili w większości na szczątki młodych ludzi, dzieci a nawet płodów. Ostatnie - dobrze zachowane groby dzieci - pochodziły z 1945 roku. Niektóre zwłoki wywarły na badaczach ogromne wrażenie. Tak było z XIV-wiecznymi szczątkami mężczyzny, który w ustach trzymał krzyżacką monetę. To znak, że jeszcze w późnym średniowieczu na terenie gdańska pielęgnowano pogańskie tradycje. Niektóre pochówki zachowały się w zadziwiająco dobrym stanie. Tak było ze zwłokami młodej, miedzianowłosej kobiety czy ubranego w różowy sweterek kilkuletniego chłopca.

Czy podobne ciekawostki odkryte zostaną w krypcie - przekonamy się w na początku 2006 roku.

LIST MISTRZA PAULA CLOPPATTA

Nowożytna krypta to nie jedyne odkrycie, jakiego dokonano w grudniu w kościele św. Jana. Dwa tygodnie temu, podczas prac przy renowacji tak zwanych ściągów (metalowych prętów spinających średniowieczne filary), z jednego z nich wydobyto butelkę. W środku znajdował się pisany gotykiem dokument:

Paul Cloppatt Ślusarstwo budowlane i fabryka krat z zakładem mechanicznym Gdansk Podwale Staromiejskie 21 a.

Gdańsk 20 sierpnia 1909

Ja mistrz ślusarski Paul Cloppatt, z Gdańska 20. sierpnia 1909. ten ściąg wraz z zamkiem napinającym dostarczyłem i zamocowałem.

Ja także dostarczyłem i zamocowałem przed 15 laty ściąg ponad krzyżem a przed 2. latami sciąg z prawej strony za ołtarzem. Ponadto przy ściągu nad krzyżem, na blasze klinującej, znajduje się naniesiony napis, na którym można odczytać, kiedy ten ściąg został wykonany. Nieniejszy ściąg pomagał podnosić i zamocować kościelny i murarz Klatt.

Paul Cloppatt

mistrz ślusarski

Kartka, którą umieścił Cloppatt, to pierwsze znalezisko tego typu w kościele. Po lekturze listu pracownicy Nadbałtyckiego Centrum Kultury wpadli na pomysł, aby w ten sam sposób zachować dla potomnych zwartą informację o tym, co wydarzyło się przez ostatnie dziesięć lat renowacji kościoła. Zostanie ona umieszczona w murze świątyni w Nowy Rok.

villaoliva - Pon Sty 02, 2006 6:28 am
Temat postu: List w filarze kościoła św. Jana
List w filarze kościoła św. Jana





Gazeta Wyborcza Bartosz Gondek 02-01-2006

W jeden z filarów kościoła św. Jana 2 stycznia zostanie wmurowana butelka zawierająca list od współczesnych gdańszczan do ich następców. W ten sposób Nadbałtyckie Centrum Kultury uczciło dziesięć lat prac przy odbudowie świątyni

Tuż przed świętami, przy renowacji ostatniego z tzw. ściągów spinających filary kościoła odnaleziono prawie stuletni list mistrza ślusarskiego Paula Clopatta: "Ja, mistrz ślusarski (...) z Gdańska 20 sierpnia 1909 ten ściąg wraz z zamkiem napinającym dostarczyłem i zamocowałem. Ja także dostarczyłem i zamocowałem przed 15 laty ściąg ponad krzyżem a przed dwoma latami ściąg z prawej strony za ołtarzem".

Zamknięte w butelce krótkie przesłanie zainspirowało pracowników Nadbałtyckiego Centrum Kultury do stworzenia podobnego, tyle że współczesnego dokumentu. W niedzielę 1 stycznia po sumie odczytano treść nowego przesłania. Jego autorem jest współpracujący z NCK Mieczysław Abramowicz. Dokument zawiera opis współczesnego miasta. Przyszli gdańszczanie dowiedzą się, jakie mieliśmy wybitne dzieła sztuki, uczelnie, teatry. Ile dzieci urodziło się 1 stycznia 2006 roku i jaka była wtedy pogoda. Dowiedzą się także, że funkcjonowały tu niegdyś porty i stocznie, że tego dnia na ulicach leżał śnieg i że kochamy nasze miasto. Pod dokumentem podpiszą się wszyscy, którzy przyczynili się do odbudowy kościoła. Dołączona zostanie kopia notki z 1909 roku, a wszystko znajdzie się w butelce po wódce Luksusowa.

- To też swego rodzaju nawiązanie do tradycji - mówi Jakub Szymański z Nadbałtyckiego Centrum Kultury. - Clopatt swoje przesłanie też umieścił w butelce po alkoholu, tyle że po piwie.

Współczesny "list do przyszłości" zawiera klauzulę, że nie można go otworzyć przed 1 stycznia 2106 roku

Marcin - Czw Sty 05, 2006 10:20 pm

Ławy Mięsne czekają na inwestora
GW, Bartosz Gondek 05-01-2006 napisał/a:

W miejscu dawnych jatek mięsnych, u zbiegu ulic Krowiej i Świętego Ducha, nie będzie planowanego tu centrum promocji bursztynu. Miasto wystawi ten atrakcyjny teren na przetarg.

Centrum promocji bursztynu miało powstać w miejscu przebadanych w ubiegłym roku średniowiecznych straganów z mięsem i rybami. Stylizowane stoiska miały służyć ekspozycji i sprzedaży "bałtyckiego złota". Terenem zainteresowana byli Krajowa Izba Gospodarcza Bursztynu oraz Stowarzyszenie Bursztynników w Polsce.

- Obie organizacje odstąpiły jednak od inwestycji. Stowarzyszenie nie może prowadzić działalności gospodarczej, a nasi członkowie stwierdzili, że sens otwierania w Gdańsku centrum skupiającego handel detaliczny, nie ma sensu - twierdzi prezes Stowarzyszenia Bursztynników w Polsce Mariusz Gliwiński. - Głównie eksportujemy, a w detalu więcej sprzedajemy w Krakowie czy we Wrocławiu. W Gdańsku cały czas turysta nie jest odpowiednio podejmowany. Przyjeżdża, obiega starówkę (300 km>>) i wyjeżdża. Nie zostaje na noc. A to sprawia, że nie będzie myszkował po mieście w poszukiwaniu bursztynu. Gliwiński przekonuje, że bursztynnikom wystarczy profesjonalne światowe centrum bursztynu w Centrum Handlowym Manhattan we Wrzeszczu i ulica Mariacka.

- Rozmawialiśmy z miastem przez prawie pół roku - mówi prezes Izby Zbigniew Strzelczyk - Nie doszliśmy jednak do porozumienia, bo warunki przedstawione przez samorząd nie były satysfakcjonujące. Po prostu inwestycja nie mogła się opłacać.

Porażka rozmów z bursztynnikami nie oznacza, że miasto zrezygnowało z odtworzenia historycznego charakteru terenu.

- Przygotowujemy specyfikację przetargową na Ławy Mięsne - powiedział Błażej Słowikowski z gdańskiego magistratu. - Nadal chcemy nawiązać do charakteru tego miejsca i usadowić tam handel. Jedno jest pewne. Nie będzie tam kamienic.

Średniowieczne gdańskie jatki mięsne znajdowały się u zbiegu ulic Krowiej i św. Ducha, obok Bazyliki Mariackiej. Tuż po zajęciu Gdańska przez Krzyżaków w 1308 roku, stały w tym miejscu dwie drewniane kamienice - z przybudówkami, chlewikiem i latrynami. Pomiędzy nimi, na wąskim placyku, funkcjonowały niewielkie jatki, czyli stoiska, na których handlowano mięsem. W połowie XIV wieku cechy rzeźników i handlarzy rybami przejęły jedną z parceli i powiększyły stragany. Na kupno kolejnej czekały następne pół wieku. W ten sposób niezwykle atrakcyjny kwartał tuż obok Bazyliki Mariackiej zajęło coś w rodzaju dzisiejszego marketu spożywczego. Jatki funkcjonowały tam aż do XIX wieku, kiedy wybudowano halę targową. Sprzedawano w nich nawet mięso morświna. Od czerwca 2004 roku kwartał zajmowany przed wiekami przez rzeźników i rybaków poddany został kompleksowym badaniom archeologicznym, które zakończyły się w lipcu 2005 roku. Pracownicy Muzeum Historycznego Miasta Gdańska zdobyli niezwykle bogaty materiał archeologiczny - kilkanaście tysięcy przedmiotów. Około tysiąca z nich przedstawia bardzo dużą wartość archeologiczną.

Marcin - Czw Sty 05, 2006 10:23 pm

Tajemnica pochówku Arenda Dickmanna odkryta
GW, Bartosz Gondek 05-01-2006 napisał/a:

Dwóch gdańskich historyków odnalazło w Bazylice Mariackiej grób słynnego gdańskiego admirała, który zginął w bitwie pod Oliwą

Admirał Arend Dickmann zginął 28 listopada 1627 roku podczas zwycięskiej dla polskiej floty bitwy pod Oliwą. Pochowano go w Bazylice Mariackiej, ale po latach wszyscy o tym zapomnieli. 28 listopada ubiegłego roku postać Dickmanna przypomniała "Gazeta", a tego samego dnia w Bazylice Mariackiej ks. infułat Stanisław Bogdanowicz odprawił mszę w jego intencji. Nie wiadomo jednak było, w którym miejscu w bazylice pochowano admirała. Nasza publikacja skłoniła dwóch gdańskich historyków Jakuba Szczepańskiego z Politechniki Gdańskiej i Stanisława Flisa, prezesa Gdańskiego Stowarzyszenia Archiwistów Polskich, do rozwiązania zagadki miejsca pochówku dowódcy polskiej floty.

- Tak naprawdę to byliśmy blisko już w 2004 roku, kiedy szukaliśmy w bazylice miejsca pochówku architekta Jerzego Strakowskiego. - mówią naukowcy. - Publikacja w gazecie skłoniła nas do ostatecznego rozwikłania admiralskiej tajemnicy. Podstawą do badań były księgi grzebalne. Tak się szczęśliwie złożyło, że w Archiwum Państwowym w Gdańsku zachowały się księgi z XVII i połowy XVIII wieku. Ocalał też dokładny plan rozmieszczenia płyt, opracowany w 1730 roku. Porównując sygnaturę grobu z księgi grzebalnej i numer z planu (238) można być pewnym, że Dickmann leży przy północnej ścianie prezbiterium tuż koło kaplicy Ścięcia św. Jana. Obok grobu Dickmanna stoi dziś zabytkowa stalla starszyzny, należąca do wyposażenia kościoła św. Jana, pochodząca z 1672 roku. Miejsce, w którym powinno być ciało admirała, znajduje się pomiędzy dwoma płytami nagrobnymi, przeniesionymi tu po wojnie z innych miejsc kościoła. Na podstawie ksiąg wiemy, że Dickmann leży jako drugi z dwunastu nieboszczyków pochowanych tu w latach 1611-1686.

- To niezwykle ważne odkrycie i duży sukces. Zarówno odkrywców, jak i "Gazety". Dickmann był bowiem postacią wyjątkową nie tylko dla Gdańska czy Pomorza" - mówi dyr. Adam Koperkiewicz z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. - Teraz dobrze byłoby przeprowadzić badania doczesnych pozostałości admirała. Ze swojej strony mogę obiecać wszelką możliwą pomoc. Według Tomasza Korzeniowskiego, konserwatora Bazyliki Mariackiej, odkrycie będzie dobrym początkiem do przygotowania programu pierwszych po wojnie badań archeologicznych w największym ceglanym kościele na świecie. 28 listopada 1627 roku flota Zygmunta III Wazy pokonała szwedzką eskadrę, blokującą port w Gdańsku. Zwycięska bitwa odbiła się szerokim echem po europejskich dworach. Ojcem tego zwycięstwa był Arend Dickmann. Rankiem wykorzystał niekorzystny dla przeciwnika wiatr i rozdzielenie się wroga. Zaatakował i zdobył szwedzki okręt admiralski. Dickmann, a również Arend Dijckman, a także - w księdze grzebalnej Arndt Dickman, urodził się w 1572 roku. Z urodzenia Holender. Od 1608 roku mieszkał w Gdańsku, będąc kapitanem i właścicielem statku handlowego. W 1626 roku wstąpił na służbę polskiego króla Zygmunta III Wazy. Przed bitwą pod Oliwą 24 listopada 1627 r. został wyznaczony na stanowisko admirała polskiej floty. Zginął 28 listopada 1627 roku podczas zwycięskiej dla polskiej floty bitwy pod Oliwą. Już na sam koniec walk trafiła go w nogi kula wystrzelona najprawdopodobniej z innego polskiego okrętu. Admirała pochowano drugiego lub, według ksiąg parafialnych, czwartego grudnia, tegoż roku w Bazylice Mariackiej. Pogrzeb Dickmanna oraz jego podwładnego, dowódcy piechoty morskiej kapitana Storcha wyprawiony został na koszt króla. Trumnom towarzyszyła kompania honorowa piechoty morskiej, królewscy komisarze i rada miasta. Przed nimi pędzono 33 pary powiązanych jeńców szwedzkich. Z czasem Storcha przeniesiono do kościoła św. Jana.


fot. Aneta Mundzia / AG

Corzano - Pią Sty 06, 2006 7:36 am

GW, Bartosz Gondek 05-01-2006 napisał/a:
stały w tym miejscu dwie drewniane kamienice

:hihi:

Mikołaj - Pią Sty 06, 2006 7:15 pm

to juz nie pierwszy raz :hihi:
http://www.forum.dawnygda...p?p=48052#48052

fritzek - Pią Sty 06, 2006 7:27 pm

Corzano napisał/a:
GW, Bartosz Gondek 05-01-2006 napisał/a:
stały w tym miejscu dwie drewniane kamienice

:hihi:

Nie ma śmiacia! Może to było drewno zmineralizowane? :hihi:

danziger - Pią Sty 06, 2006 9:15 pm

fritzek napisał/a:
Nie ma śmiacia!

Śmiacia? :%
:wink:

Mikołaj - Sro Sty 11, 2006 3:25 am

a takie rzeczy wy widzieli? 8O :lol:
Szybki pociąg z Gdańska na Śląsk
Cytat:
To będzie najszybsza linia kolejowa w Polsce. Unia Europejska przekaże PKP ok. 3 mld zł na remont torów między Gdynią a Katowicami. Za siedem lat podróż z Trójmiasta na Śląsk ma trwać mniej więcej cztery godziny


Tej dotacji można było się spodziewać, bo już rok temu Bruksela uznała "VI korytarz transportowy" biegnący z Trójmiasta aż do Wiednia za priorytetowy dla całej Unii. Władze województwa pomorskiego i PKP właśnie otrzymały potwierdzenie z Brukseli, że unijne pieniądze ruszą już w tym roku.

Modernizacja rozpocznie się w 2007 r.: na całej trasie między Gdynia a Katowicami wymienione zostaną tory. Nowe - trwalsze i wytrzymujące większy nacisk - pozwolą pociągom na jazdę z dużo większą prędkością. Teraz wynosi ona maksymalnie 120 km na godzinę, a przeciętnie poniżej 100.

- Zakładamy, że po remoncie będą podróżować z szybkością 160 km/h, ale teoretycznie mogłyby się rozpędzić nawet do 200 km/h - mówi Krzysztof Łańcucki, rzecznik prasowy spółki PKP Polskie Linie Kolejowe. - Oznacza to, że z Gdańska do Warszawy będzie się jechać około dwóch godzin. Aby naprawdę się tak stało, musimy zlikwidować ostre łuki, na niektórych odcinkach tory będą biegły więc nieco inaczej.

Przebudowa obejmie także wymianę sieci trakcyjnej i podstacji energetycznych, bo szybsze pociągi wymagają większej mocy. Nie obejdzie się bez napraw wiaduktów i mostów - już na trasie z Trójmiasta do stolicy takich obiektów jest blisko 100.

- W pierwszej kolejności zabierzemy się za modernizację stacji Gdynia Główna Osobowa oraz mostu w Tczewie, po którym dzisiaj można jechać maksymalnie 40 km/h - dodaje Łańcucki.

Unia da też pieniądze na wyposażenie całej trasy w automatyczny system sterowania ruchem. - Gwarantuje on maksymalne bezpieczeństwo. Nie będzie już niestrzeżonych przejazdów - mówi Łańcucki.

Bruksela nie sfinansuje za to nowych pociągów - te kupić będą musieli przewoźnicy kolejowi. - W grę wchodzi włoski Pendolino. Był on już testowany w Polsce, ma odpowiedni silnik do naszych trakcji i jest tańszy niż francuski TGV - spekuluje Łańcucki.

Odcinek z Gdyni do Warszawy i z Warszawy do Katowic będą modernizowane równolegle. Całość ma być gotowa w 2013 r.

Corzano - Sro Sty 11, 2006 5:44 am

I to wszystko chcą zrobić za 3 mld? :hmmm:
Zoppoter - Sro Sty 11, 2006 6:24 am

To jest mniej wiecej sto dziewięćdziesiąty szósty raz, ze czytam rewelacje o modernizacji połączenia kolejowego Gdynia - Warszawa - Katowice. Pierwszy raz był jakies 20 lat temu. Na razie z roku na rok obnizane sa dopuszczalne prędkosci pociągów na poszczególnych odcinkach, ze względu na stan torowiska.

W ubiegłym roku głośna była awantura w Wielkopolsce, gdzie w jednym z powiatów przepady unijne fundusze na budowe drogi powiatowej. Przepadły, bo polska biurokracja i bezwład poslkich urzędów przerosły najsmielsze oczekiwania biurokracji brukselskiej. I czas minął. Fundusze poszły gdzie indziej.

Corzano - Czw Sty 26, 2006 9:16 am

Tramwaje nowe, ale zepsute

Michał Tusk napisał/a:
Komputer pokładowy w czterech najnowszych gdańskich tramwajach nakazuje motorniczym jazdę z prędkością nie większą niż 30 km/h. Powód: awaria hamulców. Wagony jeżdżą jednak znacznie szybciej, bo tego wymaga rozkład. Usterka pojawiła się trzy miesiące temu, a ZKM do tej pory nie potrafi jej usunąć.

Każdy tramwaj typu Citadis (w Gdańsku są cztery takie - wyłącznie na linii nr 2) wyposażono w komputer pokładowy, który na bieżąco analizuje pracę podzespołów. Gdy wykryje jakąś usterkę, podaje jej numer i zalecenia dla motorniczego. Od listopada na pulpicie sterowniczym we wszystkich citadisach pojawia się napis "25: Jazda 30 km/h max. z pasażerami" (można go łatwo dostrzec, kupując karnety u prowadzącego tramwaj). Co oznacza ta wiadomość?

Proszący o zachowanie anonimowości pracownik Zakładu Komunikacji Miejskiej tłumaczy, że to awaria układu hamowania tzw. środkowego wózka: - Błąd "25" jest powszechnie znany. Z powodu tej usterki przy obciążonym wozie hamowanie jest utrudnione i w najgorszym wypadku może dojść do tego, że tramwaju nie uda się zatrzymać na przystanku. Wtedy pozostaje tylko użycie awaryjnego hamulca szynowego: pojazd staje w ciągu kilku sekund w miejscu, a pasażerowie lecą do przodu.

Taką awarię należy odnotować w dokumentach wozu. - I każdy to robi - dodaje drugi informator "Gazety" z ZKM. - Z tym, że naprawa ogranicza się do zresetowania w nocy komputera. Rano, po przejechaniu kilkuset metrów, błąd pojawia się ponownie.

Tramwaje z takim defektem powinny przejść gruntowną naprawę, ale to wiązałoby się z ich przestojem. - Citadisy miały być chlubą miasta, załoga zajezdni jest bardzo surowo rozliczana z tego, czy wyjeżdżają na trasę - tłumaczą pracownicy ZKM.

Szefowie firmy nie chcieli w środę komentować tej sprawy, twierdząc, że mają za mało czasu na jej analizę. - Ustosunkujemy się do tego w czwartek - zapowiedziała po południu rzeczniczka ZKM Izabela Kozicka-Prus.

Funkcjonowanie ZKM nadzoruje ze strony władz Gdańska Zarząd Transportu Miejskiego: - Oczywiście, podejmiemy kroki zmierzające do wyjaśnienia tych wątpliwości - zapewnia Piotr Michalski.

Jak poważna jest usterka w citadisach, nie potrafi wyjaśnić ich producent: - Ludzie, którzy projektowali i budowali ten tramwaj, już u nas nie pracują - usłyszeliśmy od przedstawiciela chorzowskiej fabryki Alstom.


Tłumaczenie Alstomu jest niewiarygone i rozbrajające. :szczena:

venator - Czw Sty 26, 2006 1:06 pm

:hiihihi: W końcu ktoś jest winien... :hihi:
Zoppoter - Czw Sty 26, 2006 2:31 pm

Corzano napisał/a:


Tłumaczenie Alstomu jest niewiarygone i rozbrajające. :szczena:


O ile zostało zacytowane w całości. Juz nie takie cudowne przemiany rozmaitych wypowiedzi widywałem w gazetach. Z moimi na czele...

Chris - Czw Sty 26, 2006 3:14 pm

taaaa.... Alstom to ostatnio tylko same buble produkuje. W warszawskim metrze walneli takie kola, ze dzisiaj prawie wszystkie trzeba wymieniac, bo zmienily sie w jajka...
parker - Czw Sty 26, 2006 6:23 pm

a ZKM zamiast naprawić hamulce w tramwajach, robi akcję informacyjno-propagandową pt. "jaką długą drogę hamowania ma tramwaj" :%
Makabunda - Pią Sty 27, 2006 4:47 pm

Nie czepiajmy sie tak tego Alstomu. Od paru lat z permanentnymi wadami borykają w Poznaniu w "porządnych" tramwajach wyprodukowanych przez Siemensa. Głównym problemem jest chyba trochę bezkrytyczne podejście inwestorów do wszystkiego co "zagramaniczne".
seestrasse - Wto Sty 31, 2006 9:39 pm

Wyborcza Trójmiasto napisał/a:
Kolejny zabytek niszczeje na naszych oczach
Bartosz Gondek 31-01-2006 , ostatnia aktualizacja 31-01-2006 20:17

Wystrój kamienicy przy ul. Rycerskiej można porównać tylko z Sienią Gdańska, Ratuszem Głównomiejskim czy Domem Uphagena. Co ją różni? Tamte zostały pieczołowicie odrestaurowane. Przy Rycerskiej fekalia zalewają zabytkowe stropy i tworzą w piwnicy kloakę
Budynkiem przy ul. Rycerskiej 10 administruje Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych. Jego urzędnicy w przeszłości próbowali już dopuścić do rozbiórki kamienic zawierających fragmenty murów zamku krzyżackiego. Również do GZNK należy systematycznie dewastowany Olszyński Dwór.
Kamienica przy ul. Rycerskiej 10 to perełka XVIII-wiecznej gdańskiej architektury. Zbudowana z drobnej cegły "holenderki" w klasycznym, prostokątnym układzie, z wąskim frontem i szerokim bokiem, cudem przetrwała wojnę - spalił się tylko jej dach. Do dziś w oknach tkwi oryginalna stolarka, a z portalu spoglądają dwaj tłuści browarnicy. Wytarte, kamienne schody prowadzą przez zabytkowy wiatrołap do barokowej sieni z bogatą klatką schodową i romantycznymi scenkami rodzajowymi na suficie. Na sztukateriach przed ponad stu laty zamontowano wiszące do dziś rurki oświetlenia gazowego. Jeszcze do niedawna ściany zdobiły kafle holenderskie - ktoś je odkuł i zabrał. Naprzeciw drzwi znajduje się potężna zdobiona futryna. Zasłonięta dziś dyktą, osadzone w niej drzwi prowadziły niegdyś do okazałej sali, w której znajdowała się gospoda.
- Takie wnętrza to w Gdańsku prawdziwy rarytas. W XIX wieku likwidowano je ze względu na zmieniającą się modę. Dzieła dokończył wielki pożar z marca 1945 roku - mówi dyrektor Adam Koperkiewicz z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. - Dziś klasyczne gdańskie sienie możemy oglądać zaledwie w kilku miejscach w mieście. Większość to rekonstrukcje.
To, że budynek przy ul. Rycerskiej jest unikatowy i oryginalny, w żaden sposób nie wpłynęło na poprawę jego losu. Kamienica grozi zawaleniem. W sieni urzędują narkomani, a z pękniętej rury na drugim piętrze przez zabytkowe stropy leją się do piwnicy fekalia. W niewielkim pomieszczeniu na parterze utworzyły już spore, zamarznięte jezioro.
W rozpadającym się budynku mieszkają jeszcze cztery rodziny.
- Podstawiamy wiadra. Zamykamy drzwi i wyganiamy kloszardów. Zabezpieczamy prowizorycznie na własny koszt uszkodzenia i chodzimy do miasta, prosząc, żeby ktoś się wreszcie zmiłował nad tym wyjątkowym miejscem - mówią mieszkańcy. - Bezskutecznie. Zamiast wsparcia, otrzymujemy propozycję wyprowadzki. Kiedyś dowiedzieliśmy się, że budynek ma niszczeć, bo ktoś chce go tanio kupić. A my jesteśmy w tej chwili najważniejszą przeszkodą.
O tajemniczych inwestorach dowiadujemy się też w urzędzie Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.
- Od lat los kamienicy spędzała nam sen z oczu - mówi wojewódzki konserwator zabytków Marian Kwapiński. - Wygląda jednak na to, że coś się zmieni. Byli u mnie Irlandczycy, którzy mówili, że rozmawiają z miastem na temat kupna. Wyglądają na solidnych, więc może uda się nam uratować tą prawdziwą perełkę gdańskiej architektury.
- Nic nie wiemy o żadnych inwestorach - dziwi się Piotr Piotrowski z gdańskiego magistratu. - Budynek nadal należy do GZNK i o żadnych procedurach mających na celu zmiany własnościowe na razie nie ma mowy.

Marcin - Pią Lut 10, 2006 9:21 am

Co prawda to DB napisał (a nie gazeta.pl)...

Będą walczyć o zwrot zabytków z Warszawy
Dziennik Bałtycki, Anna Kisicka, Piątek, 10 lutego 2006r. napisał/a:
Wokół gdańskiej bazyliki Mariackiej powstaje kolejne lobby, które stawia sobie za cel odzyskanie z warszawskiego Muzeum Narodowego pięciu pozostających tam gotyckich ołtarzy budowanych specjalnie dla gdańskiej świątyni. Czy uda się tym razem?
Ołtarze te stanowią odwieczną i niezbywalną własność kościoła Mariackiego, dla którego zostały ufundowane - mówi ks. infułat Stanisław Bogdanowicz
- W bazylice mamy 13 gotyckich ołtarzy. Gdyby dołączyć do nich te warszawskie, mielibyśmy fenomen na skalę światową. Żadna inna świątynia nie ma takiego zbioru gotyckich ołtarzy wykonanych specjanie dla nich - dodaje Tomasz Korzeniowski, konserwator zabytków bazyliki.
- Decyzje w tej sprawie tak naprawdę nie należą do nas. W myśl prawa właścicielem zabytków takiej klasy jest państwo, a zarządza nimi Ministerstwo Skarbu - mówi Dorota Folga, wicedyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie. - Dla mnie jest jednak jasne, że ołtarze powinny zostać u nas, choćby dlatego, że bazylika ma specyficzny niesprzyjający zabytkom, mikroklimat.
Gorącym zwolennikiem powrotu ołtarzy na Pomorze jest wicemarszałek województwa pomorskiego Ryszard Nikiel. Jego zdaniem argumenty, jakich używają gospodarze świątyni, są nie do podważenia, a cała rzecz rozbija się tylko o dobrą wolę polityczną:
- Przy rządzie, jaki mamy, sądzę, że taka wola zaistnieje. Sam będę się o to bardzo starał. Choćby dziś będę omawiał tę sprawę z Jackiem Tarnowskim, ministrem i dyrektorem gabinetu politycznego premiera - zapowiada wicemarszałek Nikiel.

Oddajmy wywiezione
W 2001 r. "Dziennik" zaangażował się w akcję "Odzyskajmy Wywiezione". Już wówczas stworzyliśmy raport o zabytkach, które wywieziono z Pomorza pod koniec lub tuż po II wojnie światowej. Trafiły one do Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Niemiec i Rosji. Dokumentacja tylko gdańskich utraconych zabytków liczy 22 tomy.
Pruszcz też czeka
W Muzeum Narodowym w Warszawie, poza pięcioma ołtarzami z gdańskiej bazyliki, znajduje się przynajmniej kilkanaście zabytków z Pomorza. Wśród nich jest pochodzący z 1515 roku ołtarz "Ukrzyżowanie" z kościoła p.w. Świętego Krzyża w Pruszczu Gdańskim.


"Ołtarz św. Rajnolda obecnie znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. Fot. arch."


Czarno to widzę... :| Chociaż sukcesem byłoby, gdyby wróciły przynajmniej do gdańskiego MN.

Marcin - Pią Lut 10, 2006 9:27 am

Ruina przed barokową fasadą
Dziennik Bałtycki, Jacek Sieński, Piątek, 10 lutego 2006r. napisał/a:
W fatalnym stanie znajduje się przedproże zespołu kamieniczek przy ul. Piwnej 1/2, będących siedzibą Pomorskiej Izby Rzemieślniczej Małych i Średnich Przedsiębiorstw w Gdańsku. Na tle dopiero co odrestaurowanej, barokowej fasady środkowej kamieniczki, razi widok jego rozpadających się ceglanych murów i szarych, porosłych glonami elementów kamiennych.
- Nie możemy, a wręcz nie mamy prawa zlecić konserwatorom renowacji przedproża - mówi Włodzimierz Szordykowski, dyrektor pomorskiej izby. - Jest ono własnością miasta, bo granicami naszej działki są ściany kamieniczek. Właśnie wysłaliśmy do Urzędu Miejskiego w Gdańsku pismo z prośbą o remont. W przyszłości jesteśmy gotowi przejąć przedproża w użytkowanie za symboliczną złotówkę i objąć opieką. Szczepan Lewna, wiceprezydent Gdańska, przyznał, że sytuacja, gdy chodzi o własność przedproży na gdańskim Głównym Mieście, jest zła. W latach 70., a także wcześniej, ustalano własność wielu budynków, kierując się tylko obrysem ich ścian zewnętrznych. Przedproża pozostały więc poza nimi, choć są integralnymi częściami kamieniczek. Jest to ustalony już stan własności, zapisany w księgach wieczystych. Tego nie da się szybko zmienić.


"Przedproże kamieniczek pomorskich rzemieślników przy ul. Piwnej 1/2 stanowi własność miasta, choć jest ich integralną częścią. Fot. Adam Warżawa"


I taki stan prawny widać po stanie większości przedproży. :evil:

Corzano - Pią Lut 10, 2006 9:43 am

Cytat:
razi widok jego rozpadających się ceglanych murów i szarych, porosłych glonami elementów kamiennych.

Glonami?

rispetto - Pią Lut 10, 2006 11:09 am

Corzano napisał/a:
Cytat:
razi widok jego rozpadających się ceglanych murów i szarych, porosłych glonami elementów kamiennych.

Glonami?

:haha: To pozostałości po epoce lodowcowej.

pumeks - Pią Lut 10, 2006 3:47 pm

Nie rozumiem, czemu dziwią was glony?
A inna sprawa - czegoś tu nie rozumiem, to przedproże nie było wcale w takim złym stanie do czasu, kiedy za elewację kamienicy zabrała się ekipa B. i L. Brzuskiewiczów. moim zdaniem to ta ekipa skuła tynki z przedproża, pozostawiając poszarpane cegły. Do dziś byłem przekonany, że na wiosnę wrócą i położą w tym miejscu nowe tynki :???: ale widzę że chyba byłem w błędzie.

Mikołaj - Pon Lut 13, 2006 2:07 am

Tramwaj dla zakochanych
Cytat:
Jeśli szukacie oryginalnego sposobu na spędzenie dnia św. Walentego ze swoją sympatią, pomyślcie o propozycji gdańskiego ZKM. Każda zakochana para może jutro jeździć do woli po Gdańsku zabytkowym tramwajem.


Romantyczna podróż odbywać się będzie tramwajem typu "N". To pojazd wyprodukowany w 1952 roku, który jeździł po Gdańsku przez 18 lat. Potem, jako wagon techniczny niszczał przez długi czas, aż kilka lat temu pracownicy ZKM zaczęli przywracać mu dawną świetność. Ostatniego lata gdańszczanie mogli się z nim zapoznać na Gdańskiej Linii Turystycznej, którą obsługiwał wspólnie z inną zabytkową perełką - Bergmannem z 1927 roku.

Pojazd ma kursować na trasie od pętli "Abrahama" (koło zajezdni we Wrzeszczu) do przystanku przy Bramie Wyżynnej w centrum. Tramwaj będzie dostępny tylko dla zakochanych par, które nie muszą płacić za przejazd. Jakie będzie kryterium oceny płomienności uczucia pasażerów?

- Do tramwaju mogą wsiadać tylko te pary, które przed wejściem pocałują się - mówi rzeczniczka Zakładu Komunikacji Miejskiej Izabela Kozicka-Prus. - Chodzi oczywiście o zwykły całus, nie obawiamy się żadnych ekscesów - żartuje rzecznik.

Rzecznik dodaje, że wiek par nie ma znaczenia, a dla zakochanych ZKM przygotował słodkie niespodzianki.

- Rozkłady jazdy pojawiły się na wszystkich przystankach na trasie, dlatego spodziewamy się dużej frekwencji. Miejmy nadzieję, że 30-osobowy tramwaj pomieści wszystkich chętnych - uważa Izabela Kozicka-Prus.

Corzano - Pon Lut 13, 2006 7:31 am

pumeks napisał/a:
Nie rozumiem, czemu dziwią was glony?

Zawsze wydawało mi się, że glony żyją w wodzie.

Corzano - Pon Lut 13, 2006 8:39 am

Nie Gazeta, a Dziennik Bałtycki napisał/a:
Wybrano najbezpieczniejszą wspólnotę

Gdańsk wybrał najbezpieczniejszą wspólnotę mieszkaniową. Prawdopodobnie konkurs zakończy się zgrzytem, bo zwycięzca - Spółdzielnia Mieszkaniowa Południe z Oruni Górnej - korzysta i korzystała ze wsparcia finansowego i logistycznego Urzędu Miasta Gdańsk.

O dziwo, komisja przyznająca nagrody nie pofatygowała się do żadnej wspólnoty i spółdzielni, aby sprawdzić faktyczny stan ich bezpieczeństwa. Wystawiła noty na podstawie dokumentów.

Nagrodę w wysokości 20 tys. zł SM Południe otrzyma w walentynki, 14 lutego. Właśnie w Dniu Zakochanych Urząd Miasta Gdańsk uhonoruje spółdzielnię, której sam pomógł w realizacji projektu bezpiecznej wspólnoty, przekazując w ubiegłym roku pieniądze na oruński system monitorowania! Idea konkursu miała sprzyjać nagrodzeniu aktywności mieszkańców danej wspólnoty oraz premiować ich zaangażowanie i inicjatywę, ale zawody wygrała spółdzielnia korzystająca ze wsparcia policji i Urzędu Miejskiego.

System monitorowania osiedla mieści się w komisariacie policji przy ul. Platynowej, obsługuje go strażnik miejski na urzędniczym etacie. Tymczasem regulamin konkursu wyraźnie zabraniał udziału "formacji zawodowo zajmujących się bezpieczeństwem".

- W punkcie 9.3 regulaminu jest zapisane, że policja nie może wizytować uczestników, ponieważ jest bezpośrednio odpowiedzialna za bezpieczeństwo - zapewniał ,Dziennik" Adam Atliński z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. - To skandal! - oburza się Wojciech Szymański ze wspólnoty mieszkaniowej przy Słowackiego 29. - My wszystko robimy za własne pieniądze. Nie korzystamy z niczyjej pomocy.

Chociaż jego wspólnota otrzymała w konkursie wyróżnienie, Szymański czuje się oszukany.
- Kiedy w 2001 roku przejmowaliśmy budynek, nawet pionu wodnego dla straży pożarnej nie było, a przecież wieżowiec stał już 30 lat, więc ktoś go z takim defektem musiał odebrać - żali się członek zarządu WM ze Słowackiego.
Jego budynek jest schludny, czysty, na każdym piętrze wisi gaśnica, tablica ogłoszeń, oznaczenia wind i sieci energetycznej, parking oświetlony własnym sumptem, trawnik z drzewem i krzewami na miejscu dawnego azylu dla lokalnych pijaczków. - Przesłane do nas opracowania były na tyle wyczerpujące, że nie trzeba było ich sprawdzać - mówi Tadeusz Bukontt, dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego UM w Gdańsku.

Istotnie, ani Straż Miejska, ani policja nie zajmowały się sprawdzaniem stanu bezpieczeństwa wśród uczestniczących w konkursie.
Szymańskiego i mieszkańców ze Słowackiego najbardziej dziwi to, że wśród załączników do konkursowego opracowania były rachunki za wykonane prace. Czasem po kilkanaście tysięcy złotych. Niestety, nie zostały one zweryfikowane. A w końcu miasto wyda z publicznej kasy 20 tys. zł, a nawet nie mamy pewności, czy w zgodzie z regulaminem konkursu, który zresztą samo opracowało.

danziger - Pon Lut 13, 2006 8:49 am

Ten artykuł jest dobrym uzupełnieniem publikacji "Dziennika Bandyckiego".
pumeks - Pon Lut 13, 2006 11:33 am

Corzano napisał/a:
Zawsze wydawało mi się, że glony żyją w wodzie.

Kurcze to ja z innego pokolenia jestem :hihi: Bo jak dziś pamiętam że naukę botaniki w szkole podstawowej rozpoczynaliśmy od sympatycznego glona o nazwie Pierwotek, który żyje sobie na pniach drzew.
A co do glonów na elewacji - zajrzyj choćby tutaj, a zobaczysz, że problem taki jak najbardziej istnieje.

Corzano - Pon Lut 13, 2006 12:14 pm

pumeks napisał/a:
Kurcze to ja z innego pokolenia jestem :hihi:

Nie z innego pokolenia, a z innej planety, bo kto pamięta lekcje z botaniki w podstawówce. :wink: :mrgreen:

danziger - Pon Lut 13, 2006 12:40 pm

Corzano napisał/a:
Nie z innego pokolenia, a z innej planety, bo kto pamięta lekcje z botaniki w podstawówce. :wink: :mrgreen:

:haha: :hihi:

parker - Pon Lut 13, 2006 6:18 pm

Tak jak byście nie wiedzieli, że Pumeks pamięta WSZYSTKO :)
fritzek - Pon Lut 13, 2006 7:07 pm

parker napisał/a:
Tak jak byście nie wiedzieli, że Pumeks pamięta WSZYSTKO :)

Strach się bać!!! :hihi:
A że glony nie żyją tylko w wodzie, to fakt. I pokrywają kamień, cegłę, beton, drewno itd. niszcząc ich strukturę przy okazji.

rispetto - Pon Lut 13, 2006 9:42 pm

parker napisał/a:
Tak jak byście nie wiedzieli, że Pumeks pamięta WSZYSTKO :)

prawie jak Chuck Norris :hihi:

Mikołaj - Wto Lut 14, 2006 12:19 am

Kanclerz, szpiedzy i dokumenty

Cytat:
Niemieccy naukowcy potwierdzili, że zeszyty znalezione w starej wozowni pod Słupskiem wyszły spod ręki Ottona von Bismarcka. Wiele wskazuje na to, że są one dowodem działalności szpiegowskiej, jaka miała miejsce w siedzibie Żelaznego Kanclerza ponad sto lat temu.

- Na podstawie analizy porównawczej oryginalnych dokumentów z zeszytami znalezionymi w Warcinie jestem prawie pewien, że wyszły one spod ręki Otto von Bismarcka - powiedział profesor Lothar Mahtan z uniwersytetu w Bremie. Analiza naukowca z Niemiec powstała na prośbę dyrektora Zespołu Szkół Leśnych i Ogólnokształcących w Warcinie, znajdujących się w dawnym majątku Ottona von Bismarcka. Podczas remontu XVI0wiecznej wozowni znaleziono tam dwa niewielkie zeszyciki zapisane wysmakowanym gotykiem. - Kiedy porównałem notatki z zeszytów ze znajdującymi się w szkolnych zbiorach autografami z albumów, o mało nie spadłem z krzesła - wspomina dyrektor zespołu szkół Piotr Mańka. - Wszystko wskazywało na to, że trzymam w ręku oryginalne manuskrypty Żelaznego Kanclerza. Żeby to jednak potwierdzić, konieczne były opinie naukowców. Co znajduje się w trzech niewielkich zeszycikach, zapisanych atramentem i ołówkiem? Na jednym zachowała się naklejka z autografem "Bismarck" i rzymską cyfrą V. Podpis kanclerza znajduje się też na różowej bibule w drugim zeszycie. Notatki pisane są w większości w języku niemieckim. Są też ustępy i słowa zapisane łaciną, greką i po francusku. Z odcyfrowanych dotąd fragmentów wynika, że Bismarck zastanawiał się w nich nad sposobem zatwierdzania emerytur i rent, które weszły w życie w 1891 roku. Zajmował się też rozważaniami na temat stopniowania zachowań człowieka, który zmierza do grzechu. Część znanych mówi o ekonomii Rzeszy.

- Myślę że są to notatki i brudnopisy, które były potem wykorzystywane w codziennej pracy kanclerza. Część mogła być szkicami jego późniejszych wystąpień - mówi Piotr Mańka. - Nie wiemy, w jaki sposób znalazły się w skrytce pod belką wozowni. Być może schował je tam zamiast zniszczyć jeden z tutejszych służących. Dziś trudno ustalić, w jakim celu ukryto zeszyty. Zostały jednak starannie zamaskowanie i znalazły się w miejscu, z którego łatwo było je wywieźć.

- Być może ktoś po prostu chciał zachować je na pamiątkę - mówi specjalista od wywiadu, profesor Andrzej Pepłoński - Jeżeli jednak zeszyty zawierały informacje o dużym znaczeniu dla gospodarki i wojskowości Rzeszy, to ich ukrycie ma przesłanki działalności szpiegowskiej. Warcino znajdowało się wówczas na priorytetowej liście tajnych służb całej Europy. Bismarck kupił majątek w kwietniu 1867 roku. Transakcję sfinansował z nagrody, jaką otrzymał od pruskiego króla za sukcesy podczas wojny prusko-austriackiej. Warcino szybko stało się ukochanym miejscem pracy i wypoczynku. Na odludziu, w starej puszczy, kanclerz czuł się bezpiecznie. Z czasem Warcino stało się gniazdem rodowym rodziny von Bismarck. Tutaj rezydowali do 1945 roku także jego syn i wnuk. Na ostateczne wyjaśnienie zagadek związanych z rękopisami będziemy musieli poczekać do lata. Wtedy znane będą wyniki analizy chemicznej papieru i atramentu. Zostanie odcyfrowana zawartość zeszytów i poznamy datę ich zapisania. Prace sfinansuje najprawdopodobniej uniwersytet w Bremie. Po ich zakończeniu rękopisy staną się elementem wystawy poświęconej historii majątku w Warcinie, jaka ma powstać w odbudowanej wozowni.


Dzwi mnie tylko, że musieli się wypowiadać niemieccy naukowcy. Skoro w Wiercinie mają próbki pisma, to grafolodzy z Biskupiej Górki mogliby to wykazać bez trudu. Koszt - kilkaset zł.

Corzano - Sob Lut 18, 2006 8:44 am

Przełomowy rok dla kolei na Pomorzu!

Cytat:
Po raz pierwszy od lat głównym tematem nie są likwidacje połączeń czy podwyżki cen biletów, a zakupy nowych pociągów i pomysły na zachęcenie mieszkańców do częstszego korzystania z kolei. To głównie zasługa ekspansji SKM

W 2005 roku pociągi Szybkiej Kolei Miejskiej przewiozły 37,7 mln pasażerów, czyli średnio ponad 103 tys. pasażerów na dobę. To o 6,5 proc. więcej niż rok wcześniej. O 15 proc. wzrosły także przychody ze sprzedaży biletów - w kasach SKM mieszkańcy zostawiali ponad 175 tys. zł dziennie. Podobnie jak rok wcześniej w księgach rachunkowych spółka zanotuje zysk w wysokości kilkuset tysięcy złotych.

- To głównie zasługa wprowadzania nowych połączeń regionalnych - tłumaczy Paweł Wróblewski, rzecznik SKM. Z roku na rok żółto-niebieskie pociągi SKM coraz dalej wyjeżdżają poza Trójmiasto, w 2005 roku uruchomiono nawet połączenie do Iławy, oddalonej o prawie 150 km od bazy SKM w Gdyni Cisowej. - Do naszych pociągów coraz chętniej przesiadają się ludzie, którzy do tej pory dojeżdżali do pracy własnym autem. Kierowcy wybierają kolej, bo chcą uniknąć spowodowanych licznymi remontami korków, nie bez znaczenia są też rosnące ceny paliw - wylicza Wróblewski.

W tym roku ma być jeszcze lepiej! W najbliższych tygodniach do SKM przyjedzie sześć zakupionych w Niemczech spalinowych autobusów szynowych, które umożliwią firmie wyjazd na linie niezelektryfikowane (np. na Kaszubach). - Kolejne cztery składy elektryczne zostaną zmodernizowane. Pasażerowie będą mieli znacznie wyższy komfort podróży, wagony będą przystosowane dla osób niepełnosprawnych i przewozu rowerów. Nad bezpieczeństwem podróżnych czuwać będzie specjalny monitoring - chwali się Wróblewski.

Ten rok będzie prawdopodobnie ostatni, kiedy inne bilety obowiązywać będą w pociągach SKM, a inne, w jeżdżących na Pomorzu, pociągach spółki PKP Przewozy Regionalne. Było to niedogodne dla pasażerów, którzy, np. korzystając z różnych pociągów, nie mogli mieć jednego biletu miesięcznego. Ponieważ w tym roku obie firmy utworzyły konsorcjum, otworzyło to drogę do integracji taryfy. - Ujednolicenie systemu biletowego przez SKM i PKP PR od początku 2007 roku jest jednym z naszych podstawowych warunków - przyznaje Eugeniusz Manikowski z Urzędu Marszałkowskiego, który dopłaca do połączeń kolejowych w województwie kilkadziesiąt milionów złotych rocznie. - Poza tym rozkład jazdy ma być ułożony tak, aby pociągi obu spółek uzupełniały się, a nie były dla siebie konkurencją.

Wszystko wskazuje też na to, że nie skończy się na tylko na jednej taryfie i wspólnie ułożonym rozkładzie, ale na połączeniu obu spółek na Pomorzu. - Utworzenie Kolei Pomorskich jest coraz bliżej. Może do tego dojść jeszcze w tym roku - twierdzi nasz informator z samorządu wojewódzkiego. Koleje Pomorskie - spółka, która byłaby wynikiem wchłonięcia pomorskiego oddziału PR przez SKM - obsługiwałaby wszystkie połączenia w województwie.

Co zyskają pasażerowie?

- brak podwyżek cen biletów SKM
- od początku 2007 r. jeden bilet na pociągi SKM i PKP Przewozy Regionalne
- modernizacja czterech pociągów SKM
- zakup sześciu używanych autobusów szynowych z Niemiec
- zakup trzech nowych autobusów szynowych

villaoliva - Nie Lut 19, 2006 5:18 am

Mikołaj napisał/a:
Kanclerz, szpiedzy i dokumenty

Dzwi mnie tylko, że musieli się wypowiadać niemieccy naukowcy. Skoro w Wiercinie mają próbki pisma, to grafolodzy z Biskupiej Górki mogliby to wykazać bez trudu. Koszt - kilkaset zł.



Być może niemieccy naukowcy zrobili to gratis, ku chwale swego dawnego kanclerza :wink:

Corzano - Wto Lut 21, 2006 11:31 am

Cytat:
Brutalny napad we Wrzeszczu

Dwaj bandyci brutalnie zaatakowali przypadkowego przechodnia we Wrzeszczu. Napastnicy zaciągnęli go do mieszkania, gdzie torturowali ofiarę, aby wymusić PIN do karty bankomatowej. Policja schwytała jednego przestępcę

Tak brutalnego rozboju gdańscy funkcjonariusze nie pamiętają. W sobotni wieczór poszkodowany wracał z imprezy rodzinnej u swojej siostry. Dwaj przestępcy zaatakowali go na ul. Chrobrego w Gdańsku Wrzeszczu. Tyle przynajmniej pamięta poszkodowany, bo dostał ciężkim narzędziem w głowę i stracił przytomność. Ocknął się kilkanaście minut później w mieszkaniu. Wtedy zaczął się kilkugodzinny horror. Bandyci zaczęli bić go po całym ciele. Żądali podania PIN do karty bankomatowej, którą znaleźli w portfelu. Nożem nacinali mu ręce. Kiedy mężczyzna milczał, bandyci złapali za sekator i obcięli ofierze palec u ręki. Tego mężczyzna nie wytrzymał i zemdlał z bólu. W tym samym czasie zaginięcie męża zgłosiła zaniepokojona żona, bo ten przez kilka godzin nie wracał do domu. Na ul. Chrobrego funkcjonariusze zauważyli mężczyznę leżącego na chodniku. Ręce miał zalane krwią. Rannego przewieziono do szpitala, a policjanci rozpoczęli poszukiwania przestępców. Na miejsce przywieziono psa tropiącego. Ten doprowadził funkcjonariuszy do kamienicy przy ul. Chrobrego. Przez całą drogę widoczne były ślady krwi. Czerwone plamy widniały również na drzwiach mieszkania. Kiedy mundurowi pukali, nikt nie otwierał. W końcu policjanci wywarzyli drzwi. W środku siedział Michał F. (l. 25). Bandyta miał zakrwawione ubranie. W mieszkaniu znaleziono również dowód osobisty poszkodowanego i nożyce do cięcia drobiu, którymi go torturowano. - Policjanci poszukują drugiego sprawcy tego rozboju - mówi Danuta Wołk-Karaczewska, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.


Makabra. Strach wychodzić w pojedynkę.

Corzano - Sro Lut 22, 2006 7:47 am

trojmiasto.pl napisał/a:
Panzerfaust na Świętojańskiej

Panzerfaust z okresu II Wojny Światowej znaleziono we wtorek podczas prac remontowych na ulicy Świętojańskiej w Gdyni. Na odcinku od skrzyżowania ulicy Świętojańskiej z ulicą 10 Lutego - do Placu Kaszubskiego policja zablokowała ruch pieszy. Nie można też było przejeżdżać samochodami przez Plac Kaszubski.

- W trakcie pracy koparki jeden z robotników zauważył, że z ziemi wystaje część przypominająca broń z II Wojny Światowej. Po odgarnięciu ziemi okazało się, że jest to właśnie panzerfaust - mówi rzecznik gdyńskiej policji, Dariusz Kaszubowski.

Policjanci zabezpieczyli teren i czekali na przyjazd saperów. Z początku nie było wiadomo, czy jest to jeden panzerfaust, czy też pod nim znajduje się więcej materiałów wybuchowych, niewybuchów lub niewypałów.

Mieszkańcy domów znajdujących się na tym odcinku ulicy Świętojańskiej i pracownicy sklepów nie zostali jednak ewakuowani.

- Nie było takiej potrzeby. Promień rażenia panzerfaustu wynosi około 30 – 40 metrów. Nie było zagrożenia mieszkańców ulicy Świętojańskiej - wyjaśnia Kaszubowski.

Na miejsce przyjechała grupa saperska z jednostki w Tczewie. Znalezisko zostało wyjęte z ziemi i przewiezione na wojskowy poligon. Teraz panzerfaust zostanie zdetonowany na poligonie na półwyspie Helskim lub w okolicach Kartuz.


Dobrze poinformowane źródła podają, że mimo zarekwirowania broni, Werwolf zbiegł. :wink:

danziger - Sro Lut 22, 2006 9:22 am

Cytat:
Promień rażenia panzerfaustu wynosi około 30 – 40 metrów. Nie było zagrożenia mieszkańców ulicy Świętojańskiej - wyjaśnia Kaszubowski.

Z tego co wiem, to zasięg panzerfaustów był dużo większy - w zależności od wersji od 30 do 150 metrów. W dodatku tu chodzi o zasięg skutecznego prowadzenia ognia, a zapewne głowica mogła lecieć i dalej...

danziger - Pon Lut 27, 2006 8:48 pm

Smardzyk chce położyć łapę na terenach postoczniowych
Cytat:
O. Rydzyk wraca do walki o majątek Stoczni
Zwrócił się do ministra sprawiedliwości o unieważnienie upadłości zakładu. Stawką są setki milionów złotych.

Taką wartość mają 73 hektary postoczniowych gruntów położonych w samym centrum Gdańska. Już teraz ceny metra kwadratowego sięgają w tej okolicy tysiąca złotych. Będzie jeszcze więcej, bo gmina już zatwierdziła plan zagospodarowania przestrzennego. Wiadomo, że w ciągu kilkunastu lat w najbliższym sąsiedztwie starówki (300 km>>) wyrosną luksusowe apartamentowce, hotele i centra rozrywki.

knovak - Pon Lut 27, 2006 9:33 pm

danziger napisał/a:
Cytat:
Promień rażenia panzerfaustu wynosi około 30 – 40 metrów. Nie było zagrożenia mieszkańców ulicy Świętojańskiej - wyjaśnia Kaszubowski.

Z tego co wiem, to zasięg panzerfaustów był dużo większy - w zależności od wersji od 30 do 150 metrów. W dodatku tu chodzi o zasięg skutecznego prowadzenia ognia, a zapewne głowica mogła lecieć i dalej...

Promień rażenia [eksplodującego pocisku] nie równa się przecież zasięgowi broni. Ot np. F-1 ma promień rażenia do 200 m, ale jego zasięg jest ograniczony do mocy użytej do jego miotania broni - czyli do siły muskułów sołdata. Podobny zasięg ma Nokia 5110, ale jej promień rażenia wynosi 2-10 cm, no chyba że się rozpadnie w locie na kawałki...
:hihi:

danziger - Pon Lut 27, 2006 10:05 pm

knovak napisał/a:
Promień rażenia [eksplodującego pocisku] nie równa się przecież zasięgowi broni. Ot np. F-1 ma promień rażenia do 200 m, ale jego zasięg jest ograniczony do mocy użytej do jego miotania broni - czyli do siły muskułów sołdata. Podobny zasięg ma Nokia 5110, ale jej promień rażenia wynosi 2-10 cm, no chyba że się rozpadnie w locie na kawałki...
:hihi:

No ok, zrobiłem błąd w terminologii. Tylko nie wiem, czy pierwszy zrobiłem ten błąd ja, czy pan Kaszubowski.
W każdym razie Panzerfaust, to nie granat, który (jeśli nie jest nigdzie rzucony) wybuchnie w miejscu i porazi odłamkami na 200 m czy dalej.
Panzerfaust to broń jednorazowego użytku - pocisk złączony z ładunkiem pędnym (przepraszam jeśli nie używam dostatecznie fachowych określeń, ale chyba wiadomo o co chodzi :wink: ). Jesli on po tych 60 latach samoczynnie "zadziała", to jest duża szansa na to, że nie wybuchnie w miejscu, tylko poleci te 30 - 150 m. i dopiero ekploduje.
I cos mi się zdaje, że promień rażenia (czyli zasięg wybuchu głowicy) Panzerfausta jest mniejszy niż 30 m. - przeciez to był kumulacyjny pocisk przeciwpancerny, używany do przebijania pancerzy, a nie rażenia odłamkami...

knovak - Pon Lut 27, 2006 10:16 pm

A może chodziło mu (w uproszczeniu) o efekt wybuchu ładunku w głowicy, bez odpalenia "napędu"? Zreszta przy eksplozji niewybuchu/niewypału często wszystko idzie po prostu w pieruny, gdziekolwiek, a nie na 30 czy więcej metrów...
seestrasse - Pon Lut 27, 2006 11:01 pm

Cytat:
Dzwon z Wilhelma Gustloffa w gdyńskiej restauracji
Bartosz Gondek 27-02-2006, ostatnia aktualizacja 27-02-2006 21:37
Superatrakcją gdyńskiej restauracji Barracuda jest olbrzymi dzwon z wraku statku "Wilhelm Gustloff". - Uważaliśmy, że po latach zapomnienia należy go pokazać, z należnym mu szacunkiem - mówi Piotr Tomaszewski, właściciel lokalu położonego przy nadmorskim bulwarze. To skandal - ripostuje Gerhard Olter, prezes mniejszości niemieckiej w Gdańsku
Dzwon z "Gustloffa" wita klientów przy wejściu do głównej sali restauracji. Jest też wymieniony jako superatrakcja w folderze reklamowym lokalu. - Niemy świadek tragedii tysięcy ludzi nie może robić za rekwizyt do kotleta! To bezczelność i skandal - uważa prezes mniejszości niemieckiej w Gdańsku Gerhard Olter. - Zawiadamiam o tym prokuraturę i konsulat niemiecki w Gdańsku.
- Dzwon wydobyto wiele dziesiątków lat temu. Przez ten czas nikt się nim specjalnie nie przejmował. Dopiero my zdecydowaliśmy się wypożyczyć go od właściciela i pokazać, robiąc to z odpowiednim dla niego szacunkiem - relacjonuje właściciel Barracudy Piotr Tomaszewski. - Według nas lepiej, żeby stojąc niedaleko nabrzeża, z którego "Gustloff" wypłynął w swoją ostatnią podróż, przypominał naszą wspólną historię, niż leżał zapomniany gdzieś w kolejnym magazynie.
Jak to się stało, że dzwon znalazł się w restauracji? "Wilhelm Gustloff" zatonął 30 stycznia 1945 roku. W załadowany uciekinierami statek trafiły trzy torpedy z napisami "Za Ojczyznę", "Za naród radziecki" i "Za Leningrad". Wystrzelił je radziecki okręt podwodny S-13. "Gustloff" zatonął w ciągu 50 minut. W zależności od szacunków, oblicza się, że wraz z nim na dno poszło od 5 do ponad 9 tysięcy ludzi. Dzwon wydobyło w latach siedemdziesiątych XX wieku Polskie Ratownictwo Okrętowe. I przekazało go Centralnemu Muzeum Morskiemu. PRO zabrało go z muzealnego depozytu dziesięć lat temu. Stał na honorowym miejscu w siedzibie PRO. Dwa lata temu spółka przeniosła się do mniejszego lokum. Wobec braku miejsca w ubiegłym roku został wypożyczony Barracudzie.
- Dziwię się, że PRO wolało oddać dzwon w prywatne ręce zamiast do Centralnego Muzeum Morskiego - mówi wojewódzki konserwator zabytków Marian Kwapiński. - "Gustloff" jest mogiłą wojenną. Dlatego wszystkie należące do niego przedmioty wymagają specjalnego traktowania.

Corzano - Wto Lut 28, 2006 7:27 am

Cytat:
Niemy świadek tragedii tysięcy ludzi nie może robić za rekwizyt do kotleta!

"Świadek tragedii" ludzi jest teraz świadkiem tragedii innych zwierząt, np. z talerza pana prezesa. Jedno i drugie jest bardzo smutne.

rispetto - Wto Lut 28, 2006 7:56 am

Jak stałby gdzieś zapomniany w kącie to lepiej oddawał szacunek rozbitkom i pana Oltera to by nie interesowało :evil:
Niech zacznie ścigać wszystkich handlarzy na Jarmarku, którzy sprzedają stare widelce i talerze. One też były "niemymi świadkami tragedii" marca 45.

Zoppoter - Wto Lut 28, 2006 8:50 am

rispetto napisał/a:

Niech zacznie ścigać wszystkich handlarzy na Jarmarku, którzy sprzedają stare widelce i talerze. One też były "niemymi świadkami tragedii" marca 45.


Niby tak, ale nazywanie tego dzwonu "atrakcją" w restauracji jakos mi nie pasuje.

parker - Wto Lut 28, 2006 8:58 am

A właściwie czemu nie? Nie widziałam, jak to wygląda, ale spodziewam się, że po prostu sobie gdzieś stoi (albo wisi) z odpowiednią tabliczką. Nikt go tam nie beszcześci. Kilkanaście lat temu, kto wie, do czego by go wykorzystywano w takim miejscu (bo to Niemcy byli), ale teraz raczej już takiego niebezpieczeństwa nie ma. :hmmm:
rispetto - Wto Lut 28, 2006 9:08 am

Nie rozumiem tego człowieka. Uzurpuje sobie prawo do wyłączności na "tamte czasy" i sprawia wrażenie, że tylko on wie "jak to było" i "co jest właściwe" w odniesieniu do "tamtych czasów". Trochę szerszego spojrzenia panie Olter. :%
Corzano - Wto Lut 28, 2006 9:23 am

Proponuję zostawić w knajpie dzwon, a wyrzucić kotlety. :hihi:
rispetto - Wto Lut 28, 2006 9:25 am

Corzano napisał/a:
Proponuję zostawić w knajpie dzwon, a wyrzucić kotlety. :hihi:

O właśnie :hihi: Ludzie będa przychodzić na kocerty solisty carillonowego :hihi:

Zoppoter - Wto Lut 28, 2006 9:30 am

rispetto napisał/a:
Nie rozumiem tego człowieka. Uzurpuje sobie prawo do wyłączności na "tamte czasy" i sprawia wrażenie, że tylko on wie "jak to było" i "co jest właściwe" w odniesieniu do "tamtych czasów".


Ale on chyba nie mówi wyłącznie we własnym imieniu tylko reprezentuje swój Związek i jego opinie?

No i mozna sie spodziewać, że właśnie w jego Związku jest zdecydowanie większy odsetek świadków, lub potomków swiadków tamtych czasów niż gdzie indziej w Gdańsku. Oczywiście nie sa oni jedynymi świadkami, ale na pewno jednymi z bardzo niewielu.

danziger - Wto Lut 28, 2006 10:13 am

Rozumiem oburzenie Oltera - CMM byłoby dużo lepszym miejscem dla tego dzwonu niż knajpa...
Gdyby to był "zwykły" dzown okrętowy, byłoby ok, ale dekorowanie knajpy dzwonem z Gustloffa można przyrównać do dekorowania jej fragmentami pomników nagrobnych.
Można by włączyć to miejsce do akcji znicz - może to dałoby właścicielowi do myślenia...

Sabaoth - Wto Lut 28, 2006 6:19 pm

Cytat:
Można by włączyć to miejsce do akcji znicz

O! To jest dobry pomysł, zamiast zapalac świeczki na brzegu morza :mrgreen:

rispetto - Wto Lut 28, 2006 8:53 pm

Cytat:
ale dekorowanie knajpy dzwonem z Gustloffa można przyrównać do dekorowania jej fragmentami pomników nagrobnych.

Powtarzam: gdyby wystawił tam widelce z Gustloffa albo chociaż jego zdjęcie to byłoby co innego? Nie popadacie w paranoję? To pytanie do tych wzburzonych. Moze być retoryczne.
Gdzieś zdaje się mam kopertę z listu z datownikiem okolicznościowym z Gustloffa. Też nie mogę nią udekorować swojego domu, bo zbeszczeszczę pamięć poległych? :hmmm:

Sabaoth - Wto Lut 28, 2006 9:36 pm

Odłamki nad bramą

Cytat:
Kilkadziesiąt odłamków gotyckich cegieł zebrali już alpiniści, którzy od późnej jesieni ubiegłego roku zabezpieczają siatką fasadę Bazyliki Mariackiej.


O problemie z odpadającymi od kościoła odłamkami cegieł pisała "Gazeta" przez całą jesień ubiegłego roku. Pieniądze na zabezpieczenie najbardziej uszkodzonych murów - 230 tysięcy złotych dali Miasto Gdańsk i marszałek województwa pomorskiego Jan Kozłowski.

- Do styczniowych mrozów udało nam się pokryć siatką 10 procent koniecznej do zabezpieczenia powierzchni - mówi konserwator Bazyliki Mariackiej Tomasz Korzeniowski. - Prace musieliśmy wstrzymać ze względu na mrozy. Teraz zaczynamy na nowo. Musimy się śpieszyć. Całość musi być ukończona do 30 czerwca.

W tym tygodniu alpiniści wykonają kolejne prace pomiarowe. Sprawdzą też kondycję muru.

Dotąd wyciągnęli z niego kilkadziesiąt luźnych, dużych odłamków cegieł i detali architektonicznych. Niektóre bezpośrednio znad Bramy Wysokiej, będącej głównym wejściem do świątyni.


Może nowe zdjęcia Mariackiego sie pojawią :^^

danziger - Wto Lut 28, 2006 9:51 pm

rispetto napisał/a:
Powtarzam: gdyby wystawił tam widelce z Gustloffa albo chociaż jego zdjęcie to byłoby co innego? Nie popadacie w paranoję? To pytanie do tych wzburzonych. Moze być retoryczne.
Gdzieś zdaje się mam kopertę z listu z datownikiem okolicznościowym z Gustloffa. Też nie mogę nią udekorować swojego domu, bo zbeszczeszczę pamięć poległych? :hmmm:

Jest różnica między zdjęciem statku i innymi przedmiotami, które wymieniłeś, a które kiedyś tam na Gustloffie były, albo mają z nim inny związek, a przedmiotami wydobytymi (tak jak ten dzwon) z jego wraku, który jest równocześnie cmentarzyskiem kilku tysięcy ludzi.
Przecież ta Twoja koperta nie została wydobyta z wraku, tylko wysłana z Gustloffa, gdy sobie jeszcze w najlepsze pływał...
Jak jeden koleś wystawiał na allegro pochodzące z masowego grobu elementy wypsoażenia niemieckich spadochroniarzy, to ścigała go prokuratura, prasa opisała z obużeniem, allegro zawiesiło aukcję itd. - te reakcje były jak najbardziej słuszne. Nie rozumiem czemu analogiczną reakcję Oltera uważa się za histerię...

Marcin - Sro Mar 01, 2006 10:41 pm

Tomasz Korzeniowski walczy o zabytki
Gazeta Wyborcza, Aleksandra Kozłowska 01-03-2006 napisał/a:
Czy rzeczywiście pięć gotyckich ołtarzy należących przed II wojną do gdańskiej Bazyliki Mariackiej, obecnie znajdujących się w Muzeum Narodowym w Warszawie, powróci do Gdańska? Tomasz Korzeniowski, konserwator bazyliki, twierdzi, że są spore szanse

Dwa dni temu Korzeniowski spotkał się w Warszawie z ministrem kultury i dziedzictwa narodowego Kazimierzem Ujazdowskim. Minister obiecał, że postara się przekonać Ferdynanda Ruszczyca, dyrektora warszawskiego muzeum, by mariackie ołtarze wróciły do Gdańska. - Minister Ujazdowski od samego początku był bardzo otwarty i pozytywnie nastawiony do naszych starań - mówi Korzeniowski. - Przekonały go nasze tłumaczenia o tym, jak ważna jest integralność kolekcji Bazyliki Mariackiej. Zbiory świątyni o takim znaczeniu nie mogą pozostać w rozproszeniu.

Tomasz Korzeniowski, gdańszczanin z urodzenia, magister sztuk pięknych z wykształcenia (studia ukończył na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu). Jego specjalizacja to konserwacja rzeźby kamiennej, elementów architektonicznych, metalu i ceramiki. Od 2001 roku jest dyrektorem zbiorów i głównym konserwatorem zabytków Bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Sam też jest autorem prac konserwatorskich, m.in. XV-wiecznych portali Bramy Szewskiej i Bramy Groblowej mariackiej świątyni. Ma też na koncie rozpoznanie cennych dzieł sztuki z gdańskiej bazyliki, zaginionych w trakcie drugiej wojny światowej: w prywatnej kolekcji odkrył kamienną figurę anioła z epitafium Edwarda Blemke (1591) autorstwa Willema van den Blocka, a wśród obiektów eksponowanych na Wawelu rozpoznał brązową figurę św. Jana Ewangelisty z renesansowej chrzcielnicy. Jest prezesem gdańskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, należy do Europejskiego Stowarzyszenia Konserwatorów i Budowniczych Katedr. Wydał liczne publikacje dotyczące konserwatorstwa zabytków. Swoje gdańskie pasje realizuje także jako licencjonowany przewodnik turystyczny.

stumar - Sro Mar 08, 2006 8:08 am

nowy hotel na starówce (300 km>>) :hihi: w zasadzie jeśli chodzi o tę starówkę (300 km>>) to sytuacja przypomina walkę z wiatrakami :II
villaoliva - Czw Mar 09, 2006 1:30 pm

parker napisał/a:
A właściwie czemu nie? Nie widziałam, jak to wygląda, ale spodziewam się, że po prostu sobie gdzieś stoi (albo wisi) z odpowiednią tabliczką. Nikt go tam nie beszcześci. Kilkanaście lat temu, kto wie, do czego by go wykorzystywano w takim miejscu (bo to Niemcy byli), ale teraz raczej już takiego niebezpieczeństwa nie ma. :hmmm:



Oto dzwon.
Myślę że nie jest to złe miejsce. Bo dlaczego zabytki czy inne pamiątki mają być eksponowane tylko w martwych miejscach typu muzea.
W ten sposób napewno więcej osób zetknie się z historią największej w historii tragedii na morzu.

rispetto - Czw Mar 09, 2006 6:42 pm

stumar napisał/a:
nowy hotel na starówce (300 km>>) (300 km>>) :hihi: w zasadzie jeśli chodzi o tę starówkę (300 km>>) (300 km>>) to sytuacja przypomina walkę z wiatrakami :II

Zwróć tylko uwagę, że w Gazecie napisali źle, ale Ty napisałeś jak najbardziej poprawnie. :wink:
Staroowka - źle
staroowka - dobrze

seestrasse - Sob Mar 25, 2006 12:00 pm

historii z dzwonem ciąg dalszy...
Wyborcza Trójmiasto napisał/a:

Nikt nie chce rufowego gongu z Wilhelma Gustloffa

Bartosz Gondek 24-03-2006
Wygląda na to, że w trójmiejskich muzeach nie zobaczymy rufowego gongu z "Wilhelma Gustloffa", który teraz stoi w gdyńskiej restauracji Barracuda.
Na przełomie lutego i marca dwukrotnie pisaliśmy o tym, że w gdyńskiej restauracji Barracuda wystawiono dzwon, wydobyty w 1979 roku przez nurków Polskiego Ratownictwa Okrętowego z wraku statku "Wilhelm Gustloff". Przeciwko komercyjnemu wykorzystaniu pamiątki z zatopionego przez Rosjan 30 stycznia 1945 r. statku (zginęło na nim od 5 do 10 tys. ludzi) zaprotestowała mniejszość niemiecka w Gdańsku. Pomysł nie zyskał także aprobaty wojewódzkiego konserwatora zabytków i naszych Czytelników. Dotąd nie było też pewności, czy dzwon rzeczywiście pochodzi z tego, a nie innego statku. Po naszych publikacjach odezwał się do nas wieloletni dyrektor PRO, kapitan Tomasz Gajek. Z udostępnionych przez niego dokumentów niezbicie wynika, że dzwon, a dokładnie tylny gong okrętowy, wydobyto z "Gustloffa" dokładnie ósmego sierpnia 1979 roku, w ostatnich godzinach nurkowania na wraku. Jeden z nurków, Stefan Mamaj, przypłacił akcję problemami z dekompresją. - Dzwon znajdował się na rufie, na specjalnym stojaku - mówi kapitan Gajek. - Poza tym, że wiem, skąd go podniesiono, widziałem setki zdjęć, na których służył jako tło do zdjęć dla pasażerów statku. Nie ma wątpliwości. To jest oryginalny gong "Gustloffa". Po wydobyciu, niemy świadek jednej z największych morskich tragedii świata, najpierw trafił do Centralnego Muzeum Morskiego, gdzie w magazynie przeleżał kilkanaście lat. W 1992 roku wrócił do PRO. Wystawiony został w głównym holu siedziby firmy. Trzy lata później wypożyczono go do Niemiec, na uroczystości związane z półwieczem zatonięcia "Gustloffa". Dzwon traktowano tam z niezwykłymi honorami. Na przełomie roku 2000 i 2001 Polskie Ratownictwo Okrętowe podzieliło się na dwie spółki - PRO i SAR. Dzwon przypadł PRO. Ponieważ nowa siedziba spółki była zbyt mała na ekspozycję rekwizytu, po jakimś czasie zdecydowano się wypożyczyć do Barracudy. Mniejszość niemiecka i konserwator uważają, że dzwon powinien trafić do muzeum. Jest jednak pewien problem. Nikt poza restauracją nie chce wystawić go na widok publiczny. - Chętnie przyjmiemy eksponat z powrotem - mówi dyr. Jerzy Litwin z Centralnego Muzeum Morskiego. - Nie ma jednak co liczyć, że zostanie wystawiony na ekspozycji. Niespecjalnie pasuje do profilu wystaw w naszym muzeum.
Gerhard Olter, prezes związku mniejszości niemieckiej w Gdańsku, proponował, aby dzwon umieścić w Muzeum Miasta Gdyni. W końcu właśnie to miasto było w czasie II wojny światowej portem macierzystym "Gustloffa". Stąd też wypłynął w swoją ostatnią podróż. - Tragedia "Gustloffa" to bardzo delikatny temat i dowód na to, że ze zbiorowych cmentarzy nic się nie powinno ruszać - mówi Joanna Grajter z biura prasowego gdyńskiego magistratu. - Ze względu na skomplikowaną wojenną historię Gdyni i ciągle żywą pamięć o wypędzeniu polskiej ludności miasta przez Niemców w 1939 roku, uważamy, że niespecjalnie szczęśliwe byłoby eksponowanie go w miejskim muzeum. Kto wie? Może powinien wrócić na pokład okrętu lub do Niemiec?
Dla Gazety
Gerhard Olter, Mniejszość niemiecka w Gdańsku.
To smutne, że trójmiejskie muzea boją się pokazywać wspólny fragment naszej historii. Widać, duchy przeszłości niektórych straszą do dziś. A przecież wystarczy ustawić obok niego tablicę z odpowiednio sformułowaną informacyjną. Jeżeli okaże się, że nie znajdzie się odważny, który zadba odpowiednio o zabytek, postaram się, aby powrócił do Niemiec. Rozmawiałem już z muzeum morskim w Bremerhaven, które ma już ekspozycję dotyczącą tragedii "Gustloffa". Mają też kilka związanych z nim, drobnych zabytków. Dla nich gong to nielicha gratka i przyjmą go od zaraz w depozyt albo nawet na własność.

http://miasta.gazeta.pl/t...12,3235199.html

danziger - Sob Mar 25, 2006 12:22 pm

Cytat:
postaram się, aby powrócił do Niemiec. Rozmawiałem już z muzeum morskim w Bremerhaven, które ma już ekspozycję dotyczącą tragedii "Gustloffa". Mają też kilka związanych z nim, drobnych zabytków. Dla nich gong to nielicha gratka i przyjmą go od zaraz w depozyt albo nawet na własność.

:evil:

seestrasse - Sob Mar 25, 2006 12:26 pm

zatrważające są również wynurzenia pani Grajter...
Joanna Grajter z biura prasowego gdyńskiego magistratu napisał/a:
Tragedia "Gustloffa" to bardzo delikatny temat i dowód na to, że ze zbiorowych cmentarzy nic się nie powinno ruszać. [...] Ze względu na skomplikowaną wojenną historię Gdyni i ciągle żywą pamięć o wypędzeniu polskiej ludności miasta przez Niemców w 1939 roku, uważamy, że niespecjalnie szczęśliwe byłoby eksponowanie go w miejskim muzeum. Kto wie? Może powinien wrócić na pokład okrętu lub do Niemiec?

rispetto - Sob Mar 25, 2006 12:43 pm

Nóż w kieszenie się otwiera :evil:
Corzano - Sob Mar 25, 2006 1:00 pm

Lepiej by był w Niemczech na wystawie, niż w magazynie muzeum w Gdańsku. Tam przynajmniej docenią tę pamiątkę.
seestrasse - Sob Mar 25, 2006 1:01 pm

najlepiej by było, gdyby paru włodarzy poszło po rozum do głowy :%
danziger - Sob Mar 25, 2006 1:20 pm

Corzano napisał/a:
Lepiej by był w Niemczech na wystawie, niż w magazynie muzeum w Gdańsku. Tam przynajmniej docenią tę pamiątkę.

Pewnie - niech wszystko z Gdańska wywiozą, byle by było nalezycie eksponowane :%

Corzano - Sob Mar 25, 2006 1:22 pm

Nie rzuca się pereł przed wieprze. :%
Mikołaj - Sob Mar 25, 2006 1:59 pm

Cytat:
Pewnie - niech wszystko z Gdańska wywiozą, byle by było nalezycie eksponowane

niech się wala w magazynie, byle u nas :%

villaoliva - Sob Mar 25, 2006 2:15 pm

Moim zdaniem on wcale obecnie się nie wala.
Co złego jest w tym miejscu? Dzwon stoi, tak że nikt sobie w niego nie udeża dla zabawy.

Jest doskonale wyeksponowany i opisany. Restauracja jest w Gdyni, nad samym morzem, z widokiem na port....

Czy to, że dzwon pochodzi z danego statku a nie innego czyni go czymś więcej niż tylko zabytkiem czy ciekawostką. Czy to już jest relikwia?

Mikołaj - Sob Mar 25, 2006 3:34 pm

Cytat:
Moim zdaniem on wcale obecnie się nie wala.

mi chodziło o to, że miałby się walać gdzieś w magazynie

villaoliva - Sob Mar 25, 2006 3:59 pm

Mikołaj napisał/a:
Cytat:
Moim zdaniem on wcale obecnie się nie wala.

mi chodziło o to, że miałby się walać gdzieś w magazynie

A mi chodziło o ogólną tezę całej akcji gazety :) bez :poke: Ciebie :)

Zoppoter - Sob Mar 25, 2006 6:54 pm

villaoliva napisał/a:
Czy to, że dzwon pochodzi z danego statku a nie innego czyni go czymś więcej niż tylko zabytkiem czy ciekawostką. Czy to już jest relikwia?


Tak.

Chciałbyś, żeby w restauracji jako ozdobe postawiono fragment grobu Twoich krewnych?

villaoliva - Sob Mar 25, 2006 7:05 pm

A byłeś kiedyś w U7 w Gdańsku?
knovak - Sob Mar 25, 2006 7:19 pm

Zwracam tylko uwagę, że dzwon okrętowy to nie jest byle filiżanka czy lampa wyciągnieta z wraku. W tradycji morskiej to serce statku/okrętu, coś jak np. sztandar dla jednostki wojskowej - rzecz święta, symbol. Miejscem dla tego typu zabytku z pewnością nie powinna być knajpa, choćby najporządniejsza. Takie pamiątki zwykle są przechowywane zwykle w muzeach - tam gdzie je los rzucił; albo w kościołach, najczęściej w portach macierzystych...
Analogicznie - na Morzu Północnym spoczywa wrak dumy naszej przedwojennej floty handlowej - m/s "Piłsudski". Nie wiem, czy jego dzwon został wydobyty (pewnie tak), ale jeśli - to nie chciałbym, by stał przy wejściu do jakiejś portowej restauracji w pobliskim Hull.

Zoppoter - Sob Mar 25, 2006 7:27 pm

villaoliva napisał/a:
A byłeś kiedyś w U7 w Gdańsku?


Nie.

Jakie to ma zresztą znaczenie? Profanacja grobu w dawnym schronie ma uzpraweidliwiac profanacje grobu na dnie morza? Bo nie baredzo rozumiem sens tego pytania.

villaoliva - Sob Mar 25, 2006 7:58 pm

Co do dzwonu przekonaliście mnie. Macie rację.

Ale co do schronu w Gdańsku, to mam mieszane odczucia. Jak tam byłem nie mogłem przestać myśleć o tragicznej historii tego miejsca. Ale tak było, bo ja znam te historię.

Czy skoro na naszych ulicach również masowo gineli ludzie, to nigdy nie bedzie mógł nimi przejść jakiś wesoły korowód bo będzie to profanacja pamięci tych których krew tu wsiąkła?
W Victoria Schule też toczy się życie, normalne, studenckie.
Ze sprośnymi żartami, drugami i sexem w toaletach. Takie są moje spostrzeżenia po ostatniej wizycie w tym budynku.
Profanacja czy życie?
Nie piszę tego by wchodzić z kimś w spór, ale by się wspólnie zastanowić.

danziger - Sob Mar 25, 2006 10:15 pm

Wiesz, w Hiroshimie i Nagasaki tez toczy się teraz normalne życie.
Gdybyśmy mieli z każdego miejsca, w którym ginęli ludzie robić pomniki, nie byłoby miejsca dla żywych.
Są miejsca, z których po prostu trzeba ludzkie szczątki uprzątnąć (i godnie pochować), a nie zmieniać je w cmentarze czy muzea.
Natomiast ten dzwon, to przedmiot wyciągnięty z grobu - nie takiego z pomnikiem i zniczami, ale jednak grobu. To trochę tak, jakby wykopać z grobu jakiegoś żołnierza (np. obrońcę Westerplatte) i mundurem zdjętym z trupa udekorować lokal.
Dlatego knajpa zdecydowanie nie jest dla jego ekspozycji najlepszym miejscem.

Mikołaj napisał/a:
niech się wala w magazynie, byle u nas :%

A tak, wolę by pozostał u nas w magazynie, niż miałby wyjechać z Gdańska. Tyle lat różne osoby i instytucje bezowocnie (no, częściowo na szczęście owocnie, ale nie bez trudności) walczą o powrót do Gdańska różnych dzieł sztuki, wyposażenia kościołów itd., a teraz mielibyśmy oddawać to co już mamy?
Żeby było jasne - nie podoba mi się pomysł przechowywania dzwonu w magazynie CMM. Jeśli miałby być wypożyczony do jakiegoś muzeum, które go pięknie wyeksponuje - proszę bardzo.
Ale przekazać można go tylko czasowo, a nie na własność.

Gdaaanszczanka - Nie Mar 26, 2006 1:10 am

danziger napisał/a:
Wiesz, w Hiroshimie i Nagasaki tez toczy się teraz normalne życie.
Gdybyśmy mieli z każdego miejsca, w którym ginęli ludzie robić pomniki, nie byłoby miejsca dla żywych.


:cry: Śmierć jest etapem życia, tak jak życie jest etapem śmierci.
Czcijmy pamięć o ludziach a nie same symbole…

rispetto - Nie Mar 26, 2006 6:40 am

Cytat:
Czcijmy pamięć o ludziach a nie same symbole…

I to chyba najmądrzejsze zdanie w tej dyskusji. :%
Jak kiedyś wspomniałem o handlu żołnierskimi nieśmiertelnikami na Jarmarku to nikogo to nie zbulwersowało, choć jest to o wiele bardziej hańbiące, bo zabiera się wielu rodzinom możliwość odnalezienia grobu swoich bliskich.

villaoliva - Wto Mar 28, 2006 8:45 am
Temat postu: Tajemnica giełdy w Pruszczu Gdańskim
Bożena Aksamit, Bartosz Gondek Gazeta Wyborcza 28.03.2006
Cytat:
Na terenie giełdy samochodowej w Pruszczu Gdańskim w czasie wojny ginęły męczeńską śmiercią więźniarki obozu koncentracyjnego Stutthof


W każdą niedzielę przez kilkuhektarowe targowisko w Pruszczu przewijają się tysiące osób. Na największej w województwie giełdzie handluje się głównie samochodami, ale kupić można w zasadzie wszystko: zwierzęta, meble, bieliznę. Gdy zapytaliśmy kilkanaście osób spacerujących między samochodami, czy wiedzą, co tu się działo w czasie II wojny światowej, nikt nie potrafił odpowiedzieć. Tymczasem wielki plac, będący dziś rynkiem i miejscem towarzyskich spotkań mieszkańców Trójmiasta, Pruszcza i okolic, jest niemym świadkiem dawnej tragedii.

- Na giełdę w Pruszczu trafiłam wraz z byłymi więźniami kacetu w Stutthofie, którzy jednoznacznie wskazywali, że na jej terenie stały baraki należące do podobozu - mówi Elżbieta Grot z Muzeum Stutthof. - Jeden z byłych więźniów, Johan Sonnenberg, który trafił tu podczas "marszu śmierci" w 1945 roku, opisywał panujące tu warunki jako tragiczne.

Obóz funkcjonujący na terenie dzisiejszej giełdy samochodowej od 7 lipca 1944 roku był jednym z dwóch działających w Pruszczu (drugi był przy stacji kolejowej). Na terenach obecnej giełdy więziono 800 kobiet - głównie Żydówek. Ich zadaniem była rozbudowa pasów startowych na lotnisku. Trudne warunki bytowe i wyniszczająca praca powodowały dużą śmiertelność wśród osadzonych kobiet. Do dziś nie wiadomo, gdzie znajdują się ich groby.

Od ostatnich dni stycznia 1945 roku do niewielkich baraków w pobliżu lotniska (które w każdą niedzielę zamienia się teraz w giełdę) napływało coraz więcej z 11 tys. więźniów, uczestniczących w tak zwanym "marszu śmierci". Część ich właśnie tu zginęła, inni maszerowali dalej - przez Straszyn, Kolbudy, Łapino, Żukowo - w kierunku Lęborka.

Po ewakuacji głównego obozu do kolumn "marszu śmierci" dołączyły także więźniarki z Pruszcza. Większość zginęła.

- Miasto Pruszcz pamięta o tragedii Żydówek - mówi Alina Czechowicz, dyrektor Miejskiego Domu Kultury. - Na terenie II podobozu, przy dworcu PKP , stoi pomnik pomordowanych więźniarek. Jest też obelisk poświęcony kobietom, które pracowały i ginęły na budowie. Przyznaję jednak, że na terenie giełdy nie ma żadnego śladu po obozie.

- Nie wiedziałem, że obozowe baraki stały na terenie giełdy - mówi burmistrz Pruszcza Janusz Wróbel. - To miejsce musi być odpowiednio upamiętnione. Porozumiemy się z muzeum Stutthof i gminą żydowską w Gdańsku i umieścimy tam stosowną tablicę.

Dla Gazety

Michał Samet

przewodniczący żydowskiej gminy wyznaniowej w Gdańsku

- Nic nie słyszałem o tym miejscu. Ale jeżeli miasto wyraziłoby chęć postawienia tablicy upamiętniającej dramat więźniarek, jesteśmy gotowi przekazać odpowiednie fundusze. Na trasie "marszu śmierci" jest na razie tylko jedna tablica upamiętniająca rozstrzelanie w Czarnej Wodzie grupy Żydówek węgierskich. Jako gmina kończymy przygotowania do akcji budowy kilkunastu tablic z opisami tragicznych zdarzeń, jakie miały miejsce 60 lat temu podczas morderczej wędrówki więźniów. Napisy będą wykonane w trzech językach, po polsku, angielsku i hebrajsku.



MARSZ ŚMIERCI

25 stycznia 1945 roku komendant obozu koncentracyjnego Stutthof, Paul Werner Hoppe, zarządził rozpoczęcie ewakuacji. Trasa ewakuacji prowadziła przez Mikoszewo, Cedry Wielkie, Pruszcz Gdański, Straszyn, Łapino, Kolbudy, Niestępowo, Żukowo, Przodkowo, Pomieczyno, Luzino, Godętowo, w okolice Lęborka. Hoppe rozkazał eskorcie, aby "wszelkie próby ucieczki lub przygotowań do buntu łamali w sposób bezwzględny przy użyciu broni palnej". Za druty wyprowadzono 11 tys. więźniów, czyli połowę ze znajdujących się w obozie. Codziennie musieli pokonać ponad 20 km. W głębokim śniegu, przy temperaturze - 20 stop. C. Miejsca postoju były wybierane przypadkowo. Nie przygotowano żadnych miejsc noclegowych ani wyżywienia.

rispetto - Wto Mar 28, 2006 8:54 am

Ze szczególnie drogiego mi cyklu: Marzenie ośmioletniego Krystiana
:== respect

villaoliva - Wto Mar 28, 2006 9:02 am

Warto przypomnieć, że :arrow: każdy z nas moze spełnić jakieś marzenie
rispetto - Wto Mar 28, 2006 9:08 am

villaoliva napisał/a:
Warto przypomnież, że :arrow: każdy z nas moze spełnić jakieś marzenie

Pewnie, że warto przypomnieć, szczególnie w związku z akcją "przekaż 1% swojego podatku na organizacje dobroczynne", do której nieustannie zachęcam.
Nasza córeczka została w zeszłym roku marzycielką tej fundacji :love:

Corzano - Sob Kwi 01, 2006 8:51 am

W dzisiejszej wersji papierowej GW jest mowa o planach utworzenia gdańskiego muzeum okrętownictwa. Miałoby powstać na terenach Stoczni Gdańskiej, w jednaj ze starych hal. Ekspozycja miałaby dotyczyć w znaczniej mierze końca XIX w i początków XX. Jest to inicjatywa CMM i dyrektor Litwin wydaje się być zdeterminowany by muzeum powstało.

Dla mnie bomba! :mrgreen:

Sabaoth - Wto Kwi 04, 2006 9:19 pm

Pojedziemy Tramwajem na samolot?

Gazeta napisał/a:
W czasie, gdy trwają jeszcze gorączkowe przygotowania do budowy linii tramwajowej na Chełm, Gdańsk planuje następną tego typu inwestycję. Za kilka lat tramwaj ma dojeżdżać do Rębiechowa.


Na początku bieżącego roku gmina ogłosiła przetargi na wykonawców inwestycji w ramach Gdańskiego Projektu Komunikacji Miejskiej. Poza budową linii na Chełm, chodzi o remonty torowisk w całym mieście i zakup trzech tramwajów niskopodłogowych. Prace budowlane mają ruszyć w czerwcu, a termin ich realizacji to koniec przyszłego roku. Czasu jest mało, ale takie są wymagania Unii Europejskiej, która współfinansuje projekt.

Niezależnie od tych przedsięwzięć urzędnicy już myślą o poszerzeniu zakresu robót. - W kolejnych latach chcemy walczyć o dofinansowanie połączenia szynowego między centrum Gdańska, Moreną i lotniskiem w Rębiechowie - mówi Antoni Szczyt, wicedyrektor wydziału gospodarki komunalnej.

Miasto rozważa kilka wariantów przebiegu i rodzaju trasy. Pierwszy zakłada odbudowę linii kolejowej z Wrzeszcza do Kokoszek. Zaletą tego rozwiązania jest utworzenie drugiej linii SKM w Trójmieście, gdyż trasa łączyłaby się przy lotnisku z bocznicą linii Gdynia - Kościerzyna. Pociągi SKM mogłyby jeździć ze śródmieścia Gdańska do centrum Gdyni przez Niedźwiednik, Morenę, Rębiechowo, Osowę i Karwiny. Dodatkowo nowymi torami kursowałyby pociągi regionalne, łącząc pierwszy raz od 50 lat Gdańsk z Kaszubami. - Wadą są koszty, gdyż tory kolejowe są droższe od tramwajowych - zarówno w budowie jak i utrzymaniu - mówi wiceprezydent Gdańska Marcin Szpak.

Inny wariant to budowa linii tramwajowej (prowadzonej także po starym nasypie kolejowym) z Wrzeszcza lub Moreny, do której tramwaje dojechałyby ulicami Nowolipie i Rakoczego z pętli na Siedlcach. Wtedy jednak bezpośrednie połączenie z Kaszubami i Gdynią byłoby niemożliwe.

- A ostatni pomysł zakłada przedłużenie linii tramwajowej na Chełm aż do obwodnicy i dalej na północ do portu lotniczego - mówi Szpak. - Myślimy także o zakupie kilkunastu tramwajów niskopodłogowych. Gdybyśmy dostali dofinansowanie z UE, prace ruszyłyby w 2008 roku.


A czy ktoś policzył koszty odbudowy wiaduktów? Ta linia była zaznaczana na powojennych planach ale jakoś (podobnie do Wyspy Spichrzów) jej odbudowa kończyła sie zawsze na planach.

villaoliva - Wto Kwi 04, 2006 10:42 pm

Ale fajnie że się o tym wciąż myśli.
seestrasse - Wto Kwi 18, 2006 6:19 pm

jako pracownik niższego szczebla pionu gdańskiej kultury nie zdzierżyłam... konia z rzędem, kto zgadnie o którą instytucję chodzi. jak dla mnie bystrzak miesiąca :pukpuk:
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3290038.html
Cytat:
Filharmonia Bałtycka ma sprzęt, dzięki któremu osoby niedosłyszące mogą słuchać koncertów
ak 18-04-2006 , ostatnia aktualizacja 18-04-2006 19:21

Dziadek do orzechów a może Straszny dwór? Już za kilka tygodni osoby niedosłyszące będą mogły nie tylko zobaczyć ale i posłuchać koncertów w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku.
Będzie to możliwe dzięki sprzętowi audiowizualnemu, który za 622 tys. zł kupił Pomorski Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
- To dość skomplikowane urządzenia - mówi Dariusz Majorek, szef pomorskiego oddziału FRON. - Zestaw wzmacniaczy, mikrofonów i słuchawek, dzięki którym niedosłyszący odbiorą wielokrotnie silniejszy sygnał ze sceny... Po prostu usłyszą muzykę i śpiew.
Filharmonia i Opera Bałtycka będzie trzecim - po Teatrze Muzycznym w Gdyni i Uniwersytecie Gdańskim - miejscem w naszym województwie z takim sprzętem. Jego montaż zajmie kilka tygodni. A potem wystarczy, że przed spektaklem niedosłyszący wypożyczą specjalne bezprzewodowe słuchawki, i będą mogli cieszyć się koncertem czy operą tak samo jak osoby słyszące. Sami wyregulują poziom dźwięku pokrętłem wbudowanym w słuchawki.
Wypożyczenie nie będzie nic kosztowało, trzeba będzie tylko na czas spektaklu zostawić w biurze opery dowód tożsamości. Filharmonia ma 150 takich przenośnych zestawów dla niedosłyszących.
Urządzenie elektroniczne wykorzystuje działanie fal radiowych i podczerwieni. Dzięki specjalnym nadajnikom zgranym z mikroportami i aparaturą nagłośnieniową emitują wzmocniony sygnał do bezprzewodowych odbiorników, którymi są słuchawki dla niedosłyszących.

danziger - Wto Kwi 18, 2006 6:34 pm

seestrasse napisał/a:
konia z rzędem, kto zgadnie o którą instytucję chodzi.

No jak to? Chodzi o Operetkę i Fisharmonię Bałtycką - zdaje się, że mieści się ona w Ratuszu Wielkiego Miasta*


*copyright by jakiś dziennikarz "Wybiórczej".

Sabaoth - Wto Kwi 18, 2006 6:45 pm

A kiedy niewidomi będa mogli obejrzeć przedstawienie? :%
seestrasse - Wto Kwi 18, 2006 6:47 pm

Danzi, Ty masz talent :== :hihi:
Corzano - Wto Kwi 18, 2006 6:58 pm

Sabaoth napisał/a:
A kiedy niewidomi będa mogli obejrzeć przedstawienie? :%

Dotykowo?

Btw. Seestrasse, takimi rzeczami to chyba tylko ludzie "z branży" się przejmują. :wink:

Sabaoth - Wto Kwi 18, 2006 7:11 pm

Corzano napisał/a:
Sabaoth napisał/a:
A kiedy niewidomi będa mogli obejrzeć przedstawienie? :%

Dotykowo?

Taaaak, obejrzeć sobie dotykowo Zesztrasię :hihi:

Corzano - Wto Kwi 18, 2006 7:14 pm

Sabaoth napisał/a:
Corzano napisał/a:
Sabaoth napisał/a:
A kiedy niewidomi będa mogli obejrzeć przedstawienie? :%

Dotykowo?

Taaaak, obejrzeć sobie dotykowo Zesztrasię :hihi:

Już widzę tę epidemię ślepoty. :^^

Sabaoth - Wto Kwi 18, 2006 7:18 pm

A po obejrzeniu serię cudownych uzdrowień. :^^ Zesztrasiu, powinnaś założyć klinikę "Dotykowe Leczenie Ślepoty", jeszcze zostaniesz naszym forumowym Kaszpirowskim :hihi:
seestrasse - Wto Kwi 18, 2006 8:53 pm

Corzano napisał/a:
takimi rzeczami to chyba tylko ludzie "z branży" się przejmują

jasne, zwłaszcza że pozostałe 99% społeczeństwa posiada pierwszy stopień słuchu muzycznego. słyszą, kiedy coś gra
ale dziennikarz lokalnej gazetki powinien reprezentować jakiś minimalny poziom wiedzy o swoim miejscu zamieszkania. powtórzę się - powinien. to oczywiście znaczy, że nie musi.

fritzek - Wto Kwi 18, 2006 9:53 pm

seestrasse napisał/a:

jasne, zwłaszcza że pozostałe 99% społeczeństwa posiada pierwszy stopień słuchu muzycznego. słyszą, kiedy coś gra

Muzycznego?! Wolne żarty Zesiu...większość nie słyszy i nie rozumie kiedy i co się do nich mówi. A co tu mówić o takich fanaberiach jak muzyka.
Tu pozwolę sobie na małe :blahblah: Parę lat temu, w maju była piękna parna pogoda. Gorąco jak diabli, wieczorem przyszła burza. Wynieśliśmy sobie stolik i krzesła na balkon, zapaliliśmy świece, wzięliśmy żarełko, napoje i...włączyliśmy dosyć głośno płytę z koncertami branderburskimi niejakiego Bacha. Za pół godziny zapukał do drzwi patrol policji w ramach interwencji. Sąsiadka nadała, że zakłócamy ciszę nocną i słuchamy satanistycznej muzyki :haha:

seestrasse - Wto Kwi 18, 2006 10:29 pm

bardzo ładna opowieść :hihi: ostatnio podobne problemy miał niejaki Huelle Paweł
http://teatry.trojmiasto....l?id_news=19240
inteligentny przedruk na moim ulubionym portalu :hihi:

fritzek - Wto Kwi 18, 2006 10:45 pm

seestrasse napisał/a:
bardzo ładna opowieść :hihi: ostatnio podobne problemy miał niejaki Huelle Paweł
http://teatry.trojmiasto....l?id_news=19240
inteligentny przedruk na moim ulubionym portalu :hihi:

Wiem, wiem gadałyśmy o tym. Ja w każdym razie cieszę się, że już tam nie mieszkam. A tu gdzie mieszkam obecnie chyba naprawdę mogłabym urządzić czarną mszę i nikt okiem by nie mrugnął :hihi: Nie wspominając o tupaniu :wink: i głośnym odtwarzaniu muzyki, mniej i bardziej poważnej :mrgreen:

seestrasse - Czw Kwi 27, 2006 6:48 pm

zapraszam :D
http://miasta.gazeta.pl/t...11,3309106.html
Cytat:
Premiera opery "Mozart i Salieri"
Mirosław Baran 27-04-2006 , ostatnia aktualizacja 27-04-2006 13:59

Jak umarł Wolfgang Amadeusz Mozart? Czy zabił go Antonio Salieri, jego wielki rywal? Przekonać się mogą o tym widzowie "Mozarta i Salieriego", najnowszej premiery gdańskiej Opery Bałtyckiej
Na cesarskim dworze spotykają się Mozart i Salieri. Różni ich wszystko; wiek, charakter, zachowanie i... talent. Ten pierwszy to genialny muzyk, osoba naiwna i nie zdająca w pełni sobie sprawy z posiadanego daru tworzenia. Ten drugi to muzyk uznany, ale pozbawiony polotu - raczej rzemieślnik czy wyrobnik niż artysta. W końcu sfrustrowany Salieri postanawia podać Mozartowi zatrute wino...
Ta fikcyjna historia (Mozart i Salieri w rzeczywistości nigdy nie rywalizowali ze sobą) jest świetnie znana miłośnikom kina; została już opowiedziana w doskonałym filmie Milosa Formana "Amadeusz" z 1984 roku. Jednak, wiele lat wcześniej, zanim scenariusz "Amadeusza" stworzył angielski dramaturg Peter Shaffer, spisał ją... Aleksander Puszkin. Została zawarta w jego dramacie z 1830 roku "Mozart i Salieri", jednej z tak zwanych małych tragedii. Peter Shaffer, pisząc swój tekst (zanim stworzył scenariusz filmowy napisał sztukę teatralną "Amadeusz"), niewątpliwie inspirował się dramatem Puszkina.
"Mozart i Salieri" Puszkina stanowił podstawę dla niewielkiej opery Mikołaja Rimskiego-Korsakowa o tym samym tytule. Jej premiera odbyła się w 1898 roku w Moskwie. Opera Rimskiego-Korsakowa jest utworem nietypowym; oparta jest przede wszystkim na dialogu i monologu wykonywanym poprzez melorecytację, nie ma w niej arii ani chórów. Jako że tekst w tej operze gra role nadrzędną, wykonywany w Gdańsku będzie w języku polskim.
W Operze Bałtyckiej "Mozarta i Salieriego" inscenizuje Grzegorz Chrapkiewicz, aktor i reżyser przede wszystkim teatralny. Współpracował on już między innymi z gdańskim teatrem Wybrzeże; na jego deskach ciągle można oglądać wyreżyserowane przez Chrapkiewicza farsy: "Koleżanki", "Run for your wife", "Nie teraz kochanie". Ma on też na swoim koncie kilka oper; w Państwowej Operze Bałtyckiej zrealizował między innymi "Księżniczkę czardasza" Emmericha Kalmana oraz "Ernaniego" Giuseppe Verdiego.

Mikołaj Rimski-Korsakow, "Mozart i Salieri" (według jednoaktówki Aleksandra Puszkina). Reżyseria i inscenizacja Grzegorz Chrapkiewicz, polski tekst Jerzy Snakowski, scenografia Hanna Szymczak, kierownictwo muzyczne Bogdan Olędzki, w rolach głównych: Stanisław Daniel Kotliński (Salieri) i Karol Kozłowski (Mozart). Państwowa Opera Bałtycka (Gdańsk, al. Zwycięstwa 15), premiera w sobotę o godz. 19, bilety 30-50 zł. Kolejny spektakl: niedziela godz. 19, bilety 20-35 zł.

Zaprasza Grzegorz Chrapkiewicz, reżyser "Mozarta i Salieriego"

Teatr i dramat współczesny jest wykastrowany z poezji, jest dosłowny i okrutny. Opera daje możliwość oderwania się od ziemi, od dosłowności, wykreowania bajkowego świata. Uważam, że każdy rasowy reżyser powinien się z nią zmierzyć. Zresztą w historii teatru wielu reżyserów realizowało opery; wymienić tu można chociażby takie osoby jak Franco Zeffirelli, Jerzy Jarocki, Jerzy Grzegorzewski czy ostatnio Krzysztof Warlikowski.
"Mozart i Salieri" to opowieść przesycona emocjami, opowiada o walce dwóch wielkich osobowości, zderzeniu dwóch spojrzeń na sztukę. Jest to właściwie opera psychologiczna. W swoim spektaklu chcę pokazać różnicę pomiędzy byciem artystą a rzemieślnikiem. Staram się także bronić Salieriego, ukazać jego wewnętrzną walkę z samym sobą, konflikt z jednej strony artysty, który podziwia Mozarta -geniusza ze zwykłą ludzką zawiścią, która popycha Salieriego do zbrodni.
"Mozart i Salieri" to oryginalnie niewielki utwór, trwa zaledwie nieco ponad pół godziny. W mojej inscenizacji jest wydłużony do godziny, pojawią się w nim muzyczne niespodzianki: cytaty z największych dzieł Wolfganga Amadeusza Mozarta.

Gdanszczanin - Pią Kwi 28, 2006 3:59 pm

Chciałem się na to wybrać ale okazało się że bilety można kupić ale najwcześniej na lipiec , innych juz brak...
seestrasse - Pią Kwi 28, 2006 6:25 pm

Gdanszczanin napisał/a:
Chciałem się na to wybrać ale okazało się że bilety można kupić ale najwcześniej na lipiec , innych juz brak...

a mówią, że do opery nikt nie chodzi :wink:

Zoppoter - Pią Kwi 28, 2006 6:49 pm

seestrasse napisał/a:
Gdanszczanin napisał/a:
Chciałem się na to wybrać ale okazało się że bilety można kupić ale najwcześniej na lipiec , innych juz brak...

a mówią, że do opery nikt nie chodzi :wink:


W lipcu trudno zmusic klasę, zeby poszła do opery. Wcześniej każda klasa pójdzie z radością, grunt, zeby w czasie i zamiast lekcji...

seestrasse - Pią Kwi 28, 2006 6:58 pm

wypada zapytać - do której klasy chodzi Gdańszczanin :P
swoją drogą dziś na generalnej było sporo osób grubo po 18. roku życia. jakaś wieczorówka musi :hihi:

Gdanszczanin - Pią Kwi 28, 2006 7:31 pm

eee szkołom to się nie opłaca chyba chodzic bo za drogo. Taniej pewnie urządzić wyjście na jakiś film na podstawie lektury . A ja chcialem tak bez przymuszenia z wlasnej woli ( a tez juz raczej pod wieczorowke sie lapa chyba ze 5 lat bym powtarzal klase ):)
seestrasse - Pią Kwi 28, 2006 7:38 pm

Gdanszczanin napisał/a:
eee szkołom to się nie opłaca chyba chodzic bo za drogo

jak czasem patrzę na widownię, to odnoszę zupełnie odwrotne wrażenie :hihi:

Gdanszczanin - Pią Kwi 28, 2006 7:41 pm

No cóż bywasz tam częściej niż ja :)
seestrasse - Pią Kwi 28, 2006 7:45 pm

z pewnością :wink:
jayms - Sro Maj 03, 2006 8:32 am

Coś o "upiększaniu" naszych zabytków:

Zabytkowy spichlerz z nowoczesnymi wstawkami



Bartosz Gondek 01-05-2006 , ostatnia aktualizacja 02-05-2006 16:04

Pomorski wojewódzki konserwator zabytków zapowiada, że naprawi decyzję podwładnego, który zezwolił na oszpecenie cennego zabytku w centrum Gdańska.


Spichlerz Pod Jeleniem przy ulicy Grodzkiej, to jeden z najcenniejszych zabytków gdańskiego Zamczyska. Natykamy się na niego wertując większość książek poruszających problemy starej architektury Gdańska, przewodniki, a nawet przeglądając internetowe encyklopedie. W porównaniu do stojących przy Motławie krewniaków, to prawdziwa miniaturka. Zbudowano go w XVIII wieku w konstrukcji szkieletowej, wypełnionej czerwoną cegłą. Na dole umieszczono dwoje małych wrót i drzwi wejściowe. Całości dopełniają niewielkie okienka ze szprosami i figura wypoczywającego jelenia.

Kilka dni temu światła wrót "ozdobiono" nowoczesnymi witrynami z aluminiowymi klamkami. W zwieńczone łękiem wejście wstawiono proste drzwi. Całość nie tylko nie pasuje do architektury obiektu, ale jest źle wymiarowana i nie trzyma symetrii. Zbyt małe witryny i niezbyt pasujące drzwi uzupełniono żółtą cegłą. Ubytki muru sztukowano betonem.

- To, co się tam stało, to skandal! Dewastacja tego obiektu jest tym bardziej naganna, że jako jednemu z niewielu udało mu się przetrwać wojnę - denerwuje się znawca Gdańska profesor Andrzej Januszajtis.

Według profesora spichlerz Pod Jeleniem nie ma szczęścia. Wiele lat temu przy okazji remontu wyprostowano mu fasadę. Konstruktorzy upierali się, że wychylenie w stronę ulicy to skutek starości i słabych materiałów. Historycy architektury uważali, że szczyt odstawał celowo. Żeby łatwiej transportowało się towary.

Zgodę na drzwi i witryny zatwierdził urząd Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.

- Taki projekt uzgodniony został z osobą, która już u nas nie pracuje - mówi pomorski wojewódzki konserwator zabytków Marian Kwapiński. - Będzie trzeba naprawić ten błąd i doprowadzić zabytek do należytego stanu.

http://miasta.gazeta.pl/t...12,3318377.html

Corzano - Pią Maj 05, 2006 12:09 pm

Cytat:
Prom przestał pływać
Nie wiadomo kiedy zacznie kursować prom przez Wisłę między Gdańskiem Świbnem i Mikoszewem. Powód: współwłaściciele jednostki nie mogą dojść do porozumienia. Kierowcy przyjeżdżają nad brzeg rzeki i zawiedzeni, zawracają.

Nawet małżeństwo kiedyś się pokłóci - wyjaśnia Marek Wolak, współwłaściciel spółki, która w ubiegłym roku zapewniała łączność promową między Gdańskiem i Mikoszewem. - Dlatego, postanowiłem rozstać się z dotychczasowym wspólnikiem i związałem się z Żeglugą Gdańską. Zamówiliśmy nowy prom w stoczni w Elblągu. Producent nie przestrzega uzgodnionych terminów.
Drugi wspólnik, Jerzy Łazarewicz jest gotów wozić ludzi i pojazdy, nawet od zaraz. - Jestem gotów w każdej chwili uruchomić prom - zapewnia Jerzy Łazarewicz. - Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku nie chce podpisać ze mną umowy... Powód: brak zgody między wspólnikami.
- Podpiszemy umowę natychmiast, gdy będzie zgodna Ministerstwa Środowiska - odpowiada Weronika Gołębiowska z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej.
Odpowiedzi z ministerstwa jednak nie ma.
- Brak przeprawy promowej między Gdańskiem i Mikoszewem znacznie utrudnia ruch turystyczny - mówi Jacek Olszewski, dyrektor Biura Gdańskiej Organizacji Turystycznej. - Zaszkodzi to całemu regionowi, a zwłaszcza gdańskiej Wyspie Sobieszewskiej oraz letniskom na Mierzei Wiślanej.

Żródło

seestrasse - Pon Maj 08, 2006 8:53 pm

powstaje lapidarium :D
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3332204.html
Cytat:
W parku akademickim przy politechnice w Gdańsku Wrzeszczy powstaje lapidarium
Bartosz Gondek 08-05-2006 , ostatnia aktualizacja 08-05-2006 21:42

Lapidarium to wyjątkowe miejsce - muzealny zbiór kamieni, posągów, nagrobków, fragmentów budowli. "Gazeta" od trzech lat apelowała do władz Gdańska, by je stworzyć.
Pisaliśmy o płytach nagrobnych, które służą za bruk na ulicy Klonowicza i jako schody przy Jaśkowej Dolinie we Wrzeszczu. Przypominaliśmy o nagrobkach wyrzuconych z cmentarza Srebrzysko. Wspominaliśmy o dewastowanych reliktach grobowych z cmentarzy na Starym Chełmie, Ujeścisku, w Brzeźnie i przy ulicy Traugutta we Wrzeszczu. Zwracaliśmy urzędnikom uwagę na walające się po Dolnej Oruni pozostałości jednego z najbardziej znanych pomników dawnego Gdańska - konnego obelisku cesarza Wilhelma.
Wreszcie udało się. Wszystkie nagrobki i pozostałości pomników znajdowane przez mieszkańców, a także niektóre płyty nagrobne z kościołów będą trafiać do lapidarium w parku akademickim we Wrzeszczu. Jeszcze około 1970 roku był tam cmentarz.
W centralnym miejscu lapidarium wybudowano już granitowy cenotaf z głazem symbolizującym dziesięć wieków miasta.
Odnalezione fragmenty budowli cmentarnych będą umieszczane po obu stronach cenotafu, wzdłuż alejki parkowej, prowadzącej w kierunku ulicy Narutowicza. Lapidarium będzie się opiekować Zarząd Dróg i Zieleni w Gdańsku.
- Jeżeli jest już takie miejsce w Gdańsku, to powinny się tam jak najszybciej znaleźć płyty nagrobne znajdujące się w okolicy ulicy Matemblewskiej. Przed laty ktoś zrobił sobie z nich schodki między niestniejącymi dziś kurnikami - mówi nasza Czytelniczka Iwona Szczepaniak.
Romuald Nietupski, dyrektor Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku obiecał, że zajmie się tą sprawą. - Prace przy lapidarium zakończymy pod koniec maja - obiecuje Nietupski. - Wtedy też umieścimy tam pierwsze historyczne nagrobki znalezione w różnych punktach miasta. Część mamy już na swoim terenie. Kolejne, które zostaną odkryte, będzie oglądać specjalna komisja, która zdecyduje, czy powinny trafić do parku akademickiego. Interesują nas historyczne relikty grobowe. Bo inaczej, gdybyśmy zbierali wszystko, szybko w nowym obiekcie nie byłoby miejsca. Te, które nie trafią do lapidarium, będą najprawdopodobniej zlikwidowane, by nie były wykorzystywane jako materiał budowlany.

seestrasse - Wto Maj 09, 2006 11:32 pm

berlinki w lesie :D
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3334558.html
Cytat:
Zabytkowa kolejka w Trójmieście
Michał Tusk 09-05-2006 , ostatnia aktualizacja 09-05-2006 21:38

Jeden z pracowników Szybkiej Kolei Miejskiej odnalazł na zarośniętej bocznicy w Borach Tucholskich dawny pociąg SKM. Taki sam, jakie do lat 70. kursowały po Trójmieście, a przed wojną jeździły w berlińskiej S-Bahnie.
Starsi mieszkańcy Trójmiasta doskonale je pamiętają - "modraki" (tak je przezywano) miały drewniane ławki, więcej niż obecne kolejki drzwi i, co dziwi najbardziej, lepsze przyspieszenie. Kursować przestały 20 grudnia 1976 roku - wtedy cała trakcja elektryczna SKM została przełączona na napięcie 3000 woltów ("modraki" były zasilane napięciem 800 woltów, takim samym, jakie obowiązuje w berlińskiej S-Bahnie, skąd pochodziły). Obsługę pasażerów przejęły typowe kolejki typu EN-57, które z różnymi modyfikacjami wożą mieszkańców Trójmiasta do dziś. Większość berlińskich składów przekształcono w różnorakie wagony techniczne. Niektóre stały się tzw. wagonami wczasowymi, w których mieszkali kolejarze wypoczywający na Pomorzu. Dwa takie wagony odnalazł na zamkniętej bocznicy w Borach Tucholskich pracujący w SKM Paweł Pleśniar. W poniedziałek specjalnym pociągiem wróciły po 30 latach na stację postojową w Gdyni.
- To najlepiej zachowane pojazdy tej serii, jakie dotychczas widziałem - mówi Paweł Wróblewski, rzecznik SKM. - Zachowała się nawet charakterystyczna kolorystyka z tamtych lat - dodaje. Zostały wyprodukowane w 1936, specjalnie na olimpiadę. Każdy pasażer SKM może je podziwiać z okien pociągów mijających stację postojową w Cisowej. Jaki los czeka kolejowy zabytek? - Uważamy, że najlepszy pomysł to odrestaurowanie go i postawieniu na Dworcu Głównym w Gdańsku - zdradza Wróblewski. Wagony miałyby tam pełnić rolę Biura Obsługi Klienta, który spółka uruchomiła już na dworcu w Gdyni. - To wszystko będzie jednak wymagało sporo czasu - mówi rzecznik. Według wstępnych szacunków odnowienie pociągu potrwa około pół roku.

Zoppoter - Sro Maj 10, 2006 7:03 am

seestrasse napisał/a:

Jeden z pracowników Szybkiej Kolei Miejskiej odnalazł na zarośniętej bocznicy w Borach Tucholskich dawny pociąg SKM. Taki sam, jakie do lat 70. kursowały po Trójmieście, a przed wojną jeździły w berlińskiej S-Bahnie.


Nareszcie jakaś dobra wiadomość... Jeśli oni (znaczy kolejarze) to zmarnują, to ich wystrzelam...

To co mam w podpisie to właśnie ta "olimpijska" seria.

villaoliva - Czw Maj 11, 2006 10:27 pm

Nie wiem czy bylo.... ale to fajna historia tych wagonów i SKM 8))
danziger - Sob Maj 13, 2006 5:00 pm

Warto odwiedzić w weekend Westerplatte
Cytat:
Jeśli chcesz zobaczyć, jak wyglądało życie garnizonowe polskich żołnierzy przed wybuchem II wojny światowej - przyjedź w sobotę lub w niedzielę na Westerplatte.

Na dwudniową lekcję historii zapraszają członkowie Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej. W sobotę i niedzielę na terenie byłej składnicy znów pojawią się polskie mundury sprzed września 1939 roku. Wstępu na Westerplatte strzec będą polskie i niemieckie posterunki graniczne. Każdy, kto odwiedzi koszary, dostanie okolicznościową przepustkę, zobaczy, jak wyglądało życie garnizonowe polskiego wojska przed II wojną światową. Będzie się mógł też przejechać po historycznych torach drezyną ręczną, na zakończenie otrzymując na nią specjalne prawo jazdy.

- Mamy plan, aby tak, jak w ubiegłym sezonie, pojawiać się tu co miesiąc aż do sierpnia, kiedy przygotujemy II manewry polowe, a potem rekonstrukcję bitwy o Westerplatte - mówi Mariusz Wójtowicz-Podhorski ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej.

Będzie to najbardziej widowiskowe - ale nie jedyne - przedsięwzięcie stowarzyszenia na terenie dawnej składnicy. Jego członkowie zadbali już o straszącą do niedawna placówkę Fort. Od 1 września 1939 r. odpierała ona ataki Niemców - jej sześcioosobowa załoga nie chciała złożyć broni nawet po kapitulacji 7 września.

Jeszcze dwa lata temu wymazany farbą Fort porastały krzaki, a wewnątrz nocowali bezdomni.

- Dzięki współpracy z wojewódzkim konserwatorem zabytków i gdańskim Zarządem Dróg i Zieleni udało nam się w ubiegłym roku wysprzątać i odsłonić zabytek - mówi Mariusz Wójtowicz-Podhorski. - Tej zimy zajęliśmy się konkretnymi pracami zabezpieczającymi.

Stowarzyszenie uszczelniło strop, wypompowało 50 ton wody, wyremontowało wejście.

Westerplatte można odwiedzić dziś i w niedzielę w godz. 11-16 (jeśli przyjedziecie z daleka, zabierzcie ze sobą prowiant).

Mam nadzieję, że tekst o "polskich i niemieckich posterunkach granicznych" to jedynie dziennikarska bzdura, a nie że coś takiego "odtwarzają" naprawdę.

Corzano - Pon Maj 15, 2006 10:25 am

Bożena Aksamit napisał/a:
Szansa dla Nowego Portu

Nowy Port staje do walki o unijne pieniądze. Dotarliśmy do śmiałego projektu odnowienia tej zaniedbanej dzielnicy Gdańska. Jeśli projekt zaakceptują radni, powstanie tu Hotel Sztuki, park na Szańcu Zachodnim i przystań żeglarska

- Mamy przygotowany wstępny projekt przekształcenia Nowego Portu w miejsce atrakcyjne zarówno dla mieszkańców, jak i turystów - mówi Grzegorz Lechman z Zespołu Dziedzictwa Kulturowego i Rewitalizacji Biura Rozwoju Gdańska. - Ogromnym atutem tego miejsca jest sąsiedztwo unikatowego zabytku, jakim jest Twierdza Wisłoujście.

Właśnie w Biurze Rozwoju Gdańska rozstrzygnięto konkurs na wstępną koncepcję zagospodarowania parku miejskiego, który powstanie na terenie zlikwidowanej bazy paliwowej, jaką zbudowano na obszarze dawnego Szańca Zachodniego. Szaniec Zachodni, leżący dokładnie po drugiej stronie Martwej Wisły, jest częścią fortyfikacji niegdyś należących do Twierdzy Wisłoujście.

Teren o powierzchni 4,5 hektara stanie się główna atrakcją Nowego Portu. W parku znajdzie się amfiteatr, miejsca przeznaczone pod imprezy plenerowe i ekspozycje historyczne związane z Twierdzą Wisłoujście. Obok twierdzy ma powstać przystań dla żeglarzy, a w dawnej olejarni hotel i tereny sportowe.

W Nowym Porcie poza atrakcjami parku na Szańcu Zachodnim, w budynku starej łaźni miejskiej miałby powstać Hotel Sztuki, w którym artyści z kraju i zagranicy przygotowywaliby szereg projektów artystycznych wychodzących w przestrzeń dzielnicy. Turyści odwiedzający Twierdzę Wisłoujście nie musieliby wracać od razu do śródmieścia - po drugiej stronie rzeki czekałoby na nich mnóstwo atrakcji. W zabytkowych kamienicach przewidziano w projekcie miejsce na puby i kawiarnie w otoczeniu urokliwych uliczek i deptaków. Całość miałaby dopełniać nadmorska ścieżka rowerowa łącząca Nowy Port z Brzeźnem, a dalej z Sopotem.

- Rewitalizacja to nie tylko odnawianie budynków, to znacznie szerszy proces - tłumaczy Tomasz Słomczyński, socjolog pracujący razem z architektami w Zespole Dziedzictwa Kulturowego i Rewitalizacji BRG. - Obejmuje przemiany przestrzenne, społeczne i ekonomiczne w zdegradowanych częściach miasta. W efekcie poprawia jakość życia mieszkańców.

Część funduszy unijnych płynąca z Brukseli jest przeznaczona na projekty rewitalizacyjne. Koncepcja adaptacji Szańca Zachodniego na park będzie częścią dużego projektu rewitalizacji Nowego Portu, który stanie do walki o unijną dotację.

Jednak zanim to się stanie projekt musi przejść fazę konsultacji społecznych z mieszkańcami Nowego Portu, a następnie do radnych należy decyzja czy zostanie wpisany do Wieloletniego Planu Inwestycyjnego


Co to jest Zespół Dziedzictwa Kulturowego i Rewitalizacji Biura Rozwoju Gdańska

Stare dzielnice Gdańska są zagrożone całkowitą degradacją. Za takie zostały uznane m.in. Nowy Port, Biskupia Górka, Dolne Miasto, Stare Przedmieście i Orunia. W tych dzielnicach niewielkie zainteresowanie inwestorów, niski poziom przedsiębiorczości mieszkańców łączy się często z dużym zagrożeniem przestępczością. Stara tkanka miasta w takich dzielnicach bezpowrotnie ulega zniszczeniu, piękne zabytkowe budynki po prostu się rozpadają . Aby temu zapobiec, powołano Zespół Dziedzictwa Kulturowego i Rewitalizacji Biura Rozwoju Gdańska, pracują w nim architekci i socjolog. Tworzą projekty takie jak rewitalizacja Nowego Portu.


Szaniec Zachodni

W 1627 roku na miejscu rozebranej Karczmy Zachodniej w Nowym Porcie (tuż przy lewym brzegu Wisły) Rada Miasta Gdańska postanowiła wybudować placówkę militarną - Szaniec Zachodni. W 1639 roku szaniec zaopatrzono w dwa półbastiony. Umocnienie to stanowiło integralną część i zarazem przyczółek leżącej po drugiej stronie rzeki Twierdzy Wisłoujście. Przyległy bezpośrednio do Wisły szaniec miał wymiary 250 na160 m. W 1648 roku załogę stanowiło 150 osób w czasie pokoju i 300 - podczas wojny.

villaoliva - Pią Maj 19, 2006 7:01 am

Coś dobrego :OO

Cytat:
Izabela Jopkiewicz 18-05-2006

Jedna z najpiękniejszych w przeszłości wież kościelnych w Gdańsku w końcu odzyska blask

Kończą się prace przy odbudowie zwieńczenia barokowej wieży zegarowej franciszkańskiego kościoła Świętej Trójcy w Gdańsku. Nowa iglica zwieńczy wieżę w najbliższy poniedziałek, jeśli tylko pogoda dopisze. Ale już dziś do kuli zamocowanej na iglicy trafi wiadomość dla przyszłych pokoleń - lista fundatorów i wykonawców, najświeższe wydania trójmiejskiej prasy oraz współczesne monety.

- Nasze prace trwały dobre trzy tygodnie - mówi Romuald Goździelewski, kowal artystyczny, który wraz z Bartoszem Nawackim wykuwał wszystkie elementy nowego zwieńczenia. - Miedzianą kulę o średnicy pół metra kuliśmy ręcznie w ogniu z paleniska. To prawdziwa kowalska robota. Reszta elementów jest z czarnej stali; też wymagały naszej pracy.

Oprócz potężnej kuli, na iglicy długości 5,5 metra znajdzie się obrotowa chorągiew z herbem franciszkanów (skrzyżowane dwie dłonie, jedna Jezusa Chrystusa, druga św. Franciszka, obie ze stygmatami, z krzyżem pośrodku). Nad chorągiewką będzie jeszcze mniejsza kulka i zwieńczenie całości - krzyż.

- Duża kula na szpicy zabłyśnie w całej okazałości, kiedy ją pozłocę - mówi Cezary Rek, technik konserwacji zabytków. Wcześniej złocił m in. elementy fasady Zbrojowni.

Na odbudowę zwieńczenia (oryginał powstał na przełomie XV i XVI wieku) złożyli się głównie prywatni fundatorzy, franciszkanie i ich przyjaciele, a także Polonia amerykańska. Od kilku miesięcy trwa również remont dachu kościoła.

- Wszystko wskazuje na to, że prace zakończą się do 11 czerwca. Tego dnia, w odpust św. Trójcy, uroczyście poświęcimy dach i nową iglicę. Już teraz zapraszamy gdańszczan do udziału w naszym święcie - cieszy się franciszkanin, ojciec Tomasz Jank. - Nasza wieża wystaje ponad dach na wysokość 16 metrów, jest drugą najwyższą w Gdańsku, zaraz po wieży kościoła Mariackiego, jest widoczna ze wszystkich zakątków miasta.

Hełm wieży kościoła Świętej Trójcy uległ zniszczeniu podczas pożaru dachu świątyni w 1945 roku. W latach 60. ubiegłego wieku franciszkanie zdecydowali się na odtworzenie go. Dokumentacja i materiały były już gotowe, gdy wybuchł stan wojenny. Na realizację swoich zamierzeń musieli więc czekać jeszcze przeszło ćwierć wieku.

Marcin - Sob Maj 20, 2006 10:51 am

To teraz wiem dlaczego Bartek spóźnia się z realizacją zamówienia dla mnie. :wink: :hihi:
Mikołaju, poznajesz "beneficjenta ostatecznego"? :wink: :D

Mikołaj - Sob Maj 20, 2006 11:07 am

ależ mu fotę strzelili... :hiihihi:
seestrasse - Sob Maj 20, 2006 11:17 am

no i lapidarium powstało :==
http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34309,3357895.html
Cytat:
Otwarcie gdańskiego Lapidarium

Bartosz Gondek 19-05-2006, ostatnia aktualizacja 19-05-2006 21:26

"To bardzo ważny most, łączący nas z ludźmi, którzy żyli tu przed nami" - tak ksiądz Krzysztof Niedałtowski nazwał, otwarte wczoraj w parku Akademickim we Wrzeszczu, gdańskie Lapidarium.
Trafią do niego nagrobki z ulic, schodów, kwietników i zniszczonych cmentarzy całego Gdańska. Obok imponującego monumentu symbolizującego 1000 lat Gdańska, możemy już zobaczyć płyty stojące dotąd pod kościołem św. Jana lub służące jeszcze niedawno za ławki na jednej z prywatnych posesji. Wprawne oko wyłowi żydowskie macewy i obelisk zasłużonego gdańszczanina Richarda Theodora Damme. Obok nich inicjator przedsięwzięcia -Zarząd Dróg i Zieleni - ustawił płyty z Wrzeszcza i Matemblewa. O ich godne zabezpieczenie i wyeksponowanie wielokrotne postulowaliśmy na łamach "Gazety". Na otwarciu lapidarium pojawili się duchowni katoliccy i prawosławni, rabin żydowski, i muzułmański immam. Wszyscy mówili, że jest to miejsce, którym Gdańsk może się chwalić.


dodam tylko, że po pierwsze primo: leży tam płyta, którą widziałam na posesji obok cmentarza wonneberskiego. pośrednio jest ona opisana jako "z cmentarza niewiadomej lokalizacji" :hmmm:
a po drugie primo: wydaje mi się, że jest tam również ta płyta http://www.forum.dawnygda...oad.php?id=8541 , tylko z zatartym napisem. ale mogę się mylić

seestrasse - Nie Maj 21, 2006 9:17 pm

Zesztraś napisał/a:
wydaje mi się, że jest tam również ta płyta http://www.forum.dawnygda...oad.php?id=8541 , tylko z zatartym napisem. ale mogę się mylić

uprzejmie donoszę, iż się nie mylę. płyta z oruńskiego cmentarza znajduje się w Lapidarium :D

rispetto - Wto Maj 23, 2006 8:30 am

Z Gdańska do Gdyni tunelem pod Sopotem?
Corzano - Sro Maj 24, 2006 12:27 pm

kaw napisał/a:
Przystanek Gdańsk Śródmieście

Kolejny przystanek Szybkiej Kolei Miejskiej ma powstać pod wiaduktem przy ulicy Armii Krajowej w Gdańsku.

Nad tym przedsięwzięciem dyskutowali w Gdańsku specjaliści z Ministerstwa Transportu, przedstawiciele PKP, SKM, miasta i zarządu województwa pomorskiego. - Rozbudowa SKM w stronę Targu Siennego i Rakowego poprawi komunikację w mieście - zapewniał Mirosław Chaberek, podsekretarz stanu ds. kolejnictwa. - Musimy zrobić wszystko, by tego dokonać.

Aktualne prace dotyczą kwestii architektonicznych i ekonomicznych. Kosztów inwestycji nikt jeszcze nie oszacował. Wiadomo, że przedłużenie samych torów pochłonie 45 mln zł. Miasto liczy, że część inwestycji pokryją UE i skarb państwa.

- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, na początku przyszłego roku wybierzemy wykonawcę przedsięwzięcia, a w 2010 roku ruszą pierwsze prace - mówi Wiesław Bielawski, wiceprezydent Gdańska ds. polityki przestrzennej.

seestrasse - Sro Maj 24, 2006 12:31 pm

a kiedy odnoga do dzielnicy Południe? :cry:
Corzano - Sro Maj 24, 2006 12:33 pm

Spokojnie, idą wybory, więc wszystko będziesz miała obiecane. :hihi:
seestrasse - Sro Maj 24, 2006 12:37 pm

taaa... :hihi: pewnie dworzec Gdańsk Centralny tyż...
danziger - Sro Maj 24, 2006 2:06 pm

Gdańsk Centralny to będzie na tych schodach przy kartuskiej? :wink:
seestrasse - Sro Maj 24, 2006 2:08 pm

tak, a pod Kartuską zrobią tunel dla pociągów :wink:
fritzek - Sro Maj 24, 2006 2:30 pm

seestrasse napisał/a:
tak, a pod Kartuską zrobią tunel dla pociągów :wink:

Taaa, wąskotorowych :hihi:
A co z tunelem pod Martwą Wisłą, tak nawiasem mówiąc?

seestrasse - Sro Maj 24, 2006 2:34 pm

:???:
Corzano - Sro Maj 24, 2006 2:36 pm

fritzek napisał/a:
A co z tunelem pod Martwą Wisłą, tak nawiasem mówiąc?

Ciągle zasypany. :wink:

danziger - Sro Maj 24, 2006 2:47 pm

Corzano napisał/a:
Ciągle zasypany. :wink:

i Wehrwolf dostępu pilnuje...

fritzek - Sro Maj 24, 2006 3:17 pm

danziger napisał/a:
Corzano napisał/a:
Ciągle zasypany. :wink:

i Wehrwolf dostępu pilnuje...

Mój Wehrwolf, to ostatnio na spacerze, nad Martwą chyba chciał ten tunel odkopać :hihi:

rispetto - Czw Maj 25, 2006 9:01 am

Problemy ze starociami po raz kolejny
To nawet Bareja by tego nie wymyslił :wink:

fritzek - Czw Maj 25, 2006 11:40 am

rispetto napisał/a:
Problemy ze starociami po raz kolejny
To nawet Bareja by tego nie wymyslił :wink:

To już nawet nie jest śmieszne... :II
Niedawno o tym gadałam z moim małżowinem. Teoretycznie, gdybyśmy chcieli wyemigrować z tego dziwnego kraju, to poza sprzętem elektronicznym prawie nic nie moglibyśmy zabrać. Paranoja i tyle :yyy:

Corzano - Czw Maj 25, 2006 11:50 am

fritzek napisał/a:
gdybyśmy chcieli wyemigrować z tego dziwnego kraju

Skazani na Polskę. :wink: :hihi:

rispetto - Czw Maj 25, 2006 11:53 am

Corzano napisał/a:
fritzek napisał/a:
gdybyśmy chcieli wyemigrować z tego dziwnego kraju

Skazani na Polskę. :wink: :hihi:

Tak jak ktoś słusznie zauważył niedługo własnego świadectwa urodzenia nie będzie można wywieźć za granicę :roll:

fritzek - Czw Maj 25, 2006 1:30 pm

Heh. Pewnie ględzę i się powtarzam, ale rzeczywistość przerosła Bareję.
Wytłumaczcie mi jakim cudem biurko przy którym siedzę, sprowadzone w zeszłym roku z Hamburga, stało się po przekroczeniu granicy polskim dobrem jakimśtam?
Obawiam się, że za trochę sama siebie nie będę mogła przewieźć przez granicę z powodu roku produkcji :wink:
Mogę se jeszcze poględzić? Mam depresję okołotrzydziestoletnią, więc mi wybaczcie :P

danziger - Czw Maj 25, 2006 1:53 pm

Przywożąc biurko z Hamburga popełniłaś akt patriotyczny - po pierwsze wwiozłaś na ojczyzny łono cenny zabytek powiększając tym samym masę zabytkową i masę wartościową państwa. Polska z tym biurkiem jest cenniejsza od Polski bez biurka o wartość mniej więcej jednego biurka! (a można nawet zaryzykować twierdzenie, że dokładnie o wartość jednego biurka!)
Po drugie odebrałaś cenny zabytek naszym odwiecznym wrogom mszcząc się za wszystkie krzywdy Narodu począwszy od Wandy, której nie chciał Niemiec, poprzez oślepienie Juranda ze Spychowa, rzeź Gdańska, Drzymałę, pakt Ribbentrop-Mołotow, II wojnę światową, mecz na wodzie w 1974 r., aż po gazociąg bałtycki.
Gdybyś te biurko z kraju wywiozła, dopusciłabyś się zdrady narodowej i krańcowego zaprzaństwa nieusprawiedliwonego żadnymi okolicznościami. Nawet gdybyś biurko sprzedała komuś z zagranicy za ciężkie pieniądze powiększając (pozornie zresztą) masę pieniężną państwa, to i tak nic nie zmyłoby krwi Narodu z tych judaszowych srebrników!

gargoyle dfl - Czw Maj 25, 2006 4:11 pm

Cytat:
Teoretycznie, gdybyśmy chcieli wyemigrować z tego dziwnego kraju, to poza sprzętem elektronicznym prawie nic nie moglibyśmy zabrać

mozna sprobowac na "mienie przesiedlencze"

jayms - Pon Maj 29, 2006 5:48 pm

http://miasta.gazeta.pl/t...12,3281626.html


Młode Miasto wybudują Duńczycy


Bożena Aksamit 28-05-2006 , ostatnia aktualizacja 28-05-2006 19:37

Wkrótce rozpocznie się budowa Młodego Miasta, nowej dzielnicy Gdańska. Właściciel terenów postoczniowych sprzedał blisko 30 hektarów gruntu duńskiemu deweloperowi.


Nabywca to inwestycyjna Baltic Property Trust, która skupuje nieruchomości również na Litwie, Łotwie i Estonii. Duńczycy zarządzają pięcioma funduszami o wartości 650 mln euro. - Skandynawowie przygotowują już koncepcje zabudowy - mówi Janusz Lipiński, prezes Synergi 99, właściciela terenów postoczniowych. - Imponujące przedsięwzięcie. Na początek zbudują centrum handlowe, domy mieszkalne i biurowiec. Część inwestycji (powstanie w miejscu, gdzie w ub.r. koncertował Jean Michel Jarre) będzie gotowa już w 2008 roku. Lipiński podkreśla, że zgodnie z wypracowanymi koncepcjami ma to być tętniące życiem miejsce - dobrze skomunikowane ze śródmieściem, pełne sklepów, pubów, galerii. - To nie jest zresztą czysty projekt urbanistyczny - mówi Janusz Lipiński. - To projekt rewitalizacyjny podobny do tych, jakie w latach 50. były realizowane w Bostonie i Baltimore. Tam też z centrów miast wycofywano przemysł ciężki, którego miejsce zajęły nowoczesne dzielnice.

Już pod koniec zeszłego roku Synergia 99 przekazała miastu ponad 12 ha gruntu. Większość z nich zajmie budowa tzw. Nowej Wałowej, czyli głównej trasy komunikacyjnej Młodego Miasta. Droga ma zaczynać się na wysokości dzisiejszej pętli autobusowej przy Jana z Kolna, omijać od strony nabrzeża plac Solidarności i dalej kierować się ku Motławie, po której przekroczeniu wejdzie w istniejący ciąg ulic Głębokiej i Długiej Grobli.

Na prawie 5 hektarach, w bezpośrednim sąsiedztwie pomnika Poległych Stoczniowców wyrośnie z kolei Europejskie Centrum Solidarności, które zgodnie z planami za cztery lata przywita pierwszych zwiedzających.

Nas terenach postoczniowych już działa 90 firm i instytucji, m.in. Instytut Sztuki Wyspa i Kolonia Artystów. Swoje biuro projektowe ma LPP. Powstają tam wzory ubrań szyte dla sieci Reserved czy Cropp Town. W postoczniowych hangarach projektuje się i buduje luksusowe katamarany żaglowe.

danziger - Pon Maj 29, 2006 11:32 pm

jayms napisał/a:
Nas terenach postoczniowych już działa 90 firm i instytucji, m.in. Instytut Sztuki Wyspa i Kolonia Artystów. Swoje biuro projektowe ma LPP. Powstają tam wzory ubrań szyte dla sieci Reserved czy Cropp Town. W postoczniowych hangarach projektuje się i buduje luksusowe katamarany żaglowe.

A dałbym se włosy uciąć, że LPP biura projektowe (jak i wszelkie inne) ma na Łąkowej...

Corzano - Sro Maj 31, 2006 10:22 am

Aż nie mogę uwierzyć.

Cytat:
Gdańsk wygrał proces o hektar ziemi w Brzeźnie

Gmina po latach walki wygrała proces o hektar ziemi w Brzeźnie, jednej z najbardziej atrakcyjnych działek w mieście. Mimo to na odzyskanie terenu trzeba jeszcze poczekać.

- Takiego wyroku się spodziewaliśmy - cieszy się Wiesław Bielawski, wiceprezydent Gdańska ds. polityki przestrzennej.

Dzierżawcą wieczystym hektarowej działki przy ul. Zdrojowej w Gdańsku Brzeźnie jest Kordian Borejko, członek SLD, honorowy prezes Sopockiego Klubu Tenisowego, ważna postać w ostatniej dekadzie PRL. W 1993 roku wygrał przetarg na teren w Brzeźnie. Przed wojną stała tam hala zdrojowa, obok spacerowe molo, a wokół rozciągał się park zdrojowy. Borejko zapłacił za dzierżawę 89 tys. zł i zobowiązał się, że w ciągu czterech lat odbuduje halę. Nie dotrzymał słowa. Mimo to zarząd miasta dał mu czas na zagospodarowanie działki do końca 1999 roku. Tego terminu Borejko również nie dotrzymał. W 2001 roku gmina zdecydowała się wypowiedzieć dzierżawę. Sprawa trafiła do sądu. Jednak przed samym finałem sprawy prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zawiesił postępowanie. Borejko złożył w magistracie oświadczenie, że rozpoczyna budowę i szacuje inwestycję na 36 mln zł. I choć nie potrafił wykazać, skąd weźmie pieniądze, miastu takie zapewnienie wystarczyło.

- To był szerszy problem - tłumaczy Bielawski. - Borejko miał kłopoty z uzgodnieniem projektu z konserwatorem zabytków. Staraliśmy się być wyrozumiali.

Półtora roku temu gmina wszczęła kolejny proces. Kordian Borejko nie stawiał się na rozprawy.

Mimo to wczoraj zapadł wyrok. Borejko musi oddać miastu 7,2 tys. zł za radcę prawnego i wpłacić 16,6 tys. zł do kasy skarbu państwa za niezapłacone opłaty sądowe.

- Ponadto umowa między miastem a panem Borejko musi zostać rozwiązana - powiedział sędzia Piotr Daniszewski. - Sąd nie zgadza się jednak na wydanie nieruchomości. Czynności windykacyjne gmina może wszcząć dopiero po uprawomocnieniu się wyroku.

Uprawomocnienie nastąpi najwcześniej za 19 dni. Ale pełnomocnik Kordiana Borejki powiedział wczoraj, że złoży wniosek o uzasadnienie wyroku, co potrwa kolejne kilka tygodni. - Zastanowimy się też nad apelacją - dodaje adwokat Marek Kanawka. - Do tego czasu gmina nie ma prawa odebrać mojemu klientowi ziemi. Nie ukrywam, że pan Borejko podpisał umowę przedwstępną sprzedaży tego terenu.

- Każdy, kto kupi ten kawałek ziemi, będzie następcą prawnym pana Borejki i będzie musiał respektować dzisiejszy wyrok sądu - odpowiada wiceprezydent Bielawski. - Niech liczy się z tym, że nie interesuje nas nic innego, jak rozwiązanie umowy i wystawienie działki na przetarg.

Katarzyna Włodkowska

knovak - Czw Cze 01, 2006 12:43 pm

Corzano napisał/a:
Aż nie mogę uwierzyć.

Cytat:
Gdańsk wygrał proces o hektar ziemi w Brzeźnie

Gmina po latach walki wygrała proces o hektar ziemi w Brzeźnie, jednej z najbardziej atrakcyjnych działek w mieście. Mimo to na odzyskanie terenu trzeba jeszcze poczekać.

- Takiego wyroku się spodziewaliśmy - cieszy się Wiesław Bielawski, wiceprezydent Gdańska ds. polityki przestrzennej.

Dzierżawcą wieczystym hektarowej działki przy ul. Zdrojowej w Gdańsku Brzeźnie jest Kordian Borejko, członek SLD, honorowy prezes Sopockiego Klubu Tenisowego, ważna postać w ostatniej dekadzie PRL. W 1993 roku wygrał przetarg na teren w Brzeźnie. Przed wojną stała tam hala zdrojowa, obok spacerowe molo, a wokół rozciągał się park zdrojowy. Borejko zapłacił za dzierżawę 89 tys. zł i zobowiązał się, że w ciągu czterech lat odbuduje halę. Nie dotrzymał słowa. Mimo to zarząd miasta dał mu czas na zagospodarowanie działki do końca 1999 roku. Tego terminu Borejko również nie dotrzymał. W 2001 roku gmina zdecydowała się wypowiedzieć dzierżawę. Sprawa trafiła do sądu. Jednak przed samym finałem sprawy prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zawiesił postępowanie. Borejko złożył w magistracie oświadczenie, że rozpoczyna budowę i szacuje inwestycję na 36 mln zł. I choć nie potrafił wykazać, skąd weźmie pieniądze, miastu takie zapewnienie wystarczyło.

- To był szerszy problem - tłumaczy Bielawski. - Borejko miał kłopoty z uzgodnieniem projektu z konserwatorem zabytków. Staraliśmy się być wyrozumiali.

Półtora roku temu gmina wszczęła kolejny proces. Kordian Borejko nie stawiał się na rozprawy.

Mimo to wczoraj zapadł wyrok. Borejko musi oddać miastu 7,2 tys. zł za radcę prawnego i wpłacić 16,6 tys. zł do kasy skarbu państwa za niezapłacone opłaty sądowe.

- Ponadto umowa między miastem a panem Borejko musi zostać rozwiązana - powiedział sędzia Piotr Daniszewski. - Sąd nie zgadza się jednak na wydanie nieruchomości. Czynności windykacyjne gmina może wszcząć dopiero po uprawomocnieniu się wyroku.

Uprawomocnienie nastąpi najwcześniej za 19 dni. Ale pełnomocnik Kordiana Borejki powiedział wczoraj, że złoży wniosek o uzasadnienie wyroku, co potrwa kolejne kilka tygodni. - Zastanowimy się też nad apelacją - dodaje adwokat Marek Kanawka. - Do tego czasu gmina nie ma prawa odebrać mojemu klientowi ziemi. Nie ukrywam, że pan Borejko podpisał umowę przedwstępną sprzedaży tego terenu.

- Każdy, kto kupi ten kawałek ziemi, będzie następcą prawnym pana Borejki i będzie musiał respektować dzisiejszy wyrok sądu - odpowiada wiceprezydent Bielawski. - Niech liczy się z tym, że nie interesuje nas nic innego, jak rozwiązanie umowy i wystawienie działki na przetarg.

Katarzyna Włodkowska

A ja - dopóki jeziorko Adamowicza nie zniknie - nie uwierzę...

Corzano - Czw Cze 01, 2006 12:55 pm

Ja dodzielam wygranie sprawy od rzeczywistej inwestycji. To dwie różne bajki, choć bez pierwszej nie będzie drugiej.
Corzano - Pią Cze 02, 2006 7:25 am

Cytat:
Zamiast polityków w ławach gdańskiej Rady Miasta zasiedli w czwartek gimnazjaliści. - To była najbardziej merytoryczna sesja, w jakiej brałem udział - podsumował sesję dziecięcej rady przewodniczący Rady Miasta Bogdan Oleszek

Mam nadzieję, że to był dowcip pana radnego.

Cytat:
Młodzi radni mieli zanalizować, która z gdańskich dzielnic jest najbardziej przyjazna dzieciom. Dyskusja jednak daleko wykroczyła poza ten temat i uczniowie skupili się na problemach swoich dzielnic. Najczęściej narzekano na komunikację, bezpieczeństwo i brak domów kultury dla młodzieży. - Moja dzielnica uchodzi za najbardziej niebezpieczną w Gdańsku - mówił gimnazjalista z Zaspy. - Najbardziej bym chciał, aby ta opinia się zmieniła. Dlatego przydałby się na Zaspie dodatkowy komisariat policji.

- Park przy ulicy Sobieskiego jest w ogóle nieoświetlony - mówił z kolei uczeń z Wrzeszcza. - Zimą i jesienią wielu z nas wraca tamtędy do domu ze szkoły. Przez brak światła strach tamtędy chodzić.

- Molo w Brzeźnie się rozlatuje, plaża jest bardzo zaniedbana, a pobliskie bunkry to jeden wielki śmietnik - narzekała gimnazjalistka z Brzeźna, a jej koleżanka z Nowego Portu dodawała, że w dzielnicy brakuje śmietników.

- Pytałam sąsiadów, co by chcieli, aby wybudowano na naszym osiedlu, i wiele osób powiedziało mi, że brakuje basenu - postulowała uczennica z Osowej.


Co do Brzeźna, to ciekawe jest to zestawienie postrzegania plaży przez gimnazjalistkę z informacją o przyznaniu Błąkitnej Flagi. Z molo, to chyba przesadziła.

Więcej na http://miasta.gazeta.pl/t...12,3388614.html

DarioB - Pon Cze 05, 2006 2:17 pm

Wyborcza sypnie nowymi gadzetami. Od jutra będą dodawane reprinty (jestem ciekaw czy na papierze kredowym) polskich banknotów.

A z kolei NBP wypuszcza taką ciekawostkę:
http://www.nbp.pl/Home.as...I_50zl_ban.html

danziger - Pon Cze 05, 2006 2:33 pm

DarioB napisał/a:
reprinty polskich banknotów

Na początek banknot z czasów insurekcji kościuszkowskiej, a jednym z późniejszych ma być m.in. gdańska 1000 guldenówka

seestrasse - Pon Cze 05, 2006 6:59 pm

szkoda że fałszywki :% :hihi:
parker - Wto Cze 06, 2006 7:41 am

danziger napisał/a:
DarioB napisał/a:
reprinty polskich banknotów

Na początek banknot z czasów insurekcji kościuszkowskiej, a jednym z późniejszych ma być m.in. gdańska 1000 guldenówka


a co jest w tej 1000 guldenówce takiego specjalnego, że tak się na nią cieszycie? :hmmm:

Corzano - Wto Cze 06, 2006 7:43 am

Dobre pytanie, Parker. :wink:
Hagedorn - Wto Cze 06, 2006 8:22 am

parker napisał/a:

a co jest w tej 1000 guldenówce takiego specjalnego, że tak się na nią cieszycie? :hmmm:


oryginał jest dosyć drogi to cieszymy się, że choć falsa będziemy mogli pomiętolić w łapkach! :hiihihi:
a tak serio, to miło, że jeden zeszycik tej serii będzie poświęcony WMG...
:co_jest:

Corzano - Wto Cze 06, 2006 8:44 am

Jak mógłby nie być? Przecież to "Banknoty polskie".
:mrgreen:

Przy okazji: tu jest spis wszystkich części.

wodnik88 - Czw Cze 08, 2006 6:43 am

http://gdansk.naszemiasto...nia/611056.html :roll:
Gdynka - Czw Cze 08, 2006 8:32 pm

Zamek krzyżacki poszedł za ponad milion

Cytat:
W czwartek rozstrzygnięto przetarg na dwie działki na gdańskiej starówce (300 km>>). Ponad pięć milionów złotych zapłacił nieznany nabywca za niespełna 400 mkw. ziemi. Drugi dał ponad milion za dwie kamienice z pozostałościami zamku krzyżackiego nad Motawą.

Droższa z działek leży przy Targu Rybnym 11 nad Motławą. Rewelacyjna lokalizacja i budujące się wokół hotele oraz coraz bardziej realne plany zabudowy Wyspy Spichrzów sprawiły, że cena tak skoczyła. Bardzo ważne jest także to, że na działce nie stoi żaden zabytek - zawsze kosztowny i trudny do remontu.

A tak jest właśnie na drugiej działce - na niespełna 250 mkw. przy ul. Grodzkiej 9/Wartkiej 8 znajduje się jeden z najcenniejszych elementów historycznej zabudowy Gdańska. Większa część fasady dwóch kamienic od strony Motławy składa się z muru i resztek baszty dawnego zamku krzyżackiego. Widać średniowieczne blanki i łuki bramy. Resztę domów wybudowano po tym, jak gdańscy mieszczanie rozebrali XIV-wieczną fortecę. Widać w nich nakładanie się stylów architektonicznych od XVI do XX wieku. Kamienice przy Grodzkiej szczęśliwie przetrwały II wojnę światową. Są jednymi z niewielu oryginalnych budynków przedrozbiorowego Gdańska.

Niestety, nie remontowane przez kilkadziesiąt lat mury grożą katastrofą budowlaną. Za pieniądze miasta zinwentaryzowano stan techniczny kamienic i dokonano podstawowych prac ratunkowych (zabetonowano okna, podparto budowlę drewnianymi stemplami).

Przed rokiem Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych zastanawiał się nad rozbiórką domów. Interwencja "Gazety" i wojewódzkiego konserwatora zabytków sprawiła, że nieruchomość przekazano wydziałowi skarbu gdańskiego magistratu, który wystawił ją na sprzedaż.

- Przed przetargiem wydzieliliśmy z działki mur obronny, który nadal stanowi własność miasta - mówi wojewódzki konserwator zabytków Marian Kwapiński. - Ze względu na niezwykłą wartość obiektu będziemy tę inwestycję szczególnie ściśle pilnować. Tym bardziej że wymagania konserwatora znane były od początku ewentualnemu kupującemu.

Oznacza to, że nowy właściciel nie będzie mógł dokonywać żadnych zmian w zabytkowym murze, a dobudowane części kamienic będzie mógł remontować pod ścisłą kontrolą konserwatora. Wymagania konserwatora są duże: usunąć z budynku będzie można tylko elementy młodsze niż z końca XIX wieku. Starsze części elewacji i wystroju wnętrza kamienicy muszą pozostać po renowacji na swoim pierwotnym miejscu.

Do walki o tę prestiżową i "trudną" nieruchomość stanęło pięciu oferentów zainteresowanych świetną lokalizacją - wymarzoną pod hotel. Z okien od strony Motławy rozciąga się wspaniały widok na Zakole Motławy, Ołowiankę i ryglowy pałacyk klubu wioślarskiego Viktoria. Z drugiej strony stoją niewielkie kamieniczki przy ulicy Grodzkiej.

Bożena Aksamit, Bartosz Gondek


... gdańskiej starówce (300 km>>).
tego 300 km wcale nie ma w tekście, to kolejna sztuczka tak??? :hiihihi:

seestrasse - Czw Cze 08, 2006 8:46 pm

to nie sztuczka. to szczera prawda... :hihi:
Corzano - Sro Cze 14, 2006 10:01 am

Warszawa dla Katarzynki
Cytat:
Radni Warszawy zdecydowali wczoraj o przekazaniu 100 tysięcy złotych na odbudowę kościoła św. Katarzyny. Gdańska świątynia ucierpiała podczas pożaru 22 maja

- Jestem pewna, że gdyby nas spotkała podobna tragedia, Gdańsk nie pozostałby obojętny - mówi Danuta Wawrzynkiewicz, skarbnik Warszawy, doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Kilka dni wcześniej taką samą uchwałę podjęli wrocławscy radni. Wsparcie obiecały Łódź (dziś sesja Rady Miasta), Kraków i Szczecin. To skutek apelu Jerzego Kropiwnickiego, prezydenta Łodzi, który zwrócił się do większych gmin o pomoc dla Gdańska. Ponadto Włodzimierz Pietrzak, skarbnik miasta, dwa tygodnie temu poprosił o wsparcie finansistów 12 największych miast zrzeszonych w Unii Metropolii Polskich.

- Wszyscy obiecali zawalczyć o 100 tysięcy złotych - mówi Pietrzak. - Każdy skarbnik ma porozmawiać ze swoim prezydentem i przekonać do pomocy, a potem przedstawić uchwałę podczas najbliższej sesji rady miasta. Wyrazy solidarności już widać.

Na koncie Społecznego Komitetu Odbudowy Kościoła św. Katarzyny jest prawie 100 tys. zł. Na konto karmelitów, gdzie wpłyną wszystkie pieniądze z rachunku społecznego komitetu, pojawią się niebawem też środki oferowane m.in. przez Gdynię i Sopot (po 100 tys. zł), Redę (15 tys. zł) i Gdańsk - 1 mln zł. Przypominamy numer konta Społecznego Komitetu Odbudowy Kościoła św. Katarzyny: 88 1160 2202 0000 0000 7530 0999. TPSA uruchomiła również specjalny numer telefonu: 0 400 307 400 (koszt połączenia: 3,89 zł brutto), z kolei magistrat serwis SMS-owy. Każdy, kto wyśle wiadomość "Katarzyna" pod numer 72022 (koszt 2,44 zł brutto) wspomoże zakon karmelitów, do którego należy zniszczona świątynia.

Corzano - Sro Cze 14, 2006 10:05 am

W ramach rozrywki:
Kibic chce odszkodowania za mecz

Cytat:
10 tysięcy złotych za straty moralne i obrazę uczuć patriotycznych domaga się Zygmunt Prusiński z Ustki od trenera Pawła Janasa. Pozew do Sądu Okręgowego w Warszawie wysłał po obejrzeniu meczu polskiej reprezentacji z Ekwadorem.

Dla Prusińskiego - współwłaściciela sklepu spożywczego w Ustce, a z zamiłowania poety - to miało być wielkie święto. W swoim świeżo wyremontowanym mieszkaniu zawiesił narodową flagę i zaprosił na wspólne oglądanie grupę przyjaciół. - Kupiłem pół litra wódki, trzy piwa, półtora kilograma białej kiełbasy, słoik ogórków, chrzan, pieczywo, napoje chłodzące i taśmę wideo, żeby nagrać mecz - wymienia swoje nakłady Prusiński. - I co? Tylko wstyd został na wspomnienie tego, co się działo na boisku. Z nerwów pogryzłem sobie paznokcie, od krzyków zdarłem sobie gardło. Jeden z moich gości był tak wkurzony, że rzucił szklanką z sokiem pomidorowym na świeżo wymalowaną ścianę.

"Panie Prezesie M. Listkiewiczu, ten mecz to jest kara za Jerzego Dudka i Tomasza Frankowskiego. Obydwóch trener Janas zlekceważył i skrzywdził (...). Pan Bóg skarał Janasa! Teraz ode mnie będzie kara: pozew do sądu" - tak napisał Prusiński dzień po meczu do prezesa PZPN.

Rzecznik prasowy reprezentacji Michał Olszański już słyszał o pozwie i czeka w tej sprawie na reakcję sądu. - Uważam go za rzecz co najmniej dziwną - mówi. - Do tej pory reprezentacja przegrywała wiele razy i dla mnie jest to ze strony tego pana próba szukania rozgłosu. A co będzie jak Polacy z Niemcami wygrają? Czy ten pan pozew wycofa?

- Nie wycofam - zapewnia Prusiński. - Jestem patriotą i tej reprezentacji zawsze będę kibicował, ale w sukces w meczu z Niemcami już nie wierzę. A nawet jeśliby stał się cud, to i tak niczego to nie zmieni. Pozew złożyłem, bo jestem wściekły na to, co dzieje się w polskiej piłce nożnej.

Prusiński we wtorek wysłał pozew do Sądu Okręgowego w Warszawie. - Sąd zbada, czy spełnia on warunki formalne - mówi Wojciech Małek, rzecznik prasowy sądu. - Po wniesieniu odpowiedniej opłaty przez powoda będzie się mógł rozpocząć proces cywilny.

knovak - Sro Cze 14, 2006 12:11 pm

No nieeee, ten facet przegina... :%
Tak mało żąda za taką tragedię (narodową)???

(i nie wyszczególnił kosztów malowania ściany po soku pomidorowym, skucha!)

:mrgreen:

seestrasse - Pon Cze 19, 2006 11:18 pm

zmarła Wiesława Kwiatkowska
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3427652.html

Cytat:
kaf 19-06-2006 , ostatnia aktualizacja 19-06-2006 21:28

Zmarła Wiesława Kwiatkowska - dziennikarka, dokumentalistka i autorka książek o Gdyni.
31 maja skończyła 70 lat. Jej ostatnim dziełem była wydana niedawno "Encyklopedia Gdyni", którą redagowała wspólnie z córką Małgorzatą Sokołowską oraz Izabellą Greczanik-Filipp i grupą współpracowników.
Rodowita gdynianka, z wykształcenia polonistka, z zawodu dziennikarka, pisarka i dokumentalistka. W latach 1980-81, pracując w dziale historycznym "S", zbierała dokumenty i relacje świadków wypadków Grudnia '70 na Wybrzeżu, za co po ogłoszeniu stanu wojennego została skazana na 5 lat więzienia. Po złagodzeniu wyroku (spędziła w więzieniach półtora roku) wyszła na wolność i rozpoczęła współpracę z wydawnictwami podziemnymi. W 1986 r. archiwum "Solidarności" wydało jej książkę "Grudzień 1970 w Gdyni". W przeddzień wizyty Jana Pawła II razem z grupą działaczy opozycyjnych została prewencyjnie zatrzymana na 48 godzin. Od 1990 r. dziennikarka "Tygodnika Gdańskiego", potem "Dziennika Bałtyckiego", w którym pracowała aż do emerytury. W ostatnich latach zajmowała się głównie pisaniem książek o Gdyni - w 1993 r. wydała "Grudniową apokalipsę", w 2000 r. wspólnie z Izabellą Greczanik-Filipp napisała opowieść o gdyńskich pomnikach "Są wśród nas", w 2003 r. z Małgorzatą Sokołowską "Gdyńskie cmentarze. O twórcach miasta, portu i floty". Cztery lata temu Rada Miasta wyróżniła ją Medalem im. Eugeniusza Kwiatkowskiego "Za wybitne Zasługi dla Gdyni".
Pogrzeb Wiesławy Kwiatkowskiej odbędzie się w czwartek o godz. 14 na cmentarzu Witomińskim. O godz. 12 w gdyńskim kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa zostanie odprawiona msza św. żałobna.

seestrasse - Pon Cze 19, 2006 11:21 pm

domy w obozowych barakach
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3427722.html

Cytat:
Bartosz Gondek 19-06-2006 , ostatnia aktualizacja 19-06-2006 21:49

W wywiezionych po wojnie z obozu koncentracyjnego Stutthof więziennych barakach do dziś mieszkają ludzie. Na Żuławach znaleźliśmy takie budynki, a w archiwum - urzędowe dokumenty, nakazujące wykorzystanie baraków do "rozwoju gospodarczego".
Postanowiliśmy pójść śladem pogłoski, która od wielu lat krążyła po Żuławach Wiślanych. W relacjach przekazywanych sobie przez pracowników tamtejszych PGR-ów pojawiała się informacja, że ich pierwsi mieszkańcy zostali zakwaterowani w barakach przywożonych z terenu byłego obozu koncentracyjnego Stutthof.
Przeglądając archiwum Muzeum Stutthof, znaleźliśmy nieskatalogowane dokumenty, z których wynika, że lazarety, bunkry w których bito i głodzono więźniów oraz tak zwane "wykańczalnie" dla osób znajdujących się w agonii, zostały wykorzystane na potrzeby "gospodarki uspołecznionej". W nieznanym dotąd historykom piśmie, wysłanym 31 października 1946 r. z Ministerstwa Odbudowy w Warszawie czytamy: "Wobec konieczności natychmiastowego uruchomienia ekspedycji baraków z obozu w Sztutowie poleca się zrzeszeniu przedsiębiorstw Budowlanych Wybrzeża przejąć obiekty położone na terenie wspomnianego obozu i wszcząć bezzwłocznie roboty wysyłkowe".
Pismo usankcjonowało prowadzone od 1945 roku działania lokalnych władz, pomimo że dwa miesiące wcześniej (we wrześniu 1946 r.) przeciwko rozbiórce i wysyłce baraków protestował pomorski konserwator zabytków i Okręgowa Dyrekcja Lasów Państwowych, w której gestii znajdował się teren obozu.
- Do 1962 roku w ten sposób rozebrano ponad trzydzieści baraków. Najłatwiej było z prefabrykowanymi pawilonami Nowego Obozu, który powstał w 1942 roku - mówi Romuald Drynko, dyrektor Muzeum Stutthof, gdzie zachowało się tylko kilka oryginalnych baraków tzw. Starego Obozu z 1939 r.: - Pozostały, bo służyły jako magazyny dla ośrodka wypoczynkowego MSW.
Śladem po barakach Nowego Obozu wywiezionych do powstających masowo na Żuławach PGR-ów są dziś jedynie fundamenty i pamiątkowe betonowe obeliski.
Dwa sztutowskie pawilony śmierci odnaleźliśmy w miejscowości Przejazdowo, oddalonej zaledwie dziesięć kilometrów od Gdańska. Ich dzisiejsi mieszkańcy wspominają, że na teren dawnego PGR-u trafiły w 1955 i 1957 r. Zakwaterowano w nich wtedy osiemnaście rodzin.
- Najstarsza lokatorka, pani Maria Lewandowska, wspominała, że wewnątrz rozchodził się nieznośny zapach. Można też było znaleźć krew i włosy - mówi mieszkaniec pawilonu. - Od tamtego czasu minęło jednak pół wieku. My go całkiem przebudowaliśmy. Przecież trzeba się gdzieś podziać.
Kolejny obozowy barak znajduje się na terenie dawnego PGR- u Lubiszynek w powiecie nowodworskim. Tak jak w przypadku Przejazdowa, z pierwotnej konstrukcji pozostał tylko dach i drewniany szkielet. - Pawilon stoi tu od początku lat pięćdziesiątych. Z początku służył jako magazyn nawozów, ale potem przerobiono go na mieszkania - mówi zajmująca go rodzina Gostkowskich. - Z oryginału niewiele zostało. Jak chcecie zobaczyć taki, który się nie zmienił, musicie jechać do Cyganek.
Cyganki to opuszczony PGR w granicach Nowego Dworu Gdańskiego. Pośród zrujnowanych chlewów i obór stoi niezmieniona od II wojny budowla z KL Stutthof. 60 metrów długości, ponad 10 szerokości. Dziś większa część jest już opuszczona. Jedyną lokatorką jest mieszkająca tu od 12 lat Jadwiga Kubik: - Wprowadziłam się tu do przyjaciela, który pracował w PGR. Mam dwa pokoje, jest mi tu całkiem nieźle, bo ta strona baraku jest jeszcze w przyzwoitym stanie. Gorzej z tą drugą połową.
Konstrukcja ma sporo ubytków - okoliczni mieszkańcy traktują ją jako źródło darmowego opału. O istnieniu tego baraku nie wiedziała dyrekcja Muzeum Stutthof. W poniedziałek dyrektor Drynko pojechał do Cyganek: - Oryginalny barak Nowego Obozu to dla nas prawdziwa gratka. Dotąd znaliśmy je jedynie z dokumentacji technicznej i starych fotografii. Kto wie? Może nawet uda się go przetransportować tam, skąd przed laty został zabrany.

Gdynka - Wto Cze 20, 2006 1:32 pm

Gdzie spoczywa patronka Pomorza?
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3425055.html
Cytat:

Gdzie spoczywa błogosławiona Dorota?

Bartosz Gondek 18-06-2006 , ostatnia aktualizacja 18-06-2006 20:12

Archeolodzy i prywatni eksploratorzy uzbrojeni w najnowocześniejszy sprzęt wspólnie przeszukują katedrę w Kwidzynie. Cel - znalezienie szczątków błogosławionej Doroty z Mątowów.

- Katedra w Kwidzynie to jedno z najbardziej magicznych i tajemniczych miejsc w całej Polsce - uważa łódzki eksplorator Orlicki. - Tutaj pochowano błogosławioną Dorotę z Mątowów. Postanowiliśmy dokonać tego, co nie udało się specjalnym wysłannikom polskich królów. Chcemy odnaleźć jej szczątki.

Kim była błogosławiona i jak to się stało, że nie pozostał do dziś po niej żaden ślad? Dorota z Mątowów to jedna z najsławniejszych gdańszczanek i przy okazji patronka Pomorza. Urodziła się 25 stycznia 1347 roku w Mątowach Wielkich koło Malborka. Od najmłodszych lat wykazywała wyjątkową żarliwość religijną. Uważała, że jej przeznaczeniem jest służba Bogu. W wieku 16 lat, wbrew własnej woli, została jednak wydana za starszego od niej o prawie 20 lat gdańskiego płatnerza Adalberta. Mąż Doroty był jedną z najlepszych partii ówczesnego miasta. Posiadał świetnie prosperujący warsztat przy ulicy Długiej. Lubił wystawne życie i starał się utrzymywać wysoką pozycję w gdańskim patrycjacie. Dorota wręcz przeciwnie. Nadal oddawała się modlitwie i pokucie, korzystając przy tym z majątku męża. W kościele bywała nawet kilka razy dziennie. Z tego powodu w domu dochodziło do awantur i bijatyk.

Z czasem górę wzięła jednak religijność Doroty i Adalbert zaangażował się w pomoc innym na równi z żoną. Sprzedał wreszcie cały majątek i wspólnie udali się na pielgrzymkę po Europie. W czasie tej podróży płatnerz zmarł. Po śmierci męża Dorota zdecydowała się na nową i coraz modniejszą wówczas formę ascezy. 2 maja 1393 roku została uroczyście zamurowana w celi katedry w Kwidzynie. Przebywała w niej 14 miesięcy - aż do śmierci. Niedługo potem na całym Pomorzu wytworzył się kult zmarłej. Z tego powodu po 18 miesiącach ciało Doroty ekshumowano i przeniesiono do specjalnej krypty. Od tego momentu Kwidzyn zasłynął z uzdrowień i nawróceń. Przy jej grobie modlił się po zwycięstwie pod Grunwaldem sam Władysław Jagiełło.

W 1544 roku doczesne szczątki błogosławionej zostały usunięte z pierwotnego miejsca spoczynku przez reformackiego biskupa Separatusa. Ślad po nich zaginął, choć szukali ich specjalni wysłannicy króla Zygmunta III Wazy i Władysława IV. Bezskutecznie. Mimo braku ciała kult błogosławionej trwał nadal. Do Kwidzyna przybywali znani ludzie z całej Europy. W 1999 roku w jej kaplicy modlił się ówczesny prezes kongregacji nauki i wiary Joseph Ratzinger - dzisiejszy papież Benedykt XVI.

- Wobec braku jakichkolwiek pewnych wskazówek w dokumentach, pozostało nam jedynie przebadać całe wnętrze katedry specjalistycznym sprzętem elektronicznym, w tym georadarem - mówi inicjatorka poszukiwań Izabela Kwiecińska z miesięcznika "Odkrywca". - Wyniki okazały się zaskakujące. Mury katedry kryją przynajmniej trzy nieznane dotąd krypty grzebalne i zasypany korytarz.

Już za dwa tygodnie archeologowie i eksploratorzy rozpoczną rozkopywanie katedry. Wtedy okaże się, czy do krypt przeniesiono zwłoki błogosławionej Doroty. Najbardziej obiecująca wydaje się położona centralnie, tuż przed ołtarzem, największa komora oznaczona znakiem krzyża. Być może to właśnie tutaj pochowano błogosławioną, choć możliwe, że jest to miejsce złożenia zwłok całej średniowiecznej linii biskupów pomezańskich i trzech wielkich mistrzów krzyżackich.

- Mamy już przygotowaną kompletną dokumentację techniczną. Teraz czekamy jedynie na stosowne pozwolenia - mówi Izabela Kwiecińska. - Jeżeli wszystko potoczy się zgodnie z planem, prace rozpoczną się w pierwszych dniach lipca. Mamy nadzieję, że największą tajemnicę kwidzyńskiej kolegiaty rozwiążemy do końca wakacji

DarioB - Wto Cze 20, 2006 7:56 pm

seestrasse napisał/a:
domy w obozowych barakach
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3427722.html

A to nie jest przypadkiem ten sam wątek, który około pół roku temu poruszał Dziennik Bałtycki??

seestrasse - Wto Cze 20, 2006 10:36 pm

owszem
seestrasse - Wto Cze 20, 2006 10:40 pm

niezłe... :(
http://miasta.gazeta.pl/t...11,3429095.html
Cytat:
Koncert Eweliny Rezanowicz

PG 20-06-2006 , ostatnia aktualizacja 20-06-2006 16:04

We wtorek w tunelu pod dworcem PKP w Gdańsku Głównym wystąpiła Ewelina Rezanowicz. To mieszkająca w Trójmieście Ukrainka polskiego pochodzenia, która była wcześniej profesorem akademii muzycznej.
Artystka urodziła się na Ukrainie i tam spędziła większość życia. Jednak ciężka sytuacja ekonomiczna zmusiła ją siedem lat temu do przeprowadzki. Ze względu na polskie korzenie zdecydowała się przenieść właśnie do Gdańska. W Równem była profesorem tamtejszej akademii muzycznej, w swym nowym miejscu zamieszkania sprzedaje ubrania w tunelu pod dworcem kolejowym. Ale jej muzyczna pasja nie wygasła - codziennie ćwiczy, pisze piosenki, komponuje.
Wczoraj postanowiła sprawdzić, jak wypadną jej najnowsze utwory w konfrontacji z publicznością, choć na żywo nie występowała przez całe lata. Na miejsce prezentacji wybrała swoje dzisiejsze miejsce pracy - tunel w centrum miasta.
- Moje teksty są o życiu, o miłości, o pracy - opowiada Rezanowicz. - Mam w repertuarze nawet jedną piosenkę poświęconą tragedii w Czarnobylu. Śpiewam w różnych językach, głównie po ukraińsku, ale trochę i po polsku.
Artystka odebrała staranne wykształcenie muzyczne. W Akademii Muzycznej w Równem otrzymała dyplom klasy "instrumentów ludowych", ale nie ograniczała się do nich. Dziś jest multiinstrumentalistką, a ze względu na wygodę najczęściej gra na gitarze. I właśnie na tym instrumencie akompaniowała sobie podczas wczorajszego koncertu. W autorskich piosenkach, które znalazły się w jej repertuarze, pobrzmiewają przede wszystkim nuty folkowe.
- To szczera muzyka, która wyrasta z mojego ciężkiego życia - opowiada artystka.

villaoliva - Sro Cze 21, 2006 5:05 am

Dokładnie :hihi:
seestrasse - Sro Cze 21, 2006 9:09 am

przepraszam, a co Cię tak śmieszy w tej wiadomości? :hmmm:
villaoliva - Sro Cze 21, 2006 9:24 am

seestrasse napisał/a:
przepraszam, a co Cię tak śmieszy w tej wiadomości? :hmmm:


Sorry, to "Dokładnie" miało być do postu Dario....

DarioB napisał/a:
seestrasse napisał/a:
domy w obozowych barakach
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3427722.html

A to nie jest przypadkiem ten sam wątek, który około pół roku temu poruszał Dziennik Bałtycki??


Mea Culpa :oops:

seestrasse - Sro Cze 21, 2006 12:30 pm

oki :D
parker - Sro Cze 21, 2006 9:08 pm

seestrasse napisał/a:
przepraszam, a co Cię tak śmieszy w tej wiadomości? :hmmm:


Nic śmiesznego niestety... przypomina mi się skrzypek "ze Wschodu" wymiatajacy naprawdę wirtuozerskie kawałki na niemieckiej ulicy, bodajże Kolonii, kilka lat temu - za grosze wrzucane do futerału.

Mikołaj - Sro Cze 21, 2006 10:13 pm

bardzo to przykre, myślałem, ze takie czasy już minęły...

Oglądałem kilka dni temu "Pod słońcem Toskanii", film zaledwie sprzed kilku lat. Amerykanka przenosi się do Włoch i kto jej tam remontuje willę? Oczywiście profesor literatury z Polski, który po angielsku ani me ani be i tylko się niemo uśmiecha jak Amerkanka pokazuje mu tomik poezji Miłosza (Milosza). Szkoda, że nie pokazali retrospekcji, jak siedzi w czytelni przy świeczce ze szklanką wódki, a przed budynkiem wylegują się białe niedźwiedzie obok wozów drabiniastych.

gargoyle dfl - Sro Cze 21, 2006 10:24 pm

Ale p.Adminie takie "przypadki" filmowe wychodza przynajmniej raz w roku,nie ma to jak przejechac sie po polaczkach ,to przeciez zacofany narod ,oni i tak beda sie cieszyc ,ze w ogole ich pokazuja w filmach.
seestrasse - Sro Cze 21, 2006 10:30 pm

przepraszam Cię Gargi, wiem, że mieszkasz za Wielką Wodą, ale qrczę - ktoś przecież zapracował na taką opinię o Polakach... choćby nawet była ona lekko skrzywiona :II
gargoyle dfl - Sro Cze 21, 2006 10:33 pm

A czy ja powiedzialem ,ze nie ,uwiez mi ,See ja naprawde wiem ,ze my nie mamy najlepszej opinii i dobrze wiem ,ze w wiekszosci jestesmy sobie winni ,tylko niektorzy pokazuja to w zbyt wykrecontm zwierciadle.
villaoliva - Sob Cze 24, 2006 9:26 am

Gdynka napisał/a:
Gdzie spoczywa patronka Pomorza?
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3425055.html

Cytat:

Gdzie spoczywa błogosławiona Dorota?

Bartosz Gondek 18-06-2006 , ostatnia aktualizacja 18-06-2006 20:12

...............
Kim była błogosławiona i jak to się stało, że nie pozostał do dziś po niej żaden ślad? Dorota z Mątowów to jedna z najsławniejszych gdańszczanek i przy okazji patronka Pomorza. Urodziła się 25 stycznia 1347 roku w Mątowach Wielkich koło Malborka.

Warto się tam wybrać. Kościół pamiętający Dorotę Schwartze robi wrażenie. :wow:

Wieś została założona przez Krzyżaków w 1321 roku, w 1340 roku zbudowano kościół, a w 1383 roku erygowano parafię. Wieś, położona w pobliżu Wisły, była często niszczona przez powodzie. Jedna z nich zabrała południową nazwę ceglanego kościoła, jest to obecnie świątynia dwunawowa o nieco zachwianej proporcji wnętrza.

Corzano - Pią Cze 30, 2006 9:19 am

Zabytkowym tramwajem dojedziemy na plażę

mt napisał/a:
Jak co roku w Gdańsku ruszyła turystyczna linia tramwajowa obsługiwana zabytkowym taborem.

W zeszłych latach na linii jeździł bergmann z 1927 roku. Trasa wiodła z centrum do Oliwy przez Wrzeszcz. W tym roku tramwaj pojedzie z centrum na plażę w Brzeźnie ulicami Zwycięstwa i Hallera.

Ponieważ gdański Zakład Komunikacji Miejskiej zdecydował się przeznaczyć bergmanna pod wynajem na letnie imprezy, do obsługi turystycznej trasy przeznaczono drugi sprawny zabytkowy tramwaj - tzw. typ "N" wyprodukowany w 1952 roku. Starsi gdańszczanie doskonale go pamiętają - do lat 70. to głównie te wozy woziły ludzi w grodzie Neptuna. Charakterystycznym elementem "enki" są szerokie, ręcznie otwierane drzwi, dzięki którym spieszący się pasażerowie mogli wyskakiwać i wskakiwać nie tylko wtedy, gdy pojazd stał na przystanku. Na linii obowiązuje specjalna taryfa. Dzieci i młodzież do 16. roku życia płacą 2,50 zł, reszta 5 zł. Bilety można kupić tylko u motorniczego. Lepiej też ustawić się na początku trasy - w zabytkowym wozie mieści się tylko 45 osób, więc po kilku przystankach miejsc może zabraknąć.

Odjazdy spod Bramy Wyżynnej: 10.01, 11.09, 12.21, 14.29, 15.41, 16.49.

Odjazdy z Brzeźna Plaży: 10.40, 11.52, 14.00, 15.12, 16.20.

seestrasse - Pią Cze 30, 2006 2:20 pm

byłam z tym niusem pierwsza :P :wink:
danziger - Pią Cze 30, 2006 2:29 pm

seestrasse napisał/a:
byłam z tym niusem pierwsza :P :wink:

Pierwsza! Zaklepane i zaplute! :hihi:

seestrasse - Pią Cze 30, 2006 2:39 pm

zamiast "zaklepane" przeczytałam "zakopane" :skolowany: a zapluty to karzeł reakcji był! :hihi:
Corzano - Pią Cze 30, 2006 2:43 pm

seestrasse napisał/a:
byłam z tym niusem pierwsza :P :wink:

Pani Administrator, Pani zawsze jest pierwsza. Rączki całuję. :mrgreen:

seestrasse - Pią Cze 30, 2006 2:45 pm

dalej, dalej... nie krępujcie się... :hihi: :P :wink:
seestrasse - Pon Lip 03, 2006 12:17 am

obozowy barak domem parafialnym
Cytat:
Obozowy barak domem parafialnym
Bartosz Gondek 02-07-2006 , ostatnia aktualizacja 02-07-2006 20:22

Znaleźliśmy kolejny, zamieszkany do dziś, oryginalny barak, w którym podczas wojny przetrzymywano więźniów Stutthofu. Ten nie stoi jednak na głębokich Żuławach tylko... w centrum Gdyni.
Pod koniec czerwca postanowiliśmy pójść śladem makabrycznej pogłoski, krążącej od wielu lat po Żuławach. Mieszkańcy wspominali, że w tamtejszych PGR-ach stoją baraki wywiezione z obozu w Stutthofie. Przeglądając archiwum Muzeum Stutthof znaleźliśmy nieskatalogowane dokumenty, z których wynika, że lazarety, bunkry, w których bito i głodzono więźniów, oraz tak zwane wykańczalnie dla osób znajdujących się w agonii zostały wykorzystane na potrzeby "gospodarki uspołecznionej". Od 1945 do 1962 roku rozebrano w ten sposób ponad trzydzieści baraków. Dziś w Stutthofie śladem po Nowym Obozie są jedynie fundamenty i pamiątkowe obeliski.
Dwa sztutowskie pawilony śmierci przeniesiono do miejscowości Przejazdowo, oddalonej zaledwie dziesięć kilometrów od Gdańska. Stoją tam do dziś. Kolejny zamieszkują byli pracownicy dawnego PGR-u Lubiszynek w powiecie nowodworskim. Wszystkie trzy zostały przez lata kompletnie przerobione. Dziś tylko drobne szczegóły konstrukcji zdradzają ich pierwotne przeznaczenie. Najlepiej zachowany barak odkryliśmy w opuszczonym PGR Cyganki w granicach Nowego Dworu Gdańskiego. Drewniana budowla zachowała się w większej części w oryginalnym stanie. Także tu do dziś mieszkają ludzie.
Po naszej publikacji odezwał się do redakcji pan Grzegorz Fey z Gdyni.
- Barak o takiej samej konstrukcji i wymiarach, jak ten z Cyganek, stoi także przy ulicy Halickiej w Gdyni - powiedział nam nasz Czytelnik. Z moich informacji wynika, że baraki z obozu trafiały również do samego Trójmiasta i niewykluczone, że ten może pochodzić ze KL Stutthof.
Na ulicy Halickiej 7a w Małym Kacku, tuż obok parafii Chrystusa Króla, stoi drewniany budynek o wymiarach i konstrukcji odpowiadającej barakom rozebranego przez władzę ludową Nowego Obozu w Stutthofie. Sześćdziesiąt metrów długości, dwanaście szerokości. Charakterystyczne okna, deskowanie i podbicie dachu. Trudno tu mówić o pomyłce. Z opowieści jego najstarszych mieszkańców wynika, że podobnie jak jego odpowiedniki w Stutthofie, także on pełnił pierwotnie więzienne funkcje. Zanim trafił tuż po wojnie do Małego Kacka, stał w podobozie Stutthofu w Gdyni.
- Drewniany pawilon przeniósł do Małego Kacka mój ojciec wraz z ówczesnym proboszczem parafii, księdzem Robertem Rompą - wspomina mieszkająca w nim do dziś pani Irena Twardowska. - Z początku służył jako biuro parafialne, dom katechetyczny i sala weselna. Potem przystosowano go do funkcji mieszkalnych.
Gdyńską filię Stutthofu (Außenarbeitslager Deutsche Werke Gotenhafen) uruchomiono w październiku 1944 u zbiegu dzisiejszych ulic Janka Wiśniewskiego i Energetyków w Gdyni. Jak sama nazwa wskazuje, przetrzymywani w niej więźniowie pracowali w niedalekich stoczniach - między innymi przy montażu segmentów okrętów podwodnych. Ale nie tylko. Zatrudniano ich także do prac w mieście, porcie i na terenie kolei. Na początku listopada 1944 roku obóz liczył 800 osób.
- Baraki Nowego Obozu w Stutthofie oraz, najwyraźniej, ich odpowiednik z podobozu w Gdyni powstawały z prefabrykowanych elementów, w oparciu o ten sam projekt, zatwierdzony w Inspektoracie Obozów Koncentracyjnych - mówi dyrektor Romulad Drynko z Muzeum Stutthof. - To świetny przykład, jak makabrycznie perfekcyjnie Niemcy dopracowali system obozów śmierci.

Corzano - Pon Lip 03, 2006 12:02 pm

Anglicy przyjeżdżają do Trójmiasta się zabawić

Michał Tusk napisał/a:
Ibiza Anglikom się już znudziła

Monciak w Sopocie, późny piątkowy wieczór, na deptaku podchmielony tłum. Obok swojskich nawoływań i przekleństw coraz częściej słychać angielskie. Dla młodych, rozrywkowych Europejczyków Trójmiasto to cel weekendowych wypadów na drinki i dziewczynki.

- Przyjeżdżają już w czwartek - mówi Marcin Stefanowski, kelner w restauracji Sphinx przy Długim Targu w Gdańsku. - Pałaszują obiadek na starówce (300 km>>), wieczorem jadą do Sopotu. Chwalą sobie tanie piwo i dobre imprezy. W sobotę i niedzielę w porze obiadu zajmują u nas połowę z 50 stolików.

Większość to Anglicy, Irlandczycy i Szwedzi. Jeszcze nigdy nie było ich w Trójmieście tylu. A to za sprawą tanich linii lotniczych - Gdańsk ma połączenia z pięcioma miastami w Wielkiej Brytanii, tani przewoźnicy latają także do Irlandii, Szwecji oraz Niemiec. - W każdym samolocie z Wysp Brytyjskich 20 proc. pasażerów to ludzie, którzy przyjeżdżają tu się przez dwa-trzy dni zabawić - mówi przyznaje Adam Skonieczny, dyrektor ds. analiz rynkowych w Porcie Lotniczym im. Lecha Wałęsy. A do kilkuset Brytyjczyków i Irlandczyków trzeba doliczyć drugie tyle Skandynawów schodzących na ląd z promów.

W kolejce do bramki przed popularnym sopockim klubem Copacabana stoi 27-letni londyńczyk Mark Edwards, w tygodniu menedżer w dużej korporacji: - Ibiza wszystkim się już znudziła, poza tym tam jest mnóstwo naszych.

Pytany o ulubione miejsca tylko się uśmiecha: - Każdy klub jest dobry, ważne, by był pełen ślicznych dziewczyn. Poza tym, mówiąc szczerze, nie do końca kojarzę te nazwy...

Ważne są ceny. - 50 funtów w Londynie ledwo starcza na jedną imprezę, a tutaj można za to pić przez tydzień - dodaje chwiejący się już mocno Mark.

Niektórzy przyjeżdżają na dłużej. - Pierwszy raz byłem tu rok temu na weekend - mówi Mattias Svensson, 24-letni student ze Sztokholmu. - Od nas jest tu blisko, klimat jak w Miami, a ceny - śmieszne. Przypłynęliśmy promem trzy dni temu na dwa tygodnie. Śpimy na kempingu i to jest jedyny problem - niewiele dziewczyn chce wpaść na "after party" do namiotu. Dlatego w przyszłym roku wynajmiemy w dwudziestu willę w Sopocie na cały lipiec i sierpień.

O Trójmieście dowiedział się od przyjaciela, którego dziewczyna - Polka - studiuje w Szwecji.

- O urokach nocnego życia w Trójmieście Szwedzi, Anglicy czy Irlandczycy dowiadują się najczęściej pocztą pantoflową od polskich znajomych - mówi Mariusz Andrzejczak, student z Gdańska. - Sam ściągnąłem tu kilkanaście osób, praktycznie wszyscy co roku odwiedzają polskie Wybrzeże.

Jeden z zaproszonych przez niego kolegów to 26-letni David Larcher z Liverpoolu. Po kilku dniach, a zasadzie nocach spędzonych w Trójmieście, ma już wyrobione zdanie: - Powinniście reklamować się w Europie pod hasłem: "U nas znajdziesz swoją przyszłą żonę, a nawet dwie". W Liverpoolu jest pracownikiem biura podróży i zajmuje się organizowaniem wycieczek po Europie: - W sezonie letnim Polska to dla Anglików cztery miasta: na czele Gdańsk i Kraków, a dalej Warszawa i Wrocław.

- Anglicy i Irlandczycy mają krzykliwy styl bycia, ale zachowują się bardzo grzecznie. I grzecznie płacą. Szacujemy, że 10 proc przychodów to pieniądze pozostawione przez gości z zagranicy. A to na tym rynku dużo - mówi Radek, szef klubu Atelier w Sopocie.

villaoliva - Sob Lip 15, 2006 11:30 am

Mieszkańcy prześladowani przez dresiarzy

Cytat:
Bartosz Gondek
14-07-2006

Trzeba było pożaru zabytku i interwencji "Gazety", aby po półrocznym oblężeniu uwolnić mieszkańców domu przy ul. Pod Zrębem 9 w Gdańsku od okupacji miejscowych "dresów"
W nocy z niedzieli na poniedziałek przy ul. Pod Zrębem 9a spłonęła oficyna, należąca do historycznego zespołu ryglowych budynków czynszowych z XIX wieku. Szczęśliwie pożar nie przedostał się na wpisany do rejestru zabytków budynek z numerem 9, w którym mieszka 10 rodzin.

- Budowla, którą strawił pożar, leży na terenie objętym ochroną konserwatorską, dlatego powinna być otoczona szczególną troską - mówi wojewódzki konserwator zabytków Marian Kwapiński. Zabytkowy zespół budynków przy ul. Pod Zrębem należy do Gdańskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych.

- Pożar zbiegł się z ogłoszeniem przetargu na opracowanie dokumentacji konserwatorskiej zespołu. Chcieliśmy go ratować, mimo że sprzedaż jest utrudniona ze względu na skomplikowany stan własnościowy - mówi Karolina Kocińska z GZNK. - To spora strata.

Według GZNK ceglany domek po pożarze nie nadaje się już do odbudowy. Jedyne co będzie można zrobić, to rozebrać go i zastrzec w planach, aby kiedyś na tym terenie mogła stanąć tylko jego rekonstrukcja. "Gazeta" postanowiła wyjaśnić, jak doszło do podpalenia oficyny. Okazało się że trafiliśmy na stan oblężenia.

- Oficynę i podwórko okupują okoliczne "dresy" - mówią mieszkańcy domu przy ul. Pod Zrębem 9. - Od pół roku mamy tu gehennę. Alkohol, narkotyki, pobicia to codzienność. Oficyna spłonęła podczas jednej z imprez. Tymczasowo chuligani przenieśli się do postawionego obok namiotu. Teraz "dresy" regularnie wyłamują drzwi zamykające wejście na klatkę schodową i zaczynają szturmować nasz strych.

- Nie raz alarmowaliśmy policję. Ale nikt nie chciał nam pomóc - mówią mieszkańcy. - Po pożarze nikt się nawet nie zapytał, czy wiemy kto mógłby to zrobić. To, co tu się dzieje, nikogo nie obchodzi.

Wczoraj, po interwencji "Gazety", w oblężonym budynku pojawili się policjanci z sekcji kryminalnej.

- Obiecuję, że sprawa podpalenia na pewno zostanie wyjaśniona, a historyczny kompleks będzie monitorowany przez funkcjonariuszy. Mieszkańcy będą mieć spokój. - zapewnił nas podkomisarz Jarosław Sykutera z wydziału prasowego KWP Gdańsk.

Komentarz "Gazety"

Kiedy odwiedzam podupadające zabytki należące do gminy Gdańsk, słyszę ciągle to samo: "to nie moje, więc nie będę nic malował i remontował. Dlaczego mam dbać? Niech się tym zajmie GZNK!"

Przy ul. Pod Zrębem 9 jest inaczej. Mieszkańcy na własny koszt malują okna i klatkę. Wstawili drzwi, które potem wykopali im dresiarze, i oszklili powybijane przez lumpów okna. Porządkują obejście. Remontują komórki, dbają o zieleń. Nie oglądając się na nikogo, sami płacą za drobne prace. Monitują też GZNK o pomoc w remoncie dziurawego dachu czy dokończenie schodów. Chcieliby też zbudować płot, odgradzając w ten sposób zabytek od okolicznego marginesu. Są u siebie. Tak rodzi się nieformalna wspólnota mieszkańców, będąca ideałem dla każdego zarządu nieruchomości komunalnych. Takich ludzi nie wolno zostawiać samym sobie. Muszą mieć świadomość, że to co zrobią i sfinansują, nie pójdzie na zmarnowanie. I że da się im szansę na spokojne życie.

Jeżeli policja czy miasto nie zapewnią się im możliwości bezpiecznego funkcjonowania, ogarnie ich marazm. Bo po co robić cokolwiek, skoro z tego powodu będą tylko kłopoty? Bez tego nigdy nie dorobimy się społeczeństwa obywatelskiego. Na którym podobno tak nam zależy.

Gdynka - Nie Lip 16, 2006 2:43 pm
Temat postu: Koncerty Carillonowe
W Gdańsku trwa kongres carillonowy. Możemy nie tylko posłuchać koncertów, ale i zobaczyć mobilny carillon z Holandii. Ja podziwiałam wczoraj.
Z trudem znalazłam program koncertów. Na stronie UM Gdańsk nie ma... 8O Na stronie kongresu też nie.

poniedziałek
godz. 12.00 Frans Haagen (Holandia) - św. Katarzyna
godz. 14.00 Małgorzata Fiebig - św. Katarzyna
godz. 14.30 Monika Kaźmierczak- kościół św. Katarzyny
godz. 16.00 i 18.00 Monika Kaźmierczak i kwintet dęty Hevelius Brass - ul. Rajska przy skwerze.

wtorek
godz. 12.00 Giedrius Kuprevièius (Litwa)
godz. 14.00 Michel Goddefroy (Francja)
godz. 14.30 Sinikka Honkanen, Finlandia, Laura Rueslltten (Norwegia), Ann-Kirstine Christiansen (Dania) - koncerty na zamku w Malborku.

środa
godz. 12.00 koncert carillonowy z kwintetem dętym Hevelius Brass - Sopot molo godz. 12.00 Todd Fair (USA) - św. Katarzyna
godz. 15.30 Monika Kaźmierczak i kwintet
godz. 16.30 John Courter (USA)
godz. 17.00 Liesbeth Janssens (Belgia)
godz. 19.00 koncert specjalny Luc Rombouts (Belgia) i Twan Bearda, (Holandia) -koncerty na molo w Sopocie.

czwartek
godz. 12.00 Geert D’hollander (Belgia)
godz. 14.00 Christian Boon (Belgia)
godz. 14.30 Timothy Hurd (Nowa Zelandia) - koncerty w Ratuszu Głównego Miasta.
Trójmiejska carillonistka, Monika Kaźmierczak.

Wstęp wolny

Cytat:
Koncerty Światowego Kongresu Carillonowego
Katarzyna Moritz14-07-2006, ostatnia aktualizacja 14-07-2006 21:43

Dobry carillonista zagra na tym niezwykłym instrumencie wszystko: od piosenki "Kaziu, zakochaj się" do "Poloneza" Ogińskiego - takie utwory zabrzmią na Światowym Kongresie Carillonowym
W Trójmieście odbywać się będzie od niedzieli najważniejsze spotkanie carillonistów z całego świata. Przyjedzie około 150 specjalistów od tego instrumentu z takich krajów, jak Anglia, Holandia czy USA, którzy będą przez kilka dni obradować i słuchać wykładów. I co najważniejsze od dziś do czwartku będziemy mogli słuchać niezwykłych koncertów.

Gdańsk od lat jest polską stolicy carillonu (instrumentu zbudowanego z co najmniej 23 zestrojonych ze sobą dzwonów). Tylko u nas znajdują się dwa unikatowe w skali nie tylko naszego kraju carillony. Jeden w wieży Ratusza Głównomiejskiego (liczy 37 dzwonów o wadze ok. 5 ton), drugi zaś w kościele św. Katarzyny (liczy 49 dzwonów o wadze ok. 14 ton).

Pierwszy 14-dzwonowy carillon był już w Gdańsku w 1561 roku. Po majowym pożarze w kościele św. Katarzyny były obawy, czy jeszcze kiedykolwiek usłyszymy ten zespół dzwonów. - Aby nie odwoływać kongresu, o który staraliśmy się osiem lat, postanowiliśmy zrobić wszystko, aby te dzwony zagrały - mówi Grzegorz Szychliński, dyrektor Muzeum Zegarów Wieżowych, z siedzibą w kościele św. Katarzyny. - Wnętrze wieży nie spłonęło, ale najbardziej ucierpiała klawiatura. Postanowiliśmy ściągnąć zastępczą i koncerty odbędą się.

Ponadto do Gdańska przyjedzie mobilny carillon z Holandii. Przez kilka dni uczestnicy kongresu będą za jego pomocą dawać plenerowe, darmowe koncerty na skwerze przy ul. Rajskiej i na Długim Targu. Koncerty rozpoczną się dziś na Długim Targu, o godz. 12 i 18 zagra gdańska carillonistka Monika Kaźmierczak, a towarzyszyć jej będzie kwintet dęty Hevelius Brass. Usłyszymy najpierw "Bogurodzicę", potem utwory Chopina i "Poloneza" Ogińskiego. Co ciekawe zabrzmi też lżejszy repertuar, czyli muzyka z Kabaretu Starszych Panów i usłyszymy m.in. "Jeżeli kochać, to nie indywidualnie" i "Kaziu, zakochaj się".

W niedzielę o godzinie 12 odbędzie się koncert na dzwonach Ratusza Głównego Miasta, gdzie wystąpi uczestnik kongresu Henk Verhoef z Holandii. Następne koncerty tego dnia dobędą się na carillonie kościoła św. Katarzyny, najpierw o godz. 14 wystąpi Wim Ruitenbeek z Holandii, a o godz. 14.30 Wilhelm Ritter z Niemiec.

Ruchomy carillon we wtorek będzie można usłyszeć w Malborku, a w środę instrument zostanie przeniesiony na sopockie molo, gdzie również odbędzie się plenerowy koncert.

Największą muzyczną atrakcją, towarzyszącą festiwalowi, będzie czwartkowy koncert finałowy, który odbędzie się w sali koncertowej Polskiej Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance, gdzie wystąpi słynna orkiestra Sinfonietta Cracovia pod dyrekcją mistrza Krzysztofa Pendereckiego.

Koncert finałowy, Sinfonietta Cracovia pod dyr. Krzysztofa Pendereckiego, czwartek, 20 lipca, sala koncertowa Polskiej Filharmonii Bałtyckiej (Gdańsk, ul. Ołowianka 1), bilety: 20-40 zł.

villaoliva - Sob Lip 22, 2006 10:01 am
Temat postu: Pomnik Harcerzy w Gdyni czeka przeprowadzka?
Katarzyna Fryc
22-07-2006
Cytat:
W centrum Gdyni ma zostać zabudowany plac przy pomniku Harcerzy. Kształt obiektu nie jest jeszcze przesądzony, bo rozstrzygnięty właśnie konkurs na projekt architektoniczny nie wyłonił zwycięzcy.
Planowana zabudowa działek przy ul. Świętojańskiej 43 i 45 (miejsce nosi nazwę skweru Tajnego Hufca Harcerzy, bo stoi tam pomnik upamiętniający zasługi gdyńskich harcerzy podczas II wojny), budzi w mieście sporo emocji. Inwestycji sprzeciwia się część mieszkańców sąsiednich budynków, Towarzystwo Miłośników Gdyni i gdyńskie koło Stowarzyszenia Architektów Polskich. Kością niezgody jest idea przeniesienia pomnika Harcerzy na pobliską ulicę Żwirki i Wigury, by przyszły inwestor miał do dyspozycji całą działkę.

Właścicielem skweru jest prywatna osoba, która w 1999 r. kupiła go wraz z pomnikiem. Teraz chce go odsprzedać deweloperowi pod zabudowę mieszkaniowo-usługową. - Terenem interesowała się firma Allcon, która zaproponowała miastu wspólne zorganizowanie konkursu na projekt zabudowy i ufundowała nagrody - mówi Marek Stępa, wiceprezydent Gdyni i członek kapituły. Zgodnie z wymogami konkursu obiekt ma być tak zaplanowany, by zachować widok ze Świętojańskiej na Kamienną Górę i pozostawić ciąg pieszy na pobliski plac Grunwaldzki. Dopuszczono natomiast przeniesienie pomnika Harcerzy na sąsiednią ulicę.

- Zadanie konkursowe okazało się bardzo trudne. Spośród 70 zainteresowanych pracowni tylko 8 nadesłało swoje projekty. W dodatku kilka z nich nie spełniało wymogów formalnych konkursu - mówi arch. Maria Jolanta Sołtysik, znawca gdyńskiej architektury i członek jury. W rezultacie zwycięskiego projektu nie wyłoniono, a drugą nagrodę otrzymała koncepcja studia architektonicznego Kwadrat z Gdyni. Ale nie oznacza to, że pomysł Kwadratu zostanie zrealizowany. - Podczas konkursu okazało się, że Allcon traci zainteresowanie inwestycją, pojawiają się natomiast inni deweloperzy. Allcon ufundował nagrody, ale działki nie kupił - mówi Stępa. Potwierdza to Mariusz Białek, prezes Allconu. - Sprawa nie jest jeszcze przesądzona - powiedział "Gazecie".

Atmosferę wokół skweru dodatkowo podgrzewa sposób organizacji konkursu. Zwykle odbywa się on w Urzędzie Miasta, gdzie potem organizuje się ogólnodostępną wystawę prac. Tym razem obrady kapituły wyznaczono w remontowanym budynku gimnazjum nr 1, tam również - choć wiedzą o tym tylko wtajemniczeni - do 29 lipca można oglądać wszystkie projekty. - Tak, jakby miastu zależało, by o konkursie i zabudowie skweru nikt się nie dowiedział - mówi jeden z zainteresowanych. Marek Stępa zaprzecza. - Inwestycja nadal stoi pod znakiem zapytania. Nie ma inwestora ani gotowego projektu, więc co tu pokazywać? Nie wiem, czy ogłosimy drugi konkurs. Najpierw poczekamy na inwestora, który kupi teren.

villaoliva - Sob Lip 22, 2006 10:17 am
Temat postu: Barak wróci do obozu
Bartosz Gondek
20-07-06
Cytat:
Pawilon, w którym mieszkali więźniowie obozu koncentracyjnego, wróci do Stutthofu - obiecała "Gazecie" Anna Stopka, wiceprezes Prokom Investment.
O powojennych losach baraków z KL Stutthof po raz pierwszy napisaliśmy w czerwcu. Zostały wywiezione na Żuławy i służyły jako pomieszczenia socjalne i mieszkania w PGR-ach. W wielu z nich, wielokrotnie przebudowanych, wciąż mieszkają ludzie. Podczas naszych poszukiwań odnaleźliśmy jeden - niezmieniony od wojny - w PGR Cyganki koło Nowego Dworu Gdańskiego. O odkryciu powiadomiliśmy Muzeum Stutthof.

- To ostatni zachowany barak z dawnego Nowego Obozu - ocenił dyrektor muzeum Romulad Drynko. - Nie mamy ani jednego takiego.

Drewniana budowla (60 metrów długości, 10 szerokości, charakterystyczne okna i wejście od szczytu budynku) powoli obraca się w ruinę. Mieszkańcy popegeerowskiej okolicy traktują ją jako źródło darmowego opału.

- Gdyby coś się z nim stało, byłaby to naprawdę duża strata dla historii - mówi Drynko. - Chcielibyśmy go zabrać, ale nie mamy pieniędzy.

Skontaktowaliśmy się z firmą Prokom Investment, do której należy PGR Cyganki. - Jeżeli naprawdę pochodzi ze Stutthofu, uważamy że powinien tam wrócić - mówi wiceprezes Anna Stopka. - Na pewno w tym pomożemy. Więcej szczegółów będę mogła podać w poniedziałek. Mam nadzieję, że wtedy będziemy już po pierwszych rozmowach z przedstawicielami muzeum.

W przyszłym tygodniu powinniśmy także wiedzieć, gdzie stanie barak, w jakim stopniu zostanie zrekonstruowany i jakie będą dalsze losy zamieszkującej go dotąd samotnej kobiety.

Pomoc w przenosinach baraku obiecał też starosta nowodworski Mirosław Molski.

Przez bramy Konzentrationslager Stutthof przeszło ponad 110 tys. więźniów z 25 krajów. Szacuje się, że od 2 września 1939 roku do 9 maja 1945 roku zginęło tu 65-85 tys. ludzi. Początkowo Stutthof był głównie miejscem eksterminacji ludności polskiej. W 1942 roku został włączony w sieć hitlerowskich obozów śmierci. Wtedy przysłano na Mierzeję Wiślaną pierwszy piec krematoryjny, a obok Starego Obozu wyrosło czterdzieści prefabrykowanych baraków Nowego Obozu - wszystkie pawilony z tej części spłonęły lub zostały wywiezione.

Gdynka - Sob Lip 22, 2006 3:07 pm

Szkoda, że gdyński barak też nie wróci.
kazik - Sob Lip 22, 2006 3:50 pm

czy to nie jest przypadkiem barak na ul. Halickiej przy SP13?
Gdynka - Nie Lip 23, 2006 2:44 pm

kazik napisał/a:
czy to nie jest przypadkiem barak na ul. Halickiej przy SP13?

Ta. To Halicka.

villaoliva - Wto Lip 25, 2006 10:01 am
Temat postu: Szukali ropy, trafili na Grafa?
Petrobaltic znalazł w polskiej strefie ekonomicznej Bałtyku mierzący ćwierć kilometra wrak. To najprawdopodobniej gigantyczny niemiecki lotniskowiec "Graf Zeppelin".

Bartosz Gondek24-07-2006

Cytat:
Podczas badań dna morskiego nasi pracownicy natrafili na obiekt o długości 250 metrów - mówi Krzysztof Grabowski, rzecznik zajmującego się wydobyciem ropy i gazu Petrobalticu. - O znalezisku zawiadomiliśmy Biuro Hydrograficzne Marynarki Wojennej.

Kadłub zalega na głębokości 80 metrów. Ma ok. 265 m długości, ponad 30 m szerokości i tyle samo wysokości. Do tego - płaski pokład. Jedyną tak wielką jednostką, jaka zatonęła w tym rejonie Bałtyku (kilkadziesiąt kilometrów od brzegu na wysokości Łeby), jest hitlerowski lotniskowiec "Graf Zeppelin", zwodowany w 1938 roku. W 1940 roku był ukończony w 90 procentach, do końca wojny Niemcom nie udało się wprowadzić go do służby. 24 kwietnia 1945 r. okręt zajęły wojska radzieckie. Uznany za niezwykle cenny łup, został odholowany do Świnoujścia. Poszedł na dno w 1947 roku w tajemniczych okolicznościach - być może zatopiony przez Sowietów, na których naciskał Zachód.

Zgodę na podwodne zwiedzanie lotniskowca może wydać tylko Urząd Morski lub Centralne Muzeum Morskie. Obie instytucje twierdzą, że nie otrzymały jeszcze oficjalnej informacji o wraku.



Gdynka - Wto Lip 25, 2006 11:22 am

Cytat:
Poszedł na dno w 1947 roku w tajemniczych okolicznościach - być może zatopiony przez Sowietów, na których naciskał Zachód.

Siedem wersji zatopienia Grafa Zeppelina wg Dziennika Bałtyckiego
Cytat:
Wersja 1
Rosyjscy specjaliści od ratownictwa wodnego uczynili w 1946 roku okręt znowu zdolnym do pływania. Został on odholowany do Świnoujścia, gdzie oznaczony numerem PB-10 od lutego 1947 r. został zbadany pod kątem jego konstrukcji. Po ukończeniu badań ,Graf Zeppelin" został zakwalifikowany jako okręt-cel do zatopienia. 18 czerwca 1947 r. zatopiły go torpedy szybkich torpedowców i niszczyciela "Grozjaszczyj".

Wersja 2
Po podniesieniu z dna "Graf Zeppelin" został w 1946 r. załadowany łupami wojennymi i zawleczony do Związku Radzieckiego, gdzie przypuszczalnie służył jako cel dla torped.

Wersja 3
Po wydobyciu z dna "Graf Zeppelin" został w 1947 r. załadowany łupami wojennymi i skierowany do Związku Radzieckiego, ale 15 mil od Rugii wjechał na minę i zatonął.

Wersja 4
Rosjanie podnieśli okręt z dna i przemieścili go w 1947 r. do Świnoujścia. Tam załadowano nań łupy wojenne. Podczas przeprawy do Leningradu został tak silnie uszkodzony przez minę, że sprawienie by był zdolny do kontynuowania kursu, nie wchodziło w rachubę. Dlatego w latach 1948-49 stał się wrakiem.

Wersja 5
"Graf Zeppelin" został w 1947 r. przetransportowany do Leningradu, nazwany Ła-101 i używany jako pływająca baza. 16 sierpnia 1948 r. zakotwiczono go przed Świnoujściem i jako okręt-cel zatopiono.

Wersja 6
W drodze do Rosji "Graf Zeppelin" przewrócił się na wodach Zatoki Fińskiej i został w latach 1948-49 zezłomowany.

Wersja 7
"Graf Zeppelin" został w 1946 r. zawleczony do Leningradu i tam w latach 1948-49 zatopiony.

seestrasse - Sro Lip 26, 2006 7:57 pm

http://miasta.gazeta.pl/t...12,3509864.html
Cytat:
Wizyta ministra przy grobie admirała
aks
26-07-2006, ostatnia aktualizacja 26-07-2006 20:31
Minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki przebywał w środę w Gdańsku. Odwiedził m.in. Bazylikę Mariacką. Powodem niecodziennej wizyty jest grób admirała Arenda Dickmanna, dowódcy w jedynej wygranej przez Polaków bitwie morskiej i patrona Marynarki Wojennej.
- To nie jest przypadek, że chcę zwiedzić bazylikę - tłumaczył minister. - Wszak ma rangę katedry morskiej, a Arend Dickmann zginął, dowodząc polskimi okrętami w zwycięskiej bitwie pod Oliwą 28 listopada 1627 r. Jest ważną postacią dla polskiej Marynarki, nieco niestety zapomnianą.
Gdy archiwista Stanisław Flis i historyk architektury Jakub Szczepański na początku tego roku odnaleźli dokładne miejsce pochówku admirała, powołano zespół, który miał przeprowadzić badania doczesnych szczątków Dickmanna. W jego skład weszli przedstawiciele Bazyliki, odkrywcy grobu, archeolodzy z Uniwersytetu Gdańskiego i antropolodzy. Prace mają zakończyć się w ciągu kilku tygodni.
- Jeżeli naukowcy znajdą szczątki admirała, ja znajdę środki na tablicę pamiątkową - mówi Wiechecki - A w 380. rocznicę jego śmierci przeprowadzimy wspólnie z Marynarką Wojenną ponowny uroczysty pochówek admirała Dickmanna. Może Polacy utrwalą sobie, że tradycja polskiej floty wojennej sięga głębiej niż początek XX wieku.

może jakiś komentarz...? :wink:

rispetto - Czw Lip 27, 2006 8:38 am

Dickmann to jakaś kukiełka, że będą go chowac przy każdej "okrągłej" rocznicy?
sitek - Pią Lip 28, 2006 10:18 am

Cytat:
(...) upał sprzyja pojawieniu się w morskiej wodzie sinic. Już teraz są m.in. (..) w Gdyni Oliwie.


Rekordowe upały w Polsce

Gdynka - Pią Lip 28, 2006 10:29 am

Cytat:
(...) upał sprzyja pojawieniu się w morskiej wodzie sinic. Już teraz są m.in. (..) w Gdyni Oliwie.

Oliwa dzielnicą Gdyni! :hurra: Plaża wprawdzie z sinicami, ale i tak barrrrrdzo się cieszę!

seestrasse - Sro Sie 02, 2006 10:47 pm

http://miasta.gazeta.pl/t...12,3524827.html
Cytat:
Kłopoty finansowe Lwiego Dworu
Joanna Kurc
02-08-2006, ostatnia aktualizacja 02-08-2006 21:55
Najstarszy w Gdańsku holenderski dom podcieniowy nie ma szczęścia: nowy właściciel odremontował budynek, ale nie starczyło mu pieniędzy na urządzenie wnętrz i otwarcie zajazdu turystycznego.
W 2002 r. Lwi Dwór - po 70 latach niszczenia i popadania w ruinę - przeszedł w prywatne ręce. Zabytkowy dom z pierwszej połowy XVII wieku - z charakterystycznym "cofniętym" parterem i drewnianymi kolumnami podtrzymującymi konstrukcję - kupił od władz Gdańska za 80 tys. zł Eugeniusz Lorek, właściciel restauracji Gospoda pod Wielkim Młynem. W stojącym przy Trakcie św. Wojciecha 297 Lwim Dworze postanowił w ciągu dwóch lat urządzić zajazd turystyczny. Ale plany spełzły na niczym, choć restaurator wydał na wzmocnienie filarów, wymianę okien i remont dachu 2 miliony złotych. - Niestety, nie mam pieniędzy, aby urządzić wnętrze Lwiego Dworu - tłumaczy Lorek. - Ponieważ zaopiekowałem się obiektem zabytkowym, wystąpiłem o dotację do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mój wniosek został jednak odrzucony.
Czym kierowało się ministerstwo? - Tylko swoją subiektywną opinią, bo Lwi Dwór spełnia wszystkie warunki merytoryczne do otrzymania tego dofinansowania - uważa Tomasz Korzeniowski, który jako konserwator i opiekun zabytków w Bazylice Mariackiej zna na wylot ministerialne procedury.
Lorek dziwi się, że losem Lwiego Dworu nie są zainteresowane władze Gdańska. - Żadnej pomocy i zrozumienia. Czy musi być tak, że ratowanie zabytków stawia człowieka przed wizją bankructwa?
- Przykro nam, że pan Lorek nie uzyskał ministerialnej dotacji - mówi rzecznik gdańskiego magistratu Michał Brandt. - Natomiast chciałbym zasugerować złożenie wniosku o dofinansowanie do Miejskiego Konserwatora Zabytków. Jest na to czas do października. Jeśli sprawa zostanie pozytywnie rozpatrzona, wnioskodawca może liczyć na zwrot nawet 50 procent kosztów remontu.

Corzano - Czw Sie 03, 2006 4:38 am

Gdyby p. Lorek nosił koloratkę to pieniądze pewnie by dostał. :%
parker - Czw Sie 03, 2006 5:56 am

Cytat:
Żadnej pomocy i zrozumienia. Czy musi być tak, że ratowanie zabytków stawia człowieka przed wizją bankructwa?


Niestety nie jedyny to taki przypadek i nie pierwszy raz to słyszę :II

gargoyle dfl - Czw Sie 03, 2006 6:43 pm

I zapewne nie ostatni
villaoliva - Sob Sie 05, 2006 5:35 pm
Temat postu: Szyba wypadła z wieżowca
"Zabytek" nam się sypie :mrgreen:

Cytat:
Szyba wypadła z wieżowca
Roman Daszczyński0 5-08-2006
O mały włos doszłoby do tragedii w samym środku Gdańska. Z gmachu Proremu spadła szyba z hartowanego szkła. Odłamki pokiereszowały auta na parkingu, ludzi akurat nie było
Szklana 30-kilogramowa płyta oderwała się od elewacji na VIII piętrze wczoraj tuż po godz. 11. Uderzyła o znajdujący się kilka kondygnacji niżej dach biurowej przybudówki wieżowca. Na parking runął więc nie cały kawał szkła, lecz setki ostrych odłamków wielkości ziarenka grochu.

- Leciały z dużą siłą, bo jak śrut pokiereszowały do samej blachy lakier na dwóch samochodach - opowiada pan Roman, pracownik banku mieszczącego się w wieżowcu. - Jestem wściekły, bo najbardziej ucierpiało moje nowe auto, które niedawno kupiłem. Dobrze, że nikogo nie było, pracownik ochrony chwilę wcześniej wszedł do budynku.

Wieżowiec Proremu wybudowano pod koniec lat 70. Ma osiemnaście pięter. Cała elewacja pokryta jest barwionymi na brązowo płytami z hartowanego szkła o wymiarach 150 na 120 cm. Każda waży blisko 30 kg. Obecnie brakuje ok. dziesięciu takich płyt - w tym trzech od strony ul. Heweliusza.

- Musiały się urwać dawno temu, najpóźniej w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych - zapewnia Mirosława Salamaga, administrator budynku. - Wtedy kto inny zarządzał budynkiem.

Prorem stoi niemal po sąsiedzku z Hotelem Mercure (dawniej Hevelius) i tuż obok domu towarowego Madison.

Szkło spadło na zaplecze wieżowca - od strony ul. Gnilnej i kościoła św. Bartłomieja. Gdyby zdarzyło się to po stronie przeciwnej, szklana płyta poleciałaby na praktycznie niczym nieosłonięty chodnik ul. Heweliusza.

Pracownicy banku o wypadku powiadomili inspektora nadzoru budowlanego. Przyczyny wypadku ma zbadać w poniedziałek.

kotmonika - Sro Sie 09, 2006 11:01 am

Troszkę datowo sprzed wakacji ale chyba nie było wstawione a dziś dopiero znalazłam:

Zegar bez wskazówek
(26 Czerwca 2006)

Na latarni w Nowym Porcie w połowie sierpnia pojawi się najbardziej niezwykły z gdańskich czasomierzy. Dzięki staraniom właściciela odtworzona zostanie kula czasu.

Jacek Michalak, polski inżynier z Kanady, kupił pięć lat temu latarnię morską w Nowym Porcie. Wiosną 2004 pierwsi goście mogli z niej podziwiać zachwycający widok na Westerplatte, ujście Martwej Wisły, kanały portowe i wody Zatoki Gdańskiej. - Trudno uwierzyć, w jakim fatalnym stanie była latarnia. Powybijane okna, w środku hulał wiatr - wspomina właściciel. - Zakup latarni w Nowym Porcie nie był przypadkiem. Od lat działam w stowarzyszeniach skupiających miłośników latarni, głównie w USA.

Gdańska latarnia, zbudowana pod koniec XIX wieku na wzór amerykańskiej latarni morskiej w Cleveland (Ohio) w USA, od początku służyła jako wieża pilotów portowych. Tutaj znajdowała się też kula czasu.

- Ten przyrząd o magicznie brzmiącej nazwie był w istocie niezwykle precyzyjnym instrumentem służącym do nastawienia chronometrów okrętowych - tłumaczy Michalak. - Całe urządzenie opiera się na żelaznej kuli o średnicy półtora metra, zamontowanej na 3-metrowym maszcie na kopule latarni. Latarnik wciągał korbką kulę na szczyt masztu. Codziennie, punktualnie o godz. 12 z obserwatorium astronomicznego w Berlinie przychodził telegraficzny sygnał oznaczający południe. Elektryczny sygnał telegrafu zwalniał kulę, która opadała w dół masztu. Kapitanowie statków w porcie i na redzie mogli dzięki temu dokładnie dostroić swoje chronometry.

Przed okresem radiowym określenie dokładnej długości geograficznej - podstawowego parametru koniecznego do bezpiecznej nawigacji - wymagało porównania czasu Greenwich z czasem lokalnym. Czas Greenwich był "wożony" na statkach w chronometrach, które co parę tygodni wymagały jednak regulacji.

- Kula na gdańskiej latarni działała do końca lat 20. - opowiada właściciel. - Podczas silnego sztormu wiatr zniszczył precyzyjny przyrząd. Nikomu nie chciało się odbudować zegara. Do nawigacji już używano radia. O istnieniu kuli czasu przypominały już tylko stare ryciny.

Przyrząd wieńczący dach latarni zostanie zrekonstruowany przez gdańskie Muzeum Zegarów Wieżowych. Koszt inwestycji wynoszący ok. 80 tys. zł w trzech czwartych pokryje firma Saur Neptun Gdańsk. Pod koniec sierpnia zegar zacznie działać.

- Chciałbym, aby kula spadała co dwie godziny, o ósmej, dziesiątej itd. - mówi Michalak. - Przyrząd będzie niezwykle precyzyjny. Sygnał uruchamiający będzie szedł drogą radiową z Frankfurtu. Dokładność będzie mierzona co do milionowej części sekundy.

Gdańska kula czasu będzie jedynym tego typu działającym czasomierzem w Polsce. Na świecie jest ich także niewiele. Do dziś zachowało się zaledwie kilka egzemplarzy, m.in. w Wielkiej Brytanii, USA i Nowej Zelandii.

- Warto przekroczyć próg mojej latarni z jeszcze jednego ważnego powodu - zachęca Jacek Michalak. - Tak naprawdę to z jej okienka padły pierwsze strzały na Westerplatte. Pierwszego września 1939 roku w latarni zainstalowano gniazdo cekaemu. Żołnierze dwie minuty szybciej niż marynarze z pancernika "Schleswig-Holstein" ostrzelali polskie posterunki. Polacy nie pozostali dłużni - skierowali w stronę latarni lufę swojego jedynego działa. Pierwszy pocisk nie trafił. Drugi był celny. W wieży latarni powstała spora wyrwa. Wydaje się to niezwykłe, ale mam dokumenty wskazujące, że to właśnie tu, z tego miejsca, rozpoczęto II wojnę światową.
Autor: Bożena Aksamit, Gazeta Wyborcza

Corzano - Sro Sie 09, 2006 11:05 am

kotmonika napisał/a:
Dzięki staraniom właściciela odtworzona zostanie kula czasu.

Informacja o tym jest nawet na biletach do latarni. Czekam z niecierpliwością na dzień montażu.

kotmonika - Sro Sie 09, 2006 11:17 am

Witaj! Od pana Michalaka wiem że prace trwają, ale nie wyznaczono jeszcze daty montażu kuli. To będzie WIELKI dzień!
Gdynka - Sro Sie 09, 2006 12:30 pm

Archeolodzy kontra rabusie bałtyckich wraków
Cytat:

Bartosz Gondek, Gdańsk09-08-2006, ostatnia aktualizacja 09-08-2006 10:04

Naukowcy wypowiadają wojnę podwodnym rabusiom, którzy na potęgę szabrują zabytkowe wraki leżące na dnie Bałtyku

Zabytkowe wraki w Zatoce GdańskiejO tym, że polskie wybrzeże kryje setki wraków, w większości niezwykle ciekawych z punktu widzenia historycznego i archeologicznego, nie trzeba nikogo przekonywać. Mimo to jak dotąd ani jeden z nich - nawet te najstarsze i najcenniejsze - nie został wpisany do rejestru zabytków czy też objęty należytą kontrolą konserwatorską. Owszem, przez lata podejmowano próby, ale za każdym razem kończyły się one porażką.

Dopiero teraz archeologom podwodnym z Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku udało się przejąć część obowiązków leżących dotąd w gestii konserwatora zabytków. - Czekaliśmy na te uprawnienia od lat. Potrzebujemy jeszcze procedur umożliwiających egzekwowanie nowych przepisów - mówi Iwona Pomian z CMM. - Mamy nadzieję, że z czasem uda nam się ukrócić kwitnący dotąd proceder niszczenia i kradzieży podmorskich zabytków.

Szabrują, ile wlezie

Do zrobienia jest bardzo wiele. Grupy nurków szabrują wraki ze wszystkich możliwych do wyciągnięcia przedmiotów. Najlepszym na to przykładem był los telegrafu maszynowego ze statku "Margareta", który w ubiegłym roku zniknął dosłownie w kilka dni, pomiędzy sondażowymi nurkowaniami muzealników. "Margareta" to wierzchołek góry lodowej. Wyciągane są elementy kilkusetletnich drewnianych wraków.

Podmorscy złodzieje odkręcają, co się da, także z XIX-wiecznego torpedowca, który był jeszcze niedawno w doskonałym stanie. Najbardziej wyrafinowani i zamożni bandyci za pomocą specjalistycznego sprzętu plądrują statki śmierci - "Steubena", "Goyę" i "Gustloffa". Łatwo dostępne resztki słynnego polskiego niszczyciela "Wicher", który zatonął we Wrześniu 1939 roku, to prawdziwa szkółka dla przyszłych podwodnych rzezimieszków.

- Dopóki nie będzie dodatkowych pieniędzy i nie uda się skoordynować działań archeologów ze strażą graniczną i urzędem morskim, dopóty będziemy mogli wyciągnąć spod wody wiele ciekawych rzeczy - zauważają proszący o anonimowość poszukiwacze atrakcyjnych zabytków zalegających na dnie morza. - Trzeba jednak przyznać, że ta zabawa będzie się robić z czasem coraz bardziej ryzykowna.

Archeolog na straży

Rabusie to niejedyny czynnik niszczący to, co cenne, a co leży pod wodą. Wielu firmom prowadzącym działalność inwestycyjną na morzu nie zależy na ujawnianiu natrafienia na stanowisko archeologiczne, ponieważ może to spowodować opóźnienia w przedsięwzięciu i dodatkowe koszty. Opinia muzeum jest teraz niezbędna w przypadku prowadzenia na obszarach morskich jakichkolwiek prac archeologicznych i nurkowania przy wrakach.

Bez ingerencji archeologów morskich nie będzie też można rozpocząć jakichkolwiek inwestycji zarówno na morzu, jak i na brzegu. To tak naprawdę najważniejsza zmiana, która zbliża ochronę zabytków znajdujących się pod wodą do standardów panujących na lądzie. Zgodnie z obowiązującymi od wielu lat przepisami żadne centrum handlowe czy też droga nie mogą powstać bez wstępnych badań archeologicznych. Tymczasem na morzu panowała dotąd całkowita dowolność. Teraz przed budową czegokolwiek w portach, kładzeniem podmorskiego kabla, rurociągu czy stawianiem platformy wiertniczej będą musieli tam wejść pracownicy CMM.

Lista zatopionych zabytków

Kolejnym elementem ochrony jest podmorski rejestr zabytków. Kiedy powstaniem, wtedy zabór lub zniszczenie jakichkolwiek pamiątek z wraków będą traktowane tak samo jak kradzież lub zniszczenie cennej rzeźby czy obrazu.

Jeżeli znajdą się pieniądze w Ministerstwie Kultury, jeszcze w tym roku w porozumieniu z urzędem morskim do rejestru zostanie wpisanych zabytków 12 wraków. Znajdą się wśród nich: tak zwany "Napoleon", czyli miedziany kadłub z rozsypanymi zabytkami zalegający na głębokości 56 metrów, małe żaglowce "Catharina" i "Helena", słynna "Łyżwa" - czyli duża wiślana jednostka zalegająca w okolicach wyjścia z portu w Gdańsku, niszczyciel "Wicher", XVIII-wieczny wrak z Holandii noszący symbol "W 27" oraz "Błotniak" - świetnie zachowany kadłub jachtu z przełomu XVIII i XIX wieku. Najpierw do rejestru trafią zabytki z Zatoki Gdańskiej i jej okolic. Potem przyjdzie czas na całe wybrzeże.

Będzie też podwodne muzeum

Rejestr zabytków to nie koniec. Ostatnio archeolodzy z CMM podnieśli z główek portu w Gdańsku resztki kadłuba statku z 1860 roku. Zalegający na głębokości siedmiu metrów wrak odkryty został przypadkiem w maju, podczas prac przy pogłębianiu toru wodnego. W świetnym stanie przetrwała część śródokręcia o wymiarach 11 na 6 metrów. Dziób i rufę zniszczyły pogłębiarki. Resztki żaglowca będą pierwszym eksponatem przeniesionym do podwodnego parku archeologicznego, gdzie trafiać będą uratowane resztki dawnych statków.

Najważniejszym eksponatem, wokół którego skupi się antyczne wrakowisko, będą resztki szwedzkiego galeonu "Solen" zatopionego podczas bitwy pod Oliwą w 1627 roku. Jako pierwszy dołączy do niego wspominany wcześniej kadłub z połowy XIX wieku. Systematycznie będą pojawiać się następne.

- Park archeologiczny nie tylko będzie spełniał rolę dydaktyczną, ale stanie się też swego rodzaju magazynem wraków - mówi Iwona Pomian. - W ten sposób resztki drewnianych żaglowców można będzie skutecznie monitorować i pilnować ich przed złodziejami. Omijając przy tym kosztowne zabiegi konserwatorskie, które byłyby konieczne po wyciągnięciu ich na ląd.

Pieniądze na powstanie wrakowiska będą częściowo pochodzić z grantu europejskiego, jaki uzyskało w lipcu CMM. Europejskie fundusze mają też być wydane na specjalne mapy wraków, które powstaną na podstawie badań archeologicznych, hydrograficznych i geologicznych. Te mapy posłużą z kolei jako podstawa do kolejnych wpisów do rejestru.


Podwodny park archeologiczny :wow:

danziger - Pon Sie 14, 2006 4:21 pm

Do dzisiejszej Wyborczej dodali , w ramach "50 cudów Pomorza", zeszyt "Wąskotorówką przez Żuławy".
seestrasse - Sro Sie 16, 2006 10:33 pm

afery z dzwonem z "Gustloffa" ciąg dalszy... :II
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3553843.html
Cytat:
Awantura o dzwon z wraku "Wilhelma Gustloffa"
Bożena Aksamit, Bartosz Gondek
2006-08-16, ostatnia aktualizacja 2006-08-16 21:43:38.0
Dzwon z wraku "Wilhelma Gustloffa" dziesięć lat kurzył się w magazynach, potem stał w gdyńskiej restauracji. Gdy trafił do Berlina na wystawę Eriki Steinbach, przypomnieli sobie o nim politycy i muzealnicy.
- To skandal, że dzwon znalazł się na berlińskiej wystawie zorganizowanej przez Związek Wypędzonych Eriki Steinbach - uważa gdyńska senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk (PiS).
- Chcielibyśmy jak najszybciej mieć go w swoich zbiorach - mówi Jerzy Litwin, dyrektor Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku.
Trzystukilogramowy gong z zatopionego w 1945 roku przez Rosjan statku "Wilhelm Gustloff", na którym zginęło kilka tysięcy Niemców, jest najbardziej okazałym eksponatem na kontrowersyjnej wystawie "Wymuszone drogi". Berlińską ekspozycję otwarto 10 sierpnia na zlecenie Związku Wypędzonych - organizacji zrzeszającej Niemców wysiedlonych po II wojnie światowej z terenów Polski i byłej Czechosłowacji. Wystawę potępili polscy politycy. Nie wzięli udziału w otwarciu, a premier Jarosław Kaczyński zwołał konferencję i stwierdził, że Steinbach lekceważy historię i stawia Niemców w roli pokrzywdzonych.
Przed wyjazdem do Berlina dzwon - wydobyty z wraku "Gustloffa" w 1979 roku przez Polskie Ratownictwo Okrętowe - stał w gdyńskiej restauracji Barracuda. Nikt nie przyznaje się teraz do wydania zgody na wypożyczenie zabytku. Wiadomo tylko, że na wystawę trafił za pośrednictwem mniejszości niemieckiej w Gdańsku.
- My tylko przekazaliśmy organizatorom wszystkie dostępne nam namiary. Dalsze negocjacje z właścicielem - PRO - i urzędami prowadzili już samodzielnie - mówi Gerard Olter, przewodniczący Związku Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku.
- Pozwolenie na wywóz dzwonu dało Centralne Muzeum Morskie - twierdzi wojewódzki konserwator zabytków Marian Kwapiński. - Na początku roku przekazaliśmy tej placówce uprawnienia w sprawie decydowania o wywozie zabytków morskich.
- O sprawie dowiedzieliśmy się z mediów - przekonuje dyrektor CMM Jerzy Litwin. - Zgodę podpisał wojewódzki konserwator zabytków. Poza tym dysponentem dzwonu jest dyrektor PRO i to on musiał pozwolić na wywiezienie go do Niemiec.
Tomasz Sagan, rzecznik Polskiego Ratownictwa Okrętowego: - Na początku lipca przewodniczący Związku Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku pan Gerhard Olter zwrócił się z prośbą, aby dzwon wypożyczyć na wystawę w Berlinie. Pisemną prośbę przysłał do nas komisarz wystawy Wilfried Klaus Rogasch. We wniosku nie ma żadnej informacji, że ekspozycji patronuje Erika Steinbach, jest natomiast informacja, że patronem jest kanclerz Angelika Merkel. Wojewódzki konserwator zabytków wydał jednorazowe pozwolenie na czasowy wywóz zabytku za granicę. W związku z wprowadzeniem nas w błąd odnośnie rzeczywistych celów wystawy Polskie Ratownictwo Okrętowe zamierza wycofać dzwon z wystawy.
- Gong powinien natychmiast wrócić do Polski i być u nas eksponowany - uważa senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk. - Niemcy, jeżeli chcą, mogą oglądać go w polskim muzeum. Erika Steinbach manipuluje historią, próbuje wykoślawiać świadomość Niemców, szczególnie tych urodzonych po wojnie. Nic nie umniejszy tragedii ludzi, którzy zatonęli na "Gustloffie", ale to byli uciekinierzy z zawieruchy wojennej, a nie ludzie wysiedleni z terenów obecnej Polski.
Właściciele Barracudy są zdziwieni kłótnią o dzwon. - Przez trzydzieści lat nikt się specjalnie nim nie przejmował. Dopiero my zdecydowaliśmy się wypożyczyć go od właściciela i eksponować z szacunkiem - mówi Piotr Tomaszewski.
Zanim zabytek znalazł się w restauracji, spędził 10 lat w magazynach Centralnego Muzeum Morskiego, potem w siedzibie PRO. Gdy dwa lata temu PRO przeniosło się do nowej, mniejszej siedziby, żadne trójmiejskie muzeum nie chciało zaopiekować się zabytkiem i eksponować go.

luanda - Sro Sie 16, 2006 11:07 pm

Parafrazując: uderz w dzwon, a ...
Wydaje mi się, że tego typu zabytki powinny mieć swoje miejsce, a nie podróżować, jak obrazy, czy rzeźby. Szkoda, że nie wypożycza się jeszcze pieców krematoryjnych, czy temu podobnych "pamiątek" z przeszłości. ;/

Marcin - Czw Sie 17, 2006 10:10 pm

Znikające sopockie zabytki
Gazeta Wyborcza napisał/a:

Bożena Aksamit, Bartosz

Cenne przedmioty z dawnego Domu Kuracyjnego zamiast w miejskim muzeum można było oglądać - i kupić - na internetowej aukcji.

- Jeszcze tydzień temu na Allegro licytowano pochodzące z lat 20. i 30. patery, sosjerki, sztućce, żetony, tablice i elementy wyposażenia Domu Kuracyjnego - mówi handlarz starociami z Trójmiasta. - Miały pieczątki z napisem "Kurhaus".

Przedmioty wykopali robotnicy budujący Centrum Haffnera, a dokładniej jego część - Dom Zdrojowy (w miejscu, w którym stał pawilon Biura Wystaw Artystycznych). Co się potem z nimi stało, nie wiadomo.

- Rzeczy znalezione na terenie Kurhausu powinny być zgłoszone do naszego urzędu - mówi Marian Kwapiński, wojewódzki konserwator zabytków. - Powinno się też zawiadomić samorząd.

- Proponowaliśmy miastu sondażowe badania terenu. Wiceprezydent Wojciech Fułek nie okazał jednak zainteresowania - mówi Zbigniew Okuniewski z Towarzystwa Przyjaciół Sopotu. - Tak, jak przypuszczaliśmy, ziemia pod Domem Kuracyjnym kryła wiele cennych rzeczy. Niestety, zamiast do miejskiego muzeum, trafiły do prywatnych kolekcjonerów.

- Nie przypominam sobie, żeby ktoś proponował mi jakiekolwiek badania sondażowe - odpowiada Wojciech Fułek. - Pamiętam jedynie, że w ziemi, na której stało BWA, znalazło się kilka zabytkowych przedmiotów. Znajdują się w sopockim muzeum, nie są jednak specjalnie cenne.

Na Allegro odnaleźliśmy ślady po niedawnej sprzedaży sosjerki i sztućców z Kurhausu. Sosjerka "poszła" za 170 zł, sześć widelczyków sprzedano za 100 zł. Dziś za paterę i sztućce z Domu Zdrojowego handlarze starociami żądają 500 zł. Jeszcze więcej kosztują oryginalne tablice wiszące niegdyś na budynku.

Miłośnicy staroci i historycy sztuki z Sopotu zastanawiają się także, co się stało z meblami z Grand Hotelu i obrazami sopockiego marynisty Mariana Mokwy, które wisiały w hotelowych pokojach, gdy obiekt należał do Orbisu. Po przejęciu Orbisu przez francuską firmę hotelową Accor, Grand przeszedł gruntowny remont.

Na przełomie czerwca i lipca, na wyprzedaży w dawnym gmachu BWA, na którym zawieszono wielki banner "Meble z Grand Hotelu" sprzedano część wyposażenia, w tym sprzęty wykonane po wojnie specjalnie dla hotelu w stylu art déco. - Nie wiadomo, co stało się ze słynnym wielkim łóżkiem generała de Gaulle'a, które sprowadzono do Sopotu specjalnie na wizytę francuskiego prezydenta. Spał w nim także Fidel Castro - zastanawiają się znawcy historii słynnego hotelu.

- Gdy rozpoczęliśmy remont, wyposażenie zostało poddane ocenie rzeczoznawców - mówi Kaja Szwykowska, doradca prezesa Orbis SA. - Okazało się, że niemal wszystkie przedmioty pochodzą z lat 60. Kilka cennych mebli i obrazy, m.in. Mariana Mokwy, oddaliśmy do renowacji, gdy wrócą, umieścimy je w hotelowych wnętrzach. Przed remontem hotel przedstawiał obraz smutku i rozpaczy. Teraz jest to jeden z najelegantszych obiektów w Polsce.


:II Nie pierwszy to taki przypadek...

Marcin - Czw Sie 17, 2006 10:38 pm

Cytat:
Na Allegro odnaleźliśmy ślady po niedawnej sprzedaży sosjerki i sztućców z Kurhausu. Sosjerka "poszła" za 170 zł, sześć widelczyków sprzedano za 100 zł. Dziś za paterę i sztućce z Domu Zdrojowego handlarze starociami żądają 500 zł. Jeszcze więcej kosztują oryginalne tablice wiszące niegdyś na budynku.

http://www.allegro.pl/item117117762_117117762.html
http://www.allegro.pl/ite...us_zoppot_.html

Gdynka - Pią Sie 18, 2006 4:08 pm

Cytat:
afery z dzwonem z "Gustloffa" ciąg dalszy... :II
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3553843.html

Dzwon wraca z wystawy
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3556432.html

Cytat:
Dzwon z "Gustloffa" wróci do Trójmiasta
bg
Uważam za niestosowne przekazywanie jakichkolwiek przedmiotów zabytkowych na potrzeby wystawy, która nie służy prawdzie historycznej - napisał w oświadczeniu minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki.

Eksponat powinien jak najszybciej znaleźć się w Polsce - dodaje jego rzecznik Marian Szołucha. - Po powrocie należy przekazać go, tak szybko jak to tylko możliwe, Centralnemu Muzeum Morskiemu. Tam powinien być udostępniony zwiedzającym.

W "Gazecie" napisaliśmy o reakcjach polityków i muzealników na wypożyczenie dzwonu z "Wilhelma Gustloffa" na berlińską wystawę zorganizowaną przez Związek Wypędzonych Eriki Steinbach. Wydobyty pod koniec lat 70. przez Polskie Ratownictwo Okrętowe gong rufowy najpierw przez 10 lat leżał w magazynie Centralnego Muzeum Morskiego, potem w siedzibie "swojego" właściciela - PRO. Ostatnie miesiące - jako atrakcja turystyczna - spędził w gdyńskiej restauracji Barracuda. Teraz jest eksponatem na berlińskiej wystawie.

- O tym, że dzwon z "Gustloffa" zabierzemy z wystawy, zdecydowaliśmy przed interwencją ministra - mówi Tomasz Sagan, rzecznik PRO. - Przypominam, że strona niemiecka, występując z prośbą o wypożyczenie eksponatu, wprowadziła nas w błąd. Nie wiedzieliśmy, że wystawie patronuje Erika Steinbach. Kiedy dzwon wróci do Polski, przekażemy go Centralnemu Muzeum Morskiemu.

- Chętnie przyjmiemy do naszych zbiorów tak ważny z punktu widzenia polsko-niemieckiej historii eksponat. Problem w tym, że gong nie bardzo pasuje do naszej linii programowej. Mamy przecież prezentować historię Polski na morzu - mówi dyrektor CMM Jerzy Litwin. - Będziemy musieli zastanowić się, jak go wyeksponować.

- Jesteśmy przeciwni, aby dzwon usuwać z wystawy - stwierdził Gerhard Olter, przewodniczący Związku Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku. - Mamy nadzieję, że jak trafi do Centralnego Muzeum Morskiego, nie wyląduje ponownie w najdalszym zakątku piwnicy. Tak jak to odbyło się przed laty. Będziemy monitorować los zabytku. Jeżeli CMM nie zrobi tego, co mówi minister, czyli nie umieści dzwonu na ekspozycji, zainteresujemy tym opinię publiczną w Niemczech.

We wczorajszym artykule "Awantura o dzwon" opublikowanym w interencie, zabrakło niestety wypowiedzi Tadeusza Cymańskiego, Gerharda Oltera i Joanny Grajter. Zacytuję więc fr. z papierowego wydania "Tragedia "Gustloffa to delikatny temat, przede wszystkim zbiorowych cmentarzy nie powinno się ruszać. Błędem było wyciąganie dzwonu z wraku, obecnie takie działania są surowo zakazane. A może gong powinien wrócić na dno Bałtyku, by już nie wzbudzać więcej niepotrzebnych emocji". No brawo! Cóż za cudowny sposób na rozwiązanie wielu problemów zatopić, zakopać...

villaoliva - Wto Sie 22, 2006 9:44 pm

A ta ostatnia wypowiedź, to rozumiem Tadeusz Cymański?
Bo do Gerharda Oltera i Joanny Grajter jakoś mi nie pasuje.

Gdynka - Sro Sie 23, 2006 4:49 pm

Pudło!
villaoliva - Sro Sie 23, 2006 5:31 pm

Joanna Grajter? 8O
Gdynka - Sro Sie 23, 2006 5:36 pm

:== dla Ciebie oczywiście
Mikołaj - Nie Sie 27, 2006 7:13 pm

Statek sprzed prawie 100 lat

Bartosz Gondek napisał/a:
Pod Koninem odnalazł się prawie stuletni statek inspekcyjny, który w latach międzywojennych służył straży celnej Wolnego Miasta Gdańska. Według znawców okrętownictwa takie znalezisko to prawdziwa sensacja.
Jednostkę zbudowano w 1907 roku, nosiła nazwę "Cement". Potem przemianowano ją na "Zollwache". Tuż przed wojną statek kupiła rodzina polskich armatorów z Torunia. Po wojnie i nacjonalizacji należał do różnych przedsiębiorstw państwowych, aby skończyć najprawdopodobniej jako statek wycieczkowy "Spokojny" na jeziorach pod Koninem.

Prawie stuletni dziś parowiec odnalazł i zidentyfikował przy śluzie w Koninie badacz dziejów okrętownictwa Lech Trawicki. - "Spokojny" zachował się w idealnym stanie - mówi Trawicki. - Z analizy porównawczej zdjęć wynika, że jednostka nie zmieniła swojego wyglądu od II wojny światowej. W Polsce to prawdziwy unikat.

- Z tego co wiemy, jednostka zmieniła niedawno właściciela - mówi historyk i miłośnik okrętownictwa Andrzej Jaskuła. - Interesuje się też nią fundacja Odra Rediviva, która we Wrocławiu tworzy skansen jednostek pływających. Dobrze zachowanych stuletnich statków jest w Polsce jedynie około pięciu. Szkoda, że mimo naszych monitów "Spokojnym" nie zainteresowało się żadne z gdańskich muzeów ani władze miasta.

luanda - Pon Sie 28, 2006 9:11 am

Szkoda mi tego "Spokojnego". Chętnie bym go widział gdzieś na Motławie.
sitek - Pon Sie 28, 2006 9:33 am

gazeta.pl napisał/a:
Deszczowy sierpień sprawił, że do wokółtrójmiejskich lasów tłumnie ruszyli grzybiarze. Niestety, obok prawdziwków i muchomorów zdarza im się znaleźć pozostałości drugiej wojny światowe


Pancerfaust

Corzano - Czw Wrz 07, 2006 6:49 am

Hiszpanie zbudują nową dzielnicę

Michał Tusk napisał/a:
Trzynastopiętrowe wieżowce, kilkadziesiąt domów jednorodzinnych i nowa droga łącząca Morenę z Wrzeszczem. Tak będzie wyglądać wielkie osiedle między ulicami Potokową i Słowackiego w Gdańsku.

Miejsce inwestycji to grunty po byłych magazynach wojskowych - ograniczone od północy terenem szpitala psychiatrycznego, od zachodu nasypem kolejowym, od południa dzielnicą Morena, a od wschodu - cmentarzem Srebrzysko.

Już kilka lat temu działkę położoną w malowniczej dolinie kupił od Agencji Mienia Wojskowego jeden z trójmiejskich deweloperów - firma Invest Komfort. Nic jednak tam nie zbudował, a "Gazeta" dowiedziała się, że zrezygnował z tego terenu. Sprzedał go hiszpańskiej firmie Neinver, znanej w Polsce z budowanego obecnie centrum handlowego Malta w Poznaniu i trzech outletów (sklepów z tanią markową odzieżą): także w Poznaniu oraz Wrocławiu i Warszawie.

Kwota transakcji jest tajemnicą, ale Hiszpanie kupili grunt w dobrym momencie. Rada Miasta zakończyła właśnie prace nad planem zagospodarowania przestrzennego. Wynika z niego, że deweloper będzie miał duże pole do popisu: na 37-hektarach powstanie właściwie nowa dzielnica, w której zamieszka cztery tysiące osób.

Planiści wyraźnie zaznaczyli też, na co inwestor może sobie pozwolić. Powierzchnia sklepów nie ma prawa przekroczyć 2 tys. metrów kwadratowych - to tyle, ile ma niewielki osiedlowy market. Szczególne obostrzenia dotyczą budynków - mogą mieć maksymalnie 13 pięter, ale tylko od strony Moreny. Na zachodnim skraju osiedla (na stoku powyżej nasypu kolejowego) widocznym od ul. Potokowej powstaną domy jednorodzinne. Inwestor musi także pozostawić w środku doliny zalesione wzgórze - ma ono pełnić funkcję centrum rekreacyjnego. Wiadomo już, gdzie będą się uczyć dzieci mieszkańców tego terenu. Przyjmie je Szkoła Podstawowa nr 27 przy ul. Srebrniki, która w przeciwnym wypadku uległaby likwidacji.

Inwestycja ma także ważny element komunikacyjny: osiedle przetnie droga, która połączy Morenę (w rejonie ul. Kruczkowskiego) z ulicą Partyzantów we Wrzeszczu. Będzie to alternatywa dla zakorkowanych ulic Jaśkowa Dolina i Słowackiego.

Deweloper na razie nie chce zdradzać szczegółów i terminu rozpoczęcia budowy - Ujawnimy te informacje za kilka tygodni - usłyszeliśmy w polskim biurze spółki Neinver. Dla hiszpańskiej firmy będzie to pierwsze osiedle mieszkaniowe - jej dotychczasowy dorobek w Europie to biura, fabryki i centra handlowe.


Cytat:
Mówi Wiesław Bielawski, wiceprezydent Gdańska ds. polityki przestrzennej.
Zmiana inwestora nie jest dla nas istotna - ważne jest to, że mamy poważną zachodnią firmę, która chce wybudować w mieście nową dzielnicę. Dzięki szczegółowemu planowi zagospodarowania przestrzennego wiemy już, jaki będzie jej kształt. Sytuacja jest komfortowa - to inwestor przygotuje infrastrukturę, w tym drogę, z której korzystać będą przecież wszyscy mieszkańcy Gdańska, nie tylko nowej dzielnicy. To wszystko cieszy, tym bardziej, że to już kolejny hiszpański deweloper u nas - firmy z tego kraju będą też realizować inwestycje na Wyspie Spichrzów. Czemu tak chętnie przyjeżdżają? Korzystają z boomu budowlanego, który rozpoczął się po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Dobrze, że tak często wybierają Gdańsk.

Corzano - Czw Wrz 07, 2006 6:52 am

:wink:
Cytat:
Rozmowa z pochodzącą z Gdańska Małgorzatą Majewską, Miss Kanady 2006 r., która gości w Gdyni z grupą finalistek Miss World 2006.
Mówi Pani po polsku?

- Mówię, bo urodziłam się w Polsce. Pochodzę z Gdańska, skąd wyjechałam z rodzicami do Kanady, kiedy miałam dwa lata.

W jakiej dzielnicy Państwo mieszkali?

- .... nie pamiętam jej nazwy, ale przypominam sobie, że było to gdzieś blisko starego miasta.

Więc przyjazd Miss Kanady do Polski to podróż sentymentalna?

- Zawsze chętnie tu wracam, bo to miejsce bliskie mojemu sercu. Odwiedzam Polskę, kiedy tylko mogę. Ostatnio byłam w Gdańsku trzy lata temu.

Nadal mieszka tu Pani rodzina?

- Prawie cała najbliższa rodzina wyjechała do Kanady, ale mam tu wielu dalszych krewnych. Z Gdańskiem łączą mnie wspaniałe wspomnienia. Tu są moje korzenie.

Może w Kanadzie brakuje pięknych kobiet, skoro najpiękniejszą Kanadyjką zostaje dziewczyna z Polski?

- Oczywiście, że są! Ale Kanada jest wielokulturowa i mieszka w niej mnóstwo pięknych dziewcząt, które przyjechały z całego świata.

Wyobraźmy sobie, że 30 września zostaje Pani Miss World 2006...

... Chyba oszalałabym ze szczęścia. To byłaby wspaniała okazja, żeby podróżować po całym świecie i pracować charytatywnie. Zwłaszcza że Kanada, którą reprezentuję, nigdy nie zdobyła tytułu Miss World, więc byłaby to wspaniała promocja Kanady.

Małgorzata Majewska, 24-letnia szatynka, ma 181 cm wzrostu. Mieszka w Brampton na przedmieściach Toronto. Trenowała siatkówkę (była członkiem narodowej kadry juniorów), uprawia tenis, squash i nurkowanie. Skończyła studia na Uniwersytecie Temple w Filadelfii w USA (kierunek: biznes międzynarodowy i ekonomia) i rozpoczęła pracę w branży media marketing. Jej pasją są podróże - dotąd zwiedziła ponad 40 krajów. Uwielbia owoce morza.

seestrasse - Czw Wrz 07, 2006 1:09 pm

fajnie :D Kręglicka już była, teraz Majewska :wink:
Gdynka - Pon Wrz 18, 2006 7:21 am

Pisze, że Sopot oświetla zabytki
Cytat:
Bożena Aksamit, Bartosz Gondek2006-09-17, ostatnia aktualizacja 2006-09-17 20:02
Gdy na dobre zagości jesień, bryła leżącego przy plaży kościoła ewangelickiego zostanie rzęsiście oświetlona.

Modernistyczną budowlą z elementami nawiązującymi do baroku zachwyca się każdy, kto trafi w okolice sopockiego mola. Teraz charakterystyczna bryła kościoła dzięki nocnemu oświetleniu tylko zyska.

Kościół znajduje się w centralnej części Parku Południowego, przy ul. Parkowej. Został wybudowany w latach 1913-1919 r. według projektu Adolfa Bielefeldta, na miejscu starej kaplicy Pokoju jako trzecia świątynia ewangelicka w Sopocie. Budowę miano zakończyć w 1914 roku, lecz wybuch I wojny światowej pokrzyżował plany sopocian. Dopiero po zawieszeniu broni prace wznowiono i 5 października 1919 roku poświęcono kościół. Obecnie kościół Zbawiciela jest jedynym kościołem trójmiejskich ewangelików.

- Świątynia na pewno zyska na nocnym oświetleniu, iluminacje powodują, że dostrzegamy szczegóły, które w ciągu dnia nam umykają. - tłumaczy Patrycja Tuchanowska-Ruszkiewicz z sopockiego magistratu. - Miasto nabiera niezwykłego, magicznego charakteru. W Sopocie do tej pory oświetlono kościół przy ul. Malczewskiego i ratusz wraz z okalającym go parkiem.

Za tydzień ruszają prace przy ul. Parkowej. Zainstalowanych zostanie siedem słupów oświetleniowych i dwadzieścia halogenów na poziomie ziemi.

Kolejnym obiektem, dla którego zostanie zmodernizowane oświetlenie, jest kościół pw. Andrzeja Boboli przy ul. Powstańców Warszawy. Tutaj oprócz instalacji z ziemi zostanie też zastosowane oświetlenie łuków oraz elementów ozdobnych, np. mozaiki przedstawiającej św. Andrzeja Bobolę, okien i wieżyczek.

Gdynka - Pią Wrz 29, 2006 8:18 pm
Temat postu: Nie dla stoczni im. Jana Pawła II
Nie dla stoczni im. Jana Pawła II
Cytat:
Stocznia Gdańsk bez imienia Jana Pawła II
Maciej Sandecki2006-09-29, ostatnia aktualizacja 2006-09-29 20:53
Stocznia Gdańsk nie będzie jednak nosiła imienia Jana Pawła II, zdecydował arcybiskup Gocłowski w porozumieniu z kardynałem Dziwiszem. - To zaskakująca decyzja, będziemy zabiegać o jej zmianę - mówi Roman Gałęzewski, szef stoczniowej "S".
Szef "Solidarności" Stoczni Gdańsk Roman Gałęzewski i prezes SG Andrzej Jaworski pojechali w środę do kardynała Stanisława Dziwisza w sprawie nadania stoczni imienia Jana Pawła II. Po spotkaniu oświadczyli, że stoczni imię papieża zostanie nadane. - Kardynał Dziwisz podszedł do naszej inicjatywy entuzjastycznie, dziękował nam za ten pomysł - mówił wtedy Gałęzewski.

Podczas spotkania ustalono nawet datę uroczystego nadania imienia - 15 października. Poinformowano też, że za rok przed stocznią odsłonięty zostanie pomnik Jana Pawła II. Wczoraj jednak arcybiskup gdański Tadeusz Gocłowski i kardynał Stanisław Dziwisz w porozumieniu z Nuncjaturą Apostolską w Polsce wydali oświadczenie, w którym poinformowali, że nadanie imienia papieża stoczni jest niemożliwe. "Natura działań gospodarczych, a takimi ma się przede wszystkim zajmować Spółka Akcyjna Stocznia Gdańsk, zakłada priorytety, które w przyszłości mogłyby być trudne do pogodzenia z ponadczasowymi symbolami" - czytamy we wspólnym oświadczeniu.

- Stocznia jest podmiotem gospodarczym i może podlegać rożnym gospodarczym komplikacjom - tłumaczy rzecznik gdańskiej kurii ksiądz Witold Bock. - Poza tym toczy się proces beatyfikacyjny Jana Pawła II, to też nie jest bez znaczenia, co podkreślała Nuncjatura.

Stoczniowcy z tymi argumentami się jednak nie zgadzają. - To decyzja dla nas niezrozumiała, przecież na Zachodzie jest mnóstwo zakładów pracy noszących imiona świętych, byliśmy pewni, że kardynał Dziwisz poparł nasz pomysł - mówi Gałęzewski.

- Po rozmowie z kardynałem wiem, że błogosławił im i przyjął tylko tę informację do wiadomości - mówi ksiądz Bock.

Jak się dowiadujemy, na decyzję wpływ miał również fakt, że stoczniowcy pominęli w swojej inicjatywie arcybiskupa Gocłowskiego i udali się wprost do kardynała Dziwisza. - To tak jakby prosili prezydenta Krakowa o podjęcie decyzji w sprawach gdańskich - mówi ksiądz Bock. - Kompetencje kardynała Dziwisza w tej sprawie tutaj nie sięgają. Kardynał był przekonany, że stoczniowcy przedyskutowali sprawę ze swoim arcybiskupem, a tego nie zrobili.

- Pojechaliśmy do kardynała, bo podejrzewaliśmy, że arcybiskup Gocłowski się na to nie zgodzi - przyznaje Gałęzewski. - Będziemy jeszcze próbowali na niego wpłynąć, aby zmienił swoją decyzję. Jeśli nie imię Jana Pawła II, to może Karola Wojtyły.

Sprawa ma jednak podtekst polityczny, bo prezes stoczni Andrzej Jaworski jest politykiem PiS-u i kandydatem tej partii na prezydenta Gdańska. - Zostałem poinformowany, że kardynał też nie zdawał sobie z tego sprawy - mówi ksiądz Bock.

W niedzielę na tereni stoczni ma się odbyć wielki, polityczny wiec poparcia dla rządu Jarosława Kaczyńskiego, z udziałem premiera. Ma w nim wziąć udział kilka tysięcy ludzi.

Nazwa stoczni wielokrotnie zmieniana

Początek gdańskiej stoczni datuje się na 1844 rok, kiedy na tym terenie rząd pruski powołał Królewski Zakład Budowy Korwet. W 1871 roku zakład otrzymał nazwę Stocznia Cesarska. Po I wojnie światowej według ustaleń traktatu wersalskiego utworzono z niej międzynarodową spółkę akcyjną z udziałem kapitału polskiego, Wolnego Miasta Gdańska, W. Brytanii i Francji. Stocznia otrzymała nazwę Międzynarodowe Towarzystwo Budowy Statków i Maszyn Spółka Akcyjna. W 1937 r. kapitał brytyjski został wykupiony przez Niemców, a po wybuchu wojny całą stocznię przejęło państwo niemieckie. Zarządzał nią Ferdinand Schichau, niemiecki przedsiębiorca, który ukierunkował produkcję na potrzeby wojska, głównie łodzi podwodnych. Po wojnie stocznia znowu zmieniła nazwę. W 1967 roku nadano jej imię Lenina. Po przełomie roku 1989 zakład przekształcono w spółkę akcyjną o nazwie Stocznia Gdańska SA. W 1996 ogłoszono upadłość firmy, a jej majątek kupiła Stocznia Gdynia i nazwę zmieniono na Stocznia Gdańska - Grupa Stoczni Gdynia SA. W tym roku firma oddzieliła się do Stoczni Gdynia i po raz kolejny zmieniła nazwę na Stocznia Gdańsk SA.
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3653754.html
:== dla kardynała i arcybiskupa

villaoliva - Pią Wrz 29, 2006 8:46 pm

Widać Kardynał Stanisław Dziwisz nie dokońca "otrzaskał" się z naszą rzeczywistością.
Dobrze, że stocznia nie będzie mieć za patrona Papieża Polaka.

Corzano - Sob Wrz 30, 2006 3:58 pm
Temat postu: Re: Nie dla stoczni im. Jana Pawła II
Gdynka napisał/a:
Nie dla stoczni im. Jana Pawła II

Szkoda. Mogło być naprawdę zabawnie. :wink:
Na szczęście pomnik postawić można. :%

schulze - Nie Paź 01, 2006 3:17 am

Już widzę jak "mocherowe berety" blokują kordonem stocznię, i nie wpuszczają inwestorów=buldożerów :)
Brawo dla kurii :==

Zdzislaw - Nie Paź 01, 2006 10:30 am

schulze napisał/a:
Już widzę jak "mocherowe berety" blokują kordonem stocznię, i nie wpuszczają inwestorów=buldożerów :)
Brawo dla kurii :==


:== :== :==
Stop kretyńskim pomysłom, Ciekawe co by sie mówiło "na miescie" jakby ogłoszono (co nie daj Boże), upałdość owej stoczni...... np. Gdzie pracujesz?.... w upadłej(ym)......
Strach się bać........

Gdynka - Nie Paź 01, 2006 12:01 pm
Temat postu: Mieczysław Abramowicz nominowany do Angelusa 2006
Mieczysław Abramowicz nominowany do Angelusa 2006
Cytat:
Mirosław Baran2006-09-27, ostatnia aktualizacja 2006-09-27 20:43
Książka Mieczysława Abramowicza "Każdy przyniósł, co miał najlepszego" znalazła się wśród siedmiu pozycji nominacji do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Gdańszczanin jest jednym z dwóch Polaków nominowanych do tego nowego lauru
Angelus zostanie w tym roku przyznany po raz pierwszy, na nagrodę mogą liczyć autorzy z Europy Środkowej, których książki zostały wydane w języku polskim w roku poprzedzającym jej przyznanie. Nagroda, która została ufundowana przez miasto Wrocław i dziennik "Rzeczpospolita", jest najwyższym materialnie w naszym kraju wyróżnieniem literackim - jej laureat oprócz statuetki autorstwa Ewy Rossano otrzyma 150 tys. złotych.

"Każdy przyniósł, co miał najlepszego" to zbiór opowiadań prezentujący świat przedwojennych gdańskich żydów. Książka Abramowicza została wybrana do finałowej siódemki spośród 39 tytułów, wydanych w 2005 roku i zgłoszonych przez wydawców. O Angelusa 2006 walczyć będą następujące pozycje: "Każdy przyniósł, co miał najlepszego" Mieczysława Abramowicza, "Dwanaście kręgów" Jurija Andruchowycza, "Spokój" Attili Bartisa, "Białe na czarnym" Rubena Gallego, "Warunek" Eustachego Rylskiego, "Czasy kóz" Luana Starovy i "Na przykładzie mojego brata" Uwe Timma. Laureata nagrody poznamy 2 grudnia. Zwycięzcę wybierze jury, w którego składzie jest rosyjska poetka i tłumaczka literatury polskiej Natalia Gorbaniewska (przewodnicząca), historyk literatury i krytyk Stanisław Bereś, poeta i prozaik Julian Kornhauser, poeta i wydawca Ryszard Krynicki, dramaturg i redaktor naczelny "Nowych Książek" Tomasz Łubieński, publicysta i krytyk Krzysztof Masłoń oraz historyk literatury Andrzej Zawada.

- Jestem niesłychanie zadowolony z nominacji - mówi Abramowicz. - Znalazłem się w doborowym towarzystwie świetnych autorów. Co prawda, nie wszystkie nominowane pozycje znam, ale szybko nadrobię te zaległości. Poza tym, jak się spojrzy na skład jury, to aż dreszcze przechodzą po plecach; znajdują się tam same znakomitości.

To już druga nominacja! Abramowicz jest także nominowany do nagrody literackiej "Gdynia" (także przyznawanej w tym roku po raz pierwszy). Razem 200 tys. zł... :wow:

Gdynka - Nie Paź 01, 2006 12:14 pm
Temat postu: Ogórki pojednania 7.10.06 w samo południe obok Neptuna
I jeszcze jedna prawie :wink: literacka informacja.

Happening "Ogórki pojednania Guntera Grassa" w Gdańsku
Cytat:
Mirosław Baran2006-09-29, ostatnia aktualizacja 2006-09-29 17:13
Za tydzień w Gdańsku na Długim Targu stanie na kilka godzin kram z napisem "Günter Grass Versohnungs Gurken" ("Ogórki pojednania Güntera Grassa"), a artysta Robert Knuth będzie rozdawał przechodniom - Polakom i niemieckim turystom - ze specjalnie przygotowanych słojów kiszone ogórki
Happening, na który zaproszony został urodzony w Gdańsku pisarz, ma być krokiem do pojednania Polaków i Niemców. Akcja odbędzie się w samo południe w sobotę 7 października obok fontanny Neptuna. Robert Knuth, prócz częstowania przechodniów kiszonymi ogórkami, będzie po polsku i niemiecku nawoływał przez megafon do zgody i zrozumienia obu narodów. - Chcę uczestników mojej akcji na chwilę zatrzymać, skłonić do zastanowienia, skąd taka niechęć w obu sąsiednich narodach do siebie nawzajem, rozładować spiętrzone emocje - tłumaczy artysta. - Zacznijmy razem od rzeczy drobnych, takich jak wspólne jedzenie ogórka, a zapomnijmy o polityce, która nas różni.

Robert Knuth (rocznik 1952) jest artystą o szerokich zainteresowaniach; zajmuje się między innymi muzycznym performance i filmem. Jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Jego matka jest Polką a ojciec Niemcem. - W Polsce jestem postrzegany jako Niemiec, w Niemczech uważają mnie za Polaka - opowiada.

Bezpośrednim impulsem do stworzenia happeningu było oczywiście polityczne zamieszanie wokół Güntera Grassa - w połowie sierpnia urodzony w Gdańsku autor "Blaszanego bębenka" ujawnił, że jako nastolatek służył w Waffen SS. W reakcji na to grupa radnych Gdańska z Prawa i Sprawiedliwości, wspierana przez Jacka Kurskiego, domagała się, by pisarz zrzekł się tytułu Honorowego Obywatela Miasta. Grass odmówił.

- O takiej akcji myślałem jednak już od dłuższego czasu - opowiada Robert Knuth. - Tym prostym i trochę ironicznym działaniem chcę odnieść się do panujących obecnie obyczajów politycznych. Zniesmaczyła mnie instrumentalizacja wyznania Grassa, który przyznał się, że był członkiem SS. Niektórzy polscy politycy od razu potraktowali to jako argument w walce przed wyborami do samorządu. Happening ma być też protestem przeciwko temu, co się dzieje w Niemczech, między innymi w Meklemburgii [w wolnych wyborach dostała się tam do władz landu neonazistowska partia NPD, której członkowie kwestionują polsko-niemiecką granicę na Odrze - przyp. MB]. Moja akcja ma być momentem pojednania obu narodów i wybaczania. Wybaczania także tym, którzy w obu sąsiedzkich krajach prowadzą prymitywną grę polityczną.

Dlaczego artysta będzie częstował Polaków i Niemców akurat kiszonymi ogórkami? - Od wielu lat trwa spór pomiędzy Niemcami i Polakami, który z narodów wymyślił tę potrawę - tłumaczy Knuth. - Poza tym jest to działanie trochę ironiczne, bo po niemiecku zwrot "ty ogórku" ma drugie, mniej ładne znaczenie.

Artysta zaprosił do udziału w happeningu Güntera Grassa. - Jesteśmy z pisarzem w ciągłym kontakcie - mówi Knuth. - Jednak nie chcę do soboty zdradzać, czy noblista przyjedzie do Gdańska. Jego osoba jest tu tylko przykładem, równie dobrze mógłbym nazwać swoją akcję "Ogórki Kurskiego".

Mikołaj - Pon Paź 02, 2006 9:24 am

Awantura o głaz Hitlera w Dolinie Miłości
historia trochę jak z Wróżb kumaka

Cytat:
W Dolinie Miłości miał powstać dom weselny, a młode pary miały sadzić drzewka czereśni, z których słynął przed wojną ten rejon. Kilku młodych Francuzów kupiło tam ziemię - chcą zbudować restaurację, której przebojem miał być karp w sosie z czarnego bzu - przedwojenny lokalny przysmak. Tymczasem prace w dolinie stanęły.

- Nie sądziłem, że wszystko może się rozbić o te głazy - mówi sołtys Matecki.

Mikołaj - Sro Paź 25, 2006 9:30 pm

Wojsko już się nie boi szpiegów z aparatem
no to teraz al-kaida sobie poużywa :hihi:

Sabaoth - Sro Paź 25, 2006 10:14 pm

Wojsko to jedno... a czy będzie teraz można fotografować wychodek na stacji np. w Pcimiu?
seestrasse - Sro Paź 25, 2006 10:17 pm

no i co z dworcami kolejowymi? a zwłaszcza z Włoszczową? :hihi:
BillyBoy - Sro Paź 25, 2006 10:58 pm

Sabaoth napisał/a:
Wojsko to jedno... a czy będzie teraz można fotografować wychodek na stacji np. w Pcimiu?


Możesz spokojnie fotografować wychodki dworcowe już od dawna. Zakaz fotografowania obiektów kolejowych i wszelkiej własności PKP został w Polsce oficjalnie zniesiony w 1991.

Corzano - Czw Paź 26, 2006 6:59 am

seestrasse napisał/a:
no i co z dworcami kolejowymi?

A portem? W Porcie Gdańskim ochroniarze bardzo szybko reagowali na każdy zauważony aparat.

Sabaoth - Czw Paź 26, 2006 6:33 pm

Cytat:
Zakaz fotografowania obiektów kolejowych i wszelkiej własności PKP został w Polsce oficjalnie zniesiony w 1991.

A czy SOK został o tym poinformowany? :%

seestrasse - Sro Lis 15, 2006 9:45 pm

dzień otwarty gdańskiego meczetu :D
http://miasta.gazeta.pl/t...12,3738113.html

parker - Czw Lis 16, 2006 12:24 am

Chętnie bym poszła, ale między 9 a 16.... to do diaska niewykonalne. Też sobie wymyślili termin :II
Pepo - Czw Lis 16, 2006 11:07 pm

...byłem, widziałem. Ciekawie. Inaczej sobie wyobrażałem wnętrze meczetu, przyznaję :) A przy okazji spotatkałem przypadkiem jednego z Forumowiczów - FDG ma wszędzie swoich szpionów :mrgreen:
seestrasse - Czw Lis 16, 2006 11:19 pm

http://miasta.gazeta.pl/t...11,3739791.html
Cytat:
Machnęli sobie pędzelkami
mb
2006-11-16, ostatnia aktualizacja 2006-11-16 16:57
Od wczoraj na ścianie Opery Bałtyckiej od strony alei Hallera oglądać można obrazy ścienne, przedstawiające sceny operowe i baletowe. Namalowali je Piotr Szwabe i Tomasz Zabrocki.
Od wczoraj na ścianie Opery Bałtyckiej od strony alei Hallera oglądać można obrazy ścienne, przedstawiające sceny operowe i baletowe. Namalowali je Piotr Szwabe i Tomasz Zabrocki. W sumie murali jest sześć, zajmują łączną powierzchnię około 200 metrów kwadratowych.
- Zdecydowaliśmy się na murale, aby ozdobić naszą ścianę - mówi Jerzy Snakowski, kierownik działu promocji i biura obsługi widzów Opery Baltyckiej. - Ciągle pojawiały się na niej jakieś spraye. Teraz, gdy są tam obrazy ścienne, mamy nadzieje, że będzie ich mniej. Do ich wykonania wybraliśmy Piotra Szwabe, ponieważ bardzo nam odpowiada estetyka jego prac, jest w nich bardzo teatralny. W obrazach Szwabe nie ma wymuszenia ani narzucania się. Często wydają się niedokończone, czy wręcz źle namalowane, jakby machnął sobie pędzelkiem i poszedł. Ale nie efekt wizualny jest tu najważniejszy. Piotra Szwabe intryguje umysłowa, drobnomieszczańska tandeta. Może dlatego zaintrygowała go opera, kojarzona często ze sztuką mieszczańską?
Piotr Szwabe operowe murale przygotował razem z Tomaszem Zabrockim (obaj są członkami malarskiej grupy SAM im. Vincenta Van Gogha). - Tak ogromną powierzchnię trudno zamalować samemu - opowiada Szwabe. - A większe obrazy od pewnego czasu realizuję razem z Tomkiem. I tak, już we dwójkę, malowaliśmy te murale prawie trzy tygodnie.
Piotr Szwabe jest poetą, malarzem sztalugowym i ściennym. Wymyślił Festiwal Malarstwa Ściennego Węzeł Kliniczna, którego - do zeszłego roku - był kuratorem. Na swoim koncie ma już kilka murali przy Węźle Kliniczna, razem z Tomaszem Zabrockim namalował także cykl "solidarnościowych" obrazów ściennych, które oglądać można od ponad roku na filarach gdańskiego wiaduktu przy ulicy Okopowej.

:mrgreen:

Marcin - Czw Lis 16, 2006 11:22 pm

Właśnie zastanawiałem się co to za pacaje na elewacji "operetki"... :wink: :hihi:
seestrasse - Czw Lis 23, 2006 6:12 pm

http://miasta.gazeta.pl/t...12,3750716.html
wyborcza.trojmiasto (z pewnymi skrótami) napisał/a:
W parku oliwskim zasadzono mozartowski dąb
pg
2006-11-22, ostatnia aktualizacja 2006-11-23 10:22
Ozdobny dąb piramidalny zasadzono w środę w Oliwie. Drzewo - na cześć Wolfganga Amadeusza Mozarta - nazywa się Amadeusz.
W uroczystości, która odbyła się w środę w samo południe, uczestniczyli: Włodzimierz Nawotka, dyrektor gdańskiej opery, Andrzej Trojanowski, dyrektor biura prezydenta Gdańska, radna Małgorzata Chmiel, Jan Łukaszewski, inicjator pomysłu i szef Polskiego Chóru Kameralnego Schola Cantorum Gedanensis oraz ksiądz Krzysztof Masiulanis z parafii św. Trójcy w Oliwie, który poświęcił drzewo. Przy dębie umieszczono kamień, upamiętniający 250. rocznicę urodzin kompozytora.

Mikołaj - Czw Lis 23, 2006 7:27 pm

Cytat:
Przy dębie umieszczono kamień

i to mi się podoba :co_jest:

Grab - Wto Gru 05, 2006 10:42 am

Cytat:
Choć na razie całe miasto jest rozkopane - z powodu remontów dróg oraz układania torów - urzędnicy myślą już o kolejnych inwestycjach. 21 grudnia okaże się, kto opracuje tzw. studium wykonalności nowych linii tramwajowych. O warunki uczestnictwa w przetargu pytały m.in. biura projektowe z Francji i Niemiec.

- Studium to bardzo istotny dokument - mówi Antoni Szczyt, wicedyrektor wydziału gospodarki komunalnej. - Będzie przygotowane specjalnie pod kątem wykorzystania środków unijnych. Pomoże nam też wybrać te warianty tras, które będą najsensowniejsze i najbardziej opłacalne.

Bez pieniędzy z UE na pewno się nie obejdzie. Realizowany właśnie drugi etap Gdańskiego Projektu Komunikacji Miejskiej o wartości 180 milionów złotych (w jego ramach powstaje linia na Chełm) nie miałby szans na ukończenie bez europejskich funduszy - stanowią prawie połowę tej sumy. A trzecia edycja GPKM-u ma być jeszcze droższa i kosztować ponad 300 milionów zł! Te ogromne pieniądze oznaczają gigantyczne tramwajowe inwestycje, niespotykane dotychczas w skali całego kraju. Wstępne założenia mówią o remoncie 33 kilometrów torowisk i budowie dwóch linii.

Pierwsza ma prowadzić z Siedlec na Morenę - z pętlą na końcu ul. Bulońskiej. Druga z pętli na ulicy Ptasiej (to ostatni przystanek linii na Chełm) w kierunku południowo-zachodnim. Dokąd dotrze ta linia, jeszcze nie wiadomo. W grę wchodzą pętle przy skrzyżowaniach ul. Jabłoniowej i trasy W-Z, ul. Świętokrzyskiej i Łódzkiej oraz na Oruni Górnej. Zwycięzca przetargu wytyczy także trasę kolejową bądź tramwajową na lotnisko (nie będzie ona jednak budowana w ramach GPKM III).

- Studium wykonalności będzie gotowe w lipcu. Potem rozpocznie się walka o unijne pieniądze - mówi Szczyt. - Jeśli się uda, prace rozpoczniemy w 2008 roku i w ciągu trzech-czterech lat wszystkie elementy GPKM III powinny być zrealizowane.

Remonty obejmą praktycznie wszystkie jeszcze niezmodernizowane torowiska w mieście. Gmina zamierza również zlikwidować pętlę w Oliwie (zastąpi ją zwykły przystanek), przebudować zajezdnię we Wrzeszczu oraz kupić kilkadziesiąt używanych tramwajów z zachodniej Europy.


Szkoda trochę tej pętli w Oliwie, no i żal, że nie będą budować lini na lotnisko, ale dobrze, że przynajmniej ktoś o tym myśli.

jayms - Wto Gru 05, 2006 7:18 pm

http://miasta.gazeta.pl:8...12,3772790.html

Mariacki prześwietlony
Bartosz Gondek
2006-12-04, ostatnia aktualizacja 2006-12-05 09:53
Uzbrojeni w radar specjaliści z niemieckiej firmy LGA rozpoczęli w poniedziałek prześwietlanie ścian Bazyliki Mariackiej. Z pierwszych zdjęć wynika, że wiele cegieł wewnątrz murów kościoła pękło lub się rozpadło.
Proboszcz Stanisław Bogdanowicz oraz konserwator zbiorów bazyliki Tomasz Korzeniowski od lat zabiegali o sprawdzenie kondycji murów kościoła. Nie mieli jednak na to pieniędzy. Kilka tygodni temu zadania podjęła się - rezygnując z kilkudziesięciu tysięcy złotych honorarium - niemiecka firma z Norymbergi, specjalizująca się w ocenie stanu technicznego dużych i wartościowych obiektów zabytkowych. Niemcy zajmowali się już m.in. egipskimi świątyniami, budynkami z okresu Cesarstwa Bizantyjskiego czy ponad 800-letnim kamiennym mostem na Renie.

Badanie Bazyliki Mariackiej rozpoczęli w poniedziałek o godz. 14.30. Na pierwszy ogień poszła zachodnia ściana wieży (przy wejściu do kościoła). - Już po prześwietleniu trzech metrów muru okazało się, że zewnętrzna warstwa cegieł odłączyła się od reszty - mówi inżynier Gregor Stolarski, szef marketingu LGA. - Obok, na północno-zachodnim narożniku, tuż nad oknem, znaleźliśmy szereg spękań i rozsypujące się cegły.

Spękania to prawdopodobnie skutek nacisku wieży na wzmocnienie okna. Niemcy będą pracować przy murach bazyliki jeszcze we wtorek. Następnie - w ciągu kilku tygodni - przygotują szczegółowy raport na temat liczby i głębokości uszkodzeń.

- Prześwietlenie jest przede wszystkim podstawą do wykonania dokumentacji technicznej remontu elewacji - mówi Tomasz Korzeniowski. - Bez sprawdzenia, jak głęboko sięgają uszkodzenia murów, nie da się ocenić zakresu prac renowacyjnych.

- Nie trzeba się obawiać tego, że wieża bądź któraś ze ścian kościoła raptem się zawali - uspokaja Stolarski.

Ekipa z LGA przebada we wtorek także wnętrze świątyni - w tym krypty. Będzie chciała "zajrzeć" radarem do grobu Arenda Dickmana, dowódcy polskiej floty w bitwie pod Oliwą w 1627 roku.

- Być może uda nam się wśród wielu leżących na sobie trumien zlokalizować tę, która należy do admirała. Zamierzamy dojść głębiej niż udało się to latem szukającym jego mogiły archeologom - mówi Stolarski. - Wszyscy jesteśmy żeglarzami, dlatego przepuszczenie takiej okazji byłoby zbrodnią.

Kiedy Niemcy prześwietlali mury wieży, na ustawionych w kościele rusztowaniach gościła komisja konserwatorska, zatwierdzająca wykonanie prac renowacyjnych przy trzech z dwudziestu wielkich okien (każde liczy 20 metrów wysokości). Przy okazji przyglądała się czwartemu, które jest właśnie remontowane. Okazało się, że wisiało niemal w powietrzu - utrzymywała je tylko skorodowana rama. Większość zaprawy między oknem a murem już się wykruszyła.

- A ja już wystąpiłem do koncernu Ciech o sfinansowanie remontu piątego okna - mówi infułat Stanisław Bogdanowicz. - Prośba spotkała się z bardzo pozytywnym przyjęciem, dlatego mam nadzieję, że uda się nam wspólnie je wzmocnić. Wtedy pozostanie znalezienie pieniędzy na kolejnych piętnaście. One też wymagają pilnej interwencji.

luka - Nie Gru 10, 2006 4:23 pm
Temat postu: Re: Mieczysław Abramowicz nominowany do Angelusa 2006
Gdynka napisał/a:
Mieczysław Abramowicz nominowany do Angelusa 2006
Cytat:
Mirosław Baran2006-09-27, ostatnia aktualizacja 2006-09-27 20:43
Książka Mieczysława Abramowicza "Każdy przyniósł, co miał najlepszego" znalazła się wśród siedmiu pozycji nominacji do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Gdańszczanin jest jednym z dwóch Polaków nominowanych do tego nowego lauru
Angelus zostanie w tym roku przyznany po raz pierwszy, na nagrodę mogą liczyć autorzy z Europy Środkowej, których książki zostały wydane w języku polskim w roku poprzedzającym jej przyznanie. Nagroda, która została ufundowana przez miasto Wrocław i dziennik "Rzeczpospolita", jest najwyższym materialnie w naszym kraju wyróżnieniem literackim - jej laureat oprócz statuetki autorstwa Ewy Rossano otrzyma 150 tys. złotych.

"Każdy przyniósł, co miał najlepszego" to zbiór opowiadań prezentujący świat przedwojennych gdańskich żydów. Książka Abramowicza została wybrana do finałowej siódemki spośród 39 tytułów, wydanych w 2005 roku i zgłoszonych przez wydawców. O Angelusa 2006 walczyć będą następujące pozycje: "Każdy przyniósł, co miał najlepszego" Mieczysława Abramowicza, "Dwanaście kręgów" Jurija Andruchowycza, "Spokój" Attili Bartisa, "Białe na czarnym" Rubena Gallego, "Warunek" Eustachego Rylskiego, "Czasy kóz" Luana Starovy i "Na przykładzie mojego brata" Uwe Timma. Laureata nagrody poznamy 2 grudnia. Zwycięzcę wybierze jury, w którego składzie jest rosyjska poetka i tłumaczka literatury polskiej Natalia Gorbaniewska (przewodnicząca), historyk literatury i krytyk Stanisław Bereś, poeta i prozaik Julian Kornhauser, poeta i wydawca Ryszard Krynicki, dramaturg i redaktor naczelny "Nowych Książek" Tomasz Łubieński, publicysta i krytyk Krzysztof Masłoń oraz historyk literatury Andrzej Zawada.

- Jestem niesłychanie zadowolony z nominacji - mówi Abramowicz. - Znalazłem się w doborowym towarzystwie świetnych autorów. Co prawda, nie wszystkie nominowane pozycje znam, ale szybko nadrobię te zaległości. Poza tym, jak się spojrzy na skład jury, to aż dreszcze przechodzą po plecach; znajdują się tam same znakomitości.

To już druga nominacja! Abramowicz jest także nominowany do nagrody literackiej "Gdynia" (także przyznawanej w tym roku po raz pierwszy). Razem 200 tys. zł... :wow:


Cytat:
Nominacje do Nike 2006: "Każdy przyniósł, co miał najlepszego" Mieczysława Abramowicza
Marek Radziwon2006-06-05, ostatnia aktualizacja 2006-06-05 20:35

Każdy przyniósł, co miał najlepszego

Mieczysław Abramowicz

słowo/obraz terytoria, Gdańsk

Zbiór opowiadań o żydowskich mieszkańcach Wolnego Miasta, saga o starym Gdańsku od połowy XIX wieku po lata 40. ubiegłego stulecia, cykl reportaży historycznych, czy może zmyślenie, powieść ze zbiorowym bohaterem? Książka Abramowicza jest wszystkim po trochu. "Historie, które opowiadam, są prawdziwe. Niezależnie od tego, czy się zdarzyły, czy nie" - pisze autor.

Wiele z opowiadań daje złudzenie rzeczywistych dokumentów. I tak "Spisek antypaństwowy" to zbiór kilkudziesięciu listów z roku 1925 rekwirowanych przez polską policję. Obok tajemniczej, ożywionej korespondencji dwóch rodzin żydowskich czytamy relacje śledczych, rozkazy i doniesienia policyjnych naczelników dotyczące częstych kontaktów kilkorga Żydów z Golubia z rodziną żydowską z Gdańska. Co jednak jest przyczyną odwiedzin i nagłej wymiany listów, wyjaśnia się dopiero po dłuższym czasie, kiedy w ręce policji wpadają kolejne listy. Bo nie chodzi o jakąś tajną komórkę partyjną, ale o ślub, który seniorzy obu rodzin szykują dla swoich młodych.

Olbrzymie wrażenie robi opowiadanie, "Bestandsaufhname" - to już lata 40. Jest jakby spisem rozmaitych przypadkowych przedmiotów (na kilkunastu stronach nie pada bodaj jeden czasownik): kalendarz ścienny z kartkami wyrwanymi do 28 sierpnia 1939 r., słoiczek z atramentem, piórnik drewniany, rękawiczki, męskie, kubek metalowy, dwie koszule flanelowe, kamizelka wełniana. Im dłuższe jest to wyliczenie, im bardziej lakoniczne i beznamiętne, tym silniej zapada w pamięć. Im bardziej staje się monotonne, tym trudniej się od niego oderwać, im mniej w nim literackiego przetworzenia, a więcej beznamiętnej statystyki, tym wydaje się ciekawsze. Ten suchy obozowy inwentarz przedmiotów odebranych Żydom idącym do gazu brzmi jak apel poległych.

Abramowicz zawsze wychodzi od niby przypadkowego szczegółu: biletu teatralnego, starej pocztówki. Pisze o Holocauście, ale nie wpada w ckliwy czy tragiczny ton. Ucieka od liczb, zamiast milionów ofiar szuka raczej pojedynczego życia, małych zdarzeń, skromnych epizodów.

Ta metoda przynosi niezwykłe efekty. Opowiadania Abramowicza nie są deklaratywne ani oczywiste. Taka właśnie zwykła, nawet dość banalna historia, jak banalne bywa zło, to "Urlop" o Achimie, młodym niemieckim żołnierzu, który z wojny na Wschodzie jedzie do rodziców w środkowe Niemcy. "Jest dobrym żołnierzem, wstydu ojcu nie przynosi" i rozdaje prezenty: "sukienkę wełnianą, granatową, z dużym kołnierzem", "parę butów, wysokich, sznurowanych", "drewnianego konika malowanego" - wszystko jakby ze spisu, który znamy z poprzedniego opowiadania. Kiedy w drodze powrotnej w pociągu Achim mówi konduktorowi, że pracuje w obozie Stutthof, "pani z książką, która już książki nie czyta, patrzy tylko jakoś tak... dziwnie na Achima, ale on tego nie widzi".


Ktoś czytał tę książkę Abramowicza? Warto ją kupić?

Marcin - Sro Gru 13, 2006 3:16 pm

Średniowiecze w Błękitnym Lwie

Bartosz Gondek, 2006-12-12 napisał/a:
Na ulicy Chmielnej w Gdańsku będziemy mogli zobaczyć Gdańsk taki, jaki był na przełomie XIV i XV wieku.

To właśnie na ulicy Chmielnej do zwiedzania zostanie oddany - należący do Muzeum Archeologicznego - spichlerz Błękitny Lew. Obok pracowni, sal wykładowych, magazynów i wielkiej sali recepcyjnej swoje miejsce znajdzie tu "Uliczka Hanzeatycka", czyli rekonstrukcja gdańskiego zaułka handlowego z lat 1320-1450.

- Pomysł realnego odtworzenia klimatu średniowiecznego Gdańska przyszedł mi do głowy jakieś dziesięć lat temu, kiedy zwiedzałem w angielskim Yorku rekonstrukcję osady wikingów, którą odwiedza 1,5 miliona ludzi rocznie - mówi dyrektor Muzeum Archeologicznego w Gdańsku Henryk Paner. - Wtedy przekonałem się, że nic tak nie oddziałuje na wyobraźnię, jak maksymalnie dokładne odtworzenie życia przed wiekami.

Tak powstał pomysł stworzenia skansenu archeologicznego na ulicy Rycerskiej, którego realizacja z powodów technicznych - m.in. trzeba przesunąć kolektor burzowy Głównego Miasta - opóźniała się.

- Uznaliśmy, że nie ma co dłużej czekać i postanowiliśmy odtworzyć uliczkę w Błękitnym Lwie - mówi Paner. - Posiadamy już większość przedmiotów, postaci i elementy zabudowy. Będzie co oglądać.

Na pierwszym piętrze XVI wiecznego spichrza odtworzonych zostanie 11 kramów i oberża. Zaludni je osiem historycznych postaci, zrekonstruowanych na podstawie szkieletów dawnych gdańszczan. Drewniane i murowane kramy wykonano na podstawie średniowiecznej ikonografii z północnej Europy. Meble, towary, ubiory, półprodukty i narzędzia to wierne kopie znalezisk archeologicznych z terenu gdańska. Naukowcy zadbali nie tylko o wrażenia wzrokowe. Uliczka pachnieć będzie średniowieczem, a do uszu zwiedzających dochodzić będą hałasy ówczesnego miasta, specjalnie nagrane przez zespół składający się z naukowców i rekonstruktorów.

:D :== Widziałem już coś takiego (taką koncepcję muzeum) w kilku muzeach "na zachodzie", rewelacja. Ciekawe kiedy nastąpi otwarcie...?

Cytat:
Uliczka pachnieć będzie średniowieczem

Czy również trzebą będzie być czujnym by nie dostać nieczystościami wyrzuconymi wprost z okien? :wink: :hiihihi: :wink:

Gdanszczanin - Sro Gru 13, 2006 10:42 pm

Super pomysł!!! Ale te zapachy też trochę mnie niepokoją :hihi:
Corzano - Sob Gru 16, 2006 10:43 am

Orzeł polsko-niemiecki

Bartosz Gondek napisał/a:
Towarzystwo Przyjaciół Gdańska odtworzyło orła będącego symbolem skomplikowanych losów Polaków i Niemców w Gdańsku
Orzeł wisiał przez dziesięciolecia na jednym z najpiękniejszych i zarazem najbardziej zrujnowanych dziś zabytków miasta - prowadzącej na Olszynkę Bramie Nizinnej.

Na jej fasadę trafił w połowie XIX wieku. Kiedy - tego dokładnie nie wiadomo. Wykonano go najprawdopodobniej z żeliwa.

- To typowy pruski orzeł heraldyczny. Co do tego nie ma wątpliwości. Mimo to po 1918 roku, gdańska Polonia spolszczyła go na własne potrzeby - mówi Marcin Tymiński z Towarzystwa Przyjaciół Gdańska. - Odnajdujemy go jako dowód na polskość Gdańska w przewodnikach i almanachach. Pojawia się też w naszym, narodowym kontekście, na międzywojennych pocztówkach.

Polsko-pruskiego orła odnajdujemy na przykład w "Przewodniku po Gdańsku", wydanym w 1927 roku nakładem tutejszej Drukarni Polskiej. Ten specyficzny dowód polskości pojawia się też na kartkach pocztowych wykonywanych przez znanego polonijnego fotografa Romana Wyrobka.

- Orzeł wisiał na bramie do 1946 roku. Pewnego dnia w jej świetle zatrzymała się ciężarówka. Stojący na pace samochodu funkcjonariusze MO i UB stłukli kontrowersyjne godło za pomocą ciężkich młotów - opowiada Marcin Tymiński.

- Kilka lat temu postanowiliśmy odtworzyć ten nietypowy symbol przeplatania się polsko-niemieckiej historii Gdańska - mówi prezes TPG Piotr Mazurek. - W tym roku to się udało. Wierna kopia orła zawisła w naszej siedzibie. Oczywiście, tymczasowo. Najpóźniej na wiosnę chcemy ją zamontować w tym samym miejscu, w którym niegdyś znajdował się oryginał - na Bramie Nizinnej.

Kopia powstała na podstawie ikonografii z epoki w toruńskich Pracowniach Konserwacji Zabytków. Aby zabezpieczyć się przed złomiarzami, zamiast metalu zastosowano tworzywo sztuczne.

- Orzeł z Bramy Nizinnej znany jest z wielu przedstawień ikonograficznych i według mnie stanowi cenny detal architektoniczny tego zabytku - mówi Wojewódzki Konserwator Zabytków Marian Kwapiński. - Jeżeli istnieje jego wierna kopia, to powinna ona jak najszybciej wrócić na należne jej miejsce na fasadzie.

Brama Nizinna to zabytkowe wrota Gdańska, otwierające niegdyś drogę do miasta przez pierścień nowożytnych fortyfikacji. Zbudował ją w 1626 roku z granitowych głazów i cegły znany gdański architekt Jan Strakowski. Dwukondygnacyjny zabytek nawiązuje architekturą do Bramy Wyżynnej i Wielkiej Zbrojowni. Tuż obok niej znajdują się bastiony Żubr i Świętej Gertrudy.


Brawa za inicjatywę, ale tworzywo sztuczne? 8O Ochrona przed złomiarzami? Bez przesady. Mam nadzieję, że nie powieszą plastiku na bramie.
Swoją drogą dobry PR mają w TPG, bo o tym orle to chyba juz od dwóch lat prasie opowiadają. :hihi:

Corzano - Sob Gru 16, 2006 5:40 pm

Rzeczony orzeł (z papierowego wydania gazety):
Mikołaj - Sob Gru 16, 2006 5:41 pm

http://www.forum.dawnygda...de=reply&t=1471
Cytat:
Wiosną tego roku Gdynia skończyła trwającą kilka lat modernizację ul. Świętojańskiej, wizytówki miasta. Teraz przyszła kolej na Starowiejską, która według przedwojennych urbanistów miała być główną osią reprezentacyjną miasta, wiodącą z dworca kolejowego na plac Kaszubski.

Jak mówi Robert Hirsch, miejski konserwator zabytków, istotą planowanej przebudowy ma być nawiązanie do przedwojennego klimatu ulicy. - Dlatego chcemy zachować istniejącą do dziś brukową nawierzchnię, która wciąż jest w niezłym stanie. Fragmentami zachowały się też najstarsze przedwojenne bazaltowe krawężniki. Natomiast myślimy o nowych chodnikach i małej architekturze: ławkach, latarniach i stojakach na rowery - mówi Hirsch. - Na pomysły urbanistów czekają miejsca dotąd nieurządzone: plac Gdynian Wysiedlonych czy przestrzenie przed budynkami z wycofaną pierzeją - dodaje.

Na ogłoszony przez miasto konkurs na koncepcję przebudowy wpłynęło tylko jedno zgłoszenie. - Złożyło je konsorcjum dwóch firm: gdyńskiej pracowni Arch Deco i Biura Projektów Budownictwa Komunalnego z Gdańska. Ta koncepcja spełnia wszystkie wymogi formalne, ale nie wiadomo jeszcze, czy zostanie przez miasto zaakceptowana, więc nie mogę zdradzić jej szczegółów - zaznacza Jan Piernikarczyk, przewodniczący komisji konkursowej.

Według optymistycznego scenariusza prace budowlane, które pochłoną ok. 8 mln zł, mogłyby ruszyć w przyszłym roku.

Wizerunek ul. Starowiejskiej ma dodatkowo poprawić planowany miniskansen przy Domku Abrahama, który jest siedzibą Muzeum Miasta Gdyni. Już wkrótce muzeum ma zająć nowo wybudowany obiekt przy ul. Zawiszy Czarnego, natomiast Domek Abrahama (który miasto dzierżawi od rodziny Skwierczów, jednego z najstarszych gdyńskich rodów) zajmie ekspozycja prezentująca Gdynię z czasów, gdy była jeszcze rybacką wioską. Do tej epoki ma także nawiązywać plenerowa wystawa kaszubskich sprzętów rolniczych i rybackich.

villaoliva - Pon Gru 18, 2006 12:33 pm
Temat postu: Historia miasta zapisana w kamieniu
W Gdańsku powstaną pierwsze po ponad stu latach oryginalne odbitki planu katastralnego miasta z połowy XIX wieku.
Cytat:

Będzie to możliwe dzięki oryginalnym, kamiennym matrycom, które przez ostatnie sześć dziesięcioleci przeleżały zapomniane w składnicy konserwatorskiej w Gdańsku Oliwie.

- Matryce odnalazł i zidentyfikował nasz były pracownik, dziś dyrektor Regionalnego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków Tomasz Błyskosz - mówi wojewódzki konserwator zabytków Marian Kwapiński. - Pomyśleliśmy, że skoro się znalazły, to można z nich dokonać kilka kolejnych odbitek planu, który powstawał w latach 1863-1868. Tym bardziej, że ma on bardzo ważne znaczenie z punktu widzenia rozwoju miasta.
Plan katastralny Buhsego ma wielkość 3x2 metry. Do dziś zachowało się zaledwie kilka ponadstuletnich odbitek, które dokładnie przedstawiają rozplanowanie miejskich działek w połowie XIX wieku.

- To był jeden z najważniejszych momentów w historii rozwoju gdańskiego układu urbanistycznego. Plan Buhsego jest ostatnim dokładnym spisem stanu sprzed likwidacji fortyfikacji nowożytnych i wielkich inwestycji w rejonie Wałów Jagiellońskich oraz Podwala Grodzkiego - mówi Marian Kwapiński.

Matryce planu Bushego zostaną zdeponowane w Muzeum Archeologicznym. Potem, po kolei, trafiać będą do Akademii Sztuk Pięknych, gdzie będą z nich wykonywane współczesne odbitki.

Kiedy wrócą, zostaną wyeksponowane w Muzeum Archeologicznym. Obok kamiennych tablic będziemy też mogli zobaczyć efekt prac specjalistów z ASP i kopie odbitek z XIX wieku. Na wystawie pojawią się też zdjęcia i litografie przedstawiające zabudowania Gdańska sprzed 150 lat. Zarówno te, których już nie ma, jak i te, które istnieją do dzisiaj.

- Plan Bushego, obok niewątpliwej wartości historycznej, ma jeszcze jedną niezaprzeczalną zaletę - mówi wojewódzki konserwator zabytków. - Po uważnej lekturze okazuje się, że odbudowane po wojnie Główne Miasto pokrywa się prawie dokładnie z układem urbanistycznym sprzed wielkiej rozbudowy pod koniec XIX wieku. - To kolejny dowód, że dokonano tu pół wieku temu rekonstrukcji, a nie - jak to mówią niektórzy, zbudowano miasto od nowa.
Otwarcie wystawy związanej z planem Bushego przewidziane jest na początek przyszłego roku.

DarioB - Pon Gru 18, 2006 3:11 pm
Temat postu: Re: Historia miasta zapisana w kamieniu
villaoliva napisał/a:
W Gdańsku powstaną pierwsze po ponad stu latach oryginalne odbitki planu katastralnego miasta z połowy XIX wieku.
Cytat:

Będzie to możliwe dzięki oryginalnym, kamiennym matrycom, które przez ostatnie sześć dziesięcioleci przeleżały zapomniane w składnicy konserwatorskiej w Gdańsku Oliwie.

- Matryce odnalazł i zidentyfikował nasz były pracownik, dziś dyrektor Regionalnego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków Tomasz Błyskosz - mówi wojewódzki konserwator zabytków Marian Kwapiński. - Pomyśleliśmy, że skoro się znalazły, to można z nich dokonać kilka kolejnych odbitek planu, który powstawał w latach 1863-1868. Tym bardziej, że ma on bardzo ważne znaczenie z punktu widzenia rozwoju miasta.
Plan katastralny Buhsego ma wielkość 3x2 metry. Do dziś zachowało się zaledwie kilka ponadstuletnich odbitek, które dokładnie przedstawiają rozplanowanie miejskich działek w połowie XIX wieku.

- To był jeden z najważniejszych momentów w historii rozwoju gdańskiego układu urbanistycznego. Plan Buhsego jest ostatnim dokładnym spisem stanu sprzed likwidacji fortyfikacji nowożytnych i wielkich inwestycji w rejonie Wałów Jagiellońskich oraz Podwala Grodzkiego - mówi Marian Kwapiński.

Matryce planu Bushego zostaną zdeponowane w Muzeum Archeologicznym. Potem, po kolei, trafiać będą do Akademii Sztuk Pięknych, gdzie będą z nich wykonywane współczesne odbitki.

Kiedy wrócą, zostaną wyeksponowane w Muzeum Archeologicznym. Obok kamiennych tablic będziemy też mogli zobaczyć efekt prac specjalistów z ASP i kopie odbitek z XIX wieku. Na wystawie pojawią się też zdjęcia i litografie przedstawiające zabudowania Gdańska sprzed 150 lat. Zarówno te, których już nie ma, jak i te, które istnieją do dzisiaj.

- Plan Bushego, obok niewątpliwej wartości historycznej, ma jeszcze jedną niezaprzeczalną zaletę - mówi wojewódzki konserwator zabytków. - Po uważnej lekturze okazuje się, że odbudowane po wojnie Główne Miasto pokrywa się prawie dokładnie z układem urbanistycznym sprzed wielkiej rozbudowy pod koniec XIX wieku. - To kolejny dowód, że dokonano tu pół wieku temu rekonstrukcji, a nie - jak to mówią niektórzy, zbudowano miasto od nowa.
Otwarcie wystawy związanej z planem Bushego przewidziane jest na początek przyszłego roku.


Trąbią już o tym od dawna liczę, że efekt będzie powalający

villaoliva - Pon Gru 18, 2006 3:28 pm

Ciekawe co jeszcze jest w tej składnicy konserwatorskiej w Oliwie :hmmm:
Mikołaj - Pon Gru 18, 2006 4:20 pm

Słyszałem, że jest jakaś komnata, ponoć sprawdzają, czy bursztynowa :hihi:
knovak - Pią Gru 22, 2006 12:18 pm

Cytat:

Trasa Sucharskiego wyrzucona za burtę
Mikołaj Chrzan, Michał Tusk

Pomorze przegrało wyścig o gazoport. Teraz przegrywa kolejny - o fundusze unijne na budowę Trasy Sucharskiego. To inwestycja strategiczna i dla Gdańska, i dla Polski: bez niej nie uda się odkorkować miasta ani rozwijać największego z polskich portów.

Na deskach planistów Trasa Sucharskiego rozpoczyna się na żuławskich polach Olszynki - na skrzyżowaniu z projektowaną obwodnicą południową Gdańska. Stamtąd dwujezdniowa droga szybkiego ruchu biegnie na północ, przecina prowadzącą do Warszawy "siódemkę" i - dzięki gotowemu od 2001 r. mostowi wantowemu - Martwą Wisłę. Za mostem nowa droga poszerza istniejącą ul. Sucharskiego o nową jezdnię, potem lekko odbija na zachód, chowa się w tunelu pod kanałem portowym i znów wychodzi na powierzchnię - już w Nowym Porcie. Tam ośmiokilometrowa trasa oficjalnie się kończy, ale w przyszłości - projektowaną Drogą Zieloną - kierowcy płynnie pojadą dalej, ku granicy z Sopotem.

- Dzięki Trasie Sucharskiego TIR-y jadące z portu będą mogły sprawnie dotrzeć na autostradę A1, czy na drogi krajowe do Szczecina i Warszawy. Ciężarówki będą omijać centrum i mieszkaniowe dzielnice Gdańska. Zmniejszą się korki w śródmieściu - wylicza Romuald Nietupski, dyrektor gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni. To sprawi, że dużo łatwiej będzie można znaleźć kolejnych chętnych do inwestowania w gdańskim porcie (koncentruje się tu ponad 40 proc. przeładunków wszystkich polskich portów).

Koszt Trasy Sucharskiego to ok. 220 mln euro, czyli 840 mln zł. To ponad połowa rocznego budżetu Gdańska. Gdyby na budowę tej drogi złożyć się mieli wszyscy mieszkańcy miasta, każdy - od niemowlęcia po ubogiego emeryta - musiałby jednorazowo wydać na ten cel niemal dwa tysiące złotych.

- Nawet dla tak dużego miasta, jak nasze, to gigantyczna kwota. Nie ma żadnych szans, żebyśmy samodzielnie sfinansowali tę inwestycję - przyznaje Marcin Szpak, wiceprezydent Gdańska.

Rozwiązaniem są fundusze unijne, które w latach 2007-2013 trafią do Polski w ramach programu "Infrastruktura i środowisko" - jest tam do podziału 21 mld euro.

W przyjętym przez rząd 1 sierpnia 2006 r. projekcie podziału tego "tortu", wśród inwestycji dotyczących transportu morskiego Trasa Sucharskiego jest na pierwszym miejscu. Niestety, w kolejnym projekcie - z 29 listopada 2006 r. - nie ma już o niej ani słowa.

Środki na budowę Trasy Sucharskiego mogły być przyznane przez dwóch ministrów: Jerzego Polaczka (PiS), szefa resortu transportu, lub Rafała Wiecheckiego (LPR), szefa ministerstwa gospodarki morskiej.

- To inwestycja drogowa, a nie typowo portowa, powinno się nią zająć ministerstwo transportu - twierdzi Wiechecki.

Ministerstwo transportu rzeczywiście planowało wprowadzić Trasę Sucharskiego na swoją listę. Sprawdziliśmy jednak najbardziej aktualne dane MT (z 14 grudnia) - tam Trasy Sucharskiego już nie ma. Co się stało? Nie wiadomo - MT od dwóch dni nie odpowiada na nasze pytania.

- Potwierdzam, są kłopoty - mówi Szpak. - Szykuje się międzynarodowy skandal. Zarówno miasto, jak i firma DCT, która buduje terminal kontenerowy na Stogach, były przekonane, że Trasa Sucharskiego powstanie. Jeśli drogi nie będzie, stawia to wiarygodność polskiego rządu pod znakiem zapytania.

Nietupski: - Grozi nam paraliż. Jeśli nie wybudujemy tej drogi, to za kilka lat - mimo braku remontowych utrudnień - centrum Gdańska będzie codziennie tak zakorkowane, jak w ostatni poniedziałek.

Corzano napisał/a:
knovak napisał/a:
Nie do końca masz rację, jesteśmy raczej prowincją IV RP. :II

Możesz ubierać to w polityczne motywy, ale ja piszę o efekcie gospodarczym, który przekłada się na wszystko inne. Nie interesuje mnie z jakiej partii są ludzie władzy, a to że nie potrafili pozyskać ważnych inwestycji.

Czy nadal podtrzymujesz, że tu nie ma ni śladu polityki??

Corzano - Pią Gru 22, 2006 12:34 pm

knovak napisał/a:
Czy nadal podtrzymujesz, że tu nie ma ni śladu polityki??

Nie twierdziłem nic takiego. Stwierdziłem, że władze regionu nie potrafiły pozyskać tych inwestycji. Nie mnie martwić się o polityczne układy i układziki - "oni od tego są, od tego oni są, od tego są". :wink:

knovak - Pią Gru 22, 2006 2:19 pm

Wiesz, nasi włodarze może i nie są orłami, ale tu widzi mi się, że nawet jakiś superman typu Giuliani nic by nie pozyskał. Wygląda na to, że "centrala" mająca prawo zatwierdzania czy blokowania - korzysta z okazji by podstawić nogę niepokornej prowincji...
danziger - Pią Gru 22, 2006 6:56 pm

I dlatego autonomia nie jest do końca głupim pomysłem :hihi:
seestrasse - Sob Gru 23, 2006 1:46 am

spoko - wszechwładny Edgar minister Gosiewski obiecał (za przeproszeniem, oralnie) Maciejowi senatorowi Płażyńskiemu, że Trasa Sucharskiego wróci do programu :hihi:
knovak - Sob Gru 23, 2006 2:31 am

seestrasse napisał/a:
spoko - wszechwładny Edgar minister Gosiewski obiecał (za przeproszeniem, oralnie) Maciejowi senatorowi Płażyńskiemu, że Trasa Sucharskiego wróci do programu :hihi:

I metro!!!
Włoszczowa - Warszawa - Gdańsk Południe. Ale to jest tajne, ciii...

Zdzislaw - Sob Gru 23, 2006 11:47 pm

knovak napisał/a:
seestrasse napisał/a:
spoko - wszechwładny Edgar minister Gosiewski obiecał (za przeproszeniem, oralnie) Maciejowi senatorowi Płażyńskiemu, że Trasa Sucharskiego wróci do programu :hihi:

I metro!!!
Włoszczowa - Warszawa - Gdańsk Południe. Ale to jest tajne, ciii...


dodam do tego: via port lotniczy pod Kielcami (ostatni pomysł za przeproszeniem Edgara...)

knovak - Pon Gru 25, 2006 10:55 am

I ciąg dalszy, niewiele pomyliłem się z tym metrem, rzeczywiście chodzi o tunel, tylko gdzie indziej... :II

Cytat:

Trasa Sucharskiego ponad podziałami
Mikołaj Chrzan, Michał Tusk

Ministrowie transportu i gospodarki morskiej skreślili gdańską Trasę Sucharskiego z listy priorytetowych inwestycji. A to oznacza, że na budowę tej drogi nie będzie pieniędzy. Pomorscy politycy zapowiadają, że ponad partyjnymi podziałami będą walczyć o jej ponowne wpisanie na listę
Wczoraj napisaliśmy, że Trasa Sucharskiego, czyli końcówka autostrady A1, zniknęła z listy projektów, które mają być finansowane z unijnego programu "Infrastruktura i środowisko". To oznacza, że 8-kilometrowy odcinek drogi, który ma połączyć gdański port z obwodnicą południową, autostradą i siecią dróg krajowych, nie powstanie. Nie będzie także najważniejszego fragmentu trasy, czyli tunelu pod Martwą Wisłą, który wyprowadziłby ciężarówki poza centrum Gdańska i zmniejszył korki.

Cały projekt wart jest bowiem ok. 860 mln zł. To ponad połowa rocznego budżetu Gdańska. Bez wsparcia ze środków Unii Europejskiej nie ma szans na sfinansowanie tej inwestycji.

Zanim jednak UE da pieniądze, projekt musi trafić do odpowiedniego programu, zatwierdzanego przez polski rząd. Trasa Sucharskiego, choć już była wpisana, to z "Infrastruktury i środowiska" została wykreślona. Jest jednak szansa na uratowanie tego projektu, bowiem ostateczny kształt programu rząd ma przyjąć na początku stycznia. Do tego czasu możliwe są korekty na liście inwestycji.

Wczoraj dokładnie prześledziliśmy, jak doszło do skreślenia Trasy Sucharskiego.

1 sierpnia 2006 r. Rada Ministrów zaakceptowała projekt Programu Operacyjnego "Infrastruktura i środowisko". Tam "budowa Trasa Sucharskiego, zapewniająca dostęp drogowy do portu w Gdańsku" wymieniona jest na pierwszym miejscu wśród inwestycji priorytetowych w dziedzinie transportu morskiego.

Za listę projektów w tej dziedzinie odpowiedzialny jest minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki, poseł LPR z województwa zachodniopomorskiego. To on zdecydował, że skreśla Trasę Sucharskiego.

- W trakcie ustaleń międzyresortowych ustalono, iż jest to projekt typowo drogowy i jego realizacja mieści się w kompetencjach ministerstwa transportu - tłumaczył tą decyzję Wiechecki.

W październiku ministerstwo transportu informowało: "Jeżeli ministerstwo gospodarki morskiej nie zdecyduje się na sfinansowanie tego projektu, ministerstwo transportu rozważy możliwość sfinansowania I etapu tej inwestycji z własnych środków".

14 grudnia na konferencji prasowej minister transportu Jerzy Polaczek (PiS) zaprezentował przygotowaną w jego resorcie listę projektów, wartych razem aż 26 mld euro. Nie ma wśród nich Trasy Sucharskiego.

Na liście Polaczka znalazł się jednak inny tunel - pod rzeką Świną w Świnoujściu, mocno promowany przez ministra Rafała Wiecheckiego. Jego budowa ma kosztować ok. 500 mln zł. Ten tunel - w przeciwieństwie do gdańskiego - leży poza europejskimi korytarzami transportowymi czy nawet siecią dróg krajowych.

- Wcześniej myślałem o tym, by oba tunele finansowane były ze środków gospodarki morskiej. Usłyszałem jednak, że to inwestycje drogowe odpowiednie dla ministerstwa transportu. Przyznaję, że przypilnowałem później tego, by resort transportu zajął się tunelem pod Świną. Gdańsk najwyraźniej swoich interesów nie przypilnował - pochwalił się ostatnio dziennikarzowi "Gazety" w Szczecinie Wiechecki.


Równocześnie w oficjalnych komunikatach Wiechecki informuje: "Ministerstwo Gospodarki Morskiej traktuje port w Gdańsku priorytetowo".

Co tak naprawdę zdecydowało o tym, że gdański tunel przepadł w ministerstwie transportu? Nie wiadomo. Biuro prasowe MT od trzech dni nie odpowiada na nasze pytania.

- Bardzo dobrze, że "Gazeta" zajęła się tym tematem - komentuje Maciej Płażyński, wicemarszałek Senatu (niezależny). Płażyński już wcześniej zaangażował się w walkę o pieniądze dla Trasy Sucharskiego. Niedawno napisał do obu odpowiedzialnych za sprawę ministrów alarmujący list.

"Dlaczego został skreślony projekt zdecydowanie najważniejszy ze wszystkich zgłoszonych?" - pytał Płażyński Wiecheckiego i Polaczka.

Płażyński uzyskał już konkretną deklarację pomocy. Od ministra Przemysława Gosiewskiego, szefa komitetu stałego Rady Ministrów, uzyskał zapewnienie, że Trasa Sucharskiego zostanie przywrócona na listę. - Na razie to ustna obietnica. Będę spokojny, gdy zobaczę oficjalną decyzję - mówi Płażyński.

Wczoraj próbowaliśmy uzyskać od Gosiewskiego potwierdzenie tej obietnicy - był jednak niedostępny.

Aktywność w tej sprawie zapowiadają inni pomorscy politycy.

- O wpisanie będziemy walczyć ponad partyjnymi podziałami - zapewnia Andrzej Jaworski, prezes Stoczni Gdańsk i jeden z najważniejszych polityków PiS na Pomorzu. - Bez Trasy Sucharskiego Gdańsk stanie w korkach, a port nie będzie się rozwijał. Mam wiadomości prosto z Warszawy: jest jeszcze szansa na ponowne wpisanie tej inwestycji na listę.

Sławomir Nowak, poseł PO z Gdańska, wysłał wczoraj interpelację w sprawie Trasy Sucharskiego do ministra Polaczka.

- Chcę, aby po świątecznej przerwie pomorscy parlamentarzyści wszystkich opcji spotkali się i opracowali zasady wspólnego działania na rzecz regionu. Na pierwszy ogień poszłaby walka o Trasę Sucharskiego - mówi Nowak. - Animozje muszą odejść na bok, gdy chodzi o rozwój Pomorza.

Możemy liczyć także na wsparcie posłów spoza Pomorza.

- To inwestycja kluczowa nie tylko dla Gdańska i Pomorza, ale i dla całej Polski - mówi Tadeusz Jarmuziewicz, opolski poseł PO, przewodniczący podkomisji ds. gospodarki morskiej. - Od razu po świętach zajmiemy się tą sprawą i będziemy starać, by zmienić decyzję rządu.

http://miasta.gazeta.pl/t...12,3811686.html

venator - Czw Gru 28, 2006 2:57 am

Nie wygląda to dobrze. Tym bardziej ze inwestorzy nowego portu kontenerowego wybrali Gdańsk m.in. ze względu na zapewnienia władz miasta i regionu ze owa trasa powstanie. Wstyd.

Btw, słyszeliście juz też chyba o nowej kompetencji wojewodów do wetowania uchwal samorządu wojewódzkiego? Ciekawe jak to się potoczy...

Cos mi sie wydaje że z decentralizacją możemy sie pożegnać na pewien czas.

:|

venator - Pią Sty 05, 2007 1:10 am

http://www.trojmiasto.pl/...l?id_news=21682

a jednak będzie trasa... :hihi: Polityka...

Krzysztof - Pią Sty 05, 2007 1:50 am

Ale tylko od obwodnicy południowej do ul. Elbląskiej. :%
Z zamieszczonego tam harmonogramu prac tak wynika :mur:

seestrasse - Pią Sty 19, 2007 9:57 pm

zniszczony dworek potrzebuje gospodarza
Cytat:
Zniszczony dworek potrzebuje gospodarza
Mikołaj Chrzan
2007-01-19, ostatnia aktualizacja 2007-01-19 20:43
W pięknym gdańskim parku marnieje stary dworek. Zaniepokojeni mieszkańcy zaalarmowali "Gazetę". Urzędnicy: pracujemy nad tym, by powstało tam przedszkole.
Park w Jasieniu - u zbiegu ulic Zwierzynieckiej i Jasieńskiej - to jeden z niewielu terenów zielonych w tej dzielnicy Gdańska. Przez długie lata było to zarośnięte, podmokłe i omijane przez mieszkańców miejsce. Sześć lat temu miasto - kosztem ok. pół miliona złotych - odnowiło zabytkowy park (jego początki sięgają XVIII wieku). Wycięto chwasty, zasadzono trawę i krzewy, wytyczono ścieżki i ustawiono ławki. Powstał też plac zabaw.
- Park jest piękny, ale warto też coś zrobić ze stojącym tam zabytkowym dworkiem - mówi mieszkaniec Jasienia, który zadzwonił do naszej redakcji.
Skrzydło starego dworku zajmują mieszkania. Ale reszta budynku, w której kiedyś mieściła się przychodnia lekarska, jest pusta. Lecznicę zamknięto ze względu na zły stan techniczny gmachu.
- Teraz w powybijanych oknach hula wiatr. Do środka czasem chyba jakoś dostają się chuligani i dworek popada w coraz większą ruinę - opowiada nasz Czytelnik.
Odwiedziliśmy park w Jasieniu. W pomieszczeniach dworku widać pozostałości po poczekalni i gabinetach lekarskich, na ścianach wymalowane są wulgarne napisy.
Budynek należy do miasta. O jego przyszłość zapytaliśmy Dimitrisa Skurasa, dyrektora wydziału gospodarki komunalnej gdańskiego magistratu.
- Nie znam historii tego obiektu. Wiem, że w naszej ewidencji, jako budynek wolny, został zarejestrowany dopiero w ubiegłym roku - mówi Skuras.
Jest już jednak pomysł na jego wykorzystanie. - Do miasta wpłynęła oferta od firmy, która jest zainteresowana utworzeniem w tym miejscu przedszkola - mówi. - Procedury są w toku. Z uwagi na użyteczność publiczną takiego obiektu budynek mógłby zostać wynajęty w trybie bezprzetargowym. Na taką operację zgodę muszą wyrazić jednak radni. Odpowiedni wniosek do rady miasta wyślemy najprawdopodobniej pod koniec stycznia.
Jeśli pomysł z przedszkolem nie zostanie zrealizowany, rozważane będą inne możliwości zagospodarowania dworku. - Będziemy szukali innych chętnych. Być może okaże się także, że lepiej go najpierw wyremontować, a dopiero później oddać najemcy. Ostateczna decyzja należy do prezydenta - wyjaśnia Skuras.

Marcin - Sob Sty 20, 2007 12:08 am

Zadyma pseudokibiców w hali Olivia

Cytat:
W trakcie piątkowego meczu ekstraklasy hokeja pomiędzy Energą Stoczniowiec Gdańsk a GKS Tychy doszło do bijatyki pseudokibiców. Policja zatrzymała siedem osób

Na to, że podczas tego spotkania nie będzie spokojnie, zanosiło się od kilku dni. Przyjazd do Gdańska zapowiedziała bowiem duża grupa kibiców GKS Tychy, "wzmocniona" sympatykami ŁKS Łódź, Zawiszy Bydgoszcz i Cracovii. Według szacunków policji do Trójmiasta przyjechało ok. 600 osób. Jednak do hali Olivia zostali oni wpuszczeni dopiero w połowie drugiej tercji. Według organizatorów wykupili 458 biletów i tylu właśnie kibiców zasiadło na trybunach. Początkowa aktywność grupy przyjezdnych ograniczała się do lżenia obecnych w hali kibiców Lechii Gdańsk. Ci również nie pozostawali dłużni, a atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Zamieszki rozpoczęły się na początku trzeciej części spotkania. Przyjezdni chuligani rzucili się na ochroniarzy, aby przedostać się do sektorów zajmowanych przez kibiców z Gdańska. Udało im się to dość szybko i to mimo bohaterskiej postawy prezesa Stoczniowca Marka Kosteckiego, który niemal w pojedynkę próbował zatrzymać rozwścieczony tłum. Z drugiej strony czekali już na nich pseudokibice Lechii "wyposażeni" w długie drewniane kije. Między grupami doszło do bijatyki, w ruch poszły wyrywane krzesełka, butelki, a nawet metalowa drabina! Dopiero po kilku minutach do hali wkroczyły pododdziały policji, które rozdzieliły walczące strony. Użyły do tego gazu pieprzowego, którego opary roznosiły się po całej hali już do końca meczu, powodując kaszel widzów oraz zawodników. Policja zatrzymała siedmiu najbardziej agresywnych pseudokibiców. Po jej przybyciu sytuacja w hali uspokoiła się i do końca spotkania nie doszło już do żadnych incydentów. Po ok. 15 minutach wznowiono mecz, który zakończył się zwycięstwem Stoczniowca 6:5.


:II Jak tak dalej pójdzie to niebawem "futbolowi kibice" wyeksportują zadymy nawet na zawody szachowe, brydżowe i golfowe...
Żenada...

Corzano - Wto Sty 23, 2007 9:46 am

Gdańsk dostanie drugi most wantowy - ale z dwoma pylonami

Michał Tusk napisał/a:
Ucieszą się ci, którym podoba się potężny wiadukt z pylonem nad Martwą Wisłą. Za trzy lata dołączy do niego kolejny - tym razem nad Motławą.

Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zaprezentowała koncepcję obwodnicy południowej Gdańska (omijając centrum połączy drogę na Warszawę z istniejąca obwodnicą Trójmiasta). We wtorek GDDKiA ogłosi przetarg na projekt budowlany i wykonawczy inwestycji.

Jak urzędnicy wyobrażają sobie tę trasę, można sprawdzić na stronie internetowej gdańskiego oddziału instytucji (www.gddkia.gov.pl). Poza dokładnym opisem przedsięwzięcia umieszczono tu wizualizacje niektórych jej fragmentów.

Jednym z najważniejszych elementów jest ogromny węzeł na styku drogi wojewódzkiej nr 222 do Starogardu Gd. i "starej" obwodnicy, która na odcinku jednego kilometra zostanie poszerzona do trzech pasów ruchu w każdym kierunku.

Jednak najbardziej spektakularną informacją jest projekt budowy mostu wantowego nad Motławą, podtrzymywanego przez dwa pylony o wysokości kilkudziesięciu metrów.

Nowy most będzie widoczny z każdego miejsca na gdańskich Żuławach (a więc z rejonu Olszynki, Lipiec i św. Wojciecha). GDDKiA chce rozpocząć roboty nad mostem w przyszłym roku - a w 2010 r. cała obwodnica ma być już gotowa. Koszt to ok. 800 milionów złotych z funduszy UE.

Franciszek Rogowicz, dyrektor gdańskiego oddziału GDDKiA napisał/a:
Mogliśmy na Motławie założyć budowę klasycznej przeprawy z betonowymi przęsłami typu belkowego. Byłby to kolejny zwyczajny most w Gdańsku - taki, jakich w PRL wybudowano w Polsce tysiące. Teraz się jednak od tego odchodzi - mosty stają się architektonicznymi perełkami. Dlatego zdecydowaliśmy się na dwupylonowy most wantowy. Estetyka z pewnością zrekompensuje nieco wyższe koszty. Największym problemem jest na razie wykup gruntów - nie dość, że drogich, to jeszcze mocno "poćwiartowanych". Projekt powinien być gotowy w połowie przyszłego roku. Przy odrobinie szczęścia do tego czasu wykupimy wszystkie tereny. Jeśli nie - rozpoczęcie prac przeciągnie się do 2009 r.


Ze strony GDDKiA:

Marcin - Wto Sty 23, 2007 11:00 am

Niestety Węzeł Lipce - po tym jak umiescowaiłem go na planie miata powstanie w miejscu w którym zaznaczony jest (na tymże planie) obiekt zabytkowy: "Domek z końca XVIII wieku". :| Szkoda, bo ta część miasta poprzez liczne wojny, oblężenia i zaniedbania została pozbawiona praktycznie wszystkich obiektów zabytkowych.
jakusz - Wto Sty 23, 2007 4:04 pm

Ten ,, zabytkowy domek" to pewnie dom podcieniowy, z tego co wiem jest to własność prywatna, poza tym jest wpisany na listę zabytków, więc nic mu nie grozi.
danziger - Wto Sty 23, 2007 4:22 pm

jakusz napisał/a:
poza tym jest wpisany na listę zabytków, więc nic mu nie grozi.

Niestety - wpisanie na listę zabytków nie oznacza, że budynek staje się nietykalny.

grzechuu - Wto Sty 23, 2007 5:20 pm

Ja tak patrzę na swój plan, i wg mnie jest szansa żeby akurat "zabytkowy domek" minąć (kierując się Radunią) Oby!
Marcin - Wto Sty 23, 2007 10:10 pm

jakusz napisał/a:
Ten ,, zabytkowy domek" to pewnie dom podcieniowy, z tego co wiem jest to własność prywatna, poza tym jest wpisany na listę zabytków, więc nic mu nie grozi.

Na szczęście to nie ten. Ten podcienowy ("Lwi Dwór") jest kawałek na północ od projektowanego węzła.

seestrasse - Pon Lut 05, 2007 11:03 pm

plan odbudowy linii Wrzeszcz-Kokoszki

Cytat:

Plan odbudowy linii kolejowej Wrzeszcz - Kokoszki
Mikołaj Chrzan
2007-02-05, ostatnia aktualizacja 2007-02-05 20:33
Naukowcy z Centrum Naukowo-Technicznego Kolejnictwa przygotowali wstępny projekt kolei metropolitalnej w Trójmieście. Główne cele to zapewnienie szybkiego dojazdu na lotnisko w Rębiechowie (a w przyszłości także do Babich Dołów) i polepszenie dojazdu z Kaszub do Trójmiasta.
W Gdańsku 5 lutego - przy okazji wizyty wiceministra transportu Mirosława Chaberka - zaprezentowano trójmiejskim samorządowcom wstępne studium wykonalności budowy kolei metropolitalnej w Trójmieście. Opracowanie - za pieniądze ministerstwa transportu, samorządu wojewódzkiego i przewoźników kolejowych - powstaje w warszawskim Centrum Naukowo-Technicznym Kolejnictwa (ostateczna wersja nie jest jeszcze gotowa).
- Problemem Gdańska, ale także całego Trójmiasta, jest to, że transport szynowy obsługuje jedynie dzielnice tzw. dolnego tarasu. Komunikację z górnym tarasem, czyli takimi dzielnicami jak Morena w Gdańsku czy Fikakowo w Gdyni zapewniają jedynie samochody, a z tego powodu mamy problem z korkami - mówił dr Andrzej Massel z CNTK, szef zespołu, który przygotowywał projekt kolei metropolitalnej.
Rozwiązaniem tego problemu ma być odbudowa linii kolejowej z Gdańska Wrzeszcza do Kokoszek. Dzięki nowemu połączeniu czas przejazdu z centrum Gdańska na lotnisko w Rębiechowie ma zajmować ok. 25 minut. Odbudowa zniszczonej w 1945 r. linii umożliwi także wprowadzenie pociągów na mocno obciążoną samochodami trasę Gdańsk - Kartuzy. Dzięki nowemu połączeniu powstałoby także coś w rodzaju kolejowej obwodnicy Trójmiasta, łączącej centrum Gdańska, Wrzeszcz, Niedźwiednik, Morenę, lotnisko, Osowę, Gdynię Wielki Kack z istniejącymi torami SKM w rejonie przystanku Gdynia Wzgórze Świętego Maksymiliana.
Inne założenia trójmiejskiej kolei metropolitalnej to: uruchomienie pociągów do lotniska w Gdyni Babich Dołach (lotnisko Marynarki Wojennej, które ma być w przyszłości wykorzystywane cywilnie) i budowa nowych przystanków na istniejących liniach kolejowych, bliżej zamieszkanych osiedli - np. w rejonie Karwin.
- Będziemy mocno popierać ten projekt - zapowiedział wiceminister Chaberek. Takie deklaracje złożyli także wicewojewoda pomorski Piotr Karczewski i wicemarszałek województwa Mieczysław Struk.
Podstawowym problemem jest to, że na razie nikt nie wskazał konkretnego sposobu sfinansowania tej wartej kilkaset milionów inwestycji.
- Rozwiązaniem są środki unijne - twierdzi dr Marcin Wołek, ekonomista, radny Gdyni i współautor studium CNTK. - Choć wstępne listy największych projektów na lata 2007-2013 są już gotowe, pamiętajmy, że nie zostały zamknięte i wiele może się jeszcze zmienić. Kiedy będziemy mieli gotowe studium wykonalności, będziemy mieć narzędzie, którym możemy walczyć o pieniądze na kolej metropolitalną w Trójmieście.

villaoliva - Pon Lut 05, 2007 11:06 pm

Pomysł świetny :==
seestrasse - Pon Lut 05, 2007 11:08 pm

szkoda tylko, że upadł pomysł budowy kolejowej obwodnicy południowej :???:
Marcin - Sro Lut 07, 2007 12:06 am

Szukamy informacji o latarni na Westerplatte
Cytat:
Wojewódzki konserwator zabytków chciałby wpisać na listę zabytków 150-letnią metalową latarenkę stojąca na Westerplatte w główkach portu Gdańskiego. Przeszkodą jest brak danych na temat zabytkowego obiektu. Za pośrednictwem "Gazety" zwraca się Czytelników o nadsyłanie informacji dotyczących latarni.

Pierwszą latarnią morską w Gdańsku była latarnia w Wisłoujściu zbudowana w 1482 r. Okrągła wieża miała 60 stóp wysokości; na platformie jej szczytu wieczorami rozpalano ogień, widoczny z odległości kilkunastu kilometrów. W roku 1577 r. artyleria Batorego zniszczyła wieżę latarni. Została jednak szybko odbudowana i podwyższona. Funkcjonowała do 1758 r.

Wisła, która zawsze niosła dużo piasku, z biegiem czasu tak zamuliła swe ujście pod Wisłoujściem, że w roku 1620 statki z wielkim trudem mogły wchodzić w koryto rzeki. Gdańszczanie postanowili przekopać nowy kanał. Od tego czasu stale pracowano nad pogłębianiem i rozszerzaniem kanału, który pod nazwą Nowego Portu (Neufahrwasser) stał się częścią gdańskiego portu.

Po okresie wojen napoleońskich główny wysiłek władz portowych skierowano na utrzymanie i rozbudowę falochronów, chroniących Kanał Portowy przed zapiaszczeniem. I tak w latach 1824-1838 z wielkich bloków granitowych wybudowano falochron wschodni, a na jego cyplu w 1843 r. wzniesiono małą, żelazną latarnię morską. Koszt jej budowy wyniósł 12 tys. marek, a zadaniem było wskazanie statkom właściwej drogi do Kanału Portowego. - Chodzi nam właśnie o tę małą latarnię - mówi Marcin Tymiński, rzecznik wojewódzkiego konserwatora zabytków. - Połączona z pirsem małym mostkiem stanowiła ulubione miejsce niedzielnych spacerów. Była wielokrotnie reprodukowana w różnych ujęciach na przedwojennych pocztówkach z Gdańska.

W 1894 r. na Wzgórzu Pilotów w Nowym Porcie stanęła, również istniejąca do dziś, kolejna latarnia. Wysoką na ponad 27 m wieżę wybudowano na wzór nieistniejącej już latarni w Cleveland w USA. Była ona pierwszą nad Bałtykiem latarnią zasilaną przez akumulatory, ładowane w ciągu dnia przez generator, napędzany za pomocą maszyny parowej. - W tym roku ten obiekt został wpisany do rejestru zabytków - opowiada Tymiński. - Pięć lat temu kupił ją Jacek Michalak i po gruntownym remoncie udostępnił ją zwiedzającym. Działa tam małe muzeum, a z tarasu rozciąga się niezapomniany widok na port i Westerplatte. Z okien latarni Michalaka doskonale widać czerwoną obecnie latarenkę zwieńczającą portowy pirs.

Mimo to, że jest o pół wieku starsza - zabytkiem jednak nie jest. Aby można było wpisać ją na listę, musi powstać odpowiednia dokumentacja.

- Zwracamy się do Czytelników "Gazety" z prośbą o nadsyłanie jakichkolwiek informacji na temat latarenki - prosi rzecznik konserwatora. - Albo bezpośrednio do biura, albo do redakcji. Każda ciekawostka się przyda.

Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Gdańsku, ul. Kotwiczników 20, 80-881 Gdańsk

seestrasse - Sob Lut 10, 2007 12:11 am

strach się bać :wink:
niemiecka fregata rakietowa z kurtuazyjną wizytą w Gdańsku
Cytat:
Niemiecka fregata rakietowa z kurtuazyjną wizytą w Gdańsku
Jowita Kiwnik
2007-02-09, ostatnia aktualizacja 2007-02-09 21:14
Niemiecki szkolny okręt rakietowy przypłynął z kurtuazyjną wizytą do Gdańska. Jednostka zacumowała w piątek przy nabrzeżu Oliwskim naprzeciw Westerplatte.
Fregata "Augsburg" to nowocześnie wyposażony 15-letni okręt wojenny. Liczy 224 członków załogi, z czego 20 z nich to studenci niemieckiej Akademii Marynarki Wojennej. Podczas 4-miesięcznego rejsu statek będzie zawijał do portów europejskich miast m.in. Dublina w Irlandii i Brestu we Francji. Gdańsk jest pierwszym przystankiem .Okręt przybił do naszego nabrzeża w piątek i zostanie do wtorku. W tym czasie członkowie załogi będą zwiedzać miasto, mieszkańcy Gdańska natomiast będą mogli odwiedzić jednostkę.
- Zapraszam wszystkich, którzy chcieliby zobaczyć mój okręt - mówi Frank Hünten, kapitan "Augsburga". - Okręt przez wszystkie dni otwarty będzie dla cywili. Każdy może przyjść, rozejrzeć się. Mam nadzieję, że zwiedzanie będzie się cieszyło dużym zainteresowaniem, szczególnie wśród młodych ludzi. To jednostka z nowoczesnym wyposażeniem. Liczę, że zobaczymy na pokładzie wielu zwiedzających. Dowództwo okrętu postanowiło nawiązać kontakty z trójmiejskimi szkołami i uczelniami. - W poniedziałek rano odwiedzą nas uczniowie II liceum, których oprowadzimy po całym rakietowcu- opowiada Hünten. - Tego samego dnia po południu zaprosiliśmy studentów Politechniki Gdańskiej. Oczywiście nasz program zakłada również współpracę z Akademią Marynarki Wojennej w Gdyni. W końcu część naszej załogi to studenci uczelni wojskowej w Niemczech.
Mimo że "Augsburg" jest statkiem wojskowym, cumuje w Nowym Porcie, gdzie zatrzymują się zwykle jednostki cywilne. - Chcieliśmy zobaczyć życie poza strukturami Marynarki Wojennej. Dlatego zdecydowaliśmy się na przycumowanie w porcie cywilnym, zamiast w wojennym w Gdyni. Poza tym wolimy stacjonować bliżej centrum miasta - tłumaczy Hünten. Dla większości z członków załogi jest to pierwsza wizyta w Gdańsku. Planują dużo zwiedzać, chodzić po mieście. Jestem przekonany, że nasi marynarze polubią Gdańsk.
Jakie były reakcje mieszkańców, kiedy zobaczyli niemiecki okręt przybijający do polskiego brzegu?
- Reakcje są takie same, jak w innych portach, do których zawijamy- odpowiada Hünten.
"Augsburg" do wtorku 13 lutego stacjonuje w Nowym Porcie przy nabrzeżu Oliwskim.
Dostępny jest dla zwiedzających w sobotę i niedzielę w godzinach 14-17. Do Nowego Portu można dojechać tramwajami nr 10, 15 i autobusem 148 i 188.

Monter - Sob Lut 10, 2007 3:26 am

Cytat:
Mimo że "Augsburg" jest statkiem wojskowym

LOL
Cytat:
Do Nowego Portu można dojechać tramwajami nr 10, 15 i autobusem 148 i 188.
Robimy tak: Dojeżdżamy autobusem 188 w piątek, nocujemy na nabrzerzu, w sobote zwiedzamy, a potem czekamy do poniedziałku na najbliższy 188...
villaoliva - Pon Lut 12, 2007 12:25 pm
Temat postu: Znika las w Sobieszewie
Las planowo znika z wyspy
Cytat:
W ciągu dziesięciu lat z Wyspy Sobieszewskiej zniknie ponad 30 ha lasu. Mieszkańcy nie chcą wycinki stuletniego lasu. Leśnicy bronią się: jeżeli na czas nie wytniemy tych drzew, po prostu się poprzewracają
- Od jakiegoś czasu do naszego ukochanego lasu wjeżdżają robotnicy i tną na potęgę - alarmuje Andrzej Kolaniak, mieszkaniec Sobieszewa. - A przecież ten las chroni nas od silnych wiatrów wiejących od zatoki, nie mówiąc o tym, że połacie bez drzew wyglądają potwornie. Zadzwoniłem do leśniczego i dowiedziałem się, że obecnie wycinają w trzech miejscach ponad 5 ha lasu. Jedno z nich jest blisko naszych domów. Zanim znów wyrośnie tu taki piękny las, pewnie mnie już nie będzie na świecie. Lubię przyrodę i nie rozumiem, dlaczego ta wycinka.

Corzano - Czw Lut 15, 2007 4:17 pm

Czy prezydent Gdańska wesprze bazylikę
Maciej Sandecki napisał/a:
Bazylika Mariacka chce otrzymać od władz miasta znajdującą się przy kościele działkę w obrębie ulic Szewskiej, św. Ducha i Plebania. Ma projekt wybudowania tam za unijne pieniądze centrum hotelowo-kulturalnego. Władze miasta wolą grunty sprzedać. Decyzję mają podjąć w piątek.

Budowa centrum hotelowo-kulturalnego przy świątyni to część projektu (całość ma kosztować ok. 60 mln zł), na który bazylika stara się pozyskać unijne fundusze. W pierwszej kolejności za pieniądze z UE ma być przeprowadzony kapitalny remont konserwatorski bazyliki. Na początek: remont wieży głównej oraz okien. W drugim etapie, którego realizacja ma się zakończyć w roku 2015, mają być przeprowadzone wszystkie inne prace konserwatorskie, m.in. renowacja naw bocznych, transpetu, prezbiterium, dachu, a także dzieł sztuki stanowiących wyposażenie wnętrza. Świątynia ma też zyskać nowoczesny system monitoringu oraz alarmy chroniące dzieła sztuki. Na tym nie koniec. W trzecim, ostatnim etapie (przewidywane zakończenie w 2020 roku) tuż przy bazylice ma powstać centrum hotelowo-kulturalno-edukacyjne. Poza małym hotelem mieściłyby się tam sala konferencyjna, muzealna, informacja turystyczna, a także biuro parafialne bazyliki. Tu jednak pojawia się problem, bowiem plac w obrębie ulic Szewskiej, św. Duchu i Plebania jest obecnie własnością miasta. - Przez wieki część tego terenu należała do bazyliki, przed wojną stała tu między innymi Szkoła Mariacka - mówi Tomasz Korzeniowski, konserwator Bazyliki Mariackiej. - Za unijne pieniądze chcemy odtworzyć przedwojenne kamieniczki znajdujące się w tym miejscu.

Wartość placu przy bazylice, na który obecnie składa się zielony skwer i parking, szacowana jest na około 10 mln zł. Bazyliki nie stać na taki wydatek, dlatego zwróciła się do prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza z prośbą o przekazanie jej terenu w formie darowizny lub sprzedaży z 99-procentową bonifikatą. Pismo w tej sprawie trafiło do prezydenta miesiąc temu, jutro mija termin odpowiedzi. - Pan prezydent decyzji jeszcze nie podjął, jeśli ona zapadnie, najpierw poinformuje o tym władze bazyliki - mówi Karol Polejowski z biura prasowego magistratu.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się jednak, że miasto woli sprzedać tę działkę w przetargu z przeznaczeniem na funkcje mieszkaniowo-usługowe.

- Bazylika Mariacka to najważniejszy gdański zabytek i najbardziej znana w świecie polska świątynia - mówi Tomasz Korzeniowski. - Bez przesady można powiedzieć, że rocznie zwiedza ją ponad milion turystów. To im i gdańszczanom ma służyć planowane przez nas centrum.

Ksiądz infułat Stanisław Bogdanowicz, proboszcz Bazyliki Mariackiej: - To centrum chcemy wybudować nie dla siebie, ale dla Gdańska. Bardzo bym chciał, aby nosiło ono nazwę Centrum Memlinga i wystawiony był w nim najsłynniejszy jego obraz - "Sąd Ostateczny". Wisi on od lat w Muzeum Narodowym w Gdańsku, ale jest przez to niewykorzystany. Turyści tam nie zachodzą, podejrzewam też, że nie widziało go 90 proc. gdańszczan. Gdyby obraz znalazł się przy bazylice, stałby się kolejną gdańską atrakcją. Bazylika jest wizytówką Gdańska, liczę, że pan prezydent zgodzi się przekazać nam ten teren, podobnie jak uczynił to w stosunku do innych placówek - Muzeum Narodowego i Fundacji Theatrum Gedanense.


Pomysł księdza jest ciekawy, ale jeśli Kościoła nie stać nawet na utrzymanie Bazyliki, to zapewne i na utrzymanie nowych obiektów wyciągałby rękę po publiczne/miejskie pieniądze. W takim wypadku chyba wolałbym, by teren pozostał własnością Miasta.

villaoliva - Czw Lut 15, 2007 9:13 pm

Corzi :wink: byłem szybszy :mrgreen: tekst jest w temacie odbudowy ul Św. Ducha
Corzano - Czw Lut 15, 2007 9:43 pm

Ale ja skomentowałem. :P :hihi:
villaoliva - Pią Lut 16, 2007 1:28 pm
Temat postu: Re: Historia miasta zapisana w kamieniu
DarioB napisał/a:

Trąbią już o tym od dawna liczę, że efekt będzie powalający


Kamienne tablice z pamięcią miasta
Cytat:
Kilkanaście kamiennych płyt z planem XIX-wiecznego Gdańska od piątku można oglądać w Muzeum Archeologicznym. Na podstawie tego właśnie planu odbudowano miasto po II wojnie światowej.
(...)
Wapienne tablice - jest ich osiemnaście - ważą od 80 do 120 kilogramów. Narysowano na nich plan Gdańska (na każdej inny fragment) opracowany w latach 1863-1868 przez Daniela Buhsego.(...)
Plan zawierał urzędowy opis gruntów i budynków. Zaznaczano w nim nieruchomości np. przy zakładaniu ksiąg wieczystych. Bardzo dokładnie przedstawia lokalizację miejskich działek w połowie XIX wieku - jest podstawowym narzędziem pracy dla archeologów. Odegrał też wyjątkową rolę przy odbudowie ze zniszczeń II wojny światowej. Obecne Główne Miasto niemal dokładnie pokrywa się z układem, który przedstawił Daniel Buhse.

Plan został wykonany metodą litograficzną opracowaną na początku XIX wieku w Bawarii - polegała ona na wykorzystaniu kamienia wapiennego, na którym tłustą kredką rysowano wzór. Po zwilżeniu płytki wodą i pokryciu jej farbą uzyskiwało się odbitkę. Do dziś zachowało się kilka ponadstuletnich papierowych odbitek planu. Jedna z nich przechowywana jest w Bibliotece Gdańskiej PAN. - Odbitka PAN-owska jest w złym stanie, Muzeum Archeologiczne ostatnio przeprowadziło konserwację dwóch jej fragmentów - mówi Jerzy Kamrowski. - Szukamy sponsorów, którzy mogliby wspomóc renowację pozostałych szesnastu części. Koszt konserwacji odbitki z jednej płyty to około 5 tys. zł.
Na wystawie można obejrzeć16 z 18 odnalezionych matryc litograficznych. Dwie znajdują się w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku - powstają z nich nowe odbitki. Ekspozycję uzupełnią grafiki Reinholda Curicke z książki "Miasto Gdańsk. Historyczne opisanie" z 1687 roku. Na jednej z nich zobaczymy m.in. plac przed Wielką Zbrojownią i stojącą na nim szubienicę.

Otwarcie wystawy o godz. 11 w sali kolumnowej Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, ul. Mariacka 25/26. Kamienne tablice będzie można oglądać w muzeum we wszystkie dni z wyjątkiem poniedziałków w godz. od 9 do 16. Bilety w cenie 5 zł normalny, 4 zł ulgowy (sobota jest dniem bezpłatnym).

Gdanszczanin - Wto Lut 20, 2007 12:59 pm

A tego pana to chyba znamy :)

Cytat:

Ja i moje miasto: Aleksander Masłowski, pracownik Politechniki Gdańskiej (zajmuje się programami europejskimi)
oprac. dor2007-02-19, ostatnia aktualizacja 2007-02-19 19:26
Moi przyjaciele już się przyzwyczaili do tego, że stosuję inną topografię Gdańska. Mówię: Wielka Aleja, Szydlice, Hejbuda, Peterszawa, a oni wiedzą, że chodzi o aleję Zwycięstwa, Siedlce, Stogi i Zaroślak. Walczę za to z koszmarem, jakim jest "STARÓWKA (300 km>>) (300 km>>)". Wiem, że tak mówi 99 procent mieszkańców Gdańska, ale skoro mieszkają tutaj, to chyba powinni się nauczyć, że Stare Miasto było tam, gdzie dziś stoi Madison, NOT i kościół św. Katarzyny. A okolice ulicy Długiej i Długiego Targu to Główne Miasto.
Mam 35 lat, urodziłem się na Śląsku, ale moja rodzina pochodzi z Gdańska. Część mieszkała tu jeszcze przed 1945 rokiem, część osiedliła się po wojnie. Moje korzenie są też w Danii, Rosji, Polsce, na Ukrainie i w Niemczech. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, przecież w tej części świata wszyscy mamy taki rodowód.

W podstawówce i liceum na historii o Gdańsku nie mówiło się prawie nic. No, może to, że tutaj zaczęła się II wojna światowa. Ale w domu były stare książki: niektóre pisane dziwnym, niemieckim alfabetem, którego szybko się nauczyłem, i powojenne, pomnikowe dzieła o historii Gdańska. Najbardziej wciągały mnie mapy, bo pokazywały, jak Gdańsk się zmieniał. Zrozumiałem, że miasto to nie tylko stare i nowe budynki, ale organizm, twór, który się rozrasta, kurczy, zmienia... Może wtedy poczułem w sobie taką detektywistyczną żyłkę i wciągnąłem w tropienie rzeczy, które już zniknęły.

Pięć lat temu na forum "Gazety" powstał wątek, na którym internauci wymieniali się informacji i zagadkami na temat Gdańska. Ktoś z rozmówców żartobliwie nazwał nas "Rzygaczami" - w Gdańsku chyba nie trzeba tłumaczyć, co ta nazwa oznacza. Potem los rzucił mnie na chwilę na "emigrację" za wielką wodę. Tam, trochę z tęsknoty, zacząłem pracować nad stroną Akademii Rzygaczy. Nazwa z przymrużeniem oka, ale intencje mamy poważne - pokazujemy mało znane wycinki historii Gdańska, zapomniane obiekty, przypominamy legendy, osoby, które coś dla Gdańska znaczyły. To wszystko, co jest ulotne i rzadko trafia do podręczników historii.

Mieszkam we Wrzeszczu, na nowym osiedlu. Pracuję na Politechnice Gdańskiej. To jest dopiero architektura! Budynek powstał w 1904 roku, został zaprojektowany według ówczesnych najnowocześniejszych trendów. To jedno z ostatnich tchnień architektury pięknej i pożytecznej.

Naprawdę nie jest tak, że irytuje mnie wszystko, co w Gdańsku nowe. To prawda, że jak widzę City Forum, to aż mnie skręca ze złości. Ale na przykład centrum handlowe Manhattan we Wrzeszczu już mi się podoba. Ma odpowiednią skalę, ładnie zastąpiło zespół baraków, który stał w tym miejscu. Cieszyłbym się, gdyby w Gdańsku powstała jakaś ultranowoczesna architektura - byle nie w zabytkowym otoczeniu.

Dla mnie Gdańsk to miasto pogranicza. Bez względu na to, czy leżał na skraju państwa, czy w jego środku, jak w czasach pruskich. A to znaczy, że tutaj proste podziały na czarne i białe, polskie i niemieckie, zło i dobro są błędne. Żyjemy w miejscu, gdzie nic się nie dzieli na dwa - co najmniej na trzy, a najczęściej na sześć, siedem lub osiem.



danziger - Wto Lut 20, 2007 5:30 pm

A gdzie to znalazłeś?
Mikołaj - Wto Lut 20, 2007 10:45 pm

To żeby było wiadome:
Ja i moje miasto - tekst Rektóra w ramach gazetowego cyklu Przystanek Trójmiasto

villaoliva - Pon Lut 26, 2007 11:54 am
Temat postu: Znika las w Sobieszewie - już nieaktualne
Las na wyspie uratowany
Cytat:
Dzięki uporowi mieszkańców i interwencji "Gazety Wyborczej" Lasy Państwowe nie będą więcej przeprowadzać dużych wyrębów drzew na Wyspie Sobieszewskiej
(...)Gdy zadzwoniliśmy szukać ratunku dla sobieszewskich sosen, okazało się, że nasz Czytelnik znalazł poparcie u Jerzego Fijasa z departamentu rozwoju obszarów wiejskich i ochrony środowiska UM.

- Lasy sobieszewskie leżą w pasie ochronnym, więc nie powinno się tam dokonywać wielkopowierzchniowych wyrębów - mówi dyrektor Fijas. - Przekonałem dyrektora Jana Szramka z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, aby zaniechano takich wycinek. W miejscach, z których wycięto drzewa, należy nasadzać więcej liściastych sadzonek i krzewów. Tak aby ptaki, które stanowią jedna z największych atrakcji przyrodniczych wyspy, miały gdzie mieszkać.
Kilka dni temu zaprzestano ścinania drzew.

rispetto - Pią Mar 09, 2007 9:50 am

Strażnik tradycji czy hamulcowy
Cytat:

Potrzebna nam jest poważna debata nad gdańską architekturą - pisze prezydent Gdańska Paweł Adamowicz
Pod koniec lutego polemizowałem z artykułem Jana Grzechowiaka "7 grzechów głównych Trójmiasta". W swoim tekście ("O gdańskich grzechach", "Gazeta Trójmiasto", 20 lutego 2007) dwa niewielkie akapity, ledwie siedem zdań, poświęciłem wątpliwościom dotyczącym zbyt szerokim - jak mi się wydaje - uprawnieniom urzędu wojewódzkiego konserwatora zabytków.

Jakież było moje zdziwienie, gdy tydzień później na tych samych łamach ostrą polemikę z tymi kilkoma zdaniami podjął wojewódzki konserwator zabytków Marian Kwapiński ("Niech każdy robi, co do niego należy", "Gazeta Trójmiasto", 27 lutego 2007). Na moje dwa akapity odpowiedział akapitami jedenastoma! Cóż - uderz w stół, nożyce się odezwą.

Byłem zdziwiony tak ostrą reakcją, jako że moje uwagi nie dotyczyły tylko działalności pana Kwapińskiego, a działań urzędu wojewódzkiego konserwatora zabytków w ogóle. Zarówno dziś, wczoraj, jak i jutro. Postawiłem tezę, iż "nie bardzo wiadomo, gdzie kończy się jego rola jako kogoś, kto ochrania zabytkową strukturę miasta, a gdzie zaczyna się rola twórcy". I podtrzymuję to. Więcej - postawmy pytanie ostrzej; gdzie przebiega cienka granica między strażnikiem tradycji a hamulcowym zmian. Hamulcowym, który nie wpuszcza do miasta współczesnej architektury.

Gdyby w państwach Europy Zachodniej konserwatorzy zabytków mieli zbliżone do naszych uprawnienia, Paryż nie doczekałby się piramid w Luwrze. Podobnie jak w Londynie nie powstałoby London Eye. Nie powstałyby, bowiem tamtejszy konserwator zabytków by je przyblokował, twierdząc, że przecież "nigdy ich tam nie było".

To prawda, nigdy nie było piramid w Luwrze. Nigdy nie było - by posłużyć się przykładem pomysłu zastopowanego przez Kwapińskiego - nowoczesnych klatek schodowych przystawionych do murów kościoła świętej Katarzyny. Ale co z tego, że nie było? W latach świetności Gdańska, w XVI i XVII wieku, dokonano radykalnych zmian architektonicznych w średniowiecznych budowlach. Mam na myśli dość drastyczne ingerencje nowoczesnej, barokowej architektury. Czy Marian Kwapiński dopuściłby do tego, by w średniowieczne wnętrza naszych kościołów tryumfalnie wszedł barok (vide kościół świętego Mikołaja)? Obawiam się, że niczym Rejtan, nie wpuściłby nowatorów do kościołów.

Rodzi się więc pytanie, czy wojewódzki konserwator zabytków nie przypisuje sobie prawa do nieomylności w kwestiach architektonicznych. A tam, gdzie w grę wchodzi nieomylność, nie ma miejsca na dyskusję, na ścieranie się racji, czy koncepcji. Jest tylko miejsce na rozstrzygnięcia w rodzaju; "nie, bo nie".

Zresztą, gdyby to chodziło tylko o tereny położone w zabytkowym centrum Gdańska. Ale wojewódzki konserwator ingeruje także w inwestycje mające powstać na przykład na terenach postoczniowych, czyli na Nowym Mieście. Nie ma wprawdzie zastrzeżeń, co do wysokości planowanych budynków, ale chce sobie zastrzec prawo do opiniowania "sylwety inwestycji". Konia z rzędem temu, kto jest w stanie powiedzieć, co to jest sylweta inwestycji i wedle jakich kryteriów będzie opiniowana.

Każdy urzędnik, na przykład prezydent miasta, musi tłumaczyć się publicznie ze swoich decyzji. Konserwator nie musi. A jeśli już, to tylko swojemu przełożonemu w Warszawie.

Każdy urząd, każda osoba pełniąca funkcje publiczne, podlega publicznej ocenie. Nie tylko urząd miejski, nie tylko prezydent miasta, ale i urząd wojewódzkiego konserwatora zabytków. Proszę więc pana Mariana Kwapińskiego, by moich uwag nie brał do siebie. Bowiem to nie tyle on jest winien zaistniałej sytuacji, co obowiązujące w Polsce przepisy.

Nie bardzo wiadomo, jakimi kryteriami kieruje się urząd wojewódzkiego konserwatora zabytków. Inwestorzy twierdzą, że jego decyzje zazwyczaj trwają bardzo długo i oparte są o niejasne i często arbitralne kryteria. I - co moim zdaniem najgroźniejsze - konserwator jest w stanie zatrzymać praktycznie każdą inwestycję.

Tak było, gdy oprotestował zaprojektowany przez słynnego włoskiego architekta prof. Renato Rizziego teatr elżbietański w rejonie ul. Bogusławskiego. Spowodowało to zmniejszenie terenu inwestycji i rezygnację z realizacji "wiszących ogrodów" wzdłuż murów Głównego Miasta. Inna sprawa, że plan miejscowy obejmujący zmniejszony projekt także został oprotestowany i dopiero po licznych interwencjach udało się to załatwić.

Podobnie było z oprotestowaniem jednoprzestrzennego przekroju ulicy Wajdeloty. Ten protest był szczególnie dotkliwy, jako że modernizacja ulicy Wajdeloty, stworzenia z niej bulwaru pieszego, miała być jednym z elementów rewitalizacji Dolnego Wrzeszcza. Plan zawieszono ze stratą dla przestrzeni publicznej tej ulicy.

Kolejny protest dotyczył rejonu ulicy Okopowej, przy której planowaliśmy ważną inwestycję kolejową. Protest był o tyle zaskakujący, że "nowy" plan miejscowy jedynie powtarzał ustalenia planu już obowiązującego i zatwierdzonego tyczącego Wyspy Spichrzów Południe i Starego Przedmieścia. W wyniku tego protestu musieliśmy odstąpić od sporządzenia tego planu.

Brak zgody - przynajmniej na razie - na realizację kolejki linowej na Grodzisko, która to jest istotnym elementem programu Hevelianum.

To tylko kilka przykładów niezrozumiałych decyzji wojewódzkiego konserwatora zabytków. Jest ich daleko więcej, ale nie miejsce tu, by zanudzać Czytelnika szczegółami.

Jesteśmy dziś świadkami kończenia wielkich zmian śródmieścia Gdańska. W ciągu najbliższych pięciu, siedmiu lat Gdańsk w ramach nowożytnych obwarowań będzie w pełni odbudowany. Dotyczy to zarówno Wyspy Spichrzów, jak i Dolnego Miasta. Tempo tej odbudowy zależeć będzie głównie od trzech podmiotów. Po pierwsze od władz miasta, które są w tej kwestii zdeterminowane. Po drugie od zainteresowania inwestorów, które jest niemałe. Po trzecie wreszcie od wojewódzkiego konserwatora zabytków, który ma prawo weta przy każdej inwestycji.

I tu rodzi się pytanie zasadnicze. A mianowicie, jaka architektura jest możliwa w śródmieściu naszego miasta. Czy nasze wysiłki powinny koncentrować się na projektowaniu mniej lub bardziej udanych kopii budynków kiedyś tu stojących? A może możliwa jest współczesna architektura, która byłaby swoistą wariacją nowoczesności i tradycji? Mamy w tej kwestii ciekawe doświadczenia. Mianowicie w roku 2005 miasto zorganizowało międzynarodowy konkurs na współczesną kamieniczkę gdańską. Wyniki konkursu były niezwykle interesujące, pokazały jak można szukać współczesnego wyrazu architektonicznego dla zabytkowej części Gdańska.

Czy sprawa architektury, a więc wyglądu naszego miasta, zależeć winna tylko od uczestników zaklętego trójkąta architekt miejski - inwestor - konserwator zabytków? Nie sądzę. Jestem przekonany, w dyskusji na ten temat powinni wziąć udział także, a może przede wszystkim, mieszkańcy naszego miasta.

Potrzebna nam wielka społeczna debata nad obrazem naszego miasta. Nad gdańską architekturą. Nad kierunkiem, w którym powinniśmy pójść. Architektura to sprawa zbyt poważna, by decydowali o niej tylko urzędnicy, inwestorzy i architekci. Bowiem to ona, architektura, będzie decydowała o naszej przestrzeni życiowej. O naszym komforcie estetycznym lub o jego braku. Gdańsk potrzebuje takiej debaty. Wybór przed którym stoimy - mam nadzieję - nie ogranicza się do wyboru między architekturą spod znaku "Zieleniaka", a tą spod znaku kopiowania przeszłości.

Debata ta jest potrzebna właśnie dzisiaj, a nie w momencie, gdy pierwsze projekty będą odrzucane przez urząd wojewódzkiego konserwatora zabytków.

danziger - Pią Mar 09, 2007 11:13 am

Marian, nie daj się :hihi:
rispetto - Pią Mar 09, 2007 11:15 am

Dawno nie słyszałem naszego prezydenta tak mądrze mówiącego :hihi:
Corzano - Pią Mar 09, 2007 11:37 am

Chyba nie sądzisz, że sam to napisał?
A co do debaty. To ona nie toczy się przynajmniej od dekady?

Sabaoth - Nie Mar 18, 2007 11:25 pm

Odnalezione archiwum Wehrmachtu :wow:

Cytat:
Tajne dokumenty wywiadu. Wyroki śmierci za dezercję. Skierowania do Stutthofu za pijaństwo, a także zwykłe donosy. Towarzystwo Przyjaciół Gdańska ujawniło, że posiada kompletne archiwum kompanii wyborowej jednej z dywizji Wehrmachtu. Wśród żołnierzy znajdowali się mieszkańcy Pomorza.

4. kompania była częścią 7. zapasowego batalionu 7. Dywizji Monachijskiej Wehrmachtu. Jednostka, złożona w początkowej fazie w dużej części z fanatycznych SA-manów, walczyła na pierwszej linii przez całą II wojnę światową. Najpierw w Polsce, potem we Francji, a od czerwca 1941 roku do końca wojny - w ZSRR. 7. Monachijska należała do doborowych jednostek hitlerowskich sił zbrojnych. Mimo ogromnych strat zawsze była uzupełniana do pełnych stanów. Otrzymywała też najnowszą broń i wyposażenie. W jej skład, obok najlepszych piechurów i zesłanych tu za lżejsze przewinienia SS-manów, wchodziły dwa bataliony renegatów - Rosjan i Francuzów. Ale - nie tylko. Przeglądając listę stanów osobowych, odnajdujemy także swojsko brzmiące nazwiska - Górczyński, Dąbrowski, Skowronek. Miejsca zamieszkania: Tczew, Gdańsk, wioski na Kaszubach.

Nazwiska młodych Polaków (większość miała po 16, 17 lat) można znaleźć na niewykonanych wyrokach śmierci za dezercję. Inne pojawiają się na karnych skierowaniach do Stutthofu.

- W 7. Dywizji Monachijskiej do samego końca panował iście koszarowy rygor. Jeszcze w ostatnich dwóch dniach wojny kancelarię kompanii opuszczały rozkazy kontrataków przewidzianych na połowę maja. Wtedy też Dywizja Monachijska zajmowała pozycje obronne w okolicach Skowronek na Mierzei Wiślanej. Jej zadaniem było osłaniać ostatnie ewakuowane stamtąd oddziały. Doborowi piechurzy nie zdążyli stoczyć swojej ostatniej bitwy. 9 i 10 maja skapitulowali w okolicach Sztutowa - mówi Wojciech Molski, badający przebieg walk na wybrzeżu w 1945 roku.

Przed pójściem do niewoli żołnierze opiekujący się kancelarią starannie ukryli powierzone im dokumenty. Zrobili to na tyle skutecznie, że prawie 1000 pożółkłych kartek odnaleziono przypadkiem zaledwie kilka lat temu. - O istnieniu archiwum wiedzieliśmy od kilku miesięcy - mówi prezes Towarzystwa Przyjaciół Gdańska Piotr Mazurek. - Po wielu tygodniach negocjacji udało się je nam wykupić od prywatnej osoby. Teraz dokumenty są fotografowane i tłumaczone. W niedalekiej przyszłości zostaną wydane w specjalnym opracowaniu.

- Odnalezienie czegoś takiego to prawdziwa sensacja - mówi Izabela Kwiecińska, redaktor naczelna miesięcznika "Odkrywca". - Coś takiego, zwłaszcza w idealnym stanie, wychodzi na światło dzienne mniej więcej raz na dekadę. To znalezisko ma poza tym szczególny wymiar. Jest cenne nie tylko dla historyków wojskowości, ale także dla badaczy dziejów regionu.

Archiwum 7. Monachijskiej Dywizji Piechoty będzie można oglądać od 23 marca, przez trzy tygodnie, na specjalnej wystawie w siedzibie Towarzystwa Przyjaciół Gdańska, przy ulicy Warzywniczej 10a.

Marcin - Pią Mar 23, 2007 12:23 pm

Co prawda to nie gazeta.pl, ale jest to nawiązanie do poprzedniego postu.
Nieznane archiwum Wehrmachtu w Towarzystwie Przyjaciół Gdańska
Cytat:
Tajne dokumenty wywiadu. Rozkazy i raporty. Wyroki śmierci za dezercję. Skierowania do Stutthofu za pijaństwo. Archiwum kompanii wyborowej Wehrmachtu. Wśród żołnierzy znajdowali się mieszkańcy Pomorza.

Archiwum 7. Batalionu Zapasowego 7. Dywizji Monachijskiej Wehrmachtu, odnalezione w starych fortach, od dzisiaj zobaczyć można na wystawie w Towarzystwie Przyjaciół Gdańska.
Historia jest więcej niż sensacyjna. – O istnieniu archiwum wiedzieliśmy od kilku miesięcy. Istniała obawa, że zostanie rozproszone i wywiezione z kraju. Zainteresowanie było ogromne. Po wielu tygodniach negocjacji udało się je nam wykupić od prywatnej osoby. Teraz dokumenty są fotografowane i tłumaczone. Zostaną wydane w specjalnym opracowaniu – mówi Piotr Mazurek, prezes Towarzystwa Przyjaciół Gdańska.
Jak to się stało, że archiwum przetrwało? Przed pójściem do niewoli żołnierze opiekujący się kancelarią ukryli powierzone im dokumenty w forcie. Odnaleziono je przypadkiem podczas prac budowlanych. Kto? Pozostanie tajemnicą.
– Archiwum 4. Kompanii 7. Polowego Zapasowego Batalionu 7. Dywizji Monachijskiej jest unikatowe – zapewnia Piotr Mazurek – Wśród prawie 1000 stron dokumentów wiele poświęconych jest zarówno Polakom i Kaszubom siłą wcielonym do jednostki, jak i ostatnim miesiącom wojny. W archiwum są listy – stany osobowe jednostki, pełne nazwisk polskich i polskobrzmiących, nazwiska kaszubskie i innych narodowości (zależnie od miejsca, gdzie następował przymusowy pobór). Dywizję Monachijską Wehrmachtu utworzono w 1934 roku. Powstała w 7 okręgu wojskowym w Monachium. Od samego początku była jednostką elitarną. Na bieżąco uzupełniano jej stan. Stan osobowy monachijskiej prawie zawsze wynosił siedemnaście tysięcy ludzi.
Wojenny szlak dywizja rozpoczęła we wrześniu 1939 roku w Polsce. Koniec wojny zastał ją na Mierzei Wiślanej, Gdańsku i na Helu. Skapitulowała 9 maja 1945 roku.
Oprócz dokumentów, zachowały się elementy wyposażenia biurowego: spinacze, klej, taśma, linijka, ołówki, atrament marki Pelikan, komplet metalowych stempli, nieśmiertelniki – wszystko, co świadczy o unikatowości i kompletności zbioru. Jest nawet srebrny grawerowany kieliszek, należący do jednego z oficerów Dywizji Monachijskiej, i nożyk do otwierania korespondencji (wykuty z uszczelniacza pocisku dużego kalibru)
– Są tu rzeczy, które mogłyby stanowić kanwę do niezłego filmu szpiegowskiego – opowiada prezes Mazurek. – Jest zdjęcie miejsca, gdzie zostały prawdopodobnie zakopane dokumenty. Kiedy zostało wyjęte z opakowania, wyblakło i stało się nieczytelne. Przez kilka sekund udało się je nam obejrzeć i sfotografować.
– Dokumenty z chirurgiczną precyzją obnażają prawdę o ostatnim okresie wojny, wcieleniach przymusowych i tragediach dzieci, które powoływano do wojska, tylko dlatego że skończyły siedemnaście lat – mówi Piotr Mazurek – Na przełomie 1944/45 Monachijska stacjonowała w okolicach Stegny, więc wcielano do niej Polaków i Kaszubów. O tym, że nie odbywało się to bezboleśnie świadczą wpisy do rejestru kar za ucieczkę do domu rodzinnego, kara ciemnicy albo pobyt w obozie koncentracyjnym Stutthof, a nawet za opuszczenie pola walki – kara śmierci, bo i takie odnajdujemy wśród dziesiątków innych. Bardzo często miejsce pochówku było utajnione...
Są też inne wstrząsające dokumenty – powiadomienie o śmierci żołnierza – nigdy nie wysłane do adresata ze względu na zbliżający się koniec wojny, przestała bowiem funkcjonować poczta polowa. Chciałbym, żeby ta wystawa pomogła przełamać stereotypowe myślenie o przymusowych wcieleniach.
Archiwum 7. Monachijskiej Dywizji Piechoty można oglądać od dzisiaj, przez trzy tygodnie, na wystawie w siedzibie Towarzystwa Przyjaciół Gdańska, przy ulicy Warzywniczej 10a. Będzie czynna w dni powszednie od 11 do 16, a w weekendy od 11 do 15. Wstęp wolny.

knovak - Czw Mar 29, 2007 8:50 am

Cytat:
Dzwon w bazylice ma nowe serce
W dzwonie Gratia Dei z Bazyliki Mariackiej w Gdańsku bije nowe, holenderskie serce. Przez trzy dni fachowcy wciągali na kościelną wieżę i podwieszali 200-kilogramową część.

Ośmiotonowy Gratia Dei milczy od blisko roku. Wiosną 2006 r. stare serce urwało się i spadło na siatki zabezpieczające.

- Nie była to wielka strata, bo stare serce było niefachowo zrobione, za lekkie, dawało zły dźwięk - tłumaczy Grzegorz Szychliński, kustosz Muzeum Zegarów Wieżowych, oddziału Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. - Dzięki nowemu sercu dzwon będzie miał lepsze brzmienie.

Nowe serce Bazylika Mariacka zamówiła w znanej holenderskiej ludwisarni w Eijsbouts - tej samej, która odlała dzwony do gdańskich carillonów w kościele św. Katarzyny i Ratuszu Głównego Miasta. Holenderskie serce jest kute, a nie tak jak stare, wytoczone. Jest również blisko dwa razy cięższe od poprzedniego. Przez kilkanaście dni odwiedzający kościół Mariacki mogli je oglądać w kruchcie świątyni. Potem fachowcy z Muzeum Zegarów Wieżowych zaczęli wciągać 200-kilogramowe serce i 70-kilogramowy zaczep na wieżę. Dzwony w bazylice znajdują się na wysokości około 50 metrów. Pierwszym problemem były kręte schody i ciasna klatka schodowa, w której nie mieściło się serce. - Na szczęście okazało się, że w kościele jest winda towarowa, którą wwieźliśmy serce na wysokość kilkunastu metrów - tłumaczy Grzegorz Szychliński. - Potem klatka schodowa rozszerza się. Dalej wnosiliśmy serce na plecach - żeby je unieść, potrzeba było ośmiu mężczyzn.

To nie koniec kłopotów - gdy serce było już na górze, podwieszone linami do dzwonu, zaklinowało się między rurami podczas wciągania.

- Musieliśmy zrobić dodatkowy odciągnik, żeby je wydostać - opowiada dyrektor muzeum.

W środę udało się w końcu zamontować nowe serce w Gratia Dei. Ten olbrzymi dzwon odzywa się w uroczystych momentach, do jego rozkołysania służy silnik elektryczny. Drugi z mariackich dzwonów, ważący 2,5 tony Ave Maria, dzwoni w ciągu dnia na Anioł Pański. Te dwa dzwony rozbrzmiewają z wieży kościoła od 1972 roku. Gratia Dei został odlany ze szczątków swego poprzednika, dzwonu o tej samej nazwie, który stopił się podczas pożaru kościoła w 1945 roku. Wykonała go ludwisarnia Jana Felczyńskiego z Przemyśla.

Dzwony w kościele Mariackim

Przed II wojną światową w wieży kościoła Mariackiego w Gdańsku wisiało aż 6 dzwonów. Najstarszy z nich, Osanna, odlany został w 1373 r. Zwano go również dzwonem na trwogę. Po wojnie został odnaleziony w Niemczech, dziś znajduje się w kościele św. Andrzeja w Hildesheim. Największy dzwon - Gratia Dei z 1445 r. - ważył 6,5 tony, samo serce ważyło blisko 200 kg. Do jego rozkołysania trzeba było aż 12 mężczyzn. Nazywano go dzwonem modlitewnym, bo odzywał się trzy razy dziennie na Anioł Pański.

Poza tym w wieży Mariackiej znajdowały się również Apostolica z 1383 r. (dzwoniono nim w święta apostołów), Campana Cymbala z końca XIV w. (używano go w czasie uroczystości pogrzebowych), Dominicalis z 1432 r. (dziś w kościele Mariackim w Lubece) oraz Ferialis z 1463 r. - jego dźwięk słyszeli gdańszczanie w dni powszednie.

Dorota Karaś

źródło

jakusz - Pią Mar 30, 2007 9:58 pm

W dzisiejszym Dzienniku Bałtyckim, dokładnie w dodatku developer wspomniali coś o budowie apartamentowca o wysokości 70 m !!! W gre wchodza dwie działki róg ulicy Heweliusza i Rajskiej lub Heweliusz i Łagiewniki
villaoliva - Pią Mar 30, 2007 10:00 pm

Organika Tower i Heweliusz są wyższe :hihi:
Corzano - Wto Kwi 03, 2007 7:23 am

Kto chętny na Targ Sienny i Targ Rakowy

Mikołaj Chrzan napisał/a:
Holenderskiej firmie ING nic nie wyszło z planów zabudowy Targu Siennego i Targu Rakowego w Gdańsku. Miejscy urzędnicy szukają teraz nowego partnera. Wyłonić ma go międzynarodowy konkurs
Dziś te tereny nie należą do reprezentacyjnych części Gdańska. Są tam hale targowe Gildii, budka z hamburgerami, parkingi strzeżone i przystanki autobusowe. Nie ma tam prawie nic, co przyciągałoby turystów czy mieszkańców. Zupełnie inny obraz tego miejsca widać na deskach miejskich planistów. Tam Targ Rakowy i Targ Sienny to teren prawie całkowicie zabudowany: są tam nowe ulice, biurowce, sklepy i apartamentowce. Nowe budynki mają się pojawić nie tylko na wolnych dziś działkach, ale także na powierzchni, która powstanie z przykrycia torów kolejowych - pomiędzy ul. Hucisko a Armii Krajowej - gigantyczną betonową platformą. Pod platformą znajdzie się przystanek Gdańsk Śródmieście, do którego wydłużone zostaną tory trójmiejskiej Szybkiej Kolei Miejskiej.

Nie są to nowe pomysły - w Gdańsku mówi się o tym głośno od 2000 r., kiedy miasto podpisało list intencyjny z holenderską firmą deweloperską ING Real Estate. Rozmowy z Holendrami ciągnęły się latami, ważność listu intencyjnego kilkukrotnie przedłużano. Jednak w 2005 r. okazało się, że z kilkuletnich negocjacji nic nie wyjdzie.

Kolejna próba znalezienia inwestora ma zostać podjęta wkrótce. W Urzędzie Miejskim trwają przygotowania do międzynarodowego konkursu, który ma wyłonić firmę mającą zabudować niemal 5-hektarową działkę w centrum Gdańska. Byłaby to największa inwestycja budowlana w Gdańsku, nieoficjalnie koszty wyceniane są na 300-400 milionów euro. Większość terenów należy do miasta, więc najbardziej prawdopodobne będzie powołanie spółki.

- Chętnych na pewno nie zabraknie - uważa wiceprezydent Gdańska Wiesław Bielawski. - Projekt już teraz przyciąga wiele dużych, zagranicznych firm. Najlepszą formą selekcji będzie przeprowadzenie konkursu.

Podobnego zdania jest Iwona Bierut, dyrektor wydziału polityki gospodarczej gdańskiego magistratu, która pracuje nad przygotowaniem 3-etapowego konkursu: - Targ Rakowy i Targ Sienny to obecnie najbardziej atrakcyjny teren inwestycyjny w Gdańsku.

Konkurs - w polskiej i zagranicznej prasie - ma zostać ogłoszony w ciągu trzech miesięcy. Ostateczny termin zależy od wyniku rozmów z kolejarzami. - Chcemy przedstawić potencjalnym inwestorom komplet informacji potrzebnych do sporządzenia biznesplanu - tłumaczy Bielawski. - W tym celu chcemy sami wynegocjować stawki, które kolej będzie pobierała za możliwość użytkowania platformy zbudowanej nad torami.

Miejski projekt cieszy się poparciem Ministerstwa Transportu, ale mimo to rozmowy z PKP SA ciągną się już 14 miesięcy. - Gdy w ciągu najbliższych tygodni nie dojdziemy do porozumienia, będziemy po prostu musieli wyłączyć z projektu część kolejową - ostrzega wiceprezydent Bielawski.

Kolejarze uspokajają jednak, że nie trzeba będzie podejmować tak drastycznych kroków. - W pełni popieramy ten projekt - zapewnia Paweł Olczyk, dyrektor biura nieruchomości strategicznych PKP SA. - Zakończenie negocjacji możliwe jest w ciągu kilku najbliższych tygodni.

Marcin - Wto Kwi 03, 2007 8:14 am

Taaa... A stronka http://www.targsiennyrakowy.pl wciąż działa. :wink: :hihi:
Gdynka - Sro Kwi 04, 2007 8:10 am
Temat postu: Pomnik Kupały
:huuurra: Hurrrra będzie nowy pomnik!

Pomnik pisarza Kupały przy ul. Kupały
Cytat:
Krzysztof Katka2007-04-03, ostatnia aktualizacja 2007-04-03 17:10
Białoruscy dyplomaci i gdańscy radni uznali, że właściwym miejscem na pomnik pisarza Janka Kupały jest - a jakże - ulica Kupały. Tyle że nazwa ulicy pochodzi od... słowiańskiego bóstwa, nie od pisarza. :skolowany:

W Gdańsku Oliwie powstaje pomnik Janka Kupały, białoruskiego pisarza żyjącego w latach 1882-1942. Zgodę na lokalizację monumentu przy ul. Kupały wydali na wniosek konsulatu Białorusi gdańscy radni, którzy przyjęli w tej sprawie specjalną uchwałę. Kłopot w tym, że Kupała, od którego pochodzi nazwa ulicy, to nie Kupała pisarz.

- Ministerialne zarządzenie sprzed lat nakazywało nazywanie ulic na osiedlach według jakiegoś klucza. I tak w latach 60. ulicom w Oliwie nadano imiona bóstw i legendarnych władców słowiańskich - mówi Lidia Budzisz z wydziału geodezji Urzędu Miejskiego w Gdańsku.

Dlatego też ulica Kupały, bóstwa solarnego Słowian, przecina się z ulicą Rzepichy - legendarnej żony Piasta, a tuż obok przebiegają ulice Ziemowita, Mściwoja i Leszka Białego.

Okoliczni mieszkańcy od blisko 30 lat obchodzą święto swojej ulicy - Kupalnockę, przypadającą w nocy z 23 na 24 czerwca. To słowiański pierwowzór sobótki, podczas którego tańczono wokół ognisk, składano ofiary ze zwierzyny i palono magiczne zioła.
- Co roku spotykamy nad pobliskim potokiem, robimy ognisko, śpiewamy i puszczamy wianki na wodę - mówi Jerzy Dargacz, mieszkaniec domu, przy którym powstanie pomnik. - Nazwa naszej ulicy i związana z nią słowiańska tradycja nie ma nic wspólnego z białoruskim pisarzem.

Konsul Białorusi w Gdańsku Rusłan Jesin przekonuje, że w imię przyjaźni między narodami powinno się zaakceptować pomnik pisarza Kupały na ulicy bóstwa Kupały.
- Ta drobna niezgodność nie powinna nikomu przeszkadzać. 7 lipca będziemy obchodzili 125. rocznicę urodzin wielkiego pisarza i poety. Główną atrakcją uroczystości w Polsce będzie odsłonięcie jego pomnika w Gdańsku - mówi konsul. :party:

Dyplomata ma też propozycję dla mieszkańców, którym nie podoba się błędne kojarzenie ich ulicy z pisarzem. - Kto pozna twórczość Kupały, na pewno się do niego przekona. On nie pisał dla partii komunistycznej, lecz dla ludzi.

Dyplomaci wybrali plac pod pomnik w tym miejscu, ponieważ na niektórych planach Gdańska ul. Kupały figuruje błędnie jako Janka Kupały. - Sądzę, że to przez nadgorliwość urzędników, którzy za PRL, może pisarz Kupała był komunistą i dlatego naszemu bóstwu dodano imię Janek - mówi Jerzy Dargacz. Błędu jednak nikt dotąd nie skorygował. 8O

- A dla nas to klasyk i człowiek, który wiele zrobił dla kultury. Martwię się, żeby przez to zamieszanie miejscy radni nie zechcieli teraz unieważnić uchwały o pomniku - martwi się konsul Jesin.

- Nie ma obaw - zapewnia Bogdan Oleszek, przewodniczący Rady Miasta Gdańska. - Niech pisarz Kupała ma tam swój pomnik, nie będziemy nic zmieniać, żeby nie powodować większego bałaganu.

Pracownicy Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku przygotowali już plac pod pomnik. Wszystko powinno być gotowe do 7 lipca, jak życzył sobie tego konsul.

Jerzy Dargacz nie może uwierzyć w to, co się dzieje naprzeciw jego domu: - Staropolska tradycja nie ma nic wspólnego z białoruskim Kupałą. Władze miasta popełniają duży błąd, zezwalając na taki bałagan, poza tym strasznie śmieszna historia z tego wychodzi. Na odsłonięciu tego pomnika będzie można naprawdę nieźle się pośmiać.

* Janek Kupała (1882-1942) - białoruski poeta, który pierwsze swoje wiersze pisał po polsku. Naprawdę nazywał się Jan Łucewicz, ale zapamiętano go pod pseudonimem "Janek Kupała". Zaliczany jest do najwybitniejszych poetów białoruskich XX w. Debiutował w 1905 r. wierszem "Mużyk" ("Chłop"). Na Białorusi Kupała ma swoje muzeum, jego imię noszą ulice i teatr w Mińsku.


I nie wiele więcej nt. poety :arrow: w Wikipedii.

Corzano - Sro Kwi 04, 2007 8:17 am
Temat postu: Re: Pomnik Kupały
Gdynka napisał/a:
Hurrrra będzie nowy pomnik!

Nie mogę doszukać się najmniejszego związku pisarza z Gdańskiem. Dlaczego go tutaj stawiają? Przeoczyłem coś?

Gdynka - Sro Kwi 04, 2007 8:55 am
Temat postu: Re: Pomnik Kupały
Corzano napisał/a:
Gdynka napisał/a:
Hurrrra będzie nowy pomnik!

Nie mogę doszukać się najmniejszego związku pisarza z Gdańskiem. Dlaczego go tutaj stawiają? Przeoczyłem coś?

A że "wielkim poetą był" nie wystarczy? :wink:

Gdanszczanin - Sro Kwi 04, 2007 12:39 pm

To jest skandal!



Cytat:

Szczątki gdańszczan na wysypisku


Bożena Aksamit, Bartosz Gondek 2007-04-03, ostatnia aktualizacja 2007-04-04 10:35
Ludzkie szczątki, wykopane w trakcie budowy Galerii Bałtyckiej, trafiły przypadkiem na prywatną działkę budowlaną. Trzy czaszki i kilkanaście kości z przedwojennego cmentarza katolickiego Urania miało pojechać na wysypisko.

Za wywóz szczątków odpowiedzialna jest budująca Galerię niemiecka firma ECE Projekt Management Polska.

- Kilka dni temu zadzwoniła do mnie sąsiadka, prosząc o natychmiastowy przyjazd na moją działkę, po której walały się ludzkie szczątki - opowiada nasz czytelnik Piotr Jasiński. - Na hałdach świeżo przywiezionej ziemi walały się kości i czaszki. Natychmiast zawiadomiłem policję.

Ziemia, która trafiła na parcelę Piotra Jasińskiego, pochodziła z placu budowy Galerii Bałtyckiej.

- Miałem wywieźć tą ziemię z Galerii na wysypisko - powiedział "Gazecie" kierowca wywrotki. - Do Klukowa było bliżej, był chętny, więc pojechała gdzie indziej.

Rychło okazało się, że ludzkie szczątki pochodzą z katolickiego cmentarza Urania założonego w połowie XIX wieku u zbiegu dzisiejszych ulic Grunwaldzkiej i Kościuszki. Chowano tu katolików, w tym wielu przedstawicieli Polonii gdańskiej. Nekropolię zlikwidowano po wojnie, rozbijając nagrobki i niwelując grunt. Prace przy budowie węzła komunikacyjnego naruszyły teren dawnego cmentarza.

- Zawiadomiliśmy prokuraturę, a szczątki trafiły do Zakładu Medycyny Sądowej - tłumaczy Dominika Przybylska, rzecznik KMP w Gdańsku. - Już na oko widać, że kości mają kilkadziesiąt lat, ale musimy być pewni, że nie pochodzą z przestępstwa. Potem wyjaśnimy, jak to się stało, że te ludzkie szczątki trafiły na działkę w Klukowie.

Na łamach "Gazety" już dwukrotnie alarmowaliśmy o ludzkich szczątkach wychodzących spod ziemi przy okazji budowy centrum handlowego.

Mimo to kierownictwo firmy ECE, budującej Galerię Bałtycką, nadal udaje, że cmentarza we Wrzeszczu nie było.

- Nic o tym nie wiem. Jestem na urlopie. Nie interesuje mnie to - powiedział nam wczoraj Jan Dębski, dyrektor zarządzający ECE.

- Trzy tygodnie temu, zaniepokojeni publikacjami "Gazety", wysłaliśmy do inwestora i wykonawcy pismo informujące o tym, co należy zrobić ze znalezionymi kośćmi - opowiada Maciej Lisicki, wiceprezydent Gdańska. - Sam kiedyś kierowałem budową osiedla i zdarzyła mi się podobna historia. Pilnowałem wówczas wszystkich pracowników, aby z szacunkiem traktowali ludzkie szczątki i żeby wszystkie znalazły się na cmentarzu. To są elementarne zasady. Wystarczy zadać sobie pytanie: czy chciałbym, aby moich bliskich spotkał taki los. Myślę, że odpowiedź jest jedna.

- Niejednokrotnie powtarzałem, że na starym cmentarzu we Wrzeszczu powinno zrobić się ekshumację. To skandal, że tak nie uczyniono. Dowody mnożą się same - mówi znawca dziejów Gdańska Andrzej Januszajtis. - O ludzkie kości potykają się przechodnie. Włóczą je okoliczne psy. Trafiają do lasu i na działki. Brak poszanowania dla zmarłych to dla nas najgorsze świadectwo. Wystawiła je nam Galeria Bałtycka.

Gdy wczoraj rano zadzwoniliśmy do warszawskiej centrali ECE, o piśmie z gdańskiego magistratu nic nie wiedziano. Po kilku godzinach udało się je odnaleźć.

- Rzeczywiście, otrzymaliśmy je - przypomniała sobie Dominika Krzyżanowska-Kidawa, rzecznik ECE. - Powiadomiliśmy wszystkich kierowników budowy w Gdańsku, że powinni być szczególnie uczuleni podczas prac w obrębie dawnego cmentarza. To prawda, że ziemię wywozimy na wysypisko w Jasieniu lub do żwirowni Moczydło.

Wczoraj wieczorem rzecznik ECE zadzwoniła jeszcze raz do redakcji i przeprosiła mieszkańców miasta za zaistniały incydent. - Postaramy się, aby coś takiego się więcej nie zdarzyło - powiedziała Dominika Krzyżanowska-Kidawa.
http://miasta.gazeta.pl/t...12,4036584.html


villaoliva - Sro Kwi 04, 2007 12:53 pm

Było już :yyy:
Na ten temat :arrow: piszemy TU

Corzano - Sro Kwi 04, 2007 12:54 pm

Czy to na FDG nie jest trzeci cytat tego samego tekstu? :roll:
villaoliva - Sro Kwi 04, 2007 1:00 pm

TAK :D
Ale temte widać były pisane wczoraj w tym samym czasie.

Warto dzień zacząć najpierw od przeglądu forum a później dopiero gazet :wink:

villaoliva - Sro Kwi 04, 2007 1:04 pm

A co do Janka Kupały, to dziwne że konsulat Białoruski go tak wspiera pomnikowo.
Przecież on pisał po białorusku. Gdyby żył dziś to pewnie siedziałby za to w więzieniu.

Corzano - Sro Kwi 04, 2007 1:11 pm

villaoliva napisał/a:
Gdyby żył dziś to pewnie siedziałby za to w więzieniu.

Lub na Zachodzie. :wink:

knovak - Sro Kwi 04, 2007 1:20 pm

Czyli np. u nas... :wink:
Gdanszczanin - Sro Kwi 04, 2007 1:26 pm

Coż przejrzenie gazet zajmuje mniej czasu niż przeglądanie forum :)
jayms - Sob Kwi 21, 2007 12:07 pm

Ciekawe czy uda się zrealizować,któryś z tych pomysłów.


Miliardy euro dajcie nam na Euro

Maciej Sandecki

2007-04-20, ostatnia aktualizacja 2007-04-20 19:23

Kolejka SKM z Rębiechowa do Wrzeszcza, Słowackiego poszerzona jako droga krajowa, przejazd tunelem pod całym Sopotem - to nie marzenia, to realne plany, trzeba tylko w związku z Euro 2012 zmienić listę projektów finansowanych z unijnych funduszy - mówi marszałek pomorski Jan Kozłowski


fot. Kamil Gozdan / AG
Swój pomysł marszałek Jan Kozłowski przedstawi dzisiaj podczas II Pomorskiego Kongresu Obywatelskiego minister rozwoju regionalnego Grażynie Gęsickiej, która odpowiada za unijne fundusze. Plan jest prosty: cztery miasta - Warszawa, Gdańsk, Wrocław i Poznań, w których rozgrywane mają być mecze mistrzostw Europy 2012, powinny zdaniem marszałka Kozłowskiego otrzymać więcej z kasy UE, niż pozostałe, bo przed tymi miastami stoją większe zadania. Wczoraj przedstawiciele Ministerstwa Rozwoju Regionalnego zakończyli w Sopocie proces konsultacji społecznych Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko, w ramach którego Polska ma otrzymać z Unii najwięcej pieniędzy w latach 2007-2013 - ponad 40 miliardów euro. Przedstawiono listę inwestycji, które mają być za te pieniądze zrealizowane.

- Tę listę trzeba jak najszybciej zmienić, bo w związku z Euro 2012 zmieniły się warunki - mówił w trakcie konsultacji marszałek Jan Kozłowski. - Muszą znaleźć się tam nowe inwestycje konieczne do sprawnej organizacji mistrzostw.

Po pierwsze, marszałek chce wybudować połączenie kolejowe na lotnisko w Rębiechowie. SKM jeździłaby z portu lotniczego do dworca we Wrzeszczu (tu można by się było przesiąść) i dalej do przystanku przy samym stadionie Baltic Arena. - To inwestycja zorientowana nie tylko na mistrzostwa, ale na przyszłość, bo nasz port lotniczy prężnie się rozwija - mówi marszałek i szacuje, że koszt budowy linii kolejki na lotnisko to ok. 500 mln złotych.

Po drugie konieczne jest wybudowanie drugiej nitki ulicy Słowackiego w Gdańsku, dlatego marszałek proponuje przekształcić ją w drogę krajową. - I tak, i tak, trzeba ją poszerzyć, ale jak przemianujemy Słowackiego na drogę krajową, to możemy na to dostać pieniądze z Unii i budżetu państwa - stwierdza Kozłowski.

Po trzecie marszałek chce wpisać na listę unijnych inwestycji budowę tunelu pod Sopotem. - Połączenie drogowe między Gdańskiem a Gdynią musi być lepsze, bo w Gdyni podczas mistrzostw będzie baza hotelowa i boiska treningowe - mówi marszałek.

Nie wiadomo, czy rząd zgodzi się przekazać czterem miastom-organizatorom Euro dodatkowe pieniądze kosztem innych regionów, ale Kozłowski ma i na to pomysł. - Tak zwana ściana wschodnia Polski została objęta specjalnym programem Unii, a dodatkowo wschodnie województwa uczestniczą w programach dla całej Polski, to moim zdaniem nadmiar szczęścia - uważa marszałek. - Pieniądze, które ma dostać wschód, czyli ponad 2 miliardy złotych, można by oddać nam. Będę rozmawiał z marszałkami i prezydentami miast-organizatorów na ten temat. Stworzymy wspólny front w sprawie dodatkowych unijnych pieniędzy.

jayms - Sro Maj 09, 2007 4:29 pm

Romańskie piwnice otwarte dla turystów?

Przełom w sprawie romańskich piwnic odkrytych przy gdańskiej Hali Targowej. Powstaje projekt udostępnienia zwiedzającym podziemi całego dawnego skrzydła klasztoru Dominikanów.


Wielkopolski konserwator zabytków, który sprawuje pieczę nad pracami archeologicznymi przy Hali Targowej w Gdańsku, po raz kolejny odłożył decyzję o ostatecznym losie romańskich piwnic - tym razem do końca maja. W tym czasie ma powstać projekt zagospodarowania zabytkowych podziemi.

- Ta koncepcja zakładać będzie udostępnienie zwiedzającym nie tylko piwnic, ale i przylegającego do nich terenu, czyli całego dawnego skrzydła klasztornego - mówi Aleksander Starzyński, wielkopolski konserwator zabytków.

XIII-wieczne piwnice odkryte przez archeologów mają niewiele ponad 50 mkw. powierzchni (to fragmenty najstarszych zachowanych gdańskich zabudowań). Konserwator twierdził do tej pory, że to zbyt małe pomieszczenie, aby pozwolić tu wejść większej grupie turystów. Uważał również, że piwnice powinny zostać zasypane.

Sytuacja zmieniła się na wtorkowym spotkaniu z muzealnikami i kupcami dominikańskimi (dzierżawią od miasta tę działkę i szykują się do budowy na niej rynku warzywnego). Według najnowszego pomysłu cała podziemna część przeznaczona do zwiedzania miałaby ponad 200 mkw. i ciągnęłaby się od obecnego klasztoru Dominikanów aż do Hali Targowej. Od góry przykrywałaby ją płyta, na której stanęłyby stoiska handlowe. Kupcy zgodzili się, aby wejście do podziemi znajdowało się przy hali. Przygotowanie projektu koordynuje Muzeum Archeologiczne w Gdańsku.

- W pomieszczeniach przylegających do najcenniejszej części, czyli piwnic, można zaprezentować zrekonstruowane przez antropologów postaci dawnych gdańszczan, pokazać zabytki odnalezione przez archeologów w tym miejscu, puszczać film opowiadający historię klasztoru Dominikanów - mówi Henryk Paner, dyrektor Muzeum Archeologicznego w Gdańsku.

Koncepcja - projekt pomieszczeń, kosztorys, harmonogram prac - ma być gotowa w ciągu najbliższych dni.

- Jeśli zaakceptują ją kupcy dominikańscy, przedstawimy plan w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które zapowiedziało wsparcie finansowe tej inwestycji - tłumaczy Paner.

Zabudowa klasztornych podziemi według wstępnych ustaleń ma skończyć się jeszcze w tym roku. W następnym trwać będą prace wykończeniowe.

- W tej sytuacji nie ma czasu na zwłokę, trzeba szybko podejmować decyzje i działać - mówi konserwator Aleksander Starzyński. - Piwnice nie mogą być dłużej odkryte, już w tej chwili mury zaczynają pękać.

Wciąż nie wiadomo jednak, kto ma być gospodarzem nowego obiektu.

Źródło: Gazeta Wyborcza - Trójmiasto

Sabaoth - Czw Maj 17, 2007 2:20 pm

I znowu zacznie się dyskusja (mam nadzieję, że bez rękoczynów) na temat honorowych obywateli Wolnego Miasta Gdańska i Gdańska w PRL-u. :hihi:

Wycinanie obywateli

I dwa cytaty:

Cytat:
Wojna szykuje się w Szczecinie. Odebranie honorowego obywatelstwa Władysławowi Gomułce czy Nikicie Chruszczowowi raczej nie wywoła emocji, ale padła też propozycja, by tytułu pozbawić Eugeniusza Kwiatkowskiego - budowniczego portu w Gdyni, przedwojennego ministra, który położył wielkie zasługi dla rozwoju polskiego przemysłu. Niektórzy mają mu za złe, że po wojnie wrócił do Polski i został pełnomocnikiem rządu ds. odbudowy Wybrzeża. Inni podkreślają, że Kwiatkowski stawiał taki opór komunistom, że w 1948 r. przeniesiono go na emeryturę. - Ten i inne przypadki musimy dogłębnie zbadać - zapowiada Leszek Duklanowski, szef klubu radnych PiS w szczecińskiej radzie miasta. - Nie możemy wymazać z historii takiego autorytetu jak Kwiatkowski - burzy się Waldemar Dzikowski z klubu PO. Tu też radni chcą wystąpić o dokumenty do IPN.


Cytat:
Ustawa dekomunizacyjna przygotowana przez PiS zachęca także do rozprawy z patronami hitlerowskimi. Może się okazać, że na tej fali radni nie tylko rozprawią się z Adolfem Hitlerem, który wciąż jest honorowym obywatelem np. Koszalina, Kołobrzegu czy Gdańska, ale też z wielkim pisarzem Günterem Grassem, autorytetem polsko-niemieckiego pojednania. W zeszłym roku noblista przyznał się bowiem, że jako nastolatek służył w SS. - Musimy więc odebrać mu ten zaszczytny tytuł - twierdzi radny Kazimierz Koralewski z PiS. Szykuje się ostra wojna, bo rządząca Gdańskiem PO nie ma zamiaru karać Grassa. Niebawem wydaje mu nawet przyjęcie urodzinowe.

seestrasse - Czw Maj 17, 2007 2:31 pm

:vomit:
Sabaoth - Czw Maj 17, 2007 3:56 pm

seestrasse napisał/a:
:vomit:

Oj, jeszcze wiele razy sprawa wróci. Oszołomów nie brakuje.

Gdynka - Pią Maj 18, 2007 7:56 pm

Betonowe słupy szpecą miasto
Cytat:
Michał Tusk2007-05-18, ostatnia aktualizacja 2007-05-18 17:48

Pomiędzy nowymi torami na Podwalu Grodzkim stanęły nowe słupy trakcyjne. Betonowe kikuty kojarzą się raczej z Przymorzem niż Starym Miastem. Urzędnicy zapowiadają, że zajmą się nimi po zakończeniu przebudowy dróg w centrum
Betonowe słupy pojawiły się na skrzyżowaniu ul. Hucisko i Wałów Jagiellońskich przed miesiącem. - Z początku nie wierzyłam w to co widzę - mówi Joanna Ścibek z Moreny. - Byłam przekonana, że przy okazji tak dużego remontu słupy i latarnie zostaną wymienione na bardziej nawiązujące do klimatu starego Gdańska. Tymczasem postawiono tam brzydkie betonowe kikuty.

Sprawdziliśmy. Rzeczywiście na odcinku od Zieleniaka aż do budynku LOT-u jedyne prace związane z siecią trakcyjną polegały na wymianie starych betonowych słupów na nowe identyczne egzemplarze. Inaczej postąpiono np. przy modernizacji wiaduktu Błędnik. - Tam drogowcy pokazali, że nawet najbardziej toporną konstrukcję można przemienić w coś, co pozytywnie wtapia się w panoramę Głównego Miasta - mówi Ścibek.

Jak wyglądają nowe słupy w innych polskich miastach? W Krakowie w obrębie starówki (300 km>>) montuje się żeliwne słupy z ozdobnymi, rzeźbionymi elementami. Podobnie we Wrocławiu, gdzie miasto eksperymentuje nawet z kolorami słupów - ostatnio maluje je na niebiesko.

- Szkoda, że nie pomyślano o tym wcześniej - mówi nasza Czytelniczka. - Teraz gdy konstrukcje już stoją wtopione w betonowe fundamenty, ciężko będzie coś z nimi zrobić.

Okazuje się, że istnieje jednak rozwiązanie. Firmy produkujące słupy z elementami dekoracyjnymi wytwarzają również same elementy ozdobne, które można łatwo "doczepić" do istniejących słupów, które są ich pozbawione.

- Przyznaję, że na etapie przygotowywania modernizacji Podwala Grodzkiego i Wałów Jagiellońskich nikt nie pomyślał o estetyce słupów trakcyjnych :wow: - mówi Mieczysław Kotłowski, wicedyrektor Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku. - Na szczęście jeszcze nic straconego. Po zakończeniu remontu pomyślimy o wyposażeniu słupów w elementy ozdobne. Oczywiście musimy to uzgodnić z konserwatorem zabytków, który może mieć swoje uwagi i pomysły dotyczące tego tematu - zaznacza Kotłowski. Remont układu drogowego w centrum Gdańska kończy się w sierpniu.

W Krakowie w obrębie starówki (300 km>>) :hihi:

seestrasse - Czw Maj 31, 2007 6:32 pm

Janusz Christa nagrodzony :==
Cytat:
Medal dla Janusza Christy
pg
2007-05-31, ostatnia aktualizacja 2007-05-31 19:17
Trójmiejski rysownik komiksowy Janusz Christa znalazł się wśród trzech innych mistrzów tego gatunku odznaczonych przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego medalem "Zasłużony kulturze - Gloria Artis". Dwóch pozostałych to: Henryk Jerzy Chmielewski (twórca serii o Tytusie, Romku i A'Tomku) i Tadeusz Baranowski (spod jego ołówka wyszły m.in. takie postacie, jak Profesorek Nerwosolek czy Kudłaczek i Bąbelek).
Janusz Christa popularność zdobył w latach sześćdziesiątych, publikując codziennie tzw. paski komiksowe na łamach trójmiejskiej prasy. Stworzył postacie Kajtka i Koka - sprytnych marynarzy, którzy w późniejszych seriach podróżowali w kosmosie, by trafić wreszcie do średniowiecznego, słowiańskiego grodu. Kilkanaście albumów z ich przygodami, wydanych pierwotnie w latach 80. na trwałe weszło do historii polskiego komiksu.

ahmed - Czw Maj 31, 2007 10:33 pm

Klasa-wreszcie docenia sie u nas wybitnych twórców komiksowych!
danziger - Sob Cze 02, 2007 3:32 pm

ahmed napisał/a:
Klasa-wreszcie docenia sie u nas wybitnych twórców komiksowych!

Eee tam.
To podziękowania dla Papcia Chmiela za wsparcie Kaczaka w kampanii prezydenckiej. Christa i Baranowski są "na doczepkę".

ahmed - Sob Cze 02, 2007 3:41 pm

Cytat:
o podziękowania dla Papcia Chmiela za wsparcie Kaczaka

Uuu,nawet nie wiedzialem......

Gdanszczanin - Sob Cze 02, 2007 3:44 pm

Ciekawy sposób rozwiązywania konfliktów politycznych :hihi:
http://wiadomosci.gazeta....53,4196284.html
Cytat:

Dwóch radnych z Chojnic po latach awantur stoczy pojedynek bokserski.
W niebieskim narożniku radny miejski Andrzej Mielke z Chrześcijańskiego Ruchu Samorządowego: 50 lat, czwórka dzieci, 100 kilogramów wagi. Boks ćwiczył przez siedem lat, bilans - 70 walk, 50 wygranych. Jest magistrem politologii i inspektorem w starostwie.

W czerwonym narożniku radny powiatowy Mariusz Paluch: bezpartyjny, 35 lat, dwójka dzieci, 84 kilogramy wagi. Próbował boksować w podstawówce, ale trener uznał, że się nie nadaje. Magister marketingu i zarządzania, prezes parku wodnego.

"To lepsze niż ciąganie się po sądach"

- Każdy z nas będzie miał w ringu okazję, by bronić swoich racji. To lepsze niż ciąganie się po sądach - mówi Mielke.

Paluch: - Już zacząłem trenować. Wiem, że jak Mielke trafi mnie prawym sierpowym, to wylecę za linę, w końcu był wicemistrzem Pomorza.

W Chojnicach wszyscy wiedzą, że Paluch i Mielke się nie znoszą.

- Zaczęło się kilka lat temu, gdy zostałem prezesem parku wodnego. Nie mógł tego przeżyć, że sprzedawca samochodów będzie teraz szefował w aquaparku. Od tej pory wszystko, co robię, poddaje nieustannej krytyce - opowiada Paluch. Stara się, aby nikt nie zapomniał o nim i o miejskiej pływalni. Zorganizował wybory Miss Lata, pływackie mistrzostwa Polski przedszkolaków, a za trzy miesiące chce uruchomić samorządową rozgłośnię radiową. Miewał też gorsze pomysły. Dwa lata temu wymyślił niekonwencjonalną metodę walki z kradzieżami w swojej firmie. Poprosił pracowników o odciski palców. Zamierzał je porównywać z tymi ze skradzionych przedmiotów. Otrzymał upomnienie od burmistrza.

"Przyłapałem Palucha na paskudnej historii"

Mówi Mielke: - Przyłapałem Palucha na paskudnej historii. Jako prezes prowadził działalność gospodarczą wspólnie z przewodniczą rady nadzorczej parku wodnego. Burmistrz nie zwolnił Palucha, ale stanowisko straciła przewodnicząca Ewelina Piechowska.

Ostatnio radny Mielke próbował zakazać radnemu Paluchowi organizacji Targów Medycyny Alternatywnej na pływalni. Bez skutku, targi się odbyły. Znowu awantura.

Do walki dojdzie w lipcu w centrum miasta. Będzie zwieńczeniem gali boksu. Najpierw odbędą się w mecze juniorów, potem kilka pokazowych pojedynków - wśród nich boks dwóch radnych.

rispetto - Pon Cze 04, 2007 8:00 am

Gdanszczanin napisał/a:
Ciekawy sposób rozwiązywania konfliktów politycznych :hihi:
http://wiadomosci.gazeta....53,4196284.html
Cytat:

Dwóch radnych z Chojnic po latach awantur stoczy pojedynek bokserski.
W niebieskim narożniku radny miejski Andrzej Mielke z Chrześcijańskiego Ruchu Samorządowego: 50 lat, czwórka dzieci, 100 kilogramów wagi. Boks ćwiczył przez siedem lat, bilans - 70 walk, 50 wygranych. Jest magistrem politologii i inspektorem w starostwie.

W czerwonym narożniku radny powiatowy Mariusz Paluch: bezpartyjny, 35 lat, dwójka dzieci, 84 kilogramy wagi. Próbował boksować w podstawówce, ale trener uznał, że się nie nadaje. Magister marketingu i zarządzania, prezes parku wodnego.

"To lepsze niż ciąganie się po sądach"

- Każdy z nas będzie miał w ringu okazję, by bronić swoich racji. To lepsze niż ciąganie się po sądach - mówi Mielke.

Paluch: - Już zacząłem trenować. Wiem, że jak Mielke trafi mnie prawym sierpowym, to wylecę za linę, w końcu był wicemistrzem Pomorza.

W Chojnicach wszyscy wiedzą, że Paluch i Mielke się nie znoszą.

- Zaczęło się kilka lat temu, gdy zostałem prezesem parku wodnego. Nie mógł tego przeżyć, że sprzedawca samochodów będzie teraz szefował w aquaparku. Od tej pory wszystko, co robię, poddaje nieustannej krytyce - opowiada Paluch. Stara się, aby nikt nie zapomniał o nim i o miejskiej pływalni. Zorganizował wybory Miss Lata, pływackie mistrzostwa Polski przedszkolaków, a za trzy miesiące chce uruchomić samorządową rozgłośnię radiową. Miewał też gorsze pomysły. Dwa lata temu wymyślił niekonwencjonalną metodę walki z kradzieżami w swojej firmie. Poprosił pracowników o odciski palców. Zamierzał je porównywać z tymi ze skradzionych przedmiotów. Otrzymał upomnienie od burmistrza.

"Przyłapałem Palucha na paskudnej historii"

Mówi Mielke: - Przyłapałem Palucha na paskudnej historii. Jako prezes prowadził działalność gospodarczą wspólnie z przewodniczą rady nadzorczej parku wodnego. Burmistrz nie zwolnił Palucha, ale stanowisko straciła przewodnicząca Ewelina Piechowska.

Ostatnio radny Mielke próbował zakazać radnemu Paluchowi organizacji Targów Medycyny Alternatywnej na pływalni. Bez skutku, targi się odbyły. Znowu awantura.

Do walki dojdzie w lipcu w centrum miasta. Będzie zwieńczeniem gali boksu. Najpierw odbędą się w mecze juniorów, potem kilka pokazowych pojedynków - wśród nich boks dwóch radnych.


Już chciałem napisać, że tak powinno być zawsze jeśli chodzi o konflikty polityczne, ale uprzytomniłem sobie, że skończyłoby się to wszystko zwycięstwem Leppera :haha:
Mężczyźni boks, a kobiety? Tradycyjnie zapasy w kisielu? :lol:

seestrasse - Pią Lip 06, 2007 10:38 pm

Jarosław Wałęsa będzie przewodnikiem PTTK
gazeta wyborcza trójmiasto napisał/a:
Jarosław Wałęsa będzie oprowadzał turystów
Bożena Aksamit
2007-07-06, ostatnia aktualizacja 2007-07-06 21:52

Jest synem najbardziej znanego na świecie Polaka, posłem i właścicielem apartamentu w Pekinie. Teraz syn Lecha Wałęsy postanowił zostać przewodnikiem PTTK i legalnie oprowadzać wycieczki po Gdańsku
Jarosław Wałęsa ma 31 lat, jest bogaty, wykształcony, rozsądny, ale nie pozbawiony odrobiny szaleństwa.
- W październiku zaczynam chodzić na kurs dla przewodników - mówi gdański poseł. - Kurs potrwa do kwietnia, następnie czeka mnie egzamin wewnętrzny w PTTK i państwowy w Urzędzie Wojewódzkim. Potem zamierzam oprowadzać wycieczki po Gdańsku.
- Skąd ten pomysł? - pytam.
- Lubię robić coś nowego. Gdańsk to moje miasto, ma kapitalną przeszłość. Od zawsze się tym interesowałem, teraz moja wiedza będzie uporządkowana.
To niejedyna pasja polityka. Gdy studiował na Uniwersytecie św. Krzyża w Massachusetts, postanowił zostać didżejem.
- Potrafiłem przez 10 godzin miksować muzykę, bez żadnych przerw na jedzenie, picie, nie mówiąc już o toalecie. Gubiłem i zatracałem się w tym wszystkim. Można powiedzieć, że osiągałem stan nirwany. Z tego stanu najczęściej wyrywali mnie sąsiedzi, kiedy dochodziła północ, a ja na cały regulator puszczałem muzykę. Pukali w ścianę i kazali mi to ściszyć. Mieszkałem wtedy w akademiku.
Aby zarobić, Wałęsa junior kupił niedawno za 40 tys. dolarów 140-metrowy lokal handlowo-użytkowy w Pekinie. Nieruchomość obejrzy za rok, gdy odwiedzi stolicę Chin podczas letniej olimpiady.
Najmłodszy syn prezydenta RP poza pracą w polityce i biznesie, zdążył poznać także smak pracy fizycznej, m.in. kładł dachówki i malował płoty.
Zajęcia na kursie dla przewodników trwają prawie rok, trzy dni w tygodniu i kosztują 2 tys. zł. Kursantów czeka 320 godzin wykładów z geografii, historii i architektury. Do zawodu przewodnika niezbędne są silne nogi i mocny głos.
- Wszystkich chętnych zapraszam przyszłą wiosną na wycieczkę - uśmiecha się Jarosław Wałęsa. - Będziemy maszerować uliczkami hanzeatyckiego Gdańska. Mam nadzieję, że nikt nie poczuje się zawiedziony.

niech no tylko powie STARÓWKA (300 km>>) (300 km>>)... :bejsbol: :mrug:

Corzano - Sob Lip 07, 2007 6:38 pm

Jarosław Wałęsa napisał/a:
Będziemy maszerować uliczkami hanzeatyckiego Gdańska.

A nie piastowskiego? :wink:

seestrasse - Sob Lip 07, 2007 6:39 pm

on nie jest w LPR :hihi:
Gdynka - Pią Lip 20, 2007 7:32 pm

Główne Miasto będzie pełne bruku :hurra:
Cytat:
Trwa rewitalizacja gdańskiego Głównego Miasta. Tuż po sezonie rozpoczną się prace przy odtworzeniu nawierzchni brukowej aż pięciu kolejnych uliczek

Pierwszą znaczącą inwestycją było odnowienie przed rokiem ciągu ulic Piwnej i Chlebnickiej. W czerwcu tego roku zakończono z kolei prace brukarskie na uliczkach - Dzianej i Pończoszników. Równocześnie kosztem prawie 2 mln zł całkowicie zmodernizowano i odnowiono most Wapienniczy nad kanałem Raduni, tuż przed jego ujściem do Motławy.

- To szczególnie cenny obiekt - mówi Romuald Nietupski, dyrektor Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku. - Nie dość, że obecna konstrukcja jest całkowicie oryginalna, gdyż most nie został nawet uszkodzony podczas wojny, to do tego jest to jedyny gdański obiekt stylizowany na klasyczny rzymski most łukowy.

Obiekt oprócz wzmocnienia do dzisiejszych standardów (teraz mogą po nim jeździć pojazdy o masie do 40 ton) otrzymał stylowe latarnie i iluminację. Nawierzchnię asfaltową wymieniono na brukowaną.

Gdy tylko skończy się sezon turystyczny, drogowcy ruszą z kolejnymi pracami rewitalizacyjnymi. Pod młotki brukarzy pójdą ul. Kaletnicza, Kuśnierska, Bosmańska, Mydlarska i plac przed bramą św. Ducha. Zakończenie wartych ok. 3 mln zł prac zaplanowano na czerwiec 2008 r. - Wbrew pozorom nasze zabiegi to nie tylko zerwanie asfaltu i położenie bruku - mówi Nietupski. - Każdy taki remont jest powiązany z kosztowną wymianą będących w fatalnym stanie instalacji podziemnych.

Gotowe są już projekty odnowienia kolejnych ulic, w tym m.in. Latarnianej wraz z montażem pierwszych od wielu lat latarni gazowych w Gdańsku. ZDiZ szykuje się też do wielkiej rewitalizacji Traktu Królewskiego.

Michał Tusk2007-07-17, ostatnia aktualizacja 2007-07-18 09:39
Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

gargoyle dfl - Pią Lip 20, 2007 7:48 pm

Cytat:
wraz z montażem pierwszych od wielu lat latarni gazowych

:==

Gdynka - Sro Sie 15, 2007 6:01 pm
Temat postu: Danziger Straße, Berlin
Ze śledziowych stron z minionego piątku - Danziger Straße, Berlin

Cytat:
Mamy swoją ulicę w Berlinie - Danziger Straße, czyli ulicę Gdańską. Ma trzy kilometry, na oko jest przynajmniej dwa razy dłuższa od pobliskiej Warschauer!

Stacja metra nr 2 - tu się kończy lub zaczyna (jak kto woli) Danziger StrasseNie mamy się czego wstydzić, a nawet możemy być dumni. Ulica Gdańska w Berlinie jest szeroka, długa i ważna

Przedłużeniem naszej ulicy od południa jest Petersburger, od północy Eberswalder Straße. Ulica Gdańska została wytyczona w 1822 r. Początkowo nazywała się po prostu Communicationsweg, czyli droga komunikacyjna, od 1874 r. była już "nasza". I tak było do 1950 r., gdy włodarze wschodnioniemieckiego Berlina przemianowali ją na Dimitroff Straße - ku czci Georgia Dimitrowa, pierwszego premiera komunistycznej Bułgarii, w latach 30 oskarżanego o podpalenie Reichstagu. Na szczęście w 1995 r. przypomniano sobie o tradycyjnej nazwie tej arterii i odtąd znów mamy swoją Danziger. Tyle historii, a jak jest dzisiaj?

Gdański doener

Danziger łączy dwie ulubione przez młodych berlińczyków dzielnice mieszkaniowo-rozrywkowe wschodniego Berlina: Prenzlauerberg i Friedrichshain. Ma trzy, miejscami cztery pasy ruchu w każdą stronę, środkiem biegnie linia tramwajowa M10, prowadząca do wieńczącej ją na północy stacji metra nr 2. Są tu dwa parki i dwa domy kultury, teatr, szpital, 10 zakładów fryzjerskich, cztery pogrzebowe, dziesiątki restauracji i knajpek, nie wliczając w to zatrzęsienia doenerów, czyli barów serwujących mięso i warzywa w bułce, u nas zwanych raczej gyrosami lub kebabami.

I właśnie do jednego z takich przybytków zarządzanych zwykle przez berlińskich Turków wchodzę i pytam: "Jak się pracuje na Danziger? Czy wie pan, skąd pochodzi ta nazwa?"

- A dziękuję, pracuje się dobrze, ale bardzo dużo - odpowiada Riza Kurt, właściciel doenera "Aspendos Grillhaus". - Wiem, że Gdańsk to miasto w Polsce, wyczytałem w gazecie, kiedy zmieniali nazwę tej ulicy. Mówi pani, że nad morzem i że są ładne plaże? No, tego nie wiedziałem, chętnie się wybiorę, jeśli w końcu kiedyś wezmę urlop.

Riza Kurt prowadzi bar przy Danziger od 1999 r. Dla niego to tętniąca życiem ulica, jedna z najruchliwszych w Berlinie. Od kiedy kilka lat temu w starym browarze tuż za rogiem powstało centrum kulturalno-rozrywkowe, klientów ma prawie na okrągło. Dlatego bar czynny jest 20 godzin na dobę. Nigdy nie ma całego wolnego dnia. Na szczęście w pracy pomaga mu pięcioro dzieci.

- To takie diabelskie koło, cały czas się kręci, a kolejna zmiana wskakuje w biegu - mówi Riza Kurt.

Gdańsk? Przykro mi

Cały czas kręcą się też bębny pralek w salonie pralniczym po przeciwnej stronie ulicy. Tutaj spotykam Elenę Monteagudo, która dwa miesiące temu przeprowadziła się do Berlina z Kraju Basków w Hiszpanii. Przyjechała do swojego chłopaka, mieszka dwa kroki stąd, a pierze zawsze właśnie w salonie przy Danziger.

- Przykro mi, ale nigdy nie słyszałam o Gdańsku, nie wiedziałam nawet, że w nazwie tej ulicy chodzi o jakieś miasto - dziewczyna uśmiecha się przepraszająco, ładując bieliznę do pralki. - Zabawna ta ulica, na przykład punkt spotkań pod stacją metra, tyle tam zawsze ludzi, jedzą, piją piwo, naprawdę dużo ruchu, zwłaszcza wieczorem, gdy wszyscy wędrują do pobliskich klubów.

Elena jest absolwentką ekonomii, szuka pracy w Berlinie, chce być menedżerem albo pracownikiem biurowym.

- Na razie nie przejmuję się za bardzo, że nic nie znalazłam. Dwa miesiące pisania listów motywujących to jeszcze żaden powód do frustracji, prawda? - mówi i wraca do prania. Jej dzisiejsza lektura na czas trwania programu do kolorów to gramatyka niemiecka.

Idąc w dół Danziger mijam szereg sklepów. Kupić można fajki wodne, koszulki (motywy: wieża telewizyjna z Alexanderplatz, najmłodsza gwiazda Berlina biały niedźwiadek Knut, Brama Brandenburska), winylowe płyty dla didżejów, odzież i jedzenie z Ameryki Południowej w "Anden-Shop". Wchodzę do tego ostatniego przybytku spodziewając się smagłego Indianina. A tu niespodzianka - z zaplecza wychodzi postawna blondynka. Verena Blum de Sardón, była żona Peruwiańczyka, matka dwójki dzieci, otworzyła sklep z produktami południowoamerykańskimi w grudniu 2006 r. Przed wizytą w "Anden-Shop" nie miałam pojęcia, że można kupić ziemniaki suszone w kawałeczkach lub w zalewie (zamknięte w wielkich słojach), albo że ziarno kukurydzy może mieć wielkość dorodnego końskiego zęba.

Gdańsk zza burty

- Danziger to bardzo, bardzo długa ulica. Jak reklamuję gdzieś mój sklep, zawsze podaję, że to przy skrzyżowaniu z tą a tą ulicą, bo gdyby ktoś zaczął szukać ze złej strony, mógłby się zmęczyć i nie dojść już do mnie - mówi pani Verena. - A w Gdańsku byłam. Miałam jakieś 12-13 lat. Pływaliśmy po Motławie i po morzu, niewiele widziałam i niewiele pamiętam, bo wisiałam z głową za burtą. Najlepiej pamiętam takie naklejki ze smerfami, które kupiłam gdzieś w mieście. To były podróby zachodnich, ale i tak się cieszyłam, bo w NRD nie było wtedy żadnych nalepek.

Właścicielka sklepu pamięta też czasy, gdy Danziger nazywała się Dimitroff - jeszcze gdy studiowała w Berlinie. Uważa, że zmiana nazwy nie była akcją protestacyjną przeciwko przynależności Gdańska do Polski.

- Po prostu, wszystkie reprezentacyjne ulice w Berlinie musiały się wtedy nazywać na cześć komunistów z całego świata - tłumaczy Verena Blum. - Mam jeszcze w domu mapę z tamtych lat, na przykład jedna z sąsiednich arterii zwała się Ho Chi Minh Straße, po założycielu Demokratycznej Republiki Wietnamu.

Na Danziger powoli się ściemnia, miejscowi wracają do domu. Poluję więc na jakiegoś mieszkańca. Wszyscy są zabiegani, jedynie szczupły szatyn z dredami do pasa i kolczykiem w nosie niespiesznie wchodzi w jedną z bram. To Chris Brückner, student rolnictwa na berlińskim Uniwersytecie Humboldta. Właśnie pisze pracę magisterską - pierwsza strona już gotowa! Teraz ma przerwę na film - z pobliskiej wypożyczalni niesie "Labirynt Fauna". Chris przyjechał z niedalekiego Szprewaldu, mieszka w Berlinie od siedmiu lat, od początku w okolicach Danziger, od trzech lat na tej ulicy.

- Lubię to miejsce. Ludzie, którzy tu mieszkają są sympatyczni, otwarci, barwni, alternatywni. Jest dużo młodzieży z subkultur, ale także znani aktorzy i bogaci biznesmeni - mówi Chris zaliczając siebie do przedstawiciela alternatywy. - Byłem raz w Polsce, jeszcze w szkole z wycieczką w Krakowie i Oświęcimiu. Do Gdańska jeszcze nie zawitałem, ale ciągnie mnie do Polski, mój tata wychował się na Śląsku, a babcia jest Polką.

Ładną mamy ulicę w Berlinie i każdy gdańszczanin zwiedzający stolicę Niemiec powinien się tu pojawić. Poza tym Danziger faktycznie prowadzi do Gdańska :==
- wystarczy skręcić z niej raz w prawo, a później już prosto przez Szczecin do Gdańska.

W Gdańsku ulicy Berlińskiej nie znajdziemy. Nigdy też jej tutaj nie było. Może czas najwyższy? Choćby jakąś malutką, na którymś z powstających osiedli?
Izabela Jopkiewicz

fritzek - Sro Lis 07, 2007 1:18 am

Dom podcieniowy w Żuławkach
Park barokowy Migowo

Gdynka - Sob Lis 17, 2007 7:38 pm
Temat postu: Mariacka 42
Książki o Gdańsku w różnych językach
Cytat:
W samym sercu miasta, w kamienicy przy ul. Mariackiej, powstanie biblioteka ze zbiorami dotyczącymi Gdańska. Książki, informatory i mapy w różnych językach mają przyciągać mieszkańców i turystów

W zabytkowej kamienicy pod numerem 42 mieściła się filia nr 10 Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej. Miesiąc temu do lokalu wkroczyli robotnicy. Remont ma się zakończyć wiosną. - Będzie wygodnie, elegancko i funkcjonalnie - mówi Paweł Braun, wicedyrektor WiMBP - Biblioteka zajmie parter i antresolę kamienicy. Wnętrze będzie nawiązywać do charakteru ulicy i mieszczańskich tradycji, z gdańskimi meblami włącznie.
Przy Mariackiej 42 znajdą się tysiące publikacji dotyczących wyłącznie Gdańska, bądź stworzonych przez gdańskich pisarzy. - Będziemy gromadzić książki, albumy, informatory, czasopisma - wylicza Braun. - Nie tylko po polsku, ale i angielsku, niemiecku, rosyjsku, francusku. Część zbiorów przeniesiemy tutaj z innych filii. Planujemy stworzyć taki bank informacji o mieście, z którego skorzystają zarówno mieszkańcy, jak i przyjezdni. Będą także komputery z dostępem do internetu i nowoczesna czytelnia. Wszystko bezpłatnie.

Mariacką wybrano nieprzypadkowo. Tu trafia przecież każdy turysta. - Goście odwiedzający tę magiczną uliczkę oczekują takiego właśnie miejsca - mówi Braun. - Zaglądali do starej biblioteki i pytali, jak gdzieś dojść, gdzie można dobrze zjeść. Teraz wszystkie te informacje tutaj znajdą.

Pomysłodawcy projektu zaznaczają, że placówka służyć będzie także mieszkańcom, żądnym informacji o mieście. Kiedy wielkie otwarcie?
- Myślę, że ruszymy już w marcu
- odpowiada Braun.
Jowita Kiwnik
:==
nad stawem - Sob Lis 17, 2007 8:58 pm
Temat postu: Re: Danziger Straße, Berlin
Gdynka napisał/a:
Ze śledziowych stron z minionego piątku - Danziger Straße, Berlin

Cytat:
Mamy swoją ulicę w Berlinie - Danziger Straße, czyli ulicę Gdańską. Ma trzy kilometry, na oko jest przynajmniej dwa razy dłuższa od pobliskiej Warschauer!


Na Danziger powoli się ściemnia, miejscowi wracają do domu. Poluję więc na jakiegoś mieszkańca. Wszyscy są zabiegani, jedynie szczupły szatyn z dredami do pasa i kolczykiem w nosie niespiesznie wchodzi w jedną z bram. To Chris Brückner, student rolnictwa na berlińskim Uniwersytecie Humboldta. Właśnie pisze pracę magisterską - pierwsza strona już gotowa! Teraz ma przerwę na film - z pobliskiej wypożyczalni niesie "Labirynt Fauna". Chris przyjechał z niedalekiego Szprewaldu, mieszka w Berlinie od siedmiu lat, od początku w okolicach Danziger, od trzech lat na tej ulicy.

- Lubię to miejsce. Ludzie, którzy tu mieszkają są sympatyczni, otwarci, barwni, alternatywni. Jest dużo młodzieży z subkultur, ale także znani aktorzy i bogaci biznesmeni - mówi Chris zaliczając siebie do przedstawiciela alternatywy. - Byłem raz w Polsce, jeszcze w szkole z wycieczką w Krakowie i Oświęcimiu. Do Gdańska jeszcze nie zawitałem, ale ciągnie mnie do Polski, mój tata wychował się na Śląsku, a babcia jest Polką.

Ładną mamy ulicę w Berlinie i każdy gdańszczanin zwiedzający stolicę Niemiec powinien się tu pojawić. Poza tym Danziger faktycznie prowadzi do Gdańska :==
- wystarczy skręcić z niej raz w prawo, a później już prosto przez Szczecin do Gdańska.

W Gdańsku ulicy Berlińskiej nie znajdziemy. Nigdy też jej tutaj nie było. Może czas najwyższy? Choćby jakąś malutką, na którymś z powstających osiedli?
Izabela Jopkiewicz


artykoł nawet fajny pokazujący charakter ulicy .

ale autorka wydaje mi się nie była nigdy na tej ulicy .
pod i nad Danziger Str. nie jedzie do dnia dzisiejszego żadna linia metra .
planowane było połączenie Warschauer Str. z Schoenhauserallee wzdłoż a właściwie nad (dlatego jest taka szeroka ) Danziger str. ale to bardzo,bardzo dawne czasy .
Przystanku metra Danziger Str. też nie ma w Berlinie.
najbliższy przystanek na linii U-2 to Eberswalder Str. ale to nie jest żaden końcowy przystanek,
w kierunku Pankow (dzielnica Berlina ) są jeszcze trzy a wkierunku Ruhleben (dzielnica Berlina ) jest jeszcze 25 przystankow .
jeszcze jednej drobnostki ta pani się w lekturze nie doczytała
a mianowicie , że w latach 1874-1950 ciąg tej ulicy składał się z dwoch ulic
Danziger Straße (1874-1950)
Elbinger Straße (1874-1950)

a tu ciekawy link
http://www.jurkun.de/strassen/danziger.htm

knovak - Pią Lis 23, 2007 10:32 am

Admirał Dickman uczczony w bazylice

Cytat:
Admirał Dickman uczczony w bazylice

W Bazylice Mariackiej pojawiła się nowa płyta nagrobna. Widnieje na niej herb marynarki wojennej i napis: "Arndt Dickman Admirał Polskiej Floty Królewskiej. Zwycięzca Bitwy pod Oliwą". 28 listopada 1627 r., flota Zygmunta III Wazy dowodzona przez Holendra Arndta Dickmana, pokonała szwedzką eskadrę blokującą port w Gdańsku. Admirał, ranny w obie nogi, zmarł pod koniec bitwy. Pochowano go 2 grudnia 1627 r. w Bazylice Mariackiej. Przez lata zapomniano, gdzie dokładnie spoczął. Udało się to odtworzyć dzięki zaangażowaniu wielu naukowców. Położenie płyty nagrobnej, której poświęcenie nastąpi 2 grudnia, będzie zwieńczeniem poszukiwań mogiły admirała.

Źródło: GW Trójmiasto

Marcin - Wto Lis 27, 2007 11:44 pm

Słynne lipy potrzebują troskliwej opieki
Cytat:
Jemioła atakuje zabytkowe lipy tworzące dawną Wielką Aleję Lipową - dziś al. Zwycięstwa. Miasto zapewnia, że robi wszystko, aby uratować drzewa

Al. Zwycięstwa to wyjątkowa arteria w Trójmieście. Od 240 lat zdobią ją bowiem szpalery lip rosnących pomiędzy jezdniami. Drzewa ufundował w 1767 r. burmistrz Gdańska i równocześnie wybitny fizyk, Daniel Gralath. Zasadzono wtedy ok. tysiąca drzew. Dziś większość z nich jest w fatalnym stanie, do tego wiele zostało zaatakowanych przez pasożytniczą jemiołę. - Lipy z al. Zwycięstwa wyglądają bardzo słabo - ocenia pan Tomasz, jeden z naszych czytelników. - Jemioły, która wyrasta na drzewach, nikt nie usuwa. Do tego wydaje mi się, że wiele lip uszkodzono podczas modernizacji biegnącego tamtędy torowiska.

Andrzej Dąbrowski, kierownik działu utrzymania zieleni w Zarządzie Dróg i Zieleni w Gdańsku uspokaja: - To, że jemioła pojawia się na drzewach jest zjawiskiem normalnym. Co do lip w al. Zwycięstwa, to regularnie co 10 lat każde z drzew jest konserwowane i czyszczone. Podczas ostatniego remontu drzewa były dobrze zabezpieczone, choć mogły zdarzyć się pojedyncze uszkodzenia mechaniczne.

Na czym polegają takie prace?

- Odcinamy stare, chore konary. Wszystko oczywiście konsultujemy z pomorskim konserwatorem zabytków, ponieważ aleja znajduje się pod jego ochroną - mówi urzędnik.

Według Andrzeja Dąbrowskiego lipy dożywają już kresu swoich dni i dlatego stają się coraz słabsze. - Z tysiąca oryginalnych drzew do dziś pozostało 367 sztuk. Reszta to lipy dosadzone na przestrzeni ostatnich dwustu lat. Pamiętajmy, że te najstarsze okazy pamiętają jeszcze pierwszą Rzeczpospolitą.

Miasto zamierza uzupełniać braki w zadrzewieniu ulicy. W przygotowaniu jest także kompleksowy projekt rewitalizacji dawnej Wielkiej Alei.


villaoliva - Sob Gru 01, 2007 1:30 pm

Hipodrom znowu będzie wizytówką kurortu

Cytat:
Sopoccy urzędnicy uznali zaniedbany hipodrom za "czarny punkt" na mapie kurortu i postanowili się o niego zatroszczyć. Jeśli zdobędą pieniądze (prace współfinansować ma Unia Europejska), już wkrótce fanów wyścigów konnych przestaną straszyć spróchniałe trybuny i zrujnowane kasy biletowe.

- Chcemy wyremontować część zabytkową - mówi Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz, pełnomocnik prezydenta Sopotu ds. hipodromu. - Te budynki pochodzą z przełomu XIX/XX wieku, prawie się rozsypują i koniecznie potrzebują remontu.

Odrestaurowanie zabytkowych pomieszczeń odbędzie się pod okiem konserwatora zabytków. Nowe trybuny są niezbędne, bo widzów jest coraz więcej, a liczba imprez także rośnie. - Co tydzień, dwa organizujemy wyścigi, w których bierze udział około stu koni - mówi z dumą Koczurowska. - Mamy nadzieję, że dzięki modernizacji zawodów będzie jeszcze więcej.

Generalny remont czeka także stajnie. Zgodnie z planem przez obecny teren hipodromu mają przechodzić drogi Zielona i Czerwona. Żeby je wybudować, konieczne jest wyburzenie kilku budynków - m.in. stajni, budynków mieszkalnych, garaży i małego hotelu. Wszystkie odbudowane zostaną w innym miejscu, w pobliżu powstającej hali sportowo-widowiskowej, od strony ul. Łokietka. - Hipodrom trochę się zmniejszy - przyznaje Koczurowska. - Nie stracimy jednak nic z płyty toru, czyli terenu zielonego. A konie na zamianie lokum zyskają. Stare stajnie powstały jeszcze w latach 50., przypominają obory, nie spełniają standardów europejskich. Nowe boksy chcemy wyposażyć nawet w solaria dla koni.

Inwestycja wyceniana jest na 30 mln zł. Jeśli Sopot dostanie dotacje, prace ruszą w 2009 r. Potrwają około dwóch lat. Od poniedziałku do Urzędu Miasta w Sopocie wpływają projekty zagospodarowania terenu.



feyg - Pon Gru 31, 2007 3:14 pm

Pruska pamiątka po gdańskim garnizonie
Cytat:
Zamiast faktorii kupieckich, spichlerzy i statków handlowych - forty, koszary, szkoła wojskowa i baza wielkich okrętów wojennych. Taki los zafundowali Gdańskowi po zakończonym 16 czerwca 1815 roku kongresie wiedeńskim Prusacy. Niegdyś prężne miasto zamieniono w silny garnizon. Stacjonujące w nim oddziały przeniesiono pod koniec XIX w. do nowych koszar we Wrzeszczu, Nowym Porcie i na Dolnym Mieście. W 1890 r. stworzono z nich 36. Dywizję Cesarstwa Niemieckiego. W jej skład wchodził kwiat pruskiego wojska, m.in. Cesarscy Czarni Huzarzy i 5 Pułk Grenadierów Króla Fryderyka Pierwszego. Rozwiązano ją w 1919 r. Ze względu na lokalny charakter przez szeregi dywizji przeszło wielu mieszkańców Pomorza - Niemców, Kaszubów i Polaków. Nie inaczej było w należącym do niej 36. Pułku Artylerii Polowej, którego weterani ufundowali sobie w 1926 r. jedwabny sztandar przedstawiający kościół Mariacki. Został on wystawiony na sprzedaż za 12 tys. zł w Galerii Numizmatycznej przy ul. Szerokiej. Jego właściciel kupił go na zachodnioeuropejskim rynku antykwarycznym. - Sztandar musiał być przechowywany w idealnych wręcz warunkach, o czym świadczy brak uszkodzeń i przebarwień. W zasadzie brakuje mu tylko drzewca - mówi Tomasz Bogdanowicz z Galerii. - Gdańskie sztandary pojawiają się na rynku bardzo rzadko i są zazwyczaj fatalnie zachowane.

- 36. Pułk Artylerii był, jak cała dywizja, ściśle związany z losami Polaków pod zaborami. Wystarczy zajrzeć w listy żołnierzy gdańskich jednostek, którzy zginęli podczas I wojny światowej. Prawie połowa nosi swojsko brzmiące nazwiska - mówi profesor Andrzej Januszajtis, znawca dziejów Gdańska. - Od "garnizonowej" historii miasta nie uciekniemy. Choćby dlatego, że do dziś stoją dawne koszary. Dlatego warto, aby ten zabytek pozostał w Gdańsku.

Gdynka - Wto Sty 08, 2008 8:25 pm

Gdańska Galeria Fotografii kupiła zdjęcia Zygmunta Reinhardta
Cytat:
Nie mogę patrzeć na to, jak rozprasza się bezcenne rodzinne archiwa, na jarmarku wyprzedaje fotografie, zdjęcia, których dziś nikt już nie zrobi. Dlatego zbieram z nich co tylko się da - mówi Stefan Figlarowicz, szef Gdańskiej Galerii Fotografii, która właśnie wzbogaciła się o kolekcję gdańskich zdjęć Zygmunta Reinhardta.

- Kolekcję Reinhardta możemy postawić w jednym rzędzie z najbardziej znanymi powojennymi zbiorami fotografii, będącymi w zbiorach naszej galerii: Wiesława Gruszkowskiego, Kazimierza Lelewicza, Henryka Radowicza i innych - mówi Grażyna Goszczyńska, kustosz GGF. - Galeria posiada największy zbiór fotografii dokumentujących powojenny Gdańsk, większość z nich pochodzi z wyszukanych przez nas archiwów rodzinnych. Wciąż prowadzimy te poszukiwania.

Kolekcja Reinhardta to 80 fotografii pokazujących Gdańsk w latach 1946-52. - Z pierwszą z nich zetknąłem się przeglądając archiwum prof. Jana Borowskiego, pierwszego powojennego konserwatora zabytków Gdańska - opowiada Figlarowicz. - Niezwykłe to zdjęcie przedstawiało płynącą w chmurach, pozbawioną dachu wieżę kościoła Mariackiego. Na odwrocie był stempel "Fot. Zygmunt Reinhardt". Zacząłem więc poszukiwania. Reinhardta odnalazłem w Hamburgu, gdzie mieszka od lat 80. Okazało się, że ma całe archiwum niezwykłych zdjęć dokumentujących Gdańsk, jakiego już nie ma: zrujnowany, zniszczony, ale jednocześnie pełen życia - widać to po ludziach, których Reinhardt fotografował.

Zygmunt Reinhardt, rocznik 1926, urodził się w Gdyni. W czasie wojny praktykował w tamtejszym zakładzie fotograficznym "Foto Elite". Później, już jako uczeń Liceum im. Chrobrego w Sopocie był tzw. laikarzem - zarabiał wykonywaniem pamiątkowych zdjęć na molo i plaży. Za uzyskane w ten sposób pieniądze w 1946 r. kupił dwuobiektywowego Rolleifleksa średniego formatu i zaczął fotografować Gdańsk. - Studiował już wówczas architekturę na Politechnice Gdańskiej i pracował w Biurze Projektów na ul. Żytniej - opowiada Figlarowicz. - Idąc do pracy, przechodził codziennie przez zrujnowane Główne Miasto. Z tych wędrówek powstała cenna kolekcja fotografii wykonanych przez twórcę świadomego wagi powstających dokumentów, mającego opanowany warsztat i dobry sprzęt. Wiele z tych fotografii zwraca uwagę syntetyczną kompozycją, wyczuciem perspektywy i światła, co w efekcie daje precyzyjny obraz zniszczonego miasta. Fotografował także miejsca mniej odwiedzane przez fotografów. Zespół 80 fotografii Zygmunta Reinhardta Gdańska Galeria Fotografii kupiła za 20 tys. zł ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego przeznaczonych na rozwój instytucji muzealnych w ramach programu operacyjnego "Dziedzictwo kulturowe".

Multimedialny pokaz fotografii Zygmunta Reinhardta odbędzie się w Gdańskiej Galerii Fotografii (Gdańsk, ul. Grobla I 3/5, róg św. Ducha) w czwartek 17 stycznia o godz. 17 :evil: wstęp wolny.

Aleksandra Kozłowska

feyg - Nie Sty 27, 2008 12:47 am

Nowa ekspozycja w Muzeum Poczty już wkrótce
Cytat:
Sugestywna kolorystyka. Duże zdjęcia i wielkie szklane gabloty z wieloma oryginalnymi zabytkami - tak ma wyglądać nowa ekspozycja Muzeum Poczty Polskiej w Gdańsku

Placówkę otwarto 1 września 1979 r. Wtedy też odsłonięto pomnik i epitafium poświęcone obrońcom gmachu. Od tamtej pory muzeum jest stałym punktem większości polskich wycieczek odwiedzających Gdańsk. Co roku, 1 września, jest to też jedno z najważniejszych miejsc obchodów kolejnej rocznicy wybuchu II wojny światowej. Od 2003 r. placówka jest częścią Muzeum Historycznego Miasta Gdańska.

- Zaraz po przejęciu placówki wiedzieliśmy, że należy się jej gruntowny remont. Muzeum Poczty miało wiele interesujących eksponatów, które były prezentowane w przestarzałej aranżacji - mówi Monika Kryger z MHMG. - Nowa ekspozycja jest już prawie gotowa. Mamy nadzieję, że uda się ją udostępnić zwiedzającym w kwietniu.

Jak dawniej, w Muzeum Poczty będą prezentowane akcesoria pocztowe i sprzęt telekomunikacyjny sprzed ponad 60 lat. Będą też mundury polskich pocztowców z Wolnego Miasta Gdańska i symboliczna skrzynka na listy do Polski. W nowej ekspozycji znacznie większą uwagę poświęcono jednak sugestywnemu oddaniu walk o budynek pomiędzy pocztowcami a oddziałami policji i SS 1 września 1939 r. Sala przywołująca te wspomnienia została pomalowana na szaro i czerwono. Na ścianach wiszą wielkie zdjęcia z walk, a w szklanych gablotach możemy oglądać m.in. osobiste przedmioty obrońców, wydobyte z ich mogiły przy pasie startowym na Zaspie.

- Chcemy, aby wystawa, podobnie jak w Muzeum Powstania Warszawskiego, jak najbardziej przemawiała do wyobraźni - tłumaczy Monika Kryger. - Dziś nie wystarczą eksponaty i dokumenty. Historia musi być żywa.

To właśnie z tego powodu muzeum przymierza się do zaaranżowania 1 września tego roku dużej inscenizacji obrony. Ma w niej wziąć udział około 40 rekonstruktorów, działa i samochód pancerny. Takie są plany. Czy uda się je zrealizować - jeszcze nie wiadomo. Na taką inscenizację potrzeba sporo pieniędzy.

parker - Pon Sty 28, 2008 9:15 pm

2008- Rokiem Żuław

Cytat:
Sejmik pomorski jednogłośnie podjął wczoraj uchwałę o uznaniu roku 2008 Rokiem Żuław. Za dwa tygodnie zrobi to też sejmik warmińsko-mazurski.
Uchwały tego typu to już tradycja pomorskiego sejmiku. Z inicjatywą taką po raz pierwszy wystąpiły do sejmiku samorządy i organizacje Kociewia w roku 2005. Potem był Rok Kaszub, ostatnio Rok Powiśla, a obecnie będziemy mieli Rok Żuław. - Te uchwały mają nie tylko takie symboliczne znaczenie - mówi prof. Brunon Synak, przewodniczący pomorskiego sejmiku. - Chodzi o promocję regionu, o pokazanie, że Pomorze jest bogate kulturowo. Mają też zachęcić samorządy do większej aktywności.

Jak pokazała praktyka, uchwały takie skutkują zwiększoną liczbą najróżniejszych imprez związanych z obchodami roku danego regionu.

- Część z nich jest zawsze finansowana lub współfinansowana przez samorząd województwa - dodaje przewodniczący Synak. - Tradycją stało się również, że jedna sesja sejmiku w roku odbywa się na terenie obchodzącym swój rok.

Także i teraz żuławskie samorządy zaplanowały sesję sejmiku u siebie, a nawet dwóch sejmików.

- Dwóch sejmików, bo nasz pomysł skopiowało województwo warmińsko-mazurskie i 12 lutego też przyjmą uchwałę o Roku Żuław - dodaje Synak. - To bardzo dobrze, bo choć Żuławy podzielono administracyjnie, to pokazujemy, że nadal jest to jeden organizm kulturowy.

W ramach obchodów roku żuławskiego tamtejsze samorządy, głównie starostwo Nowy Dwór, zaplanowały mnóstwo imprez - m.in. festiwale muzyczne, warsztaty etnograficzne, rajdy rowerowe, targi rolne, dożynki wojewódzkie. W czasie trwania Jarmarku Dominikańskiego ma się też odbyć Dzień Żuławski.

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

villaoliva - Pon Sty 28, 2008 9:25 pm

Cytat:
Sejmik pomorski jednogłośnie podjął wczoraj uchwałę o uznaniu roku 2008 Rokiem Żuław. Za dwa tygodnie zrobi to też sejmik warmińsko-mazurski.


To się trochę spóźnili. 28 dni stycznia były bezpańskie :hihi:

feyg - Nie Lut 03, 2008 8:57 pm

Jeden procent na organy
Cytat:
Przyjaciele kościoła św. Trójcy marzą, że część z nas wspomoże odbudowę barokowych organów w tej świątyni. Przypominają: - Każdy z nas może przeznaczyć jeden procent swojego podatku na dowolny cel.
W Stowarzyszeniu Przyjaciół Kościoła św. Trójcy "Dziedziniec" działa 20 osób, którym leży na sercu przyszłość tej drugiej co do wielkości świątyni w Gdańsku. Konserwatorzy, historycy, muzycy, fotografowie związani z tym franciszkańskim kościołem, czy to emocjonalnie, czy poprzez Stowarzyszenie chcą przywrócić należną jej rangę. Starają się pozyskać środki na odbudowę organów ze św. Trójcy, przygotowują koncerty muzyki dawnej, jakich dotąd w Gdańsku nie było.

- Układ architektoniczny zespołu św. Trójcy daje mnóstwo możliwości: kościół główny, prezbiterium, kaplica św. Anny, budynki Muzeum Narodowego. Ogromny, niewykorzystany dla kultury potencjał - mówi Andrzej Szadejko, prezes "Dziedzińca", absolwent Akademii Muzycznej w Warszawie w klasie organów oraz Instytutu Muzyki Dawnej "Schola Cantorum Basiliensis", wykładowca na AM w Gdańsku. - Wrocław ma słynny festiwal muzyki dawnej Wratislavia Cantans, Gdańsk oryginalne wnętrza św. Trójcy doskonałe do odbioru takiej muzyki i organy, które po zrekonstruowaniu zabrzmią nam dokładnie tak, jak gdańszczanom w XVIII w. To instrument niezwykły na skalę europejską. Już choćby to, że siedząc w kościelnej ławce mamy je przed sobą, a nie za plecami, jest wyjątkowe.

Do dziś ocalało 70 proc. prospektu, czyli "szafy", w której mieściły się organy. Część prospektu została na ścianie, reszta leży na kościelnym strychu. Piszczałki i mechanizm trzeba zrekonstruować, prospekt odgrzybić, zakonserwować i także częściowo odtworzyć. W pracach pomoże dokładna dokumentacja z rozbiórki organów w latach 40. ub. wieku, którą Andrzej Szadejko studiuje od czterech lat.

- Nasz instrument przyciągnął do Gdańska IX Światowy Zjazd Budowniczych Organów. Specjaliści przyjadą tu we wrześniu, żeby je zobaczyć i podyskutować o szczegółach odbudowy - mówi Szadejko. - Koszty na pewno pójdą w miliony, cały proces potrwa lata. Marzy nam się, by w 2014 roku na 500-lecie kościoła organy były gotowe. Dużo zależy od tego, w jakim tempie uda nam się uzyskać pieniądze na ten cel. Dlatego prosimy gdańszczan, by przekazali nam choć ten jeden procent od podatku.

Stowarzyszenie nie czeka na odbudowę - już teraz chce udowodnić, jak magicznym dla muzyki miejscem jest zespół św. Trójcy, i zaprasza 16 lutego o godz.18.30 do prezbiterium na pierwsze spotkanie z cyklu "Koncerty dla gdańszczan". W programie "Motety" Jana Sebastiana Bacha w wykonaniu Schola Cantorum Gedanensis i Andrzeja Szadejko. Bilety w cenie 10 i 5 zł. Kolejne koncerty 9 i 16 marca o 16.30.

By przekazać jeden procent podatku, w odpowiedniej rubryce zeznania podatkowego trzeba wpisać numer KRS 0000276836 oraz pełną nazwę stowarzyszenia.
Izabela Jopkiewicz

Horhe - Czw Lut 07, 2008 11:40 am

Gdańsk jednoczy Niemców i Polaków-czyli Westerplatte ciąg dalszy

Cytat:
Niemcy chcą współtworzyć z Polakami Muzeum Wojny i Pokoju w Gdańsku oraz współfinansować restaurację obiektów na Westerplatte. - To powrót do normalności - mówi prof. Władysław Bartoszewski, odpowiedzialny w kancelarii premiera za kontakty z Berlinem.

Zgodzili się też na naszą propozycję wybudowania w stolicy Niemiec muzeum historii Polski poświęconego głównie Solidarności i jej wkładowi w obalenie muru berlińskiego. To wszystko efekt spotkania profesora Bartoszewskiego z Berndem Neumannem, wysłannikiem kanclerz Angeli Merkel.

Komentatorzy mówią o przełomie. Inne zdanie ma Władysław Bartoszewski: - To tak, jakby poranną kąpiel nazwać przełomem - powiedział "Gazecie" profesor, który pojechał wczoraj do Berlina kontynuować rozpoczęte w Warszawie rozmowy. - Brak dialogu polskiego rządu z własnym sąsiadem był nienormalny. Wtorkowe spotkanie z przedstawicielami kanclerz Angeli Merkel zawróciło Polskę z tej drogi. Pierwszy raz niemiecki rząd pozytywnie ustosunkował się do naszych propozycji. To najlepszy dowód na chęć dialogu. Dla nas szczególnie ważna jest troska o upamiętnienie 70. rocznicy II wojny światowej, która zapoczątkowała przecież tragedię kilku narodów - polskiego, żydowskiego, a w konsekwencji nawet niemieckiego.

O pomyśle utworzenia muzeum w Gdańsku Donald Tusk pierwszy raz powiedział w opublikowanym w grudniu wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung". - To ma być wspólna placówka muzealna, badawcza i historyczna, która zajęłaby się wszystkimi aspektami II wojny światowej, a nie tylko jednym wycinkiem, który budzi kontrowersje - tłumaczył. - Mamy za sobą wieloletni spektakl zawstydzających prób wmuszenia Polsce akceptacji dla przedsięwzięć, których Polska nie akceptuje. Mówię o wyróżnieniu losów przesiedleńców niemieckich, zwanych w Niemczech wypędzonymi. Mam nadzieję, że Angela Merkel zrozumie w ułamku sekundy, że lepszego miejsca na świecie niż Gdańsk na muzeum nie ma.

Profesor Bartoszewski dodaje jednocześnie, że za wcześnie, by mówić o kwotach, jakie Niemcy zainwestują w odrestaurowanie Westerplatte, czy o zawartości Muzeum Wojny i Pokoju w Gdańsku. Choć John Reyels z Ambasady Niemiec deklaruje: - Na pewno nie będziemy żałować pieniędzy. Bardzo się cieszymy, że polska strona zaprosiła nas do udziału w tych dwóch projektach.

Koszt odbudowy reliktów obrony na Westerplatte to 50 mln zł. Nawet drugie tyle może pochłonąć niwelacja terenu. Przebudowa, która przemieni Westerplatte w Muzeum Pola Bitwy, ruszyła już dwa lata temu. Ma ona przywrócić wygląd tego miejsca z 1939 r. Najpierw rozpoczęto prace nad przywróceniem stanu zieleni sprzed 68 lat, potem zabezpieczono zagrożone obiekty, m.in. wartownie i stanowisko artyleryjskie, następnie ruszono z pracami archeologicznymi.

- Deklaracja niemieckiego rządu bardzo cieszy, nawet jeśli mieliby dać tylko jedno euro. To znak pojednania - mówi Marian Kwapiński, wojewódzki konserwator zabytków. - Odbudowa obiektu musi być kontynuowana. Należy głośno powiedzieć całemu światu, gdzie zaczęła się wojna, a sugestywna plastyka wpłynie na wyobraźnię młodych ludzi.

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz o Westerplatte rozmawiał wczoraj z ministrem kultury. Bogdan Zdrojewski zaproponował, by miasto wzięło na swoje barki część prac oraz odpowiadało potem za utrzymanie obiektu. Westerplatte miałoby stać się instytucją gdańsko-rządową.


- Od miesięcy zabiegałem, by 1 września 2009 r. stał się międzynarodowym wydarzeniem polityczno-historycznym w Gdańsku, do którego zjadą światowi przywódcy - cieszy się prezydent. - To wielka rzecz. Nie widzę też przeszkód, by Muzeum Wojny i Pokoju wybudowano właśnie na Westerplatte.

Katarzyna Włodkowska, Bartosz Gondek

parker - Pią Lut 08, 2008 6:53 pm

Jak odzyskać duszę budynku?

Cytat:
Rozmawiała Bożena Aksamit
2008-02-07, ostatnia aktualizacja 2008-02-07 20:02

O rewitalizacji zdewastowanych obiektów rozmawiamy z Maciejem Kotarskim z firmy konsultingowej TPS S.A.
Bożena Aksamit: Długo się szuka takich perełek jak dawny lombard miejski na Dolnym Mieście w Gdańsku?

Maciej Kotarski: Długo. Obejrzeliśmy już setki budynków, dla ponad 100 zrobiliśmy kompletne analizy - budowlane, prawne, marketingowe. Najważniejsza jest wyobraźnia - czy z często bardzo zaniedbanego budynku można zrobić coś dochodowego? Jak odzyskać "duszę" budynku, podkreślić i wykorzystać jego najlepsze cechy? Czy zrobić tam biuro, hotel, może nietypowe lofty? Kluczowe jest opracowanie projekcji finansowej. Budynek powinien po remoncie przynosić zyski.

Ile ruin już kupiliście?

- Zaczęło się od Letniewa. Jesteśmy firmą konsultingową i pierwszą nieruchomość dostaliśmy w zarządzanie w ramach projektu doradczego, którego celem było ratowanie firmy przed bankructwem. Miała biurowiec oraz magazyny w Letniewie. Nazwaliśmy ten projekt "Wynajem", a potem rewitalizacja poszła tak sprawnie, że zaczęliśmy szukać następnych budynków - już do kupienia. I kupiliśmy m.in. magazyny w Gdyni, w Gdańsku na Dolnym Mieście i biurowiec we Wrzeszczu, na Białej, między budynkiem policji, GPEC-u i starym rynkiem.

Tę zdewastowaną piramidę.

- W latach 70. wygrywała konkursy architektoniczne, ale sam budynek był mało funkcjonalny. Przed remontem była to ruina, bez podłóg, tynków, ze zrujnowaną elewacją, kaloryferami wiszącymi na rurach. Parking zarastał, a najemcy dokarmiali bezdomne koty. Surrealistyczne wrażenie robiły wielkie drewniane drzwi garażowe na 1. i 2. piętrze - wychodzące bezpośrednio na elewację. Wyglądały, jakby ktoś chciał skakać dużą ciężarówką z 1. piętra. Służyły kiedyś do transportowania komputerów do budynku. Po 1989 r. przechodził z rąk do rąk, kolejni właściciele próbowali go remontować. Niestety, kilka firm zbankrutowało. Dziś kwitnie tam życie biurowe, a jednym z najemców jest hinduska firma ZenSar, tworząca oprogramowania komputerowe.

Jak zmieniła się okolica, gdy rudera stała się efektownym biurowcem?

- Zakorkowała się. Gdy opuszczony budynek zaczyna żyć i nagle przyjeżdża kilkadziesiąt-kilkaset samochodów więcej, to robi się problem z miejscami parkingowymi. Na ul. Białej w dni targowe zrobiło się niebezpiecznie. Pobocza i chodnik całkowicie blokują samochody, a piesi przeciskają się między jadącymi autami. Zwróciliśmy na to uwagę i miasto zareagowało bardzo szybko - planowana jest gruntowna przebudowa ulicy. W oczywisty sposób rewitalizacja podnosi wartość okolicznych budynków.

Co zmieni się na Dolnym Mieście, gdy zaadaptujecie stary lombard miejski na apartamenty lub biura?

- Efekt może być niesamowity i dużo szybszy niż przy innych, dużych, gdańskich projektach, np. budowie Młodego Miasta na terenach postoczniowych. Miejsce jest naszpikowane zabytkami, urokliwe. Trwa remont Urzędu Marszałkowskiego, kilka lat temu uporządkowano ziemne fortyfikacje i odpływ Motławy, obok siedziby ASP jest pięknie odnowiony akademik. Jedyne problemy to bardzo zniszczone kamieniczki tuż za lombardem i opinia, że to "zła" dzielnica. Może, gdy oddamy budynek do użytku i będzie działał monitoring, to zwiększy się bezpieczeństwo i pojawią się kolejni inwestorzy. Wierzę, że ta cześć Dolnego Miasta stanie się atrakcyjna. Dla mieszkańców i turystów, z kafejkami, parkiem, fortami, Bramą Nizinną i kanałem Motławy.

Można wyżyć z liftingowania starych domów?

- Rynek nieruchomości dojrzewa, konkurencja jest coraz ostrzejsza, buduje się wiele atrakcyjnych budynków biurowych. Ale zawsze będzie miejsce dla inwestorów, którzy umieją twórczo spojrzeć na nieruchomość. Twórczo - czyli być może przekształcić dany budynek w coś innego, na co w danym miejscu i czasie jest zapotrzebowanie.

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

Sabaoth - Nie Lut 17, 2008 9:21 pm

Kosowo ogłosiło niepodległość.

'Niepodległość Kosowa tworzy niebezpieczny precedens'

Cytat:
Abchazja i Osetia Południowa - dwie zbuntowane gruzińskie prowincje - zwrócą się do Rosji, Wspólnoty Niepodległych Państw i ONZ z prośbą o uznanie niepodległości. Poinformowały o tym rosyjskie media zaraz po doniesieniach z Prisztiny o ogłoszeniu niepodległości przez Kosowo. (...)


Skoro jest już precedens może teraz Gdańsk ogłosi niepodległość :^^

A tak swoją drogą, ciekawe jak na takie coś zareagowałaby Unia Europejska. Popiera niby niepodległość Kosowa więc pewnie niepodległość Gdańska też powinna poprzeć.

parker - Pon Lut 18, 2008 9:24 pm

Wiatry niszczą dach bazyliki

Cytat:
Zimowe wichury nie służą Bazylice Mariackiej. Dwa tygodnie temu uszkodziły, przylegającą do świątyni, XVI wieczną Bramę Cmentarną. Teraz z kolei sieją spustoszenie na gotyckich dachach.
- Pod koniec tygodnia robiliśmy, wraz z przedstawicielami norweskiej katedry w Trondheim, inwentaryzację dachów świątyni. W jej trakcie okazało się, że sztormowe wiatry oderwały dziesiątki metrów kwadratowych dachówek - mówi Tomasz Korzeniowski, dyrektor zbiorów Bazyliki Mariackiej. - Na szczęście większość odłamków spadło do dwóch "koryt", oddzielających główne nawy kościoła.

Według przedstawicieli bazyliki, nie ma niebezpieczeństwa, że zerwane dachówki mogą zagrozić przechodniom i parkującym pod kościołem autom. W najbliższych dniach ekipy remontowe zajmą się zabezpieczeniem uszkodzeń.

- Zarząd bazyliki na bieżąco informuje Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o stanie świątynii. Wiemy też o problemach z dachówkami. W tym przypadku nie pomogą jednak doraźne prace, lecz kosztujący wiele milionów, generalny remont dachu - mówi Marcin Tymiński, rzecznik Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.

Jest szansa na to, że po interwencyjnych pracach na dachu kościoła, naprawione zostaną też uszkodzenia XVI wiecznej bramy cmentarnej, której środkiem biegnie granica pomiędzy kościołem a ziemią należącą do samorządu. Przedstawiciele parafii rozmawiają z miastem na temat jasnego określenia własności zabytku i wykonania pilnego remontu. Najprawdopodobniej rozpocznie się on już wiosną.

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

ruda - Sro Lut 20, 2008 9:26 am

Dobra wiadomość:

Sopot wyremontuje Dworek Sierakowskich z własnej kasy
http://pomorze.naszemiast...sci/820405.html

Cytat:

Nie pieniądze z Unii Europejskiej, a środki z budżetu miasta pozwolą na remont Dworku Sierakowskich - najstarszego w pełni zachowanego sopockiego zabytku. Włodarze kurortu zdecydowali, iż sami pokryją koszty modernizacji obiektu. Dzięki temu prace będą mogły rozpocząć się już we wrześniu. Będzie trzeba podzielić je jednak na dwa etapy. Na razie wyremontowany zostanie tylko sam budynek.

Dworek Sierakowskich powstał w drugiej połowie XVIII wieku. 33 lata temu miasto przekazało go w użytkowanie wieczyste Towarzystwu Przyjaciół Sopotu, które prowadzi tam swoje biuro i kawiarnię oraz organizuje wystawy, koncerty i spotkania teatralne. Niestety, budynek jest już mocno nadgryziony zębem czasu. Dlatego w zeszłym roku zdecydowano o konieczności remontu. Towarzystwu udało się uzyskać 200 tys. zł z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pieniądze te posłużyły do przygotowania dokumentacji inwestycji. Pod koniec zeszłego roku udało się także otrzymać pozwolenie na budowę, zaś towarzystwo, wspólnie z miastem, miało złożyć wniosek o dofinansowanie projektu.

- Procedury związane z pozyskiwaniem funduszy unijnych przedłużają się, a my nie chcieliśmy już dłużej czekać z remontem - mówi Wojciech Fułek, wiceprezydent Sopotu. - Chcieliśmy także uniknąć sytuacji, gdy o te same pieniądze konkurować będzie kilka naszych projektów, dlatego zdecydowaliśmy się inwestycję przeprowadzić we własnym zakresie.

Takie rozwiązanie oznacza jednak, że prace wykonywane będą w dwóch etapach. Najpierw, od września do kwietnia, wyremontowany zostanie sam budynek. W tym czasie dworek zostanie zamknięty.

- Na czas remontu będziemy musieli się wyprowadzić z dworku - mówi Izabela Jakul, dyrektor biura TPS. - Już dziś, ostatnie imprezy planujemy na 15 sierpnia. W innym miejscu odbywać będą musiały się także wystawy i koncerty. W tej chwili rozważamy kilka lokalizacji. Być może część imprez odbywać będzie się w UM, a być może w dzisiejszej siedzibie Państwowej Galerii Sztuki.

Kolejny etap prac, obejmujący zagospodarowanie otoczenia dworku, rozpocznie się nie szybciej, niż po przyszłorocznym sezonie. Jeżeli wszystko uda się zrealizować zgodnie z projektem, to powstanie tu m.in. plac zabaw dla dzieci oraz scena letnia.

3 mln zł - tyle kosztować ma modernizacja Dworku Sierakowskich

Piotr Weltrowski - POLSKA Dziennik Bałtycki

ruda - Sro Lut 20, 2008 7:26 pm

Promocja .....
Przywiozłem ci kufel z Gdańska!
http://miasta.gazeta.pl/t...87,4922748.html


Cytat:
Czy ceramiczny kufel, taki, z jakiego piwo pili gdańszczanie w XVIII w., stanie się hitem na rynku pamiątek? Na to liczy Gdańska Organizacja Turystyczna. - Turyści lubią takie gadżety. Czekamy na kolejne propozycje - mówią pracownicy GOT.

Kufle to pomysł podgdańskiego browaru Amber. Kiedy w 2007 r. firma wprowadzała na rynek piwo Złote Lwy, wyprodukowała także serię ceramicznych kufli - kopii naczyń, z których pito piwo w Gdańsku w XVIII w. (oryginał znajduje się w Muzeum Narodowym w Gdańsku). Kufle trafiły do knajpek, w których podaje się Złote Lwy, część rozdano gdańskim VIP-om.

Teraz kufle mają trafić pod strzechy. - Amber wyprodukował już serię na sprzedaż, wkrótce będą gotowe kartonowe opakowania z informacjami o bogatych gdańskich tradycjach browarniczych. Z myślą o odwiedzających Gdańsk turystach przygotowane zostaną trzy wersje językowe: polska, angielska i niemiecka - mówi Tomasz Nadolny, wiceszef Gdańskiej Organizacji Turystycznej. Kufel (ma kosztować ok. 20 zł) pojawi się w sprzedaży wiosną. Już teraz miasto zgłosiło go do konkursu Polskiej Organizacji Turystycznej na najlepszą pamiątkę turystyczną z regionu.

- Ale nie ograniczymy się tylko do pamiątek związanych z piwem - mówi Nadolny. - Czekamy na inne atrakcyjne pomysły na pamiątki z Gdańska. Zdradzę, że nad ciekawym projektem pracuje jedna ze słynnych gdańskich piekarni. Liczymy także, że uda się wylansować coś z dziedziny rękodzielnictwa.


Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

ruda - Czw Lut 21, 2008 6:42 am

Bibliotekarskie remonty w Gdańsku
http://gdansk.naszemiasto...nia/820607.html

Cytat:

[...]

Tymczasem trwają prace modernizacyjne w placówce nr 10 przy ul. Mariackiej 42. Na początku maja, we wnętrzu stylizowanym na mieszczańskie, zacznie tam działać filia Gdańska - bank informacji o mieście i regionie. Część 3 tysięcznego księgozbioru stanowić będą publikacje obcojęzyczne oraz albumy i przewodniki po mieście. Placówka będzie posiadała dostęp do Internetu.

- Zależy nam na kulturotwórczej roli tej placówki, nie tylko jako wypożyczalni książek, ale też miejscu spotkań z twórcami gdańskimi - tłumaczy Paweł Braun, z-ca dyrektora WiMBP w Gdańsku. - Będziemy tu promować Gdańsk i literaturę gdańską, a także stanowić źródło informacji o mieście dla mieszkańców i turystów.

Przypomnijmy, że przeciwko zmianie funkcji biblioteki w w drugiej połowie października protestowali jej wierni czytelnicy. Remont filii będzie kosztował łącznie ponad 540 tys. zł i sfinansuje go miasto.
[...]

Agata Cymanowska - POLSKA Dziennik Bałtycki


:== :== :==

ruda - Pią Lut 22, 2008 12:13 pm

Dzisiaj (22.02) odsłonięcie tablicy Schopenhauera w Gdańsku
http://pomorze.naszemiast...sci/821190.html
Cytat:
Dzisiaj o godzinie 11, nastąpi uroczyste odsłonięcie tablicy upamiętniającej miejsce narodzin Artura Schopenhauera. Ceremonia, z udziałem prezydenta Gdańska, rozpocznie się o godzinie 11 przy ul. św. Ducha 45/47 - w tym zespole kamienic przyszedł na świat ów sławny filozof. - dokładnie w domu na posesji, noszącej wówczas numer 114 (teraz 47).

Od tamtego czasu numeracja budynków na ulicy Świętego Ducha zmieniała się kilkakrotnie, co powodowało wiele zamieszania. Właśnie ze wskazaniem miejsca narodzin Artura jeszcze teraz są trudności. Tablicę - kartusz - zamontowano na budynku pod numerem 49/51. - To pomyłka - zapewnił Romulad Nietupski, dyrektor Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku. Błąd zostanie naprawiony.

Dzisiaj ma zostać odsłonięta tablica rzeźbiarska, która utrwali pamięć o sławnym filozofie. Zapewne nigdy Artur Schopenhauer nie przypuszczał, że ponad dwa wieki po jego narodzinach, takie będzie z nim zamieszanie...

Widział muzykę w kamień zaklętą

Gdańsk ma szczęście do sławnych i mądrych ludzi. A właściwie, to Europa ma szczęście, że Gdańsk daje jej wybitne osobistości. Na przykład: Jan Heweliusz, słynny astronom, którego urodziny obchodziliśmy 28 stycznia. A właśnie dzisiaj przypada 220. rocznica przyjścia na świat Artura Schopenhauera - światowej rangi filozofa. W stolicy województwa pomorskiego jest kilka miejsc związanych z rodziną owego miłośnika mądrości. Oto, przed paroma latami, po Gdańsku krążyło takie ogłoszenie: zapraszamy na wystawę pt. „Kwiaty” w rodzinnym domu Joanny Schopenhauerowej. Adres: Biblioteka Pod Żółwiem, Gdańsk, ul. Św. Ducha 111/113.

- Kamienica, w której mieszkała Joana Schopenahauerowa (matka Artura), została podczas II wojny światowej prawie doszczętnie zburzona - mówi Ada Masłowska, bibliotekarka. - Wnętrz nie udało się odtworzyć. Nieco inne jest też zwieńczenie budynku. Żółw, zamontowany na jego szczycie poruszał łapkami pod wpływem podmuchów wiatru - jak to opisała w swych wspomnieniach matka Artura. Ten, który znajduje się tam obecnie, jest nieruchomy.
Zaglądamy w progi tego gościnnego domu. Wita nas Agnieszka Zakrzewska, studentka V roku filologii klasycznej Uniwersytetu Gdańskiego, również bibliotekarka. Kto zechce poczytać o słynnym gdańszczaninie, niech „Pod Żółwia” skieruje swe kroki. Zbiór książek na jego temat jest dość bogaty - co udowodniła nam pani Agnieszka.
- Do Joanny Schopenhauerowej należała część kamienicy; te pomieszczenia - mówi, pokazując pokoje. - Po sąsiedzku znajdował się klub żeglarski i kaplica. Bardzo przyjemnie się tutaj pracuje, jest miła atmosfera. Ale Artur się tutaj nie urodził, lecz kilka kamienic obok...
Idziemy we wskazanym kierunku. Na jednej z kamienic: nr 49/51, zauważamy zamontowaną pamiątkową tablicę. Dziwny zbieg okoliczności, bo okazuje się, że tam, gdzie gdański filozof bawił się, dzieckiem będąc, teraz też są młodzi gdańszczanie... W tej samej kamienicy mieści się bowiem Klub Przyjaciół Dzieci „Neptun”.

Jednak, z przekazów historycznych wynika, że nie tutaj filozof przyszedł na świat, lecz po sąsiedzku, pod numerem 45/47. Fakt narodzin Artura w innym domu, a nie w tym oznaczonym tablicą, potwierdza prof. Andrzej Januszajtis.
- Artur Schopenhauer zasługuje na dobre upamiętnienie - mówi prof. Andrzej Januszajtis. - Był bowiem najsłynniejszym gdańszczaninem, najbardziej znanym w świecie. W czasach Młodej Polski, zachwycano się jego ideami, chętnie czytano jego dzieła, bo pisał przepięknym językiem. Uchodził za pesymistę, ale to czarne widzenie świata było wówczas chętnie przyjmowane. Okazało się, że Artur Schopenhauer był nie tylko światowej sławy filozofem, ale też dobrym biznesmenem. Początkowo kształcony w tym samym zawodzie co jego rodzice (miał być kupcem), solidnie przykładał się do nauki. Dzięki temu zdołał później uratować rodzinne pieniądze, z czym nie mogła sobie poradzić jego matka.
Zdaniem prof. Andrzeja Januszajtisa, duży wpływ na wyobrażenia filozoficzne młodego Artura, miały właśnie gdańskie kamienice. Mawiał bowiem, że architektura to zaklęta w kamień muzyka. Schopenhauer miał na myśli harmonię swego miasta, czyli Gdańska - podkreśla prof. Januszajtis.
Po narodzinach filozofa Schopenhauerowie niedługo zabawili w Gdańsku. Artur liczył zaledwie pięć lat, kiedy rodzice, nie mogąc pogodzić się z faktem aneksji Gdańska przez Prusy, opuścili w roku 1793 to miasto na zawsze - pisze prof. Jerzy Samp w „Bedekerze Gdańskim”. - Przebywali przez dłuższy czas we Francji, Anglii i Holandii.

Dzisiaj - jego wielki powrót. Warto więc zainteresować się historią rodu Schopenhauerów. Mieli oni posiadłości m.in. w Oruni - wówczas pod gdańskiej wsi. Do dzisiaj zachowały się tam resztki posiadłości Andrzeja Schopenhauera - dziadka Artura - przy ul. Dworcowej. Podczas budowy linii kolejowej park został przecięty torami. O rewitalizację tego terenu zabiega Politechnika Gdańska, a także dyrekcja Gdańskiego Archipelagu Kultury i kierownictwo Dworku Artura - mające siedziby w dworku, znajdującym się w parku.

Kazimierz Netka - POLSKA Dziennik Bałtycki

ruda - Pon Lut 25, 2008 4:44 pm

nowe zamierzenia

Cytat:
Sztuczna wyspa na Bałtyku


Mieszkańcy Sopotu mogą wypowiedzieć się, jakich zmian chcą w swoim mieście. Wśród najciekawszych propozycji - są wieżowce przy al. Niepodległości i sztuczna wyspa na Bałtyku

W kurorcie trwają konsultacje społeczne. Zakrojone na szeroką skalę - mieszkańcy najpierw powiedzą, co sądzą o pomyśle przesunięcia granic i zrzeczenia się 4 ha na rzecz Gdańska (wszystko po to, by budowana hala widowiskowo-sportowa stanęła dokładnie na granicy obu miast), potem ocenią sugerowany plan przyszłego zagospodarowania przestrzennego miasta. Punktów jest jedenaście. Pierwszy i najważniejszy z nich, zakłada zagospodarowanie terenu pomiędzy al. Niepodległości a torami kolejowymi. - Chcemy stworzyć centrum administracyjno-biznesowe - mówi Krzysztof Hueckel, naczelnik wydziału urbanistyki i architektury UM w Sopocie. - Wzdłuż całego miasta, od granicy południowej do północnej, ciągnęłyby się biura i siedziby firm. Wielkość i wysokość budynków byłaby zróżnicowana w zależności od lokalizacji. Przy samej granicy z Gdańskiem moglibyśmy postawić nawet dwa, trzy siedemnastopiętrowe wieżowce. Bliżej centrum, domy niższe 3-4-piętrowe. Oczywiście to są dopiero pomysły, chcemy tylko wiedzieć czy sopocianom się spodobają. Na pewno to ciekawa oferta wobec powstającej trójmiejskiej metropolii, jesteśmy po środku, słowem to idealna lokalizacja dla biur.

Centrum jest potrzebne, bo kurort robi się "ciasny", nowych siedzib brakuje już od dawna a "stare" firmy też przestają się mieścić. - Chcemy przyciągnąć nowych inwestorów - mówi Jacek Karnowski, prezydent Sopotu. - I przede wszystkim zatrzymać tych, którzy od nas uciekają, bo nie mają miejsca. Musimy zdecydować czy Sopot ma się utrzymywać tylko z turystyki, czy także z biznesu. A przecież razem z firmami odpłyną miejsca pracy i pieniądze z podatków.

Na liście znalazł się też inny projekt - budowa sztucznej wyspy - mariny żeglarskiej, prawie jak w Dubaju. - 10 ha powierzchni plus 10 ha basenu portowego, który pomieści około 350 jachtów - mówi Tomasz Bosiacki, twórca projektu. - Wyspę z brzegiem łączyłby 500-metrowy, dwupoziomowy pomost. Dołem jeździłyby auta, molem u góry, na wysokości ponad 8 m, spacerowali ludzie. Projektem interesują się już inwestorzy.

Na wyspie stanęłyby centra rekreacyjne, hotele, restauracje. Koszt inwestycji to około 800-900 mln zł. Czemu Sopot na równi stawia kwestię inwestycji biznesowych, które prawdopodobnie wkrótce powstaną i futurystycznej wyspy, na której wybudowanie poczekać trzeba będzie co najmniej kilkanaście lat (szczególnie, kiedy wciąż brakuje pieniędzy na remont mola)? - O wyspę pytają nas mieszkańcy i inwestorzy - potwierdza Jacek Karnowski, prezydent Sopotu. - Dlatego umieściliśmy projekt na liście. Remont mola jest inwestycją miejską, budowa wyspy - prywatną, nie my ją będziemy finansowali. Chociaż z pewnością przysłużyłaby się do rozwoju żeglarstwa.

Konsultacje na temat przyszłego wizerunku Sopotu trwać będą około pół roku. W sopockim Urzędzie Miasta dostępne są ankiety, które po wypełnieniu wrzucić można do specjalnie wystawionej urny. Dodatkowo opinie wysłać można e-mailem na adres: konsultacje@sopot.pl


Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

rispetto - Pon Lut 25, 2008 10:11 pm

Prawie jak w Dubaju. :wink:
Sabaoth - Pon Lut 25, 2008 10:46 pm

Prawie robi wielką różnicę :hihi:
Gdynka - Sro Lut 27, 2008 1:44 pm
Temat postu: Ikony Trójmiasta
Od dziś co środę w Wyborczej Trójmiasto ukazywać się będzie dodatek Ikony Trójmiasta - Miejsca. Wydarzenia. Idea. Ma to być "niezwykła wędrówka po wspólnej historii naszych trzech miast". W pierwszym zeszycie m.in. wywiad z Ewą Tusk oraz zdjęcia m.in. dyrektora aresztu śledczego, Zbigniewa Kosycarza, Archiwum Państwowego w Gdańsku i Wojskowej Agencji Filmowej. Kolejne zeszyty mają być poświęcone wydarzeniom: Grudzień 70, Sierpień 80, pielgrzymki, miejscom kultowym (molo, Hotel Grand) i takim, które na trwałe wrosły w naszą trójmiejską tożsamość (blokowiska, SKM, obwodnica), wydarzeniom kulturalnym (festiwale w Sopocie, FPFF), niezwykłym miejscom (Teatr Wybrzeże, Muzyczny, Politechnika Gdańska, Akademia Morska).
ruda - Nie Mar 02, 2008 11:55 am

może by ten pomysł adoptować?

Cytat:
Pokrzyżackie ruiny w Człuchowie znalazły rodziców

Najcenniejszy zabytek Człuchowa doczekał się... adopcji.
Do serca pokrzyżacki zamek przytulili gimnazjaliści z klasy III A człuchowskiego "społeczniaka".

W sali rycerskiej zamku uroczyście podpisano akt adopcyjny. "My, uczniowie klasy III A Gimnazjum Zespołu Szkół społecznych STO im. Jana Nowaka Jeziorańskiego w Człuchowie, przez wzgląd na zachowanie dla przyszłych pokoleń ruin zamku pokrzyżackiego, znajdujących się na terenie naszego miasta, uroczyście adoptujemy wyżej wymieniony obiekt. Robimy to, ponieważ chcemy zapobiec dalszej dewastacji zamku". Wraz z tymi słowami gimnazjaliści wzięli na siebie symboliczną odpowiedzialność za swoje zabytkowe "dziecko".

Ich opieka ma mieć jednak wymiar jak najbardziej praktyczny i programowy.[...]

parker - Nie Mar 02, 2008 12:57 pm

Do uratowania większości zabytków niestety potrzeba czegoś więcej niż "symbolicznej odpowiedzialności" :II
ruda - Nie Mar 02, 2008 8:22 pm

Nigdy nie ma jednego rozwiązania dla wszystkich spraw, ale dla kilku? Czemu nie?
Pod właściwym nadzorem?

parker - Nie Mar 02, 2008 8:56 pm

A które "kilka" masz na myśli?
Dostojny Wieśniak - Nie Mar 02, 2008 10:28 pm

Parker napisała:
Cytat:
Do uratowania większości zabytków niestety potrzeba czegoś więcej niż "symbolicznej odpowiedzialności


Dobrze gadasz, ale nie ma chyba nic złego w tym, że dzieciaki uporządkują ruiny.
Może któreś, kiedyś jaką szkołę gdzie opieki nad zabytkami uczą, wybierze? :wink:

parker - Nie Mar 02, 2008 10:36 pm

No oczywiście, że nie ma w tym niz złego. Zwłaszcza, że zanikła już dawno tradycja "prac społecznych" w szkołach.

Są miejsca, którym taka symboliczna "opieka" bardzo się przyda, ale są takie, gdzie obawiałabym się trochę, że może wyrządzić więcej szkody niż pożytku - bo dzieciaki miewają dziwne pomysły, niekoniecznie zdrowe dla zabytków.

villaoliva - Pon Mar 03, 2008 7:34 pm
Temat postu: Re: Ikony Trójmiasta
Gdynka napisał/a:
Od dziś co środę w Wyborczej Trójmiasto ukazywać się będzie dodatek Ikony Trójmiasta - Miejsca. Wydarzenia. Idea. Ma to być "niezwykła wędrówka po wspólnej historii naszych trzech miast". W pierwszym zeszycie m.in. wywiad z Ewą Tusk oraz zdjęcia m.in. dyrektora aresztu śledczego, Zbigniewa Kosycarza, Archiwum Państwowego w Gdańsku i Wojskowej Agencji Filmowej. Kolejne zeszyty mają być poświęcone wydarzeniom: Grudzień 70, Sierpień 80, pielgrzymki, miejscom kultowym (molo, Hotel Grand) i takim, które na trwałe wrosły w naszą trójmiejską tożsamość (blokowiska, SKM, obwodnica), wydarzeniom kulturalnym (festiwale w Sopocie, FPFF), niezwykłym miejscom (Teatr Wybrzeże, Muzyczny, Politechnika Gdańska, Akademia Morska).


Zapomniałem :cry:

Ciekawy czy podobnie jak z mapami będzie można zeszyty zakupić w siedzibie Gazety :hmmm:

parker - Wto Mar 04, 2008 8:54 am

Mewi Szaniec pod opieką konserwatora

Cytat:
Wszystko wskazuje na to, że wojewódzki konserwator zabytków będzie zarządzał nie tylko swoją Basztą Kotwiczników, ale też innym gdańskim zabytkiem. Będzie to położony na Westerplatte Mewi Szaniec
- Rozpoczęliśmy właśnie procedurę wpisu Mewiego Szańca do rejestru zabytków. Finalizujemy też z miastem umowę, na mocy której połowa obiektu przejdzie w trwały zarząd konserwatora. To oznacza, że staniemy się częściowo jego właścicielami - wyjaśnia Marcin Tymiński, rzecznik pomorskiego konserwatora zabytków.

Na co konserwatorowi stary pruski fort? W przyszłości urząd ma zamiar przekazać obiekt w użytkowanie powstającemu właśnie Muzeum Pola Bitwy Westerplatte.

- W połowie XIX w. na Westerplatte stały cztery takie forty. Powojenna rozbudowa portu sprawiła, że do dziś przetrwał tylko jeden, za to najważniejszy - mówi Marian Kwapiński, pomorski wojewódzki konserwator zabytków. - To właśnie przy Mewim Szańcu skapitulowała załoga Westerplatte. Takie miejsce należy bezwzględnie zachować.

Mewi Szaniec zbudowały w latach 1811-1813 wojska Napoleona. W połowie XIX w. został poważnie rozbudowany przez Prusaków.

Pamiątką po tamtej rozbudowie jest umieszczony nad wejściem od strony kanału napis "Moeven Schanze" i data "1846". Dziś w fortyfikacji znajduje się Baza Urządzeń Nawigacyjnych.

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

fritzek - Sro Mar 26, 2008 5:04 pm

Militaria w Forsterówce
Cytat:
Militaria w Forsterówce

Władze Gdańska zabrały się za porządkowanie terenu byłej rezydencji gauleitera Alberta Forstera na Wyspie Sobieszewskiej. Już po pobieżnym przebadaniu działki okazało się, że pod ziemią jest ukryty prawdziwy arsenał.

Specjaliści z firmy Explosiv przeszukujący teren "Forsterówki" wyciągnęli z ziemi niemieckie i sowieckie karabiny, dwa rewolwery, cztery panzerfausty oraz trzykilogramowy ładunek trotylu. Kolekcję uzupełniał składzik amunicji czołgowej, pochodzącej ze stacjonujących tu pod koniec II wojny światowej niemieckich Panter.

Rezydencja w Orlu na Wyspie Sobieszewskiej była prezentem od członków NSDAP dla gauleitera gdańskiego Alberta Forstera. Podobno część wnętrz projektował sam Adolf Hitler. Willa była miejscem, gdzie dyskutowano o planach agresji na Polskę. Tutaj też szkolono grupy eksterminujące polską ludność Pomorza. Od marca do maja 1945 r. rezydencję zajmował niemiecki sztab broniący Sobieszewa. Potem wprowadziły się tu sowieckie komisje weryfikacyjne.

- Teren "Forsterówki" przeszukiwano wiele razy. Najpierw uczynili to Sowieci, potem, przez lata, nielegalni łowcy militariów. Mimo to rezydencja w Orlu nadal jest naszpikowana niebezpiecznymi pozostałościami II wojny światowej. To zaś najlepiej uzmysławia nam, że w 1945 r. była prawdziwym arsenałem - mówi wicekomendant straży miejskiej w Gdańsku Mariusz Jaskulski, prywatnie zajmujący się dziejami dawnej rezydencji gauleitera.

Wojna pozostawiła po sobie w Orlu nie tylko broń i amunicję. W 2000 r. Jaskulski wraz z Niemieckim Stowarzyszeniem Opieki nad Grobami Wojennymi odkrył tuż koło tarasu willi mogiły 200 niemieckich oficerów i żołnierzy. Wśród nich - generała Klemensa von Betzela, który zginął w marcu 1945 r. niedaleko Bramy Oliwskiej.

- Prace saperskie to część działań przygotowawczych do zagospodarowania terenu "Forsterówki" - mówi Karol Polejowski z Urzędu Miejskiego w Gdańsku. - Do końca tego roku powinny zapaść decyzje, co do jej dalszych losów. Najprawdopodobniej wydzierżawimy ją - choć przeznaczenia jeszcze nie ustaliliśmy.

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

Corzano - Sob Sie 30, 2008 4:37 pm

Danziger, gorsi Polacy

Alina Kilian napisał/a:
Ile lat można wytrzymać, wchodząc codziennie jako listonosz do swojego mieszkania? Artykuł o powojennych losach gdańszczan

Gorzko brzmią słowa jednego z przedwojennych gdańszczan wywiezionego w lutym 1945 r. jako nastolatek do Niemiec: - Po wojnie ksiądz mi pisał: "Chłopcze, nie wracaj", ale matka pisała: "Chłopcze, wracaj do domu". Wróciłem. To był mój największy błąd w życiu.

"Szwaby raus" - na drzwiach do mieszkania - albo: "Do szwabów" - ze strzałką w kierunki drzwi - takie napisy zmywali jeszcze wiele lat po wojnie przedwojenni gdańszczanie, wywodzący się z Wolnego Miasta Gdańska. Autochtoni, ludność miejscowa, "tutejsi" albo dumnie "Danziger", czyli gdańszczanie z dawnego Wolnego Miasta Gdańska. Łączy ich miłość do Gdańska i wspólna przeszłość, również ta wyparta z polskiej pamięci zbiorowej - powojenna.

Żadna z osób udzielających mi wywiadu do przygotowywanej książki nie wyraziła zgody na opublikowanie jej nazwiska. - Myśmy już swoje przeszli - tłumaczyli. Na próbę przekonania, iż dzisiaj czasy się zmieniły, odpowiadali pytaniem: "A skąd wiadomo, że się znowu nie zmienią?". Półtora roku później wypomniano Donaldowi Tuskowi, gdańskiemu Kaszubie, "dziadka z Wehrmachtu".

Nie te Niemcy

Skąd się wzięli Danziger? Zwykle z Kaszub, Pomorza, Wielkopolski. Niektórzy osiedlili się w Gdańsku na początku XX wieku po powrocie z emigracji zarobkowej do Zagłębia Ruhry. Żyli na pograniczu trzech kultur - kaszubskiej, niemieckiej i polskiej. W Gdańsku przejmowali kulturę nie tyle niemiecką, ile miejską, gdańską. Tak jak przybysze w Warszawie warszawską czy we Lwowie - lwowską.

Większość to byli ludzie, których określa się jako self-made man . Mieli duże poczucie godności i własnej wartości wynikające z osiągnięcia sukcesu życiowego. Opuszczali rodzinną wieś, w której byli robotnikami rolnymi pracującymi "na pańskim", a w Gdańsku osiągali status wykwalifikowanego robotnika - szanowanego, zrzeszonego w związku zawodowym. Niektórzy zostawali rzemieślnikami czy też przedsiębiorcami. Brali aktywny udział w życiu kulturalnym, czytali regularnie prasę.

Danziger wiedzieli, jak żyć i pracować dla wspólnego dobra w granicach obowiązującego prawa. Do momentu pojawienia się nazistów to niemieckie państwo prawa kształtowało ich wyobrażenia o tym, jak powinno być zorganizowane społeczeństwo. Ich rzekoma proniemieckość była respektem dla sprawności niemieckiej administracji, braku korupcji, znakomitej organizacji i szacunku dla pracy, wyrosłych z wartości mieszczańskich i protestantyzmu. Ich wartościami stały się: pracowitość, rzetelność, odpowiedzialność.

Przez stulecia losy polskich gdańszczan splatały się z niemieckimi. Mieli kontakty sąsiedzkie, rodzinne, towarzyskie, razem pracowali. Wobec nazistów Danziger nie mieli żadnych złudzeń: III Rzesza to nie były te Niemcy, które znali od pokoleń.

1 września 1939 r. oznaczał dla nich nie tylko obronę Poczty Polskiej czy walkę na Westerplatte - to była również zmiana ich statusu państwowego poprzez włączenie Wolnego Miasta do Rzeszy. Jako mieszkańcy i obywatele Gdańska byli całkowicie bezbronni - tam zameldowani, pracujący, ujęci w różnych rejestrach, nie mieli jak się uchronić przed prześladowaniami. Aresztowanych - czasem już pod koniec sierpnia - hitlerowcy mordowali, upokarzali, osadzali w więzieniach i obozach koncentracyjnych. Potem były wypędzenia i do Generalnej Guberni, i do Rzeszy, wywłaszczenia, a jeszcze później powoływanie do Wehrmachtu i innych organizacji paramilitarnych. W Gdańsku wcielonym 1 września 1939 r. do Rzeszy nie wolno było działać Polskiemu Czerwonemu Krzyżowi, nie było ani Rady Głównej Opiekuńczej, ani żadnej namiastki polskiej administracji komunalnej. Tu polscy robotnicy przymusowi musieli nosić na ubraniu "P" i nie wolno było nikomu posługiwać się językiem polskim. Tu była III Rzesza.

Zdani byli na siebie. Bernard Filarski, lekarz stomatolog, był wybitnym i znanym działaczem Polonii gdańskiej. Aresztowany 1 września 1939 r., został zamordowany w marcu 1940 wraz z innymi działaczami Polonii. Jego najstarszego syna osadzono w KZ Stutthof, a potem w Mauthausen. Żonę Bernarda Filarskiego z szóstką małych dzieci Niemcy wysiedlili wiosną 1940 do Generalnego Gubernatorstwa. Żeby przeżyć, żebrali. Chłopi brali ich za przestępców, którzy zostali karnie przesiedleni do ich wsi.

O prześladowaniu przez władze Wolnego Miasta Gdańska Agnieszki Szulc, wdowy z dziesięciorgiem dzieci, za posyłanie dzieci do polskiej szkoły rozpisywała się przed wojną prasa w Polsce. W czasie wojny trzech z jej synów zostało powołanych do Wehrmachtu. Jednemu z nich, Leonowi, powołanemu po zwolnieniu z obozu Stutthof, udało się przedostać do aliantów. Dwaj inni polegli. Jedna z córek została wywieziona na roboty do Rzeszy. Sama Agnieszka Szulc, z pozostałymi dziećmi wypędzona do Generalnego Gubernatorstwa, wegetowała w jakiejś wsi, a później w obozie w Niepokalanowie.

Zweryfikowani, upokarzani

Po wojnie gdańszczanie tak jak rdzenni mieszkańcy Ziem Odzyskanych przeszli tzw. weryfikację według kryterium narodowościowego. O uznaniu za Polaka decydowały: znajomość języka polskiego, członkostwo w polskich organizacjach, postawa w czasie wojny. Zweryfikowani nie podlegali wysiedleniom, otrzymywali polskie obywatelstwo i mieli prawo ubiegać się o rewindykację mienia. Otrzymywali tzw. zaświadczenie weryfikacyjne i składali przysięgę wierności narodowi i państwu polskiemu. Odezwy władzy skierowane do nich głosiły: "Stanowimy jeden naród". Rzeczywistość okazała się inna.

Sytuacja zweryfikowanych gdańszczan była tak zła, iż 4 czerwca 1946 r. władza powołała Wojewódzki Komitet Opieki nad Zweryfikowanymi. Już sama weryfikacja i obowiązek składania przysięgi na wierność były dla zasłużonych dla polskości gdańszczan upokarzające. Jeszcze gorzej było z ubieganiem się o zwrot majątku, najczęściej o przejęte przez państwo polskie domy i mieszkania. Zachowało się wiele dokumentów i relacji świadczących o tragicznych losach gdańszczan.

W 1947 r. B. prosi polskich urzędników o zwrot przedwojennego domu, by móc wynajmować pokoje i uprawiać ogród. Żyje z rodziną w nędzy. B. była wdową po gdańszczaninie, który przed wojną współpracował z polskim wywiadem. Jej mąż, aresztowany w czasie próby przekroczenia granicy polsko-węgierskiej w 1940 r., został rozstrzelany po trzech latach więzienia. Aresztowani i straceni zostali również jego rodzice. Sama B. przeżyła okupację w niemieckim więzieniu.

Po wojnie po powrocie do Gdańska mieszkała z córką i matką u siostry w jej mieszkaniu we Wrzeszczu. Jej dom zajęli osiedleńcy. Wypędzone bezprawnie wraz z siostrą z jej mieszkania, otrzymują jeden maleńki pokoik w lokalu zajmowanym przez Polaków z Warszawy. Mimo że warszawiacy wiedzą, jakie były wojenne losy B., szykanują rodzinę: wykręcają bezpieczniki, nie dopuszczają do kuchni, nasyłają na B. żołnierzy.

Albo przypadek Gerarda Piełowskiego, jednego z pracowników Poczty Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku. Po powrocie z obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen mieszkał z rodziną na strychu. Przykrywali się workami. We "Wspomnieniach gdańskiego bówki" [bówka to w języku kaszubskim - łobuz, gawrosz] Brunon Zwarra, kronikarz dziejów gdańszczan, wspomina pożegnanie z Piełowskim w 1958 r. Zwarra nie mógł uwierzyć, iż Piełowski, więzień obozów koncentracyjnych, zdecydował się wyjechać na stałe do RFN. W odpowiedzi usłyszał: "Ile lat można wytrzymać, wchodząc codziennie jako listonosz do swojego byłego mieszkania, gdzie mieszka obcy człowiek, który zabrał mi także moje meble?". Przed wyjazdem Piełowski zwrócił władzom polskim swój otrzymany przed wojną polski brązowy Krzyż Zasługi.

Folksdojcze nie mają praw

Dla ludności osiedlającej się w Gdańsku są po prostu Niemcami albo - jeszcze gorzej - "folksdojczami". Mało kto rozumie, że przed wojną Danziger byli obywatelami Wolnego Miasta Gdańska, a nie polskimi, a po włączeniu miasta do Rzeszy byli przez władze niemieckie traktowani jak obywatele tego państwa. Danziger nie ubiegali się o ten status. Przeciwnie. To Niemcom zależało, by móc ich jako obywateli niemieckich powoływać do Wehrmachtu.

Wyrzucanie z mieszkań, gospodarstw rolnych, odbieranie zakładów i narzędzi, rabowanie i prześladowanie poprzez szykany jest w pierwszych latach po wojnie na porządku dziennym. Nowi mieszkańcy Gdańska składają na autochtonów fałszywe donosy do UB, by władze odebrały im mieszkania, umieściły w obozach dla Niemców, a ostatecznie wysiedliły do Niemiec.

W mieszkaniu S. zjawia się któregoś dnia mężczyzna z żądaniem podpisania pisemnego zrzeczenia się mieszkania i wszystkich ruchomości. Na protest gdańszczanina odpowiada krótko, iż jest z Lublina i ma więcej praw.

Do W. wprowadza się człowiek przedstawiający się jako artysta malarz. Zajmuje dwa pokoje w jej mieszkaniu i przywłaszcza sobie jej ruchomości. W. jest wdową po polskim kolejarzu zmarłym w obozie, jej brat zginął w Oranienburgu. Przed wojną należeli do gminy polskiej. W czasie wojny W. pomagała więźniom obozów koncentracyjnych.

Zweryfikowani zwalniani są ze stałej pracy, wykonując zaś prace dorywcze, są pozbawieni prawa do korzystania z kart żywnościowych. Często są zmuszani do wykonywania pracy nieodpłatnie. Komitet Opieki nad Zweryfikowanymi zasypywany jest prośbami zrozpaczonych osób o jakąkolwiek pomoc materialną. Tu również znajduje się wiele nazwisk z adnotacjami: "zakładała polskie ochronki w Wolnym Mieście Gdańsku, całą wojnę wspierała więźniów obozów koncentracyjnych, mąż zamordowany w obozie".

Wiele osób przestaje odbierać zaświadczenia o zweryfikowaniu, wiele zgłasza się na wyjazd do Niemiec. Powody wyjazdów wyjaśnił młody Kaszuba, który zgłosił się do zarządzonej rejestracji cudzoziemców w kwietniu 1946 r.: "Oczekiwali my innej Polski. Mieszkam w Gdańsku z matką i rodzeństwem. Przez rok nachodzili nas mundurowi mężczyźni, wyzywali nas od Niemców, ograbili doszczętnie, nic już nam nie pozostało - chcemy wyjechać do Niemiec".

Po polsku nie mówi

Powojenną sytuację gdańszczan pogarszała ich często słaba albo żadna znajomość polskiego. Do dziś są powszechne obiegowe stwierdzenia: "przecież on/ona nawet po polsku nie mówi" oparte o romantyczny mit języka ojczystego i przeświadczenie o przemożnym wpływie domu rodzinnego na jego znajomość.

A przecież w Gdańsku w ramach państwa niemieckiego i później w Wolnym Mieście Gdańsku językiem urzędowym i językiem nauczania był język niemiecki. Wielu gdańszczan wyniosło z domu znajomość języka kaszubskiego. Wyjście z lokalnej społeczności stawiało przed nimi duże wyzwania. Jednak wyuczenie się i wykonywanie zawodu, kontakty niezbędne w pracy i poza domem wymagały znajomości niemieckiego i posługiwania się nim. O to zaś, co dla ludności polskiej było po 1918 r. normalnością, np. posługiwanie się językiem polskim nie tylko prywatnie, ale również w życiu publicznym, polskie szkoły czy życie kulturalne, gdańszczanie musieli uparcie walczyć. Wsparcie państwa polskiego było i w tej walce mało skuteczne.

Dlatego już sam wybór szkoły dla dziecka stawiał gdańszczan przed dylematami nieznanymi rodzinom z Polski: dobra szkoła niemiecka czy słaba polska?

Można by tu przypomnieć, że brak znajomości języka polskiego nie był zresztą przypadkiem wyłącznie gdańszczan. W kasynie oficerskim na Helu w okresie międzywojnia długo dominował język rosyjski - posługiwali się nim polscy oficerowie przyjęci do polskiej Marynarki Wojennej z marynarki carskiej. A przecież nikt nie odmawia polskości oficerom polskiej przedwojennej Marynarki Wojennej.

Porzuceni

W Polsce powojennej działo się wiele nieprawości, a prześladowania dotknęły wielu zasłużonych Polaków, nie tylko opisywanych tu gdańszczan. Tragedią Danziger było jednak powojenne społeczne odrzucenie połączone z pogardą dla "folksdojczów". To społeczna solidarność oraz wsparcie integrują i mają ogromne znaczenie dla życia we wspólnocie. Tego gdańszczanom w Polsce tuż po wojnie odmówiono.

Podobnie działo się i później. Żaden z nich, nawet spośród zamordowanych przez Niemców przedstawicieli Polonii gdańskiej, nie doczekał się tytułu honorowego gdańszczanina. Na I Światowym Zjeździe Gdańszczan w maju 2002 r. nie było ani jednego referatu poświęconego tej grupie ludności. Gdyby nie spontaniczne wystąpienie pana Zygmunta Warmińskiego, przedwojennego gdańszczanina i byłego ucznia Gimnazjum Polskiego w Wolnym Mieście Gdańsku, można by sądzić, że ich w ogóle nie było.

Wspomnienia Zygmunta Warmińskiego opublikowane najpierw w Niemczech, a potem w Polsce, nie odbiły się w Polsce żadnym echem. Wiedza o gdańszczanach oparta jest w głównej mierze na książkach Güntera Grassa, który w swych gdańskich utworach nie wyszedł poza opis swojego drobnomieszczańskiego środowiska, a w żadnym wywiadzie nie wspominał polskich gdańszczan.

Danziger zostali wykluczeni z publicznej pamięci.


Cytat:
*dr Alina Kilian - historyk prawa, tłumacz języka niemieckiego

Artykuł napisałam na podstawie literatury i materiałów źródłowych zebranych do przygotowywanej do druku książki "Danziger", poswięconej tożsamości kulturowej mieszkańców Wolnego Miasta Gdańska. Korzystałam m.in. z książek: Brunon Zwarra, "Wspomnienia gdańskiego bówki", Gdańsk 1985; Sigmund Warminski, "Danzig - Heimatland", Frankfurt am Main 2000; wspomnienia Marii Chodakowskiej, córki Bernarda Filarskiego, w: "Danzig-Gdańsk 1944", Gdańsk 1994; Zygmunt Kurek, "Trzy lata w Wolnym Mieście Gdańsku 1936-1939", Bydgoszcz 1987

seestrasse - Pią Lis 07, 2008 8:25 pm

złyyy napis, złyyy :hihi:
wybiórcza trójmiasto napisał/a:
Żarnowiec: Nie dla germanizacji dzieci
Katarzyna Fryc
2008-11-07, ostatnia aktualizacja 2008-11-07 19:55

Na starej szkole w Żarnowcu odkryto napis "Gemeindeschule Anno 1909". - To pamiątka po pruskiej germanizacji - uważają radni, którzy żądają jej zakrycia. - Nie zacierajmy prawdy historycznej - apeluje dyrekcja szkoły. W piątek rada gminy jednogłośnie postanowiła zasłonić napis
Na historyczną płytę z napisem "Gemeindeschule Anno 1909" (szkoła gminna rok 1909) natrafiono przypadkiem. - Podczas usuwania azbestowych płytek pokrywających dach i zachodnią ścianę odkryto betonową tablicę, metrykę budynku z czasów zaborów - mówi Aleksandra Obszyńska, dyrektor SP w Żarnowcu, która chce pozostawienia historycznego napisu. - Jako członkowie europejskiej rodziny powinniśmy uczyć tolerancji, wybaczania i pojednania. Najlepszym tego przykładem jest współpraca Krokowej z niemiecką gminą Schweich - podkreśla.
Ale wielu radnych naciska, by tablicę zasłonić. - Jak musi boleć starszych ludzi wspomnienie, gdy uczęszczali do tej szkoły i nie wolno im było mówić w języku ich ojców, gdy za mówienie po polsku ich bito - uważa radny Józef Radziejewski z lokalnego komitetu wyborczego. Zapowiada, że jeśli tablica zostanie, on nie przestąpi progu szkoły. Popiera go Marek Tylicki z PO, przewodniczący rady gminy. - Nie rozumiem gloryfikowania pruskiego napisu sporządzonego przez ludzi, których celem była germanizacja.
Duża część mieszkańców jest innego zdania. - Sprzeciwiamy się sztucznym próbom wymazywania elementów świadczących o historii Żarnowca. Zamiast tego należy tłumaczyć dzieciom założenia procesu germanizacji Pomorza w tamtym okresie - napisali w liście do rady gminy podpisanym przez blisko 200 osób.
Mieszkańcy proponują, by dla równowagi przy starym napisie umieścić nowy "Szkoła Podstawowa w Żarnowcu", a obok niego godło z orłem z koronie.
Wczoraj nad przyszłością tablicy debatowała rada gminy. Radni jednogłośnie uznali, że trzeba ją jak najszybciej zasłonić. Ale radni nie zdają sobie sprawy, że najprawdopodobniej napis zostanie. Dlaczego? Kilka dni temu dyrekcja szkoły wystąpiła do pomorskiego konserwatora zabytków o wpisanie budynku do rejestru. Ich wniosek popiera powiatowy konserwator zabytków w Pucku.
Marcin Tymiński, rzecznik pomorskiego konserwatora zabytków: - Już sam wniosek o wpis do rejestru powoduje, że o losach tablicy może teraz decydować wyłącznie wojewódzki konserwator, który zapewne uzna szkołę i tablicę za obiekty historycznie. Żadne bieżące spory ideologiczne nie mają tu znaczenia - podkreśla.

ruda - Sob Lis 22, 2008 9:53 am

c.d.
Napis na budynku szkoły jest świadectwem historii. Niestety, spisanym po niemiecku

Cytat:
.............
Nie zasłaniać, tylko tłumaczyć

Ponad 200 osób podpisało się pod listem otwartym do Rady Gminy Krokowa. "Niezrozumiała jest próba zacierania prawdy historycznej Żarnowca poprzez likwidację tablicy. Zamiast tego należy tłumaczyć dzieciom założenia procesu germanizacji Pomorza w tamtym okresie". Jako pierwszy pod listem złożył podpis miejscowy proboszcz, ks. Krzysztof Stachowski.
- Wielkość patriotyzmu mierzy się wielkością tolerancji - tłumaczy ks. proboszcz. - Napis na szkole jest napisem historycznym, tego się nie da uniknąć. A patriotyzm? Żarnowiec jest jedyną znaną mi miejscowością, gdzie na 3 Maja i 11 Listopada w każdym oknie wisi flaga. Jak nie polska, to kaszubska. Szum wokół napisu to próba stworzenia niepotrzebnych podziałów w społeczeństwie.

Sytuacja wokół napisu na szkole jest patowa. Z jednej strony uchwała Rady Gminy, z drugiej - powiatowy konserwator zabytków. Kto wygra?
Marek Tylicki, przewodniczący Rady Gminy Krokowa:
- Wójt powinien wystąpić do konserwatora z pytaniem, czy można zasłonić tę tablicę. Nie chcemy przecież działać niezgodnie z prawem. Budynek jeszcze nie został wpisany do rejestru zabytków, w związku z tym nie podlega ochronie.

Marian Kwapiński, wojewódzki konserwator zabytków odpowiada: - Prawem wyższego rzędu od uchwały Rady Gminy jest ustawa o ochronie zabytków, której artykuł 6 ustęp 2 mówi między innymi o ochronie nazw obiektów. A tak nawiasem mówiąc, to co się dzieje w Żarnowcu, należy chyba potraktować jako lokalny koloryt, wymagający opisu socjologa lub studiów etnograficznych.....................

meloman - Pon Lut 09, 2009 9:40 am
Temat postu: 1 % od podatku na zabytkowe organy w Gdańsku
Przyjaciele kościoła św. Trójcy marzą, że część z nas wspomoże odbudowę barokowych organów w tej świątyni. Przypominają: - Każdy z nas może przeznaczyć jeden procent swojego podatku na dowolny cel.
W Stowarzyszeniu Przyjaciół Kościoła św. Trójcy "Dziedziniec" działa 20 osób, którym leży na sercu przyszłość tej drugiej co do wielkości świątyni w Gdańsku. Konserwatorzy, historycy, muzycy, fotografowie związani z tym franciszkańskim kościołem, czy to emocjonalnie, czy poprzez Stowarzyszenie chcą przywrócić należną jej rangę. Starają się pozyskać środki na odbudowę organów ze św. Trójcy, przygotowują koncerty muzyki dawnej, jakich dotąd w Gdańsku nie było.

- Układ architektoniczny zespołu św. Trójcy daje mnóstwo możliwości: kościół główny, prezbiterium, kaplica św. Anny, budynki Muzeum Narodowego. Ogromny, niewykorzystany dla kultury potencjał - mówi Andrzej Szadejko, prezes "Dziedzińca", absolwent Akademii Muzycznej w Warszawie w klasie organów oraz Instytutu Muzyki Dawnej "Schola Cantorum Basiliensis", wykładowca na AM w Gdańsku. - Wrocław ma słynny festiwal muzyki dawnej Wratislavia Cantans, Gdańsk oryginalne wnętrza św. Trójcy doskonałe do odbioru takiej muzyki i organy, które po zrekonstruowaniu zabrzmią nam dokładnie tak, jak gdańszczanom w XVIII w. To instrument niezwykły na skalę europejską. Już choćby to, że siedząc w kościelnej ławce mamy je przed sobą, a nie za plecami, jest wyjątkowe.

Do dziś ocalało 70 proc. prospektu, czyli "szafy", w której mieściły się organy. Część prospektu została na ścianie, reszta leży na kościelnym strychu. Piszczałki i mechanizm trzeba zrekonstruować, prospekt odgrzybić, zakonserwować i także częściowo odtworzyć. W pracach pomoże dokładna dokumentacja z rozbiórki organów w latach 40. ub. wieku, którą Andrzej Szadejko studiuje od czterech lat.

- Nasz instrument przyciągnął do Gdańska IX Światowy Zjazd Budowniczych Organów. Specjaliści przyjechali we wrześniu, żeby je zobaczyć i podyskutować o szczegółach odbudowy - mówi Szadejko. - Koszty na pewno pójdą w miliony, cały proces potrwa lata. Marzy nam się, by w 2014 roku na 500-lecie kościoła organy były gotowe. Dużo zależy od tego, w jakim tempie uda nam się uzyskać pieniądze na ten cel. Dlatego prosimy gdańszczan, by przekazali nam choć ten jeden procent od podatku.

Stowarzyszenie nie czeka na odbudowę - już teraz udowadnia, jak magicznym dla muzyki miejscem jest zespół św. Trójcy. Razem z Panią Aliną Ratkowską, pomysłodawcą i organizatorem Festiwalu Goldbergowskiego zapraszają na fantastyczne koncerty. Najbliższa edycja Festiwalu w pierwszych dwóch tygodniach września. A wcześniej 5 kwietnia koncert Polskiego Chóru Kameralnego, w maju natomiast usłyszymy pochodzący z Asyżu najstarszy zespół wokalny w Europie istniejący nieprzerwanie od XIII wieku.

Każdy grosz się liczy. w zeszłym roku zebraliśmy ponad 24 tys. złotych. w Grudniu zeszłego roku zostały wykonane prace przygotowawcze za ponad 500 tys złotych. Teraz zbieramy na prace rekonstrukcyjne przy prospekcie organowym oraz na sam instrument.
Przyjdźcie do kościoła Św. Trójcy i zobaczcie jak postepują prace.

By przekazać jeden procent podatku, w odpowiedniej rubryce zeznania podatkowego trzeba wpisać numer KRS 0000276836 oraz pełną nazwę stowarzyszenia

princessita - Czw Lut 12, 2009 3:02 pm

Dzien dobry,

Bylam, widzialam , podziwialam, po festiwalu goldbergowskim napisalam kilka slow do Stowarzyszenia jak i do biura organizacyjnego, bo myslalam ze nie tylko liczy sie ta przyslowiowa zlotowka ale rowniez ludzie ktorzy chca sie zaangazowac w dobre idee, a odrestaurowanie organow za taka uwazam. Szkoda ze nikt mi nie odpisal.......

Wogle szkoda ze o kulturze dawnego Gdanska malo sie mowi, o kulturze dawnej czyli wieku XVI do XVIII, a nie ciagle tylko o Wolnym Miescie. Na moim wykladzie poswieconym o Karnawale i Tancach w Gdansku w XVI- XIX wieku, przyszlo malo, jak liczylam osob ok 15, na taki sam wyklad w Lublinie, zglasza sie o dwa razy wiecej osob, ale i tak wyklad byl dla mnie duza przyjemnoscia.
Nie wiem jak Gdansk chce udowodnic ze moze byc europejska stolica kultury, nie wystarczy tylko zapraszac ciagle Dode czy Majke Jezowska albo Zielone Gitary. Jeden festiwal czy nawet trzy mysle ze tego nie zalatwia, a szkoda bo to miasto cenie wlasnie a jego niezwykla historie i ich mieszkancow.
Pozdrawiam serdecznie

meloman - Nie Lut 22, 2009 9:57 am

Co do odpowiedzi od Stowarzyszenia "Dziedziniec".
Stowarzyszenie nie posiada własnego adresu mailowego, także na skrzynce informacyjnej Festiwalu Goldbergowskiego nie ma Twojego maila. Proszę cię o kontakt na adres: szadejko@wp.pl, zapewniam , że odpowiedź przyjdzie szybko.
Bardzo nam zależy na tym, aby jak najwięcej ludzi zaangażowało się w nasze inicjatywy, to jest dla nas bardzo ważne, bo pozwala ze spokojem przygotowywać tak duże imprezy, jak Festiwal Goldbergowski.
Pozdrawiam serdecznie

ruda - Nie Lut 22, 2009 10:24 am

meloman napisał/a:
nie posiada własnego adresu mailowego,


Ma strone web , ale bez skrzynki. Co za problem? :)

princessita - Wto Lut 24, 2009 12:43 pm

Dziekuje za wiadomosc, maila wyslalam wlasnie na ten sam adres, ale wysle jeszcze raz.

Pozdrawiam serdecznie

Karaburan - Wto Mar 10, 2009 3:01 pm

Srebro spiskowców odnalezione w Gdyni

Cytat:
Co łączy niemieckich spiskowców z 20 lipca 1944 r. z artystami III Rzeszy, przemysłowcami i niemiecką arystokracją? Na przykład imienny zestaw stołowy, który ponad pół wieku przeleżał w kredensie gdyńskiego domu.

Srebrny zestaw składa się z sześciu ozdobnych noży, widelców i łyżek. Na wszystkich elementach wygrawerowano imię, nazwisko i datę. - Sztućce przywiózł do domu tuż po wojnie mój ojciec. Nie wiem, gdzie je zdobył. Na pewno nie w Gdańsku - mówi pani Magda z Gdyni, która przyniosła srebra do naszej reakcji. - Kiedy byłam mała, wyciągałam je z kredensu i odczytywałam nazwiska. Zastanawiałam się, kim byli kryjący się pod nimi ludzie. Teraz pomyślałam, że może to być dla was ciekawe.

Duża część z 18 nazwisk należy do osób arystokratycznego pochodzenia. Jak udało nam się ustalić, jedna z łyżek, pochodząca z 1935 r., należała do Bodo von Harbou, wysokiego oficera Wehrmachtu, który był jedną z najważniejszych postaci spisku oficerów, zakończonego nieudanym zamachem na Hitlera 20 lipca 1944 r. Kolejne ciekawe nazwisko widnieje na jednym z widelców. Sygnatura von Helldorf może kryć albo pułkownika Wehrmachtu, albo kolejnego zamachowca - generała berlińskiej policji, zamordowanego przez Hitlera po zamachu. Arystokratom i zamachowcom "towarzyszą" inne znakomitości przedwojennych Niemiec. Otto Roloff - znany grafik i rysownik, Wilhelm Botzkes i Paul Multhaupt - bogaci przemysłowcy. Czy znany malarz Max Rossbach. - Mamy tu do czynienia z popularnym srebrem próby 800. Forma zastawy funkcjonowała przez wiele dziesięcioleci. Różne grawerunki jednoznacznie wskazują, że sześcioosobowy komplet sztućców to niewielki fragment większej całości - mówi Izabela Sitz-Abramowicz, zgłębiająca od lat tematykę sreber i zastaw stołowych. - Najprawdopodobniej kilkudziesięcioosobowej zastawy jakiegoś elitarnego klubu, urządzonego na "angielską modłę".

- Takie nazwiska w jednym miejscu to bardzo niecodzienne zjawisko. Ukazujące przy okazji przenikanie się niemieckich elit - uważa Łukasz Orlicki, historyk i eksplorator z miesięcznika "Odkrywca". - Aż się prosi, aby przeprowadzić dokładniejsze badania, z jakiego klubu pochodzą przedwojenne srebra i jaka była ich droga do polskiego kredensu.

Zdaniem Orlickiego klubową zastawą podzielili się żołnierze zwycięskich wojsk - polskiego lub sowieckiego. Albo znaleźli ją szabrownicy gdzieś na ziemiach odzyskanych lub pograniczu polsko-niemieckim.

13 lutego na ekranach polskich kin zadebiutował film "Walkiria" opowiadający o zamachu na Hitlera z 20 lipca 1944 r. w Wilczym Szańcu. W rolę przywódcy spisku, pułkownika Clausa von Stauffenberga, wcielił się Tom Cruise.

Nazwiska z zastawy

Carl Hirte 1938, Otto Roloff 1935, Fritz von Hansemann 1938, Gerhardt Tisher 1931, R P Semrau 1932, Emmerich von Teszenszki 1931, Carl Hans Kruse 1935, Wilhelm Botzkes 1935, Arno Kriegsheim 1932, Paul Multhaupt 1932, Graf von Helldorff 1932, Sigismunt von Treskow-Friedrichsfelde 1931, Hans Georg Langen 1933, Max Rossbach 1931, Monroy 1935, Hugo Voss 1935, Werner von Salden Leppin 1931, Bodo von Harbou 1935.

discus - Wto Kwi 16, 2013 8:50 am

Drugie powstanie miasta.
Sabaoth - Sro Maj 08, 2013 1:51 pm

Artykuł w gazeta.pl o dawnym, kolorowym Gdańsku:

http://trojmiasto.gazeta....html#LokTrojTxt

fulko - Sro Maj 08, 2013 2:00 pm

Sabaoth napisał/a:
Artykuł w gazeta.pl o dawnym, kolorowym Gdańsku:

http://trojmiasto.gazeta....html#LokTrojTxt


Czasem szkoda, że nie można dać na forum like`a;)

pumeks - Pią Maj 10, 2013 8:18 am

wow, tego zdjęcia ul. Korzennej jeszcze nie widziałem :==
Sabaoth - Pią Maj 10, 2013 9:01 am

pumeks napisał/a:
wow, tego zdjęcia ul. Korzennej jeszcze nie widziałem :==

Widziałeś :hihi:

pumeks - Pią Maj 10, 2013 11:08 pm

Pamiętałbym :???:
Sabaoth - Sob Maj 11, 2013 8:44 am

Zajrzyj do PBV :mrgreen:
EwkaW - Sro Cze 05, 2013 1:05 am

Ciekawy reportaż o ulicy Szczyglej na Dolnym Mieście w Świątecznej z 1-2 czerwca
http://wyborcza.pl/magazy...sa_Hirscha.html
niestety jak ktoś nie ma możliwości dotarcia do wydania papierowego (w koszu już jest :II ) to trzeba kliknąć w "kup abonament" i za 2,46 zł brutto można czytać do woli przez 7 dni :hmm:

Orka - Sro Cze 05, 2013 9:32 am

EwkaW napisał/a:
Ciekawy reportaż o ulicy Szczyglej na Dolnym Mieście w Świątecznej z 1-2 czerwca


Czytam piewrsze zdanie "Położył na stole białą kartkę z rysunkiem wykonaNĄ czarnym ołówkiem" i już mnie diabli biorą...Czy tylko mnie drażnią takie błędy???

EwkaW - Sro Cze 05, 2013 9:54 am

Orka napisał/a:
Czy tylko mnie drażnią takie błędy???

Mnie drażnią zawsze, ale tym razem tego po prostu nie zauważyłam. Czytałam na papierze, to jest podtytuł, a reportaż na rozkładówce, duży format, pewnie go pominęłam. W internetowym wydaniu skupiłam się na sprawach technicznych (cena :hihi: ) jedynie.
Nawiasem mówiąc zdarza mi się nawet zadzwonić do korekty i poględzić :mrgreen:
I tak trzymajmy, Orko, pozdrawiam :D

discus - Wto Lis 26, 2013 9:29 am

Ładny obrazek z Wrzeszcza.
discus - Wto Sty 09, 2018 11:25 am

Gdyńska flota przedwojennych citroenów.
djjack - Sro Sie 21, 2019 8:03 pm
Temat postu: Szczątki starej bramy
Źródło: "Gazeta Gdańska" - numer 242 z 20 października 1928 r.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group